Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świrownia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Świrownia - ebook

TY ZDECYDUJESZ KTO UMRZE

Świrownia – tak młodzież nazywa opuszczony budynek szpitala psychiatrycznego znajdujący się na obrzeżach miasta. O tym, jakie sekrety skrywa to miejsce, krążą legendy, ciekawość podsyca liczba wypadków wśród śmiałków, którzy nocą odwiedzili to miejsce. Czwórka przyjaciół planuje tam pojechać, by móc się potem chwalić przed znajomymi. Czy dotrą na miejsce? Czy odkryją tajemnice Świrowni? Czy przeżyją? O tym zdecydujesz TY, Czytelniku!

Połączenie horroru i gry paragrafowej w wykonaniu uznanego autora grozy Łukasza Radeckiego. Mroczna zabawa nie tylko dla młodzieży. Poprowadź grupkę przyjaciół i odkryj sekrety Świrowni. Kluczowe decyzje, które podejmiesz, zaprowadzą Cię do różnych rozdziałów, w tym do jednego z niemal dwudziestu możliwych zakończeń. Czy się odważysz?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8203-089-1
Rozmiar pliku: 992 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Oto książka paragrafowa, czyli taka, w której Ty decydujesz, co się dalej wydarzy. Ty decydujesz, co zrobią bohaterowie. Ale też od Twoich decyzji zależy, czy uda im się rozwikłać zagadki, czy uda im się przeżyć. Wybieraj więc rozważnie. Ciekawe, które z dwudziestu zakończeń odkryjesz.

To gra, w której najważniejszym narzędziem jest Twoja wyobraźnia. Kieruj się rozwagą lub intuicją, jak wolisz. Podążaj do wyznaczonych paragrafów. Może przydać Ci się kartka, na której zapiszesz znalezione przedmioty i poziom baterii (który na początku powinien wynosić trzy kreski). Próbuj różnych rozwiązań — by poznać wszystkie sekrety „Świrowni”, trzeba odwiedzić ją kilka razy.

Zapraszam.PROLOG

1.

Korytarz dudnił od kroków przerażonej młodzieży. Bieg­li najszybciej, jak się dało, wiedząc, że od tego zależy ich życie. Wyprawa do ruin starego Szpitala Psychiatrycznego im. Antoniego Kępińskiego miała być zabawą, zwariowaną rozrywką, która miała dostarczyć im odrobiny emocji, tymczasem przerodziła się w walkę o przetrwanie. Główny prowodyr tej wyprawy, Marcin, biegł najszybciej, również dlatego, że z całego towarzystwa to on najmniej pił, w zamian przyjmując najróżniejsze substancje pobudzające. W końcu to miała być szalona impreza w miejscu rodem z horrorów.

Niestety, horror okazał się prawdziwy.

— Zbliża się! — krzyknęła jedna z dziewczyn, ale nikt się nie obejrzał. Widzieli już wystarczająco przerażających rzeczy podczas tej nocy i nie chcieli doświadczać kolejnych.

Dotarli do schodów prowadzących do głównego holu i pędem pognali w górę. Chłopcy przepychali się szybciej, nie dbając w ogóle o przerażone dziewczęta, które wręcz zanosiły się od płaczu.

Marcin naparł na drzwi bez zastanawiania się, czy będą zamknięte. Zamek zgrzytnął, ale nie ustąpił.

— Zamknięte! — oznajmił, nawet zbytnio się nie dziwiąc. To przecież wydawało się takie oczywiste.

— Co?! — spytał stojący obok niego Piotr. — Przecież tędy weszliśmy!

— Ale tędy już nie wyjdziemy! — odparował Marcin. — Chcesz sam sprawdzić? — zapytał złośliwie, ale jego kumpel już szarpał za klamkę.

— Cholera! — zaklął. — Naprawdę zamknięte!

— A co ty myślałeś, że ja sobie jaja robię!

