Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Świetne samopoczucie twoją lampą Alladyna, czyli jak sprawić, że marzenia same się spełniają - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świetne samopoczucie twoją lampą Alladyna, czyli jak sprawić, że marzenia same się spełniają - ebook

Autorka proponuje, szczególnie tym rozgoryczonym brakiem sukcesów na tej żmudnej drodze pogoni za marchewką na kiju, aby do swojego stanu posiadania zabrać się od strony stanu bycia i podpowiada sposoby na to jak stać się dla siebie samego, jak to nazywa, lampą Alladyna, i spełnić wszystkie swoje pragnienia, zadbawszy przede wszystkim o swoje świetne samopoczucie. Tu i teraz — bez wysiłku, ale ze spektakularnym efektem.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-515-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NIECH ŻYJE ŻYCIE

_Marzeń motyl muska gładką toń_

_Jak dmuchawiec_

_Lekki jak piórko i latawiec_

_Mogliby go sięgnąć prawie_

_Ci, co w obawie_

_Z winy wykuci kamienia_

_Toną odjętego od ust pragnienia_

_Gdyby tylko w topieli_

_Czarny woal z duszy ócz zdjęli_

_Że raj ich nie czeka za grzeczność…_

_Puść co dla myśli sprzeczność_

_Złotych kajdan konieczność_

_Żyć, bić sercem — to niebezpieczność_

_Ale myślisz, że łatwiej — w żalu na dnie wieczność?_

_— Agnieszka Pareto_Jak niby samopoczucie miałoby być lampą Alladyna?! Co ma piernik do wiatraka?

Z pozoru brzmi absurdalnie, prawda? Tyle, że nie _jakiekolwiek_ samopoczucie może być lampą Alladyna, ale zasadniczo jedynie to _ŚWIETNE_. Bo tylko ono ma moc “spełniania” naszych życzeń. “Prawdziwych” życzeń, czyli tych, które chcemy, żeby się spełniły, bo _dowolne_ samopoczucie też ma moc “spełniania”, tyle, że tego, czego nie chcemy. Zakładam jednak, że tego nikt sobie raczej, świadomie przynajmniej, nie życzy.

Phi! — ktoś może wydąć usta. A co ma piernik do wiatraka? Co ma ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE do spełniania życzeń i to jeszcze automatycznie?

I jest w tym pokpiwaniu sporo racji, choć nie cała.

A w ogóle, to dlaczego piszę “spełnianie” życzeń w cudzysłowie? To jakaś metafora jedynie albo żart?

Używam cudzysłowu, aby podkreślić niemagiczność tego procesu. Niedosłowność. Bo nie są to żadne czary–mary. Żadne ponadnaturalne zjawisko. Jest to natomiast naturalny, zgodny z prawami Natury — jak grawitacja — skutek znajdowania się w pewnym stanie, nazwijmy to, energetycznym, kiedy nasz poziom energii jest intensywny — bardzo wysoki. A kiedy mamy wysoki poziom energii, to nasz świat zewnętrzny staje się podobnie “naenergetyzowany” i promienieje — zdrowiem i urodą, młodością, atrakcyjnością, radością i bogactwem materialnym. Odzwierciedla nasze wnętrze jak tafla lustra.

Zaprotestuje ktoś inny — wielu ludzi ma ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE, i co z tego? Ma ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE i kłopoty mimo to.

I to też jest niezłe pytanie. No, bo, słusznie zresztą, wskazuje na pewną niespójność rozumowania autorki. Przynajmniej pozorną niespójność. Pytający bowiem zapewne wie z własnego doświadczenia i podejrzewa, że u innych jest podobnie — że każdy człowiek dąży instynktownie do tego, aby się czuć świetnie i robi to każdego dnia, w każdej sekundzie swojego istnienia oraz że pewnie nieraz to ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE udaje mu się osiągnąć. A mimo to spełnienia marzeń nie doświadcza. Jego świat nie promienieje ani trochę. No, więc, całkiem słusznie, może pokpiwać z wywodu autorki, prychając, że no i gdzie ta lampa, w takim razie? To przecież śmieszne. Kropka. Koniec tematu. Idź, kobito, paść krowy — jak zwykł mawiać mój dziadek w sytuacjach stwierdzenia niekompetencji rozmówcy w omawianej kwestii.

Koniec tematu? Ale czy na pewno? To dlaczego, pomimo tego instynktownego dążenia i ludzkich działań w jego kierunku, praktycznie 24/7, tyle jest na świecie nieszczęść, biedy, kłopotów z sylwetką i ogólnie wyglądem, chorób, bólu i dolegliwości, wszelkiego cierpienia, ludzie mają nędzny poziom relacji, problemy finansowe, żyją w strachu o przyszłość swoją, swoich dzieci i generalnie swoich bliskich, cierpią brak sensu i celu w życiu, brak misji, brak wyższego celu swojego życia, oprócz płaskiej, przyziemnej egzystencji? No, dlaczego? Za mało się starają?

Nie sądzę. Śmiem twierdzić, że starają się nawet za bardzo.

Co jednak tu najistotniejsze — śmiem również twierdzić, że starają się _w niewłaściwy sposób_. Niewłaściwy w sensie — NIESKUTECZNY, co widać na załączonym obrazku. Załączonym obrazku świata pełnego nieszczęść i cierpienia wszelkiego autoramentu.

Kiedy człowiek używa do czegoś niewłaściwego sposobu, to żadna ilość wysiłku nie zmieni faktu, że jest to sposób nieskuteczny, a zatem, jak sama nazwa sugeruje — nie owocuje skutkiem (w domyśle: zamierzonym, pożądanym). Jedynym skutkiem jest utrata energii i rozgoryczenie osoby usiłującej. Plus — jej nędzna rzeczywistość, gdyż ten spadek energii i frustracja rozchodzą się jak kręgi na wodzie na całe życie jednostki, jej rodziny, znajomych, społeczeństwa i całej ludzkości, że o Wszechświecie już nawet nie wspomnę. I… powodują sprzężenie zwrotne. Nieskuteczność ludzkiego działania ma większe konsekwencje niż zwykliśmy sobie z tego zdawać sprawę. Ma konsekwencje o dramatycznej skali i intensywności.

Ale po kolei i wracając do konkretu. Jaki to jest w takim razie ten skuteczny sposób? Jak skutecznie dojść do ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA i tego niby automatycznego spełnienia marzeń? Zresztą — nadal to nie wyjaśnia — po pierwsze — jaki ma związek ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE z lampą Alladyna i — po drugie — dlaczego niby, skoro wielu ludzi ma ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE — również ty, Czytelniku(–czko) — to nie każdy ma w życiu tak, że spełnia się w nim to wszystko, czego pragnie — “tylko” dlatego, że się świetnie czuje. I to spełnia się w dodatku samo — bo to o to tu chodzi — bez wysiłku i ciężkiej pracy z jego strony. Przecież gdy człowiek zje dobrego pączka z marmoladą czy ajerkoniakiem, to się świetnie czuje, czy tak? Czy to zatem oznacza, że ma jeść te pączki, żeby na konto spływało mu więcej pieniędzy? Albo cera mu się poprawiła? Albo miłość w jego związku rozkwitła bujnym kwieciem? Zdrowie wróciło? Rak się cofnął? Dług spłacił? Biust podniósł albo pośladki nabrały sprężystości? Skóra zrobiła się młoda i jędrna, a ciało gibkie i zgrabne?

Z tego by wynikało, że robienie tego wszystkiego, co przynosi ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE, jest drogą wprost do pełni sukcesu w każdej dziedzinie. I wielu zdaje się nawet osiągać coś, co sami nazwaliby ŚWIETNYM SAMOPOCZUCIEM. Czemu więc jednak tych odnoszących sukces i spełniających marzenia jest w sumie tak stosunkowo niewielu? Coś jest nie tak z tą teorią o lampie i ŚWIETNYM SAMOPOCZUCIU czy może jest tu jakiś knyf, na dole strony małym druczkiem zapisany? Ukryte drugie dno?

Jaki sens miałoby dalsze nawet czytanie tej książki, skoro Czytelnik(–czka) już teraz i to pewnie od dawna wie i bez mojego zapewniania, że nie dość, że dążenie do ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA każdy ma zapisane w instynkcie, to na dodatek każdy wie najlepiej jak dążyć? I wszyscy pewnie dążą nieustannie, wypatrując do niego każdej kolejnej okazji? A mimo to, żadne marzenia same im się nie spełniają, tylko dopiero wtedy, kiedy albo im się poszczęści jak ślepej kurze ziarno albo się naharują, a krwawy pot będzie im spływał po krzyżu.

Cóż. Powiem tak. Nie pisałabym tej książki, gdyby nie było o czym, mimo wszystko. Gdybym nie dostrzegała potrzeby zwrócenia Państwa uwagi na coś bardzo doniosłego, co może w istotny sposób podnieść jakość nie tylko życia jednostki, ale — jako że wszyscy jesteśmy połączeni — życia całej naszej planety, a w konsekwencji — całego Wszechświata. Jest więc nad czym się pochylić, prawda?

Moim celem zatem jest pomoc w uświadomieniu Czytelnikowi(–czce) w maksymalnie prosty i przystępny sposób ISTNIENIA ABSOLUTNIE NIEROZERWALNEGO ZWIĄZKU POMIĘDZY STANDARDEM JEGO ŻYCIA A TYM, JAK SIĘ CZUJE. Związku, który jest bezpośredni. Jak człowiek i jego odbicie w lustrze. Uświadomienie takie, to krok w kierunku życia, za którym Czytelnik(–czka) tęskni i do którego dąży, ale z jakiegoś powodu ciągle nie udaje się mu/jej go osiągnąć. Krok, którego wykonanie wymaga powrotu do pierwotnej wiedzy, z jaką się rodzimy, oduczenia tego, co zostało nam błędnie wpojone jako prawdziwe “dla naszego dobra” i odrzucenia czegoś — bardziej niż przyswojenia — aby lekko i radośnie żyć, w dobrobycie i zdrowiu.

Wiedza oparta na prawach Natury i jej zastosowanie w praktyce, to prawdziwa potęga. Nikt nie kwestionuje, co nam daje znajomość i zastosowanie zasad fizyki. Zasady rządzące ludzkim zdrowiem, bogactwem, doskonałymi relacjami, i wszystkim tym, co ważne w naszym życiu, reguluje to samo prawo, stojące ponad wszystkimi zasadami. Jego znajomość i prawidłowe zastosowanie GWARANTUJĄ uzyskanie pożądanych wyników, tak jak pokonanie siły grawitacji ziemskiej gwarantuje unoszenie się w przestrzeni kosmicznej i nie upadanie na ziemię.

Książka ta w swoim założeniu nie ma być filozoficzna, ale bardzo praktyczna. Stosowanie w życiu opisanych w dalszym ciągu zasad i doprowadzenie do stanu, iż staną się drugą, a w zasadzie pierwszą naturą, naturalną jak oddychanie, prowadzi w prostej linii do stanu, w którym jako konsekwencji doświadczamy spełnienia swoich wszystkich pragnień. Nie zadziewa się to jednak za sprawą machnięcia magiczną różdżką jakiejś wróżki, ale na skutek własnych decyzji, opartych na znajomości praw Natury i ich konsekwentnego wprowadzania w czyn, 24/7.

ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE mamy zapisane w instynkcie. Jest jak termostat. Ono oznacza po prostu zdrowie i równowagę duchowo — psychiczno — emocjonalno — fizyczną, ujmując rzecz z punktu widzenia szerokiego obrazu ludzkiej istoty.

Wielu ludzi od tak dawna już nie czuje się naprawdę świetnie, w sensie równowagi na wszystkich wyżej wspomnianych polach, iż częstokroć błędnie interpretuje własny stan, nazywając świetnym coś, co świetne nie jest, ale w porównaniu do znanej beznadziei takie się może wydawać. W porównaniu do stanu ujemnego, wiele stanów ogólnej przyjemności, które na chwilę powodują samopoczucie bliskie zera, ale dalekie od dużego plusa, można uznać jako świetność. Ten relatywny stan nie daje jednak efektu “spełniania” marzeń, i to, co odzwierciedla, jest energetycznie od niego dalekie.

Po czym to można poznać, że nie jest to ten stan równowagi, który jest zdrowiem i harmonią w stu procentach? Bo — i to jest bardzo dobry wskaźnik świetności samopoczucia — na innych polach sytuacja jest kiepska. A w każdym razie mało zadowalająca. Nie do końca taka, jaką by się chciało. Zdrowie stuprocentowe natomiast działa jak naczynia połączone. Jeśli jest wynikiem pełnej równowagi, równoważą się automatycznie wszystkie pozostałe dziedziny życia człowieka, do postaci optymalnej — obfitej, zasobnej, bogatej, radosnej, szczęśliwej. Pełnej miłości, bo też stuprocentowe zdrowie na wszelkich poziomach jest pochodną miłości człowieka do samego siebie, która jako naturalny produkt uboczny daje w rezultacie owoce w postaci miłości na zewnątrz.

Spełnianie marzeń, to nic innego jak manifestacja na zewnątrz tego, czym człowiek emanuje od wewnątrz. Kiedy jest ucieleśnieniem komfortu, jego życie zewnętrzne prezentuje się jako jego odbicie i wyraża w różnorodności i bogactwie jego form, wyglądem zależnym od indywidualności tego człowieka. Życie jest obfitością i kiedy jest “żywe” — dosłownie kipi bogactwem. Widać to szczególnie w świecie roślin i zwierząt. Zdrowych i w stanie dzikim (cywilizacja i jej mentalne toksyny udzielają się zwierzętom udomowionym, stąd ich nie stawiam jako przykład). One nie wiedzą, co to skromność. Życie nie jest skromne. Życie jest bezwstydne w swojej ekspansywności i puszeniu się swoim nadmiarem. Zdrowa roślina, kiedy ma optymalne warunki rozwoju, zachwyca swoim kwieciem i owocem. Zwierzę pyszni się gęstością i blaskiem swojego futra, kolorem łusek, kształtem ciała i wyszukaniem formy ruchu, umiejętnościami, zdolnością przetrwania i do potęgi n–tej mnogością cech i charakterystyk, zapewnianych mu przez życie — wszechogarniającą i wszechpleniącą się energię, przenikającą i spowijającą wszystko, co jest.

No, dobrze, ale nadal nie mamy wyjaśnionego, dlaczego niby to ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE, to miałaby być nasza lampa Alladyna. I jak mamy dać się przekonać do robienia tego, co już robimy, bo przecież wszyscy się staramy, jak możemy, aby się świetnie czuć. Co miałoby nas do tego zmotywować — bo to jest jakoś ciągle niejasne.

Otóż — nie wystarczy czuć się świetnie _w naszym mniemaniu_. Jeśli nie odnotowujemy w naszym życiu nieustannie zmian na lepsze, w kierunku, który jest nam upragniony, to znaczy, że nasze ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE nie jest tak naprawdę świetne. Nie świetne w tym sensie, który powoduje widoczne skoki zmian na zewnątrz. Ta świetność, o którą tu chodzi, to _nie to, co się nam wydaje_, ale pewien STAN, który jest ENERGETYCZNĄ TRAMPOLINĄ do zmian naszego stanu posiadania. Świetność, to stan takiego naszego BYCIA, które prowadzi do POSIADANIA. A zatem nie wystarczy to, co się “wydaje”. To za mało. To trochę tak jakby chcieć odpalić rakietę, ale nie potrafić doprowadzić do uzyskania odpowiedniej, aby to się stało, siły ciągu. Pomimo naszego narzekania i jęczenia: “No, ale ja się tak staram!” — rakieta nie odpali, jeśli nie ma odpowiedniej mocy do wystartowania. Starania, jeśli nie prowadzą do KONKRETNYCH WYNIKÓW, są daremne i szkoda na nie energii.

Ta książka zmierza do wskazania, skąd się bierze ludzka _nieskuteczność_ w osiąganiu marzeń i zwrócenia uwagi na sposoby, jak się jej trwale pozbyć, zamieniając ją w SKUTECZNOŚĆ — w sensie sztuki osiągania upragnionych wyników. I że w żadnym razie nie jest to dziełem przypadku i chaotycznego, siłowego, wymuszonego, bezładnego STARANIA — żeby dostać pochwałę, piątkę czy szóstkę — ale wyrazem tego, kim się w procesie przeobrażania do swojej najlepszej wersji człowiek STAŁ, w rezultacie czego osiągnął UPRAGNIONY EFEKT w postaci życia, które jest tego odzwierciedleniem.Drodzy Czytelnicy Wszelkich Płi, którzy czytacie tę książę. Ze wzglęu na zbyt dużą komplikację żnglowania rzeczownikiem “czytelnik” kiedykolwiek, kiedy się do Pańtwa w swojej publikacji zwracam, aby nie umykał to, co chcę Pańtwu przekazać, pozwolę sobie na uproszczenie. Bęę raczej stosować wyraz “Czytelnik”do zaadresowania każego Człwieka, czytająego tę książę, niezależie od jego płi. Za niespełienie ewentualnych oczekiwań w tej materii przepraszam. Kto miały ochotę zagłęić się w mój tok rozumowania czy niestosowanie feminatywów jako (nie) brak szacunku i (nie) wykluczenie płi żńkiej, zapraszam do lektury ostatniego rozdział mojej poprzedniej książi pt. “Tu gdzieś są drzwi. Mał wielka eureka i po stresie”–“Czytelniku, który jesteś Czytelniczką” gdzie wyjaśiam, ską moż się brać reakcja emocjonalna typu wykluczeniowego u osób, które reagują w ten sposób na swoje przekonania zwiąane z formą rzeczownika w rodzaju mękim, gdzie w jęyku polskim funkcjonują, i to coraz powszechniej, formy dwie.To nie jest jedyna droga do spełniania marzeń

Jest ich wiele. Można również spełniać swoje marzenia wielkim wysiłkiem i ciężką pracą. Czując się źle przez całą drogę do celu. Ciężką pracą, w sensie pracy mozolnej i takiej, której się generalnie jest niechętnym. Ale wykonuje się ją dla osiągnięcia tego, czego się pragnie — _i tylko po to_, bo gdyby nie to, nigdy by takiego zajęcia człowiek nawet kijem nie tknął — i to właśnie ten cel jedynie jest w stanie nieco osłodzić tę krwawicę. Czyli — zasuwa jak chomik w kołowrotku dla tej krótkiej chwili radości. Ulotnej zresztą. Pewnie robi tak większość ludzi na świecie, stąd tyle dramatów i nieszczęść, bo przy długim biegu można się zmęczyć, zwłaszcza, gdy człowiek żyje w wiecznym strachu, że gdy będzie za wolny, za stary, za jakiśtam — to mu się nie uda dobiec do mety. Albo — gdy mu się to nawet jakoś udało — to, że za chwilę ktoś mu to może odebrać albo straci to z jakiegoś innego powodu, bo w końcu “Nic nie może przecież wiecznie trwać. Co zesłał los, trzeba będzie stracić”.

Ta droga jednak, która jest tematem niniejszej książki, w przeciwieństwie do tej siłowej, nie bazuje na konkurencji i wyścigu oraz wysiłku. Ze strachu, że trzeba się sprężyć, bo zabraknie, trzeba się wytężyć, bo lepsi i młodsi zgarną to, do czego się człowiekowi nie uda dopchać.

Z tym, co proponuję, jest właściwie nawet odwrotnie. Wysiłek na tej drodze osiągania szczęścia jest wręcz _niewskazany_, bo popsuje cały efekt. Zresztą — jest nawet _daremny_, bo jest z nim jak z grawitacją na przykład — nie da się przyspieszyć czy spowolnić żadnym wysiłkiem grawitacji. Z zasadami rządzącymi osiąganiem prawdziwego, “marzeniotwórczego” ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, jest identycznie. Albo się człowiek zastosuje do jej “przepływu” i działania, albo nie. I jakkolwiek zrobi — zetknie się z konsekwencjami swojego działania — spełnią się jego marzenia albo spełni się to, czego chce za wszelką cenę uniknąć. Nie ma tu więc żadnej wielkiej filozofii. Nikt raczej nie dyskutuje z kiepskimi wynikami jazdy lewą stroną drogi w Polsce. Sporo osób wie, że stosowanie się do określonych przepisów służy bezpieczeństwu i przyjemności z jazdy. Myśleniem życzeniowym, a nie opartym o fakty, byłoby chcieć osiągnąć to samo, jeżdżąc jak się chce, gdzie się chce, niezależnie od znaków i wszelkich przepisów. Innymi słowy, byłoby to NIESKUTECZNYM sposobem na osiągnięcie efektywnej jazdy. Czemu w osiąganiu spełnienia marzeń miałoby być inaczej? Świat, pomimo swojej komplikacji, w pewnych aspektach jest bardzo prosty. Da się w nim odnaleźć powtarzalne schematy. Ilość form jest nieprzebrana, ale zasady, czyli pewne wspólne mianowniki dla zjawisk da się zaobserwować i gdy człowiek rozpozna, na czym dana rzecz polega, może — stosując się do jej zasad — osiągać pożądane efekty w powtarzalny sposób. Tak jak z przepisem kulinarnym. Jeśli znam proporcje składników, żeby upiec ciasto, i technologię jego pieczenia, za każdym razem — naturalnie jeśli zastosuję się do zasad, które rządzą pieczeniem ciast — parametrów pieczenia i wszelkich koniecznych warunków, w których ciasto osiągnie pożądany wygląd i konsystencję — osiągnę ten sam wynik. I zawsze będzie to takie samo ciasto. Oczywiście nie czepiajmy się detali, że jajko jajku nierówne, a przy pełni księżyca będzie się piekło inaczej niż w nowiu… Chodzi o pewną zasadę. Schemat postępowania. Ale też — normalną, życiową elastyczność, umiejętność “tańca” w odpowiedzi na przychodzące zmiany.

Droga, o której piszę, to droga energii, a nie siły. To droga witalności i żywotności, a ta nie pochodzi z wyrypy, krwawicy i mozołu. Gwałtu na ludzkiej woli. Ten właśnie człowieka odziera z energii i oddala od marzeń. Od marzeń spełnianych lekko. Bo te osiągane drogą morderczej pracy nadal mają szansę, tyle, że okupione są zmęczeniem i cieszy w nich tylko wynik, a nie również cała wiodąca do nich droga, że o korzyściach pochodnych tej drogi nawet nie wspomnę.

Natura, gdy ją choć trochę poobserwować, nie chowa zazdrośnie dla siebie tego, jak dochodzić do spektakularnych wyników, stosując w praktyce jej prawa. Gdy popatrzeć na szybującą minimalnym ruchem skrzydeł mewę, zaczynamy rozumieć, czym te prawa są, a przynajmniej — jak wygląda ten, kto się do nich stosuje. Nie wysila się, a nawet bawi — i ma.

Można po trupach biec do celu. Czemu nie? Można. Wliczając w to własnego trupa i trupy naszych partnerów, dzieci czy innych bliskich. Trupy, to oczywiście przenośnia na śmiertelne zaniedbania we własnym życiu, ciele, umyśle i sercu — w procesie osiągania celów i spełniania marzeń drogą siły. Ważny jest dla nas tylko cel, a cel uświęca wszelkie środki. Ale uświęca tylko w tym świecie, w którym jest niewystarczająco i trzeba się spieszyć, rozpychać łokciami, wygrywać, zazdrościć, bardziej starać, oszukiwać, porównywać, potępiać, wywyższać czy zaniżać. Każdemu wolno żyć w tym świecie, bo w nim marzenia też są osiągalne i nikomu życia w tym świecie nikt nie zabrania.

Ale jest też opcja luksusowa, choć przez to, że mało uczęszczana, wydaje się dzika, zachwaszczona i mało przystępna. To jednak wyłącznie pozory. Jest dzika, to fakt, ale dzika dzikością żywotności, nieprzewidywalności — jak to życie — zmienności, obfitości form, kształtów, zapachów i nowości, w której coś się ciągle rodzi i pojawia tam, gdzie wcześniej było coś innego. Zapewnia wędrowcom masę atrakcji. Tylko tym jednak wędrowcom, którzy chcą tej wędrówki i wiedzą, że po wejściu na tę drogę potrzebują schować swoją potrzebę racji i postawę _wielepa_ (“wiem lepiej”) w kieszeń i nauczyć się być jak naukowiec, który obserwuje i bada zależności, aby je potem, zgodnie z istniejącym Porządkiem, zastosować na swoim polu. Naukowiec wie, że nie wie. Ale się chce dowiedzieć.Co to w ogóle jest “to” świetne samopoczucie, które ma moc lampy Alladyna?

Co to w ogóle za stan, o którym już tyle razy wspomniałam? I skąd w ogóle wiedzieć czy się człowiek w tym stanie znajduje czy nie?

Skąd to wiedzieć? Odpowiem od razu — po tym jak wygląda nasza RZECZYWISTOŚĆ. I jak się w związku z tym, co widzimy, czujemy.

Jak to!?

Mówiąc trywialnie — po tym, czy kiedy na nią patrzymy — czujemy się szczęśliwi i spełnieni. Czy to, co się w niej znajduje, nas zachwyca. Jest takie, jakie zawsze pragnęliśmy, żeby było. Czegokolwiek to dotyczy. Jeśli tak jest — to znaczy, że już tam jesteśmy. W ŚWIETNYM SAMOPOCZUCIU — lampie Alladyna. Jeśli nie — to czas nam do niego w drogę. Chyba, że wolimy zostać tam, gdzie jesteśmy.

Wracając jednak do pytania, czym tak naprawdę jest “to” ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE…

Potrzeba nam zrozumieć różnicę pomiędzy tym, co się POWSZECHNIE UWAŻA za ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE a tym, które stanowi lampę Alladyna — tym stanem BYCIA, które daje nam wymarzony stan POSIADANIA. Krótko mówiąc — nie każde ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE jest tym świetnym “właściwym”, które sprawia, że marzenia się spełniają same z siebie.

Współcześnie “ten stan” zyskał sobie miano koherencji serca i umysłu, ale wielu mówi o nim, iż to idealna zgodność świadomości i podświadomości, wewnętrzny spokój, stan zen, zjednoczenie ojca i syna i ducha świętego, całkowite wyciszenie, brak myśli, zetknięcie z prawdą, oświecenie. To stan, w którym materializuje się to, czego się pragnie. Jeśli faktycznie się tego pragnie. Bo samo “gołe” myślenie się nie manifestuje. Jedynie to myślenie, które “naładowane” jest energią pragnienia czy tęsknoty.Aby zacząć zmierzać ku świetnemu samopoczuciu, trzeba sobie uświadomić, że się takowego nie ma

Powtórzmy to jeszcze raz, bo to ważny wątek.

Skąd mamy wiedzieć, że nie jesteśmy w stanie ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA — tej lampy Alladyna, “spełniającej” nasze życzenia? Nawet jeśli nam się wydaje, że jesteśmy, bo na przykład obejrzeliśmy fajny film albo zjedliśmy dobry obiad czy mieliśmy fajną rozmowę z przyjacielem albo udaną randkę, dostaliśmy właśnie podwyżkę czy jesteśmy na wakacjach na wyspie Bora Bora?

Po naszym OTOCZENIU mamy wiedzieć. I uczuciach, jakie w nas są na jego widok. Po naszej RZECZYWISTOŚCI. Po jej JAKOŚCI. Po tym jak prezentują się nasze relacje z innymi ludźmi (tak, tak — szczególnie z naszymi krewnymi i najbliższymi nam emocjonalnie osobami), nasz majątek, praca i wszelakie zajęcia, zdrowie, wygląd, uroda. Czy nam się to podoba? Cieszy? Zachwyca? Jest super?

Ale “nie liczy się”, kiedy tylko jeden aspekt naszej rzeczywistości będzie taki fantastyczny. Albo nawet wszystkie, z wyjątkiem jednego. Niee — nie tak łatwo, drodzy Państwo! Wszystkie co do jednego mają być super! Bo jeśli tak nie jest i którakolwiek z dziedzin naszego życia “kuleje” (na jej widok, na myśl o niej czujemy się nieprzyjemnie) — to znaczy, że nie jesteśmy w stanie “tego”, “właściwego” ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, czyli w stanie wysokiego poziomu energii, “wysokich wibracji”, w którym manifestuje się to, czego pragniemy. Nie mamy takiego samopoczucia, jakie moglibyśmy mieć, i które odzwierciedlałoby się w naszym życiu jako spełnione marzenia.

To oczywiście powiedziane bardzo nietechnicznie, ale dla naszych rozważań szczegóły, jak to działa od kuchni, nie są potrzebne, gdyż zaciemniłyby nam tylko obraz. Nie musimy się znać na mechanizmie zegarka, aby precyzyjnie umieć określać czas, prawda? Musimy potrafić OBSŁUGIWAĆ mechanizm uzyskiwania ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, aby osiągać wyżyny w swoim własnym życiu, ale nie potrzebujemy dokładnie znać samej jego konstrukcji. Chyba, że kogoś to akurat interesuje, samo z siebie, ale w takim wypadku odsyłam go do jednej ze stosownych, fachowych lektur w tym temacie. Dla większości jednak Państwa raczej w zupełności wystarczy wiedzieć, CO KONKRETNIE (Z)ROBIĆ, aby znaleźć się w tym stanie. Albo — CZEGO ZANIECHAĆ, co nie działa, a więc jest niekonstruktywne, na tej drodze.

Tak. Ważne jest WIEDZIEĆ PRECYZYJNIE, JAKIE WYKONAĆ KROKI na drodze do świetnego — tego “właściwego” ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA.

Pierwszą rzeczą, która jest niezbędna, jest UŚWIADOMIENIE SOBIE MIEJSCA, W KTÓRYM SIĘ CZŁOWIEK ZNAJDUJE TERAZ. I zasadniczo możemy się znajdować w dwóch takich miejscach:

— Stan, w którym nasze życie wygląda idealnie — dokładnie tak jak to sobie wymarzyliśmy. JESTEŚMY ZADOWOLENI I SZCZĘŚLIWI, mamy doskonałe zdrowie, relacje, finanse, robimy to, co kochamy. W tym wypadku — potrzeba dalszej lektury książki jest pod znakiem zapytania — chyba, że Czytelnik o jakiejś dziedzinie “zapomniał” i nie do końca zdając sobie z tego sprawę — znajduje w się grupie drugiej, opisanej poniżej.

— Stan, kiedy uświadamiamy sobie, że NASZA RZECZYWISTOŚĆ ODBIEGA WYGLĄDEM OD WYMARZONEJ. WNIOSEK: JESZCZE NIE MAMY “TEGO” ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA. JESTEŚMY NIEZADOWOLENI I NIESZCZĘŚLIWI na widok tego, co widzimy w naszym otoczeniu. A przynajmniej na widok lub na myśl o jakichś konkretnych fragmentach naszej rzeczywistości, które odbiegają od ideału wedle naszego własnego wzorca.

I jeszcze — bardzo istotna rzecz. Rozwinę ją szczegółowo w następnym rozdziale, ale już teraz wprowadzę element, na który dobrze jest bacznie zwrócić uwagę przy określaniu miejsca, w którym się znajdujemy TERAZ. Nie mając przyzwyczajenia do ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, będącego przedmiotem naszych rozważań, możemy ulegać ILUZJI, że już je osiągnęliśmy, uznać całą tę książkę za stek bzdur i pozbawić się szansy na spełnienie marzeń w sposób lekki, dość łatwy i przyjemny. Tyle — że nie zmieni to faktów. ODLEGŁOŚĆ OD SAMOSPEŁNIAJĄCEGO MARZENIA SAMOPOCZUCIA POKAZUJĄ NAM BOWIEM NIEZBICIE WYNIKI, CZYLI FAKTY, CZYLI PRAWDA O NASZEJ SYTUACJI, niezależnie od tego, czy w to wierzymy czy nie i jakie mamy na ten temat zdanie.

Co nas może wprowadzać w błąd i kazać twierdzić, że “już przecież mamy ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE, więc gdzie ta wymarzona rzeczywistość?”

No, właśnie. Już tłumaczę. Istotnym symptomem, że JESZCZE NIE JESTEŚMY w stanie “lampy Alladyna” — oprócz niezadowalających wyników na zewnątrz, choćby w jednej dziedzinie naszego życia — jest WARUNKOWE ZADOWOLENIE. Od czasu do czasu BYWAMY ZADOWOLENI, doświadczając naszej rzeczywistości. Czym to się różni od tego stanu, którego szukamy? Dlaczego to nie “to”?

WARUNKOWE ZADOWOLENIE, to taki rodzaj dobrego czy nawet ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, które “włącza się” WARUNKOWO, czyli WTEDY, KIEDY SPEŁNIONY ZOSTAJE JAKIŚ WARUNEK. Gdy warunek nie jest spełniony — “włącza się” niezadowolenie. Taka życiowa huśtawka czy wahadło. Albo — włącznik światła. Pstryk! — COŚ lub KTOŚ włącza nam uśmiech, pstryk! — wyłącza, a na twarz wypływa grymas niezadowolenia. I JESTEŚMY PRZEKONANI, ŻE POWÓD DO PRZERZUCENIA “WAJCHY” — “PSTRYCZEK” ZNAJDUJE SIĘ NA ZEWNĄTRZ NAS, czyli albo w postaci osoby, rzeczy, zjawiska, okoliczności albo MYŚLI NA JEJ TEMAT (myśl o tym, co jest na zewnątrz nas — też jest warunkiem “zewnętrznym”).

Ponieważ od obrazu, który widzimy, do uczucia, jakie on w nas przy–wołuje, dzieli nas pewnie sekunda albo nawet nanosekunda, WYDAJE NAM SIĘ, że to coś, co zobaczyliśmy czy ten ktoś, z kim jakoś “nieciekawie” mamy do czynienia, ZAŁĄCZYŁ nasze nieprzyjemne samopoczucie. Nie spotkawszy się z tym zjawiskiem wcześniej, NIE ZAUWAŻAMY TEGO, CO FAKTYCZNIE W NAS TEN PŁOMIEŃ ZAPALIŁO. I bynajmniej nie jest to ani rzecz, ani zjawisko, ani osoba. Tym czymś jest NASZE DOŚWIADCZENIE tej rzeczy, tej osoby czy tego zjawiska. Nie one same w sobie. TO, W JAKI SPOSÓB ICH DOŚWIADCZAMY, A CO JEST WYUCZONE I UWARUNKOWANE. TO NIE JEST PRAWDA o tej rzeczy, tej osobie czy tym zjawisku.

Wiąże się z tym bardzo ważna konkluzja, o zasadniczym wpływie na nasze życie: ktoś, kto wierzy, że jego nastrój i co za tym idzie — samopoczucie — zostało SPOWODOWANE przez jakikolwiek ZEWNĘTRZNY WARUNEK — NIE JEST W STANIE ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA, którego odbiciem jest życie marzeń, życie jak ze snu. Jest to bowiem WIARA, ŻE TO KTOŚ INNY STWORZYŁ TO DOŚWIADCZENIE, a nie my sami, w związku z czym, nie bierzemy za nie odpowiedzialności. Nie przyjmujemy do wiadomości, że skoro my je stworzyliśmy, my też jako jedyni możemy je zmienić na inne, zgodne z prawdą. Niezależnie zaś, w co wierzymy i co komu zarzucamy — TYLKO MY SAMI TWORZYMY NASZE DOŚWIADCZENIA — to, jak odbieramy, to jak się czujemy w związku z czymś lub kimś. Jeśli więc czujemy się z czymś/kimś źle — to dlatego, że JEST COŚ W NAS, CO “KAŻE” NAM TAK ODCZUWAĆ. I obawiam się, że nie chce być inaczej. Możemy zaprzeczać faktom, ale nie one na tym tracą. Tracimy na tym my, jeśli nie przyjmujemy tego do wiadomości i nie podejmujemy odpowiedzialności za to, co stworzyliśmy. Odpowiedzialności za doświadczenie, za odbiór rzeczywistości.

Aby to Państwu zilustrować, poniżej podaję kilka przykładów z codziennego życia wielu z nas. Zobaczmy jak się “przełączamy” z tym, jak się czujemy, w zależności od tego, jak zmienia się TO, CO WIERZYMY, ŻE JEST WARUNKIEM naszego samopoczucia, kiedy WIERZYMY, ŻE TO OD NIEGO ONO ZALEŻY. Podkreślam — wierzymy, że to on nam “to” robi — a nie że on nam to robi faktycznie. Co nie jest prawdą, bo robimy to sobie sami… Wiem, wiem — to może być mocno kontrowersyjne. Ale — do rzeczy.

Przyjrzyjmy się uważnie — może to będzie nasz pierwszy raz w życiu — kiedy zaobserwujemy, że mamy w sobie taki “mechanizm”. Zwróćmy uwagę na moment “przerzucania wajchy” — od dobrego samopoczucia do złego i odwrotnie — w nas samych. Najpewniej — w naszym ciele, gdzie coś się zadzieje, na co zwyczajowo nie zwracamy uwagi, a co ma wielkie znaczenie, o czym się przekonamy później.

To, co jest faktycznym “złoczyńcą”, to to coś, co w nas tę “wajchę” przerzuca. Co to jest i jak się tego “pozbyć” czy zneutralizować? — o tym w dalszej części książki. W tym momencie jednak proszę o koncentrację na przykładach, gdyż moment, kiedy zauważamy, iż ZNAJDUJEMY SIĘ W MOCY CZEGOŚ, CO NAMI STERUJE OD WEWNĄTRZ — a to jest celem tych ilustracji — jest dla całego przedsięwzięcia spełniania naszych marzeń bezwysiłkowo — kluczowy. Dopóki wierzymy, że jesteśmy OFIARĄ czegokolwiek i kogokolwiek z zewnątrz, czyli dopóki wierzymy, że nasz nastrój jest wynikiem czyichś działań czy jakiejś określonej sytuacji, a nie — że sami nim zarządzamy — będziemy się starali i staramy się wysiłkowo, siłowo i rozpaczliwie zmienić lub wyeliminować to, co nam się w naszym życiu nie podoba. Dopóki jest w nas taki “pstryczek — przełącznik” nastroju i samopoczucia, o którego istnieniu nie mamy zielonego pojęcia — jesteśmy w niewoli.

A zatem — przykłady.

Zaglądamy na konto i widzimy, że świeci pustkami, a tu jeszcze nie wszystkie rachunki zapłacone, a do wypłaty całkiem sporo czasu — “włącza się” nam stres i podenerwowanie, może nawet frustracja albo wręcz panika. Proszę w tym miejscu zwrócić uwagę na pojawiającą się zależność: nasza uwaga skupiona na liczbach na koncie — i REAKCJA na to, co widzimy. Może ssanie w brzuchu, może napięte ramiona i kark, przyspieszone bicie serca? Sprawdźcie sami. Tak naprawdę — jest to reakcja nie na to nawet, co widzimy, tylko NA TO, JAK TO, CO WIDZIMY, ROZUMIE NASZ UMYSŁ. Jak to INTERPRETUJE. Jako coś złego czy jako coś dobrego. Jako PRZYJEMNE DOŚWIADCZENIE, czy NIEPRZYJEMNE DOŚWIADCZENIE. Możemy zaobserwować, że przyjemne/nieprzyjemne nie wynika z samych cyfr, które widzimy, ale tego, jakie uczucia do jakich cyfr przypisujemy. Ale — jeśli jest to za dużo na raz — też w porządku. W zupełności teraz wystarczy, że ZAUWAŻYCIE, Państwo, swoją REAKCJĘ. Bodziec do tej reakcji — to liczby na koncie (zero, w tym wypadku) i uczucie/odczucie (w ciele, ale nie tylko) na ten widok. Mamy to? Okej. Nagle w ciągu dnia ktoś nam płaci za fakturę czy cokolwiek i pieniądze wpływają na konto. Widzimy większą liczbę — inny zestaw cyfr — pojawia się w nas REAKCJA na ten widok (innych cyfr niż zero) — ulga, ciało się na chwilę rozluźnia, nierzadko zalewa nas fala euforii. Proszę zauważyć wystąpienie swojej REAKCJI. Jakieś cyferki na koncie — i co w nas każe nam podskakiwać z radości. Zero na koncie — coś w nas zarządza w REAKCJI stres. Czujemy w swoim ciele ten “pstryczek”? Znakomicie. Kilka dni później pieniądze znów się kończą i patrzymy na znajome zero — i znów na “pstryczek” zalewa nas stresem i paniką. I potem znowu pojawia się kolejna płatność — może nawet dość spora — i “pstryczek” przełącza nas w tryb radości, ulgi i co tam jeszcze mamy w repertuarze — generalnie haj. Idziemy do pubu świętować, choć z tyłu głowy czai się już lęk przed tym, co niechybnie wkrótce znów się stanie… To nasz “pstryczek” podpowiada, żeby się zanadto nie cieszyć, bo… I tak wygląda nasz cały czas: góra–dół–góra–dól. Roller coaster. Warunek naszego samopoczucia w tym przykładzie — przyjemnego albo nieprzyjemnego: pieniądze czy ich brak, a raczej moc, jaką ich obecności albo brakowi przypisujemy, gwoli ścisłości.

NATURALNE NAM SIĘ WYDAJE, że człowiek się cieszy, gdy ma na koncie pieniądze, a jak nie ma — to nie. A TO NIE JEST NATURALNE! TO JEST WYUCZONE! A SKORO JEST WYUCZONE, TO MOŻNA SIĘ TEGO OD–UCZYĆ! Pieniądze same z siebie są neutralne i one — jako takie — ani nas nie cieszą ani nie martwią. Dopiero cała sieć przypisanych im skojarzeń i znaczeń. Jakości naszych z nimi DOŚWIADCZEŃ. Proszę podetkać pod nos Indianinowi z głębin Puszczy Amazońskiej walizkę z kilkoma milionami dolarów jako dar dla niego i zaobserwować czy wpadnie w szał euforii na ich widok czy raczej nie zrobi to na nim żadnego wrażenia. Albo osobie w ostatnim stadium raka. Albo komuś, komu właśnie zmarło dziecko… czy na pewno “pieniądze” są SPRAWCĄ TEGO, CO CZUJEMY na widok ich braku czy jakiejś ich ilości, uznanej za “dużą”?

Spójrz na taki przykład. Kieszonkowiec w sklepie kradnie ci z plecaka saszetkę, w której trzymasz zwykle portfel — i akurat dzisiaj zawierał — dużą ilość gotówki, którą podjąłeś(ęłaś) z bankomatu, żeby zapłacić za coś, co możesz zrobić tylko gotówką, prawo jazdy, dowód osobisty i paszport z wizą na planowany na jutro wyjazd do Stanów, na wakacje na Florydzie, i karty kredytowe. Kiedy się orientujesz, że saszetki nie ma — prawie dostajesz zawału. “Uczciwy” złodziej po paru godzinach daje ci znać na komórkę, że saszetka “się znalazła” i możesz ją odebrać pod wskazanym adresem. Spieszysz w to miejsce, otwierasz ją nerwowym ruchem i wyciągasz z niej paszport, dowód i prawo jazdy jako pierwsze, bo to one mają w twojej sytuacji NAJWIĘKSZE ZNACZENIE. Karty kredytowe też są. Pieniędzy, rzecz jasna, nie ma, ale mimo to CZUJESZ ULGĘ. Zwróć uwagę — zero pieniędzy, strata dużej ilości gotówki i … ulga. Jak to możliwe? Ulga przy zero pieniędzy?! Przy dużej stracie? Cieszysz się, że złodziej zabrał pieniądze, ale że zostawił to, co miało dla Ciebie WIĘKSZE ZNACZENIE w tej konkretnej sytuacji, bo żadne pieniądze nie dałyby rady kupić paszportu, wizy i prawa jazdy (planujesz w USA wynająć samochód), abyś mógł(mogła) jutro na swoje wymarzone wakacje pojechać. Wszystko by przepadło, gdyby złodziej ukradł nie pieniądze, ale całą resztę.

Zauważ, że SKORO JEST MOŻLIWE, ABY CZUĆ COŚ POZYTYWNEGO w sytuacji, którą uważasz za “oczywistą” do nieprzyjemnego samopoczucia — tu: mając zero pieniędzy — oznacza to, że to nie one muszą decydować o twoim samopoczuciu. CO INNEGO O NIM DECYDUJE. Pytanie — CO? To istotne pytanie zresztą. Zajmiemy się odpowiedzią na nie później. Na tym etapie najważniejsze jest, aby OSŁABIĆ TĘ DOTYCHCZASOWĄ PEWNOŚĆ, że zero pieniędzy = obowiązkowo stres. “Dużo” pieniędzy = obowiązkowo radość.

Osłabienie tej pewności odbiera jej moc dyktowania ci jak się “masz” czuć, kiedy masz ich miliony albo zero (i wszelkie opcje pośrednie). Miliarder, patrząc na swoje miliony, czuje pewnie to samo, co Ty na widok dziesięciu złotych. Gdyby to pieniądze decydowały o uczuciach i samopoczuciu, i on i Ty czulibyście na widok czy myśl o określonej kwocie identycznie. A tak nie jest.

ZMIANA SAMOPOCZUCIA JEST NATURALNĄ I AUTOMATYCZNĄ KONSEKWENCJĄ NIE WYSIŁKU, LECZ RÓŻNEGO SPOSOBU, W JAKI POSTRZEGAMY TĘ SAMĄ SYTUACJĘ. TEGO, JAKIE MAMY DOŚWIADCZENIA Z TYPEM ZDARZEŃ, OSÓB CZY RZECZY, KTÓRE INTERPRETUJEMY JAKO PODOBNE. Typowym przykładem jest szklanka do połowy pełna czy do połowy pusta, czyli ta sama sytuacja postrzegana z dwóch różnych punktów widzenia — z punktu widzenia różnych doświadczeń ze szklanką, której połowę przestrzeni wypełnia woda. Jeden człowiek z jednego końca stołu patrzy na pół szklanki wody i się cieszy, a drugi — patrząc z drugiego na tą samą szklankę — frustruje.

A teraz wyobraź sobie rzęsisty deszcz. I raz patrzysz na niego z perspektywy wieśniaka w Afryce, którego rodzina cierpi głód z powodu suszy, a raz — turysty z Polski na wakacjach gdzieś, gdzie w ulotkach biura turystycznego, w którym wykupił wycieczkę, było gwarantowane cały czas słońce, i tego pragnął na swój urlop. Czy to ten deszcz generuje to, co czujesz, kiedy o nim myślisz? I w jednym i w drugim przypadku, to ten sam ulewny, rzęsisty deszcz. I nic więcej. Sam deszcz NIE MA ZNACZENIA. Kto więc pociąga za twoje sznurki?

Czy gmach twojej wiary nieco się zarysował?

A brylant, w cywilizowanym świecie wart miliony dolarów? Czy sam z siebie wzbudza radość na swój widok? Pomyślicie, Państwo, że oczywiście! Każdy chciałby taki mieć! Ale czy na pewno i w każdych okolicznościach tak samo? Co czuje na jego widok osoba umierająca z pragnienia na pustyni — nie mająca grama wody ani możliwości jej kupienia, bo zero sklepów w promieniu dziesiątek kilometrów?

Tak, wiem. W naszej cywilizacji nie uczy się nas takiego spojrzenia na sprawy. Gdyby tak było, świat byłby znacznie szczęśliwszy, gdyż ludzie czuliby, jak WIELKI i jak JEDYNY mają wpływ na swoje samopoczucie. Świetne bądź kiepskie. Wystarczyłoby, żeby ktoś, do kogo mają zaufanie, zasugerował im, że to, co czują, nie jest “przez” nic ani nikogo. Że PRZYCZYNA JEST GDZIEŚ INDZIEJ. Gdybyśmy zamiast “Przestań tak hałasować, bo mamusię przez ciebie głowa boli”, usłyszeli “Kochanie — boli mnie głowa. Wyłącz, proszę, tę zabawkę. Ten dźwięk jest dla mnie teraz za głośny”, otrzymalibyśmy ważną lekcję — że źródłem bólu głowy mamy nie jesteśmy my i nie jest on naszą winą, a mama wie, że tylko ona może wziąć za niego odpowiedzialność, czyli zadbać o warunki, w których ten ból przejdzie. Jeśli nie wyłączymy hałaśliwej straży pożarnej — wyjmie ją nam delikatnie, acz stanowczo z ręki i schowa, po czym odda jak ból jej już minie. Bez gniewu, bez obwiniania, bez upokarzania i wtrącania nas do lochu poczucia winy na całe lata. Ona wie, że chętnie będziemy z nią współpracować, jeśli stworzy dla nas WYBÓR — uczynienia czegoś dla jej dobra — z naszej własnej wolnej woli, ale BEZ KARANIA i BEZ OBARCZANIA POCZUCIEM WINY, jeśli odmówimy, bo jeszcze mamy mały rozumek. Tylko wtedy, kiedy mamy wybór, robimy to chętnie. I jeśli nie boimy się kary — krytyki, wykluczenia, poczucia winy, zimnego traktowania, bicia i upokorzenia. Jeśli mama nas nieświadomie okłamie — że to PRZEZ NAS ją boli głowa — zmuszeni będziemy się bronić przed tym niesłusznym oskarżeniem “niegrzecznością” albo — uwierzywszy jej na słowo — ukarzemy sami siebie, uwierzywszy w swoją nieczułość i niewrażliwość, poczuciem winy. I tak nam zostanie, aż tę “klątwę” odczarujemy, odkrywszy prawdę na jej temat. Chyba, że będziemy mieli pecha i umrzemy, dożywszy do końca naszego życia i nigdy nie mając okazji tej prawdy doświadczyć.

Dobra wiadomość jest taka, że — mimo że nas tego nikt wcześniej nie nauczył (bo sam nie wiedział, najwyraźniej — mama tego nie zrobiła przez złośliwość, ale jej własną ignorancję) — to możemy się tego nauczyć TERAZ. Nigdy nie jest na taką naukę za późno. Co więcej — tak naprawdę, nawet nie musimy się niczego UCZYĆ, w sensie czynnym. Wystarczy, że tego wszystkiego, czym obrośliśmy i co nie jest prawdą, się OD–UCZYMY.

Wracając jednak do przykładów z codziennego życia większości osób w naszym świecie. Kolejna typowa dość sytuacja. Jesteśmy sami — nie mamy partnera, a wokół nas sami sparowani ludzie, z rodzinami, w szczęśliwych (przynajmniej na oko) związkach. Czujemy się smutni, jest nam źle i mamy przekonanie, że to uczucie wynika z braku stałego towarzystwa przy naszym boku. Poznajemy kogoś i ze smutku przeskakujemy w euforię i haj, zakochanie, zauroczenie — wydaje się nam, że osiągnęliśmy szczęście. Ale za chwilę haj mija i zamienia się w rutynę. Okazuje się, żę partner nas nie rozumie i znów zaczynamy się czuć samotni — tym razem w związku i — jesteśmy w czarnej dziurze. Albo nas zostawia dla kogoś innego. Rozpacz, frustracja, depresja. Mija jednak jakiś czas i znowu poznajemy kogoś, kto jest “lepszy” od tamtego. Ponownie mamy motyle w brzuchu i myślimy, że to “ten” (albo “ta”). Nie posiadamy się ze “szczęścia”. Ale niezałatwione u korzenia problemy za jakiś czas “odrastają”. Zauroczenie się złuszcza i wkracza “szara” codzienność. Już nie jesteśmy tak atrakcyjni dla partnera, a on dla nas. I znów smutek. I znów frustracja i rozpacz osamotnienia, mimo że ktoś jest u naszego boku. Góra–dół–góra–dół. Roller coaster. Warunek naszego samopoczucia w tym przykładzie — nieprzyjemnego albo przyjemnego: obecność (lub nie) w naszym życiu partnera, który “doprowadza” nas do stanu euforii albo frustracji, a ściślej — osoby, której nieświadomie przypisaliśmy moc wpływu na nasze samopoczucie. Jej zachowaniu względem nas.

Wyjeżdżamy na luksusowe wakacje. Euforia. Wracamy do szarej rzeczywistości. Znów praca 9 — 17. Opadnięte skrzydła, zmęczenie, beznadzieja. Na myśl, że dopiero za rok wakacje — przygnębienie i słabość. W miarę jednak zbliżającego się terminu urlopu — nastrój się poprawia. W końcu wyjazd — i znajomy haj, szał ciał, raj i odlot. I znów powrót do szarości po wakacjach. Góra–dół–góra–dół. Roller coaster. Warunek naszego samopoczucia w tym przykładzie — przyjemnego albo nieprzyjemnego: przypisanie konkretnemu odcinkowi w roku i określonemu działaniu (i miejscu nierzadko oraz widokom czy temperaturze powietrza i wody) mocy wprawiania nas w doskonały nastrój i ŚWIETNE SAMOPOCZUCIE. Co gorsza — przekonanie, że to oczywiste, że to te wakacyjne miejsca mają taką moc i że nie da się takiego stanu osiągnąć w domu, chodząc do pracy. Więc nawet się nie próbuje poszukać skarbu, mając cały czas skrzynię złota pod stołem w kuchni (dokładniej — w sobie).

Podobnie z syndromem piątku–piąteczka–piątunia. Haj weekendowy, a potem poniedziałkowa dolina. A nawet już popołudniowo–niedzielna. Czy można żyć tak, że piątek będzie się wydawał okropny, a poniedziałek cudowny? Albo że dzień tygodnia nie będzie miał znaczenia? A gdy są wakacje? Albo gdy ktoś pracuje w systemie brygadowym? Czym wtedy piątek się różni od poniedziałku? Czy to zatem dzień decyduje o naszym samopoczuciu?

Przykładów można by mnożyć. Są to opisy sytuacji, w których nasza WIARA w to, że to wydarzenia, pieniądze czy ludzie “powodują” nasz dobry albo zły nastrój, generuje naszą rzeczywistość. Decyduje o jej jakości. Instynktownie dążymy do tego, aby się dobrze czuć, ale jeśli błędnie wierzymy, że cokolwiek, oprócz nas samych, może nas uszczęśliwić, jako “naturalne” uważamy gonić za czymś, co kojarzymy z naszym “uszczęśliwiaczem”. Problem jednak w tym, że w tym samym celu — unikamy tego, co INTERPRETUJEMY JAKO “UNIESZCZĘŚLIWIACZ” — tego wszystkiego, co nieprzyjemne, lub próbujemy to zwalczać. To jednak nie zmienia faktu, że doświadczamy przykrych tego konsekwencji, gdyż postępujemy według własnego widzimisię — niewłaściwe — czyli niezgodnie z prawami Natury. Znamy je czy nie — nieznajomość prawa nie zwalnia nas z odpowiedzialności = doświadczania skutków tego jak się do niego stosujemy. Podkreślam, że chodzi o prawa, którymi się rządzi rzeczywistość, a nie prawa, które wymyślił człowiek.

Dlaczego unikanie tego, co nieprzyjemne, miałoby być “niewłaściwe”? Ponieważ “nieprzyjemność”, to nie jest stała cecha tego, co unikamy, lecz jedynie nasze tego lub czegoś podobnego doświadczenie — nieprzyjemne skojarzenie. Jeśli wierzę, że wszystkie kobiety są złe, to kiedy napotykam na swojej drodze nieznaną kobietę… co się dzieje? Przypisuję jej to, co myślę o “wszystkich” kobietach, CHOĆ TEJ KONKRETNEJ NIE ZNAM. Jeśli jednak tego o sobie nie wiem, iż w ten sposób OCENIAM czy OSĄDZAM — tracę na tym, co mogę zyskać, rezygnując ze swojej optyki na rzecz POZNANIA FAKTÓW — w tym wypadku: konkretnego, żywego człowieka, który jest unikalny i nie da się go objąć tym uogólnieniem, które mam na temat “wszystkich” kobiet (nie będąc nawet w stanie wszystkich znać, nota bene).

WIEDZĄC, że gdy patrzymy na rzeczywistość i pojawiają się w nas uczucia, oznacza to, że mamy do czynienia z naszym OSĄDEM — tym, CO MYŚLIMY O TYM, NA CO PATRZYMY, A NIE Z TYM, NA CO PATRZYMY FAKTYCZNIE. Jakie ta wiedza (lub niewiedza) ma konsekwencje? Kolosalne! Gdyż — aby poczuć się świetnie niezależnie od tego, co widzimy, wystarczy POZNAĆ FAKTY. Prawdę. I to da nam to świetne samopoczucie, którego szukamy. Spłynie na nas w postaci oświecenia. Eureki. Nie trzeba nic zmieniać na zewnątrz, aby to osiągnąć. Ba! Nawet jest to wysoce niewskazane. Droga do oświecenia wiedzie poprzez PORZUCENIE OSĄDÓW NA TEMAT RZECZYWISTOŚCI. Aby je jednak porzucić — potrzeba odkryć, że się je w ogóle ma!

Droga do POSIADANIA prowadzi z BYCIA — nie odwrotnie. Ze stanu nieprzekłamywania rzeczywistości — “właściwego” ŚWIETNEGO SAMOPOCZUCIA — stanu bycia tu i teraz. Doświadczania tu i teraz.

Aby dojść do takiego stanu BYCIA, w którym nasze POSIADANIE jest dokładnie takie, o jakim zawsze marzyliśmy, potrzebujemy rozejrzeć się wokół. To rzecz podstawowa. Patrząc na to wszystko, zajrzeć sobie do wnętrza, do swoich uczuć. JAKIE UCZUCIA PRZY–WOŁUJE W NAS TEN WIDOK CZY MYŚL? Cieszy nas? Czujemy błogość? Zachwyt? Czy raczej odwrotność — rozczarowanie, zawód, smutek, rezygnację, wstyd?

Jeśli to drugie, to znak, że jesteśmy GDZIEŚ W DRODZE DO NASZYCH MARZEŃ. To dobrze. Nawet jeśli NIEZBYT PRZYJEMNIE. Sam fakt, że czytacie, Państwo, te słowa, świadczy o tym, że macie już dość podróżowania do marzeń drogą znoju, która — zamiast was do nich zbliżać — wysysa was z sił i jeśli nawet nie oddala od celu, to nie powoduje zbliżania do niego.

Jesteście w bardzo dobrym miejscu. Zaczynacie coś istotnego dostrzegać. Zatrzymaliście się. Czujecie, że coś nie działa i chcecie coś z tym zrobić albo chcecie, aby zrobił coś z tym dla was ktoś inny. Dotychczasowe sposoby zawiodły. Nie wiecie jeszcze jak to zrobić w “inny” sposób, ale jest w was wola tej zmiany. A przynajmniej brak woli do tkwienia dłużej w dotychczasowej sytuacji. To dużo. Rozglądacie się, próbując zrozumieć CO ZROBIĆ, żeby “tam” w końcu dotrzeć. Do wymarzonego życia.

Doskonały moment. Jeszcze nie wiadomo, jaki zrobić kolejny krok, ale przynajmniej powoli się wykluwa, że krok według starego wzorca już nie wchodzi w grę.

Podsumujmy.

Jesteśmy w miejscu, w którym nie cieszy nas nasze życie — w jednym czy więcej aspektów.

Staraliśmy się ze wszystkich sił, ale mimo to, nie osiągnęliśmy takich efektów, o jakie nam chodziło. Ciągle coś jest nie tak.

Zaczynamy podejrzewać, że coś robimy źle, ale nie wiemy co.

Ogarnia nas zniechęcenie, że nigdy nie uda nam się zdobyć tego, co zazdrościmy innym, bo brakuje nam czegoś, co mają oni — jakiegoś talentu czy możliwości poza naszym zasięgiem.

Chcielibyśmy przynajmniej wiedzieć czy wypróbowaliśmy wszystko i dać sobie spokój czy może jednak znaleźć coś, co nam otworzy oczy i pociągnie w nowym kierunku. Ta książka daje jakąś na to nadzieję. Poczytamy i zobaczymy.

Coś w tym jest, co zostało już powiedziane — że faktycznie mamy w życiu taką huśtawkę — roller coaster, co jest męczące. I to życie w wiecznym strachu, że jest za mało, że nawet jak teraz przez chwilę jest, to za chwilę zabraknie, że się nie da rady, że ciągle coś od kogoś czy czegoś zależy, że inni mają zawsze lepiej i łatwiej.

To też dość ciekawa teza, że najpierw trzeba zadbać o swoje samopoczucie — faktyczne, cokolwiek to oznacza, żeby stworzył się taki stan BYCIA, z którego powstanie POSIADANIE. Na razie trochę to enigmatycznie brzmi i filozoficznie, ale nie bez sensu. Nie wiadomo jeszcze JAK DO TEGO DOJŚĆ, ale będzie to stopniowo wyjaśnione. Na razie fajnie jest wiedzieć, że nie jest się w czarnej D, tylko w bardzo dobrym miejscu. To daje nadzieję. Większą lekkość.

No i dobra wiadomość, że każdy może mieć takie wymarzone życie, jeśli pozna tę wiedzę i ją poprawnie zastosuje. Nie trzeba być geniuszem. To dla wszystkich, którzy to zrobią. To jest chyba najbardziej motywujące.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: