- promocja
- W empik go
Światło nadziei. Część 2 - ebook
Światło nadziei. Część 2 - ebook
Brutalne zabójstwo Wilkołaka rozpoczyna cykl przerażających morderstw. Luiza zostaje uwikłana w śmiertelnie niebezpieczną intrygę, w której zaufanie może okazać się zdradą, a każdy ruch może przynieść zgubę. U jej boku pojawia się Amat – enigmatyczny Demon z misją chronienia jej życia. Ale Luiza nie wie, że prawda, którą skrywa, może wstrząsnąć jej światem. Kiedy kłamstwa się mnożą, Wojowniczka musi ustalić, kto stoi po jej stronie i kim jest jej wróg. Czy odkryje sekret Amata, zanim będzie za późno? W tej porywającej kontynuacji serii Czerń rubinu miłość, lojalność i walka z losem zderzają się w nieuchronnej grze o życie.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397331303 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Młoda.
Klara Wergert.
Luiza Drwal.
Brzmi dziwnie? Jestem każdą z nich.
Zagubiona Dot, do której chciałabym powrócić.
Młoda, którą pragnęłam porzucić, jednak teraz czuję wdzięczność, że daje mi swoją siłę.
Wergert, której nie znałam, a jednak jest tą mroczną częścią mnie i muszę zrobić wszystko, by pozostała zakopana głęboko w moim umyśle.
Drwal… Ta, która odkryła, że moja słabość może być również moją siłą. Ta, którą się stałam dzięki niemu. I bez niego ta Luiza nie istnieje.
Jest jeszcze Mała… Ale tylko w jego ustach brzmiało to właściwie.
„Mrok Duszy. Część 2”
Klaudia MaxRozdział 0
Smukłe palce zacisnęły się na naszyjniku, w który Wiedźma tchnęła siłę natury. Wydawało się, jakby zaledwie wczoraj lawa pochłonęła jej dom, jednak minęły tygodnie od momentu, gdy zaburzyła harmonię. To była kwestia czasu, by sprawiedliwość upomniała się o Ines. Moc amuletu słabła z każdym dniem spędzonym w Wymiarze Demonów, a ona wraz z nim. Mimo to było coś o wiele gorszego od nieuchronnie zbliżającej się kary za zachwianie równowagi.
Brak nadziei.
Ines przyglądała się mężczyźnie, który bezwładnie wisiał na łańcuchach. Ich początek skrył mrok wysokiej komnaty, znajdującej się w podziemiach zamku Wiktora Tenebrisa. Dłonie Wiedźmy zwinęły się w pięści na samo wspomnienie przekrętu, który zaognił cierpienie Luizy. Darzyła jej ojca nienawiścią równie silną, co chęć siania zagłady, która zawładnie Luizą, gdy ta dowie się prawdy. Dot nadal żyła w bolesnej niewiedzy, ale Ines przewidywała, jak skończy się ta intryga.
I oby się myliła.
Kajdany z żelaza, na które wieki temu rzucono czar, wrzynały się w nadgarstki Wojownika. Każdy jego ruch, drgnięcie, nawet oddech, nacinały poharatane żyły. Dawid nieustannie krwawił, czy to od przeżywanych koszmarów, czy z powodu kaprysu Aleksandra, który reagował okrucieństwem na chociaż jedną, nieprzychylną mu myśl. Otwierał jednocześnie wszystkie zabliźnione rany, a u stóp mężczyzny zbierał się burgundowy dowód jego agonii.
Ines z całych sił starała się ulżyć mu w cierpieniu, chociaż ani razu nie dostrzegła na przystojnej twarzy oznak przeżywanych tortur. Wiecznie poważna i skupiona, o ostrych i groźnych rysach, wyglądała, jakby ból był jej codziennością. Czymś, do czego ten mężczyzna zdążył się przyzwyczaić. Niepokoiło ją to. Wiedźma obawiała się, że bezwzględność Aleksandra zniszczy Dawida, a oni nawet nie dostrzegą chwili, gdy Wojownik przepadnie na zawsze.
Świadomość, że syn Wiktora może w każdym momencie przejąć ciało Drwala, sprawiała, że pragnęła stąd uciec. Jednak trwała przy Wojowniku, nawet gdy padało na nią zimne, szare spojrzenie, wywołując w niej prawdziwy popłoch. To było bardziej przerażające niż myśl o znienawidzonym bracie Luizy. Nie miał znaczenia stan, w jakim znajdował się Dawid i to, co się z nim działo.
Widziała wiele… Gdy opiekowała się Luizą, a także gdy postanowiła zająć się jej Dowódcą. To wszystko było nieistotne i obiecała sobie, że tak jak Luiza nie odczuła naruszenia jej godności, tak zrobi wszystko, by i Dawid tego nie przeżywał. Nie ze względu na strach, który w niej wzbudzał, a przez szacunek do niego.
Ines słyszała o nim wiele. Bardzo wiele. Brutalny. Bezwzględny. Sprawiedliwy. Ostoja bezpieczeństwa… Jednak dopiero słowa Luizy pokazały jej prawdziwą naturę tego Wojownika.
Uśmiechnęła się lekko, gdy poczuła na ramieniu niepewny dotyk. Zerknęła w czarne oczy Maksa, starając się poskromić motyle szalejące w jej podbrzuszu.
– Co z nim?
– Nieprędko odzyska przytomność. – Ines zacisnęła usta, blokując łzy, cisnące się do oczu. – Nie wiem, jak im pomóc.
– Ja też nie. – Maks pokręcił głową ze smutkiem i zawiesił wzrok na Dawidzie. – To, co robi z nim Aleksander, jest… – Demon westchnął ciężko i spojrzał na Ines. – Dobrze, że przeszłaś do nas. Czuję, że odegrasz ważną rolę w tej pokręconej sytuacji.
– Luiza udusi mnie za to, że jestem jej częścią.
Maks prychnął z rozbawieniem i usiadł na kamiennej ławie. Ogień z niedalekiej pochodni zamigotał w czarnych tęczówkach. Wyciągnął dłoń w kierunku Ines i szepnął:
– Przestań w końcu ode mnie uciekać. Proszę.
Kobieta westchnęła i posłała mu karcące spojrzenie, ale przyjęła zaproszenie. Rozkoszne ciepło otuliło jej talię wraz z ramionami mężczyzny. Jednak pomimo bliskości, której od samego początku pragnęła, nie potrafiła oderwać wzroku od twarzy Dawida.
– Musimy jej jakoś powiedzieć…
– Coś wymyślę. Jakoś do niej dotrzemy.
– A Amat? – Ines zerknęła na Demona. – On jest na miejscu.
– To prawa ręka Wiktora. – W głosie Maksa było słychać politowanie. – Nigdy nie zakwestionował żadnego jego rozkazu. Nie liczyłbym na niego. Musimy sami…
Zgrzyt łańcuchów przerwał mu w pół zdania. Oboje spojrzeli na Wojownika, którego ciało napięło się niebezpiecznie. Po prawej ręce Dawida pociekła krew, a Ines natychmiast się poderwała, by opatrzyć ranę.
