Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Świąteczna gorączka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świąteczna gorączka - ebook

Tak gorących świąt jeszcze nie było!

Święta to czas, który każdy chce spędzić z najbliższą rodziną. Każdy, ale nie on. Mikołaj Dębski nienawidzi tego okresu w roku. Zazwyczaj spędza go z pierwszą lepszą długonogą blondynką, skupiając się na jednej konkretnej parze bombek.

Sara, seksowna pani doktor pracująca w szpitalu, który mężczyzna od lat sponsoruje, idealnie wpisuje się w jego wyobrażenie świątecznego prezentu. Dębski postanawia go sobie sprawić, by później długo i powoli rozpakowywać. Niestety szybko się okazuje, że pani doktor jakimś cudem jest odporna na jego urok.

Dębski zrobi wszystko, żeby Sara w końcu wylądowała w jego łóżku. Nie ma pojęcia, dlaczego nie zauważył jej wcześniej. Jednak to nie ma znaczenia. I tak będzie ją miał. Nie przeszkodzi mu nawet fakt, że wybranka początkowo okazuje mu wyraźną niechęć.

Już tej zimy Mikołaja i Sarę dopadnie świąteczna gorączka.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-220-3
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Mikołaj

Upiłem łyk szkockiej, wpatrując się w zaśnieżoną Warszawę. Zima nie odpuszczała, co właściwie było mi na rękę. Pogoda stanowiła całkiem dobrą wymówkę przed rodzinnym spędem.

Miałem w dupie święta.

To najgorszy okres w całym roku. Te wszystkie żałosne spotkania, zakupy, prezenty. Kobiety oczekujące gwiazdki z nieba i moja matka, która co roku namawia mnie, bym spędził ten czas z rodziną. Jakbym nie miał nic lepszego do roboty.

Szampan, dobre bzykanie i sushi. Tylko tego mi trzeba po całym roku użerania się z idiotami, którym się wydaje, że wiedzą cokolwiek o finansach.

Niestety od dzisiejszego przyjęcia w szpitalu nie mogłem się wymigać, a ostatnie, na co miałem ochotę, to sztuczne i wymuszone uśmiechy oraz kilka lasek, z którymi się przespałem, w jednym miejscu.

Dopiłem resztę alkoholu, który przyjemnie rozgrzał moje gardło, i zostawiłem dalsze przemyślenia na inną okazję. Spojrzałem na panoramę miasta, odhaczając w myślach kolejne udane inwestycje.

Usłyszawszy pukanie do drzwi, odwróciłem się w ich stronę i odłożyłem szklankę na biurko.

– Proszę – powiedziałem głośno znudzonym głosem, przywierając plecami do chłodnej szyby.

Do gabinetu weszła moja sekretarka. W okularach lekko zsuniętych na grzbiet nosa, białej bluzce i czarnej obcisłej spódnicy sięgającej kolan wyglądała jak nauczycielka z pornosów. Jednak za każdym razem, kiedy przychodziła i rzucała mi w skupieniu najważniejsze informacje, czerwieniła się niczym pieprzona uczennica. Gdybym nie trzymał się zasady, że nie mieszam pracy z przyjemnościami, już dawno rzuciłbym ją na biurko i porządnie zerżnął. Może w końcu przestałaby udawać niewiniątko. Ale z drugiej strony właśnie dlatego jako jedyna dłużej zagrzała tu miejsce. Była pierwszą laską, która nie próbowała dobrać się do mojego rozporka. Ceniłem ją za to, chociaż podejrzewałem, że wynikało to bardziej z jej nieśmiałości, niż z braku zainteresowania moim kutasem.

– Panie prezesie, miałam panu przypomnieć o dzisiejszym przyjęciu i... – Przestąpiła z nogi na nogę i wykrzywiła twarz, jakby słowa parzyły ją w język.

– Lena, nie mam całego dnia, więc do rzeczy – burknąłem, chociaż kąciki moich ust drgnęły. Bawiło mnie to jej zmieszanie. Pracowała ze mną od roku, a wciąż nie patrzyła mi w oczy.

– I że na dzisiaj jest pan umówiony z panią Natalią. – Lena pośpiesznie wyszła z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.

Natalia... to nawet dobrze się składało. Wysoka, cycata i otwarta na wszelkie propozycje. Nie dało się z nią pogadać, ale w tym wypadku to przemawiało na jej korzyść. Wystarczyło, że będę musiał strzępić sobie język podczas przemowy w szpitalu.

Zabrałem swoje rzeczy, narzuciłem kurtkę i wyszedłem z biura. Nie miałem zbyt wiele czasu, a musiałem jeszcze wziąć prysznic, przebrać się i pojechać po Nat. Kiedy wjechałem na parking podziemny, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na ekran.

Matka.

– Mamo, śpieszę się na spotkanie, nie mam czasu. Co u ciebie? – mruknąłem, otwierając drzwi do samochodu. Rzuciłem aktówkę na fotel pasażera i wsadziłem telefon w uchwyt. Czułem, że matka tak łatwo nie odpuści.

– W tym roku ci nie daruję, musisz przyjechać na święta! Twoja siostra wkrótce urodzi. Tak bardzo się cieszę, że zostanę babcią, a ty wujkiem – świergotała radośnie.

Skrzywiłem się z niechęcią.

– Mam dużo pracy. Poza tym, jeśli nie przestanie sypać, znowu utknę gdzieś po drodze i tylko niepotrzebnie zmarnuję czas. – Wyjechałem z parkingu i skierowałem się w stronę domu.

– Uważasz, że spotkanie z rodziną to marnowanie czasu? Czasami zastanawiam się, po kim jesteś taki bezduszny. Nie tak cię z ojcem wychowaliśmy.

W tle usłyszałem pomruki, mogłem się tylko domyślać, że głos należał do mojego ojca.

– Niańczyły mnie obce kobiety! Wy nie mieliście dla mnie czasu. A teraz już jestem za stary na to, żebyś mi mówiła, co mam robić. Mam trzydzieści pięć lat, mamo.

– Proszę, nie wypominaj mi już tego, kochanie – powiedziała z wyrzutem, wlewając w ostatnie słowo całą tonę lukru. – Liczę, że przyjedziesz, jeśli nie dla mnie, to dla siostry. Do zobaczenia. – Rozłączyła się, nie czekając na pożegnanie z mojej strony. Jak zwykle poczuła się urażona, chociaż dobrze wiedziała, że akurat w tej kwestii mam rację. Pokręciłem głową, skupiając się na drodze. Jechałem przez zatłoczone miasto, czując narastającą irytację. Powrót do Konstancina dłużył się w nieskończoność.

Dopiero gdy przekroczyłem próg domu, nieco się rozluźniłem. Zdjąłem kurtkę, a następnie zegarek, który odłożyłem na stolik. Spojrzałem na salon. Nie przywiązywałem się do rzeczy, ale uwielbiałem ten minimalistyczny wystrój, który zawsze pomagał mi się zrelaksować.

Zmierzając w stronę łazienki, rozpiąłem koszulę. Zanim zdążyłem dotrzeć pod prysznic, ktoś wjechał na podjazd. Zakląłem, widząc auto Natalii.

Otworzyłem frontowe drzwi, po czym spojrzałem na rudzielca z nałożoną na twarz grubą warstwą makijażu.

– Możesz mi wyjaśnić, co tutaj robisz? – syknąłem. Nigdy nie spotykałem się z kobietami w swoim domu i nienawidziłem, gdy nie słuchały moich poleceń.

Zacisnąłem zęby.

To ja decydowałem kiedy, jak i gdzie.

Zawsze.

– Pomyślałam, że moglibyśmy się zabawić przed przyjęciem... – Weszła do domu, przestraszona moim tonem. Mimo wszystko starała się zachować pewność siebie. Jej postawa mówiła co innego niż oczy, w których widać było cień niepewności.

Złapałem jej podbródek i ścisnąłem go lekko.

– Złamałaś zasady, rudzielcu. Znasz je, prawda?

– Prze... przepraszam – jej głos drżał. Podobało mi się to. – Pomyślałam, że może potrzebujesz odprężenia. Kiedyś wspominałeś, że nie przepadasz za świętami, więc... – Położyłem kciuk na jej krwistoczerwonych wargach, uciszając ją w sekundę. Nie potrzebowałem przywoływania nieprzyjemnych wspomnień.

Nie, kurwa, kiedy mój fiut pulsował w spodniach.

– Do świąt jeszcze daleko, rudzielcu. Ale skoro już tu jesteś, to chętnie się z tobą zabawię. I nie myśl więcej. Od tego jestem ja.

Natalia natychmiast uśmiechnęła się promiennie, jakby właśnie dostała prezent. Uklękła i rozpięła moje spodnie. Wyciągnęła z bokserek naprężonego kutasa i pośpiesznie wzięła go do ust. Spojrzałem w dół na burzę rudych loków, która poruszała się w jednostajnym rytmie w przód i w tył. Wplotłem dłoń we włosy Natalii, by móc kontrolować jej ruchy. Jedno musiałem przyznać. Nat potrafiła ssać tak, żebym zapomniał o tym, jak bardzo byłem na nią wkurwiony za złamanie jednej z zasad. Bezbłędnie manewrowała językiem oraz ugniatała moje jaja. Pchnąłem niezbyt mocno, ale stanowczo członka do gardła kobiety i przytrzymałem przez chwilę jej głowę. Nawet się nie zakrztusiła. Gdy ją puściłem, odsunęła się, ale błyskawicznie ponownie zrobiła to samo. Miała diabelsko głębokie gardło. Szybko wysunąłem się ze słodkich usteczek i pchnąłem ją w stronę kanapy. Natalia wsparła się dłońmi na oparciu, jednocześnie wypinając krągłe pośladki. Zakołysała nimi zachęcająco. Uniosłem czerwoną sukienkę, rolując ją na jej talii, i zsunąłem koronkowe stringi. Sięgnąłem palcami do cipki, sprawdzając, czy jest gotowa. Tak jak podejrzewałem, była mokra i gorąca. Otworzyłem szufladę komody, wyciągnąłem gumkę i założyłem ją na twardego i pulsującego penisa. Potarłem główką rozpalone wejście, rozprowadzając wilgoć, a potem wsunąłem się w nie do samego końca. Złapałem mocno za jej biodra i z zawrotną prędkością zacząłem się poruszać. Moje jądra uderzały o blady tyłeczek. Natalia wiła się i jęczała z rozkoszy. Rżnąłem ją ostro, tak jak lubiłem.

– Och, tak... jeszcze... – mruknęła, rozstawiając szerzej nogi, tym samym pozwalając, bym pchał kutasa znacznie głębiej. Wbiła paznokcie w skórzaną tapicerkę. – Boże, zaraz dojdę! – krzyknęła i zacisnęła cipkę tak mocno, że po kilku sekundach skończyliśmy wspólnym orgazmem. Klepnąłem ją w pośladek, pozostawiając na nim różowy ślad, po czym zrobiłem porządek z prezerwatywą i swoimi spodniami.

Natalia wpatrywała się we mnie usatysfakcjonowana.

– Już nie jestem wściekły, że tu przyjechałaś. Ale to był pierwszy i ostatni raz. Następnym wyrzucę cię za drzwi. Muszę wziąć prysznic, poczekaj na mnie w samochodzie.

– Nie mogę się rozgościć?

– Nie. – Odwróciłem się i poszedłem do łazienki.

***

Droga na przyjęcie, które odbywało się w szpitalu, upłynęła nam w ciszy. Natalia na szczęście okazała się na tyle inteligentna, by nie pierdolić zbędnych głupot. Zaparkowałem przed niewielkim nowoczesnym budynkiem i wysiadłem z auta. Otworzyłem Natalii drzwi i podałem jej dłoń, pomagając wysiąść. Ten gest najwyraźniej ją udobruchał, ponieważ rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i uniosła wysoko głowę, dumna, że przyjechała właśnie ze mną.

Chrząknąłem pod nosem i poprowadziłem ją do środka. Szpitalny hol wypełniał tłum zaproszonych gości. Odpowiadałem skinięciem na wszystkie powitania, nie wdając się w żadne rozmowy. Dopiero kiedy zauważyłem dyrektora szpitala, przystanąłem. Kostecki wyszczerzył zęby.

– Dobrze cię widzieć, Mikołaj. – Wyciągnął dłoń i mocno uścisnął moją.

– Cieszę się, że masz dobry humor, Bruno, bo musimy pogadać. Widziałem ostatnie raporty i nie mam dobrych wiadomości. Albo zaczniesz pilnować kasy, albo nic z tego nie wyjdzie – warknąłem cicho.

– Nie teraz, Mikołaj. Umówimy się w tygodniu i porozmawiamy. Musisz zrozumieć, że szpital to nie jest zwyczajna firma, tutaj nie da się pracować jak na taśmie. – Bruno pochylił się w moją stronę, aby ta rozmowa pozostała między nami.

– Jeśli nie będzie dobrze zarządzany, to splajtuje. I gówno mnie obchodzą twoje sentymenty. Masz za miękkie serce, stary. A to nigdy dobrze się nie kończy. – Wyszarpałem rękaw, za który mnie chwycił, i dodałem: – Wpadnę w środę.

– Wtedy mamy na pediatrii mikołajki. – Bruno skrzywił się, jakby ktoś ścisnął go właśnie za jaja.

– I co z tego? – mruknąłem, po czym, nie czekając na odpowiedź, poprowadziłem Natalię do sali.

Usiedliśmy przy wyznaczonym stoliku i wypiliśmy powitalnego szampana. Natalia spojrzała z tęsknotą na parkiet. Rozsiadłem się wygodniej, położyłem rękę na oparciu krzesła i poluzowałem krawat.

– Wiesz, że ja nie tańczę – rzuciłem, patrząc na zgromadzonych ludzi. Nie było tak źle, jak przypuszczałem. Zauważyłem zaledwie jedną kobietę, z którą kiedyś coś mnie łączyło, i na szczęście towarzyszył jej mąż, więc wieczór zapowiadał się spokojnie. Wręcz nudno.

– Tak, wiem – mruknęła, po czym wstała. – Przyniosę sobie coś do jedzenia.

Skinąłem głową.

Po występach jakichś pajaców, Bruno ponownie wyszedł na podest i zaczął wygłaszać peany na mój temat. Kiedy na mnie spojrzał, wstałem i podszedłem do mikrofonu, by odbębnić krótką przemowę.

Pieprzona tradycja.

– Dzień dobry, nazywam się Mikołaj Dębski. Jestem prezesem korporacji InComp zajmującej się oprogramowaniem dla europejskich sieci handlowych. W imieniu swoim i całej firmy chciałem podziękować za wyróżnienie, jakie mnie w tym roku spotkało – mówiłem znudzonym głosem. – Dziękuję, że mogę podziwiać swoje nazwisko na tej pięknej tabliczce zdobiącej wschodnie skrzydło. – Wskazałem dłonią odpowiedni kierunek. – Cieszę się, że mogę pomóc tym, którzy najbardziej tego potrzebują – wyrecytowałem zgodnie z planem, próbując nie zwracać uwagi na sączące się z głośników White Christmas. – Życzę państwu dobrej zabawy i... – Słowa uwięzły mi w gardle. Przełknąłem ślinę, po czym sucho dodałem: – Wesołych Świąt. – Na koniec uśmiechnąłem się nieszczerze, a potem prześlizgnąłem wzrokiem po bijących brawo gościach. Zszedłem ze sceny, od razu zmierzając do bufetu. Po drodze odpędziłem natarczywych dziennikarzy, którzy jak zwykle mieli tylko jedno pytanie.

„Czy kobieta, z którą przyszedł Mikołaj Dębski, go usidli?”.

Pierdolenie.

Gdybym chciał się ustatkować, zrobiłbym to już dawno.

I z całą pewnością nie z kimś takim jak Natalia.

Wkurzony spojrzałem na jednego z natrętów, który nie chciał odpuścić. Włożyłem ręce do kieszeni i wziąłem głęboki oddech.

– Jeżeli zapytasz o coś osobistego, to od jutra będziesz bezrobotny – warknąłem.

Gość tak się zdenerwował, że nie był w stanie mnie o nic zapytać. Pokręciłem głową i zostawiłem go z rozdziawioną gębą.

Z bufetu wziąłem szklankę z najdroższą whisky, jaką mieli, i przystanąłem przy oknie. Chłodne powietrze niestety nie ostudziło chęci zaciągnięcia rudzielca do najbliższego wolnego gabinetu.

Natalia się pomyliła. Ja nie tylko nie przepadałem za świętami. Ja ich nienawidziłem. I wszystkiego, co się z nimi wiązało. Ale dobre obciąganie na pewno złagodziłoby ten dyskomfort.

Rozglądając się, wypiłem whisky. Natalii nigdzie nie było.

I wtedy zobaczyłem kogoś o wiele ciekawszego.

Najpierw zauważyłem jej okrągły tyłek.

Potem zwróciłem uwagę na usta, które zachęcająco wydymała, oglądając moją willę w Hiszpanii na folderze z licytacji.

Na końcu były cycki. Nawet z tej odległości wiedziałem, że będą idealnie pasować do moich dłoni.

Odłożyłem szklankę i ruszyłem w jej stronę.

Musiałem dowiedzieć się o niej czegoś więcej.ROZDZIAŁ 2

Sara

Wcześniej tego samego dnia

Gdy zadzwonił budzik, miałam ochotę wyrzucić go za okno. Po całonocnym dyżurze od razu zapadłam w głęboki sen, a gdy kilka godzin później otworzyłam oczy, było już popołudnie.

Leżałam jeszcze parę minut, zanim niechętnie zwlekłam się z łóżka. Na dworze padał śnieg. Biały puch pokrył ulice, drzewa oraz stojące przy krawężnikach samochody. Z ogromną chęcią zakopałabym się w pościeli i spędziła wieczór sama, niestety mogłam o tym jedynie pomarzyć.

Zarząd szpitala, w którym pracowałam, organizował dzisiaj coroczny bankiet z okazji mikołajek. Nie przepadałam za tym, ponieważ musiałam witać się z darczyńcami i łechtać ich ego.

Wzięłam szybki prysznic, po czym zajęłam się przygotowaniami. Lekki makijaż zakrył podkrążone ze zmęczenia oczy, a kobaltowa sukienka wydawała się idealnie pasować do moich blond włosów zaczesanych w imponujący kok. Jeśli miałam ten wieczór jakoś przetrwać, to wyłącznie wyglądając oszałamiająco.

***

O siedemnastej przyjechałam na miejsce. Goście powoli zapełniali szpitalny korytarz. Ominęłam ich i wjechałam windą na trzecie piętro, żeby najpierw odwiedzić swoich podopiecznych. Widok dziecięcych twarzy zawsze poprawiał mi nastrój.

– Dobry wieczór, pani doktor. – Jedna z pielęgniarek, Ania, powitała mnie uśmiechem. – Wygląda pani fantastycznie!

– Dziękuję. – Też się uśmiechnęłam, wygładzając sukienkę. – Jak się dzisiaj miewają nasze małe szkraby? Dają popalić?

– I to jak! – Przewróciła oczami. – Wykończą nas – zażartowała. – Zbliżają się święta, są podekscytowane.

– Ach, no tak – przytaknęłam. Dodatkowo na środę zaplanowaliśmy wizytę Świętego Mikołaja, więc wcale nie byłam zdziwiona, że nie mogły się doczekać. – Miłego wieczoru, Aniu – pożegnałam się, ruszając wzdłuż korytarza.

– Wzajemnie, pani doktor.

Przeszłam kawałek dalej i przystanęłam przed świetlicą. Zdrowsze maluchy oraz ich rodzice oglądali właśnie Opowieść wigilijną. Westchnęłam. Zawsze marzyłam o gromadce dzieci. Miałam dwadzieścia dziewięć lat i wiedziałam, że nie będzie mi to dane. Dlatego też cały swój wolny czas poświęcałam szpitalowi, a matczyną miłość przelewałam na pacjentów. Kochałam ich wszystkich, bez wyjątku.

Pomachałam jednej z mam, następnie ruszyłam na dół. Gala odbywała się w stołówce, zagospodarowanej dziś specjalnie na potrzeby wydarzenia. Tanie stoliki i plastikowe krzesła zamieniono na meble z prawdziwego zdarzenia, ściany zdobiła masa tiuli oraz srebrno-złotych dekoracji, w centralnym punkcie zaś ustawiono wielką, mieniącą się choinkę. Wyszło nawet z klasą.

Bez problemu odnalazłam swoje miejsce mniej więcej na środku sali. Olga, nasza recepcjonistka, a prywatnie także moja przyjaciółka, była jedną z osób odpowiedzialnych za zorganizowanie tej imprezy, dzięki temu usadziła mnie wśród gości, którzy również nie przepadali za tego typu zabawami. Państwo Korniewscy oraz Bakuła byli całkiem sympatyczni, więc moje policzki mogły odpocząć od przybierania sztucznego uśmiechu.

Wybiła osiemnasta. Zaczęło się. Toast, krótkie pogawędki o niczym, wymieniane nad talerzami wykwintnych dań, uprzejmości, uprzejmości i jeszcze więcej tego samego.

Później przyszła kolej na całą gamę atrakcji wieczoru. Wszystko odbywało się na specjalnie ustawionym podeście. Na pierwszy ogień poszła przemowa szefa: podziękowanie za hojność, zachęcanie do licytowania wystawionych na aukcji przedmiotów, okraszone nieśmiesznymi żartami, bla, bla, bla, potem otrzymaliśmy występ komika, już na szczęście zabawniejszego, a na koniec prawdziwy rarytas: pan Dębski.

Chyba nikt do końca nie wie, czym on się zajmuje. Natomiast wiadomo, że śpi na pieniądzach, i absolutnie nie śpi na nich sam. Za każdym razem widywałam go z inną, cycatą panną. Dębski uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Nie znosiłam takich typów. Gdyby to ode mnie zależało, wywaliłabym go stąd na zbity pysk.

Mikołaj to najbogatszy dupek w obrębie kilku województw, który jednak nigdy nie szczędził datków na szpital. Dawał i dawał, aż uhonorowano jedno ze skrzydeł szpitala jego nazwiskiem, po czym ostatecznie przyjęto go także do zarządu. Wszyscy uważali go za palanta, lecz nikt nie mówił mu tego wprost, bojąc się, że zakręci kranik z gotówką. Nie lubiłam go i nie zamierzałam się wdawać z nim w jakąkolwiek dyskusję.

Po deserze wstałam od stołu, żeby zapoznać się z przekazanymi na licytację przedmiotami, które znajdowały się po drugiej stronie pomieszczenia, przy barku z alkoholem.

Spojrzałam na broszurkę dotyczącą rejsu statkiem, butelkę Château Margaux, a następnie pakiet zabiegów medycyny estetycznej i tygodniowy pobyt w spa. Na dłużej zatrzymałam się przy ofercie spędzenia weekendu w prywatnej hiszpańskiej posiadłości. Na fotografii zobaczyłam piaszczystą plażę, lazurowe fale oraz ukryty za drzewami drewniany domek. Wzdychając, niemalże poczułam wiatr we włosach i łaskoczące skórę, gorące promienie słońca. W porównaniu z tym, co aktualnie działo się na dworze, chwilowa ucieczka do ciepłego kraju była niezwykle kusząca.

Rozejrzałam się dookoła. Ludzie przechadzali się powoli, oglądali foldery, rozmawiali ze sobą lub popijali drinki. Uśmiechnęłam się do stojącej nieopodal kobiety, po czym niewiele myśląc, zapisałam okrągłą sumkę na blankiecie, zgięłam go na pół i wrzuciłam do szklanej misy z ofertami innych zainteresowanych gości.

– Hmm, wygląda interesująco. Można się przyłączyć? – usłyszałam za sobą chrapliwy męski głos. Czyjś twardy tors otarł się o moje odkryte plecy, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. O dziwo nie był nieprzyjemny. Poczułam w powietrzu zapach alkoholu zmieszanego z aromatem drogich perfum. Ciepły oddech mężczyzny prześlizgnął się po moim ciele niczym delikatna mgiełka. Przełknęłam ślinę.

Odwróciłam się zaintrygowana. Wtedy błyskawicznie zrzedła mi mina.

– Pan Dębski – wysyczałam na widok znajomej twarzy.

Właściwie to ja znałam jego, bo wątpiłam, by on zdawał sobie sprawę z tego, kim ja jestem. Mógł kojarzyć moje nazwisko z dokumentacji. Pojawiał się w szpitalu jedynie na kwartalnych zebraniach zarządu, więc mało prawdopodobne, żeby był w stanie połączyć je z konkretną osobą. Ze mną.

– Dokładnie tak. Dębski. Mikołaj Dębski. – Wyciągnął rękę, robiąc krok w moim kierunku. – A ty, jak masz na imię?

Chyba jeszcze nigdy nie stałam tak blisko niego. Z tej odległości mogłam dokładnie zauważyć, jaki był wysoki i muskularny. Dostrzegłam też jego łobuzersko zmierzwione, ułożone na prawą stronę włosy, jasnoniebieskie oczy oraz kuszące pełne usta. Cholera. Był diabelsko przystojny i pociągający.

– Jakoś tam mam – odpowiedziałam zadziornie, wymieniając z nim uścisk dłoni.

Powietrze wokół nas zdawało się dziwacznie naelektryzowane. Przygryzłam dolną wargę, próbując się odsunąć od Dębskiego, lecz jedyne, co osiągnęłam, to nadzianie się tyłkiem na kant stojącego za mną stolika. Zabolało.

– Nic ci nie jest? – Zaniepokoił się, lekko rozbawiony.

– Ręce przy sobie, dobrze? – burknęłam, gdy chciał objąć mnie w talii. Bezczelny!

– Grasz trudną do zdobycia? – prychnął i dodał po chwili namysłu: – Jeszcze żadna kobieta się tak do mnie nie zwracała. Chyba właśnie mi zaimponowałaś.

– Pewnie dlatego, że wybierasz takie, które niewiele mówią – odcięłam się, wskazując na wchodzącą na salę cizię, z którą dzisiaj przyszedł. Wyglądała na niezbyt rozgarniętą. Usiadła przy stole i zamiast użyć serwetki, wytarła palce w obrus, ku zniesmaczeniu kobiety zajmującej krzesło naprzeciwko niej.

Dębski pochylił się i zmrużył oczy.

– Dobrze ci radzę, uważaj na to, co mówisz. W każdej chwili mogę przestać być miły, a ty możesz przestać tu pracować, bo, jak zakładam, jesteś lekarką. Zgadłem? – wyszeptał mi do ucha, po czym przybrał minę niewiniątka.

Jego niski ton trochę mnie zaniepokoił. Nigdy nie postrzegałam go jako człowieka okrutnego czy skorego do przemocy, jednak teraz dał mi do myślenia. Albo taki miał cel, albo żartował, a ja przypisywałam mu cechy, których nie posiadał.

Pokręciłam głową.

– Nie.

Odwróciłam się, chcąc odejść, wtedy nagle usłyszałam czyjś głos.

– Pani doktor, mogę na słówko?! – Jakieś trzy, może cztery metry od nas stał Adam. Miał poważną minę i sprawiał wrażenie niezadowolonego. Machnął do mnie, żebym do niego podeszła.

Szlag!

– Pani doktor? – Mikołaj pokiwał na mnie palcem. – Kłamczuszka.

Zignorowałam go i podeszłam do Adama. Jego zaciśnięta szczęka sugerowała, że nie był w dobrym humorze.

– Co ty wyprawiasz? – wysyczał cicho.

Uniosłam brew.

– To znaczy?

– Nie udawaj głupiej – warknął. – Uśmiechasz się, chichoczesz i rumienisz jak jakaś małolata. Ludzie zaczynają plotkować.

– Skoro ci mało lata, to sobie rozbujaj – odgryzłam się. Adam mnie strasznie irytował. – Nikt oprócz ciebie nie zwrócił na nas uwagi. Nie zgrywaj zazdrosnego. Straciłeś do tego prawo, gdy przestaliśmy być razem. – Obróciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale Adam zacisnął palce na moim ramieniu. – Puszczaj. – Spiorunowałam go wzrokiem.

– To, że już się nie pieprzymy, nie zmienia faktu, że twoje zachowanie wciąż ma wpływ na mój wizerunek. – Poluźnił uścisk. – Nie zapominaj o tym.

– Dobrze – burknęłam, prostując się. – Będę o tym pamiętać.

Zaklęłam pod nosem i ponownie ruszyłam w kierunku stolików. Planowałam coś głupiego i nierozsądnego, żeby zrobić Adamowi na złość. Niestety Dębski gdzieś zniknął.

Cóż... jego strata.ROZDZIAŁ 3

Mikołaj

Przez kilka minut wpatrywałem się w profil zadziornej lekareczki rozmawiającej z Adamem z zarządu.

Jak to możliwe, że nigdy wcześniej na nią nie wpadłem?

Może w kitlu nie wyglądała tak oszałamiająco, jak w tej obcisłej kiecce.

Byłem tak zafascynowany, że nawet nie zauważyłem Natalii, która stanęła obok mnie.

– Nie słuchasz mnie – stwierdziła, wodząc wzrokiem za moim spojrzeniem. Kiedy zauważyła, na kogo się gapię, fuknęła. – Kolejna ofiara? – zakpiła. – I tak potem do mnie wrócisz, tylko nie wiem, czy wystarczy mi nowa błyskotka – dodała naburmuszona.

Spojrzałem na nią. Ta błyskotka kosztowała więcej, niż wynosiła jej miesięczna pensja. Pokręciłem głową.

– Rudzielcu, schowaj pazurki, bo się skaleczysz – mruknąłem, a następnie upiłem łyk wina, które zasługiwało jedynie na to, by wylać je do ścieków.

Natalia wydęła usta.

– Wiesz co, Mikołaj, pieprz się. Już współczuję tej doktoreczce. – Wskazała na nią głową. – Mam nadzieję, że w końcu życie da ci popalić. Karma to suka, pamiętaj o tym – prychnęła.

Złapałem ją za nadgarstek i zgromiłem wzrokiem.

– Nie pozwalaj sobie – zniżyłem głos.

Natalia wyrwała rękę z mojego uścisku, chwyciła torebkę i ruszyła do drzwi. Zwolniła przed nimi, jakby czekała, aż ją zatrzymam. Gdy zamiast tego zmrużyłem złowieszczo oczy, posłała mi mordercze spojrzenie i mruknęła coś pod nosem.

Roześmiałem się, po czym ponownie poszedłem do bufetu. Właściwie to pomyślałem o powrocie do domu, ale ona stanęła niedaleko mnie i z szyderczym uśmiechem na ustach zaczęła nakładać sobie na talerz jebane tartinki.

– Co cię tak bawi? – zagadnąłem z irytacją.

– Chyba straciłeś szansę na upojną noc. – Odwróciła się w moją stronę i wsunęła małą kanapkę do ust. Na koniec oblizała palec wskazujący.

Kurwa! To było gorące. Oczywiście wiedziałem, że zrobiła to wyłącznie po to, by mnie jeszcze bardziej wkurzyć.

Wyglądała, jakby żyła właśnie po to.

– Zawsze możesz ją zastąpić. Masz na mnie ochotę, co? – Uniosłem brew.

– Postradał pan zmysły, panie Dębski – wycedziła przez zaciśnięte zęby, kładąc akcent na moje nazwisko. – I proszę, przestać się na mnie gapić, bo ludzie pomyślą, że mam coś na twarzy. – Skrzyżowała ręce na cyckach. – Albo, co gorsza, pomyślą, że coś nas... łączy – rzuciła z odrazą.

– Myślałem, że przeszliśmy na ty. – Udałem, że się zastanawiam. – Chociaż nie. Nadal się nie przedstawiłaś.

– I nie mam zamiaru tego robić.

– Ze mną tak się nie rozmawia, laleczko. – Zacisnąłem dłoń w pięść, by powstrzymać się przed przerzuceniem lekareczki przez kolano i wymierzeniem jej kary.

– Grozisz mi?

– Ostrzegam.

– I co, zakręcisz kranik z forsą? – Obrzuciła mnie złowrogim spojrzeniem, w tym samym czasie szczerząc się słodko do przechodzącej obok nas kobiety. Była niezłą aktorką i coraz bardziej mi się podobała.

– Mógłbym – powiedziałem z przekąsem.

– Ale wtedy nie skrzywdzisz mnie, tylko pacjentów.

Doprowadzała mnie do szału. Kurewskiej pasji. Teraz to już miałem ochotę zlać ją pasem.

– Jak masz na imię?

– Julia?

– A ja Romeo. Romeo, który za każde kłamstwo wymierzy ci dwa klapsy na goły tyłek. – Zbliżyłem się do niej, coraz wyraźniej czując słodki zapach jej perfum i rozgrzanej skóry. Była ode mnie sporo niższa, więc patrzyłem na nią z góry. Moja kłamczuszka cofnęła się, marszcząc brwi i próbując rozgryźć, czy mówiłem poważnie.

Byłem cholernie poważny.

Zrobiłem krok w jej stronę, osaczając ją, by nie miała dokąd uciec. Znalazła się pomiędzy ścianą, stołem i mną. Rozejrzała się niepewnie, szukając pomocy. Na jej nieszczęście wszyscy słuchali przemówienia dyrektora. Zostaliśmy sami.

– Muszę... – bąknęła. – Chcę iść tam. – Wskazała palcem salę.

– A ja chcę, żebyś się wiła pode mną z rozkoszy.

– Słuchaj no, Dębski. Albo w tej chwili się odsuniesz, albo zacznę krzyczeć. A uwierz mi, pracując na pediatrii, potrafię to! – Uniosła dumnie głowę, by za chwilę przewrócić oczami. Zdała sobie sprawę, że mogę się domyślić, jak się nazywa.

– Zalewska... już kojarzę. Sara Zalewska, prawda?

Przepchnęła się pod moim ramieniem, gromiąc mnie wzrokiem. Przez chwilę patrzyłem, jak oddala się, kręcąc tym seksownym tyłkiem.

– Będziesz moja – mruknąłem pod nosem, po czym dolałem sobie wina.ROZDZIAŁ 4

Sara

Przez całą niedzielę nie mogłam wyrzucić z głowy obrazów z poprzedniego wieczoru. Dębski bez przerwy nawiedzał moje myśli, jakby chciał wywiercić mi dziurę w umyśle.

Niedoczekanie!

Z ulgą przywitałam poniedziałkowy poranek, mając nadzieję, że zakopanie się po uszy w pracy odciągnie moją uwagę od tych wspomnień. Z początku szło idealnie. Jak tylko pojawiłam się w szpitalu, od razu zaczął się młyn. Obchód, studiowanie kart pacjentów, dobieranie odpowiednich dawek leków oraz ustalanie nowego przebiegu terapii dla tych najbardziej opornych na leczenie maluchów. Czas do przerwy obiadowej minął w zawrotnym tempie. Zanim się obejrzałam, wybiła trzynasta i w drzwiach mojego gabinetu stanęła uśmiechnięta Olga, stukając palcem w tarczę zegara.

– Tak myślałam, że cię tu znajdę. – Westchnęła z dezaprobatą. – Czekam na ciebie na dole od dziesięciu minut. Byłyśmy umówione.

– Ach, no tak, przepraszam. – Zamknęłam teczkę i odłożyłam ją do szuflady. W pośpiechu zdjęłam kitel, następnie powiesiłam go na wieszaku. Burczało mi w brzuchu. – Dokąd idziemy? – spytałam. Narzuciłam płaszcz na plecy, owinęłam szyję szalikiem, po czym odgarnęłam włosy, aż falami opadły mi na ramiona.

– Mam ochotę na chińczyka, a ty? – powiedziała, gdy sięgałam po torebkę.

– Idealnie!

***

– Więc... – zaczęła Olga, kiedy piętnaście minut później pochłaniałyśmy lunch w knajpce mieszczącej się niedaleko szpitala. Obie nie przepadałyśmy za serwowanym w stołówce jedzeniem, dlatego często wychodziłyśmy zjeść coś na mieście. – Ten Dębski to niezłe ciacho, nie? – palnęła znienacka.

Kaszlnęłam, omal nie zadławiając się sajgonką. Cwaniara musiała widzieć naszą wymianę zdań na bankiecie, a jako że milczałam na ten temat, postanowiła podstępem wydusić ze mnie wszelkie pikantne szczegóły. Piękna mi przyjaciółka!

– Eee. – Machnęłam dłonią, jakbym chciała powiedzieć „ujdzie”. – Czy ja wiem...

– Kochana. – Pokręciła głową. – Ściemniać to ja, ale nie mnie. Błagam cię! Ten Dębski wygląda jak młody bóg.

– Olga! – parsknęłam, z trudem przełykając kęs, który miałam w ustach. – Mikołaj to puszczalska i zadufana w sobie łachudra. Przecież wiesz, jaką ma reputację.

– Mmm, Mikołaj. – Wykonała palcami znak cudzysłowu, akcentując w ten sposób imię Dębskiego. – Jesteście na „ty”? – Roześmiała się głośno. – Słyszałam, że nie przepuszcza niczemu, co się rusza i ma duże cycki, ale co z tego? – Wzruszyła ramionami, upijając łyk soku pomarańczowego. – Ponoć jest cholernie dobry w te klocki. – Sugestywnie poruszyła brwiami.

– A ty niby skąd wiesz?

– Podpytałam – mruknęła. – Dla ciebie, oczywiście! – dodała szybko, gdy przewróciłam oczami. – Celibat jest niezdrowy.

– Olga, jesteś okropna. – Sapnęłam, po czym przetarłam twarz serwetką i położyłam ją obok talerza. Przyjaciółka miała trochę racji. Po tym, jak rozstałam się z Adamem, nie spotykałam się z żadnym facetem. – Może faktycznie potrzebowałabym trochę rozrywki, ale z nim? – Zmarszczyłam czoło.

– Słuchaj, nie dało się nie zauważyć, że mu się spodobałaś. Ja bym się nie zastanawiała. – Przygryzła wargę. – Na jego widok sama mam ochotę ściągnąć sobie majtki przez głowę.

Wybuchnęłam śmiechem.

– Wcinaj lepiej te swoje pierożki, dobrze? – poleciłam jej, kręcąc głową.

Dokończyłyśmy obiad, nie poruszając już tematu Dębskiego ani moich miłosnych problemów. Lubiłam w Oldze to, że chociaż buzia jej się nie zamykała i często paplała bez zastanowienia, potrafiła poprawić mi humor. Była nałogową plotkarą, mimo wszystko jakimś cudem udawało jej się nie zdradzać moich sekretów, a jako przyjaciółka znała ich sporo. To chyba wyłącznie dzięki niej nie załamałam się po rozstaniu z Adamem. Wystarczyło, że na mnie spojrzała, uśmiechając się tymi niewyparzonymi ustami, od razu robiło mi się jakoś... lżej.

W drodze powrotnej do szpitala Olga przypomniała mi o zbliżającej się gali Izby Lekarskiej, na której moja obecność była wymagana. Dobrze wiedziała, że nie cierpię takich spotkań, szczególnie odkąd musiałam pojawiać się na nich sama, lecz niestety i tym razem nie mogłam się z tego wykręcić. Trudno. Będę zmuszona coś wykombinować.

Jak tylko wróciłam do gabinetu, bieganina zaczęła się od nowa. Szybka rundka po oddziale, kilka rozmów z przejętymi rodzicami, badania. Gdy wybiła siedemnasta, mój dyżur dobiegł końca. Ledwie stałam na nogach. Kiedy podpisywałam ostatnie dokumenty, rozległo się pukanie do drzwi, po czym w progu stanęła Olga.

– Przepraszam, pani doktor, czy przyjmie pani jeszcze jednego pacjenta? – spytała oficjalnym tonem. Przybierała go zawsze wtedy, gdy było wiadomo, że ten ktoś przysłuchuje się naszej rozmowie. – Bardzo nalega.

Nabrałam powietrza i na chwilę zamknęłam oczy.

– Dobrze. – Wstałam z krzesła i przeszłam za parawan, aby zdezynfekować ręce. – Proszę usiąść, za chwileczkę podejdę – powiedziałam, słysząc kroki, a kiedy po paru sekundach wróciłam do biurka, omal się nie przewróciłam. Dębski nonszalancko siedział na krześle w moim gabinecie.

– Lepiej wyglądałaś w tamtej kiecce – rzucił, wydając z siebie pomruk niezadowolenia.

Ten to miał tupet.

A Olga była już trupem!

– Potrzebuję pilnej pomocy lekarskiej – oznajmił poważnym tonem.

– Przykro mi, pomylił pan budynki. – Usiadłam na swoim miejscu, wygładzając fartuch. – Jestem pediatrą, seks pogotowie to nie tutaj.

O tak. To było dobre. Nawet bardzo.

– Ja naprawdę cierpię, pani doktor. – Zamrugał niewinnie, przykładając do czoła wierzch dłoni, jakby sprawdzał sobie temperaturę. – Proszę mnie zbadać. Dogłębnie. Chyba mam grypę.

Prędzej kiłę.

– Boli mnie gardło, mam chrypkę i dreszcze – kontynuował, robiąc przy tym teatralne miny grzecznego chłopczyka. – Poza tym ładuję w ten szpital kupę szmalu, więc...

– Dobrze już, dobrze – wysyczałam, na co zareagował triumfalnym uśmiechem. Wstałam, po czym powoli się do niego przysunęłam i położyłam palce na jego nadgarstku. – Puls w normie – oznajmiłam po chwili. – Węzły chłonne w porządku – mówiłam dalej, unosząc mu brodę. Z trudem powstrzymywałam przy tym głośne westchnienie, kiedy w mój nos uderzył powalający zapach jego obłędnej wody po goleniu. – Gorączki również brak. – Uderzyłam go lekko w policzek. – Zdrów jak ryba. – Sięgnęłam po słoik z lizakami i wystawiłam w jego stronę. – Poczęstuj się, Mikołajku, byłeś bardzo dzielny.

Wyjął jednego, ciesząc się jak dziecko.

– Pani doktor, a serce? – rzucił. – Proszę mnie osłuchać.

Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić, on już rozpinał guziki koszuli. Musiałam mocniej zacisnąć uda, bo widok jego muskularnej klatki piersiowej spowodował, że to mnie nagle podskoczyło ciśnienie. Cholera! Przecież on... on wyglądał jak z okładki jakiegoś pieprzonego Men’s Health!

– Dobrze – wydukałam, czując na twarzy uderzenie gorąca, jakby ktoś podkręcił wszystkie termostaty na maksimum. Odwróciłam się do niego plecami, żeby sięgnąć po stetoskop. Przy okazji też krzyknęłam bezdźwięcznie, kiedy nie mógł tego zobaczyć. – Dobrze – powtórzyłam. Włożyłam oliwki do uszu i pochyliłam się nad Mikołajem, by przyłożyć mu głowicę do skóry. Przy spotkaniu z chłodnym, stalowym elementem odrobinę się wzdrygnął, lecz nawet nie pisnął, za to ja usłyszałam głośne i cholernie mocne uderzenia jego serca. Przełknęłam ślinę.

– Co robisz dzisiaj wieczorem? – spytał cichym, uwodzicielskim tonem. Dudnienie przybrało na sile, prawie mnie ogłuszając.

Boże, ratuj!

– Nie ma żadnych szmerów, wszystko w porządku – powiedziałam, ignorując jego pytanie, a potem na miękkich nogach wróciłam do biurka. Było mi piekielnie trudno zachować profesjonalizm, gdy on niemalże ślinił się na mój widok, wcale nie próbując tego ukrywać.

– Jaki wyrok, pani doktor?

– Jeszcze trochę pożyjesz, panie Dębski. – Przysunęłam klawiaturę bliżej siebie i zaczęłam uderzać w przyciski. Po chwili drukarka wydała z siebie piskliwy dźwięk i wypluła receptę, na której szybko przybiłam pieczątkę i ją podpisałam. – Proszę. Później mi podziękujesz.

– Zobaczymy. – Przejął ode mnie świstek, po czym parsknął głośnym śmiechem, odczytując moje zalecenia. – Odrobina kultury w czopkach, najlepiej wieczorem po posiłku. – Pokręcił głową i opadł plecami na oparcie krzesła. – Powściągliwość, codziennie rano dwie łyżeczki na czczo. – Rzucił mi spojrzenie znad kartki. – Zimny prysznic. – Roześmiał się. – To chyba mało skuteczne preparaty.

– Jaki pacjent, takie preparaty. – Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je na całą szerokość i gestem dłoni wskazałam mu drogę do wyjścia. – Żegnam.

– Do zobaczenia – mruknął, mijając mnie w progu. – Przyjmuję wyzwanie, kłamczuszko.

Odprowadziłam wzrokiem jego szalenie seksowny tyłek.

Ten facet był jak magnes.

Coś czułam, że nasza znajomość nie skończy się dla mnie najlepiej.ROZDZIAŁ 5

Mikołaj

Wtorkowe popołudnie dłużyło się w nieskończoność. Siedziałem w firmie, myśląc o jutrzejszej rozmowie z Brunem, i ciągle łapałem się na tym, że zamiast skupiać się na słupkach i kasie, skupiam się na niebieskich oczach zadziornej lekarki.

Co ja pierdolę? Jakich oczach?

Miała kurewsko seksowne cycki i pośladki.

O tak!

Chciałem zerżnąć ją w każdy możliwy sposób. Słyszeć, jak krzyczy moje imię i błaga, bym lizał jej cipkę, a potem doprowadził do orgazmu.

Już dawno żadna kobieta tak na mnie nie zadziałała. Mój fiut przywykł do uległych ślicznotek, które były na każde skinienie, więc dla odmiany zapragnął znaleźć się w cipce zadziornej laleczki.

Ścisnąłem piłeczkę antystresową z taką siłą, że gdy poluzowałem palce, ledwie wróciła do pierwotnego kształtu. Ze złością cisnąłem nią do kosza.

Zerknąłem na zabawną receptę od Sary. W przeciwieństwie do innych panienek miała poczucie humoru. Kurewsko mi się to podobało.

Gwałtownie wstałem i chwyciłem za telefon.

Potrzebowałem relaksu, żeby przestać myśleć o tym, jak lekareczka rozchyla przede mną nogi.

W pierwszym odruchu chciałem zadzwonić do którejś z dziewczyn, ale nie mogłem zmusić się do wciśnięcia odpowiedniej ikony. Przesunąłem palcem po ekranie i wybrałem numer do jedynego przyjaciela, któremu ufałem, i który nie chciał mi wbić noża w plecy, kiedy jego laska na mnie leciała.

Mój brat wolał facetów.

***

– Co tam, bracie? Dawno się nie odzywałeś. – Daniel siedział już przy barze i sączył drinka. Jak zwykle był ubrany w czarny garnitur i miał okulary przeciwsłoneczne.

– Mam w cholerę roboty. – Usiadłem obok i zamówiłem podwójną whisky.

– Dostaniesz zawału przed czterdziestką. Bierz przykład ze mnie. Relaks to podstawa. Też mógłbyś czasem wystąpić w jakiejś sesji, jesteś lepiej zbudowany. – Uśmiechnął się i oparł łokieć na blacie, odwracając głowę w stronę sali. Pomimo tego, że był prawie środek tygodnia, lokal był pełny. – O czym chciałeś pogadać? Problemy z jakąś laską. Co tym razem? Wyimaginowana ciąża?

Milczałem, popijając alkohol. Nagle z prawej strony dobiegł mnie śmiech. Spojrzałem w tamtym kierunku i o mało nie zadławiłem się whisky.

– Kurwa mać – syknąłem.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. – Daniel poklepał mnie po plecach.

– Bo zobaczyłem. To ona. – Wskazałem głową na Sarę. Siedziała z jakąś blondynką w rogu pomieszczenia przy jednym z wysokich stolików. Prezentowała się inaczej niż wczoraj. Naturalniej, ale nadal seksownie. Nagle mina jej zrzedła. Zobaczyła mnie i skrzywiła się, jakby właśnie polizała cytrynę.

– Ona, to znaczy kto? – Daniel pochylił się, aby zobaczyć, na kogo patrzę. – Ta po prawej czy po lewej?

– Kurwa, znasz mnie trzydzieści lat i jeszcze pytasz?

– Czyli ta po lewej.

Sara pokręciła z dezaprobatą głową i wróciła do rozmowy. Co jakiś czas zerkała na mnie, najwyraźniej oczekując, że w jakiś cudowny sposób zniknę. Nie miałem najmniejszego zamiaru ułatwiać jej czegokolwiek, więc nadal siedziałem w tym samym miejscu, wbijając w nią wzrok. Za plecami usłyszałem cichy śmiech brata.

– Musiała nieźle zaleźć ci za skórę, skoro mnie tutaj wyciągnąłeś tylko po to, żeby ją wkurwić.

– Nie wiedziałem, że tutaj będzie. – Skrzywiłem się. – Ale pewnie teraz myśli, że ją śledzę. Ma na mnie ochotę, tylko jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.

– Aha. Nie poleciała na ciebie. To cię boli. – Daniel roześmiał się głośniej.

– Jeszcze będzie błagała o mojego fiuta.

– To się musisz pośpieszyć, bo właśnie jakiś gość się do niej przystawia.

Gwałtownie odwróciłem się w stronę, w którą przed chwilą poszła Sara. Stała z jakimś frajerem i uśmiechała się do niego, nakręcając pasmo włosów na palec.

Pierdolone blond pasmo na palec!

Flirtowała z tym kolesiem na moich oczach.

Wstałem i ruszyłem w ich kierunku.

– Mikołaj, miło cię widzieć. – Sara udawała, że cieszy się na mój widok. – Poznaj to mój... umm... to Dawid.

– Spieprzaj – warknąłem do gościa, który nie wiedział, co się dzieje.

– Co? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Był niższy o głowę i chudy jak patyk. Nie miał ze mną szans i o tym wiedział.

– Powiedziałem, zjeżdżaj stąd. Mam z nią do pogadania.

Sara rozdziawiła usta, ale szybko odzyskała pewność siebie. Położyła dłoń na ramieniu tego dupka, zatrzymując go w pół kroku, po czym tupnęła nogą.

– Nigdzie nie idziesz, Dawid. To pan Dębski już odchodzi! – fuknęła na cały lokal. Przekrzyczała nawet sączącą się z głośników muzykę. I znowu byłem „panem Dębskim”. Zacisnąłem zęby i spojrzałem na faceta, bezgłośnie mu grożąc, żeby spieprzał.

Na jego szczęście zrozumiał przekaz i szybko się ulotnił. Sara prychnęła niezadowolona, a mój fiut stwardniał, gdy tylko wbiłem wzrok w jej zaciśnięte z wściekłości usta.

– Czego chcesz? – Uniosła brew.

– Porozmawiać. – Wskazałem brodą korytarz prowadzący do szatni.

– Nie mam ci nic do powiedzenia. Sponsorujesz szpital, w którym pracuję. Nie chcę dawać ludziom powodów do plotek.

– Pieprzyć ludzi. – Pchnąłem ją na ścianę. – Nie pogrywaj ze mną. – Oparłem jedno przedramię tuż obok jej głowy i zbliżyłem swoją twarz do jej. – Będziesz moja. Będziesz błagała, żebym cię przeleciał – szepnąłem w jej usta, po czym odepchnąłem się od ściany i zostawiłem Sarę z szeroko otwartymi oczami.

***

Następnego dnia rano włączyłem laptopa i zacząłem szukać informacji dotyczących Zalewskiej. Jak na tak młody wiek, jej osiągnięcia były imponujące. Miała na koncie kilka dyplomów i udział w zagranicznym stażu, a także naukę pod okiem sławnego chirurga dziecięcego.

I do tego była cholernie seksowna.

Wstałem i poszedłem pod prysznic. Mój fiut pulsował na samą myśl o blond lokach. Chciałem, żeby krzyczała moje imię, dochodząc na moim języku, palcach i kutasie.

Potrząsnąłem głową, śmiejąc się pod nosem.

To tylko kwestia czasu.

A zabawa w kotka i myszkę może być całkiem przyjemna.

Musiałem sobie ulżyć. Chwyciłem penisa i kilkukrotnie przesunąłem po nim dłonią. Oparłem drugą rękę na kafelkach i przymknąłem oczy.

Będziesz moja, lekareczko.

Orgazm wstrząsnął moim ciałem szybciej, niżbym tego chciał, ale wizja Sary liżącej mojego fiuta za bardzo mnie nakręciła.

Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się, ubrałem bokserki i poszedłem do kuchni. Niedługo później aromat świeżej kawy unosił się w całym domu. Wypiłem ją podczas przeglądania najnowszych wiadomości. Dopiero gdy usłyszałem sygnał SMS-a, oderwałem się od laptopa.

Z nieznanego numeru: „Nigdy nie będę twoja, Dębski”.

A więc też miała ochotę na tę grę.

Cudownie.

***

Późnym popołudniem pojechałem na spotkanie. Po rozmowie z Brunem miałem zamiar wrócić do domu, ale ponieważ dowiedziałem się, że Sara jest w szpitalu, zajrzałem na oddział dziecięcy. Kiedy wchodziłem po schodach, usłyszałem jej głos.

– Jak to nie przyszedł? To kto będzie Mikołajem?

Przystanąłem na ostatnim schodku, spoglądając na nią.

– Cholera... – zaklęła, po czym zakryła usta dłonią i spojrzała na pielęgniarkę. – Przepraszam. Co powiemy tym dzieciakom? Musimy kogoś znaleźć, ale wątpię, by któryś z moich kolegów zechciał to zrobić. I jak na złość nie ma dziś żadnych stażystów. Same dziewczyny – mruknęła cicho. – Gdzie jest kostium?

– Wisi w schowku.

– Dobrze, poszukam kogoś, a ty ich popilnuj.

Pielęgniarka skinęła głową. Dzieciaki biegały po korytarzu, wypatrując Mikołaja. Sara wcisnęła nerwowo przycisk windy i z założonymi rękami czekała, aż przyjedzie.

– Jakiś problem? – zapytałem rozzłoszczoną Zalewską.

Sara zwróciła się w moją stronę ze wzrokiem „jeszcze ciebie tu brakowało” i ponownie mocno uderzyła w czerwony guzik.

– Nic, z czym bym sobie nie poradziła – odparła, po czym weszła do windy, która właśnie przyjechała.

Zmrużyłem oczy. Sara była wkurzona. Musiało jej bardzo zależeć na tych dzieciakach.

Rozejrzałem się dookoła. Na podłodze walały się zabawki, a dzieci w kolorowych piżamach biegały i zaglądały w każdy kąt. Kiedy jedno z nich podeszło do mnie, znieruchomiałem, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Chłopak, na oko pięcioletni, spojrzał na mnie ogromnymi niebieskimi oczami. Nie miał włosów i był blady jak ściana.

– Widział pan może Mikołaja? – zapytał pełen nadziei. – Miał do nas przyjść – dodał ze smutkiem w głosie.

– Nie ma żadnego... – Język stanął mi kołkiem. Kurwa. Wziąłem głęboki oddech, rozpiąłem guzik koszuli i poluzowałem krawat. – ...powodu, żeby się tutaj dzisiaj nie zjawił. Pewnie przestraszył się tego bałaganu. – Mrugnąłem do niego.

Maluch wytrzeszczył oczy i zakrył usta dłonią.

– O nie! – pisnął, po czym poczłapał do innych dzieci. – Szybko sprzątajcie, bo Mikołaj do nas nie przyjdzie! – wykrzyczał, schylając się po samochodzik.

Kurwa.

Kurwa.

Kurwa.

Coś we mnie drgnęło. Przypomniałem sobie, że kiedy mój brat był mały, też przebywał w szpitalu. Kiedyś przecież wierzyłem w Mikołaja, kochałem święta i ich pieprzoną magię.

Wziąłem głęboki oddech i ukradkiem wszedłem do schowka, w którym miał znajdować się kostium. Zamknąłem drzwi i zdjąłem garnitur. Ledwie wcisnąłem się w ten strój. Broda też nie była najlepszej jakości, jednak miałem nadzieję, że dzieciaki mnie nie rozpoznają.

Chyba oszalałem. Tak, kurwa, oszalałem.

Złapałem worek z prezentami i upewniłem się, że na każdym widnieje imię i nazwisko dziecka. Powoli wyszedłem ze schowka i skierowałem się w stronę sali telewizyjnej. Nie mogłem uwierzyć, że tak szybko zapanował taki ład i porządek, a dzieci grzecznie siedziały na dywanie.

Kiedy wszedłem do pomieszczenia, na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.

– Tutaj, tutaj! – krzyknął niebieskooki chłopczyk i wskazał duże krzesło na środku pokoju.

Usiadłem wygodnie i zacząłem rozdawać prezenty. Dzieci były przeszczęśliwe i wszystkie chciały siadać na moich kolanach.

Wolałbym, żeby to pielęgniarki znalazły się na ich miejscu.

Albo Sara. Tak, przede wszystkim ona.

Po jakimś czasie do sali weszła moja lekareczka i stanęła jak wryta. Uniosła brwi, a w jej oczach dostrzegłem wdzięczność.

Rybka połknęła haczyk.

– Jakub Zduński – powiedziałem, wyciągając kolejne pudełko. Duża, czerwona paczka była dosyć ciężka.

– To ja – mruknął najwyższy chłopak stojący w kącie.

– Nie chcesz swojego prezentu? – zapytałem, uśmiechając się. Kątem oka patrzyłem na Sarę. Wyglądała na zadowoloną i szczęśliwą. Uśmiechała się szeroko, a jej policzki były zaróżowione.

– Nie, nie chcę... Nienawidzę świąt! – krzyknął, po czym wybiegł z sali.

Sara pognała za nim. Reszta dzieci była tak rozemocjonowana podarkami, że nawet nie zauważyła tego, co się wydarzyło.

Nawet nie wiem, kiedy dobrnąłem do dna worka. Dzieciaki targały kolorowe opakowania i krzyczały, gdy ich zawartość okazała się satysfakcjonująca. Wstałem i pożegnałem się, zapewniając, że za rok do nich wrócę.

Przechodząc obok Sary, przystanąłem na chwilę i wyszeptałem jej do ucha:

– Byłaś grzeczna, kłamczuszko?

W odpowiedzi usłyszałem niewyraźny bełkot. Uśmiechnąłem się trochę szyderczo i skierowałem w stronę schowka. Dzieci wybiegły za mną, więc nie mogłem do niego wejść. Musiałem dalej odgrywać swoją rolę.

– Święty Mikołaju... – usłyszałem głos za swoimi plecami. – W gabinecie mam mleko i ciasteczka, może masz ochotę? – Sara szarpnęła mnie za rękaw i pociągnęła w kierunku jednych z drzwi.

– Mleko i ciasteczka? Brzmi świetnie! – Puściłem do niej oczko.

Wszedłem za nią do gabinetu i gdy tylko zamknęła za nami drzwi, pchnąłem ją na biurko. Jej blond włosy zakołysały się wokół smukłej szyi, a z ust wydobył się cichy pomruk.

– Co ty wyprawi... – wymamrotała.

Ściągnąłem brodę, po czym naparłem na Sarę całym ciałem i wpiłem się wargami w jej usta. Z początku trochę mi się opierała, ale nie trwało to długo.

– Nic takiego, kłamczuszko... – Wyprostowałem się i spojrzałem w jej zielone oczy.

– Znasz moje imię, więc mógłbyś go używać – syknęła, łapiąc oddech.

Kurwa, ależ ona mnie kręciła.

– Nie denerwuj mnie, bo zamiast prezentu dostaniesz rózgę.

Sara zerknęła na moje spodnie.

– Grzeczne dziewczynki nie dostają rózgi, Święty Mikołaju – szepnęła, a następnie musnęła płatek mojego ucha. Napiąłem wszystkie mięśnie, walcząc z ochotą zmuszenia jej, aby uklękła. Rozchyliłem jej fartuch i wsunąłem dłoń pod bluzkę, po czym delikatnie przesunąłem palcami nad linią spódnicy. Sara zadrżała.

– Ale ty nie jesteś grzeczną dziewczynką. – Wędrowałem ręką w dół. Sara jednak ją zatrzymała.

– Chciałam cię przeprosić, że źle cię oceniłam, ale nie pomagasz... – mruczała zniesmaczona, kręcąc przy tym głową.

– Nie przepraszaj. Nie masz za co przepraszać. Nie jestem dobry, lekareczko – rzuciłem, po czym zniżyłem głos, mówiąc ostrym tonem. – Ale i tak będziesz błagała o więcej.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: