Świat przyspiesza, ja zwalniam - ebook
Świat przyspiesza, ja zwalniam - ebook
Wojciech Marczewski, twórca niezapomnianych filmów „Zmory”, „Dreszcze” i „Ucieczka z kina Wolność”, to jeden z najważniejszych reżyserów w historii polskiego kina. Jakie są źródła jego artystycznej wrażliwości? Co go obecnie pochłania? Co myśli o współczesnym polskim kinie? Czy możemy jeszcze liczyć – po dwudziestu latach milczenia – na jego nowe dzieło? Wielki artysta kina w rozmowie z Damianem Jankowskim nie uchyla się od odpowiedzi na najbardziej osobiste pytania: o poczucie artystycznego spełnienia, o szczęście, przemijanie i smak życia.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66769-41-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wojciech Marczewski zrealizował do tej pory zaledwie cztery filmy kinowe, pięć telewizyjnych i jeden trzyodcinkowy serial. Ten pozornie skromny dorobek nie przeszkadza, żeby nazwać reżysera _Zmór_ jednym z największych mistrzów polskiego kina. W jego dorobku są jeszcze etiudy filmowe i kilka spektakli telewizyjnych. Niewiele? Tak, ale każde z tych dzieł naznaczone jest jego filozofią życiową, którą sam określił pytaniem: „Jak uratować samego siebie?”, to znaczy, jak zachować tożsamość i niezależność w świecie pełnym presji ideologicznej. Marczewski, ukazując dramat człowieka uwikłanego w tryby historii, często makabrycznej, poplątanego wewnętrznie, poszukującego sensu życia, obdarowuje widza humanistycznym i personalistycznym przesłaniem. Czy to uwikłanie nie okaże się pułapką bez wyjścia? Marczewski mówi – w pasjonującej rozmowie z Damianem Jankowskim – że każdy ma swój „niepowtarzalny życiorys”, może „tylko nie potrafił tego dostrzec, objąć i nadać temu odpowiedniej wagi”.
Tom zatytułowany _Świat przyspiesza, ja zwalniam_ to nie jest zwykły wywiad rzeka, jakich wiele. To fascynujący dialog młodego publicysty i krytyka filmowego z dojrzałym artystą o ogromnej wrażliwości i delikatności, artystą profetycznym.
Jankowski, urodzony w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, i Marczewski, urodzony w 1944 roku. Mogłoby ich różnić niemal wszystko, ale połączyło współ-odczuwanie na poziomie aksjologicznym. I oczywiście miłość do filmu.
Napisałem, że Marczewski jest twórcą profetycznym. To jego wizjonerstwo ujawnia się w sposób artystycznie absolutnie spełniony w arcydziele _Ucieczka z kina Wolność_. Do niedawna uważałem, że to najważniejszy polski film przełomu ustrojowego 1989 roku. Dziś myślę, że to w ogóle najwybitniejszy film zrealizowany w wolnej Polsce, u progu tej wolności, kiedy wszyscy upojeni wyzwoleniem zapomnieliśmy, że historię Polski znaczą także, a może przede wszystkim, zmarnowane szanse. Film profetyczny! Bunt aktorów powoduje, że cenzor porzuca swoje dawne zajęcie i pragnie zostać istotą wolną, nie wiedząc na początku, co to znaczy i jakie wymagania ze sobą niesie. Ciekawe, kim ów cenzor grany przez Janusza Gajosa byłby dzisiaj, po trzydziestu kilku latach od tak zwanej transformacji. Szczęśliwym i wolnym człowiekiem, a może sfrustrowanym osiemdziesięciolatkiem, żałującym dzisiaj tamtego wolnościowego uniesienia, patrzącym ze zgrozą na to, co wyprawiają dawni „bohaterowie”? A może cynicznym „mędrcem”, który już wie, że buntownicze zrywy to wprawdzie tylko chwila, ale wpływająca decydująco na nasze wybory życiowe, i te dobre, i te złe?
Jedno jest pewne: reżyser, patrząc na PRL, odziera widza z wszelkich radykalizmów i czarno-białych podziałów. Cenzor nie był do końca zdegenerowanym łajdakiem. Nawet w łajdackiej instytucji można przecież zachować swoje człowieczeństwo. Marczewski jednocześnie niedwuznacznie sugeruje: nie myśl, widzu, że w wolnej Polsce będzie łatwiej; wybory moralne mogą być jeszcze bardziej skomplikowane niż w minionym systemie, ostatecznie PRL był dość prostym, żeby nie powiedzieć „prostackim” ustrojem i przez tę swoją „łatwość” łatwo demoralizującym, tak że można było swojego upadku nawet nie zauważyć. W roku 2022 widzimy, że wizje Marczewskiego z 1989 roku spełniają się w sposób bolesny. Czas nowych, groźniejszych cenzorów może wrócić? _Ucieczka z kina Wolność_ pozostanie na zawsze symbolem ponadczasowości dorobku Wojciecha Marczewskiego, jego artystycznego kunsztu.
Przypominam sobie debiut kinowy Marczewskiego, czyli _Zmory_ według Emila Zegadłowicza. Monografista twórczości reżysera, Andrzej Szpulak, zalicza ten film do „obrazów inicjacji”, obok _Dreszczy_ i _Weisera_. To historia Mikołaja Srebrnego, chłopca poszukującego prawdy o otaczającym go świecie, który na jego oczach powstaje jakby na nowo. Bohater odkrywa swoją seksualność, poznaje wokół siebie atmosferę lęku, podłość, nieczułość, wulgarność, kłamstwo i głupotę. Jedną z najciekawszych postaci filmu jest ksiądz katecheta, brawurowo zagrany przez Michała Pawlickiego. To akuszer strachu, inkwizytor, na swój sposób kochający jednak uczniów. Wzbudzając lęk, chce walczyć z szatanem, księciem ciemności, grzech nieczystości przedstawia emfatycznie jako największe zło i potworność. Na końcu wszystkich grzeszników czeka piekło. W tym samym czasie Mikołaj jest coraz mocniej indoktrynowany przez ideologię socjalizmu, którą uosabia grany przez Jana Nowickiego nauczyciel fizyki. Podsycana rzeczywistość strachu prowadzi bohatera z jednej strony do buntu, ostatecznego rozstania z Kościołem i zdystansowania się do socjalizmu, a z drugiej – do maskowania się, sztuki przetrwania. Ten piękny, chociaż mroczny film w finale przynosi uwolnienie bohatera od dotychczasowych potworności i otwarcie na nowe życie, pewnie też niełatwe, ale już kształtowane przez siebie. Bohater rozdarty między Chrystusem a Marksem wybiera nową, swoją własną drogę. Czy słuszną? Znowu myślę, że to film profetyczny. A muszę wyznać, że dla mnie – gdy go oglądałem po raz pierwszy – był wręcz bardzo ważny w wymiarze formacyjnym.
Podobnie profetyczny jest telewizyjny _Czas zdrady_. W tej adaptacji opowiadania Witolda Zalewskiego reżyser konfrontuje fundamentalizm moralny (religijny), pojmujący świat w sposób dychotomiczny, z fundamentalizmem pragmatycznym, relatywizującym wartości i zasady życia społecznego. Pierwszą postawę reprezentuje florencki dominikanin Savonarola, drugą – Machiavelli. Oba stanowiska są przejawem niebezpiecznej ideologii, prowadzącej w konsekwencji do samozagłady. Film Marczewskiego jest traktatem polityczno-filozoficznym o ponadczasowej wymowie, pokazuje dramatyczne rozterki i niepokoje współczesności. I znowu muszę napisać, że w 2022 roku nabiera szczególnie mocnej aktualności. Fundamentalizmy odradzają się, często w karykaturalnych formach.
Z twórczością Marczewskiego związane jest moje osobiste wspomnienie. Film _Dreszcze_ oglądałem w łódzkim kinie Przedwiośnie wieczorem 12 grudnia 1981 roku. Wróciłem do domu, kilkadziesiąt minut później przestały działać telefony, na ekranach telewizorów pojawił się „śnieg”, radioodbiornik milczał. Wprowadzono stan wojenny, a _Dreszcze_, znakomita wiwisekcja totalitaryzmu, mogły powrócić na ekrany dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych. To był „mój ostatni seans filmowy”, który spędziłem z Marczewskim i bohaterami jego wstrząsającego filmu.
Trzeba zgodzić się z opinią, że Wojciech Marczewski to artysta konsekwentny, który nigdy nie sprzeniewierzył się „imperatywowi wewnętrznej prawdy i możliwie najwyższych artystycznych wymagań” (określenie Szpulaka). Zawsze stawiał na indywidualizm, osobność i ponadprzeciętność.
W rozmowie z Damianem Jankowskim Wojciech Marczewski opowiada o swoim życiu, dzieciństwie, młodości, o rodzinie, o swoich wyborach ideowych. Mówi, czym jest dla niego kino i sztuka w ogóle. Ta rozmowa to także poruszająca opowieść o świecie, który bezpowrotnie przeminął. Marczewski przeżył przecież kilka epok. Urodził się, kiedy druga wojna światowa dobiegała końca, jego dzieciństwo przypadło na czas stalinizmu, tak przejmująco pokazany w _Dreszczach_, potem były różne okresy PRL-u, odwilże i „przykręcanie śruby”, stan wojenny, Jesień Ludów w 1989 roku i wreszcie wolna Polska. W międzyczasie rewolucja techniczna niemająca chyba końca. To wielorakie doświadczenie spowodowało zauważalny dystans reżysera wobec rzeczywistości dookolnej, a nawet wobec własnego środowiska. Dystans nie oznacza jednak zobojętnienia wobec zła i nieprawości.
Mam nadzieję, że Damian Jankowski wybaczy mi jeden spojler. W czasie rozmowy reżyser wspomina, jak z kolegami ze szkoły filmowej wybrał się na _Marketę Lazarovą_ Františka Vláčila. Po seansie powiedział, że najbardziej w tym filmie podobało mu się fantastyczne operowanie kolorem. A koledzy na to: „Przecież film był czarno-biały”. Marczewski wrócił do kabiny projekcyjnej. Film Vláčila był rzeczywiście czarno-biały, a „ja go obejrzałem w kolorze...”. Bo Marczewski w żadnym swoim filmie, ale i w życiu, nie patrzy na człowieka, na świat w sposób czarno-biały. Zawsze dostrzega jakieś kolory, dostrzega także szarość, ale i ją – w wielu odcieniach. Beznadziejność to nigdy nie był stan jego ducha.
Przeczytajmy tę książkę, wejdźmy w świat wspaniałego artysty, który swoją wyobraźnią przekracza ograniczenia swego czasu. Profeta.
Może – zastanawia się Wojciech Marczewski – ktoś po tej lekturze choć na chwilę zatrzyma się, może coś go poruszy, jakaś jedna myśl, zdanie?
Ale najważniejsze, żeby po przeczytaniu powrócić do filmów Mistrza. Na początek polecałbym _Ucieczkę z kina Wolność_.
_ks. Andrzej Luter_ROZDZIAŁ I
„CIĄGLE ZNIKAJĄCY MARCZEWSKI”,
CZYLI ODEJŚCIA I POWROTY
Damian Jankowski: Pana pierwsze spotkanie ze śmiercią?
Wojciech Marczewski: Mam kilka, może kilkanaście lat i widzę na murze ślady krwi. Wóz rozwożący węgiel przygniótł mojego kolegę. Straszna sprawa, wielka tragedia. Przechodziłem tamtędy kilka dni później i krew wciąż się nie zmyła. Na dziecku, którym wtedy byłem, zrobiło to osłupiające wrażenie. Do dziś pamiętam.
W dzieciństwie widziałem też kobietę, która się powiesiła. Wyszedłem na balkon, jej ciało znajdowało się jakieś pięć metrów ode mnie – ten wstrząsający obraz również został we mnie na długie lata.
Umieścił go pan później w DRESZCZACH.
Zgadza się. Wtedy zamarłem, nikomu nie powiedziałem, wróciłem do pokoju, po chwili usłyszałem krzyki ludzi z bloku.
Wie pan, mnie się w ogóle moje rodzinne miasto, Łódź, a wraz z nim całe dzieciństwo, kojarzy głównie ze śmiercią, z szarością, ze smutkiem. Z biegiem lat życie stawało się coraz jaśniejsze, ale sam początek... Powiem tak: to nie była idylla.
Dlaczego?
Mieszkaliśmy na Chojnach, w parszywej, bandyckiej wręcz dzielnicy. Nie chodziło o brak pieniędzy. Żyliśmy skromnie, ale nie doświadczaliśmy nędzy. Ojciec, dawny AK-owiec, nie miał jednak łatwego życia – co rusz nękało go UB, pamiętam rewizje w naszym domu.
Pański tata to przedwojenny nauczyciel. Czemu zatem rodzina inteligenta musiała żyć w „parszywym”, jak pan mówi, miejscu? Złośliwość systemu?
Taka była wtedy tendencja (zresztą nie tylko w komunistycznej Polsce), by najgorsze osiedla „neutralizować” poprzez wstawianie w nich „bloków dla inteligencji”. Funkcjonując tam, trzeba się było nauczyć dwóch rzeczy: szybko biegać, by uciec przed starszymi od siebie chłopakami, oraz bić się.
Jednocześnie nie mogę powiedzieć, bym w dzieciństwie nie nawiązywał przyjaźni z rówieśnikami z okolicy. Chojny to szybko stał się mój świat. Raczej, wyruszając z niego w „środowisko artystów”, przez długi czas czułem się obco. _Post factum_ widzę w moich ówczesnych kolegach z osiedla istnienie pewnego kodeksu moralnego...
W jednym z wywiadów mówił pan, że zachowywali się trochę jak bohaterowie z powieści Josepha Conrada.
No właśnie, a przecież nie mieli wtedy jego książek w ręku. Mimo wszystko ważna była dla nich lojalność, poczucie obowiązku, honor. Jeden kolega, sam chuligan, za wszelką cenę chronił swoją młodszą siostrę, nie tylko przed otoczeniem, ale i przed tym, by nie poszła jego drogą. To było naprawdę piękne.
Zastanawiam się teraz – chyba nie pamiętam, by w Łodzi mojego dzieciństwa świeciło słońce. Nawet dziś, po wielu, wielu latach, nie chciałbym w niej ponownie zamieszkać, byłaby to dla mnie kara. Wiem oczywiście, że miasto obecnie bardzo się rozwija, modernizuje, rozkwita, ale w głowie został mi jego przykry, niemal traumatyczny obraz.
Najgorsze były szkoły?
Edukacja na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych oraz później opierała się głównie na terrorze, poniżaniu, strachu, przynajmniej moja. Ci gnębiący nas nauczyciele... Do szkoły wychodziłem jak najpóźniej, wracałem jak najszybciej. Czasem też rodzice – za co byłem im wdzięczny – pozwalali mi nie pójść na lekcje i zostać w domu, gdzie czułem się bezpiecznie. Czytałem, oglądałem albumy malarskie. Uciekałem w inny, lepszy świat.
Ciekawe, że potem, w dorosłym życiu, miałem okazję oglądać oryginały wielu z tych obrazów w zagranicznych muzeach, we Florencji czy w Madrycie. I wie pan, że nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak wtedy, oglądane w dzieciństwie w domowym albumie. Reprodukcje obrosły po prostu pewną aurą, nastrojem. To tak samo jak z moim rozczarowaniem Paryżem...
Stolica Francji pana rozczarowała?!
Jako dziecko słuchiwałem czasem francuskojęzycznych audycji w radiu i wyobrażałem sobie to miasto. Gdy po latach zobaczyłem je na własne oczy, byłem zawiedziony. Paryż z moich marzeń często mi się śnił. Ten rzeczywisty nie śni się nigdy, nic na to nie poradzę.INDEKS OSÓB
Albee Edward
Allen Woody
Almodóvar Pedro
Anderson Lindsay
Antonioni Michelangelo
Argerich Martha
Bajon Filip
Babel Irena
Bergman Ingmar
Bertolucci Bernardo
Bossak Jerzy
Boznańska Olga
Bułhakow Michaił
Camre Henning
Cassavetes John
Chagall Marc
Chopin Fryderyk
Chrostowski Waldemar, ks.
Conrad Joseph
Czechow Anton
Diwan Audrey
Dostojewski Fiodor
Ducournau Julia
Dygat Stanisław
Eliot Thomas Stearns
Enyedi Ildikó
Falk Feliks
Fellini Federico
Fennell Emerald
Forman Miloš
Fronczewski Piotr
Frycz Olga
Gajos Janusz
Globisz Krzysztof
Gogol Nikołaj
Gomułka Władysław
Goya Francesco
Grottger Artur
Hajny Pavel
Hanuszkiewicz Adam
Hitchcock Alfred
Holland Agnieszka
Hudziec Tomasz
Huelle Paweł
Hughes Ken
Idziak Sławomir
Iwaszkiewicz Anna
Iwaszkiewicz Jarosław
Janda Krystyna
Jankowski Damian
Jarmusch Jim
Jezus Chrystus
Jędrusik Kalina
Kafka Franz
Kantor Tadeusz
Kapuściński Ryszard
Kaszuba-Dębska Anna
Kawalerowicz Jerzy
Kaziu, mikrofoniarz
Kieślowski Krzysztof
Kłosiński Edward
Kolski Jan Jakub
Komeda Krzysztof
Komorowska Maja
Kondrat Marek
Konwicki Tadeusz
Kopacz Aneta
Kowalczyk Andrzej
Kowalski Władysław
Krakowski Andrzej
Krall Hanna
Krasicki Ignacy
Krauze Antoni
Krauze Krzysztof
Król Marcin
Królikiewicz Grzegorz
Księżarczyk, generał
Kubrick Stanley
Kurosawa Akira
Kutz Kazimierz
Lipińska Blanka
Luter Andrzej, ks.
Lutkiewicz Gustaw
Lutosławski Witold
Łomnicki Tadeusz
Machiavelli Niccolo
Machulski Juliusz
Maciejowski Jan
Mahler Gustav
Majewski Janusz
Malczewski Jacek
Mann Thomas
Marczewska Anna
Marczewska Teresa
Marczewski Filip
Marczewski Maciej
Marczewski Marek
Marczewski Mieczysław
Marczewski Wojciech
Marczewski Zbigniew
Marks Karl
Mehoffer Józef
Michnik Adam
Mierzejewski Jerzy
Miłosz Czesław
Morgenstern Jakub
Motyka Lucjan
Mozart Wolfgang Amadeusz
Myśliwski Wiesław
Nichols Mike
Nowicki Jan
Olbrychski Daniel
Olejniczak Wojciech
Osiatyński Wiktor
Palkowski Łukasz
Pasikowski Władysław
Passendorfer Jerzy
Pawlicki Michał
Pawlikowski Paweł
Peele Jordan
Phoenix Joaquin
Pieprzyca Maciej
Pinter Harold
Pol Pot
Polański Roman
Prasad Udayan
Ptak Krzysztof
Rodin Auguste
Różewicz Stanisław
Różewicz Tadeusz
Rubinstein Artur
Rukov Mogens
Rydzyk Tadeusz, ks.
Savonarola Girolamo
Schloendorf Volker
Schönberg Arnold
Schulz Bruno
Scorsese Martin
Skolimowski Jerzy
Smarzowski Wojciech
Sodahl Maria
Sofokles
Sorrentino Paolo
Strawinski Igor
Strzembosz Maciej
Strzemiński Władysław
Swinarski Konrad
Szekspir William
Szpulak Andrzej
Tarantino Quentin
Tarkowski Andriej
Taylor Elizabeth
Tischner Józef, ks.
Toeplitz Krzysztof Teodor
Tokarczuk Olga
Trier Lars von
Trzaskowski Andrzej
Trzaskowski Rafał
Vega Patryk
Vinterberg Thomas
Visconti Luciano
Vláčil František
Wajda Andrzej
Wałęsa Lech
Weiss Wojciech
Wielowieyska Dominika
Wierchowicz Zofia
Witkacy zob. Witkiewicz Stanisław Ignacy
Witkiewicz Stanisław Ignacy
Wohl Stanisław
Wolter
Woyszwiłło Symforian Gottowt
Zalewski Witold
Zamecka Anna
Zanussi Krzysztof
Zaorski Janusz
Zegadłowicz Emil
Zhao Chloé
Żebrowski Edward
Żuławski Andrzej
Żuławski Xawery 112AUTORZY
WOJCIECH MARCZEWSKI – ur. 1944, reżyser i scenarzysta, profesor sztuki filmowej. Autor takich filmów, jak _Zmory_, _Dreszcze_, _Ucieczka z kina Wolność_. Współtwórca Zespołu Filmowego TOR, były wiceprezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich i były prezes Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych.
Wykładał reżyserię w Niemczech, Danii, Szwajcarii i Holandii. Był dziekanem Wydziału Reżyserii w National Film and TV School of Great Britain w Londynie. Współzałożyciel i jeden z głównych wykładowców działającej od 2002 roku w Warszawie Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy (dziś Wajda School), w której pełni też funkcję dyrektora programowego. W latach 2008–2014 członek Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, od 2011 do 2014 jej przewodniczący. Członek Polskiej Akademii Filmowej i Europejskiej Akademii Filmowej (EFA).
Laureat Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu Berlinale za film _Dreszcze_, zdobywca Srebrnych i Złotych Lwów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni – za _Dreszcze_ (1981) i _Ucieczkę z kina Wolność_ (1990). Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
DAMIAN JANKOWSKI – ur. 1992, publicysta, krytyk filmowy, redaktor portalu Więź.pl, członek redakcji kwartalnika „Więź” i Zespołu Laboratorium „Więzi”. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Autor wywiadów rzek: _Innego cudu nie będzie_ (z Wacławem Oszajcą SJ) i _Nie ma wiary bez pytań_ (z ks. Andrzejem Pęcherzewskim).SPIS RZECZY
Ks. Andrzej Luter, _Artysta profetyczny_
Rozdział I
„Ciągle znikający Marczewski”,
czyli odejścia i powroty
Rozdział II
Tylko sukces jest wspólny,
czyli reżyser – najbardziej samotny człowiek na planie
Rozdział III
Mogłem zostać cenzorem,
czyli o tym, że w komunizmie nic nie było czarno-białe
Rozdział IV
Sprzeciw wobec profesjonalnej pustki,
czyli o byciu pedagogiem, z Dogmą na horyzoncie
Rozdział V
Żywot motyla,
czyli o blaskach i cieniach kina
Rozdział VI
Tajemnica, która mnie elektryzuje,
czyli coraz mniej pewnych odpowiedzi
Indeks osób
Autorzy