- W empik go
Świadectwo pewnej dziewczyny - ebook
Świadectwo pewnej dziewczyny - ebook
Miłość, spełnienie zawodowe, spokojne codzienne życie w otoczeniu rodziny i przyjaciół – oto pragnienia Aurelii. Wszystko wydaje się być na dobrej drodze – dziewczyna kończy studia pedagogiczne i spotyka mężczyznę, z którym pragnie związać się na stałe. A jednak piętrzące się problemy powodują, że każdy kolejny dzień staje się coraz trudniejszy do zniesienia…
Aurelia zaczyna dostrzegać, że zaszła w niej jakaś drastyczna zmiana, że nie ma w niej już dawnej radości i chęci do życia, a najmniejsza trudność urasta w jej oczach do rangi katastrofy… Co zmieni w życiu Aurelii słowo „depresja”? I czy wsparcie życzliwych ludzi wystarczy, by znalazła w sobie siłę do walki o własne szczęście?
W podstawówce nasza bohaterka nie uważała się za bystrą dziewczynę. Już pierwszego dnia szkoły w szaleństwie i przypływie radości spadła ze schodów. Z czytaniem miała problemy, z zachowaniem ponoć też, gdyż pamięta wiele otrzymywanych wtedy najgorszych ocen, czyli chmurek z piorunem. Było ich tak dużo, że jej mama żartowała, iż to ją zaraz piorun trzaśnie.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-199-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hej, Człowieku! Piszę tę książkę dla Ciebie i chcę opowiedzieć Ci historię pewnej dziewczyny. Dziewczyny prostej i zwyczajnej, którą spotkały nadzwyczajne przygody. Gdy słyszymy „przygody”, wyobrażamy sobie, że jest to coś miłego i niezapomnianego. W przypadku bohaterki tej książki nie do końca tak było. Owszem, przygody, które ją spotkały, były niezapomniane, ale nie należały do najmilszych. Każdy człowiek chce żyć po coś, dla kogoś. Jedni marzą, by przeżyć życie zwyczajnie, inni zaś stale szukają wrażeń. Uważam jednak, że każdy człowiek, choć pewnie wielu będzie zaprzeczać, chce mieć w życiu cel, do którego będzie dążył. Dla jednych jest to kariera, dla innych rodzina, kolejni będą spełniać swe marzenia jedno po drugim. Nasza bohaterka całe życie zadawała sobie pytanie: po co żyć? Żyła, szukając sensu życia, i choć jest młoda, to w pewnym momencie straciła już wiarę, że ten sens odnajdzie. Z tego też powodu nie miała marzeń, a rozmowy o tym przyprawiały ją o mdłości. W marzeniach akurat nie doszukiwała się sensu życia, uważała to za gonitwę, która nie dawała gwarancji spełnienia, a mogła przynieść wielki zawód. Dziewczyna po prostu nie ryzykowała, skoro nie było to nic pewnego. Po przeżyciu tych nadzwyczajnych przygód zrozumiała, że żyła w transie i na szczęście przeżyła. Pojęła wtedy wiele rzeczy, odnalazła odpowiedzi na nurtujące ją pytania i zaczęła żyć pełnią życia. Teraz, Człowieku, proszę Cię, poświęć chwilę i przeczytaj jej historię. Może odnajdziesz w niej to, czego szukasz.ROZDZIAŁ I
Aurelia, to tak ma na imię nasza bohaterka, z opowieści swojej mamy wie, że urodziła się nad ranem, co niestety nie świadczy o tym, że jest rannym ptaszkiem. Szpital był nad Wisłą. Zawsze podziwiała, w jakiej pięknej scenerii znajdowało się to miejsce, czuła się przez to trochę wyjątkowa, ale może też dlatego, że jako jedyna z rodziny urodziła się w Warszawie. W końcu stolica i te sprawy, rozumiesz, a może i nie, bo to w końcu dziecinne odczucia. W późniejszym życiu było wiele sytuacji, w których żałowała miejsca swojego urodzenia, ale o tym dowiesz się w swoim czasie. Wszystko po kolei.
Z własnych wspomnień wie, że urodziła się w rodzinie mało zamożnej, ale pełnej miłości. Miłość jej rodziców była na tyle silna, że ponad trzydzieści lat temu, spotkawszy się zaledwie kilka razy, za każdym razem pokonywali setki dzielących ich kilometrów, aż w końcu zdecydowali się wziąć ślub, w poszukiwaniu pracy przeprowadzić się pod Warszawę i wychować dwie córki. Co nie zmienia faktu, że zazwyczaj brakowało do pierwszego i choć rodzice nie chcieli obciążać tym córek, czasami nie było wyjścia. Bardziej odczuła to starsza córka, siostra naszej bohaterki. Życie w latach osiemdziesiątych nie było proste, przeżywanie w nich dzieciństwa też nie. Choć niektórzy powiedzą, że czego można było pragnąć bardziej, przyjaciele z podwórka, wspólna kryjówka i trzepak. Jednak dziewczynki marzyły na przykład o lalkach Barbie, na które nie wszyscy mogli sobie pozwolić. Młodsza z córek, Aurelia, urodziła się już w trochę innej rzeczywistości. Lata dziewięćdziesiąte niosły za sobą inne standardy, w których żyło się prościej. Stąd też nie ma ona złych wspomnień. Czuła, że pomimo braku dobrobytu, wiecznego niedostatku pieniądza, w tamtym okresie miała wszystko – koleżanki, wspólny domek, trzepak i drzewa, na które uwielbiała się wspinać. A może po prostu dlatego, że była młodsza, była rozpieszczana i pewne braki mniej odczuwała.
Wczesne dzieciństwo dla naszej bohaterki wiąże się z niewieloma wspomnieniami – taka natura człowieka. Wie jednak, że lubiła śpiewać, ale uwielbiała też, kiedy jej śpiewano. Zawsze z rozczuleniem wspomina kołysankę, którą nuciła jej mama, głaszcząc ją po głowie i tuląc do snu. Myślę, że kołysanka „Ach śpij, kochanie”, w której księżyc ziewa i za chwile zgaśnie, a kotki to były dwa szarobure obydwa, jest kołysanką ponadczasową i możesz ją kojarzyć. Sam zapewne ją słyszałeś, a jeśli nie, to nauczysz się ją śpiewać swoim dzieciom. W odrobinę starszym wieku nasza bohaterka wspomina otwarcie wielkiego supermarketu. Pierwszego w okolicy, więc dla całej wsi, w której mieszkała z rodziną, jak i dla niej samej było to wielkie wydarzenie. Umowa była prosta: może jeździć z rodzicami na zakupy, pod warunkiem, że będzie grzeczna.
Na końcu sklepu był dział z książkami, a tam za bycie grzeczną czekała ją nagroda w postaci małej książeczki. Uzbierała tych książeczek wiele, do dziś jej tata trzyma je dla wnuków. Książeczki były z reguły o księżniczkach lub o lalkach Barbie. Rytuał był prosty, raz w tygodniu nowa książeczka na cały tydzień czytania przez tatę. Wiele z nich znała na pamięć, ale jedną zapamiętała w szczególności. Opowieść o Śpiącej Królewnie. Recytowała tę bajkę z pamięci, gdy tata czytał, a historia królewny jest jej ulubioną baśnią po dziś dzień.
