Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Światek Boży i życie na nim. 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Światek Boży i życie na nim. 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 332 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ży­cie: po­tocz­ne, po­spo­li­te, spo­łecz­ne. Wie­dza – Prze­mysł – Pra­ca. Przy­ro­da – Lasy i góry, Zie­mie. Z Prze­szło­ści! Dzie­je i ba­da­nia.

Rze­szów.

Druk i na­kład Księ­gar­ni J. A. Pe­la­ra.

1871.

Spis rze­czy.

Ży­cie po­spo­li­te:

Wstęp… 1

Dał Bóg Radę po­wia­to­wą… 3

Po­żyt­ki i kło­po­ty ra­dziec w mie­ście… 19

Bada wiej­ska… 27

Ży­cie po­tocz­ne:

Na po­do­lu przed lat 20… 38

Wie­dza, Prze­mysł – pra­ca.:

Ign. Łu­ka­sie­wicz, i ropa ga­li­cyj­ska… 50

Ropa w Bó­br­ce… 58

Przy­ro­da: góry i lasy.

W Ta­try. – Na szczyt Łom­ni­cy… 66

W Ta­trach: Ju­ukry, La­chy, Skar­by… 105

Z prze­szło­ści:

Roz­ru­chy ludu pod­gór­skie­go r. 1651… 111

Na­pier­ski na Czor­sty­nie… 147

Uni­wer­sał do chło­pów. 177

Ob­wiesz­cze­nie wo­je­wódz­twa kra­kow­skie­go… 180

Ostat­nie roz­po­rzą­dze­nie Łę­tow­skie­go… 212WSTĘP.

To moje a to two­je: Tam­to zaś bę­dzie­my po­sia­dać po­spo­łu.

To ja zro­bię, tam­to ty: ono zaś po­spo­łu!

Od­roż­nio­ne więc rze­czy oso­bi­ste od rze­czy po­spo­li­tych.

Ci któ­rzy przy­sta­li na tę ugo­dę: na­le­że­li do po­spól­stwa.

Spra­wy ich były spra­wa­mi po­spo­li­te­mi: rze­czy, rze­cza­mi po­spo­li­te­mi. Po­spól­stwa zbio­ro­wo two­rzy­ły: spo­łe­czeń­stwo.

U niem­ców zwa­ło się: moje mein; po­spo­li­te t… j… ono, do cze­go każ­dy miał pra­wo zwa­ło się ge – mein. Boć przed­słó­wek ge w nie­miec­kiem ozna­cza zbio­ro­wość n… p. Was­ser, ge – Wäs­ser; Berg, ge – Bir­ge; Bru­der, ge – Bru­der; Frank; ge – Frän­ke i t… p. Więc i mein, ge – mein ge – Me­in­de.

Z tego pa­no­wie ple­nis ti­tu­lis tłó­ma­cze usta­wy uro­bi­li przy­grzy­wan­ke z nie­miec­ka: gmi­nę!

Po ła­ci­nie: res com­mu­na, com­mu­ni­tas.

Szlach­ta w wie­kach daw­nych nie­mi­le pa­trząc na urzą­dze­nia, po­spólstw miej­skich, po­gar­dza­ła tymi, któ­rzy z po­śród nich przy­ję­li: po­spól­stwo miej­skie.

Oni spo­spo­li­cie­li!… mó­wi­ła szlach­ta.

Pi­sa­rze bez­myśl­ni po­wtó­rzy­li i w po­gar­dę wszedł wy­raz, a z wy­ra­zem po­ję­cie: ja­sne i zro­zu­mia­łe, mia­no­wi­cie lu­do­wi! – Dziś ła­mią so­bie gło­wy, ja­ko­by w poić w lud po­ję­cie wy­ra­zu ob­ce­go i mó­wią: lud głu­pi nie poj­mu­je!…DAŁ BÓG: RADĘ PO­WIA­TO­WĄ!

(w Ga­li­cyi, w mar­cu 1867.)

Z trzech moź­dzie­rzy da­wa­no ognia! dzie­ci pła­ka­ły od stra­chu, a prze­kup­ki za­ty­ka­ły so­bie uszy. Tyl­ko w po­śród ryn­ku nad stud­nią usta­wio­ny św. Flor­jan ka­mien­ny, nie­trosz­czył się o strza­ły i obo­jęt­nie spo­glą­dał na ten boży świa­tek i na lu­dek ma­ło­miej­ski, co go mia­no­wał pa­tro­nem stud­ni, w któ­rej nie ma wody! – Moź­dzie­rze hu­cza­ły na chwa­łe Bogu, bo w ko­ście­le ksiądz wi­ce­mar­sza­łek "Rady po­wia­to­wej" bła­gal­nem pie­niem wzy­wał Du­cha Świę­te­go, aby oświe­cił i mą­dro­ścią na­tchnął dwu­dzie­stu­sze­ściu pa­nów ra­dziec po­wia­to­wych.