— Ratunku! — wrzasnęła kolejna z dziewczyn. Tym razem wszyscy się obejrzeli.

Napastnik pojawił się na końcu korytarza. Jego wielgachna postura i dziwaczny, a zarazem przerażający strój sprawiły, że do krzyku dołączyli nawet niektórzy z chłopaków. Część z nich natychmiast wytrzeźwiała, żałując w myślach, że dali się namówić na ten melanż, który miał przecież przejść do historii. Snopy latarek panicznie zatańczyły na mrocznych ścianach, szukając innego wyjścia.

— Do windy! — zakomenderował Marcin i nie czekając na reakcje innych, rzucił się w stronę jednego z odgałęzień korytarza.

— Czekaj! — Piotr wzniósł ręce w rozpaczliwym geście.

Biegnij z Marcinem — idź do 8

Zostań z Piotrem — idź do 5

2.

— Błagam! Otwórzcie się! — Dziewczyna nie ustępowała i nerwowo szarpała za klamkę. Jej koleżanka waliła w drzwi pięściami, jakby mogło to im w czymkolwiek pomóc. Marcin odsunął nerwowo obydwie, łapiąc je bezceremonialnie za kaptury bluz i odciągając za siebie.

— Ja to zrobię... — wymamrotał, mrużąc oczy, by skoncentrować się na celu. Piotrek oświetlił pordzewiałą klamkę, wierząc otumanionym umysłem, że w ten sposób pomaga koledze i jest do czegoś przydatny. Tymczasem Marcin kopnął z całej siły raz, a potem drugi, wreszcie trzeci, ale drzwi ani drgnęły. W końcu były to drzwi w szpitalu psychiatrycznym (nawet jeśli już opuszczonym), a jako takie, nawet zamknięte musiały powstrzymać znacznie silniejszych osobników niż nabuzowany i niezbyt trzeźwy nastolatek.

— Zawracamy! — zdecydował Piotrek i nie czekając na pozostałych, odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Dziewczyny pognały za nim. Marcin wzruszył ramionami i udał się za resztą ekipy.

Idź do 7

3.

Marcin odwrócił się gwałtownie, gdy tylko poczuł dotknięcie na plecach. Otumanione zmysły sprawiły, że pomyślał, iż wpadł już w ręce ścigającego ich oprawcy. Zanim uświadomił sobie pomyłkę, stracił równowagę i poleciał do tyłu. W ostatnim przebłysku świadomości złapał za rękaw Piotra w nadziei, że się uratuje. Niestety, pociągnął go za sobą.

Chwilę później ze zgrzytem łamanych kości obaj uderzyli o betonową posadzkę kilka metrów niżej.

Idź do 9

4.

Piotrek rzucił się do przodu, odruchowo łapiąc za rękę jedną z dziewczyn. Latarka zadrżała mu w dłoni, gdy próbował rozświetlić ciemności i znaleźć jakieś inne wyjście. Gdy tu wchodzili, wszechobecny mrok i obskurne ściany pokryte brudem i grzybem dodawały upiornego klimatu ich szalonej wyprawie. Dreszczyk emocji towarzyszący szalonemu melanżowi ustąpił jednak miejsca prawdziwej grozie, gdy odkryli, jaki sekret skrywa opuszczony szpital psychiatryczny.

Teraz walczyli o życie.

— Tam! — krzyknął Marcin, wskazując strumieniem światła prostokąt drzwi w końcu korytarza. Pełni nadziei pobiegli we wskazanym kierunku. Dziewczyny pierwsze dopadły do framugi i zaczęły szarpać za klamkę.

— Zamknięte! — z piskiem przerażenia oznajmiła jedna z nich. Piotrek nie mógł nawet sobie przypomnieć jej imienia.

Zawróć i szukaj innej drogi — idź do 7

Próbuj wyłamać drzwi — idź do 2

5.

— Na co niby chcesz czekać? — zdziwił się Marcin. — Wiejemy!

— Ale którędy? Nie sądzisz, że on chce nas gdzieś zagonić? Jesteśmy jak owce!

Marcin chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu pisk przerażonych dziewczyn. Oprawca pojawił się na końcu korytarza. Skierowali w jego stronę światła latarek, ale to wywołało jeszcze większą erupcję paniki. Marcin nie dostrzegł zbyt wiele, ale na pewno z gościem było coś nie tak. Odsłonięte mięśnie, czarne skóry i… jakieś pióra? No i te wielkie pazury, którymi się zasłonił, gdy oświetlili go latarkami...

Chłopak potrząsnął głową, z całego serca żałując, że doprowadził się do takiego stanu, który nie pozwalał mu teraz trzeźwo myśleć.

— Wiejemy... — powtórzył tylko zbielałymi ze strachu wargami. Tym razem Piotr nie oponował.

Idź do 8

6.

Piotrek zmrużył oczy, próbując odzyskać ostrość widzenia. Cały świat zdawał się lekko kołysać, zupełnie jakby znalazł się na statku. Zobaczył, że Marcin pochyla się nad szybem windy, przez co wyglądał jak ktoś, kto chce doń wskoczyć. Zanim dotarła do niego niedorzeczność tego pomysłu, wyciągnął gwałtownie ręce i szarpnął kumpla z zamiarem odciągnięcia go od ciemnej przepaści. Otumaniony Marcin pomyślał jednak, iż wpadł właśnie w ręce ścigającego ich oprawcy. Szarpnął się gwałtownie, instynktownie odskakując do tyłu. Gdy jedna ze stóp straciła oparcie, wyciągnął przed siebie palce, kurczowo łapiąc rękaw Piotra w nadziei, że się uratuje. Niestety, pociągnął go za sobą.

Chwilę później ze zgrzytem łamanych kości obaj uderzyli o betonową posadzkę kilka metrów niżej.

Idź do 11

7.

Ekipa biegła tak szybko, jak pozwalały im panujące wokół warunki. Wszyscy żałowali, nie tylko tego, że w ogóle tu przyszli, ale również tego, do jakiego stanu się doprowadzili. Możliwe, że gdyby byli przytomniejsi, mieliby większe szanse. Może zwróciliby uwagę na brak odgłosów świadczących o pościgu, może dostrzegliby, że oprawca przestał ich gonić, a tylko stoi przyczajony w mroku, nieopodal otwartego szybu windy, obok którego właśnie przebiegali. W obecnym stanie umysłów zauważyli go dopiero w ostatniej chwili.

A wtedy było już za późno.

Wszystko rozegrało się w mgnieniu oka i w błysku upadających latarek, które tylko na chwilę oświetliły wyłaniającą się z ciemności upiorną potężną sylwetkę z wielkimi łapami zakończonymi ogromnymi pazurami.

Napastnik popchnął Piotra, który zatoczył się i wpadł do szybu. Marcin w przebłysku świadomości rzucił się do przodu i zdążył złapać kumpla za rękaw. Zaparł się, próbując go utrzymać, ale sekundę potem poczuł silne kopnięcie w plecy. Poleciał do przodu i pochłonęła go ciemność...

Dziewczyny uciekły z krzykiem, zagłuszając nim łoskot upadających ciał.

Idź do 9

8.

Wszyscy ruszyli wzdłuż odpadającej, obmierzłej elewacji, zagłębiając się w otchłani zatęchłych labiryntów, które jeszcze niedawno tak bardzo ich rajcowały. Szczęśliwie szybko dotarli do drzwi windy. Niestety, dopiero tutaj zdali sobie sprawę, że ta jest nieczynna. Mroczna jama zdawała się kpić z ich zawiedzionych nadziei.

— Idiota! — rzucił Piotr. — Chcesz tam wskoczyć?

— Moment! — odparował Marcin. — Zobaczę, może jest tu jakaś drabina, cokolwiek...

— W szybie windy? Lepiej szukajmy schodów przeciwpożarowych. Na pewno gdzieś jakieś są!

— Sam sobie szukaj!

— On tu idzie! — piskliwy krzyk oznajmił im po raz kolejny, że nie mają wiele czasu na decyzję.

Sprawdź szyb windy — idź do 10

Szukaj innego wyjścia — idź do 4

9.

Oprawca zatrzymał się przy szybie i zajrzał do środka. W mętnym świetle latarek, które jakimś cudem nie rozbiły się podczas upadku, zobaczył dwa poskręcane ciała. Usatysfakcjonowany widokiem krwi odwrócił się i odszedł, porzucając pogoń za pozostałymi.

Idź do 11

10.

Przerażone nastolatki uciekły, kiedy tylko masywna sylwetka oprawcy pojawiła się w mroku korytarza. Ten się jednak nie śpieszył. Szedł pewnym, zdecydowanym krokiem. Jego ciężkie obuwie dudniło echem odbijającym się od ponurych ścian.

Marcin nie pobiegł za innymi. Oparł się jedną ręką o mur i zajrzał do szybu windy, świecąc sobie latarką.

— Co robisz? — Piotrek już miał pogonić za resztą, ale zatrzymał się, martwiąc się o przyjaciela. Wychowali się w jednej dzielnicy, niejedno już razem przeszli, nie mógł go teraz zostawić. Zmrużył zamroczone alkoholem oczy i wyciągnął dłoń w stronę Marcina.

Złap go — idź do 3

Szarpnij nim — idź do 6GRA STRACHU
ŚWIROWNIA

11.

Paczka siedziała tradycyjnie na swojej ławeczce pod blokiem. Znudzona Beata, szkolna piękność, tuliła się do Krzyśka, swojego wysportowanego chłopaka. Pati, jej przyjaciółka, zawsze pozostająca w cieniu koleżanki, scrollowała ekran telefonu. Bartek, ostatni z paczki, masywny, wesoły chłopak, gapił się na nią wzrokiem zbitego psa.

— Ej, zróbmy coś fajnego! — rzuciła Beata.

— Idziemy na lody? — zaproponował Krzysiek.

— Weź, przestań — jęknęła dziewczyna. — Mam na myśli coś naprawdę fajnego. Coś nietypowego. Szalonego?

— Poszukamy dorywczej pracy? — złośliwie podrzucił Bartek.

— Jesteście beznadziejni — skwitowała Beata. — Pati, pomóż mi.

— Może to? — Przyjaciółka pokazała im ekran telefonu. Widniał na nim tytuł artykułu w jakiejś gazecie.

KOLEJNA OFIARA STAREGO SZPITALA

— To o Świrowni? — zapytał Bartek.

— Tak — odparła Pati. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową. Świrownią młodzież ochrzciła stary szpital psychiatryczny znajdujący się na obrzeżach miasta. W zasadzie nikt nie pamiętał, skąd wzięła się ta nazwa, tak jak nikt nie pamiętał, kiedy właściwie zamknięto tamtejszy oddział leczniczy, a sam budynek przeznaczono do rozbiórki. Pustostan straszył w środku lasu, a szukająca wrażeń młodzież wybierała się tam na nocne wypady. Kilka z nich zakończyło się tragicznie, gdy znajdujące się pod wpływem nastolatki spadły w głąb szybu nieczynnej windy. Jak wynikało z artykułu, nikogo to jednak nie odstraszało.

— To nowy artykuł? — spytał Krzysiek.

— Nie, sprzed kilkunastu dni.

— No dobra... — wtrąciła Beata. — I do czego niby ma to nas doprowadzić?

— Po prostu pomyślałam, że to byłoby coś, co potem wspominalibyśmy przez całe lata — odparła Pati. — Wiecie, wyprawa do przeklętego miejsca. Może nawiedzonego? — dodała z wyraźnym przejęciem w głosie.