Nieodłączną częścią wspomnień z dzieciństwa będą te związane z przedszkolem i choć pierwsze wspomnienie, jakie ma, nie jest miłe, gdyż to po prostu płacz za mamą, reszta to sama przyjemność. Tęsknoty za mamą nie koiła motywująca piosenka „Jestem sobie przedszkolaczek”, w której przecież przedszkolaczek nie grymasi i nie płacze, pamiętasz? Gdy Aurelia zaczęła uczęszczać do przedszkola, przechodziła traumę związaną z rozstaniem z mamą, w późniejszych latach jej mama dołączyła do załogi przedszkola i było już lżej, choć ona już wcale jej nie potrzebowała. Zaadaptowała się w pełni do przedszkola i ani myślała o rodzicach, zajęta była w pełni zabawą i integracją z innymi dziećmi. Po dziś dzień wspomina wręcz tęsknotę mamy za nią, która żaliła się, że córka się do niej nie przyznaje. W przedszkolu miała świetny kontakt nie tylko z dziećmi, ale również z paniami, które uczyły i pilnowały dzieci. Wiele z nich stało się ciociami, a kontakt z niektórymi z nich utrzymywany jest po dziś dzień. Panie troszczyły się o swoich podopiecznych jak mało kto, wykazywały się dużą troską i zainteresowaniem. Nie stroniły też od żartów, co świetnie wpływało na relacje z wychowankami. Przedszkole funkcjonuje po dziś dzień i kadra również zmieniła się w niewielkim stopniu. Potrzeba ogromnej siły, by przez większość swojego życia poświęcać się pracy z dziećmi. Praca jest niezwykle odpowiedzialna i angażująca oraz – powiedzmy to wprost – nie należy do najłatwiejszych, a uwierz mi, wiem, co mówię.
Dzieciństwo zawsze kojarzyć jej się będzie z wyjazdami na wakacje do babci Julii. Tam z siostrą przeżywały szczęśliwe chwile swojego dzieciństwa. Rodziców nie było, więc mogły szaleć. Prawda jest jednak taka, że wakacje spędzały z siostrami ciotecznymi i wujostwem, więc miał ich kto pilnować. Każda z sióstr wykorzystywała je jednak na swój sposób. Starsza miała już inne zajęcia niż bohaterka naszej książki, która była dość osamotniona w tym czasie, gdyż nie miała tam nikogo, kto byłby jej równolatkiem. Radziła sobie nieźle, zawracając głowę po trochu każdemu, może z wyjątkiem dziadka Krzysia, już jako schorowanego człowieka. Pamięta jednak, że mnożenie miał w małym palcu i piękne rysował, o czym świadczyły rysunki na cegłach domu. Za to z babcią fajnie grywało się w karty, szczególnie w wojnę, choć i w pokera nauczono ją grać. Siostry cioteczne, Agnieszka i Julita, jednocześnie matka chrzestna Aurelii, starały się organizować wspólny czas z reguły na wyjazdach rowerowych. Ach, co to były za przejażdżki i długie dystanse, które nasza bohaterka spędzała w koszyku zespawanym przez wujka Edka, a w późniejszym czasie na bagażniku. Spokojnie siedziała na wygodnej podusi uszytej przez Agnieszkę. Agnieszka była bardzo mocno zaangażowana w wakacje sióstr, lubiła opiekować się dziećmi, co w późniejszym czasie przełożyło się na wybór zawodu – została nauczycielką. Agnieszka uwielbiała piec ciasta, w czym pomagała jej nasza bohaterka, podjadając surowe ciasto. Owszem, wszyscy powtarzali, że od tego będzie bolał brzuch, jej jakoś jednak nigdy nie bolał. Z kolei Julita była w tamtym czasie myślicielką i dużo się uczyła. Poświęcała czas modlitwie i zachęcała do niej innych. Aurelia lgnęła do niej, choć ta miała mało czasu dla siostry ciotecznej. Znajdowała jednak czas na krótką piosenkę, którą wspólnie wspominają do dziś. Brzmiała ona tak: „Był dom, a w domu była dziura…”. Żadna z nich nigdy nie dowiedziała się, co było dalej, gdyż nasza bohaterka po tych słowach zaczynała płakać, wyobrażając sobie najgorsze, i może dlatego dzisiaj boi się spędzać samotnie czas w dużych domach.
Ciocia Bogumiła przygotowywała najpyszniejsze obiady na świecie. Po dziś dzień gotuje ulubioną zupę naszej bohaterki – czerninę. Jeśli jesteś ciekawy, co to za zupa, sprawdź na własną odpowiedzialność. Choć wiadomo, że małym dziewczynkom nie wszystko smakowało. Raz karmienie zupą z kabaczka nie skończyło się dobrze ani dla cioci, ani dla naszej bohaterki, może sam zgadnij, co mam na myśli.
Brat cioteczny Witek był zawsze obecny, dużo jadł i opiekował się gospodarstwem, raczej nie miał czasu na opiekę nad młodszymi kuzynkami. Uwielbiał za to łowić ryby i tą wiedzą chętnie się dzielił. Tak Aurelia za dzieciaka nauczyła się wędkować. Uwielbiała spędzać tam wakacje, lubiła długie wieczory przy zachodzie słońca i unoszący się w powietrzu zapach maciejki. Piękne były również spacery po polach z siostrami ciotecznymi. W jednym ze wspomnień, do których nasza bohaterka lubi wracać, jest wspólne śpiewanie pieśni „Zapada zmrok”, w której to „Panience swej piosenkę na dobranoc zaśpiewać się chcę w ostatnią chwilę dnia”. To wspólne śpiewanie było idealną formą modlitwy.
Podczas wakacji siostry spotykały się też z pozostałą rodziną, choć nie miały żadnego kuzynostwa w swoim wieku. Aurelia lubiła odwiedzać i spotykać się z pozostałymi ciociami i wujkami. Pamięta, jak raz z babcią odwiedziła w wakacje ciocię Bognę i wujka Zbyszka, byli oni niesamowicie pracowitymi ludźmi. Mieli ogromne gospodarstwo, które wymagało ogromu pracy. Ciocia nie dość, że opiekowała się domem i dziećmi, to pomagała również w gospodarstwie. Raz poczęstowała naszą bohaterkę plackami ziemniaczanymi, które zjedli z ketchupem, a nie z cukrem, jak zazwyczaj ona jadała. Wujek Zbyszek zaś, gdy tylko znajdował czas, starał się jakoś zainteresować Aurelię różnymi opowiastkami, na przykład o bocianach w gnieździe czy złapanej jaskółce.
Z braćmi i siostrą cioteczną chętnie chodzili na spacery do lasu. Wspomina ich jako bardzo ciepłych i zabawnych. Patryk był niesamowicie silny, udowadniał to zawsze, dźwigając naszą bohaterkę na jednej ręce. Jestem pewna, że i dziś dałby radę to zrobić.
Marysia była pracowita, pomagała rodzicom i szybko nauczyła się jeździć samochodem. Łukanio zaś był chyba tym bratem ciotecznym, który pierwszy raz dał poprowadzić Aurelii ciągnik. Nie umiała nic innego, jak tylko trzymać prosto kierownicę, ale ucieszyło ją to ogromnie. Często spotykała się również z ciocią Zuzią i wujkiem Jaśkiem. Podjęła niegdyś próbę przenocowania u nich sama. Była jednak chyba za mała, tęskniła za mamą i wujek musiał odwieźć naszą bohaterkę do domu babci, gdzie nocowała mama. Ciocia Zuzia trochę to przeżyła, niepotrzebnie się zdenerwowała.
