Świat można jeść w każdym miejscu. 14 - ebook
Świat można jeść w każdym miejscu. 14 - ebook
Czternasty tom Utworów zebranych Mirona Białoszewskiego zawiera blisko sześćset niepublikowanych i rozproszonych wierszy i tekstów kabaretowych z ostatniego okresu twórczości poety. Większość nie była nigdy wcześniej udostępniana czytelnikom. Te, które zachowały się wyłącznie w postaci nagrań recytacji autora, udostępniamy w formie dźwiękowej [informacja i kod QR w środku].
Zebrane tu teksty, pisane równolegle z utworami drukowanymi w ostatnich książkach poetyckich Białoszewskiego, stanowią ich naturalne dopełnienie. Wiele z nich to nieznane dotychczas elementy cyklów, które weszły w skład późnych tomików. Odnajdujemy tu rozpoznawalne motywy i wątki: drobne codzienne epifanie, poetyckie zapisy doświadczeń związanych z przeprowadzką do bloku na Chamowie i obserwacją świata widzianego z nowego miejsca, relacje z wizyt w dawnym mieszkaniu przy placu Dąbrowskiego i u matki w Garwolinie, opisy snów, migawki z podróży do Egiptu, a także groteski i skecze kabaretowe, w większości należące do cyklu „Kabaret Kici Koci”. Część wierszy stanowi poetyckie opracowanie wątków znanych dotąd jedynie z prozy dziennikowej Białoszewskiego. Teksty pochodzą z różnych źródeł – z archiwów prywatnych, Muzeum Literatury, Biblioteki Narodowej oraz z archiwum PIW-u.
Spis treści
Na osobność, na tę chcianą
Odczepić się [cykl]
19 lipca 1975. Odwiedziny starego mieszkania [cykl]
Pani Liza
Berbera
Nowe cztery strony świata z Chamowa
Wróciłem i w okno...
Żeby złowić uniesienie
Szare zielone miotłowce
A kiedy nie jestem tam na nowym...
Patrzeć w oddalenia
Uczta gazetowa
Rwanie piękności
Rodowodowo
Zupełnie z przypadku
Letnie siły [cykl]
Data w oknie [cykl]
Data w oknie: podejść, jechać [cykl]
Będą nas malowali [cykl]
Wyglądanie stworzenia
Przesuwa się...
Wyjrzenie stworzenia
Do dnia
Jest em nie znika
Ale tam!
Się jest
(samo się lata...)
Słońce, pętla tramwajowa. Zmęczenie. Ona opowiada mi
Dokończenie na pętli
Zabieganie o trwanie i wyjście [cykl]
A jak cisza nie
za mach jeden grudniowy
— Dawniej konstruowałeś
Wydłubuję
Garwolin i z powrotem [cykl]
Zimna planeta [cykl]
Śnieg pada
Dowcipy pana Juliana u mnie
Szaro
Gałąź choinkową
Nowy Rok [cykl]
Święte tańce [cykl]
(Bycie to odwaga...)
Przechyły [cykl]
Na Chłodnej
(zza ścian, z gór...)
rano
trzeci
Nie brać własnej śmierci za poważnie
(— I co? Tak lecicie...)
Nad mrówkowcem korytarz
— Wylądowali?
Epoki, meble, przejścia
Niezgodność umowności
„Kawalerkę na Saskiej Kępie zamienię na ponure, brzydkie mieszkanie w Śródmieściu”
(Mgielne dnienie...)
Na przystanku obrócić się i
W autobusie
Od iii do uyy i do eżeli [cykl]
Bzyk [cykl]
Letnie półwiersze czyli tropikalne noce [cykl]
Chodzi się [cykl]
Pokój, ja, w kwadrat, kołuję
Pora złych snów [cykl]
Chodzę znów na stare śmiecie
Zimowe półwiersze [cykl]
Rozprawianie
Śnieg [cykl]
Dziś we śnie odbiłem się
(niebo macha wronami...)
(chodzę...)
(dnienia...)
wspólnotki
literówka
(Gwiazdy latają...)
śpło powiększające
Noc za oknem i za drzwiami [cykl]
Sny [cykl]
Niedzielojda [cykl]
Niewidoma Jadzia
Wiosenna słabocha [cykl]
Sen
Sen na siebie
Kocie lato (1)
Kocie lato (4)
(kościół stary brzydki...)