— Jak u Kinga — podsunął Bartek. — Wiecie, jak w tym opowiadaniu „Ciało”, w którym kilku chłopaków szło zobaczyć zwłoki na torach...

— O czym wy mówicie?! — Beata wzniosła do góry ręce. — Pogięło was całkiem? Jakie ciało? Jakie zwłoki?

— Pamiętam. — Krzysiek zignorował zachowanie ukochanej. — Widziałem kiedyś film na motywach tego opowiadanka. Tylko przecież tam żadnych zwłok nie będzie. Przecież ten artykuł jest sprzed kilku dni...

— Wiem, nie chodzi mi przecież o oglądanie trupa... — jęknęła Pati. — Chodzi o samo miejsce... Wiecie, takie, w którym wydarzyło się coś strasznego...

— Dobra, niech dobrze to zrozumiem — wtrącił Krzysiek. — Mamy pojechać do Świrowni, żeby zobaczyć miejsce, gdzie zginęły te wszystkie nastolatki?

— Nie. Chodzi o to, żebyśmy po prostu pojechali do Świrowni. Żebyśmy zobaczyli te ruiny. Bo przecież w końcu ją rozbiorą. Może w tym roku, może w przyszłym, ale zrobią to na pewno — tłumaczyła cierpliwie Pati. — A ja akurat nigdy nie byłam w takim miejscu...

— Masz na myśli pustostany? — zdziwiła się Beata. — Też mi frajda... Mało to takich?

— Chyba nawet widziałem kiedyś taką stronę, opuszczone.pl. — Krzysiek sięgnął do kieszeni spodni i wyjął swój telefon. — Mogę sprawdzić, czy nie ma czegoś fajnego w pobliżu...

— Pewnie pełne narkomanów i meneli, którzy zrobili sobie tam miejscówę… — Beata wydęła pogardliwie usta.

— Nosz kurier! — Pati użyła ich sekretnego największego przekleństwa, którego używali zamiast wulgaryzmów, od kiedy Beti uznała pewnego razu, że te są passe i nie będą kląć jak reszta nastolatków. Wbrew pozorom nie było tak trudno się przestawić.

— Co może być bardziej fajnego niż stary, opuszczony szpital psychiatryczny? — spytała Patrycja. — To przecież jak z najlepszych horrorów! Nie czujecie tego?

— Noooo, niespecjalnie — przyznała Beata, ale jej mina pozwoliła Bartkowi na wysnucie innego wniosku.

— Pękasz — zawołał z uśmiechem. — Wielka Beti po prostu się boi!

— Stary, daj spokój! — Krzysiek jak zwykle pośpieszył z pomocą swojej dziewczynie.

— O nie, nie tym razem! — kontynuował jeszcze weselszy Bartek. — Wielka Beti, która zawsze rozstawia nas po kątach, planując każdy krok, zwyczajnie tchórzy! A mała Pati — tu objął, niby przypadkowo, przyjaciółkę — wpadła na wspaniały pomysł! I Beti wymyśla narkomanów i meneli, żeby nas od niego odwieść, a chodzi o zwykły strach, który ściska ci...

— Bartek! — krzyknął Krzysiek, zaciskając pięści. — Ogarnij się!

— Czekaj! — Beata odzyskała rezon i wyszła zza osłaniającego ją własną piersią partnera. — Dam sobie radę. — Odwróciła się w stronę Bartka i Pati, wysunęła odważnie podbródek, jak zawsze wtedy, kiedy była pewna swoich słów. — Nie chodzi o strach, tylko o rozsądek... — zaczęła, ale gdy tylko wypowiedziała te słowa, sama w nie zwątpiła. Głośny śmiech Patrycji i Bartka jeszcze pogłębił to uczucie. Nabrała tchu, bo wiedziała już, co chce powiedzieć.

Wykaż się racjonalizmem, spróbuj przekonać ekipę — idź do 33

Nie pękaj, podejmij wyzwanie i podbij stawkę — idź do 19

12.

— Co to ma być? — Beata zapytała drżącym głosem. Krzysiek wzruszył ramionami, ale jego mina wyrażała największe obrzydzenie, nad którym nie mógł zapanować.

— Kolejna chora zabawa tego psychola, który nas więzi — powiedział, siląc się na zdecydowany ton. — Myślę, że musimy poszukać klucza... W tym... — dodał, wskazując akwarium latarką. Błyski światła zalśniły na chitynowych pancerzach i oślizgłych korpusach wijących się wewnątrz robali.

— Nie ma mowy... — Patrycja aż zadrżała ze wstrętu. — W życiu nie włożę tam ręki!

— Ja też nie! — krzyknął Bartek.

— Ani ja! — dorzuciła Beata.

— No i chyba do reszty was Jezus opuścił, jeśli myślicie, że ja to zrobię — skwitował Krzysiek. — Co chwilę jest wszystko na mnie... I nie ma, skończyło się! Albo robi to któreś z was, albo siedzimy tutaj do usranej śmierci. A może nie takiej usranej, biorąc pod uwagę tego psychola — powiedział, wskazując drzwi, którymi tutaj wbiegli. — No, chyba że przybiegnie z tamtej strony… — wzruszył ramionami. — A ktoś tu chyba mówił, że czas ma znaczenie, prawda? — spytał, spoglądając znacząco na Bartka.

— Wal się — burknął Bart, blady jak ściana. — Nie będziesz mi tu robił wjazdów na psychę...

— Sam się wal — odwarknął Krzychu. — Sami wjeżdżacie na moją jak tiry na autostradę. Chcecie wyciągnąć stamtąd klucz, musicie to zrobić sami. Ja tam ręki nie włożę.

— Pękasz? — podjudzał go Bartek.

— Daj mu spokój. — Beata popchnęła chłopaka, ale równie dobrze mogła próbować przepchnąć ścianę. — On ma entomofobię — dodała, spoglądając na Krzyśka ze współczuciem. Ten opuścił głowę, ale za chwilę znów dumnie ją uniósł i spojrzał w twarze przyjaciół.

— Tak, to prawda — wyznał. — Mam entomofobię, panicznie boję się robactwa.

— Stary, poważnie? — zdziwił się Bartek. — Nie wiedziałem… Sorry, chłopie — powiedział i podszedł, wyciągając do niego pojednawczo dłoń. — Naprawdę przepraszam...

— Luz. — Krzychu znów wzruszył ramionami. — Nie zmienia to faktu, że któreś z was musi tam poszukać klucza.

— Niekoniecznie. — Patrycja podeszła do stolika i pchnęła akwarium. — O cholera... Przyklejone? — zauważyła ze zdziwieniem.

— Przewróć stolik — podsunęła Beata. Dziewczyna spróbowała i tego, ale okazało się, że i on jest przykręcony do podłogi.

— Nie da rady — jęknęła przestraszona. — Musimy w tym grzebać...

— To które z nas? — spytała Beata.

— Dobra, ja to zrobię. — Bartek podszedł do akwarium. Wyraźnie chciał odpokutować za swoją opryskliwość wobec Krzyśka. Stanął nad pojemnikiem, westchnął ciężko i podwinął rękaw. Zdjął plastikowe wieko i mimowolnie jęknął na widok wijących się i pełzających stworzeń.

— Przepraszam, nie mogę — powiedział, opuszczając głowę i odchodząc od stolika. — To zbyt obrzydliwe.

— Ktoś to musi zrobić — powiedziała Patrycja. — Losujmy.

— Ja odpadam — zaznaczył Krzysiek.

— Okej, to losujemy z naszej trójki — zgodziła się dziewczyna. Bartek chciał już zaprzeczyć, ale po pierwsze wciąż było mu wstyd ze względu na Krzycha, a po drugie nadal chciał zaimponować Pati.

— Chyba że macie jakieś inne pomysły? — podsunęła z nadzieją Beata.

— Nie mamy na to czasu — ucięła Patrycja. — Szybko, zanim ten psychol się pojawi.

Jeśli wybierasz Bartka — idź do 185

Jeśli wybierasz Patrycję — idź do 133

Jeśli wybierasz Beatę — idź do 189

Jeśli jednak przekonasz Krzyśka — idź do 136

13.

Ktokolwiek powybijał szyby w drzwiach wejściowych, zrobił to dawno temu. Kawałki szkła leżały na kamiennej posadzce po obu stronach framugi, mocno przysypane kurzem i gruzem. Bartek, świecąc pod nogi, szedł powoli do przodu. Kawałki szkła zgrzytały pod podeszwami jego adidasów. Patrycja podążała tuż za nim, niemal na palcach, jakby się bała, że odłamki mogą przebić jej tenisówki. Oboje patrzyli na podłoże, szybko więc znaleźli potwierdzenie historii o przebywających tutaj dzikich lokatorach albo nastoletnich imprezowiczach. Wśród kurzu i gruzu walały się niedopałki papierosów. Dostrzegli też kilka brudnych butelek po wódce i tanich winach oraz kilka puszek po piwie. Niektóre były już mocno zardzewiałe, inne ledwie zakurzone.

— To by było tyle, jeśli chodzi o meneli — zauważył Bartek.

— O co chodzi? — spytał Krzysiek. Wciąż stał przed wejściem, obejmując jedną ręką Beatę, świecąc w plecy pozostałej dwójki przyjaciół. Wmawiał sobie, że rozsądnie zabezpiecza ich tyły, w rzeczywistości jednak szykował się do ucieczki, gdyby zostali nagle zaatakowani przez dzikich lokatorów. Ucieczka oczywiście miała na celu uratowanie jego przerażonej ukochanej i w żadnym wypadku nie wiązała się z jego lękiem i obawami. Przynajmniej tak sam sobie wmawiał.

— Jeśli byliby tu jacyś menele, to raczej nie daliby zardzewieć puszkom — wyjaśnił Bartek. — Zaryzykuję stwierdzenie, że dawno tu żadnych nie było.

— Wchodzicie czy nie? — spytała Pati.

— Idziemy — syknęła Beata, niechętnie ruszając do przodu. Krzysiek, równie niechętnie, podążył za nią.

Wejście prowadziło do niewielkiego korytarza, w którym walało się jeszcze więcej gruzu i śmieci. Ściany były pomazane sprejem, w niektórych miejscach było widać wyrwy, sterczące pręty zbrojeniowe i dziury po przewodach.

— Ha! — ucieszył się Bartek. — Ale miedź ze ścian wyrwali — stwierdził wesoło. — Czyli trop nie był błędny.

— Ciebie to naprawdę bawi? — spytał z niedowierzaniem Krzychu. Jego niepokój wzrastał z każdą chwilą, co potęgował jeszcze smród, jaki panował w tym pomieszczeniu. Bez wątpienia koczujące tutaj grupy, nieważne, czy młodzieży, czy meneli, korzystały z niego również jako z latryny. — Lepiej świeć pod nogi, bo nie wiadomo, w co wdepniemy.

— To też jest pozytyw — powiedział Bartek. — Skoro imprezy i toaletę mieli w tym korytarzu, to może nie wchodzili zbyt głęboko do środka?

— Albo cały środek tak wygląda, że aż musieli iść akurat do ogrodu — wtrąciła Patrycja. — Przepraszam, tak mi się skojarzyło.

— Nie, no całkiem słuszna uwaga. — Bart tylko ścisnął łagodnie jej dłoń i uśmiechnął się czule. — Zaraz się przekonamy.

Idź do 137

14.

Bartek spojrzał na dziewczyny próbujące wdrapać się na szczyt gruzowiska, potem na towarzyszy, i podjął decyzję. Podniósł ciężki kawał gruzu i ruszył w stronę zbliżających się kroków.

— Stój. — Uratowany osiłek położył mu ciężką dłoń na ramieniu. — To nie ma sensu. Uciekamy górą.

— Nie dam rady… — Bart próbował tłumaczyć, ale chłopak nie czekał. Podbiegł do gruzowiska, bez ceregieli złapał Beatę za talię i jakby nie stanowiło to dla niego najmniejszego wysiłku, posadził ją sobie na barana.

— Wstawaj i przeciskaj się przez wnękę! — rzucił krótko. Beacie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Dzięki pomocy bez problemu dosięgnęła szczytu gruzowiska i zaczęła się przeciskać do zbawczego wyjścia. W tym czasie osiłek już podsadził Patrycję. Bart stał przestraszony, patrząc co chwilę, czy nie pojawia się Zbieracz. Krzysiek chciał oponować, gdy osiłek odwrócił się do niego, ale szybko uświadomił sobie, że nie ma szans ani w walce ze Zbieraczem, ani z przekonaniem tego dryblasa do zarzucenia pomysłu podrzucenia go do góry. Na szczęście chłopak tylko splótł dłonie, dając mu do zrozumienia, że podsadzi go, pozwalając zachować resztki godności.

Kroki wciąż się zbliżały.

— Szybciej. — Osiłek zwrócił się do Bartka, który wciąż się wahał, mimo że Krzychu już zdążył przecisnąć się przez lukę w gruzowisku.

— Jestem za ciężki — bąknął Bart.

— Nie wiesz, jakie ciężary dźwigałem, dajesz. — Chłopak przykucnął, przygotowując podpórkę z dłoni. — Nie mamy dużo czasu.

Rzeczywiście, na końcu korytarza pojawił się Zbieracz Łez. Gdy dostrzegł ścigane ofiary, rozczapierzył swoje pazury i przyśpieszył kroku. Bartek nie wahał się już ani chwili. Oparł się na ramionach osiłka i postawił stopę na przygotowanych dłoniach. Chłopak wyprostował się, stękając ciężko, ale podniósł Barta na wysokość pozwalającą mu swobodnie sięgnąć wnęki przy suficie. Pojawiły się w niej dłonie Krzycha, który złapał przyjaciela i ze wszystkich sił pociągnął w swoją stronę. Bart zniknął w środku i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że nikt nie pomoże wdrapać się tutaj ich wybawcy. Już chciał coś powiedzieć do stojących po drugiej stronie gruzowiska, gdy rozległ się dziki wrzask, który przerodził się w głośny okrzyk bólu.

Zbieracz Łez dopadł kolejną ofiarę.

Idź do 145

15.

Zniechęcona grupa dotarła do rozwidlenia. Naprzeciwko znajdowały się szklane drzwi zamalowane na biało, po dwóch stronach korytarz rozchodził się na boki, prowadząc w głąb labiryntu. Korytarz po prawej był w miarę czysty, za to ten po lewej wprost odpychał swoim wyglądem. Na ścianach widniały dziwne zacieki, na podłodze utworzyły się brudne kałuże. Wilgoć była wszechobecna.

— Co robimy? — spytała Patrycja.

— Powinniśmy trzymać się lewej strony — stwierdził Krzysiek. — Najlogiczniejsza zasada łażenia po labiryntach.

— Według mnie wyjście powinno być na wprost — oznajmił Bartek.

— To trochę nielogiczne, żeby do wyjścia trzeba było iść tak daleko — zauważyła Beata.

— Tak samo jak cholernie logiczne jest chodzenie gdzieś na boki — odparował Bart. — Nieważne, lewo czy prawo...

— Dobra, decydujemy — skwitował Krzysztof.

Jeśli wybierasz czysty korytarz — idź do 86

Jeśli wybierasz obskurny korytarz — idź do 138

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: