Światło życia - ebook
Światło życia - ebook
Kontynuacja światowego bestsellera medycyny niekonwencjonalnej - Dłonie pełne światła - najważniejszego podręcznika bioenergoterapii.
Barbara Ann Brennan, światowej sławy uzdrowicielka duchowa, w bestsellerze Dłonie pełne światła, sprzedanym w ponad 1 000 000 egzemplarzy w 26 językach, pokazała, jak leczyć siebie i innych przy pomocy bioenergoterapii.
Światło życia to podsumowanie jej dalszych przełomowych badań nad ludzkim polem energetycznym (aurą). Barbara Ann Brennan przedstawia tu nowy pogląd na zdrowie i chorobę. Dowodzi, że dar uzdrawiania - światło życia - ma każdy z nas.
Barbara Ann Brennan pokazuje praktyczne sposoby wykorzystania pola energetycznego człowieka, by osiągnąć pełnię zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego:
• Jak można maksymalnie wykorzystać swoją siłę uzdrawiającą.
• Na czym polega leczenie przez nakładanie dłoni.
• Czym jest doświadczenie holograficzne.
• Jakie są metody działania uzdrowiciela.
• Czym jest siedem etapów uzdrawiania.
• Jak tworzyć własny plan uzdrawiania.
• Jakie są medytacje i wizualizacje uzdrawiające.
• Jaki jest wpływ relacji międzyludzkich na zdrowie.
• Jak tworzyć zdrowych związków z innymi ludźmi
• Jakie są trzy typy interakcji aurycznych.
• Jak przebiega sesja uzdrawiająca.
Książkę wzbogaca unikatowy materiał ilustracyjny.
BARBARA ANN BRENNAN – amerykańska bioenergoterapeutka, uzdrowicielka duchowa, autorka bestsellerów medycyny alternatywnej (Dłonie pełne światła i Światło życia). Pionierka i innowatorka badania pola ludzkiej energii. Posiada doktoraty z filozofii, teologii i fizyki. Przez wiele lat pracowała jako fizyczka w NASA. Od 1982 roku prowadzi badania ludzkiego pola energetycznego. Założyła szkołę Barbara Brennan School of Healing. W 2003 roku otworzyła oddział szkoły w Europie, a w 2007 – w Tokio. W 2011 roku znalazła się na liście Watkins Review „100 najbardziej wpływowych osób na świecie w dziedzinie duchowości”.
Kategoria: | Medycyna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-241-8210-7 |
Rozmiar pliku: | 28 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NOWY PARADYGMAT:
UZDRAWIANIE I PROCES TWÓRCZY
Od czasu opublikowania Dłoni pełnych światła, mojej pierwszej książki, kontynuowałam badania nad związkiem między naszymi energiami życiowymi a zdrowiem, chorobą i uzdrawianiem. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego chorujemy. Czy „chorowanie” jest częścią ludzkiego losu – ma głębszy sens i określone znaczenie? Jak to się dzieje, że „normalne” życie we współczesnym świecie prowadzi do choroby? Jaki jest wpływ codziennych decyzji i wyborów na stan naszego zdrowia? Jaką rolę odgrywa świadomość? Zastanawiałam się, czy i w jaki sposób chorobę można powiązać z potrzebą twórczą i procesem ewolucyjnym.
Porzuciłam praktykę terapeutyczną, by poświęcić więcej czasu mojej Szkole Uzdrawiania, i zajęłam się badaniem zjawisk energetycznych na poziomie indywidualnym i grupowym. Wkrótce doszłam do interesujących wniosków. Na początku roku moi przewodnicy przesłali mi komunikat, z którego wynikało, że będę wykładała na temat procesu twórczego. Kiedy wreszcie zdołałam przełożyć, zredagować i połączyć w całość treść kilku wykładów, odkryłam zupełnie nowy związek pomiędzy ewolucyjnym planem na Ziemi, naszym zadaniem życiowym, kreatywnością, zdrowiem i życiem a tym, co mój przewodnik Heyoan nazywa rozwijającym się momentem.
By zrozumieć nowy materiał, należy zbudować nowy paradygmat. Słownik Webstera definiuje paradygmat jako „wzorzec, przykład lub model”. Jest to sposób, w jaki postrzegamy świat. Paradygmat tworzy zestaw powszechnie przyjętych założeń, które wyjaśniają świat i pomagają przewidzieć skutki naszych zachowań. Założenia te uważamy za coś oczywistego. Przyjmujemy, że stanowią podstawową rzeczywistość i więcej o nich nie myślimy. Czy ryba zauważa wodę?
„Nasz obraz świata opiera się na zestawie założeń, które uważamy za całkowicie naturalne i których praktycznie nie analizujemy i nie podajemy w wątpliwość…” – pisze Werner Erhard, twórca Warsztatów Forum. „Założenia te bierzemy za coś dane z góry. Do tego stopnia są one częścią nas samych, że nie umiemy się wobec nich zdystansować. Nie wymyślamy tych założeń – my nimi myślimy”.
Paradygmaty medyczne determinują sposób, w jaki myślimy o naszych ciałach. Przez setki lat zachodnia medycyna uważała złe duchy, wapory, zarazki i wirusy za przyczynę choroby i ustalała odpowiednie wobec nich środki zaradcze. Wraz z postępem w medycynie i rozwojem naszej świadomości w kwestii relacji: umysł–ciało paradygmaty medyczne zaczynają się zmieniać. Nowe paradygmaty rodzą zaś nowe możliwości.
W przeszłości wiedziano o związku pola aurycznego ze zdrowiem i uzdrawianiem, była to jednak wiedza dość „ezoteryczna”. Stanowiła mieszaninę prawdziwych obserwacji, domysłów i zwykłych bajek.
Teraz, gdy coraz dokładniej badamy energię życiową w naszych laboratoriach i klinikach, idea związku między ludzkim polem energii a zdrowiem staje się coraz bliższa zachodniemu paradygmatowi medycznemu.
W tej książce przedstawiam nowy pogląd na zdrowie, uzdrawianie i chorobę. Część I zawiera model naukowy, oparty na energetycznej i holograficznej teorii leczenia przez nakładanie dłoni.
W części II opisuję metody działania uzdrowiciela, podstawowy schemat sesji uzdrawiającej oraz możliwości współpracy uzdrowiciela z konwencjonalnym lekarzem. Przedstawiam również koncepcję wewnętrznego systemu równoważącego, automatycznego – przeważnie nieuświadomionego – mechanizmu, który – jeśli będziemy mu posłuszni, pomoże nam pozostać w szczytowej formie. Jednocześnie pokazuję, jak – jeśli nie współdziałamy z tym systemem – sami tworzymy chorobę w naszym ciele i życiu.
W części III opisuję etapy procesu uzdrawiania z perspektywy pacjenta. Omawiam sposoby maksymalnego wykorzystania siły uzdrawiającej poprzez tworzenie osobistego planu uzdrawiania we współpracy z uzdrowicielem i lekarzem. Przypadki kliniczne przybliżają istotę leczenia bioenergetycznego.
Część IV zawiera szczegółowe wskazówki terapeutyczne i bardzo użyteczne opisy medytacji i wizualizacji uzdrawiających.
W części V odpowiadam na pytanie, w jaki sposób twoje relacje z innymi ludźmi wpływają na zdrowie i samopoczucie. Podaję praktyczne sposoby tworzenia zdrowych związków oraz rodzaje interakcji aurycznych, jakie w związkach występują. Omawiam również metody odtwarzania zdrowych wymian i połączeń aurycznych.
Część VI traktuje o głębszych rzeczywistościach duchowych i wyższych wymiarach energii kreatywnych; pokazuje związek zdrowia, choroby i uzdrawiania z procesem twórczym.
Dodatek zawiera opis przebiegu sesji uzdrawiającej.CZĘŚĆ I
UZDRAWIANIE W NASZYCH CZASACH
Nowa idea jest najpierw wyśmiewana,
potem odrzucana jako trywialna,
aż wreszcie staje się powszechnie akceptowaną wiedzą.
William James
Rozdział 1
Dar uzdrawiania
Dar uzdrawiania ma każdy z nas. Nie jest on dany tylko nielicznym. Jest tak samo twoim, jak i moim przyrodzonym prawem. Każdy może przyjmować uzdrawiające energie, podobnie każdy może nauczyć się uzdrawiać. Każdy może przekazywać uzdrawiające energie sobie i innym.
Choć możesz tego nie wiedzieć, ty również pracujesz z energiami. Co robisz, kiedy się uderzysz? Zazwyczaj dotykasz bolącego miejsca albo nawet je masujesz, by zmniejszyć ból. Dzięki temu fizycznemu instynktowi przesyłasz uzdrawiającą energię do ośrodka bólu. Jeśli się rozluźnisz i przytrzymasz dłonie dłużej, niż robisz to zwykle, uzdrawianie przeniknie głębiej. Każda matka głaszcze, kołysze, całuje i pieści swoje dziecko, kiedy coś je boli. Zachowuje się tak również wobec wszystkich innych ludzi, których kocha. Jeśli zanalizujesz te proste reakcje, odkryjesz, że kiedy dotykasz kogoś bardzo ci bliskiego, uzdrawiający efekt będzie silniejszy niż w przypadku osoby zupełnie obcej. Twój dotyk zawiera bowiem specjalną esencję – esencję miłości. Widzisz więc, że przez cały czas miałeś do czynienia z uzdrawianiem, ale nie byłeś tego świadomy.
Twój dotyk będzie lepiej odbierany przez innych, kiedy będziesz radosny, szczęśliwy, naenergetyzowany albo ogólnie zadowolony. Energia złego nastroju różni się od energii dobrego. Twój stan emocjonalny wyrażany jest w każdej chwili poprzez twoją energię. Kiedy nauczysz się regulować nastroje, a zatem naturę twojej energii i jej przepływ, będziesz mógł używać energii do uzdrawiania. To właśnie robią uzdrowiciele. Uczą się postrzegać i regulować swoją energię, by móc wykorzystać ją do uzdrawiania.
Te codzienne osobiste doświadczenia, które niewątpliwie towarzyszyły nam już w czasach, gdy zamieszkiwaliśmy w jaskiniach, stały się podstawą leczenia przez nakładanie dłoni. Są równie stare jak nasz gatunek. Starożytni doceniali uzdrawiającą siłę dłoni. Każda kultura badała i wykorzystywała tę siłę w ramach własnej wiedzy i tradycji. John White w książce _Nauka przyszłości_ podaje 97 nazw pola aurycznego, każdą wywiedzioną z innej kultury. Koncepcja energii życiowej była znana w Chinach i Indiach już 5000 lat temu.
Otaczającą nas i przenikającą wszystko energię życiową nazywam powszechnym polem energii albo PPE. Energię życiową związaną z osobą nazywam polem energetycznym człowieka, PECz, czyli LPE. Jest ona powszechnie określana jako ludzka aura.
Postrzeganie i regulowanie PECz
Wielu ludzi umie postrzegać pole energetyczne człowieka, a każdy może się tego nauczyć. Właściwie to wszyscy je postrzegamy – być może nieświadomie, być może lekceważąc je lub nie rozpoznając. Dzieje się tak, kiedy nie patrząc, „czujemy” na sobie czyjś wzrok; kiedy nowo poznana osoba wzbudza w nas niewytłumaczalną sympatię lub antypatię; kiedy mamy niejasne wrażenie, że coś się wydarzy i tak właśnie się dzieje. Wyczuwamy pole energetyczne człowieka za pomocą tego, co nazywam postrzeganiem ponadzmysłowym (PP). Wykracza ono poza normalne ramy zdolności postrzegania. Często określa się je mianem „szóstego zmysłu”. Inne nazwy tej umiejętności to jasnowidzenie, „jasnosłyszenie” i „jasnoczucie”, czyli odpowiednio – widzenie, słyszenie i czucie rzeczy, których inni nie mogą zobaczyć, usłyszeć i wyczuć.
Od wielu lat analizuję, rozwijam i wykorzystuję postrzeganie ponadzmysłowe. Opracowałam szczegółowe metody rozróżniania poszczególnych jego typów. PP obejmuje pięć naszych zmysłów – wzrok, słuch, dotyk, smak i węch – oraz zmysły dodatkowe. Jeden z tych zmysłów – intuicja – to rodzaj nieokreślonego przeczucia, na przykład, że wydarzy się coś dobrego, choć nie umiemy powiedzieć, co miałoby to być. Inny przykład intuicji to przeświadczenie, że ktoś zadzwoni – możemy nawet wiedzieć, kto to będzie, ale nie wiemy, czego będzie dotyczyła rozmowa.
Innym zmysłem dodatkowym jest to, co nazywam wiedzą bezpośrednią. Dzięki niej w bezpośredni sposób uzyskujemy pełne i szczegółowe informacje. Wiemy, na przykład, że ktoś zadzwoni, wiemy, kiedy to zrobi i co powie. Albo kiedy ktoś zada nam pytanie w kwestii, o której teoretycznie nie mamy żadnego pojęcia, nagle okazuje się, że znamy zarówno ogólne tło, jak i szczegółową treść odpowiedzi. Korzystając z wiedzy bezpośredniej, zazwyczaj nie wiemy, skąd pochodzi dana informacja. Po prostu ją uzyskujemy.
Innym wyższym zmysłem jest umiejętność wyczuwania emocji innych ludzi. Wiemy, co czujemy nawzajem, choć nie komunikujemy tego słowami. Odbieramy po prostu energię uczuć drugiej osoby.
Zdecydowanie różnicuję wyczuwanie emocji od wyczuwania miłości. To drugie wymaga połączenia na dużo głębszym poziomie. Jest to zatem oddzielna kategoria.
Oprócz naszych pięciu podstawowych zmysłów posiadamy zatem intuicję, wiedzę bezpośrednią, zmysł emocji i zmysł miłości. Kiedy wszystkie te zmysły sprawnie funkcjonują, możemy stać się w pełni świadomi naszej obecności tu i teraz.
Nasze zmysły służą świadomości, świadomość lokuje nas w teraźniejszości. Bycie w teraźniejszości to doświadczenie, jakie wielu ludzi przeżywa dzięki medytacji. Ten stan bycia jest sposobem na wyjście z ograniczeń nakładanych na nas przez czas i przestrzeń. Medytacja uspokaja i oczyszcza umysł, przygotowując go do wyższej wrażliwości.
Postrzeganie ponadzmysłowe opiera się na bardzo subtelnych informacjach, które nasz umysł zwykle odrzuca jako nieistotne. Analogią może tu być słuchanie muzyki. Kiedy muzyka jest głośna, trudno jest usłyszeć delikatniejsze dźwięki. Kiedy brzmi ciszej – ukryte dotąd nuty i subtelniejsze niuanse nabiorą znaczenia. Usłyszysz rytmy wewnątrz rytmów. To samo odnosi się do postrzegania ponadzmysłowego i pola energetycznego człowieka. Możesz nauczyć się wyciszać wewnętrzny hałas w swojej głowie i zwracać uwagę na delikatniejsze rytmy i subtelniejsze niuanse życia. Dzięki praktyce odkryjesz wkrótce, że te niuanse są w istocie podstawą twojego bezpośredniego doświadczania samego życia. Powiązane są z potężną energią życiową, dzięki której po prostu żyjemy.
Połóż dłoń na kolanie swojego dziecka, gdy się w nie uderzy. Doznaj głębokiego uczucia miłości. Twoja dłoń się rozgrzeje. Dlaczego? Ponieważ wypływa z niej uzdrawiająca energia twojego pola, która pomaga uśmierzyć ból w kolanie. Energię tę odczujesz jako ciepło, pulsowanie lub mrowienie. Ten rodzaj doznań nazywam zmysłem kinestetycznym. Postrzegasz pole energetyczne człowieka kinestetycznie, czyli poprzez dotyk.
Skoro wiesz już, jak postrzegać pole, możesz nauczyć się wpływać na nie i wykorzystywać do swoich potrzeb. Spróbuj zmienić przepływ energii w twoim ciele, kierując się poniższymi wskazówkami. Zrób to, kiedy poczujesz się zmęczony albo spięty.
Połóż się i wyobraź sobie przyjazne, jasne słońce w rejonie splotu słonecznego (kilka centymetrów nad pępkiem, w głębi ciała). Wkrótce poczujesz się lepiej i doznasz wrażenia ciepła w brzuchu. Rozluźniasz się, a twój oddech się uspokaja. Jeśli pragniesz, by ten stan dotarł również do twojego ducha, przypomnij sobie cudowne doświadczenie religijne lub duchowe, jakiego doznałeś w dzieciństwie. Przypomnij sobie tę wspaniałą, szczególną chwilę, w której wiedziałeś, że Bóg (jakkolwiek Go sobie wyobrażasz) istnieje i że życie jest najbardziej naturalnym i świętym doświadczeniem – tak naturalnym, że należy je przyjmować bezrefleksyjnie. Później nie zastanawiałeś się już nad Bogiem. Wróć teraz do tego doświadczenia i pozostań w objęciach Stwórcy. Robiąc to, zmienisz przepływ energii w swoim ciele. Teraz przepływa przez ciebie silny strumień uzdrawiający. Poczuj teraz swoją energię. Czy to przyjemne doznanie?
Uzdrawiające rozluźnienie, jakie odczuwasz, równoważy twoje pole energetyczne, a także spowalnia fale mózgowe. Fale te można zmierzyć za pomocą elektroencefalografii, czyli EEG. Badanie pokaże zapewne, że twój mózg wibruje w rytmie alfa, czyli z częstotliwością 8 herców albo cykli na sekundę, co równa się stanowi uzdrawiania. Wykrywacz pola magnetycznego wykazałby, że twoje pole energetyczne wibruje z częstotliwością od 7,8 do 8 herców na sekundę. Jest to bardzo naturalny dla każdego stan energetyczny.
Będąc dzieckiem, wchodziłeś zapewne bardzo spontanicznie w każdą sytuację, z jaką miałeś do czynienia. Wciąż to robisz, w tych cudownych chwilach twórczej beztroski, wtedy gdy poddajesz się łagodnie życiowej energii wypływającej z twojego wewnętrznego źródła. Kolory są wtedy jaśniejsze, smaki przyjemniejsze, powietrze bardziej pachnące, a dźwięki wokół tworzą symfonię. Nie jesteś wyjątkiem; wszyscy przeżywają takie doświadczenia.
Być może najlepsze pomysły masz wtedy, kiedy nie myślisz o rozwiązaniu konkretnego problemu. Spacerujesz po lesie albo oglądasz wspaniały zachód słońca i nagle doznajesz olśnienia. Wypłynęło to z głębi ciebie. Albo patrzysz w oczy niemowlęcia i widzisz w nich zadziwienie istnieniem. Ogarnia cię wówczas takie samo zadziwienie nad cudem życia. I w tym przypadku emocje te mają swoje źródło głęboko w tobie. Wytryskują z wewnętrznej fontanny, którą nazywam centralnym rdzeniem twojej istoty. To z tego głębokiego źródła wypływa twoje światło. To twoja wewnętrzna iskra świętości.
Czerpanie twórczych energii uzdrawiających
Każdy może się nauczyć czerpać z tego głębokiego źródła w swoim wnętrzu. Świadome uwalnianie kreatywnych energii wymaga praktyki. Chodzi tu bardziej o proces usuwania wewnętrznych przeszkód (bloków) niż o samo pobieranie energii. Gdy bloki znikną, kreatywność wytryśnie z głębin jak wody studni artezyjskiej. Każdy artysta przeżył niemoc twórczą. Kiedy wewnętrzne przeszkody zostaną usunięte, pomysły zaczynają płynąć szerokim strumieniem. To samo przydarza się naukowcom próbującym rozwiązać jakiś problem. W umyśle tkwią wszystkie konieczne informacje, tyle że brakuje odpowiedzi. Po paru godzinach drzemki wypełnionej snami, gdy aktywna jest prawa półkula mózgu, odpowiedź pojawia się sama. Twórcza siła została uwolniona dzięki wewnętrznemu procesowi rozluźnienia, usunięciu bloku i umożliwieniu przepływu energii.
Kreatywna siła jest również uwalniana w momentach kryzysu. To wtedy dokonujemy czynów heroicznych. Każdy słyszał o wielkich rzeczach, do jakich jesteśmy zdolni w sytuacji ekstremalnej. O człowieku, który po wypadku unosi samochód, żeby wyciągnąć spod niego ukochaną, lub o matce, która gnana przeczuciem wraca do domu akurat w chwili, gdy jej dzieci znajdują się w niebezpieczeństwie.
Uwolnienie twórczej energii pozwala nam osiągnąć mistrzostwo we wszystkim, czym się właśnie zajmujemy. Proces uzdrawiania polega na uwolnieniu siły twórczej w celu uzyskania panowania nad własnym zdrowiem i samopoczuciem. W gruncie rzeczy, jak zobaczymy w dalszej części książki, choroba jest w dużym stopniu rezultatem zablokowania naturalnego przepływu twórczych energii.
Dlaczego blokujemy naszą energię twórczą
Kiedy w życiu spotyka nas jakieś bolesne doświadczenie, staramy się stłumić ból. Robimy tak od najwcześniejszego dzieciństwa. Odcinamy się od bólu, wycofując świadomość ze zranionej części ciała. Odcinamy się od mentalnej i emocjonalnej udręki i napinamy mięśnie, by zepchnąć ją do nieświadomości. Chcąc zablokować ból (czasem ledwie poniżej poziomu świadomej percepcji), tworzymy w naszym życiu rozmaite mechanizmy, by tylko odwrócić uwagę. Możemy stać się pracoholikami, możemy – odwrotnie – nic nie robić i gapić się w telewizor. Wielu z nas popada w nałogi – przyzwyczajamy się do narkotyków, czekolady, papierosów czy alkoholu. Inni ulegają nałogowi bycia idealnym, bycia najlepszym albo przeciwnie – bycia najgorszym. Przenosimy nasze problemy na innych i martwimy się o nich, zamiast zająć się sobą. Błędnie kierujemy (albo tłumimy) wielkie potencje energii, by nie czuć bólu, w tym również tego, co przeżywamy w danej chwili i kim w danej chwili jesteśmy. Myślimy, że to pomaga. Łudzimy się, że uda nam się uniknąć czucia albo bycia tym, kim jesteśmy. A to nieprawda. Cena jest wielka, ale my zaprzeczamy jej istnieniu. Ceną tą jest nasze życie.
Sądzimy, że jedynym sposobem powstrzymania bólu jest zablokowanie przepływu energii, która go przynosi. Istnieją określone energie zawierające ból fizyczny, mentalny i emocjonalny. Niestety, energia ta zawiera również wszystko inne. Ból jest tylko jej częścią. Kiedy w jakiejś sytuacji blokujemy negatywne doświadczenie bólu, lęku lub gniewu, blokujemy również wszelkie doświadczenia pozytywne.
Możemy nawet nie być świadomi tego mechanizmu, ponieważ szybko staje się on odruchem. Odgradzamy się murem od naszych ran. Tyle że odgradzamy się jednocześnie od naszego wewnętrznego centrum albo rdzenia. Ponieważ zaś proces twórczy bierze w tym rdzeniu swój początek, odgradzamy się także od naszego procesu twórczego. Usuwamy w ten sposób głębszą część siebie z naszej świadomości i zewnętrznego życia.
Zamrożone psychiczne konglomeraty czasowe
Stłumiony ból zaistniał już w bardzo wczesnym dzieciństwie, często nawet przed urodzeniem, jeszcze w łonie matki. Za każdym razem, gdy blokowaliśmy przepływ energii z powodu bolesnego wydarzenia, zamrażaliśmy to wydarzenie i negatywne energie w czasie. To właśnie nazywamy blokiem pola aurycznego. Ponieważ pole to zbudowane jest z energii-świadomości, blok jest zamrożoną energią-świadomością. Część naszej psychiki związana z bolesnym wydarzeniem również uległa zamrożeniu w chwili, gdy zablokowaliśmy ból – pozostanie ona w takim stanie, dopóki jej nie odmrozimy. Jej rozwój uległ zahamowaniu. Jeśli uraz miał miejsce w chwili, gdy liczyliśmy sobie rok życia, część naszej psychiki wciąż ma tylko rok. Gdy ją uaktywnimy, będzie zachowywała się jak roczne dziecko. Nie dojrzeje, dopóki nie otrzyma ilości energii potrzebnej do odmrożenia bloku i rozpoczęcia procesu dojrzewania.
Wszyscy mamy w sobie takie czasowe bloki energii świadomości. Jak długo, każdego dowolnego dnia, człowiek działa w oparciu o swoją dojrzałą jaźń? Niezbyt długo. Wciąż reagujemy na siebie poprzez nasze zamrożone psychiczne bloki czasowe. Podczas dowolnej intensywnej interakcji człowiek może w jednej chwili postrzegać rzeczywistość z perspektywy wewnętrznego dorosłego, a w następnej – on i jego partner – mogą przejść na pozycje zranionego dziecka o określonym wieku. To właśnie ciągłe przeskakiwanie z jednego aspektu wewnętrznej świadomości na inny sprawia, że komunikacja między ludźmi jest bardzo utrudniona.
Istotną cechą zamrożonych psychicznych bloków czasowych jest to, że zgodnie z prawem przyciągania podobieństw łączą się one, tworząc zamrożone w czasie konglomeraty psychiczne. Możemy mieć na przykład do czynienia z energią, w której tkwi pierwiastek porzucenia. Przyjrzyjmy się mężczyźnie w średnim wieku imieniem Joe. (Jest to postać fikcyjna, ale jego historia jest typowa dla wielu ludzi, z którymi pracowałam. By pokazać, co dzieje się w chwili narodzin i może trwać dłużej – przez kolejne lata życia – będę posługiwała się tym przykładem w całym rozdziale. Joe mógłby być każdym z nas).
Joe przyszedł na świat z wielkim trudem i zaraz potem odłączono go od matki, gdyż trzeba było poddać ją narkozie. Rok później przeżył kolejne porzucenie, gdy jego matka poszła do szpitala urodzić następne dziecko. W wyniku tych dwóch negatywnych doświadczeń dziecko zaczyna obawiać się porzucenia ze strony wszystkich, których kocha. Jeśli doświadczy porzucenia w późniejszym wieku, to bez względu na jego emocjonalne znaczenie, będzie to równie niszczycielskie doświadczenie, jak za pierwszym razem.
W wyniku tak głębokiego urazu powstaje konkluzja sytuacyjna (ang. _image conclusion_). Konkluzja sytuacyjna oparta jest na doświadczeniu – w tym wypadku na doświadczeniu porzucenia. Jej źródłem jest dziecięca logika: „Jeśli pokocham, zostanę odrzucony”. Ta konkluzja rzutuje później na wszystkie podobne sytuacje. Choć roczny Joe nie zdaje sobie sprawy, że posiadł taką wiedzę, stanowi ona część jego nieświadomego systemu przekonań i zaważy na całym jego późniejszym życiu. W kategoriach psychiki te dwa wczesne przeżycia łączą się również bezpośrednio z momentem, kiedy Joe miał 10 lat i jego matka wyjechała na wakacje, zostawiając go samego. Za każdym razem, gdy podobne wydarzenie będzie miało miejsce, Joe zareaguje na nie zgodnie z wymogami konkluzji sytuacyjnej, a nie realnej sytuacji. Efektem będą przesadne reakcje emocjonalne.
Jak później zobaczymy, konkluzje sytuacyjne inicjują nasze osobiste działanie, co powoduje tendencję do odtwarzania urazów podobnych do urazu pierwotnego. Joe byłby zatem w znacznym stopniu kreatorem kolejnych porzuceń (np. przez żonę czy przyjaciółkę). Jego działania, oparte na nieuświadomionych negatywnych oczekiwaniach, „jeśli pokocham, zostanę odrzucony”, wpłynęły na taki, a nie inny rozwój wypadków. Joe więc traktował każdą bliską osobę jak kogoś, kto może go porzucić. Będzie stawiał jej wygórowane żądania, by mogła udowodnić, że go kocha, albo nawet oskarżał ją o chęć porzucenia go. To nieświadome zachowanie sprawi, że oczekiwania staną się rzeczywistością. Prawdziwy, głębszy problem polega jednak na tym, że traktując siebie, jakby zasługiwał na porzucenie, Joe w efekcie porzuca sam siebie.
Nigdy nie powinniśmy lekceważyć siły naszych konkluzji sytuacyjnych. Ich odkrycie stanowi klucz do transformacji, której efektem będą zdrowie i szczęście. Wszyscy jesteśmy pełni takich konkluzji, wokół których gromadzą się zamrożone psychiczne konglomeraty czasowe. Przed każdym z nas stoi zadanie pełnego oczyszczenia.
Zamrożone psychiczne konglomeraty czasowe gromadzą się wokół podobnej im energii tworzącej konkluzję, co wywołuje złudne wrażenie, że powinny one być równie odrębne emocjonalnie, jak są odrębne czasowo. Rzeczywistość jest jednak inna. Każdy segment konglomeratu czasowego jest zbudowany z energii-świadomości, która została zamrożona podczas określonego doświadczenia w przeszłości. Jednak podobne doświadczenia przyciągają się nawzajem, bez względu na to, jak wiele czasu upłynęło pomiędzy nimi.
Dzięki pracy uzdrawiającej jeden z małych zamrożonych bloków czasowych zostaje uwolniony. Obecność dodatkowej energii w polu aurycznym powoduje automatyczne uwolnienie kolejnych małych segmentów konglomeratu czasowego, ponieważ są one zbudowane z podobnej energii. Wracając do naszego przykładu – za każdym razem, gdy blok zostaje uwolniony, Joe doświadcza go, jakby zdarzenie z przeszłości zaktualizowało się właśnie teraz. Jeśli zatem Joe doświadcza bólu w wieku lat 30, to po jego uwolnieniu poczuje się tak, jakby miał lat 10. Wkrótce 10-latek zamieni się w roczne niemowlę.
Gdy te części ludzkiej psychiki, które nie nadążały za rozwojem osobowości, zostają uwolnione, rozpoczyna się intensywny proces dojrzewania. Może on trwać od kilku minut do kilku lat, zależnie od tego, jak głęboka, silna i uparta była zamrożona energia-świadomość.
Wraz z równomierną integracją tych energii z resztą pola i włączaniem ich do procesu twórczego, pojawiają się istotne zmiany w psychice. Joe zaczyna odbudowywać swoje życie w oparciu o nową świadomość obecną teraz w jego procesie twórczym. Nie będzie już porzucał siebie, próbując nieświadomie wywołać czyjeś zainteresowanie. Teraz będzie działał w zgodzie ze sobą, wierząc, że jest wart nowego związku i potrafi go stworzyć. Gdy rozwinie ten nowy stosunek do siebie, przyciągnie kobietę, która nie niesie w sobie energii odrzucenia. Nowy związek będzie zatem stabilny na tym polu. Oczywiście, znalezienie „odpowiedniej” partnerki może poprzedzać kilka prób.
Ból z przeszłego życia
Wielu autorów badało „przeszłe życie”, zarówno poprzez poszukiwania literackie, jak i za pomocą hipnozy. Wyniki tych badań wskazują na doświadczenia poprzedniego życia jako na źródło większości problemów psychicznych. Jedną z najbardziej przekonywających i najpełniej udokumentowanych prac jest książka Rogera Woolgera _Inne życia, inne jaźnie_. Doktor Woolger stwierdził, że jeśli pacjent uwolni i oczyści ból pochodzący z poprzedniego życia, to będzie również w stanie pozbyć się związanych z nim negatywnych aspektów życia obecnego, które opierały się innym rodzajom terapii.
Przeszłe życia przechowywane są również w naszych zamrożonych psychicznych konglomeratach czasowych. Przyciągają się wzajemnie i łączą na zasadzie podobieństwa energii. Nie są ograniczone czasowo, toteż mają bezpośredni związek z wydarzeniami we wszystkich inkarnacjach. Ponieważ zamrożony konglomerat z przeszłego życia jest starszy i głębiej ukryty, przebicie się do niego wymaga nieco więcej energii niż normalnie. Jest to jednak możliwe i dokonuje się automatycznie wtedy, kiedy człowiek jest gotów.
Moje obserwacje pola aurycznego wskazują, że urazy z przeszłego życia są zawsze źródłem dzisiejszych chronicznych problemów. Gdy urazy z obecnego życia są stopniowo uwalniane poprzez nakładanie dłoni, wówczas ujawniają się ukryte pod nimi urazy psychiczne z poprzednich inkarnacji. W wyniku tego życie pacjenta, a także jego stan fizyczny ulegają uzdrowieniu. Zasadnicze zmiany są zawsze efektem uwolnienia urazów z przeszłego życia poprzez bezpośrednie nakładanie dłoni. W takiej terapii jest ważne, by pacjent potrafił połączyć wydarzenia z przeszłego życia ze swoją obecną sytuacją, tak by cały konglomerat został uwolniony i nie przesłaniał prawdziwych problemów.
Źródło bólu – twoja pierwotna rana
Źródło bólu w mojej opinii tkwi jeszcze głębiej niż zablokowana energia osobistego bólu lub zjawisk zwanych przeszłymi inkarnacjami. Pochodzi ona z przekonania, że każdy z nas jest oddzielną istotą: oddzielną od wszystkich innych istot i oddzielną od Boga. Wielu z nas wierzy, że aby być indywidualnością, musimy być oddzieleni. W rezultacie oddzielamy się od wszystkiego – od naszych rodzin, przyjaciół, grup, narodów i Ziemi. Ta wiara w oddzielenie doświadczana jest jako lęk, a z lęku rodzą się wszystkie negatywne emocje. Kiedy stworzymy już te emocje, oddzielamy się od nich. Ten proces separacji tworzy dalsze pokłady lęku i złudzeń do chwili, gdy pętla negatywnego sprzężenia zwrotnego zostanie przerwana albo odwrócona w procesie terapii. Ta książka traktuje właśnie o tym, jak przerwać zaklęty krąg negatywnych reakcji i przysporzyć sobie szczęścia i zrozumienia we własnym życiu. Kluczem do osiągnięcia tego jest miłość i poczucie jedności z otaczającą nas rzeczywistością.
Miłość jest stanem połączenia z Bogiem i wszystkim innym. Bóg jest wszędzie, we wszystkim. Bóg jest ponad nami, pod nami, wokół nas i w nas. Każdy z nas nosi w sobie jedyną w swoim rodzaju iskrę świętości. Jest ona indywidualną manifestacją Boga. Doświadczamy jej jako naszego wewnętrznego źródła lub rdzenia naszej istoty. Im bardziej łączymy się z Bogiem poza nami, tym bardziej ujawniamy Jego indywidualną obecność w nas. Kiedy jesteśmy połączeni z uniwersalnym Bogiem na zewnątrz i indywidualnym Bogiem wewnątrz nas, jesteśmy wolni i bezpieczni.
Tworzenie maski, by uśmierzyć pierwotny ból
W chwili narodzin jesteśmy wciąż bardzo silnie połączeni poprzez nasz rdzeń z wielką duchową mądrością i siłą. To połączenie z rdzeniem, a zatem z duchową mądrością i siłą, daje nam poczucie całkowitego bezpieczeństwa i cudowności istnienia. Podczas procesu dojrzewania związek ów stopniowo się rozluźnia, by wreszcie zaniknąć zupełnie. Zastępowany jest przez głosy rodziców, które mają nas ochronić i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Głosy te mówią o tym, co dobre i złe, co słuszne i niesłuszne, uczą podejmowania decyzji i reakcji w określonych sytuacjach. Gdy połączenie z rdzeniem zanika, nasza dziecinna psychika próbuje desperacko zastąpić pierwotną wrodzoną mądrość „narzuconym z zewnątrz” ego. Niestety, „mówiące za nas” głosy rodzicielskie nie są w stanie spełnić swojego zadania. Zamiast pierwotnej mądrości i siły dostajemy maskę.
Maska jest naszą pierwszą próbą przystosowania. Za jej pomocą próbujemy wyrazić to, kim jesteśmy, w sposób pozytywny, możliwy do zaakceptowania przez świat, który przecież może nas odtrącić. Prezentujemy światu maskę, zgodną z naszymi wyobrażeniami w kwestii tego, co jest dobre, akceptowane i bezpieczne. Jaźń maski dąży do połączenia z innymi, ponieważ bardzo dobrze wiemy, że jest to „słuszne”. Nie potrafi jednak osiągnąć głębokiego połączenia, ponieważ odrzuca prawdziwą naturę osobowości. Odrzuca nasz lęk i nasze negatywne uczucia.
Wkładamy najwyższy wysiłek w tworzenie naszej maski, ale na nic się to zdaje. Maska nigdy nie zapewni nam poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa, którego pragniemy. Zostaje świadomość oszustwa, ponieważ próbujemy dowieść, że jesteśmy dobrzy, choć wcale nie zawsze tacy jesteśmy. Czujemy się jak fałszerze i nasz lęk wzrasta. Próbujemy więc jeszcze usilniej. Używamy wszystkiego, co w nas najlepsze, by udowodnić, że jesteśmy dobrzy (i znów zgodnie z tkwiącymi w nas głosami rodzicielskimi). To wywołuje kolejną falę lęku, kolejną próbę przekonania i znów – świadomość oszustwa, lęk i tak dalej.
Zadaniem maski jest ocalenie nas przed pozornie wrogim światem poprzez udowodnienie, że jesteśmy dobrzy. Podstawowe cechy maski to udawanie i zaprzeczenie. Zaprzecza ona, że naszym celem jest stłumienie bólu i gniewu, ponieważ zaprzecza, że ból i gniew są w ogóle obecne w naszej osobowości. Intencją maski jest ochronienie jaźni przez zdjęcie z niej odpowiedzialności za wszelkie negatywne działania, myśli i czyny.
Z perspektywy naszej maski ból i gniew istnieją wyłącznie poza osobowością. My sami nie bierzemy na siebie żadnej odpowiedzialności. Za wszystkie negatywne doświadczenia winimy innych. Oznacza to, że ktoś inny musi odczuwać ból albo gniew. Jedynym sposobem utrzymania tej maskarady jest ciągłe udowadnianie sobie, że to my jesteśmy dobrzy. W głębi ducha nienawidzimy przymusu, jaki sami na siebie nakładamy. Próbujemy przestrzegać reguł lub też robimy wszystko, by udowodnić, że to my mamy rację, a nie inni.
Nienawidzimy konieczności życia w zgodzie z regułami narzucanymi przez kogoś innego. Wymaga to sporego wysiłku. My chcemy po prostu robić to, na co mamy ochotę. Męczymy się, wściekamy, nic nas nie obchodzi, wyrzucamy z siebie żale i oskarżenia. Ranimy ludzi. Energia zawarta w masce skręca się, rozpycha, wydobywa na zewnątrz i godzi w innych ludzi. A my oczywiście zaprzeczamy, że tak się dzieje, ponieważ naszym zamiarem jest zapewnienie sobie bezpieczeństwa poprzez udowodnienie, że to my jesteśmy dobrzy.
W głębi ducha podoba nam się takie zachowanie. Już samo uwalnianie energii przynosi ulgę, nawet jeśli nie kryje się za tym dobra intencja, nawet jeśli nie zachowujemy się odpowiedzialnie, kiedy to robimy. W każdym z nas tkwi jakaś cząstka, która lubi zrzucać to, co negatywne, na innych. Mechanizm ten zwany jest negatywną przyjemnością. Jego źródło stanowi niższa jaźń.
Negatywna przyjemność i niższa jaźń
Jestem pewna, że pamiętasz jakąś negatywną sytuację, która sprawiła ci przyjemność. Każdy ruch energii – pozytywny czy negatywny, jest przyjemny. Negatywne działanie sprawia przyjemność, bo pozwala uwolnić zmagazynowaną energię. Jeśli z początkiem ruchu energii odczuwasz ból, to wkrótce doznasz również przyjemności, ponieważ uwalniając ból, uwalniasz również siłę twórczą, która jest zawsze doświadczana jako przyjemna.
Negatywna przyjemność ma swoje źródło w niższej jaźni. Niższa jaźń to ta nasza cząstka, która zapomniała, kim jesteśmy. Wierzy ona, że żyjemy w oddzielonym, negatywnym świecie i zachowuje się stosownie do tego przekonania. Niższa jaźń nie zaprzecza negatywności, lecz na niej żeruje. Jej celem jest doznawanie negatywnej przyjemności. Ponieważ niższa jaźń nie zaprzecza negatywności, tak jak czyni to maska, jest od niej uczciwsza. Niższa jaźń jest szczera w kwestii swoich negatywnych intencji. Nie udaje, że jest miła, bo miła nie jest. Na pierwszym miejscu stawia swoją jaźń i robi to bez ceregieli. Mówi: „Troszczę się o siebie, nie o ciebie”. Nie może troszczyć się o siebie i o ciebie jednocześnie, bo żyje w świecie oddzielenia. Pławi się w negatywnej przyjemności i pożąda jej. Jest świadoma bólu zawartego w osobowości i nie ma najmniejszego zamiaru go doświadczać. Intencją niższej jaźni jest utrzymywanie oddzielenia, folgowanie swoim pożądaniom i obrona przed bólem.
Wyższa jaźń
Oczywiście nie cała psychika zostaje oddzielona od rdzenia podczas procesu dojrzewania. Część w nas pozostaje czysta i pełna miłości. Część ta jest bezpośrednio połączona z naszą wewnętrzną iskrą świętości. Wypełniają ją mądrość, miłość i odwaga. Łączy się ona z wielką siłą kreatywną. Jest odpowiedzialna za wszelkie dobro, jakie tworzymy w życiu. Jest to ta część, która wciąż pamięta, kim jesteśmy.
Tam, gdzie w twoim życiu panują pokój, radość i spełnienie, to tam właśnie wyższa jaźń wyraża się poprzez zasadę twórczą. Jeśli zastanawiasz się „kim naprawdę jesteś” albo czym jest twoje „prawdziwe ja”, przyjrzyj się tym obszarom swojego życia. Są one bowiem wyrazem twojej prawdziwej jaźni.
Nigdy nie przyjmuj negatywnych obszarów swojego życia za ekspresję prawdziwej jaźni. Są one wyrazem tego, kim nie jesteś. Są wynikiem stłumienia głosu twojej prawdziwej jaźni.
Intencją wyższej jaźni jest osiągnięcie prawdy, połączenia, szacunku, czystej samoświadomości i związku z twórcą.
Znaczenie intencji
Główną różnicę pomiędzy wyższą jaźnią, niższą jaźnią i maską stanowi intencja, na której każda z nich się opiera, oraz jakość energii obecnej w każdej interakcji wynikającej z tej intencji.
Ludzkie interakcje sprawiają nam wiele kłopotów, ponieważ ich sens jest uzależniony od kryjącej się za nimi intencji. Słowa, które wypowiadamy, mogą pochodzić z każdego z trzech ośrodków zamiaru – wyższej jaźni, niższej jaźni lub maski. Słowa mogą mówić jedno, ale znaczyć drugie. Zdanie „Jesteśmy przyjaciółmi” oznacza dla wyższej jaźni właśnie to. Dla maski znaczenie będzie nieco inne: „Jesteśmy przyjaciółmi pod warunkiem, że ja jestem dobry, a tobie nie wolno podawać tego w wątpliwość”, zaś dla niższej jaźni: „Jesteśmy przyjaciółmi tylko w takim stopniu, jaki mi odpowiada. Poza tym miej się na baczności! Nie zbliżaj się zanadto, bo wykorzystam cię, by osiągnąć to, co chcę i uniknąć bólu. Jeśli za bardzo zbliżysz się do mnie albo do mojego bólu lub spróbujesz przeszkodzić mi w dostaniu tego, czego chcę, pozbędę się ciebie”. (W tym przypadku „pozbycie się” oznacza wszystko, co może powstrzymać drugą osobę, np. nieodzywanie się do niej, zmuszenie do uległości w wyniku kłótni lub gry siłowej, lub nawet pozbycie się jej w sensie fizycznym).
Zaprzeczanie pierwotnej ranie powiększa ból
Im bardziej działania wypływające z naszego rdzenia są zniekształcane przez maskę, tym bardziej musimy je usprawiedliwiać za pomocą winy. Im silniej zaprzeczamy istnieniu naszej niższej jaźni, tym bardziej się osłabiamy. Zaprzeczanie blokuje tkwiącą w nas siłę twórczą. W wyniku tego tworzy się coraz większy i większy krąg bólu i bezradności. Im większy ten zaklęty krąg, tym potężniejszy wydaje się ból pierwotnej rany. W końcu zaczynamy odczuwać tak silny ból, że nieświadomie wpadamy w przerażenie i nie cofniemy się przed niczym, by się od niego uwolnić. W naszej wyobraźni ból ten staje się krańcowym cierpieniem i destrukcją. Im mocniej usprawiedliwiamy naszą ucieczkę, tym głębiej skrywa się pierwotna rana, stając się czymś zupełnie innym, niż sądzimy.
Na podstawie moich doświadczeń uzdrowiciela i nauczyciela mogę stwierdzić, że o wiele więcej cierpienia w naszym życiu wynika z unikania pierwotnej rany za pomocą mechanizmów obronnych niż z samej jej obecności.
Nasze stałe mechanizmy obronne
Według mnie sposób, w jaki bezustannie przystosowujemy nasze pole energii do wymogów stałego systemu obronnego, jest w największym stopniu odpowiedzialny za ból i choroby w naszym życiu.
W dalszej części książki zobaczymy, jak reakcje ucieczkowe zaburzają funkcjonowanie naszego pola, co z kolei wywołuje chorobę w ciele fizycznym. Nasze stałe wzorce obronne obecne w polu energetycznym tworzą energetyczny system obronny. Jest to zniekształcający mechanizm, skorelowany z jaźnią maski, do którego bezustannie się odwołujemy.
Im bardziej udaje nam się stłumić ból i gniew za pomocą tego systemu, tym bardziej tłumimy nasze uczucia pozytywne. Stajemy się otępiali. Życie nie jest takie, jak byśmy chcieli, by było – jest przyziemne i nudne. Eros umiera. Zostajemy schwytani w zaklętą sieć nawyków i nie potrafimy stworzyć w życiu tego, za czym tęsknimy. Ma to również wpływ na nasze ciało. Zaczynamy tracić wiarę w sens życia.
Poprzez stały proces odgradzania się od bólu odgradzamy się również od naszej pierwotnej rany. Zapominamy, jakie wywołuje ona uczucia. Gubimy naszą esencję. Zapominamy, kim jesteśmy. Tracimy kontakt z esencjalnymi energiami, poprzez które kreujemy nasze życie. Jest tak, jakbyśmy oczekiwali, że zbudujemy życie zgodne z naszymi pragnieniami, ale nie wiemy, kim jest to „my”, które pragnie.
Powrót do pierwotnej rany
Jedynym sposobem przypomnienia sobie, kim jesteśmy, stworzenia takiego życia, na jakim nam zależy, zbudowania zdrowia i poczucia bezpieczeństwa, jest powrót do rdzenia. Istnieje tylko jedna metoda, by to osiągnąć. Musimy odnajdywać i obserwować nasze konkluzje i uwalniać związane z nimi zamrożone konglomeraty czasowe, tak byśmy mogli dotrzeć do źródła wszystkich konkluzji – naszej pierwotnej rany. Musimy ją odkryć. A to oznacza przedarcie się przez system obronny i oczyszczenie negatywnych uczuć oraz wszystkich warstw wyobrażonego bólu, jakie ją otaczają. Kiedy dotrzemy już do rany, zmieni się wszystko wokół nas i zaczniemy uzdrawiać siebie i nasze życie. Jest to proces transformacji.
Istnieje wiele technik docierania do pierwotnej rany. Dwie z nich to regresja osiągana przy użyciu autosugestii i układów ciała. Obie te techniki stanowią element zajęć w mojej Szkole Uzdrawiania. Dzięki nim słuchacze mogą wspólnie odkrywać swoje pierwotne rany. Podczas jednego z ćwiczeń studenci uwalniają mechanizmy obronne, przyjmując postawy, które wyrażają naturę ich pierwotnej rany – tak jak oni ją postrzegają. By odnaleźć właściwą postawę, należy tylko skoncentrować się na głównych problemach emocjonalnych i obecnie przeżywanym bólu, a następnie pozwolić ciału zareagować właściwie. Technika ta działa skutecznie, ponieważ ból jest związany z podobną mu energią zamrożonego psychicznego konglomeratu czasowego.
Dzięki wzmocnieniu reakcji ciała i utrzymaniu wewnętrznego skupienia, ból zostaje wydobyty i stopniowo ujawniony. Rezultatem jest sala pełna bardzo cierpiących ludzi. Ich zniekształcone ciała wyraźnie obrazują ból. Czasem ludzie stają na jednej nodze, wyciągając do przodu drugą, obie ręce trzymają przed sobą konwulsyjnie powyginane. Wielu ma pochylone głowy, podczas gdy inni leżą na podłodze zwinięci w kłębek jak małe dzieci.
Po wykonaniu tego ćwiczenia staje się jasne, że ból związany z obecnymi problemami życiowymi jest tym samym bólem, którego doświadczaliśmy wcześniej. Ból „dzisiejszy” uwalnia „ból wczorajszy”. By wspomóc ten proces, studenci nie przestają pracować z ciałem, przez cały czas kierując uwagę do wewnątrz i wstecz w czasie, ku pierwotnej ranie.
Cofają się automatycznie, warstwa po warstwie, poprzez kręgi bólu otaczające ranę. Choć ból ten wydaje się silny i przerażający, jest w dużym stopniu naszym wyobrażeniem, ponieważ jest oparty na złudzeniu zawartym w obrazie. By wyjaśnić, co rozumiem przez pojęcie wyobrażonego bólu, posłużmy się jeszcze raz przykładem dziesięcioletniego Joego, który doznaje wstrząsu, gdy jego matka wyjeżdża na tygodniowe wakacje. Joe czuje się zmiażdżony, w gruncie rzeczy jednak powód jego rozpaczy tkwi gdzie indziej.
Cofając się poprzez wyobrażony ból zebrany wokół pierwotnej rany, studenci wreszcie do niej docierają. Wnikając w nią, odkrywają ze zdziwieniem, że ból z wolna ustępuje.
Gdy pacjenci dotrą już do swojej pierwotnej rany, prosimy ich, by pozostając w tej samej pozycji, zbliżyli się do sąsiada. W ten sposób nawiązują kontakt z inną zranioną osobą. Efekt jest trudny do opisania. Każdy jest zraniony. Wszyscy są równi. Wzajemny kontakt studentów powoduje, że sala wypełnia się miłością.
Gdy ćwiczenie dobiegnie końca i nadchodzi czas na dyskusję, pojawiają się interesujące odkrycia. Studenci są zazwyczaj zaskoczeni, widząc, że ich rana nie jest wcale tym, czym sądzili, że jest. Odkrywają, że większość bólu pochodzi nie z samej rany, ale że jego źródłem jest reakcja ucieczkowa. W bardzo wczesnym dzieciństwie zaczęli bronić się przed zagrożeniami, jakie zgodnie z ich konkluzjami miało przynieść życie. Za każdym razem, gdy bronili się przed obrazem zawartym w konkluzji, dodawali więcej energii do swojego zamrożonego psychicznego konglomeratu. To z kolei powodowało, że złudzenie bólu rosło, aż w końcu w ogóle przestali rozumieć, czym naprawdę jest ich ból. Została tylko przerażająca, niemożliwa do zniesienia udręka.
Najważniejszym doświadczeniem podczas ćwiczenia jest według studentów uświadomienie sobie, ile czasu i energii tracą w życiu na bronienie się przed swoją pierwotną raną. Najgłębszym bólem jest zdrada samego siebie. Człowiek staje twarzą w twarz ze swoją bardzo wczesną decyzją zdrady samego siebie, niedostrzegania swojej prawdziwej natury i niekierowania się nią w życiu. Widzą, że podejmowali tę decyzję raz po raz, aż stała się nieświadomym nawykiem. Teraz jest ona podstawowym elementem ich systemu obronnego.
To doświadczenie daje uczestnikom wielką wolność i całkowicie nowy pogląd na życie. Rzeczywistość staje się ciągłym wyzwaniem, by być wiernym prawdzie i wyższej jaźni. Największym wyzwaniem życia jest utrzymywanie połączenia z rdzeniem naszej istoty i wyrażanie jego natury, bez względu na to, w jakich znajdujemy się okolicznościach.
Ból nie jest tylko cechą nielicznych – w pewnym stopniu doświadczają go wszyscy ludzie. Niektórzy są go bardziej świadomi niż inni.
Człowiecza kondycja: życie w dualizmie
Każdego dnia w pewnym stopniu urzeczywistniamy naturę naszego rdzenia. Stopień tego urzeczywistnienia zależy od tego, jak mocno i ściśle jesteśmy połączeni z naszym rdzeniem i jak dalece pozwalamy wyzwolić się jego esencji. W tych obszarach naszego życia, gdzie wszystko idzie gładko i bez problemów, jesteśmy bezpośrednio połączeni z naszym rdzeniem. Energie płynące bez ograniczeń z rdzenia tworzą wielkie dzieła i wielkich ludzi. Tworzą również zdrowie. Są one wyrazem naszej wyższej jaźni, tej części nas, z którą się rodzimy i która nigdy nie traci połączenia z rdzeniem.
Zazwyczaj wobec tej części nas zachowujemy pewną rezerwę. Przez większość czasu nie okazujemy, jak bardzo się troszczymy, jak bardzo kochamy i jak bardzo tęsknimy. Ukrywamy te uczucia, szufladkujemy je, przykrawamy do „rozsądnych” rozmiarów (zgodnie z wewnętrznymi głosami rodzicielskimi) i poprzestajemy na małym. To jest „właściwe” zachowanie – w to wierzymy.
Czasem, gdy tracimy czujność, rozluźniamy się i nasza siła twórcza znajduje ujście! Nagły akt czułości, miłości albo przyjaźni, który wybucha, zanim pomyślimy o nim jako o wyrazie esencji naszego rdzenia. Następuje moment ścisłego połączenia i miłość zostaje uwolniona.
Potem, nie umiejąc znieść światła i miłości, zawstydzamy się i wycofujemy. Czujemy się głupio i wystarcza kilka sekund, żebyśmy zamknęli się ponownie. Pojawia się nagły lęk. Myślimy wtedy: Och, może zrobiłem coś złego. To odzywa się głos rodzicielski, zastępujący rdzeń. Pod nim kryje się mechanizm obronny. Prawdziwe znaczenie jest takie: Jeśli nie powstrzymasz tego przepływu energii, to zapewne poczujesz wszystko, włącznie z bólem, który przed tobą ukrywam. Zatrzymujemy więc przepływ naszej energii życiowej, zamykamy ją i tłumimy. Wracamy do „normalnego” poziomu „bezpieczeństwa”, gdzie nie będziemy nikogo niepokoić – a szczególnie samych siebie.
Oto ludzka kondycja. Wciąż musimy dokonywać wyboru – bez względu na okoliczności. W każdej chwili zgadzamy się na zrównoważoną, potężną i bezpieczną bezbronność, która przynosi pełne doświadczenie życia, albo ją odrzucamy. Odrzucając, bronimy się przed prawdziwym, zrównoważonym doświadczeniem życiowym i blokujemy nasze siły witalne.
Większość z nas postanawia zabijać część swojej żywotności. Dlaczego? Ponieważ wiemy podświadomie, że umożliwienie przepływu siły życiowej uwolniłoby stary ból, a właśnie tego się obawiamy. Nie wiemy, jak sobie z tym poradzić. Wycofujemy się więc za nasze barykady i wracamy do starych, pozornych autodefinicji tworzonych przez maskę. Wewnętrzne głosy rodzicielskie maski są coraz głośniejsze, a my cofamy się dalej: „Kim w końcu myślałeś, że jesteś? Bogiem?” „Czy naprawdę sądzisz, że możesz coś zmienić?” „Daj spokój, myśl realnie! Ludzie się nie zmieniają. Zadowól się tym, co już masz”. „Jesteś chciwy”. „Nigdy nie doceniasz tego, co posiadasz”. Albo „Gdyby rodzice traktowali cię lepiej…” „Gdybym tylko urodził się ładniejszy…” I tak dalej! Maska może przemawiać na milion sposobów, byle tylko utrzymać nad tobą kontrolę. Do pewnego stopnia łagodzi ból. Ale w dalszej perspektywie dodaje jeszcze bólu i w efekcie wywołuje chorobę. Choroba jest wynikiem odgrodzenia i odłączenia części nas od rdzenia naszej istoty. Gdy się odłączamy, zapominamy, kim naprawdę jesteśmy i budujemy swoje życie zgodnie z tym odłączeniem – to jest zgodnie z maską, niższą jaźnią i systemem obronnym. Uzdrawianie jest powrotem do wyższej jaźni. Jest to ponowne łączenie z rdzeniem tych obszarów psychiki, które od niego odłączyliśmy, i życie zgodne z tym stanem psychiki.
Dokładnie w takim samym stopniu, w jakim tłumimy pozytywne energie, tłumimy naszą kreatywność i zdolność do utrzymywania albo odzyskiwania zdrowia.
Zadaniem każdego z nas jest ponowne połączenie się z rdzeniem i osiągnięcie pełnego uzdrowienia.
_Koniec wersji demonstracyjnej. _