Maks całym sobą czuł smutek Wiedźmy, który podsycał jego gorycz. Nie poznał Luizy osobiście, ale na własne oczy widział, jak bardzo cierpiała. Myśl, że on również przyczynił się do jej tęsknoty, szarpała jego serce. Nie liczył na to, że siostra mu wybaczy. Pragnął jedynie sprawić, by oboje, ona z Dawidem, w końcu się odnaleźli.
Niestety to nie zależało ani od niego, ani od Ines.Rozdział 1
Luiza
– Dawid? – wyszeptałam, ponieważ cisza wokół mnie była przesycona skupieniem i nostalgią, których nie chciałam burzyć.
– Balkon – dotarł do mnie głos z mroku.
Sięgnęłam po koc i otuliłam się nim szczelnie, zanim wyszłam na zewnątrz. Mroźny wiatr owiał nagie nogi. Zrobiłam krok i aż syknęłam od faktury płytek, które zimnymi igiełkami szczypały moje stopy. Dawid odwrócił się i, nim mrugnęłam, znalazł się przy mnie.
– Mogłaś założyć chociaż skarpety – mruknął niepocieszony, odbierając ode mnie koc i unosząc mnie. – Przywiozłaś z gór takie ciepłe.
– Ale mało seksowne – odparłam poważnie, otaczając udami talię mężczyzny. – O, tutaj jest milusio – stwierdziłam, przyciskając się do niego z całych sił.
– Jesteś nieznośna – westchnął i złożył czuły pocałunek na moim nosie. – Uwielbiam to w tobie – dodał zaraz, rozpinając bluzę. – Przytul się mocno.
Bez szemrania wykonałam polecenie. Przylgnęłam do niego całym ciałem i ustami rozpoczęłam wędrówkę po niebiańsko pachnącej szyi. Po chwili do tej przygody dołączyły zęby. Uśmiechnęłam się, widząc dreszcz na złocistej skórze Dawida, gdy przygryzłam płatek jego ucha.
– Luiza… – wychrypiał i zapiął bluzę, a ja natychmiast jęknęłam, bo nie mogłam się ruszyć.
– Ciasno! Dawid, nooo…
Wojownik roześmiał się i uwolnił mnie, a za moment pocałował drapieżnie, aż zabrakło mi tchu. Przeniosłam dłonie na tył jego szyi, drżąc z rozkoszy od krótkich włosków kłujących opuszki moich palców. Miękkie usta atakowały mnie zachłannie, ale niewiarygodnie czule, dozując mi błogość, o jakiej wcześniej mogłam jedynie marzyć. Twarde mięśnie, które czułam pod udami, doprowadzały mnie do szaleństwa. Dawid, nie przerywając pieszczoty, przeszedł do winkla, na którym zwykle przesiadywaliśmy.
– A teraz powiedz mi – wyszeptał, sadzając mnie na miękkich poduchach. – Dlaczego nie śpisz?
– A ty? – odparłam, przyglądając się, jak sięga po koc, by za chwilę mnie nim otulić. – Wiesz, że mogłeś zrobić to na początku.
– Wiem, ale nie mogłem się oprzeć temu, byś przylgnęła do mnie jak małpka. – Posłałam mu pełne nagany spojrzenie, które jeszcze bardziej go rozbawiło. – Myślałem o skrzynce twojej matki.
Szare oczy zasnuła mgła żalu, gdy Dawid zerknął na moje poparzone ramię.
– Ale dobrze, że pozwoliłaś sobie na sen, Mała. Potrzebowałaś tego.
– Przepraszam – szepnęłam ze skruchą. – Nie sądziłam, że aż tak zareaguję na ich śmierć.
– Może nie byli biologicznymi rodzicami, ale wychowali cię. Miałaś prawo wyrzucić z siebie smutek.
– Przynajmniej zasnęłam – westchnęłam i pokręciłam głową. – I już się wyspałam. Co z tym zrobimy?
Cudowny uśmiech ozdobił usta Dawida, podkreślając dołeczki w jego policzkach. Kochałam ten widok, który był jak egzotyczny obraz, odbierający mi zmysły i wprawiający moje serce w szaleńczy galop. Iskierka rozświetliła jego tęczówki, gdy wędrowałam dłońmi w dół umięśnionego torsu.
– Mnie nasuwa się inne pytanie. Jakim cudem moja mała Dot, której jestem pierwszym mężczyzną, jest tak nienasycona?
– Nadrabiam lata czekania na ciebie. – Mrugnęłam łobuzersko i włożyłam rękę w szare dresy, od razu zaciskając palce na twardym przyrodzeniu. – Jakim cudem… – zaczęłam, a Dawid uniósł brew, czekając na dalszy ciąg. – Facet, który miał wiele partnerek… – Wojownik westchnął. Wyraźnie widziałam malujące się w nim, niepotrzebne poczucie winy. – W taki sposób reaguje na tak nieznośną kobietę?
– Seksowną kobietę, nawet jak jest w ciepłych skarpetach – poprawił mnie. – Inteligentną i pełną dobroci oraz empatii panią psycholog. – Przymknęłam powieki, gdy silna i szorstka dłoń zawędrowała pod męską bluzkę, w której spałam. – Kuszącą piękność, która wprawia mnie w szaleństwo, gdy nosi moje ubrania. A gdy widzę, jak bezpardonowo przegląda moją szafę i wywija przy tym krągłymi pośladkami, ciężko jest mi się oprzeć przed podarowaniem jej soczystego klapsa. – Zalała mnie fala gorąca, gdy wyobraziłam sobie, jak Dawid to robi. – Kobietę o szafirowym spojrzeniu, które mnie pochłania, i zachrypniętym głosie, który jest najpiękniejszą melodią. Tak jak bicie twojego serca.
Opuściłam wzrok, poruszona jego szczerością i słowami, których nigdy bym się po nim nie spodziewała. Dawid zawsze mówił krótko, a jego przekazy były pozbawione emocji, chociaż w jakiś niewiarygodny sposób je odczytywałam. Nie potrafiłam ukryć wzruszenia, gdy jego cichy głos szeptał takie wyznania prosto w moje usta.
– Wyśmienitą Wojowniczkę, której siła jest równie ogromna co jej wrażliwość. – Dawid chwycił w palce moją brodę i uniósł ją lekko. – Nie mogę jedynie zrozumieć, dlaczego ta cudowna kobieta nie wierzy w swoją wartość.
– Wierzę w nią. Naprawdę wierzę.
– Jednak każdy mój komplement kwitujesz rumieńcem, a jestem pewien, że wiele ich już słyszałaś.
– Ale nie z ust Dowódcy, który jest… twardy. Niezależny. Zimny.
Dawid uśmiechnął się, a jego dłonie tańczyły na moim ciele. Kciukiem przesunął po bliźnie na miednicy, pamiątce po pułapce, w jaką Młoda – którą wtedy byłam – wpadła w Londynie.
– Przepraszam, kochanie.