Stróżki z oczami
(przyjechała Mama z Garwolina...)
(mówi że nie żyje...)
(w niebie kłębiasto...)
(m. stoł Wwa stołówk mblość...)
(kurzo dużo podomek podwórzo...)
(Ci z tej instytucji...)
Pieśń bez sów
(przyszła proza do woza...)
— Kto idzie?
(to nie tak dobrze...)
Sroka z nieba
W słupku słońca rozpęd
Dociekania
Podstarzała do podstarzałego przy stołach
(idę bez ludzi...)
Bajka prosto z łóżka też
Wiersze na błysk [cykl]
Powronne [cykl]
(wiersz wlecze ciąg...)
Dorabianie się
Zima blokowa [cykl]
Podfruwaje [cykl]
Wiersze korytarzowe [cykl]
Korytarzowiec [cykl]
Nowa dzielnica ze źródłogonem
Sprzed świąt
Życie rusza [cykl]
(aż do wymyślonych świń)
Wyrywki [cykl]
Wyrywania [cykl]
Wyrwy i wyrywasy [cykl]
Dojazd do zawieszenia [cykl]
Awanturki [cykl]
Na czubkach traw [cykl]
Działka duszy [cykl]
Macedonia
Macedonia babska
Macedonia święta
Macedonia krowia
U siebie w Polsce po podróży
Fafultety [cykl]
Kantata 50 (J.S.B.)
F [cykl]
(Klabzdry ZAIKS-u, larwy listopada...)
Znajomi
Zasłyszane w Sopocie wiecz. ulica
Sitko Mickiewicza
Faramuszki [cykl]
Faraonuszki — wiersze przedegipskie [cykl]
Fatygi [cykl]
Niewidoma stoi w oknie
wiersz za niewidomą
Faramuchy [cykl]
Wycieczka do Egiptu [cykl]
(nieskończoność...)
(tańczy niebo na czubkach piramid...)
(za Garwolinem pole, szaro...)
(Królowa Hatszepsut...)
Białe wiersze od śniegu [cykl]
Dobrzenia [cykl]
(odkręcone...)
Nowa wiosenna słabocha czyli wiersze antywiosenne [cykl]
Wiersze na wyjazd [cykl]
(szklana rotunda z ludźmi i pieniędzmi...)
Wiersz do obrazów Le. So.
Wiersze dla Le. So. [cykl]
Względność
Wiersze przelotne [cykl]
Wiersz po wierszu
Wiersze cofane i wybiegające:
cofy z podróży macedońskiej [cykl]
W ogrodzie dochodzeń
Wyblakli macedońscy święci z krzyżami na sobie
Spotkanie aż w Macedonii 168
Wiersze cofane i wybiegające: wybiegi na letnisko [cykl]
Wiersze bez bicia [cykl]
Bicia w drzwi
(na jesieni wieczorem...)
Wiersze wykapane [cykl]
(Jestem nad morzem...)
(tłoczy się szafa na ból głowy...)
(A za oknem...)
(z namysłów, zamysłów...)
(świt...)
śpiewaczki
Moce nocy [cykl]
(Życie – rzecz zwyczajna...)
Garwolin w zimie [cykl]
Naoliwione koło informacji
Słyszałki [cykl]
Nos w noc [cykl]
Pstryk [cykl]
(nagle jestem łowiony...)
(ja międzyplanetarny?...)
(Idę na przezroczyste płoty...)
(jest na niebie...)
(dusza idzie...)
(dreszcze gwiazdami biją do nosa...)
Przejrzenie
(Żółty zmierzch...)
Bury zmierzch wypukły deszcz schody
(leżę pod lampą...)
(niedobrze mi? czy dobrze?...)
Ciemno, płacz dziecka? Cisza
(pbea pba...)
Czerwcowe liźnięcie Różyckiego
Ucieczka przed bezwczasem
Letniskowiec 1
Letniskowiec 2
(gryzie ziemię...)
Niebeztroska ballada o Le.
Duch dotykalny (Jot opowiada)
(marzeniem lenistwa jest niebyt...)
(naprawiać bieg zdarzeń?...)
(wysiądą na Marsie...) 217
Rosja
(w zamieszaniu...)
Kosmos
Chód pojedynczości
Mucha [2]
(Lu. do mnie...)
(bez czego się jeszcze da?...)
(Ilu od ciszy poległo?...)
Spójrzcie w nocne niebo, tkwi
Pani Hala relacjonuje
(przelecieć...)
Gorączka głowy od życia
Z wierszowego garażu
(Na osiedlu...)
(pustka czarno...)
Sny w gościach (2)
Strojenie się na żarty
Lilie odwrotne
Wielki sen
(stany wojenne...)
(wieczność sypie kwiatami...)
(tren na sen...)
Jak się uwolnić od szajki?
Dzienny sen 1 sierpnia 1982
(wiatr wył...)
Blok naprzeciw legendy
Właścicielka burego kota i kotki w łaty, niedorosłej znajdy opowiada
(stuletnia rocznica...) 234
Ballada z zakończeniem jak gdyby nie na temat, ale tak się zdarza
(Nałogowo miała rację...)
(na linie...)
Pochwała torby
(otwór drzwi...)
szczegóły marznięcia
(smugi...)
Dwuwiersz przyśniony
(serce wróciło do domu...)
(Wiatr wieje...)
Pan Ursyn
Pani Jadźwinka
Pani Jadźwinka (toczy samomowę)
Wiersze ciotki Anieli [cykl]
wczas
(ogony są od stania...)
Wiersze baby z bloku [cykl]
Wiersze roznosiciela mleka [cykl]
Pani Mrówcia
Wiersz Władysława Gomułki
(Nie ma zapałek, sera, mydła...)
Nagrobki na kopki
(byłem-łemby-byłem...)
PDB
Jadzia w hożym młynie czyli depresja uszczęśliwiona
Geistliche Konzert (Śpiewy duchowe)
Kabaret Kici Koci: wiersze Kici Koci wynajmującej barany i robiącej na drutach kiecki [cykl]
Kabaret Kici Koci [cykl]
Jazda do Falenicy (na wigilię do podwarszawskich semiotyczek)
Nowa peruka
Ple-ple
(Rury i krany...)
(Kicia Kocia na melodię Posłałam ja Grzegorza…)
Kicia Kocia, Sybilla i Bł. Siwula
Prze
(Stresa: ząb…)
(Sybilla w progu do Kici Koci…)
(Kicia Kocia siedzi pośrodku zimnego mieszkania...)
(Stresa siedzi u siebie w bloku…)
(mamy już na górnym korytarzu...)
Transcendcentrala
Wylot (utwór naukowo-sceniczny)
(profesor Misia powraca przez morze...)
Jak trzy Eumenidy wybrały się do trzech Hesperyd
(na falach burej ulicy...)
Aneks. Nowo odnalezione niepublikowane prozy
[Jak się dzieci rodzą?]
Babcia pra
[Moja babka Bronisława]
[W Wielki Piątek na placu Dąbrowskiego]
[Muzyka porywa do słuchu, do tańca]
Leszek o sztuce i rozmowy moje z Leszkiem o sztuce
Utwory zachowane wyłącznie w formie nagrań
Zakradam się do okna
Boże Narodzenie, leżę
Trzeba się ustać w sobie
Szum
Leje, odbiciami
Mucha uciekła
Wylot
Piosenka
Tropikalne noce, nagle
Przebudził mnie szum i błyski
Parno, czekam w dużej ulicy
Śpiewam na cały głos
Szósta rano, widok
29 lipca, piąta rano
Mostek, wysiadam
Nim rano się rozejrzało
Korytarz nad wszystkim
Sznurki dreszczu
Mgło, mokro, wronio
Piękności
Śnieg [2]
Po śniegu
Wpada przez okno
Kręcona muzyka
Niewidomą i pana Medora
Szarobłysk
Pee, ten pion
Bolesław wstadliwy
Jedna w biurze
Blok inny
Największy rym
Po 10 godzinach pędzącego deszczu
Padało jak za Noego
Znów lecą chmury
Przeżywamy zalewy ulew
U Bacha rytmy do pary
Piosenka placu do tańca
Wczasy w Oborach
Zimno-ciepło, środa 11 sierpnia
Piątek, raniutko
Niedziela 15 sierpnia
Środa
Niedziela 22 sierpnia
Poniedziałek
Środa 25 sierpnia
30 sierpnia
z 31 sierpnia na 1 września
3 września
9 września
Nota od wydawcy
Źródła tekstów. Uwagi
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64822-94-0 |
Rozmiar pliku: | 880 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wprawiony w wylot
w polot
zaczepiony
na włosku nieba
i poczucia;
tu jest miejsce utajenia
— utajony,
tu jest miejsce ulepienia
— ulepiony,
rozpuszczenia
— rozpuszczony,
zapalenia
— zapalony,
bo to ja sam schodzę
do siebie
sam się nawiedzam, rodzę
i wchodzę
i schodzę
i wchodzę
i schodzę
3 lipca 75
z cyklu Odczepić się
Niebo dostało polotu
— Wyjemy?
— Ruszamy?
— Tylko powrotu nie ma, pamiętajcie,
jak ta hrabianka co w oknie u
niedorozwiniętych wyła i
— no dobra dobra, nikt nie skacze
— to co za
— gdacze gdacze
6 lipca 1975
z cyklu Odczepić się
To nie dlatego że rym
Ale one kraczą, kawczą nieraz z czkawki.
12 lipca 75
z cyklu Odczepić się
Naprzeciw szpary z zorzą
w niebie tym noc i miasto
ale najwyższe kloce już się widzą
w tamtym otworzonym
czerwone
przodami
przyjmują na siebie
pożar przyszłej pory,
nastawanie po bokach
już cieniami było, nim co.
7 lipca 75
z cyklu Odczepić się
Za rozproszeniem
przechodniu
w cieniu
zejść, usiąść
w przechodzeniu
z miasta, z wind
na ukos wieś
do trasy
nie gdzieś
liście wiercą się po rybiemu
nie ja drobię
bułeczkę
mnie drobią
się
zbiegłem
6 lipca 75
z cyklu Odczepić się
W tej perskiej ciszy
w każdą noc pstrą i piórną
słyszę ko ko koturno,
grzee eebie sie
Znam was: zarżniecie noc
jak kurę,
ona pochodzi z Persji też
podobno
w jej cieple siedzi wesz
niejedna.
12 lipca 75
z cyklu Odczepić się
Stuki, warczenia, dokuczają
na górze, skwar
Na dół!
nim co
bez wind!
tylko jakie jest
przyśpieszenie ziemskie
ile czego na ile
z dziewiątego
niedziela 12 lipca 1975
z cyklu Odczepić się
Oprowadzanie
— główny widok — dymią trzy siekierki,
przepraszam, kominy
— lewy: trawa, wprawa, szybowce
— prawy: osiedle bloków,
kopiec ze śmieci fest i rzędem Mokotów.
Więc nie jest tak źle, jak
państwo widzą, a widzą,
co? podejść, proszę, proszę
się, wy… lęk? i ja miałem lęk,
podziałem, brzdęk, wyleciał
15 lipca 1975Berbera
Zamiata za sobą sporo poezji.
Zarabia piórem.
— Ja już nie umiem chodzić
w krótkich sukniach.
Wchodzi, a Le. woła
— o, przyszła Krysia Leśniczanka.
Nie umie się awanturować.
Kiedy jej w domu
syn cisnął talerzem,
chciał spróbować raz tak
że może lepiej,
to ona stanęła,
straciła orientację.
Wracała z Saskiej z badania serca,
które wypadło dobrze,
wstąpiła,
upał,
wachlowała się spódnicą do podłogi
— Napisz o mnie,
chcę być heroiną noweli,
może być nieprawda,
żeby tylko było „Berbera”.
— Do wtorku
We wtorek
— W autobusie jeden,
wysiadł ze mną.
„Gdzie pani mieszka?”
,,W tym mrówkowcu”.
,,On mi zasłonił cały widok,
chodźmy do kawiarni”.
„E, nie”
— Sąsiadka
od rana pije, do ściany
,,Czy ja mogę przyjść do pani
z psem?
Ja go zabawię”.
„Niech pani przyjdzie”. Przyszła.
Umiała go jakoś zabawiać.
Sama nieraz się boi. Jej mąż myśli, że ona pije ze mną.
Raz wpada ona
„Mój mąż chce mnie ubezwłasnowolnić”.
I kłopot.
Wychodzę dziś do ciebie
on mnie mija, nie kłania mi się, skąd
mówi o mnie
„ona chodzi pijana
cały czas
po klatce schodowej”.
31 lipca 1975Nowe cztery strony świata z Chamowa
Kiedy tu się wprowadziłem,
patrzę, myślę sobie
— z każdego miejsca są drogi na cztery strony
świata
a tu jak?
Pierwsza strona
Trasa
Wisła
mosty
miasto w górze
— Bo tu to nie wiocha —
powiedział Tadzio —
Los Angeles.
Druga strona
Saska Kępa
stadiony
Targowa, wielka nieporządna
— uważam, że Targowa to dopiero Paryż
a bywalcy
— tak tak
bazary, cerkiew
nowe Pragi w olbrzymich piaskowcach
jakby się kto dorwał do piasku
coraz mokrzejszego w kolorach
pomarańczowy, czerwony,
rudy, fioletowy,
niebieski.
a dalej wielki ogon z Wiśniewa,
Piekiełka, Płud…
Trzecia strona
Grochów
otwarty, działki, forteca Hansena,
Wiatraczne rondo
obraca się na wszystkie strony,
kieruje, puszcza, zatrzymuje.
Na początku ja do Le.:
— Kiedy się jeździ na Grochów?
a on
— raz na rok,
i to nie.
A tu jeżdżę i jeżdżę
na przedmieścia Grochowa,
w gwiazdę,
na kocie łby, na guzikowce,
na wieczory autorskie,
w deszcze, w świty
i w upały.
Czwarta strona
Miało jej nie być,
bo tył Chamowa, i już Wisła.
No trochę bloków, zielsk.
Poszedłem w te zielska,
to Tadzio o tej stronie mówił
— widok na łąki
jak za szwedzkich czasów.
I tak. Jest i szwedzki krzyż. Świerszcze.
I bodiaki, stepy. I krzaki w wodzie.
I niby tego trochę, a tyle że o…
dopiero tu można użyć bujnie
w zielskach większych od człowieka.
1 sierpnia 1975Uczta gazetowa
— Więc już wiedzą co robić ze śmieciami. Będą rozprasowywać. Karoserie samochodów też. Wszystko.
— Karoserie łatwiej niż te mokre po jedzeniu. Będą pewnie coś z tego robili. Jak prasowane, o, meble. Dla nowożeńców.
— Może ubrania.
— Tak. I domy. Śmiecie będą szły na domy. Jedna do drugiej będzie się chwaliła „ja to jeszcze mieszkam w prefabrykacie, nie w śmieciowcu”. Czekaj, bo muszę cię doprowadzić do środka wiaduktu, tam dopiero jest przejście, a potem do przystanku musimy się cofnąć kawał drogi. — Mówię do Jadwigi, bo ją prowadzę koło Dworca Gdańskiego, w upał. To ona mi te wiadomości. — Epoka rozprasowywania.
— I nieprzechodzenia.
— Tak, chcieliby jak najluźniej zabudowywać, ale wtedy się rozciąga, trzeba dowozić, ale do dowożenia trzeba dojść, przejść, a oni nie lubią dawać przechodzić.
5 sierpnia 1975Rwanie piękności
— Postój tu, na chodniku, a ja pójdę rwać baobaby, tylko tam dalej.
— Dobrze dobrze
Wracam z baowachlarzami
— o, jak prędko — Jadwiga na to, prowadzę ją z tym pod sklep.
— Tu chwilkę poczekaj.
Idziemy z zakupami, z liściami, z ognichą do windy, pies bokser przed swoimi drzwiami ogląda się, daję mu powąchać
— Zaraz zaraz, wszystko wymaga wysiłku, ty usiądź tu, z tobą spokój, tu te zielska do tamtych starych, zmienić wodę, oj jakie ciężkie
— No właśnie
— No już, więc w tym zielonym dzbanie były gladiolusy, trochę przywiędłe, w wisiorach w różnych kolorach czerwieni, fioletu, takie indyki, nad nimi ogromna kumosa, taka choina z listkami i krupkami, pamiętasz takie
— tak, białe
— biało-zielone
— a tak
— i teraz te łopuchy, szmaragdowe, z tym razem więc od góry choinka, a od dołu wielka ćma paroskrzydłowa, zielona, z indorami. Tak, co lepsze na front, o, a tu po prawej stronie wysokie zielska zasuszone, do tego teraz dołożony dzisiejszy koper dziki, wyobraź sobie łodygi i pięćdziesiąt spadochronów… to razem jak ze starego podręcznika zielarskiego, w koper wetknąłem trzy zasuszone polskie mimozy, znów stara szkoła, po tej hrabinie, co prawdziwe szmaragdy podbijała zieloną bibułką.
Przyszedł Tadzio
— o, koper polny — spróbował — ma smak mydła.
Przyszli inni goście. Wyjąłem ognichę, ileś pawich piór z żółtymi kwiatuszkami na łodydze
— widzicie, to takie pióropusze niosą z dwóch stron, pośrodku papież w lektyce wysoko, wszystko się kiwa, w tłoku, znacie z telewizji?
Goście spytali
— Czy pan sam?
— Właśnie, czy ty sam to układasz, czy ktoś ci układa te kwiaty?
5 sierpnia 1975Zupełnie z przypadku
z zapędu na zakupach
rano
znalazłem się w środku Pragi
ale z boku
pod wierzbami, między wierzbami
miałem dwadzieścia minut do otwarcia poczty, usiadłem w trawie, patrzę
— jakie piękne
co za dzień
co za planeta!
one gałęziami głaskały powietrze i trawę
— o, jak tu dobrze
— Jestem dobrym odbiorcą
Tak. Sprawa odbioru ma wielkie znaczenie. I nadania. W ogóle odbiór — nadanie. Bez tego — obiektywność, taka sucha, że nic niewarta.
12 sierpnia 1975z cyklu Letnie siły
Wyścig księżyca z ciemnem
ciemna z ciepłem,
ciepła z rozwidnianiem
i z moją energią.
Czasem starcza,
czasem nie.
Dziś ciepło, po wyspaniu
noc — patrzę — początek, nastawiłem płytę,
z zakonnicami na starym mieszkaniu
— Le. w Wenecji —
usiadłem na balkonie, w placu,
słuchałem, zerwałem się
do tramwaju, co tyle ludzi?
Cały plac pod Pałacem w tłumie
lampki po krzakach, nocne stragany
— Święto „Trybuny Ludu”.
Poleciałem po Jadwigę,
z nią na Żoliborz,
tam Romana z Adą z psem
znalezionym
do wąwozu
dookoła Cytadeli,
woda
wierzby
mur
ławeczka
fontanna,
do tego księżyc,
odbicie,
posadziłem Jadwigę z pantoflem
prawie w wodzie
tłumaczymy jej, jak tu
wierzby rosną, moczą się,
słupy, jasnozielone, do wody
i znów z wody,
odwiozłem Jadwigę, siebie
na Chamowo, tu dalej księżyc,
wisi, mnie kusi
ale rozum nie daje
iść w dżunglę tutejszą.
Nie tracić za dużo uwagi
na chodzenie, wypatrywanie
autobusu; gołąbki podobno
za dużo tracą na fruwaniu,
brak im już na inteligencję.
Świat można jeść w każdym miejscu,
tylko żeby mieć trochę siły.
W nocy z 23 na 24 sierpnia 1975z cyklu Data w oknie
W dół
ciemno
cienia
róg
beton
księżyc
ja
pola
wysoko
krańce lamp
odwrócenia
z 31 sierpnia na 1 września 1975
z cyklu Data w oknie
gwiazdy
pusto
księżyc
wysoko
ja
bloki
czarno
psy
pola
uliczki
róg
beton
pierwszy wrzesień
jeszcze śpi
z 31 sierpnia na 1 września 1975
z cyklu Data w oknie
Na Wiśle gnieżdżenia się.
Krzaki.
Piszczą.
Gwiazdy.
Od Siekierek wsiowsko
psio.
z 31 sierpnia na 1 września 1975
z cyklu Data w oknie
Szaro w dole, snowo
Chamowo
filmowe miasteczko
do przezroczystości
nikt nie idzie
nic nie jedzie
niebo się przestawia
1 września 1975
z cyklu Data w oknie
Niebo się przestawia
ogonem
zorzy
pierwszy wrzesień
budzi się, niesie się.
z 31 sierpnia na 1 września 75z cyklu Data w oknie: podejść, jechać
Sen na starym mieszkaniu
Skręciłem w bramę na Nowolipiu.
Stary dom. Powąchać w środku.
Wypadek? No to przy okazji. Przy murze.
A tu nosze chcą się zderzyć ze mną.
Przeskakuję, przefruwam. Cztery trupy.
Dzieci niosą, mówią:
— Oni jeszcze ożyją, oni żyją.
Piąte w nogach. Też?
Wychodzę, uciekam, dzieci za mną
— Wariat!
Tą uliczką? Nie tą? Do obok. Żarnowiec.
Tańczymy. Zamiatamy. Izbę.
Wchodzę do drugiej: Le. i Misio Holender
— Przyjechaliście?
Le. do mnie na Misia
— Jak ci się podoba to dziecko?
Budzę się. To ja przyjechałem
ożywiony, przyniesiony
na starą kanapę
na te moje nosze
ze spłoszonych stron.
3 września 1975
z cyklu Data w oknie: podejść, jechać
Duch niespokojny,
bo mu dobrze
Przyjechałem na stare mieszkanie.
Przemieszkałem. Przenocowałem. Wstałem.
Na Żoliborz i z powrotem.
Jestem.
Śpiewają.
Co ja chcę? Co ja chcę?
Kwiaty kupione. Niepokoją.
Wyjść wyjść.
W środku siebie woła
zostać zostać.
Płyta idzie, namawia.
Wyjść i zostać. Wyjść i zostać.
To jak? Wszędzie dobrze.
I to jest ta święta rozrywka.
Rozchodzić się w sobie
powiać
a myśleć swoje.
z 4 na 5 września 75
z cyklu Data w oknie: podejść, jechać
Marszałkowska jak hamak
poranniutka
wygodniutka
bujaj mnie, psiajucho!
jeszcze szarutka
wrzesień, piąta
wrzesień, szósta.
Jak ona szybko sztywnieje,
nabzdycza się
a to pali a to wieje
rozindycza się
jak leje — też.
To nasz czar — tyle nas.
To nasz wróg — tyle nas.
Ale jak rozciągnąć nas w niej
na czas,
to się nam nadziało
oo
11 września 1975
z cyklu Data w oknie: podejść, jechać
Szarożółte pomglone
zniebieszczone
zróżowione.
Pomoczone
bo to Wisła.
Ruchome
bo jadę.
Wschód.
Powrót.
Do domu.
Zachodzę.
11 IX 75z cyklu Garwolin i z powrotem
Wróciłem od siostry Matei, śpię
Przytomność w bańkach do góry
gdzie jestem?
co to?
macam
szafka
— a, to siostry Matei
ona coś
— uczennice umieją lepsze szafki
zaraz zaraz
zjawa
odkorkować
jawa
szafka
moja
11 grudnia 1975
z cyklu Garwolin i z powrotem
Szosa do Garwolina
Jedziemy.
Staje.
Wychodzi.
Tamci gadają:
— nie, on wcześniej robił
— umarł
— w firmie
— firma płaci
— może nie zapłacił wszystkiego?
Ci patrzą
— Długo?
— Pojedziemy?
— Może wysiąść
Przechodzi cielę
za babą.
Szumią samochody.
Ten gazetą.
Koń.
Spokój.
— Cholera — za mną
cichutko.
Dwie wsiadły, mówią
— do drugiego autobusu!
Wziął narzędzia
— widocznie pomaga.
To inny zepsuty?
Oglądam się, stoi.
Aha.
Już. Jako dobrzy
ruszyliśmy.
Przystanek.
Nowi.
Teraz dopiero
— za pięć jedenasta,
pięć po jedenastej,
— Bylibyśmy w Garwolinie
Bylibyśmy w Garwolinie.
— I to żeby śnieg, zaspy
Na to nowej stary
— Zepsuł się.
Żeby nasz.
A to koledze.
Grzeczność.
Pasażerowie?
Czekają.
Nie wolno.
11 grudnia 1975
z cyklu Garwolin i z powrotem
Tłok
Jeszcze powiedzą
— Taki młody, a tu —
Tak patrzę i patrzę w to okno
a lata jadą.