- W empik go
Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii - część 3 - ebook
Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii - część 3 - ebook
Holly przenosi się do posiadłości swojej przyjaciółki, aby uciec przed mężczyzną, który wysyła jej listy z pogróżkami. Kobiety wspólnie podejmują akcję ratunkową, mającą na celu sprowadzenie chorego i osamotnionego Ethana do przytulnej rezydencji Chloe.
Dzień przed Wigilią, Holly organizuje wielkie otwarcie swojego pubu. Pomaga jej w tym przystojny, lecz irytujący Baptiste, który, jak się okazuje, zna jej prześladowcę. Baptiste i Holly zaczynają planować zemstę na mężczyźnie.
Chloe próbuje zapomnieć o swoim smutku, skupiając się na sprawie Ethana. Razem chcą dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się Colinowi. Mimo, że w roli jego oprawcy policja widzi Ethana, Chloe zamierza udowodnić jego niewinność.
To trzecia część z serii „Świąteczne tarapaty w górzystej Snowdonii".
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-269-2286-8 |
Rozmiar pliku: | 307 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Płatki śniegu opadały powoli na maskę samochodu. Nie mogłam przestać wpatrywać się w wyryty przed chwilą krucyfiks. To było chore. Wiedziałam, że Wielebny Blade był niebezpieczny, ale w najgorszych koszmarach nie przypuszczałam, że jest do tego zdolny. Musiał już całkowicie stracić nad sobą kontrolę.
Podniosłam z chodnika białą kopertę i wróciłam z nią z powrotem do środka, po czym zamknęłam za sobą starannie drzwi.
– Co ci zostawił? – spytała Chloe. Odgarnęła długie włosy z twarzy i nachyliła się, żeby lepiej zobaczyć, co ze sobą przyniosłam.
– Siedź spokojnie, a ja założę ci bandaż – poleciła Lucy, sadzając Chloe na stołku.
– Przeczytajcie to na głos, chcę wiedzieć, co tam jest napisane – upominała się poszkodowana.
– To po prostu list. Nic więcej – stwierdziłam pozornie pewnym siebie głosem.
Lucy i Chloe wpatrywały się we mnie intensywnie, więc odwróciłam wzrok i spojrzałam przez okno. Na zewnątrz napadało bardzo dużo śniegu.
– Potrzebuję światła, żeby rozjaśnić to wnętrze – powiedziałam, jednocześnie kładąc dłoń na parapecie. – Chciałabym też kupić choinkę, mogłabym postawić ją w rogu sali. Muszę mieć prawdziwe drzewko. Myślisz, że dałoby się takie zamówić, Lucy?
– Holly, kochanie, czy widziałaś tu w Snowdonii coś sztucznego? Oczywiście, że załatwię ci choinkę – powiedziała właścicielka sklepu, po czym pożegnała się i wyszła z lokalu.
Gdy tylko opuściła pub, napełniłam szklankę wodą i wypiłam ją duszkiem.
– Miałam nadzieję, że uda mi się otworzyć tuż przed świętami Bożego Narodzenia – zaczęłam myśleć na głos. – Ale teraz już sama nie wiem, czy będę mieć do tego dość siły – kontynuowałam, patrząc na kopertę.
– To jasne, trzeba uruchomić pub jak najszybciej. Daj mi to! – powiedziała Chloe, prawie wyrywając mi z ręki list. – Co to ma znaczyć? – spytała, gdy tylko skończyła czytać.
– To są same bzdury... Nie ma się czym przejmować.
– Myślę, że to brzmi jak groźba – stwierdziła i przeczytała na głos treść wiadomości: „Jeśli kto bojaźni Pańskiej pilnie trzymać się nie będzie, wnet jego dom się obali .
Wzruszyłam ramionami, starając się pokazać, że właściwie nic mnie to nie obchodzi. Tak naprawdę było jednak zupełnie odwrotnie. Cała w środku aż trzęsłam się ze strachu. Byłam śmiertelnie przerażona, ale nie chciałam tego dać po sobie poznać. Nie wiedząc, co mam zrobić z rękami, wzięłam miskę z ciastem na pizzę i zerwałam folię, którą była przykryta. Nasypałam trochę mąki na stolnicę i zaczęłam wyrabiać zaczyn.
– Musisz zgłosić tego psychola funkcjonariuszom – powiedziała Chloe zdecydowanym tonem.
– Nie chcę mieszać w to policji – odpowiedziałam szybko.
Rozwałkowałam trzy kawałki ciasta, po czym wyjęłam z lodówki składniki na sos pomidorowy, które wczoraj sobie przygotowałam. W szklanej salaterce miałam przecier z marynowanych pomidorów, pieczoną paprykę, oliwę z oliwek, zmiażdżony czosnek i trochę soli. Wszystko to zblendowałam na gładką masę, następnie posmarowałam spody sosem, układając na nich plasterki salami, świeże pieczarki, mozarellę i grubą warstwę tartego sera cheddar. Na koniec dodałam trochę suszonych przypraw i pizza była gotowa do upieczenia.
– To już wszystko – powiedziałam, wycierając dłonie w fartuch. – Czas włożyć placek do pieca.
– Co zrobisz z listem? – zapytała Chloe.
– Jeszcze nie wiem. Myślę, że chyba nic. Wydaje mi się, ten sukinsyn próbuje przejąć kontrolę nad moim życiem. To nie pierwsza taka groźba, jeśli mam być szczera.
– O co tu właściwie chodzi? Kim on jest?
Włożyłam pizzę do pieca i zamknęłam drzwiczki.
– To mój były szef.
– Dlaczego cię śledzi i po co wyrył znak krzyża na twoim samochodzie?
– Uwziął się na mnie, gdy jeszcze razem pracowaliśmy. To i tak bardzo łagodne określenie tego, co tam przeszłam. On mnie z jednej strony nienawidzi, ale z drugiej chce, żebym mu uległa.
Wydawało mi się, że Chloe miała problem z przyswojeniem sobie tych wszystkich informacji. Bardzo dobrze ją rozumiałam. To brzmiało bardziej jak scenariusz filmu klasy B, a nie prawdziwe życie.
– Właśnie dlatego opuściłam Liverpool i przeprowadziłam się do Bach Tef Môr. Nigdy nie przypuszczałam, że mnie tutaj znajdzie.
– Jednak jakoś mu się to udało.
– Niestety, taka jest prawda.
– To nie pierwszy list z pogróżkami, jak rozumiem.
– Tak, to trwa już jakiś czas. Wcześniej kręcił się koło mojej chatki – powiedziałam beznamiętnie. – Cała ta sytuacja odbiera mi siły i chęci do życia.
– Dlaczego wysyła ci takie dziwne groźby?
– To są cytaty z Biblii. On jest księdzem.
– To raczej diabeł niż ksiądz – stwierdziła wyraźnie poruszona Chloe.
Po tej krótkiej rozmowie z moją nową przyjaciółką poszłam do Lucy, żeby zaprosić ją na lunch. Właśnie obsługiwała starszą kobietę w zielonym filcowym kapeluszu.
– Przyjdziesz na pizzę, jak będziesz wolna?
– Czy otwarła pani pizzerię? – zapytała klientka sklepu.
– Jeszcze nie, ale wkrótce zamierzam to zrobić. Tak naprawdę to będzie pub, w którym będzie można coś zjeść.
– Zapraszamy na uroczyste otwarcie dwudziestego trzeciego grudnia. Proszę również przyprowadzić swoich znajomych – dodała Lucy. – Pizze Holly są wyśmienite.
Gdy tylko kobieta wyszła ze sklepu, zwróciłam się do właścicielki: – Zupełnie sobie nie przypominam, żebym ustaliła datę otwarcia. Niezłe z ciebie ziółko.
– Tak, tak. Z taką przyjaciółką jak ja nie zginiesz – potwierdziła Lucy, kiwając głową. – Wiesz, kto to był?
– Nie.
– To Ysbail, przewodnicząca tutejszego Związku Tańców Holenderskich.
– Przewodnicząca czego?
– Tańce holenderskie są bardzo popularne w tej okolicy – powiedziała Lucy, wykonując kilka tanecznych ruchów. Aż huknęło, kiedy stuknęła obcasami o podłogę. – Coś w tym stylu – wydusiła z siebie, sapiąc przy tym głośno.
– A niech mnie, nie sądziłam, że masz takie talenty.
– Kiedyś wykonywano ten taniec z prawdziwą podkową przymocowaną do podeszwy.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.