Ciocia i wujek wychowali trzy wspaniałe córki. Hania była niezwykle opiekuńczą osobą, lubiła dzieci i zajmowanie się nimi. Antonina zaś była samodzielna, szybko wyprowadziła się z domu, imponowała naszej bohaterce stylem ubierania się. Jeśli chodzi o Irenkę, to Aurelia miło wspomina jej wesele. Jako małe dziecko świetnie się na nim bawiła i pamięta, jak Irenka jako panna młoda pozwoliła jej prowadzić pociąg przy piosence „Jedzie pociąg z daleka” Ryszarda Rynkowskiego – obowiązkowy przebój każdego wesela. To nie jedyne wesele, które nasza bohaterka miło wspomina, ale o tym przekonasz się później.ROZDZIAŁ II
Jak już się orientujesz, siostry dzieliło kilka lat różnicy, które dla nich były przepaścią. Każda z nich zajmowała się sobą, miała swoich ziomków z osiedla, swoje zainteresowania. Były diametralnie różne, a jednak musiały to ze sobą godzić, dzieląc wspólnie mały pokoik w kilkudziesięciometrowym mieszkaniu. Ponoć, jak relacjonują rodzice, nie było tak źle. Starsza była domatorką, uwielbiała spędzać czas na czytaniu książek czy słuchaniu muzyki. Dla naszej bohaterki stawała się wzorem do naśladowania, choć pewnie na to nie wyglądało, gdyż była ona powsinogą. Nie lubiła siedzieć w domu, z czytaniem miała problemy, lepiej było szaleć po osiedlu. Dzieciństwo spędziła, słuchając klasyki polskiej muzyki i podczas jednych ferii spędzanych u cioci Bogumiły razem z Krzysztofem Krawczykiem wyruszała parostatkiem w piękny rejs i nie mogła się doczekać pełnoletniości, by robić te wszystkie rzeczy dozwolone od lat osiemnastu według piosenki Czerwonych Gitar.
Aurelia, choć większość wolnych chwil spędzała u rodziny swojej mamy, bardzo lubiła podróżować w rodzinne strony taty. Podróżowali tam rzadko, gdyż do przejechania było maluchem ponad trzysta kilometrów, co w tamtych czasach stanowiło wyprawę. Z biegiem lat podróże stały się częstsze, drogi jakby prostsze, a i samochody lepsze. W długiej podróży należało urozmaicić sobie jakoś czas. Nasza bohaterka chętnie wspomina, jak z siostrą, najpiękniej jak potrafiły, śpiewały „Hej, sokoły”, w których na koń wsiadał ułan młody, a w piosence „Szła dzieweczka do laseczka” napotkała ona myśliweczka bardzo śwarnego. Podróże wiązały się też z ciągłym słuchaniem kaset taty. Najczęściej puszczana była kaseta patriotyczna, na której w pieśni „Rozkwitały pąki białych róż” panienka czekała na powrót Jasieczka z wojenki. Dziewczyny oczywiście znały cały tekst. Nie obyło się również bez modniejszych utworów, jakie wtedy powstały. Był wielki szał na disco polo, więc i takie utwory dziewczyny znały. Przepływały rzeki i pokonywały góry razem z kawalerem w piosence „Czarownica” zespołu Fanatic oraz oglądały piękną dziewczynę z kanału TV z piosenki „Mydełko Fa”.
Wolne chwile spędzane u babci Alicji i dziadka Felka w Małopolsce zawsze kojarzyć się będą naszej bohaterce z pięknymi widokami za dnia i szalonymi, pełnymi śpiewów ogniskami odbywającymi się wieczorami. Dziadkowie wychowali ósemkę dzieci, byli niesamowicie pracowitymi ludźmi, ciężko pracowali na swoim małym gospodarstwie, a każdy, kto mógł, pomagał im w żniwach czy zbieraniu truskawek i owoców w sadzie. Najwięcej pomagał im syn Kazik, swoją drogą ojciec chrzestny Aurelii, dla niej po prostu Kazik. Miała z nim dobry kontakt, był zabawny i opiekuńczy. Na wsi u dziadków często spotykała ciocię Halinę i wujka Sławka, swoją drogą wujek to też brat cioteczny mamy naszej bohaterki. Dzięki cioci i wujkowi poznali się jej rodzice. Ciocia Halinka była bardzo zorganizowaną osobą, umiała zaopiekować się domem i smacznie gotowała. Wujek zaś całe życie mieszkał na Śląsku, więc zawsze raczył towarzystwo śląskimi przyśpiewkami.
Niedaleko dziadków mieszkali z kolei ciocia Grażyna i wujek Zbyszek. Ciocia pięknie dbała o ogród, zawsze wymieniali się ogrodniczymi nowinkami z tatą naszej bohaterki, z kolei wujek hodował gołębie i często dawał je tacie, by zabrał je ze sobą i wypuścił kilkaset kilometrów dalej. Wujek był ciekaw, czy do niego wrócą.
Z kolei ciocia Dominika i wujek Michał wydawali się naszej bohaterce zgranym małżeństwem i to w nich podziwiała. Ciocia była zabawna i dużo się śmiała, wujek zaś wszystkich rozśmieszał kawałami – tymi kulturalnymi i tymi mniej. Z okolic Śląska do dziadków przyjeżdżali też ciocia Marylka i wujek Jurek. Ciocia do tego stopnia uwielbiała spędzać czas w towarzystwie, że późnymi wieczorami często zasypiała na siedząco, byle tylko towarzyszyć innym w zabawie, wujek zaś był złotą rączką – wszystko naprawiał, ale też tworzył ozdoby do ogrodu. Z tych samych okolic przejeżdżali również ciocia Ela i wujek Zbyszek. Ciocia był znakomitą krawcową i nie było w rodzinie nikogo, kto by nie miał narzuty przez nią uszytej, wujek zaś zawsze miał ogromny apetyt, który nie wpływał na jego nienaganną figurę. Z Krakowa przyjeżdżali z kolei ciocia Kalina i wujek Antek. Ciocia była niezwykle pracowita i opiekuńcza, wujek zaś wędził najlepsze kiełbasy w rodzinie.
Jak mogłeś się zorientować, rodzina od strony taty naszej bohaterki jest dość duża. Wyobraź sobie teraz, że każde wujostwo miało kilkoro dzieci, a więc kuzynów było dość dużo, jedni znacznie starsi od naszej bohaterki, inni zaś młodsi. Największy kontakt nasza bohaterka miała z kuzynką Matyldą. Jako rówieśniczki bawiły się razem, chociaż rzadkie spotkania w dzieciństwie nie sprzyjały rozwijaniu przyjaźni. Z upływem czasu i wraz z dorastaniem dziewczyn ich kontakt był częstszy, a więc i przyjaźń silniejsza, trwająca po dziś dzień. Z Maćkiem nasza bohaterka pierwszy raz spróbowała alkoholu, pijąc dosłownie kropelkę – ojcowie stwierdzili, że powinni wiedzieć, z czym to się je, a raczej jak smakuje. Ada i Kornel byli zawsze dowcipni, lubiła spędzać z nimi czas, bo gwarantowali oni dobrą zabawę. Patryk był zwariowany, zawsze miał ciekawe przygody, o których opowiadały jego siostry. Marek był cichy i zrównoważony – tak jej się zawsze wydawało. Patrycja, Anita i Daria szalały na imprezach i dobrze się bawiły, nasza bohaterka czekała, aż podrośnie, by móc z nimi wybrać się na imprezę. Antek, Lucjan i Marcel szaleli za mroczną muzyką, to dzięki nim Aurelia dowiedziała się o takim zespole jak Rammstein. Gregor był o wiele starszy i wydawał się naszej bohaterce spokojny i ułożony. Krzysiek to jeden z ulubionych kuzynów, znacznie starszy, ale taki spokojny i opiekuńczy, a przy tym zabawny. To dzięki niemu dowiedziała się o kimś takim jak Artur Rojek, z którym chodził do szkoły czy coś takiego, a zespół Myslowitz stał się akurat sławny. Radek też był zabawny i rodzinny, chętnie spotykał się z rodziną. Beata zawsze była elegancka i zadbana. Aniela rodzinna i zabawna, zawsze pomocna.
Teraz pomyśl, że zarówno kuzynki od strony taty, jak i rodzeństwo cioteczne od strony mamy, mają żony i mężów, córki i synów. Patrząc na to, możesz sobie wyobrazić, jak dużą nasza bohaterka ma rodzinę. Docenia w niej każdego. Docenia to, że są, że tworzą wspaniałe rodziny. Cieszy się, że może być ich częścią.
W dzieciństwie rodzice często spotykali się ze swoimi przyjaciółmi, których dzieci stały się bardzo bliskimi osobami dla naszej bohaterki i jej siostry. Niestety byli oni mniej więcej w wieku starszej córki, zatem Aurelia miała z nimi w tamtym czasie słabszy kontakt, choć zdarzały się chwile, gdy spędzali wspólnie czas na zabawach. Przyjaciele rodziców byli ważni dla dziewcząt, stali się dla nich ciociami i wujkami i tak pozostało do dzisiaj. Ciocia Basia z wujkiem Leonem bywali u rodziców najczęściej, zawsze mieli jakieś ciekawostki do przekazania. Miło się z nimi rozmawiało o dawnych czasach, gdy oni byli młodzi, w opowieści zawsze się znalazło coś śmiesznego. Ciocia Zuzia i wujek Krzysiek zaś wpadali najczęściej na imieniny. Ciocia to niezwykle ciepła osoba, a wujek ze swoim donośnym głosem imponował naszej bohaterce. Cotygodniowe spotkania bardzo zbliżały, choć z biegiem czasu dla sióstr stały się męczące. Z czasem pojawiły się inne priorytety, jak na przykład nauka. Każde z dzieci im starsze, tym bardziej zajmowało się swoimi sprawami i wspólnych chwil było coraz mniej. Ilona i Ewa – najstarsze z nich – właściwie nie interesowały się zabawą z dziewczynami, były starsze, wręcz onieśmielały Aurelię. Pamięta ona za to, że Ewa była niesamowicie zabawna, a Ilona robiła świetne fryzury, czesała nawet naszą bohaterkę do Pierwszej Komunii Świętej. Następnie w kolejności wiekowej była siostra naszej bohaterki, o niej już sporo wiesz, więc przejdźmy dalej. Anita – niezwykle miła dziewczyna, starała się zawsze wspólnie organizować zabawy, tak by i najmłodsza z paczki Aurelia mogła brać w nich udział. Była opiekuńcza i troskliwa. Został jeszcze Daniel, rodzynek wśród pań, chadzał swoimi ścieżkami, choć gry w piłkę i zabawy w chowanego nie odmawiał. Często też do starszej siostry wpadała koleżanka, sąsiadka Karolina. Były w tym samym wieku, więc bardzo się zaprzyjaźniły, nasza bohaterka była piątym kołem u wozu, ale była. Aurelia lubi wspominać te chwile.
Z dzieciństwa nasza bohaterka pamięta także przyjazdy sióstr ciotecznych – Julity i Agnieszki – z ich mamą, czyli ciocią Bogumiłą, oraz bratankami Kornelem, Kaziem i bratanicą Moniką. Wtedy te dzieciaki miały po kilka lat, dziś są dorosłymi ludźmi bliskimi sercu Aurelii. Wspomina ona wspólne chwile spędzone z nimi na wycieczkach do zoo, kin czy parków rozrywki. Agnieszka z Julitą dobrze organizowały im czas, a nasza bohaterka dzielnie im towarzyszyła. Dziś Kornel wraz z Kaziem, który jako dorosły mężczyzna powinien być nazywany Kazikiem, lecz zawsze pozostanie Kaziem, są oddanymi żołnierzami wiernymi ojczyźnie. Monika, piękna dziewczyna na progu dorosłości wybiera swoją życiową drogę. Choć są daleko od Aurelii, ona uwielbia ich odwiedzać w ich rodzinnych stronach. Z sentymentem wraca do historii wspólnie przeżytych.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_