- W empik go
Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii - część 2 - ebook
Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii - część 2 - ebook
Ethan przyjeżdża do Snowdonii i rozmyśla o presji ze strony rodziny. Dawne wspomnienia zaczynają powracać, gdy przypomina sobie, czego oczekiwał od niego ojciec. Miał zrobić karierę i pewnego dnia przejąć majątek. To, że dostał się do najlepszego chóru męskiego w Cambridge dla jego najbliższych nie było żadnym osiągnięciem. Unikając swoich krewnych, Ethan wynajmuje małą chatkę w Walii. Udaje, że jest pisarzem, który potrzebuje ciszy i spokoju, aby tworzyć.
Holly przejmuje stary pub w wiosce i dokłada wszelkich starań, by doprowadzić lokal do porządku. W drodze na zakupy zderza się z rowerzystką, w której, ku wielkiemu zaskoczeniu, rozpoznaje gwiazdę filmową, Chloe. To nieoczekiwane spotkanie staje się początkiem bliskiej znajomości. Wkrótce jednak w Snowdonii zjawia się nieproszony gość, a Holly zostaje zmuszona do wyjawienia nowej przyjaciółce swoich mrocznych sekretów.
To druga część z serii „Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii".
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-269-2285-1 |
Rozmiar pliku: | 313 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spojrzałam w kierunku kluczy, które wcześniej zostawiłam na stole. Trudno mi było zrozumieć, dlaczego zgodziłam się wynająć zniszczony pub i to jeszcze w takim miejscu jak Bach Tref Môr. Oczywiście nie musiałam opłacać czynszu przez pierwszy rok prowadzenia działalności, ale z drugiej strony trzeba było wyłożyć sporą sumę na sprzęt i zaopatrzenie lokalu. Dodatkowo wszystkie prace musiałam wykonać sama, ponieważ nie miałam środków, żeby kogokolwiek zatrudnić. Moi rodzice się starzeli, więc na ich pomoc nie mogłam liczyć, a nikogo więcej nie chciałam informować o swojej pochopnej decyzji. To wszystko była wina Baptiste’a. Na samą myśl o nim otwierał mi się nóż w kieszeni. Byłam wściekła na siebie, jak mogłam dać się tak omotać.
Nałożyłam makaron na talerz, cicho przeklinając swoją głupotę. Czułam się dziwnie, jedząc sama kolację, chociaż myślałam, że jestem do tego przyzwyczajona. Codzienne życie w chacie wydawało się o wiele bardziej samotne niż mój wcześniejszy pobyt w Liverpoolu.
Gdy tylko wzięłam pierwszy kęs do ust, usłyszałam samochód podjeżdżający pod dom. Wyobraźnia natychmiast zaczęła podsuwać mi różne scenariusze, ale starałam się zachować równowagę. Próbowałam uspokoić się myślą, że na pewno istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji, chociaż nie spodziewałam się gości tego wieczoru. Moi rodzice zawsze dzwonili przed wizytą. Coś tu się nie zgadzało.
Stanęłam cicho za zasłoną, obserwując, co dzieje się na zewnątrz. Z tego miejsca mogłam dokładnie zobaczyć światła samochodu stojącego w ciemności. Ogarnął mnie niepokój. Kierowca wyłączył silnik i zgasił światła. Schowałam się głębiej za kotarą. Ktoś wyszedł z auta. Szybko chwyciłam patelnię, którą akurat miałam pod ręką, i przygotowałam się do ataku.
Klamka delikatnie się poruszyła. Najpierw tylko trochę, a potem całkowicie odchyliła się ku dołowi. Wstrzymałam oddech, krew pulsowała mi w skroniach. Ruch przy drzwiach zamarł i nagle zrobiło się bardzo cicho. Przysunęłam się do ściany tak blisko, jak tylko mogłam. Miałam nadzieję, że w tym miejscu pozostanę niezauważona.
Po kilku sekundach głębokiej ciszy usłyszałam, jak ktoś zdrapuje szron z szyby okna, przy którym się ukrywałam. Adrenalina sprawiła, że poczułam, jak jeżą mi się włosy na karku. Trzymałam patelnię tak mocno, że palce mi zbielały. Gdyby ktoś chciał włamać się teraz do mojego domu, miałam w planie znokautować go jednym mocnym ciosem.
Minęło kolejne kilka sekund, gdy usłyszałam, jak drzwi auta z powrotem się zamykają, a intruz odjeżdża z piskiem opon. Czyżby się wystraszył? Nic z tego nie rozumiałam. Może spłoszyły go jakieś zwierzęta? Nie widywało się tu żadnych groźnych drapieżników, a jakiś stary, zbłąkany lis nie byłby w stanie wystraszyć włamywacza. Bardzo chciałam wiedzieć, kto był na tyle zdeterminowany, aby nieproszony próbować wejść do mojej chaty. Niestety zdążył odjechać tak szybko, że
zobaczyłam tylko znikające w ciemności tylne światła. Niespodziewanie na żwirowej drodze pod moim domem pojawił się kolejny samochód. Czy wszyscy złodzieje w Snowdonii wybrali akurat moją chatę na swój cel dziś wieczór? Ruszyłam z miejsca, czując, że wstępują we mnie nowe siły. Tym razem im nie daruję! Pokażę, że lepiej ze mną nie zadzierać! Chwyciłam mocniej patelnię, podbiegłam do drzwi wejściowych i otwarłam je z głośnym okrzykiem.
Gdy zobaczyłam, kto siedział w samochodzie, szybko opuściłam moją improwizowaną broń, by zaraz potem schować ją za plecy. Co on, do jasnej cholery, tu robił?
Westchnęłam głośno. Miło było uniknąć konfrontacji z grupą wąsatych włamywaczy, choć z drugiej strony mogłabym sprawdzić się w ekstremalnej sytuacji. Cały czas czułam podwyższony poziom adrenaliny, a każda komórka mojego ciała była gotowa do walki. Tymczasem na podjeździe stał nie kto inny jak Baptiste. Ten błazen z głupkowatym uśmiechem.
– Planowałaś mnie tym uderzyć czy zaprosić na kolację? – zapytał, mrugając porozumiewawczo i patrząc jednocześnie na patelnię, która wystawała zza moich pleców.
Wyglądał na zadowolonego i zdawało mi się, że widzę błysk w jego oku.
– Czy mijałeś kogoś po drodze do mnie?
Słyszałam, że mój głos brzmi trochę histerycznie, ale byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam się opanować.
– Nie, a dlaczego pytasz?
Spojrzałam na drogę, była zupełnie pusta. Poczułam, że robi mi się zimno, więc skrzyżowałam ramiona i popatrzyłam znacząco na Baptiste’a.
– Co tu robisz? Czy teraz doręczasz pocztę dwa razy dziennie?
– Chciałbym z tobą porozmawiać. Przyszedł do ciebie list, ale...
– Więc teraz poczta realizuje dostawy nawet wieczorem?
– Słuchaj, widzę, że marzniesz. Może wejdziemy do środka, wtedy wszystko ci wyjaśnię.
– Tutaj też możesz mi wszystko wyjaśnić – odpowiedziałam z grobową miną. Myśl o kolejnym liście sprawiła, że zaczęłam się gwałtownie trząść. Patelnia wypadła mi z rąk i cicho upadła na śnieg.
– Chodź, wejdziemy do domu, przecież cała drżysz z zimna – powiedział, a ja tym razem nie protestowałam.
W przedpokoju stanął tak, że zagrodził mi drzwi wejściowe, popchnęłam go zirytowana, żeby móc je dobrze zamknąć. Następnie wzięłam krzesło i zablokowałam nim klamkę. Spojrzał na mnie zdziwiony, ewidentnie nie wiedząc, co ma powiedzieć. Gdy tylko odzyskał zdolność mowy, od razu zaczął się martwić, czy wszystko ze mną w porządku.
– Co się dzieje, Holly?
Nie byłam w stanie mu nic odpowiedzieć, drgawki ogarnęły całe moje ciało. Baptiste zaprowadził mnie do kuchni i pomógł usiąść na kanapie. Przykrył mnie kocem i dorzucił drwa do kominka. Ogień już prawie zgasł, ale szybko udało mu się rozpalić go na nowo. Patrzyłam w trzaskające płomienie zahipnotyzowana. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.
– List...
– Zaraz, zaraz...
Baptiste włączył czajnik z wodą. Sprężyny zaskrzypiały, gdy siadł obok mnie na kanapie. Gdyby nie mój stan, to na pewno bym zaprotestowała, nie godząc się na taką poufałość.
– Zaparzę ci herbaty, masz dreszcze. Może to grypa, słyszałem, że panuje teraz w wiosce. Dowiedziałem się od Lucy, że stara Eira jest chora. Czekaj, sprawdzę, czy masz gorączkę.
Położył dłoń na moim czole, a następnie potrząsnął przecząco głową. Jego ręka była przyjemnie ciepła.
– Nie wydaje mi się, żebyś miała temperaturę.
Baptiste wstał i poprawił podwiniętą koszulę. Moim oczom ukazał się spory kawałek jego brzucha. Szybko odwróciłam wzrok. Mógłby się tak nie chwalić tym kaloryferem. Nawiasem mówiąc, moda na sześciopaki nigdy nie robiła na mnie szczególnego wrażenia.
– Gdzie masz kubki?
– W lewej szafce.
Baptiste wyjął dwa z nich i nalał nam herbaty, dodając dużą ilość miodu.
– Chyba doznałam szoku – powiedziałam, dmuchając na gorący napój.
– Przez to, co powiedziałem o liście? Nie przejmuj się, zajmę się tą sprawą, jeśli chcesz. Nie chciałem cię wyprowadzić z równowagi.
– Gdzie znalazłeś list?
Przez chwilę się wahał, zanim udzielił mi odpowiedzi.
– Gdy byłem na spacerze z psem, zobaczyłem zaadresowaną do ciebie kopertę.
– Gdzie dokładnie to było?
– Przed pubem.
– Czy w pobliżu widziałeś jakiś samochód?
– Nie, byłem tylko ja i pies. Dlaczego pytasz?
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.