Po na­bo­żeń­stwie wszy­scy obec­ni, któ­rym na­le­ża­ło, uda­li się w miej­sce wie­ców: do bro­wa­ru dwor­skie­go. – Bro­war, go­rzel­nia, pro­pi­na­cya… spra­wa pro­pi­na­cyj­na… tać to wą­tek je­den! – W gro­nie wiec­ni­ków po­wia­to­wych nie­by­ło sa­me­go re­fe­ren­ta spra­wy tej w obec sej­mu – lecz po­waż­nie kro­czył naj­gło­śniej­szy pro­pi­na­cyi obroń­ca. Przy ka­ra­be­li pięk­nej i pod cza­plą kitą po­stać Jego wy­nio­sła w po­śród fracz­ków i cy­lin­drów na­bie­ra­ła po­wa­gi nie­ja­ko het­mań­skiej! Ja­koż het­ma­nił i het­ma­ni na po­lach po­pi­sów par­na­skich, za­rów­no dziel­nie, jak na polu praw i swo­bód spo­łecz­nych: jest ne­sto­rem wiesz­czów nad­du­na­jec­kich a to ry­mem i gędź­bą za­rów­no; spo­łecz­ność zaś oby­wa­tel­ska sied­mią do­sto­jeń­stwy obar­czy­ła, nie­prze­bra­ną Jego go­to­wość słu­że­nia kra­jo­wi. Toć też: bro­nić od klęsk po­go­rze­li, oce­niać mie­nie bra­ci szlach­ty i ozna­czać wagę żywą krów na po­la­nach pa­sa­nych, na­pra­wiać dro­gi i ra­dzić na wie­cach… i t… d… do tego w cza­sach cięż­kich ob­lę­że­nia na wy­stę­pie pu­blicz­nym grać po­lo­ne­zy i za­ka­za­ny ma­zu­rek Dą­brow­skie­go, a na­do­miar or­ga­ni­stu­jąc w ku­li­gach rymy wła­sne, wła­sne­mi wy­gła­szać usty – któż to po­do­ła prócz Nie­go. O dzien­ni­kar­stwie na­wet za­mil­czę – jak za­mil­czę o zna­chor­stwie w le­kach – o che­mij – ma­lar­stwie – bo­ta­ni­ce – a na­wet o to­kar­stwie!!! –

Lecz za­koń­cze! mi­mo­wol­nie po­rwa­ny i unie­sio­ny prą­dem po­dzi­wu! – chcia­łem mo­ty­wo­wać po­rów­na­nie z het­ma­ny a świat go­tów mnie po­mó­wić o czo­ło­bit­ność schle­bia­ją­cą.

Bro­war więc zmu­ro­wa­ny pi­wo­ro­bom, a wy­nie­sio­ny do god­no­ści wie­co­wej, w nie­gdyś kad­kar­ni (dziś w sali ka­sy­no­wej) po­mie­ścił wiec­ni­ków i go­ści. W przód ze sło­du jęcz­mien­ne­go pry­ska­ły tu gazy i nie­do­kwa­sy; obec­nie mia­ły try­snąć zdro­je dro­go­cen­ne­go soku win­ne­go a po nich: my­śli i mowy, cza­sem cierp­kie cza­sem kwa­śne – jak wy­pad­nie.

Uczta po­wia­to­wa od­by­ła się wspa­nia­le! – Kor­ki pu­ka­ły jak nie­sie oby­czaj! naj­przód na cześć Naj­ja­śniej­sze­go Pana – po­tem Na­miest­ni­ka – Usta­wy i swo­bód kra­jo­wych… i t… d…

i t… d…. W per­łach gazu szu­mią­ce­go z kie­lisz­ków, łą­czy­ły się umy­sły i ser­ca. – Z ust świec­kich i du­chow­nych pły­nę­ły mowy zgo­dy i mi­ło­ści peł­ne a na zdro­wie wło­ścian je­den z ra­dziec wło­ściań­skich po­dzię­ko­wał ży­cze­niem jed­no­ści. – Wszyst­kie ser­ca były otwar­te, wszyst­kie źre­ni­ce ro­spro­mie­nio­ne, bo Wny Mar­sza­łek nie­tyl­ko że ugasz­czał wspa­nia­le lecz sa­mo­wtór z sy­nem swym, wła­sno­ręcz­nie ob­słu­gu­jąc go­ści swych – znie­wa­lał do ocho­ty i ła­mał za­po­rę zim­nej grzecz­no­ści. Więc też wszyst­ko od­dy­cha­ło swo­bo­dą – krom jed­nej isto­ty!

Jó­zef! sta­ry ulu­bio­ny ku­charz mar­szał­kow­ski, ku koń­co­wi uczty wszedł­szy na salą, spo­gląd­nął na stół – opu­ścił gło­wę i za­ło­żył ręce.

– Cóż tam Jó­ze­fie, jak się ma­cie?

– Do­brze – pro­szę ła­ski pana! – ale jak się też Wiel­moż­ne­mu panu po­do­ba­ło na­sze dzie­ło? – Rzekł ręką wska­zu­jąc na stół za­sta­wio­ny.

– Bar­dzo pięk­nie wszyst­ko: uda­ło Wam się!…

– Cóż? Wiel­moż­ny Pa­nie! – kie­dy się Pa­no­wie nie­po­zna­li na sztu­ce! – Bi­fsz­ty­ki po­zja­da­li i kieł­ba­ski a pasz­te­ty! to sto­ją nie­tknię­te i tor­ty. Niech też WPan szkosz­tu­je tego pasz­te­ta z kwi­cze­li, prze­ko­na się Pan jaki do­sko­na­ły! albo tam­te­go z ku­ro­patw!… Oni się nie po­zna­li na mo­jej pra­cy i sztu­ce…

Otarł łzę – i wy­szedł! W tej śnież­nej bie­li ku­chen­nej z tą kę­dzie­rza­wą gło­wą zwie­szo­ną smut­nie i z tą rzew­ną łzą w oku – stoi mi cią­gle przed oczy­ma – wy­glą­dał gdy­by po­sąg z mar­mu­ru bia­łe­go, któ­ry ożył przed chwi­lą. – Świe­cie pro­tek­cyj­ny! gdy bę­dzież sta­wiał po­sąg ku­char­stwu za wzór bierz Jó­ze­fa po­czci­we­go. Jest on ge­nie ru­the­nus, na­tio­ne po­lo­nus więc i w tej mie­rze od­po­wie wy­mo­gom ga­li­cyj­skim.

Wy­su­szy­ły się bu­tel­ki, prze­peł­ni­ły ser­ca wzbu­rzy­ły umy­sły; po do­ko­na­nej wy­mia­nie uczuć i ser­decz­no­ści, za­po­wie­dzia­no po­sie­dze­nie pierw­sze o wie­czo­rze.

* * *

Nie ma­łać to trud­ność w za­ga­je­niu po­sie­dze­nia pierw­sze­go Rady po­wia­to­wej zło­żo­nej z oby­wa­te­li po­sia­dło­ści więk­szej i mniej­szej do nie­daw­na zwa­nych: pa­na­mi i chło­pa­mi. Pa­no­wie za­sie­dli przy sto­le i tną so­bie po­ga­dan­kę w naj­lep­sze sa­mo­wtór – sa­mo­trzeć; chło­pi nie śmia­ło w cho­dzą do izby po jed­ne­mu i pu­ka­ją, pod­kow­ka­mi jak szlach­ta po kom­na­tach kró­lew­skich za cza­sów Bony… Mimo kil­ku­krot­nych za­pra­szań nie­śmie­ją usiąść we­dle sto­łu, je­den dru­gie­go po­trą­ca przed sie­bie; w koń­cu ra­zem wsta­li z ław i ra­zem chcą sia­dać; w ża­den spo­sób nie chcąc się roz­dzie­lić ani wmie­szać po­mię­dzy pany. Po­sta­wi­li na swo­jem i wy­parł­szy pa­nów za­sie­dli ra­zem. – Je­den tyl­ko p. Ja­nu­ary nie­ustą­pił lecz zo­stał się w po­środ­ku ich wo­ła­jąc, że jest wy­bra­nym nie od szlach­ty lecz od chło­pów i wspól­nie z nimi sie­dzieć musi, aby nie po­wie­dzia­no, że zdra­dza wy­bor­ców swych! – Do­wód ten prze­ko­nał i po­zo­sta­wi­li go po­mię­dzy sobą.

Usa­da­wia­ją się tedy na stoł­kach wą­skich i szczu­płych, któ­re­mi po­su­wa­ją i skrzy­pią pro­bu­jąc usiąść do­god­nie; usie­dli w koń­cu i sie­dzą gdy­by mur! nie­mo i nie­ru­cho­mo, ocze­ku­jąc rze­czy, któ­re mają się zja­wić. –

Pa­no­wie zaś po sta­re­mu szep­ta­ją mru­kiem; dru­dzy z pa­pie­ra­mi urzę­do­wy­mi i mi­na­mi jesz­cze urzę­dow­sze­mi to wsta­ją to sia­da­ją; – byli i tacy co ga­ze­ty czy­ta­li i to nie­miec­ką kas­sy­no­wą Pres­se a co naj­go­rzej: fe­ile­ton! o śpie­wacz­kach i tan­cer­kach… je­den zaś zna­la­zł­szy ko­niec ołów­ka odła­ma­ny, ry­su­je po sto­le za­wzię­cie… nie­mo­gę jed­nak doj­rzeć, czy po­sta­cie ja­kie, czy tyl­ko za­krę­ca­ne ide­ały pi­śmien­ne.

Mar­sza­łek bie­dzi się i puka i woła i pro­si a w koń­cu pod­nie­sio­nym gło­sem mówi: – Pa­no­wie! pro­szę o spo­kój… o spo­kój pro­sze­my!… bo in­a­czej bę­dzie­my mu­sie­li wy­bie­rać kwe­sto­rów dla utrzy­ma­nia po­rząd­ku!…

Uci­szy­li się pa­no­wie pod na­ci­skiem groź­by!….

Ro­spo­czy­na się czy­ta­nie re­gu­la­mi­nu na­pi­sa­ne­go przez mar­szał­ka przej­zra­ne­go przez wy­dział. Pa­no­wie ga­li­cy­anie wy­cho­dząc z za­sa­dy: "wal­ka z biu­ro­kra­cyą" – boją się pa­ra­gra­fów choć­by przez sie­bie i dla sie­bie uło­żo­nych. Sta­ją więc w po­go­to­wiu wal­ki, chcą spie­rać się ząb za ząb z mar­szał­kiem. Nie jed­ne­mu pa­trzy, z oczu: chęć nie­ustą­pie­nia, Le­d­wie prze­le­d­wie! po­ję­li, że to wła­sne pra­wo na sie­bie sa­mych, któ­re od­mie­nić wol­no każ­dej chwi­li…

Przy­ję­ty tedy re­gu­la­min pod ha­słem: Oba – cze­my jak to bę­dzie! – Na­tem ko­niec po­sie­dze­nia wstęp­ne­go.

Na­za­jutrz zgro­ma­dzo­ne wie­ce po­wia­to­we dały zna­ki ży­cia, wnio­ski szły je­den za dru­gim żwa­wo i do­bit­nie. Chę­ci ży­wot­nej snać nie­zby­wa­ło. God­na też aby wy­drzeć z za­po­mnie­nia toni tę osno­wę pier­wiast­ku nie­mow­lęc­twa Rady, któ­ra w ko­leb­ce swej a już szła w za­pa­sy z po­my­sły więk­sze­mi ani­że­li były: hy­dry ongi Her­ku­le­sa!

Wnio­sek I.

Skład­ki pie­nięż­ne na utrzy­ma­nie Rady. – Je­den z in­te­li­gen­cyj skar­biąc so­bie mir u chło­pów, wiel­kim gło­sem twier­dzi, żeby se­kre­ta­rzo­wi dać jak naj­mniej! – Po­do­ba się to wło­ścia­nom, po­pie­ra­ją, prze­gło­so­wa­li: – uchwa­lo­no 400 gul­de­nów dla se­kre­ta­rza a 120 czy co­kol­wiek wię­cej dla woź­ne­go. Se­kre­tarz nie­bo­rak ma za­rzą­dzać kan­cel­la­ryą i skar­bem; ma być rządz­cą a oraz głów­nym pra­cow­ni­kiem w cyn­ko­wych pi­smo­tło­kach po­wia­to­wych a praw­do­po­dob­nie bę­dzie wy­ra­biał re­fe­ra­ty pa­nów rad­nych, któ­rzy nie­umie­ją pi­sać i tych, co nie­zech­cą pi­sać. Nie­zdzi­wi­ło­by może ni­ko­go, gdy­by na­to­mó­wiąc pięk­ne­go po­ran­ku – za­padł wnio­sek więk­szo­ści: "Dla oszczę­dze­nia na­kła­dów po­wia­to­wych za­pro­wa­dzą się mun­du­ry urzę­do­we, – zaś dla umniej­sze­nia, wy­dat­ku na kraw­ce spra­wi się i spro­wa­dzi ma­szy­na do szy­cia. Nad­zór nad jej czyn­no­ścią Rada po­wia­to­wa po­ru­cza se­kre­ta­rzo­wi swe­mu ma­jąc pra­wo ku temu zu­peł­ne a to z po­wo­dów: 1. Że jej przy­słu­ża pra­wo wy­ma­ga­nia wszel­kich usług oby­wa­tel­skich od każ­de­go a więc i od se­kre­ta­rza; – 2. że se­kre­ta­rzo­wi pła­ci 400 gul­de­nów. " –

Wnio­sek II.

Od wła­dzy rzą­do­wej. – Po­nie­waż w usta­wie nie przy­cho­dzi wy­raz "mar­sza­łek" tyl­ko "pre­zes" – żąda się: za­nie­cha­nia wy­ra­zu tego nie­le­gal­ne­go. – Wnio­sek ten wy­wo­łu­je spór ma­leń­ki ob­ja­śnia­ją­cy: że Rady to nie sej­mi­ki więc i pre­ze­so­wie nie mar­szał­ki. Dla mi­łej zgo­dy z ces. król… ko­mi­sa­rzem a wczę­ści w sku­tek uwa­gi jed­ne­go z pa­nów po­pu­lar­nych: Że pa­no­wie Feld­mar­szał­ki ar­mij w uży­wa­niu ty­tu­łu tego przez pre­ze­sów po­wia­to­wych go­to­wi­by może wi­dzieć wdzie­ra­nie się w ich at­try­bu­cyę… " mniej­szość parsz­kła śmie­chem, więk­szość zaś uchwa­li­ła za­nie­chać ty­tu­łu, któ­ry­by ją mógł na­ra­zić na zaj­ście ja­kie nie­mi­łe z wo­dza­mi ar­mij!…

Wnio­sek III.

Ksiądz wi­ce­marsz… (prze­pra­szam) wi­ce­pre­zes wno­si: – Rada wy­bie­rze wy­słan­ni­ków go­spo­dar­czych, któ­rzy ob­jeż­dża­jąc po­wiat będą roz­sze­rzać za­sa­dy i na­ukę po­lep­sze­nia go­spo­dar­stwa, więc: apo­sto­łów go­spo­dar­czych

Wnio­sek IV.

Po­nie­waż be­cyr­ki w ni­czem nie­przy­go­to­wa­ły ustro­ju gmin­ne­go, i gmi­ny zu­peł­nie nie są urzą­dzo­ne i de fac­to wca­le nie­ist­nie­ją: Rada wy­bie­rze de­le­ga­tów, któ­rzy ob­jeż­dża­jąc gmi­ny będą roz­sze­rzać po­ję­cia gmin­ne i po­wia­to­we, aby przy­spie­szyć ustrój gmin­no­kon­sty­tu­cyj­ny… więc apo­sto­łów kon­sty­tu­cyj­nych! – żąda mow­ca dru­gi.

– Pro­szę o głos!

– Pan x… x… ma głos!

– Ale ja pro­szę o głos! – wnio­sek mój łą­czy się z wnio­skiem po­przed­nie­go mow­cy i uzu­peł­nia – na­wet oba­dwa wnio­ski po­prze­dza­ją­ce.. Więc mam głos? praw­da że mam??

Mar­sza­łek: – Czy mam dać głos panu J…?…

Gło­sy: Dać!… dać…

Pan J. czy­ta:

1. Ar­mia! – Zwa­żyw­szy że jak­kol­wiek ar­mia jest siłą i po­tę­gą kra­ju do utrzy­ma­nia po­rząd­ku i bez­pie­czeń­stwa na ze­wnątrz i we­wnątrz ko­niecz­nie po­trzeb­ną. – Zwa­żyw­szy jed­nak że cia­ło jest kon­su­men­tem nie zaś pro­du­cen­tem… sta­wiam wnio­sek: – Rady po­wia­to­we po­czy­nią sto­sow­ne kro­ki do wła­dzy naj­wyż­szej, aby woj­sko kon­sy­stu­ją­ce w kra­ju uży­te być mo­gło do bu­do­wy dróg bi­tych, ko­lei że­la­znych i t… p.

2. Pro­le­ta­ry­at!… Rady po­wia­to­we wy­zna­czą do każ­dej wło­ści dzie­sięt­ni­ków, ta­xa­to­rów przy­się­głych i pi­sa­rza gro­madz­kie­go, któ­rzy wy­peł­nią ru­bry­ki na­stę­pu­ją­ce: a) Nu­mer domu, b) Spis miesz­kań­ców domu, c) Za­trud­nie­nie i oby­cza­je onych­że. d) War­tość bu­dyn­ków, e) War­tość by­dła f) Czy­sty do­chód każ­de­go, g) Pła­ca słu­żą­cych i ile z tej­że wno­si do szpar­ka­sy służ­bo­daw­ca. – A w uzu­peł­nie­niu wno­szę: Za­pro­wa­dze­nie przy­mu­so­wych ksią­że­czek oszczęd­no­ści.. Gro­szem za­rzą­dzać ma Rada po­wia­to­wa… po­ży­cza­jąc fa­bry­kom po­wia­to­wym… lub ban­kom po­wia­to­wym…

3. "Bank wło­ściań­ski" opar­ty na sys­te­mie pru­skim i to ko­niecz­nie na pru­skim – aby wszedł wży­cie, wy­sta­ra się Rada po­wia­to­wa.

4. Urzą­dzić po­wia­to­we za­kła­dy pra­cy i rę­ko­dziel­nie przy­mu­so­we…

– Oto wnio­ski, któ­re prze­kła­dam! przy­ję­te i wy­ko­na­ne po­pra­wią do­bro­byt i go­spo­dar­stwo a urzą­dzą gmi­ny: jed­no i dru­gie le­piej niż przez ob­jesz­czy­ków go­spo­dar­skich i kon­sty­tu­cyj­nych stro­icie­li bez celu wy­tknię­te­go po­szcze­gól­nie!… "

Mar­sza­łek. Mo­jem zda­niem wnio­ski te o wie­le prze­cho­dzą kom­pe­ten­cyą Rady na­szej…

J… – Co mi kom­pe­ten­cyą! Rada nie­ma wła­ści­wie żad­nej kom­pe­ten­cyj jak tyl­ko: pro­sić! – Ja też nie­żą­dam ni­cze­go in­ne­go. – Zwła­snej też kom­pe­ten­cyj pro­szę o przy­ję­cie wnio­sku i nie­prze­szka­dza­nie mi w roz­wo­ju mych do­brych chę­ci i za­my­słów – in­a­czej i ja mu­siał­bym w od­wet sprze­ci­wiać się wszyst­kim wnio­skom wa­szym. Nie­ubli­żył­bym w tem par­la­men­ta­ry­zmo­wi, gdyż tak ro­bią i w Ra­ich­sra­cie i wszę­dzie… Są­dzę że krót­sza dro­ga: przy­jąć wnio­sek…

Gło­so­wa­nie: Przy­jąć wnio­ski do przej­źre­nia…

Z ko­lei ob­ra­do­wa­no nad roz­dzia­łem pra­cy mia­no­wi­cie "w Wy­dzia­le Rady. " Po­sta­no­wio­no ko­lej­ną dniów­kę, cho­dzi­ło tyl­ko oto: kto i kie­dy.

Mar­sza­łek: Kto ma za­sia­dać dniów­kę – i w kie­dy? –

Głos: Już­cić miej­sco­wi, dwa dni w ty­go­dniu!…

Dr.: – To zna­czy ja i pan Jó­zef…! Ja! chęt­nie przyj­mę na sie­bie! lecz wprzód nim zo­sta­łem rad­nym, skła­da­łem przy­się­gę le­kar­ska: że będę na za­wo­ła­nie każ­de­go cho­re­go – więc nie mogę być Da za­wo­ła­nie każ­de­go zdro­we­go. Przy­się­gi tej ła­mać mi nie wol­no… gdy­by mi już i nie­cho­dzi­ło o za­ro­bek…

Pan Jó­zef. ..: Moje in­te­res­sa nie po­zwa­la­ją mi…

Marsz.: – Więc któż bę­dzie?…

Dr.: – Za ko­le­ją, każ­den…

Glo­sy: Z ko­lei! z ko­lei…

Głos od­ręb­ny: – Ja nie­mo­gę bo mam już i tak 6 urzę­dów. nie mam cza­su…

Gło­so­wa­nie: – Za ko­le­ją mają od­by­wać dniów­kę…

Mar­sza­łek: – Po­sie­dze­nie roz­wią­za­ne. –

Po­ga­dan­ka! – –

– Ej! nie spo­dzia­łem się tego po po was! za ży­dem gło­su­je­cie a mój wnio­sek upadł! –

– Żyd nie żyd! tu my wszy­scy rów­ni! – zresz­tą dok­tor i umie ro­bić i chce ro­bić ale cze­muż wa­lić na bie­da­ka wszyst­ko – Za dja­błem będę wszyst­ko gło­so­wał byle był do­brym…

Dr. (po­sły­szaw­szy): – Cóż to jest? prze­cie wnio­sek to nie ręka ani noga a upa­dek wnio­sku nie am­pu­ta­cya… o co on się gnie­wa?…

– Księ­że! i wy za ży­dem gło­so­wa­li nie za mną…

– Za słusz­no­ścią Pa­nie Do­bro­dzie­ju!…

– Nie spo­dzie­wa­łem się tego po was: że mnie opu­ści­cie… bo to i na mnie za wie­le. Oto siedm de­kre­tów mam: Od ser­wi­tu­tów, od de­ta­xa­cyi – od to­wa­rzy­stwa ognio­we­go – i od go­spo­dar­skie­go – od wy­dzia­łu dro­go­we­go – od Rady po­wia­to­wej – a tu jesz­cze ka­że­cie za­sia­dać w Wy­dzia­le dniów­kę – gdzie też to moż­na, żeby na jed­ne­go wa­li­li wszyst­ko, gdzież to po­do­łać wszyst­kie­mu może je­den czło­wiek?…

Ro­ze­szli się! jed­ni tu dru­dzy tam! – mniej­szość zdą­ża­ła do skle­pu ko­rzen­ne­go na śnia­da­nie.

Pan ku­piec, brat szlach­cic z dzia­da pra­dzia­da, klej­not her­bo­wy za­mie­nił za wagę i ło­kieć za­ło­żył sklep w mie­ście po­wia­to­wem i sprze­da­je co kto chce. Tuż obok drzwi (oczy­wi­ście sze­ro­kich oszklo­nych) jako koń­czy­nę pra­wi­cy roz­sia­dły się: pu­deł­ka z sma­ro­wi­dłem i czer­ni­dłem obok świec, atra­men­tu, pa­pie­ru i my­dła. Śro­dek skle­pu za­ję­ły ba­ka­lie t… j… cu­kier gło­wa­mi górą a ka­wał­ka­mi w szu­fla­dzie, kawa, ro­dzen­ki, pieprz i t… d… – przy­ozdo­bio­ne sło­ja­mi bon­bon­ków roz­ma­itych od cu­kier­ków mię­to­wych aż do pisz­cza­łek cu­kro­wych, więc i cy­ka­ty ary­sto­kra­tycz­ne: więc i wi­del­ce, noże, szczyp­ce, lich­ta­rze.. po nad ga­blot­ką z cac­ka­mi mó­wiąc po sta­ro­pol­sku a bi­żu­ter­ją" po fran­cu­sku – wszyst­ko od krzysz­ta­łów, ma­cic per­ło­wych, zło­ta rze­szow­skie­go i ja­poń­skich czy chiń­skich sre­ber. – Le­wi­ca! jak za­wsze i wszę­dzie de­mo­kra­tycz­na i nie­po­praw­na: kie­li­chy, szklan­ki, ta­le­rze, dzba­ny, garn­ki na­wet i ko­cioł­ki, – więc też śle­dzie, sery, kieł­ba­sy, oli­wa, ocet; – a na sa­mym skrzy­dle flasz­ki zwód­ka­mi, becz­ka piwa w lo­dzie a "boka" czar­ne ple­mię tę­czyń­skie zdra­dli­wie po­usta­wia­ne po ką­tach Tędy też wchód do po­ko­iku go­ścin­ne­go, z któ­re­go wi­dać ple­cy św. Flor­ja­na pa­tro­na wody i ognia więc choć kto pije wino lub piwo albo na­to­mó­wiąc i wód­kę, to św. Flor­jan nie wi­dzi!…

Lecz nie tu uda­li się pa­no­wie wiec­ni­cy!

Jest po­kój inny ob­szer­niej­szy, z dru­giej stro­ny sie­ni – ro­dzaj ja­dal­ni czy­li re­stau­ra­cyj. Przez sień wchód zwy­kły. Tam wali się szlach­ta, roz­ma­wia­jąc gło­śno, co bywa zna­kiem gło­du zwłasz­cza oko­ło 2giej go­dzi­ny z po­łu­dnia…

Gło­sy: – Jeść! pa­nie jeść!! jeść!!!

P. ku­piec: – rzu­ca­jąc i wy­wi­jać rę­ko­ma (!) swe­mi, bo taki ma zwy­czaj: – Ha! było za­mó­wić obiad na 10 – 12 osób! o tor­tach, tru­flach, szam­pa­nach na­wet!… na tę a tę go­dzi­nę! – był­by!! – Lecz tak – ni z tego ni z owe­go – toć trud­no! z rę­ka­wa nie­wy­trzę­sę…

Głos: A niech pana wszy­scy dja­bli!…

Głos: Ej! tego F… bo­daj!… Co to jest? żeby tak gru­biań­sko człe­ka na­pa­sto­wał! – alem mu też po­wie­dział!…

P. ku­piec:… Są sar­dyn­ki!… jest sal­ces­son.. szyn­ka, ka­wior. ser.

– Co on ma wo­łać, że za ży­dem gło­su­je­my… niech bę­dzie i za dja­błem! sko­ro słusz­ność za nim!… Co mi dja­bli do tego!…

P. ku­piec:… – Bryn­dza prze­pysz­na… Glos: Mnie! wy­ma­wia żem ksiądz! a za ży­dem trzy­mam!….

– Kup­czyk…. Czy z jaj­kiem bul­jon czy czy­sty?…

Głos: Moi pa­no­wie! Sta­wiam wnio­sek: Kto pije wód­kę!…

Jed­ni kasz­lą na znak zgo­dy z wnio­skiem, dru­dzy wy­raź­nie przy­ma­wia­ją się… Wy­pi­li kmin­ków­ki po kie­lisz­ku, za­ką­si­li… za­pa­la­ją cy­ga­ra., ci­sza chwi­lo­wa!…

Gość a sa­gó­ry – pa­trząc to cy­ga­ro za­pa­lo­ne: – … Przy wszyst­kiem mo­jem za­trud­nie­niu, je­stem pi­sa­rzem trzech gmin są­dec­kich. Umarł pod­wój­ci! – jed­no­gło­śnie wy­bra­li mnie chło­pi i są kon­ten­ci ze­mnie… zu­peł­nie!…

Pan J: – Sto­je­my na roz­dro­żu po­mię­dzy lu­dem a szlach­tą; ale gmi­na zbio­ro­wa by­ła­by za­ra­dzi­ła wszyst­kie­mu… Da­le­ko le­piej sta­ło się we Fran­cyi: – Jed­ni złą­czy­li się z Kon­de­uszem, dru­dzy po­szli pod gi­lo­ty­nę i skoń­czy­ło się!… Ale te wszyst­kie pół­środ­ki, to dja­bła war­ta­ją!…. Gmi­na zbio­ro­wa by­ła­by nas zba­wi­ła… ko­go­by dja­bli byli mie­li wźjąść, by­li­by wzię­li, a my resz­ta by­li­by­śmy wy­szli czy­ści z po­śród ludu…

– Oczy­wi­ście!… na­tu­ral­nie!…

– … Tak zaś, za­wsze je­ste­śmy co in­ne­go jak oni! – my zo­wie­my ich młod­szą bra­cią, a onych to gnie­wa i klną: "Ja, sta­ry siwy! co te bez­kur­cye mają mnie na­zy­wać młod­szym bra­tem! –" – Do stu dja­błów – pa­no­wie – ja! zgi­nę za moje prze­ko­na­nie, bo go mam!…, każ­da idea ma swo­ich mę­czen­ni­ków!…

Kup­czyk:… Bu­lion jest… czy­sty bu­lion bez jaj­ka!…

P. J…: – … Jak Boga ko­cham! mar­sza­łek tyl­ko przez za­zdrość nie­chciał przy­jąć wnio­sku mego… że nie on go po­sta­wił… na ho­nor Mo­ści

Do­bro­dzie­ju! jak Boga ko­cha­ni! przez za­zdrość: Daj też to do ga­zet mój Szczę­sny!… dasz?

– Dam! –

O tych wnio­skach mo­ich pi­sa­łem już do Naj­ja­śniej­sze­go Pana i wszyst­kich władz. i do ge­ne­ra­łów i mar­szał­ków róż­nych: Oto tak i tak!….

– I cóż?…

– I nic mi nie­od­po­wie­dzie­li!… Mo­ści Do­bro­dzie­ju!…

Do go­ścia z po­wia­tu są­sied­nie­go: I cóż się pan na­uczył u nas?…

Gość: Nic! bo my to już wszyst­ko od­by­li u nas w. My tam te rze­czy po­rząd­niej od­by­wa­li jak wy!… Istot­nie nie żar­tu­ję! bo wszyst­ko co wy tu ga­da­cie my już daw­no uchwa­li­li … i to za je­den dzień…

Głos: W two­je ręce… po kieł­ba­sie!…

* * *

Po wszyst­kie­mu! –

Chło­pi we wsi:.. Ależ to ta boi był boi!!…, na ryn­ku strze­la­li z moź­dzie­rzy… a jeść było i pić, że aż strach bo­ski!…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: