Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Światło we wszystkim - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 czerwca 2025
E-book: EPUB, MOBI
31,99 zł
Audiobook
31,99 zł
31,99
3199 pkt
punktów Virtualo

Światło we wszystkim - ebook

Świetnie napisana, bardzo aktualna powieść dla młodzieży o jednym z najbardziej palących problemów współczesnych społeczeństw – rozwodzie i odnalezieniu się w tej sytuacji młodych ludzi.

Dwójka głównych bohaterów książki Zofia i Tom jest skrajnie różna. Podczas gdy dziewczyna jest niezwykle żywiołowa, porywcza, targają nią emocje, Tom to spokojny, bardzo powściągliwy chłopiec, który po cichu próbuje sobie poradzić z nieprzerobionymi traumami.

Los sprawia, że oboje muszą ze sobą zamieszkać – ich rodzice zakochali się w sobie i spodziewają się dziecka. Ani Tom, ani Zofia nie są zadowoleni z powodu tej sytuacji. Oboje woleliby, żeby to dziecko nigdy się nie urodziło. Wtedy mama Toma zaczyna chorować. Czy możliwe, że to straszne życzenie może się spełnić?

 

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8387-974-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZOSIA

Urodziłam się podczas burzy. Niebo przecinały błyskawice, oceanem wstrząsały grzmoty. Deszcz siekał klify i cały świat jakby odwrócił się do góry nogami, bo z nieba spadała tafla wody. Żywioły szalały i ja też. Położna mówiła, że jeszcze nigdy nie widziała tak wściekłego noworodka. Na wszystkich zdjęciach jestem kłębkiem złości: mam czerwoną twarz, zaciśnięte piąstki, otwarte w krzyku usta w kształcie litery O. Czasem wydaje mi się, że tamta burza jakoś się we mnie wdarła. Tak samo mówi tata, gdy jestem głośna, niesforna, wrzaskliwa i nieokiełznana. Czyli, jak twierdzi, przeważnie. Ale ja czuję w sobie iskrę i dudnienie, jakby burza dopiero się budziła i przeciągała. Czasem znów zapada potem w drzemkę, a czasem nie. Wtedy tata mówi o turbulencjach.

Stanowimy z tatą zgraną parę. Dobraliśmy się jak w korcu maku. Jesteśmy jak dwie krople wody. Lub dwie świnki morskie w jednej klatce. Gdzieś czytałam, że nie powinno się ich hodować pojedynczo, bo mogą umrzeć z osamotnienia. W Szwajcarii to ponoć nielegalne. Trudno mi sobie wyobrazić, jak można iść do więzienia na wiele dni i nocy z tego tylko powodu, że się miało jedną świnkę morską, ale tak to chyba działa. Tak czy siak, chociaż świnkom morskim zdarza się umrzeć z osamotnienia, to jeśli wprowadzisz do klatki nową, ta pierwsza może ją zaatakować i odgryźć jej głowę czy coś¹. Już wolę psa i kota.

Oboje z tatą lubimy te same rzeczy. To znaczy on nie lubi bardzo głośnej muzyki, nosić złotych martensów ani zjadać dwadzieścia oreo z rzędu, ale tak jak ja uwielbia ocean, wygłupy, oglądanie beznadziejnych programów w telewizji, ostre jedzenie i powieści graficzne. Zresztą może nawet lubi oreo, tylko jeszcze nigdy nie zdążył się o tym przekonać.

Tata i ja mieszkamy w kamiennym domu o pochyłych ścianach i jaskrawożółtych drzwiach, a w naszym ogródku rosną chyba wszystkie kwiaty polne, jakie istnieją na tej planecie. Jeśli wyjrzysz przez okno, staniesz w ogródku czy po prostu podniesiesz wzrok, to nie tylko zobaczysz ocean, ale też go usłyszysz i poczujesz jego zapach, a czasem nawet smak.

Nasz dom wygląda jak ilustracja z książki z bajkami. Przy drzwiach rosną róże, z których kiedyś, jak byłam mała, robiłam magiczne mikstury z moją najlepszą przyjaciółką Domi. Jest też kręta ścieżka prowadząca do tych żółtych drzwi. To taki domek z książeczki obrazkowej, gdzie są mama, tata i ich córeczka, no i może jeszcze pies, który przynosi kapcie, i w ogóle cudownie sobie żyją. No i tak to mniej więcej wygląda, chociaż nasz pies prędzej by zeżarł kapcie, niż je komuś przyniósł, a mama umarła zaraz po moich narodzinach. Ale poza tym jest dokładnie tak samo.

Najchętniej nic bym w naszym życiu nie zmieniała.TOMMY

Ciemności wokół mnie przenika światło. Tak sobie mówię. Za zasłonami żarzy się pomarańczowa latarnia, na wykładzinę pod drzwiami mojego pokoju sączy się żółta poświata, a na ścianie naprzeciwko mruga niespiesznie czerwona dioda ładowarki.

Lecz przestrzeń dookoła mnie wypełnia się sadzą i atramentem, skradają się w niej powyginane cienie, które sięgają i chwytają. Pełzną, przeobrażając się w nowe kształty, ich zamazane krawędzie się rozciągają. Podkurczam palce, łapię wielkie hausty brudnego nocnego powietrza. Próbuję opanować przyspieszony oddech i odepchnąć od siebie ciemność. Być swoim własnym światłem. Serce wyrywa mi się z piersi. Liczę kształty, które potrafię dostrzec.

Jeden. Dwa. Trzy.

Te cienie, które wpełzają na ściany i się na nich kłębią, to przecież tylko kształty. Zwykły zbiór linii i kątów połączonych ciemnością. Kształty nic ci nie zrobią. To nic takiego. Nie wyrządzą ci krzywdy.

Cztery. Pięć.

Ale to, co się w nich kryje, to inna sprawa.

Sześć.

Serce mi płonie.

Wyciągam rękę w tę czarną nicość trzepoczącą jak nietoperz wokół mojej twarzy i naciskam pstryczek awaryjny obok łóżka.

Światło.

Płynie, rozlewa się, zatapia pokój. Pochłania całą ciemność, a ona kurczy się i wycofuje do maleńkich skrawków majaczących w kątach. Światło rozszczepia się w szklanych kryształkach stojących na moim biurku i na ścianach tańczą tęcze. Przestaję liczyć sekundy i zamiast tego liczę kolory. Wymieniam je jak imiona przyjaciół. Szybko wymawiam kolejne sylaby.

Czerwień-żółć-zieleń-błękit-fiolet.

Czerwień-i-żółć-i-zieleń-i-błękit-i-fiolet.

Czerwony, żółty, zielony, błękitny, fioletowy.

Moje serce nieco zwalnia i przestaje przypominać tępe wycie między żebrami.

Naciskam budzik na szafce nocnej, a on się podświetla. Podobnie jak płyn w mojej lampce lawowej. Mam w pokoju sześć różnych źródeł światła.

Zdołałem wytrzymać bez niego minutę i trzynaście sekund.

Wyciągam kwadratową kartkę i zaczynam składać. Moje palce dobrze wiedzą, gdzie robić zgięcia, nie muszę nawet się zastanawiać nad tworzonymi kształtami. Bicie mojego serca dostosowuje się do powolnych starannych etapów składania, a gdy kończę papierową gwiazdkę, jego rytm się stabilizuje.

Podciągam kołdrę pod brodę i odwracam się twarzą do lampki lawowej. Kiedy zamykam oczy, nie zapada ciemność. Za powiekami tańczą mi świetlne smugi, jak fajerwerki.

Rano przed lekcjami słońce już wisi na niebie, a ciemność czai się jedynie w kątach.------------------------------------------------------------------------

¹ Rzeczywiście według szwajcarskiego prawa niektóre zwierzęta – w tym kawie domowe, potocznie zwane świnkami morskimi – nie powinny być hodowane w pojedynkę, gdyż jako zwierzęta odczuwające silną potrzebę więzi z przedstawicielami swojego gatunku cierpią wówczas z powodu samotności. Karą za niestosowanie się do tego przepisu nie jest oczywiście więzienie, lecz grzywna. Kawie domowe bywają agresywne, gdy bronią swojego terytorium przed obcymi osobnikami, ale na szczęście istnieją też sposoby, aby oswoić je z nowymi towarzyszami. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij