Święty ogień - ebook
Warszawa. Seryjny morderca wybiera ofiary, które nikt nie uzna za grzeszne – prostytutki modlące się różańcem, adwokatów broniących gwałcicieli, nauczycieli kłamiących uczniom. Każde zabójstwo to rytuał. Każda scena zbrodni – cytat z Apokalipsy. Tym razem śledztwo prowadzi komisarz Ewa Krawiec. Ale morderca od początku wie, kim jest… i dlaczego to właśnie ona musi go sądzić. Gdy odkryje, że ofiary łączy z jej rodziną, zrozumie: to nie śledztwo. To sąd. A ona – ostatnia ofiara.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397854703 |
| Rozmiar pliku: | 1 002 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Powieść kryminalna_
_SŁOWO OD AUTORA_
__
_Ta książka narodziła się z pytania, które nie daje mi spokoju od lat:_
_Czy człowiek, który zabija z przekonania, że czyni dobro, jest potworem – czy prorokiem?_
_Nie szukaj tu prostych odpowiedzi. Nie znajdziesz tu bohaterów bez skazy ani morderców bez bólu. „Święty Ogień” to opowieść o wierności, która staje się zemstą, o rodzinie, która się rozpada w imię_
_sprawiedliwości, i o kobiecie, która musi zrozumieć, że sądząc innych, sądzi siebie. Wszystkie postacie są fikcyjne. Ale ich grzechy… są bardzo ludzkie._
_— M z Borowej_
SPIS TREŚCI
Wstęp
Rozdział 1 – Ofiara pierwsza – „Początek końca”
Rozdział 2 – Druga ofiara – „Grzech pychy” Rozdział 3 – Trzecia ofiara – „Zdrada zaufania” Rozdział 4 – Czwarta ofiara – „Milczenie” Rozdział 5 – Piąta ofiara – „Fałszywy obraz”
Wstawka 1: Dziennik Tomasza – Wpis 1 (po Rozdziale 5)
Rozdział 6 – Szósta ofiara – „Zabójstwo nienarodzonych”
Rozdział 7 – Siódma ofiara – „Zdrada małżeńska”
Rozdział 8 – Ósma ofiara – „Handel śmiercią” Rozdział 9 – Dziewiąta ofiara – „Ukorupowany sąd”
Rozdział 10 – Dziesiąta ofiara – „Fałszywy obraz duszy”
Wstawka 2: Dziennik Tomasza – Wpis 3 (po Rozdziale 10)
Rozdział 11 – Jedenasta ofiara – „Sprzedaż zguby”
Rozdział 12 – Dwunasta ofiara –
„Niszczycielska namiętność”
Rozdział 13 – Trzynasta ofiara – „Fałszywa miłość”
Rozdział 14 – Czternasta ofiara – „Zatajenie błędu”
Rozdział 15 – Ofiara Trzydziesta – „Krew Rodu”
Ilustracja: Mapa krypty pod kaplicą św. Anny Wstawka 3: Dziennik Tomasza – Wpis 5 (po Rozdziale 15)
Epilog: Pogrzeb
Wstawka 4: Dziennik Tomasza – Wpis 7 (przed Epilogiem)
WSTĘP
Warszawa nie śpi.
Nawet w nocy, gdy deszcz spłukuje krew z kostki, a wiatr niesie echa modlitw przez puste korytarze kościołów, miasto pamięta. Pamięta grzechy. Pamięta milczenia. Pamięta te, którzy uciekli – i tych, którzy zostali.
W tym mieście ktoś zaczął otwierać pieczęcie.
Nie z nienawiścią.
Nie z szaleństwem.
Ale z głębokim, bolesnym przekonaniem, że Bóg go wezwał.
A na jego drodze stanęła kobieta, która przez całe życie wierzyła w ludzką sprawiedliwość… …aż odkryła, że jej własna krew jest częścią Bożego planu.
To nie jest tylko śledztwo.
To spowiedź.
To ofiara.
To ogień, który oczyszcza – albo pali na popiół.
Czytaj uważnie.
Bo w tej historii… to ty decydujesz, kto jest świętym, a kto mordercą.
ROZDZIAŁ 1: OFIARA PIERWSZA – POCZĄTEK KOŃCA
5:17 rano. Kościół św. Krzyża, Warszawa Deszcz padał od północy. Mokry śnieg przyklejał się do szyb policyjnych radiowozów jak pleśń, a światła uliczne rzucały na mokry bruk długie, drżące cienie, jakby miasto oddychało w gorączce. Komisarz Ewa Krawiec przycisnęła dłoń do prawego boku – stara rana postrzałowa, pamiątka z akcji antyterrorystycznej w 2008 roku, zawsze bolała, gdy padało. Albo gdy czekało ją coś, czego nie chciała zobaczyć.
— Jest w kościele, pani komisarz — powiedział młody posterunkowy, zębami trzaskając z zimna. Miał na imię Kacper, służył od trzech miesięcy, a jego oczy, zwykle pełne entuzjazmu, teraz były szeroko otwarte ze strachu. — Strażnik znalazł ją, gdy otwierał drzwi. Nikt inny nie wchodził. Przysięgam.
Ewa skinęła głową, nie mówiąc nic. Wiedziała, że „przysięgam” w ustach nowicjusza oznacza: „Boję się, że to coś gorszego niż zwykle”. A „zwykle” w jej pracy to gwałty, rozpruty brzuch, zwłoki w worku na śmieci. Ale kościół? To było nowe.
Weszła do wnętrza.
Cisza.
Nie ta zwykła, spokojna cisza modlitwy. Ta była ciężka, jakby powietrze wypełniało coś niewidzialnego – strach, gniew, czy może modlitwa odwrócona do góry nogami. Zapach kadzidła, starych ławek z dębowego drewna i wilgoci mieszał się z czymś ostrzejszym, metalicznym. Żelazem.
— Tam — szepnął Kacper, wskazując prezbiterium.
Ewa ruszyła naprzód, buty cicho stukając o marmurową posadzkę. Witraż św. Krzyża rzucił na ścianę czerwone światło – jak krew spływająca z nieba.
I wtedy ją zobaczyła.
Kobieta leżała na posadzce, ułożona na kształt krzyża – ręce rozpostarte, nogi razem, stopy skierowane ku ołtarzowi. Twarz zakryta białą chustą z koronkami, jakby ktoś chciał jej dać godność w śmierci. Na piersi – różaniec z czarnych paciorków, przewiązany węzłem na gardle, jakby to on był narzędziem.
Ewa przyklękła, nie dotykając ciała. Znała zasady. Ale oczy jej nie kłamały: to nie był akt desperacji. To był rytuał.
— Zdjęliście coś? — zapytała, nie odwracając się.
— Nic, pani komisarz. Tylko zdjęcie. Strażnik zadzwonił od razu. Nie ruszył niczego. — Dobrze. — Wstała, rozejrzała się. Na podłodze, krwią albo czymś gęstszym, ktoś napisał cytat:
„I otworzyłem pieczęć pierwszą… i oto koń biały; a Ten, co na nim jechał, miał łuk, i dano Mu koronę, i wyszedł jako zwycięzca, aby zwyciężać.”
— Apokalipsa 6,2
— To z Biblii — mruknęła.
— Tak. Ale… dlaczego tu? — Kacper spojrzał na ołtarz, jakby spodziewał się, że Bóg odpowie.
Ewa podeszła bliżej do zwłok. Młoda. Może trzydzieści lat. Ubrana w tanie ubranie – spódnica z H&M, bluzka z rozciągniętym dekoltem – ale na nadgarstku złoty bransoletka z inicjałami „M.N.”. W kieszeni spódnicy – portfel. W nim: dowód osobisty, karta klubowa do baru „Eva” na Nowym Świecie… i różaniec z bursztynem, starannie zawinięty w chusteczkę.
— Prostytutka… i katolicyjka? — zapytał głos za jej plecami.
Odwróciła się. To był porucznik Marcin Dąbrowski, jej partner od trzech lat. Młody, bystry, z oczami, które potrafiły zauważyć to, co inni przeoczyli. Ale dziś wyglądał na zmęczonego. Miał pod oczami cienie – jego żona w ciąży, syn miał się urodzić za miesiąc.
— Albo ktoś, kto chciał, by tak wyglądała — odparła Ewa, nie spuszczając wzroku z zwłok. — Zobacz, jak ją ułożył. Delikatnie. Szanująco. Ale zabił ją przez duszenie. Różańcem.
— To sprzeczność.
— Nie. To wiara. On wierzy, że to nie morderstwo. To… ofiara.
Na zewnątrz zaszumiały drzewa. Witraż rzucił na ciało czerwone światło – jak krew.
— To nie jest zwykłe morderstwo, Marcin — powiedziała cicho. — To początek.
6:45 rano. Komenda Stołeczna, Sala Dowodzenia
Biuro było pełne dymu z papierosów i kawy z ekspresu, który od tygodnia nie działał poprawnie. Na tablicy korkowej – zdjęcie ofiary, cytat z Apokalipszy, plan kościoła św. Krzyża, mapa Warszawy z zaznaczonymi punktami.
— Magdalena Nowak, 29 lat — czytał Dąbrowski z ekranu komputera. — Rejestrowana jako osoba towarzyska.
Żadnych skaz, ale kilka zatrzymań za niepokojenie publiczne. Ostatnio pracowała w klubie „Eva” na Nowym Świecie. Mieszkała w wynajętym pokoju na Targówku.
— A różaniec?
— Matka wręczyła jej go przy chrzcie. Z akt parafialnych wynika, że chodziła na msze do 2015 roku. Potem… zniknęła z księgi. Parafia św. Anny w Sulejówku.
Ewa zatrzymała się.
— Sulejówek? Tam mieszkała moja matka. — Zbieg okoliczności — mruknął Dąbrowski, ale jego głos nie brzmiał przekonująco.
— Może. — Ewa podeszła do tablicy, przypiąła zdjęcie różańca. — Ale dlaczego zostawił cytat? Dlaczego w kościele? I dlaczego ten cytat?
— „Pierwsza pieczęć” — powiedział Dąbrowski. — W Apokalipszy jest siedem pieczęci. Każda otwiera nową plagę. — Czyli planuje siedem morderstw? — Albo więcej. Może siedem cykli.
Wtedy zadzwonił telefon na biurku Ewy. — Krawiec.
— Pani komisarz? — głos starszego mężczyzny, suchy jak papier. — Tu redakcja „Wieczoru Warszawy”. Dostał pan
anonimowy list. Podpisany: „Święty”.
Ewa zamarła.
— Przeczytam:
„Szukajcie tam, gdzie grzech wchodzi do domu Bożego.”
— To wszystko?
— Nie. Na końcu…
„Niech komisarz Krawiec prowadzi śledztwo. Ona ma oczy, by zobaczyć prawdę… i serce, by ją znieść.”
Ewa odłożyła słuchawkę. W pokoju zapadła cisza. Nawet ekspres przestał bulgotać.
— To niemożliwe — szepnął Dąbrowski. — Skąd wiedział, że to ty prowadzisz?