-
nowość
-
promocja
Świąteczne cuda - ebook
Świąteczne cuda - ebook
Niedźwiedzia Łapa to miasteczko pełne ciepłych, choć nieco samotnych ludzi, którzy mają swoje pasje, marzenia i codzienne troski. Każdy dzień przynosi tu małe cuda i przypomina, że życie może zaskoczyć czymś dobrym.
Tuż przed Bożym Narodzeniem w sercu miasteczka Niedźwiedzia Łapa pani Lola otwiera wymarzoną cukiernię, pełną aromatycznych wypieków, które podbijają serca mieszkańców. W jej progu spotykają się najróżniejsi ludzie: wdowa Elwira, która nie rozstaje się ze swoimi pięcioma mopsami, Ewa zmagająca się z otyłością, Anna, która stara się pogodzić życie rodzinne z zapracowanym mężem, i wielu innych, szukających choć odrobiny ciepła i uśmiechu.
Ale serce Loli bije najmocniej dla Oliwera, samotnika z tajemniczą przeszłością, który wciąż poszukuje swojej drogi w świecie. Czy nadchodzące sąsiedzkie spotkanie opłatkowe pozwoli jej wreszcie wyznać uczucia? A może serce Loli skradnie ktoś zupełnie inny, dentysta Hipolit z uroczym, nieco niezdarnym uśmiechem?
Świąteczne cuda to opowieść o pragnieniu bliskości, odwadze wyrażania uczuć i o tym, że czasem jedno spotkanie może odmienić całe życie – bo prawdziwa przyjaźń, miłość i świąteczne ciepło zawsze znajdą drogę do serca.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-08-09315-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niedźwiedzia Łapa tętniła życiem. Sześćdziesięciu mieszkańców uwijało się w domach – z prostymi drewnianymi werandami i ogródkami z tyłu – jak w ukropie. Do Bożego Narodzenia pozostał wprawdzie miesiąc, ale wszyscy czuli już magię świąt. Zwłaszcza że śnieg sypał nieprzerwanie. Wieszano ozdoby wewnątrz domów i światełka na zewnątrz, przystrajano ogródkowe choinki i ustawiano instalacje świetlne przedstawiające świąteczne zwierzęta, najczęściej renifery, ale też duże bałwany z latarkami zamiast oczu. Zdzisia, matka trzech pełnoletnich córek: Zosi, Basi i Kasi, żona Alfreda, pracownika poczty, postawiła przed domem świecącego Mikołaja.
Najwięcej działo się przy Niezapominajkowej, głównej ulicy miasta. Właśnie dziś miała zostać otwarta cukiernia „Wypieki jak u Babci”. Stoliki i krzesła – ze względu na pogodę – były wewnątrz lokalu. Wiosną wystawi się je na chodnik. Mieszkańcy stojący przed wejściem nie kryli zadowolenia.
– Będziemy mieli kawiarnię.
– I pyszne ciastka.
Było tak zimno, że tupali w miejscu i okładali się rękami. Mimo to każdy chciał uczestniczyć w tej lokalnej uroczystości.
Właścicielka – panna Lola – przyjechała z miasta i zamieszkała u Zdzisi w dużym pokoju na piętrze. Jak głosiła tabliczka na ścianie cukierni, wszystkie słodkości wypiekano według tajemnej receptury babci panny Loli.
Punktualnie o dwunastej otwarto drzwi. W szklanej witrynie piętrzyły się ciasta, ciastka i drożdżówki. Na ladzie stał spory ekspres do kawy, a za nią witała gości panna Lola z rudymi lokami. Miała około czterdziestu lat i była jak na cukierniczkę bardzo szczupła. Migiem – bo może w godzinę – sprzedała większość wypieków. Przy kilku stoliczkach w głębi cukierni zasiedli Zdzisia z Alfredem i kilku innych mieszkańców: Roman z delikatesów z żoną Anną; młody (po dwudziestce) listonosz Janusz z dziewczyną Elizą (dwadzieścia dwa), i Gruba Ewa z dwudziestoletnim synem Józiem. Każdy w ciepłych spodniach i swetrze. Gruba Ewa, odkąd odszedł jej mąż, tylko jadła i tyła, tyła i jadła. Sunęła zazwyczaj ulicą powoli, wspierając się na lasce, choć miała dopiero pięćdziesiąt lat. Sapała przy tym niemiłosiernie. Wszystkim było jej żal, ale nikt poza Zdzisią nie miał odwagi porozmawiać z nią o jej nadwadze.
– Musisz schudnąć ze dwadzieścia kilo, jak chcesz być zdrowa i żyć – powtarzała Zdzisia zawsze, gdy się spotykały.
Ta tylko wzruszała ramionami. Pozornie obojętna, cierpiała za każdym razem. Tak bardzo wstydziła się swojej tuszy, że unikała mężczyzn jak ognia. Nie bardzo było to możliwe w tak małym miasteczku. Kiedy któryś pozdrawiał ją na ulicy, spuszczała głowę i tak cicho odpowiadała, że mieszkańcom wydawało się, że jest po prostu niegrzeczna.
Właśnie pożerała trzecią kremówkę.
Panna Lola z okazji otwarcia zafundowała wszystkim gościom kawę, która była naprawdę pyszna.
Na ulicy z pewnej odległości całej tej imprezie przyglądał się ze sceptyczną miną Oliwer, sześćdziesięcioletni mieszkaniec Niedźwiedziej Łapy, samotny jak strach na wróble. Mieszkał w dużym domu z gankiem. Powszechnie uchodził za opryskliwego, nieprzyjemnego gbura, który tylko patrzy, jak tu komu zrobić na złość. Jego nastawienie wynikało z rozgoryczenia i frustracji. Nigdy nie miał żony ani dzieci. Żył sam jak palec.
Teraz, grubo odziany, obserwował z narastającą niechęcią gwarną cukiernię. Na widok rudej panny Loli, uśmiechającej się do każdego klienta, poczuł nagłe drgnienie serca, ale skwitował je pogardliwym prychnięciem. Musiał jednak przyznać, że mocno go to zadziwiło. Kobiety bowiem już od dawna nie budziły w nim żadnych uczuć. W tej wszakże było coś, co go poruszyło.
Nagle pod cukiernią pojawiła się sześćdziesięciopięcioletnia Elwira z pięcioma mopsami na smyczach. Była bezdzietną wdową i kochała swoje pieski całym sercem. Przywiązała je do ogrodzenia i weszła do cukierni.
Oliwer widział, jak staje przed ladą i zaczyna gawędzić z panną Lolą. Miał ochotę na ciastko, lecz tłok był za duży. Musiałby z każdym rozmawiać! A może nawet się uśmiechać! Wolnym krokiem, ze względu na oblodzone chodniki, ruszył do domu. Śniegu przybywało z każdą chwilą, zakrywał niebezpiecznie śliski lód. Oliwer z pogardą patrzył na ozdobione domy – jego był jak zawsze szary i pusty. Nie zamierzał niczego wieszać. Po co brać udział w tym świątecznym szaleństwie? Przypomniała mu się rodzinna Wigilia z ogromną ilością jedzenia oraz prezentów i zrobiło mu się smutno.
W tym momencie minął go listonosz Janusz śpiewający na całe gardło:
– Odrobina szczęścia w miłości... – Musiał być z czegoś szalenie zadowolony, a to tylko wzbudziło niechęć Oliwera.
Z czego ci ludzie tak się cieszą? Święta to tylko niepotrzebne wydatki. Oliwer miał pieniądze, całe życie pracował na morzu, oszczędzał i odkładał, ale nie zamierzał wykupić całych delikatesów! Zje kawałek ryby z kupną kapustą i wystarczy. Na targu sprzedają już choinki, lecz po co mu drzewko? Tylko igły trzeba zamiatać!
Kiedy wszedł do domu, poczuł dojmującą pustkę. Nawet Elwira nie będzie sama w Wigilię. Ma pięć psów! Postanowił nie poddawać się melancholii. Co tam Wigilia? Dzień jak każdy inny. Zje, obejrzy coś w telewizji i pójdzie spać.
Miejscowa stacja nadawała program lokalny, emitowała też filmy i teleturnieje. Oliwer udawał, że nie interesuje się życiem sąsiadów, lecz bacznie śledził je w codziennym reportażu _Niedźwiedzia Łapa okiem kamery_. Listonosz Janusz dorabiał do pensji, kręcąc te krótkie filmy dla telewizji – przedstawiały życie mieszkańców, ich domy, zainteresowania i hobby. Oliwer dowiedział się na przykład, że pasją Zdzisi jest pucowanie domu i hodowanie roślin. Gruba Ewa lubiła leżeć, jeść ciastka i oglądać seriale. Alfred kochał majsterkowanie. Roman z delikatesów uwielbiał jazdę na rowerze, a jego żona Anna zbierała figurki aniołów. I koty, ale o tym później.
------------------------------------------------------------------------
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------