Świadkowie Wrogowie - ebook
Organizacja ślubu na ostatnią chwilę, wiszący w powietrzu skandal i świadkowie, którzy... próbują się nie pozabijać i przypadkiem nie pocałować.
Lena, zimna perfekcjonistka, zarządza personelem efektywnie i stanowczo. Dziwnym trafem pracownicy rzucają papierami zaraz po tym, jak Lena przekazuje im feedback. Nawet jej szefowa traci cierpliwość i wysyła ją na przymusowy urlop. Na prośbę młodszego brata wraca do rodzinnej wsi na Mazurach i od razu dostaje zadanie specjalne, które wystawi jej nerwy na ciężką próbę. W dodatku pomóc ma jej... facet, którego dawno wyrzuciła z pamięci. Czy aby na pewno?
Kacper to okoliczny łamacz serc z rozbrajającym uśmiechem, błyskiem w oku i wyjątkowym talentem do komentarzy, przez które Lena nie będzie mogła zmrużyć oka w nocy. Uważa go tylko za dużego chłopca bez planu na życie, ale prawda może ją zaskoczyć.
„Świadkowie Wrogowie” to zakręcona komedia romantyczna dla fanek motywów second chance, z przedślubnym chaosem i wakacyjnym klimatem. Idealna lektura na wakacje, z zapachem słomy w tle, skradzionymi całusami za stodołą i intensywnymi chwilami przy ognisku. Dla pełnoletnich czytelników.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-976922-0-6 |
| Rozmiar pliku: | 509 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Królowa cię wzywa. – Moja asystentka, Dominika, wsunęła głowę przez szklane drzwi biura. Była ostrzyżoną na krótko brunetką, w nosie miała okrągły kolczyk. Odwróciłam twarz od ściany, zamykając pokrywę srebrnego laptopa. Wzięłam ze sobą swój ulubiony planer w biało-czarne szlaczki. Założyłam zamszowe szpilki, które trzymałam pod biurkiem i poprawiłam skórzany blezer.
W dobrym nastroju, stawiając nogę przed nogą, mijałam biurka na ołpenspejsie, by dotrzeć do gabinetu Izy. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że wszyscy się na mnie gapią.
Kurtuazyjnie zapukałam w matowe szkło na końcu sali.
– Wejść.
– Wracać do pracy! – Zerknęłam przez ramię, sprawiając, że wszyscy zaprzestali szeptów i skupili wzrok na swoich monitorach. Nacisnęłam klamkę i wślizgnęłam się do biura szefowej.
Iza była dojrzałą kobietą z rudymi włosami. Pół roku temu awansowała mnie na stanowisko dyrektora kreatywnego i przyznała najfajniejsze biuro na całym piętrze.
– Wzywałaś mnie.
Byłam gotowa przyjąć entuzjastyczne gratulacje. Przedwczoraj w nocy dopięłam wysokobudżetową kampanię prezerwatyw. A dzisiaj rano załatwiłam z siecią kin pierwsze próbki materiałów reklamowych na Dzień Dziecka.
– Musimy porozmawiać. – Iza zdjęła okulary. Przetarła zmęczoną twarz.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i usiadłam na zamszowym pikowanym fotelu.
– Co się dzieje? – zapytała, patrząc mi w oczy. – Jesteś przemęczona?
– Nie. – Wzruszyłam ramionami. Wypiłam dwie kawy i energetyka, więc miałam siłę, żeby pchnąć projekty dalej.
Izabela pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Musisz popracować nad podejściem do współpracowników – oznajmiła, a w jej tonie zabrzmiała niebezpieczna nuta. Aha. Już miałyśmy taką rozmowę, po tym jak wylałam jednego z grafików. Koleś pomylił czerwony z koralowym, do druku poszły złe pliki, więc nie miałam dla niego litości.
– Przecież się poprawiłam – powiedziałam defensywnie. Od dwóch tygodni nikogo nie zwolniłam.
– Lena, Lena... – Iza pokręciła głową. – A co się wydarzyło wczoraj?
– Wczoraj? – zapytałam, nie tracąc ani na chwilę profesjonalnej miny.
– Tak, wczoraj. – Przytaknęła szefowa z matczyną troską. Odchyliłam się na oparcie i założyłam nogę na nogę.
– Dzień jak co dzień, rano miałam spotkanie z klientem, potem pomagałam działowi kreatywnemu w budowaniu makiety.
Iza klepała chwilę w klawiaturę komputera, a potem znowu na mnie spojrzała.
– Pomagałaś działowi kreatywnemu? – Uniosła brwi z zainteresowaniem. – W budowaniu makiety?
– Właśnie to powiedziałam. – Kiwnęłam głową.
Iza przerzuciła rudą kitę do tyłu, strzeliła kostkami i włączyła coś na laptopie. Potem go przesunęła tak, abym ja też widziała, co się dzieje na ekranie. Film przedstawiał monitoring z sali konferencyjnej numer pięć.
– Specjalnie poprosiłam dział IT o to nagranie – powiedziała, bawiąc się długopisem.
Na filmie było widać, jak wchodzę do sali, wszyscy milkną i stają na baczność wokół projektu. Młody stażysta, który zapewne wyciągnął najkrótszą zapałkę, produkował się na temat makiety. Ja z powierzchownym zainteresowaniem stanęłam u szczytu stołu, następnie zadałam parę pytań i zastanawiałam się w skupieniu. Potem wzięłam w ręce projekt i wrzuciłam do kosza.
Spojrzałam na Izę bez cienia skruchy.
– Był do dupy.
Iza przyjęła ten komentarz ze spokojem, po czym włączyła kolejny film. Nachylałam się nad ramieniem młodej dziewczyny i czytałam coś na komputerze, kilka sekund później zamknęłam pokrywę laptopa i wskazałam jej drzwi.
– Daria już tu nie pracuje – skwitowała z kwaśną miną Iza.
– Przecież jej nie zwolniłam – powiedziałam z oburzeniem.
Szefowa bez słowa przeciągnęła suwak postępu wstecz i włączyła dźwięk. Słychać było jak mówię: „Naucz się, czym różni się profesjonalny copywriting od wodolejstwa, a potem wróć”.
– Ten tekst się do niczego nie nadawał – usprawiedliwiałam się. – Powtórzenie goniło powtórzenie...
Iza wypuściła powietrze, mamrocząc coś o cierpliwości i włączyła kolejny materiał. Wkurzona machałam na nim rękami, wskazując na draft plakatu perfum i krzyczałam coś o liściach kapusty.
– Widziałaś, co oni tam wstawili? – zapytałam, modląc się o ciut zrozumienia z jej strony. Na filmie właśnie przykładałam jedną wersję plakatu do lewego ucha głównego kreatywnego i drugą do prawego. Mówiłam: „Powtarzaj za mną, z lewej liść z prawej liść, a w środku… głąb”. Facet, blady jak ściana, powtórzył po mnie obelgę. – „Miały być liście tropikalne!”.
Izabela zamknęła laptopa z westchnieniem.
– Jesteś dobra, to fakt. Masz wyniki, ale na Boga, Lena! W tym tygodniu dostałam już trzy wypowiedzenia, a mamy wtorek.
Na język cisnął mi się bezczelny komentarz, że powinna lepiej wybierać pracowników, ale się powstrzymałam. Zagryzłam zęby i policzyłam w głowie do trzech.
– Postaram się bardziej panować nad sobą i mieć do nich więcej cierpliwości – obiecałam, patrząc na złoty zegarek na przegubie. – Muszę lecieć.
Już wstawałam, ale zatrzymał mnie jej głos.
– Siadaj! – wrzasnęła.
Z rozszerzonymi z szoku oczami klapnęłam z powrotem na krzesło. Iza wycelowała we mnie palec z eleganckim czerwonym paznokciem.
– Mam tego dosyć.
Uznałam, że to zły pomysł, żeby pytać ją o markę i numer lakieru. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko patrzyłam na nią, czekając, aż się wygada i mnie puści. Robota sama się nie zrobi.
– Niepokoją mnie twoje metody. Wysyłamy cię na urlop – obwieściła, piorunując mnie wzrokiem.
Miałam wrażenie, jakby wykrzyczała mi ostatnie słowo wprost do ucha, a ono rozeszło się echem po całym umyśle. Urlop, urlop, urlop...
– Daj spokój – powiedziałam po tym, jak w końcu się otrząsnęłam. – Naprawdę będę już uważać.
– Ja nie żartuję – syknęła, a jej zielone oczy zamigotały.
– Ale ja nie chcę na urlop. Nie lubię urlopu – jęknęłam i nachyliłam się na siedzeniu ku niej.
Byłam pracownikiem idealnym, w ogóle nie brałam wolnych dni, nie odbierałam nadgodzin. Pracowałam również w soboty i święta, choć tu tylko rano. Ta praca była dla mnie całym życiem.
– Otóż to – powiedziała szefowa. – Masz ponad sześćdziesiąt dni zaległego urlopu. Rozmawiałam z kadrami i musisz go wybrać do końca roku.
– To jeszcze mam trochę czasu... – Machnęłam ręką, licząc, że sprawa rozejdzie się po kościach.
– Masz też nieruszony urlop z tego roku – przypomniała Izabela, patrząc w papiery.
– Wykreśl mi go – wzruszyłam ramionami.
– To nie podlega dyskusji – oznajmiła stanowczo, wracając do komputera. – Od jutra cię tu nie widzę.
– Ale ja mam nieskończone projekty – zaprotestowałam.
– Nie oszukujmy się. Jest czerwiec, więc teraz będzie luźniej. Dominika przejmie twoje obowiązki.
Normalny człowiek pewnie by się cieszył z takiego obrotu spraw, ale nie ja. Wykorzystywałam wakacje, żeby przygotować się do następnego sezonu. Zawsze miałam opracowanych kilka koncepcji do wyciągnięcia z szuflady w czarnej godzinie. Izabela mogła próbować mnie odsunąć, ale ja nie zamierzałam się ugiąć.
– Jeśli dowiem się, że zabrałaś komputer służbowy, wlepię ci dyscyplinarkę – pogroziła.
Szlag! Przewróciłam oczami i fuknęłam z irytacją. Moja szefowa ścisnęła nasadę nosa, co było oznaką frustracji.
– Wykorzystaj ten czas, może pojedź do rodziców czy coś. Wyluzuj i odpocznij, OK? – powiedziała, siląc się na cierpliwość.
Najeżyłam się. Nie lubiłam rozmawiać o domu, Iza jako jedyna wiedziała, skąd pochodzę i to tylko dlatego, że miała wgląd w moje dokumenty.
– Jasne – mruknęłam z obrażoną miną i wstałam.
Szłam przez ołpenspejs do mojego biura, a głowy pracowników odwracały się za mną z kpiącymi uśmieszkami. Mogłam się założyć, że zaraz po moim wyjściu wyciągną szampana.