– Dużo przepraszasz, Luizo. O wiele za dużo. Mała, jeśli uważasz, że moim jedynym celem jest przedłużenie rodu Wojowników, to kolejny raz wytłumaczę ci, w jak ogromnym błędzie jesteś. Kocham cię. Oszalałem na twoim punkcie, rozumiesz? Gdybym nie wiedział, że nie miałaś styczności z tym światem, zanim mnie poznałaś, pomyślałbym, że przekupiłaś jakąś Wiedźmę, żeby rzuciła na mnie czar. – Roześmiałam się na te słowa. – To nie jest zabawne, pani Drwal.
– Trochę jest – przyznałam, próbując zachować powagę. – Już sobie wyobrażam, jak ktoś próbuje dosypać ci coś do drinka, a ty skręcasz mu kark, zanim w ogóle wystawi dłoń.
– Nie zmieniaj tematu, Mała – strofował mnie. – Jestem zimny i wyrachowany, bo taki muszę być, gdy dowodzę Wojownikami. Jednak przy tobie… Mówiłem ci, że tutaj jestem w twoim władaniu i nie mam żadnych szans w potyczce z tobą.
– W Ośrodku też masz małe – mruknęłam prowokacyjnie, a uśmiech Dawida z rozmarzonego zmienił się na drwiący i… pociągający. – Rozkaz, pamiętasz?
– Pamiętam. I ty też o tym pamiętaj, Mała. Obyś nigdy nie musiała używać tego argumentu, by nade mną zapanować.
– Nie przewiduję takiej sytuacji, Dawidzie – wyszeptałam, mocniej dociskając dłoń do przyrodzenia, które do tej pory delikatnie masowałam. – Wiem, jak skutecznie wyładować kumulującą się w tobie furię. – Wojownik westchnął i przytulił mnie mocno. – Kocham cię. I ja też oszalałam na twoim punkcie. Może to ty mi coś dosypałeś? W końcu nie pamiętam spotkania na plaży…
– Luizo – wymruczał ostrzegawczo i przesunął opuszkami palców po moim udzie. – Naprawdę sądzisz, że muszę posuwać się do czegoś takiego?
– Nie. W końcu jesteś Dowódcą i zawsze dostajesz to, czego chcesz.
– Dokładnie – odparł z zadowoleniem. – A teraz pragnę się w ciebie wtulić i przespać przy tobie kilka godzin.
Roześmiałam się, gdy uniósł mnie i zaniósł do sypialni. Pisnęłam, bo bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko, ale natychmiast skupiłam wzrok na jego perfekcyjnym ciele. Twarde i wyrzeźbione latami ćwiczeń mięśnie poruszały się pod złocistą skórą, gdy zdejmował bluzę.
– Uwielbiam twoje tatuaże. – W zachwycie podziwiałam misterne zawijasy zdobiące jego tors, by następnie zerknąć niżej, na krzyż na jego miednicy. – Och… – mruknęłam, gdy Dawid zsunął dresy.
– Mówiłaś, że się wyspałaś… – Skinęłam głową, nie odrywając od niego wzroku. – Zatańczysz dla mnie?
– Nie chciałeś spać?
– Zmieniłem zdanie.
Uśmiechnęłam się psotnie i poderwałam się z łóżka. Kątem oka dostrzegłam, że Dawid układa się wygodnie na poduszkach. Umięśnione ramiona założył za głowę, a mnie aż ścisnęło w dole brzucha. Nagle zapragnęłam zrobić zupełnie coś innego… Ale to za chwilę. Miałam zamiar poczekać, aż Dawid sam nie wytrzyma i mnie dopadnie.
Puściłam pełną sensualności melodię i rozpoczęłam pokaz. Krótki striptiz, bo i za bardzo nie miałam czego się pozbywać, rozpalał zmysły Dawida, a po chwili przerodził się w taniec na rurze, którego nie było mi dane dokończyć. Ściągnął mnie z niej jednym ruchem, ale gdy chciał klęknąć przede mną i dać mi rozkosz, zablokowałam go stopą.
– Nie tego teraz chcę – wychrypiałam i wstałam. – Zrobiłeś to w górach… Zrób to znowu. Proszę.
Oczy Dawida pociemniały. Odsunął się na krok i jednym spojrzeniem pokazał mi, gdzie mam się znaleźć. Z bijącym szaleńczo sercem opadłam na kolana i czekałam na dalsze rozkazy.
– Prowokujesz mnie, Luizo, jesteś tego świadoma?
– Do czego?
– Bym pieprzył cię tak, jak rżnąłem kobiety przed tobą.
– Więc to zrób. Pokaż mi tę część siebie – poprosiłam, unosząc wzrok. – Wiesz, że od dawna tego chcę…
Donośne uderzenia wyrwały mnie ze wspomnienia. Przymknęłam powieki, z całych sił próbując opanować trzepoczące z rozpaczliwej tęsknoty serce. Rzuciłam okiem na telefon. Upewniwszy się, że go wyłączyłam, oparłam się wygodnie o ścianę na balkonie.
– Luiza?!
„Nie będę zanurzać chuja tam, gdzie był Mroczny”.
Słowa Wojownika rozbrzmiały niczym dzwon w mojej głowie. Wypowiedział je kilka godzin wcześniej, nieświadom tego, że podsłuchuję jego rozmowę z Victorem. Jednak… czy to go usprawiedliwiało?
Bolało. Zaufałam mu tak mocno, że to wyznanie raz po raz ciskało ostrze we fragment serca, które Luka odbudował.
– Mała, jesteś tam?! – Zignorowałam niepokój w jego głosie. – Luiza, wchodzę!
Szczęknął zamek, a po chwili usłyszałam, jak Soldato wbija kod do alarmu. Sandra nakazała założenie tego zabezpieczenia, chociaż nawet ono nie powstrzymałoby rozjuszonego Wilkołaka przed kolejnym aktem bestialstwa.
„Oddała się mu”.
Przymknęłam powieki, spod których popłynęły łzy. Przycisnęłam dłoń do ust, by nie wydobył się z nich szloch. Z trudem poskramiałam emocje, ale robiłam wszystko, by Soldato mnie nie odnalazł.
– Luiza?! – Głos Luki stał się wyraźny, Wojownik musiał wyjść na balkon. – Gdzie ty jesteś? Cholera! – Drgnęłam, gdy rozległ się głuchy odgłos, najpewniej pięść Luki miała bliskie spotkanie z murem wieżowca. – Jest z tobą Luiza? Ma wyłączony telefon.
– Nie, ostatnio widziałam ją na uczelni – odpowiedziała Sandra, a jej głos był przytłumiony przez głośnik telefonu. – Może zaszyła się w domu, pisała mi, że ma dużo testów do nadrobienia.
– Możliwe. Zajadę do niej – skłamał gładko Wojownik.
Masz w tym wprawę, pomyślałam.
– Kurwa! – Skuliłam się, gdy wściekły krzyk poprzedził solidne kopnięcie. – Luiza, oddzwoń do mnie, natychmiast! – Nastąpiła chwila milczenia. – Mała, proszę, odezwij się. Martwię się.
Nie kłam już, Luka.
Trzasnęły drzwi od mojego apartamentu, ale dopiero po kilku minutach pozwoliłam sobie na głębszy oddech. Zanosiłam się cichym szlochem, nie zważając na otaczającą mnie przestrzeń. Identyczną jak moja, a jednak… obcą. Musiałam się tutaj skryć. Potrzebowałam spokoju, a mieszkanie Marcela i Sandry było jedynym miejscem, gdzie mogłam poddać się słabości.
– Tylko chwila… Przepraszam, kochanie.
– Płacz, malutka.
Miałam wrażenie, że nie tylko kojące słowa ojca otulają mnie swoim ciepłem, ale też jego silne ramię, na którym mogłam się oprzeć.
– Pomoże ci to.
Przetarłam nos, bez zaskoczenia rejestrując krew na dłoni. Sięgnęłam po chusteczkę. Lepiej, żeby nikt nie zauważył tej dolegliwości.
Pokazałam ją Luce. Tak jak i wiele więcej. Uzewnętrzniłam się. Odważyłam się odkryć przed nim mrok swojej duszy i otworzyć pokruszone cierpieniem serce. Chciałabym powiedzieć, że żałowałam tego, jednak nie… Słowa Luki zraniły mnie, ale uświadomiły mi jedno: już nikomu nie pokażę swojej słabości.
Dawid znał ją na wylot, ale ukrywał ją bardziej niż własne demony. W jego dłoniach była bezpieczna. Tylko w jego…
Już nikt mnie nie zrani. Nikt.
Odetchnęłam głęboko, a moje serce biło jak szalone. Złamane, a jednak pompowało krew, utrzymując mnie przy życiu.
Ile ciosów jest mi jeszcze pisanych?
– Dawid… – wyszeptałam błagalnie, jakbym modliła się o cud.
Tylko ten Wojownik mógł sprowadzić na mnie łaskę i ukojenie.
– Kochanie – załkałam, poddając się wyniszczającej rozpaczy.Rozdział 3
Luiza
Tuż przed wejściem do Ośrodka włączyłam telefon. Sygnały przychodzących wiadomości towarzyszyły mi w drodze do biblioteki, na szczęście były na tyle ciche, by nie obudzić zasnutego snem azylu. Ignorowałam je. Sandra i Marcel w końcu zorientowali się, że zaszyłam się w ich mieszkaniu. Przespałam na kanapie kilka godzin, chociaż sen znużył mnie na ich balkonie. W środku nocy Kres przeniósł mnie w wygodniejsze miejsce, a potem cały czas przy mnie czuwał.
– Chcesz porozmawiać? – zapytał, gdy tylko otworzyłam oczy.
– Chyba nie ma o czym – odparłam wtedy, wtulając się w tors przyjaciela. – Myślałam, że uda mi się być szczęśliwą. Dawid okupił moją przyszłość własnym życiem, ale ja nie istnieję bez niego. Nie umiem…
– Rozumiem. Przepraszam, Luiza…
Dotarł do mnie jego żal, ale pokręciłam głową, nie dając mu dojść do słowa. Nie chciałam tego słuchać. Wystarczyła mi jego obecność i troska, którą od niego wyczuwałam. Wypełniała mnie wdzięczność, tak zupełnie inna od naszych ostatnich relacji. Dominowała w nich złość. Moja na Marcela, bo nie dopuszczał mnie do poszukiwań ciała Dawida, które Wywiad brutalnie odebrał z miejsca jego pochówku. Kresa na mnie, bo… wszystko. Natarczywość. Luka. W naszych rozmowach wielokrotnie wracała vendetta na Wampirach za tragedię w Empoli. Między nami działo się coś, czego nie pojmowałam, ale nad ranem, gdy czułam wsparcie przyjaciela, to nie miało znaczenia. Chwila spokoju w jego ramionach była tego warta, jednak czekała mnie przeprawa przez kolejny dzień.
A jednak na nowo stałam się pusta. Zupełnie jak Ośrodek, który stracił Dowódcę. Każdy kąt tego miejsca przypominał mi Dawida, skradzione chwile czułości, szczere rozmowy i znaczące decyzje. Jeszcze kilka tygodni temu wspomnienia wywołałyby we mnie trudny do opanowania ból. Tym razem poddałam się smutkowi i tęsknocie.
Umysł to potężne narzędzie, a tworzone przez niego projekcje są wyjątkowo rzeczywiste.
Uśmiechnęłam się z nostalgią na widok wychodzącego z biblioteki Dawida. Czarne włosy miał bardzo krótko przystrzyżone, ciemna koszulka opinała szerokie ramiona, tors poruszał się od głębokiego oddechu. Bojówki moro i nachodzące na nie trapery – to były nieodłączne elementy jego stylu. Dawid rzucił okiem na zbiegającego ze schodów Eryka – naszego informatyka – i w ostatnim momencie złapał go za ramię, zanim roztrzepany mężczyzna wpadł… na mnie. Stałam wtedy tuż obok Dawida, bo przepuścił mnie pierwszą w drzwiach. Więc jakim cudem, kilka miesięcy później, gdy jego już nie było na tym świecie, szare oczy patrzyły prosto na mnie? Dlaczego widziałam nikły uśmiech na jego ustach, pełen nostalgii i tęsknoty, które i ja odczuwałam?
Nagle ten piękny obraz się rozpłynął. Odszedł, jak poranna mgła znika w promieniach słońca. Odetchnęłam głęboko i zerknęłam w bok, na drzwi prowadzące do kuchni. Skinęłam głową Wojownikowi, który wyszedł na korytarz, chcąc się upewnić, że nikt niepowołany nie przeszedł przez zabezpieczenia.
– Spokojna noc? – zapytałam, zatrzymując się przy nim.
– Nie do końca – przyznał Sergio Soldato. – Mój brat cię szukał.
– Cóż, możesz mu dać znać, gdzie jestem.
– Lubię robić mu na złość – powiedział z kpiącym grymasem. – Potrzebujesz samotności?
– Trochę mnie tu nie było – wyznałam po chwili namysłu. – Przydałoby mi się streszczenie tych dni.
– Raporty…
– One powiedzą mi, co było na patrolach, a nie w Ośrodku.
Sergio skinął głową i wycofał się do kuchni, rzucając przez ramię:
– Czarna, bez cukru?
– Tak, dzięki – odparłam, kompletnie zaskoczona.
– Przyniosę ją do biblioteki.
Wpatrywałam się w plecy Wojownika, aż zamykające się drzwi przesłoniły mi na niego widok. Co tu się właśnie stało? Przeskanowałam pamięć w poszukiwaniu pierwszego spotkania z tym Wojownikiem, żeby upewnić się, że nie oszalałam.
Sergio Soldato, przyrodni brat Luki, cechujący się aroganckim tupetem i bezczelnym zachowaniem względem kobiet, nagle stał się potulny i ułożony? Coś mi tu nie pasowało… Niemniej musiałam na niego uważać, tak jak na każdego faceta.
Szczerze? Miałam ich dość.
Po chwili zanurzyłam się w przyjemnym aromacie starych ksiąg oraz drewna, które cały rok zdobiło kominek. Nie mogłam się doczekać chłodniejszych dni, by bez żadnych wyrzutów rozpalić w nim ogień i w naszym fotelu poddać się wspomnieniom. Stłumiłam ziewnięcie, sama myśl o miękkości komfortowego siedziska działała na mnie usypiająco.
To i sny, które przeniosą mnie w ramiona Dawida.
Tymczasem musiałam skupić się na tu i teraz, a marzenia odłożyć na bok. Uruchomiłam laptop i zalogowałam się do serwera, który na moje polecenie stworzył Eryk. Wyszukałam wszystkie raporty od dnia wylotu, czując palącą trzewia wściekłość, że nie zrobiłam tego u Ines. Na ekranie pojawiły się setki plików, co dodatkowo wywołało we mnie słabość. Nie zdążyłam się w nich zagłębić, bo do biblioteki wszedł Soldato.
– Trzymaj – mruknął Sergio, siadając po drugiej stronie biurka. – Dobrze, że wróciłaś.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to od ciebie usłyszę.
– Nic do ciebie nie mam – stwierdził, odkręcając wodę, którą zgarnął z blatu.
– Nasze pierwsze spotkanie pokazało mi coś innego. – Sergio uniósł brew, wyraźnie czekając, aż pociągnę ten temat dalej. – Byłeś wściekły i agresywny.
– Wobec ciebie? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie przypominam sobie.
Jeśli miałabym się w tym zagłębić, to dzięki mocy Demona wyczułam jego furię i pogardę, jednak faktycznie, nie były one skierowane we mnie.
– Więc wobec kogo? Luki?
– Nie – roześmiał się Sergio. – Wiem o kłopotach, w jakie wpakował go Oskar. Wiem też, że jego kumple nie mają siły, by mu się postawić i zrobić coś, by nie dopuścić do jego ślubu.
– Słyszałam, że spotykasz się z Agnese.
– Jak większość Wojowników. To zwykła kurwa. – Sergio wzruszył ramionami. – Mój brat, chociaż wzgardził naszą rodziną, nie zasłużył na coś takiego.
– Wzgardził?
– Tak, a teraz ty to robisz z kawą ode mnie. – Natychmiast upiłam łyk z ogromnego kubka. – W wieku siedemnastu lat odszedł. Na pewno opowiadał ci o tym, do czego chciał zmusić ich Oskar.
Skinęłam głową. Wymuszanie stosunku z Widzącą, którą im przyprowadził Oskar, rozjuszyło Lukę. Niestety, Wojownik popełnił błąd, prawie płacąc za to życiem.
– Interwencja Drwala odsunęła go od nas.
– Nie – wyszeptałam. – To nie wina Dawida.
– Możliwe. Jednak ani on, ani Luka nie chcieli mi wyznać, co dokładnie się stało tego dnia. Wiesz, Dot, nawet mnie to nie wkurzyło. – Sergio roześmiał się ponuro. – Luka odsunął się ode mnie, gdy zaczął treningi u starego Drwala.
– Chciał cię chronić i nie dopuścić do tego, byś trafił pod pięść Oskara.
Sergio spojrzał na mnie z politowaniem.
– Tak ci powiedział?
– I w to wierzę – zapewniłam. – Sergio, powinniście porozmawiać.
Niski, wyjątkowo przyjemny śmiech wypełnił wnętrze biblioteki. Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę z głupoty, jaką palnęłam. Adam opowiadał mi, że rozmowa między braćmi zawsze kończyła się scysją i interwencją innych Wojowników.
– Na kogo dokładnie byłeś wściekły?
– Mam zatarczki z Victorem. Jednak chyba nie z powodu mojego życia prywatnego mnie tu zaprosiłaś.
– Masz rację – westchnęłam. – O czym powinnam wiedzieć?
– Kres nie panuje nad sobą – poinformował mnie bez cienia wahania.
– Nie rozumiem…
– Zrozumiesz, zaufaj mi.
– Wytłumacz chociaż, po czym to poznajesz. Albo kto wyprowadza go z równowagi.
– Victorek – zadrwił. – I mój brat, a raczej to, że sprzątnął mu sprzed nosa małą Luizę.
Akurat tym już nie musi się martwić.
– Rozumiem. Wyjaśnię to z nim. Coś jeszcze?
– Kiedy wracasz na trening? Nudno jest bez ciebie.
– Nie jestem pewna, czy mam do czego wracać. Nie uczestniczyłam w nich zbyt długo – odpowiedziałam, zerkając na drzwi do biblioteki, które jak na zawołanie się otworzyły.
– Więc trzeba to zmienić… – mruknął Soldato. – Witaj, bracie.
– Co tu robisz?
Cichy głos emanował ostrzeżeniem, które każdy idiota bezbłędnie by odczytał. Sergio nic sobie z tego nie robił, wręcz rozsiadł się wygodniej w fotelu i założył ręce na kark, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
– Zacieśniam więzi.
– Rób to gdzieś indziej – warknął Luka, podchodząc do biurka. – Musimy porozmawiać – zwrócił się tym razem do mnie.
– Zgadzam się – odpowiedziałam ze spokojem, a na widok pytającego spojrzenia Sergia lekko skinęłam głową. – Widzimy się na treningu.
– Dobrze to słyszeć. – Sergio wstał i klepnął Lukę po ramieniu. – Chłopie, masz przejebane.
Obserwowałam wychodzącego z pomieszczenia Wojownika, chociaż myślami byłam przy poprzednim wieczorze. Nie chciałam do tego wracać, ale nie panowałam nad retrospekcjami. Nie w obecności Luki…
Jak mogłeś coś takiego powiedzieć?
– Czyli teraz trzymasz sztamę z moim bratem? – zapytał Soldato, zajmując miejsce mojego niedawnego rozmówcy.
– Obawiam się, że ostatnie wydarzenia skutecznie mnie zniechęciły do takich relacji.
Luka uśmiechnął się kpiąco, a zielone oczy niezmiennie pozostały znudzone.
– Szukałem cię.
– Wiem o tym, Wojowniku.
– Czyli umyślnie mnie zignorowałaś – stwierdził sucho.
– Najwidoczniej.
Ostatkiem sił powstrzymywałam się, by nie rzucić się na Lukę. Nie miałam pojęcia, co było silniejsze: chęć wyładowania na nim furii i bólu czy pragnienie wtulenia się w ciało mężczyzny. Jakakolwiek motywacja mną kierowała, nie mogłam sobie na to pozwolić.
Luka wiedział o mojej wizycie. O tym, że dotarły do mnie jego słowa. Widziałam to po nim. Oboje jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że Ośrodek nie jest miejscem na rozwiązanie tego problemu. Tak naprawdę nie chciałam tego, między nami padło zbyt wiele słów.
Wiele nad tym myślałam. Nad zniknięciem Luki, gdy byliśmy u Ines. Nad tygodniami, które wspólnie spędziliśmy. Ślubem, w który został wmanewrowany, i tajemniczą Valerią, o której nic nie wiedziałam. Najwidoczniej nie zasługiwałam na zaufanie, o które zabiegałam. Nie miałam zamiaru z tym walczyć, już nie, jednak wiedziałam, że pomimo wypełniającej mnie goryczy nie skreślę Luki.
Będę czekać. Może w naiwności, może w nadziei, że to nie jest koniec, ale nie wyjdę przed szereg.
Złamałam rozkaz Dawida, doprowadzając tym do śmierci mojego Dowódcy. Drugi raz nie miałam zamiaru popełnić tego błędu.
– Jak biodro?
– W treningu mi nie przeszkodzi – odparłam oschle.
– Mogę spojrzeć?
– Nie.
W końcu jakieś emocje. Ogniki wkurwienia w szmaragdowym spojrzeniu też były objawem jakiejś reakcji na całą sytuację.
– Czyli co: foch?
– O wiele gorzej.
– Przeprosiłbym, ale zabroniłaś mi to robić – warknął z irytacją.
– Jeśli zrobiłeś to z premedytacją – zaczęłam spokojnie, nawiązując do wczorajszej rozmowy z Victorem – to sobie odpuść.
– Jak sobie życzysz.
Skinęłam głową i skupiłam się na raporcie.
– Poznam Młodą? – Uniosłam wzrok na Wojownika, na co zaklął pod nosem. – Luiza…
– To od początku była tylko gra?
– Nie – odpowiedział szeptem. – Miałem wypełnić rozkaz Dawida i odejść, ale nie umiałem. Przyciągnęłaś mnie do siebie.
– Nie widzę tu celowego działania. Gdzie ta przebiegłość w twoich decyzjach?
– Pojawiła się, gdy ujawniłaś mi swoją słabość. Potrzebę męskiej dominacji.
– Tylko tyle? Z tego powodu złamałeś mi serce?
Oczy Luki rozbłysły sekundowym szokiem. Chciałabym powiedzieć, że go podpuszczałam, ale nie mogłam. Coś do niego czułam. Kochałam go w niewyjaśniony dla mnie sposób. Zależało mi na nim. Zależało tak bardzo, że byłam gotowa zabić Agnese, by nie zniszczył sobie życia u jej boku. Jednak w jego działaniach chodziło o coś więcej, a z tym nie mogłam sobie poradzić. Nie bez jego pomocy i zgody, której nie chciał mi udzielić.
– Wybacz, że nie jestem w stanie dać ci dziecka, którym okupiłbyś swoją wolność – syknęłam, tracąc nad sobą panowanie. – Nie wierzę, że mogłeś coś takiego powiedzieć. To wszystko… – Odetchnęłam głęboko, by nie pokazać mu łez, chociaż Luka i tak doskonale odczytywał moje emocje. – Jak mogłeś…?
– Nie powinnaś była tego usłyszeć – wyszeptał.
– Nigdy nie powinieneś był tego powiedzieć – odparłam, nie panując nad zbłąkaną kroplą rozpaczy.
– Mała…
Drzwi biblioteki otworzyły się z impetem, a do środka wparował rozbawiony Victor. Zatrzymał się gwałtownie na mój widok, blokując drogę Adamowi, który, widząc mnie, uśmiechnął się radośnie.
– Luiza! Nareszcie będę mieć kolejną szansę, żeby skopać ci tyłek na treningu – powiedział, przemierzając przestrzeń między nami i już po chwili pociągnął mnie za rękę i postawił na nogi. – Dobrze cię widzieć – mruknął, przytulając mnie mocno. – Wyglądasz inaczej, ale to wydanie też ci pasuje.
Przewróciłam oczami. Faktycznie, sportowy stanik, rozpięta bluza i dresy nie były tym, do czego przyzwyczaiłam tych Wojowników.
– Ciebie też – przyznałam szczerze. – A z tym skopaniem tyłka masz całkiem spore szanse, w ogóle nie trenowałam podczas wyjazdu.
– Ponieważ…?
– Zapytaj Dowódcę. – Zerknęłam na zegarek. – Przebiorę się i zaczynamy.
– Luiza…
Zignorowałam Lukę i wymaszerowałam z biblioteki. Każdy ma granicę wytrzymałości, moja została przekroczona kilka godzin temu. Jeśli Młoda miała mnie uchronić przed całkowitą rozsypką, miałam zamiar pozwolić jej przejąć kontrolę.
Minęłam salę treningową, w której już zebrała się większość Wojowników. Brakowało jedynie Kresa i mężczyzn, którzy zostali w bibliotece. Najwidoczniej Adam już wyciągnął z Luki powód nagłej ewakuacji, bo jego furia towarzyszyła mi aż do mojego pokoju, ale to dopiero zamknięte drzwi łazienki ostatecznie oddzieliły mnie od emocji, które za chwilę miały wybuchnąć.
– Tłumacz się, Soldato. Może Trovato przemówi ci do rozumu.
Opłukałam twarz lodowatą wodą i oparłam się ciężko o umywalkę. Potrzebowałam energii, o którą musiałam poprosić kogoś innego niż Luka. Adam wiedział o demonicznej części Dot i to do niego miałam zamiar zgłosić się po pomoc. Liczyłam, że podejrzenia tego Wojownika były słuszne i brak uczuć między nami nie pchnie mnie do dalszych kroków, by usunąć ból.
Będę błagać cię o wybaczenie, kochanie.
Zamarłam na ułamek sekundy i właśnie to zawahanie zakończyło się mocnym chwytem za mój kark. Wywinęłam się oprawcy, jednak zanim zdążyłam zadać cios, rozległ się donośny trzask. Syknęłam, czując ognie trawiące mój kręgosłup, ale nawet to nie powstrzymało Wojownika przed zaciśnięciem palców na mojej szyi.
– Co to jest? – wycharczał Kres. – Co to, kurwa, jest?! – wrzasnął, ponownie uderzając mną o ścianę. – Mów, do cholery!
Dopiero po tych słowach odwróciłam wzrok od czerni pokrywającej całe oczy Marcela. Tak jak u Dawida podczas Przemiany, w spojrzeniu przyjaciela nie zauważyłam nawet cienia emocji, jednak czułam je każdym nerwem swojego ciała. Zerknęłam przelotnie na jego dłoń, w której trzymał kawałek szarego materiału.
– Prawdopodobnie fragment waszej poduszki – odpowiedziałam, gdy nieznacznie poluzował ścisk.
Pięść Kresa wbiła się w ścianę tuż przy mojej głowie, a gorący oddech owiał moją twarz.
– Świetnie – zaszydził. – Teraz powiedz mi, dlaczego jest zakrwawiona?!
– Prawdopodobnie z mojej winy.
– Bawi cię to? Uważasz, że to jest, kurwa, zabawne?!
– Nie…
Dłoń Kresa ponownie zacisnęła się na moim karku, jednak tym razem udało mi się skutecznie wydostać z sideł jego furii. Do czasu… Trzask odbezpieczanej broni poniósł się echem chyba po całym Ośrodku. Uniosłam dłonie, starając się uspokoić Wojownika.
– Nie wkurwiaj mnie – wyszeptał, ledwo panując nad drżeniem w głosie. – Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi o narkotyku?
– Nie miałam takiego zamiaru – wyznałam, patrząc mu w oczy. – Nikt nie powinien o tym wiedzieć.
– Pierdolona męczennica! Pójdziesz sama, czy mam cię zawlec do Marii?
– Marcel…
Drgnęłam, gdy kula przeleciała tuż obok mojej szyi i wbiła się w płytki za mną. Świadomość, że Kres specjalnie nie posłał we mnie ołowiu, wcale mi nie pomogła. Strach przed utratą kolejnej osoby rozpanoszył się w moim sercu.
– Proszę, porozmawiajmy…
– Za późno na to, Dot. O wiele za późno.
– Wytłumaczę…
– Mam dość, rozumiesz? Mam już, kurwa, dość, że ignorujesz poświęcenie mojego przyjaciela. Jeszcze dziś nad ranem mówiłaś, że go kochasz. Tak się mu odwdzięczasz?
– Co konkretnie masz na myśli?
– Jebie mnie to, z kim się puszczasz. Możesz pierdolić się z całym Ośrodkiem, to twoje sumienie, ale nie pozwolę ci popełnić samobójstwa.
Roześmiałam się ponuro na te słowa.
– Próbowałam, przyjacielu. – Marcel zakończył Przemianę, dzięki czemu dostrzegłam ból w jego oczach. – To nie jest takie proste.
– Nie szanujesz daru, który otrzymałaś od Dawida. – Kres opuścił broń. – Egoistka.
– Zejdź z niej, Kres – pomruk Luki, chociaż cichy, był bardzo dobrze słyszalny. – Nie masz pojęcia, co się stało.
– Nie mam – przyznał Marcel. – Najwidoczniej nie zasługuję na miano przyjaciela. Ubieraj się. Jedziemy do Marii. Natychmiast – rzucił, przyglądając mi się ze wściekłością.
Zarzuciłam na siebie bluzę, którą jeszcze niedawno cisnęłam na blat w łazience. Z niepokojem przyglądałam się Wojownikom, których wzburzenie sięgało zenitu. Nawet ja nie byłabym na tyle głupia, by stawać między nimi.
Donośny trzask rozpoczął bójkę. Głowa Luki odleciała w tył, a po chwili solidny kopniak pchnął go w głąb pokoju. Stanęłam w drzwiach, obserwując tłukących się mężczyzn. Błagałam w duchu, by nie chwycili za sztylety, nie chciałam krzywdy żadnego z nich.
Wiedziałam, że interwencja nie przyniesie żadnego skutku. Sekret, o którym dowiedział się Marcel, był tylko zapłonem naruszającym proch, jaki kumulował się w nim od miesięcy.
– Co tu się, kurwa, dzieje?!
Uniosłam dłoń, powstrzymując Sergia przed rzuceniem się między walczących. Tuż za nim pojawiła się reszta Wojowników, z Adamem na czele.
– Chyba wygrałem – wymruczał Trovato, uśmiechając się wrednie. – Jak myślisz, Irokez?
– Pierdol się – odpysknął Cortez. – Muszę sprawdzić, kto obstawiał ten zakres dat.
Zgromiłam ich wzrokiem, na co reszta parsknęła śmiechem.
– Świetnie, ta dwójka się leje, a oni urządzają sobie zakłady!
– Bardziej mnie interesuje, który z nich wygra.
Luka miał w sobie krew Demona, jednak to Kres przebijał go doświadczeniem. Wielokrotnie przyglądałam się treningom jego i Dawida, w których Marcel dotrzymywał kroku naszemu Dowódcy. W tym momencie napędzała go furia, tworząc z niego nieobliczalnego przeciwnika…
Na podłodze wylądowały książki. Muszę kupić nową półkę… Z wargi Kresa trysnęła krew. Luka oberwał w skroń, a od siły ciosu aż się zachwiał. Emocje Wojowników zamiast opadać, coraz bardziej rosły. Wściekłość, nienawiść, poczucie zdrady…
Co się z nami stało? Dawid nigdy by nie dopuścił do czegoś takiego.
– Dość – rozkazałam, na co każdy z obserwujących bójkę zamilkł. – Dość – powtórzyłam, jednak bezskutecznie. Wojownicy wpadli w trans, z którego droga powrotna była trudna. Sięgnęłam po przytroczoną do uda broń i wycelowałam w sufit. Nacisnęłam spust, a huk wystrzału skutecznie skupił uwagę wszystkich w pomieszczeniu. – Trzeci raz nie powtórzę.
Soldato szarpnął gwałtownie, wyrywając się z chwytu Kresa. Oboje dyszeli, potęgując obraz rozpaczy. O ile Luka powinien był szybko się uleczyć, tak dowody bójki miały trzymać się Marcela przez długi czas. Rozejrzałam się po zdezelowanym pokoju.
– Jeszcze dzisiaj zaczniecie remont – rozkazałam. – Tylko we dwóch, żadnej pomocy. Soldato, idziesz do Dagmary.
– Poradzę sobie – syknął wściekle Luka.
– To rozkaz, Soldato. Kres, zapraszam za mną. Reszta wypierdalać stąd, macie trening do zrobienia. Jeśli usłyszę o jeszcze jakimś zakładzie, to osobiście wybiję wam z głowy te dziecinne zabawy – ostrzegłam, przenosząc chłodne spojrzenie na Wojowników. – Do środka – mruknęłam, gestem wskazując łazienkę Marcelowi, a po chwili zatrzasnęłam za nami drzwi. – Naprawdę musiałeś?
Kres prychnął rozdrażniony i chwycił ręcznik. Stojąc do mnie tyłem, rozpoczął niespieszne oczyszczanie ran, raz po raz opłukując coraz bardziej zakrwawiony materiał.
– Pomogę ci…
– Pierdol się – odwarknął.
Rozerwana koszulka wisiała na nim, jakby przeszedł starcie z rozjuszonym Wilkołakiem, a nie przepełnionym furią Wojownikiem. Westchnęłam i podeszłam do niego, by ostrożnie pozbyć się poszarpanego odzienia.
– Spierdalaj. – Odtrącił moje dłonie. – Idź się zająć swoim kochasiem.
– Mam prawo być szczęśliwa – wyszeptałam.
– I jak ci idzie? – zapytał zjadliwie. – Dzisiejszej nocy szczególnie było to widać.
– Najwyżej dostanę w mordę.
– Zasłużyłaś – parsknął ojciec. – Masz szczęście, że mnie przy tobie nie ma.
Dotarło do mnie, że Wiktor dowiedział się o „Mrocznej śmierci” – narkotyku, który dosypano mi podczas akcji w kasynie. To nie był czas, by się tym przejmować. Wtuliłam się w plecy Marcela, ręce ciasno oplatając wokół jego talii. Wojownik spiął się, ale po chwili westchnął zrezygnowany i zamknął moje dłonie w delikatnym uścisku.
– Masz pojęcie, co dzieje się z ofiarami tego narkotyku?
– Nie – przyznałam. – Podczas pobytu u Ines… Musiałam się pozbierać. Nie przeczytałam żadnego raportu.
– Soldato wiedział? – Skinęłam głową, czując wzbierający w Marcelu żal. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– A znasz na to lekarstwo?
– Znajdziemy je…
– Obawiam się, że ono nie istnieje – przerwałam mu. – „Śmierć” silnie uzależnia, ale utrzymuje przy życiu, dopóki jest dostarczana do organizmu. Demon w kasynie mi to powiedział. A ja nigdy jej już nie wzięłam i nie wezmę.
– Wiem o tym. Zbiera żniwa. – Wojownik oparł się o umywalkę i westchnął z bólem. – Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie…
– Kupię nam czas. Muszę się jedynie regularnie pożywiać.
– Soldato…
– Nie – przerwałam mu ostro. – Luka podjął decyzję, nie będę z nią walczyć. Nie zaufałam Dawidowi i przyniosło to tragedię, nie dopuszczę do tego ponownie.
– Myślisz, że Soldato miał ku temu powód?
– Nie wiem – przyznałam. – Czas pokaże. Opatrzę cię i pojedziemy do Marii, dobrze? – Kres skinął głową i odwrócił się twarzą do mnie. Sięgnęłam po apteczkę, uśmiechając się z dumą. – Spuściłeś mu ładny łomot.
– Głównie za twoje łzy – powiedział, wzruszając nonszalancko ramionami.
Starałam się zachować powagę, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
– Dziękuję.Rozdział 4
Dawid
– Naprawdę musi wisieć na tych łańcuchach?
– To najstabilniejszy punkt całego zamku, a na żeliwo oraz kajdany rzucono czar. Istnieje niewielka szansa, że utrzymają Aleksa.
– A Dawida?
– Jeszcze mniejsza.
Skupiłem się na emocjach Wiedźmy i Demona, koczowali przy mnie na zmianę. Odczytywanie ludzi od zawsze przychodziło mi z łatwością, dzięki studiom zrozumiałem ich naturę, co ulepszyło tę umiejętność. Obserwacja, utrwalanie w pamięci zachowań i schematów, wyciąganie wniosków – wszystko to sprawiało, że w większości przypadków potrafiłem przewidzieć zagrożenie i odpowiednio na nie zareagować. Ulepszone Przemianą zmysły również wpływały na bezpieczeństwo moje oraz innych osób, jednak one przydawały się dopiero podczas walki. Czytanie ludzi skutecznie niwelowało zagrożenie, zanim się pojawiło.
Prócz nocy, w której Olka mnie postrzeliła.
Coraz mniej było we mnie Wojownika, którego miejsce zajmował Demon. Pogodziłem się z tym, to był niewielki koszt za powrót do Luizy. Za osłoną opadniętych powiek koncentrowałem się na emocjach otaczających mnie osób, by bez uczestniczenia w rozmowach z nimi móc zrozumieć ich obawy. Ines była rozjuszona, chociaż głos miała spokojny. Tak samo Maks, jednak w nim wyczuwałem fascynację względem Wiedźmy.
– Dawid nie odzywa się od kilku dni – mruknęła Ines. – Cały czas jest nieprzytomny…
– Ciekawe, kto za tym stoi? – zapytał ze śmiechem Maks.
– Wiem, ja! Luiza była w silnych emocjach, a mówiliście, że już raz ich połączenie prawie ją zabiło…
– Ines, opanuj się. Dawid nawet w tym momencie jest z nami – odparł Maks. – Jest spokojny, nie ingeruj. – Przez ciało Demona przepłynęła rozkosz, najpewniej złapał chociaż nikły kontakt z kobietą. – Nie robi tego bez powodu, musi mieć w tym jakiś cel.
– Ale jaki? Co, jeśli…
O ile odczytywanie ich emocji nie sprawiało mi trudności, tak kontrolowanie własnych było poza moim zasięgiem. Brat Luizy skutecznie je odczytywał, dlatego wiedział, że się ocknąłem. Mimo to trwałem w zawieszeniu, z całych sił skupiając się na otoczeniu wokół mnie. Skurwiel, którego uśpiła Ines, już dawno rozprostował swoje macki i tylko czekał, aż będzie mógł się do czegoś przyssać. Nie słyszał tego, co się wokół mnie działo, zapewne czuł jedynie krążące emocje, które nic mu nie mówiły. Od jakiegoś czasu nawet moje przemyślenia były mu niedostępne, chociaż nadal miał wgląd w każdą retrospekcję.
Spodziewałem się, że wkrótce zaatakuje. Utrzymanie się na powierzchni świadomości i niedopuszczenie łajzy do moich myśli odbierało mi energię, podczas gdy on rósł w siłę.
– Wiedziałaś? – Warkot Wiktora przerwał rozmowę kochanków. – Odpowiadaj!
– Moja wiedza jest wszechstronna i bardzo głęboka. Musisz doprecyzować…
– O tym, że Luiza umiera!
Zablokowałem wściekłość wymieszaną z poczuciem winy i beznadziei. Robiłem to dla niej, bo tylko ja mogłem jej pomóc. Krótka wymiana zdań wywołała we mnie furię, nad którą ledwo zapanowałem – dla niej. Luiza wyczuwała mnie, chociaż nie wiedziała, że żyję.
Nie mogła się o tym dowiedzieć. Zaryzykowałaby swoje życie, by się tutaj dostać. Wiktor nie kłamał, mówiąc o konflikcie w tym Wymiarze. Poza murami tego zamku aż kipiało od brutalności, jednak geneza wojny nie była mi znana. Luiza musiała być bezpieczna…
Chociaż umierała. Nie mogłem nic dla niej zrobić…
– Umiera dzień w dzień, odkąd z jej życia zniknął Dawid.
– Nie wkurwiaj mnie – wysyczał Wiktor. – Narkotyk.
– Luiza przyjęła „Śmierć”?! – wybuchnął Maks.
– Nie przyjęła, tylko jej go dosypano – sprostowała Ines.
– Znasz jakiś sposób, żeby jej pomóc?
– Energia wzmocni jej organizm, ale nie oczyści go z toksyny. Zakładam, chociaż nie mogę mieć pewności, że silna krew Demona to zrobi.
– Amat jest na miejscu… – zaczął Maks, ale Wiedźma od razu mu przerwała:
– Słabnie z każdym dniem w tamtym Wymiarze, niedługo sam będzie musiał się posilić. Ile ty wytrzymałeś?
– Tydzień.
– Amat jest tam już od kilku dni. Poza tym Luiza nie chce przeżyć, już wam to mówiłam. Ona dąży do destrukcji, nawet jeśli wszystkim wokół wmawia coś innego, bo sądzi, że dołączy wtedy do Dawida. Energia to jedno, ale chęć walki to drugie. Luiza musi zaufać, by przyjąć ten dar, bez światła nadziei nie podejmie walki.
– Przejdę tam…
– Nie – wtrąciła Ines. – Nigdzie nie pójdziesz, Maks. – Wyczułem na sobie smutne spojrzenie Wiedźmy. – Niech to będzie motywacja, by Dawid szybciej pokonał tego skurwiela.
– Ona umrze!
– Nie, dopóki nie uratuje anioła, którego widzi w snach. – Wiedźma roześmiała się zimno. – Nie oszukasz przeznaczenia, Wiktorze. Oni zawsze się odnajdą, nawet w samym centrum piekła.
Piekła, w którym już się znaleźliśmy…