Świat ze szkła - ebook
Zbiór wierszy o tematyce wszelakiej. Zaproszenie do podróży w świat emocji — bardzo prywatny, bardzo kolorowy i bardzo delikatny. Cały ze szkła.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8189-800-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka słów
Srebrzyście rozszeptał się księżyc
Na głębokim granacie bezdennym
Wpełzał między wysokie, uschłe źdźbła traw
I dotknął dłonią płochliwą, ulotną
Gałęzi co nawet martwe
Wciąż pragną rosnąć
Pień roztulił się lękliwie, płacząco
W czas jadowicie niebieski
W ciemność gwiazdami tęsknie zawodzącą
A gwiazdy zgasły,
Nim pulsujące oko je schwytało
Kiedy świt parował szarością ze zdrętwiałej ziemi
Bez skutku stukałam
Do drzwi dusznoludzkiej sieniTęsknię
Najbardziej to czuję
W wybuchającej zieleni
mojego dzieciństwa
Na ścieżce, która
Pod grubym echem stóp
Pamięta wciąż moje
Wśród drzew starszych
Niż pamięć
Na ławce, która
Stoi i stoi
Od wieczności po wieczność
To się spaliło
Tamto usunięte
Aż do fundamentów
Ślad dziupli bliskiej ciału
Nawet w trawie nie został
I kiedy przeszłość do teraźniejszości
Ciasno się przytula
Zaciskającą się obręczą
Próbuję biec w tył
Do sukienek kwiecistych
Do wózków i lalek
Bez rysów twarzy
Zapatrzonych w nic
Lecz w tamtym wtedy
Z oddechem głębszym
Niż mój i twój
Wyciągam ręce
Chwytam
Bezpowrót przecieka przez palceMinotaur
Nie wiem, ile lat już tam siedzi
Kolor oczu — nieznany
Włosy — ciemne lub jasne
Wzrost — całkiem zwyczajny?
Jego wszechnieobecność
Poza murami
Uwiera wszystkich wokół
Z powodu miłości
Która być powinna
Lecz jedyne, co wyraźne
To szczególny jej brak.
Ten problem domaga się rozwiązania
Niech ktoś zrobi z tym porządek
Może być bez serca
Za to z odwagą heroiczną
Cóż z tego?
W labiryncie często
Spotyka się potwornośćCzas nieuważności
Nawet gdy jesteś obok
Już widzę
Jak wychodzisz
I pamiętam ostre słowo
Wypowiedziane miesiąc temu.
Jedyna chwila mi dana
Nim wydarzy się do końca
Stracona.
Wspomnienia z życiem
Równolegle powstają.
Uważność odpowiada
Ironicznym uśmiechem
Na moje poczynania.
Ludzie musieli nadać jej imię
Choć istniała zawsze.
Na świecie jest tylko jeden gatunek
Który zapomniał
Jak żyć _teraz_.Niedzielne popołudnie
Głęboką ciszą otoczona
W echo dźwięków za szybą wpleciona
Przecedzona przez samotność
Z miękkością kociej sierści pod dłonią
Przeżywam wnętrze swoich myśli
Zerkam nieśmiało w tłum emocji
Powoli wkradam się w ten wszechświat
Nieskończenie przerażona
Nieskończonością odcieni
Z niewytłumaczoną szarością w tle
Którą tak pragnęłabym oszpecić
Kolorami.
Chciałabym stąd uciec
Z wrzaskiem
I tonę w białym, delikatnym puchu z piór bezchwili.
Zasłuchana w milczenie telefonu.
Srebrzyście rozszeptał się księżyc
Na głębokim granacie bezdennym
Wpełzał między wysokie, uschłe źdźbła traw
I dotknął dłonią płochliwą, ulotną
Gałęzi co nawet martwe
Wciąż pragną rosnąć
Pień roztulił się lękliwie, płacząco
W czas jadowicie niebieski
W ciemność gwiazdami tęsknie zawodzącą
A gwiazdy zgasły,
Nim pulsujące oko je schwytało
Kiedy świt parował szarością ze zdrętwiałej ziemi
Bez skutku stukałam
Do drzwi dusznoludzkiej sieniTęsknię
Najbardziej to czuję
W wybuchającej zieleni
mojego dzieciństwa
Na ścieżce, która
Pod grubym echem stóp
Pamięta wciąż moje
Wśród drzew starszych
Niż pamięć
Na ławce, która
Stoi i stoi
Od wieczności po wieczność
To się spaliło
Tamto usunięte
Aż do fundamentów
Ślad dziupli bliskiej ciału
Nawet w trawie nie został
I kiedy przeszłość do teraźniejszości
Ciasno się przytula
Zaciskającą się obręczą
Próbuję biec w tył
Do sukienek kwiecistych
Do wózków i lalek
Bez rysów twarzy
Zapatrzonych w nic
Lecz w tamtym wtedy
Z oddechem głębszym
Niż mój i twój
Wyciągam ręce
Chwytam
Bezpowrót przecieka przez palceMinotaur
Nie wiem, ile lat już tam siedzi
Kolor oczu — nieznany
Włosy — ciemne lub jasne
Wzrost — całkiem zwyczajny?
Jego wszechnieobecność
Poza murami
Uwiera wszystkich wokół
Z powodu miłości
Która być powinna
Lecz jedyne, co wyraźne
To szczególny jej brak.
Ten problem domaga się rozwiązania
Niech ktoś zrobi z tym porządek
Może być bez serca
Za to z odwagą heroiczną
Cóż z tego?
W labiryncie często
Spotyka się potwornośćCzas nieuważności
Nawet gdy jesteś obok
Już widzę
Jak wychodzisz
I pamiętam ostre słowo
Wypowiedziane miesiąc temu.
Jedyna chwila mi dana
Nim wydarzy się do końca
Stracona.
Wspomnienia z życiem
Równolegle powstają.
Uważność odpowiada
Ironicznym uśmiechem
Na moje poczynania.
Ludzie musieli nadać jej imię
Choć istniała zawsze.
Na świecie jest tylko jeden gatunek
Który zapomniał
Jak żyć _teraz_.Niedzielne popołudnie
Głęboką ciszą otoczona
W echo dźwięków za szybą wpleciona
Przecedzona przez samotność
Z miękkością kociej sierści pod dłonią
Przeżywam wnętrze swoich myśli
Zerkam nieśmiało w tłum emocji
Powoli wkradam się w ten wszechświat
Nieskończenie przerażona
Nieskończonością odcieni
Z niewytłumaczoną szarością w tle
Którą tak pragnęłabym oszpecić
Kolorami.
Chciałabym stąd uciec
Z wrzaskiem
I tonę w białym, delikatnym puchu z piór bezchwili.
Zasłuchana w milczenie telefonu.
więcej..
W empik go