- W empik go
Sylas. Skryba, towarzysz Pawła z Tarsu - ebook
Sylas. Skryba, towarzysz Pawła z Tarsu - ebook
"Synowie Pocieszenia" tom 5
Wspaniała proza i fascynująca kreacja postaci, to rys charakterystyczny serii „Synowie Pocieszenia”. Historie pięciu mężczyzn, znanych z kart Pisma Świętego, którzy z wiarą poszukiwali Boga, żyjąc w cieniu wybranych przez Niego przywódców.
Kaleb, Aaron, Jonathan, Amos, Sylas odpowiedzieli na wezwanie Boga, by służyć Mu wiernie, bez rozgłosu ani sławy.
SYLAS... jeden z pięciu mężczyzn, którzy żyjąc bez rozgłosu – zmienili wieczność
MAJĄTEK ZAPEWNIAŁ MU WYSOKĄ POZYCJĘ SPOŁECZNĄ
POSŁUSZEŃSTWO SKŁONIŁO GO DO ROZDANIA POSIADANYCH BOGACTW
DZIĘKI POKORZE POŚWIĘCIŁ ŻYCIE SPISYWANIU SŁÓW INNYCH
Po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Piotr i Paweł nauczali wszystkie narody, zanosząc Dobrą nowinę każdemu, kto zechciał jej słuchać. Wrogowie uciszyli ich w końcu, lecz wtedy skryba, który spisywał słowa Apostołów, przekazał je przyszłym pokoleniom
FRANCINE RIVERS
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63097-47-9 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KALEB: Wojownik i szpieg
AARON: Arcykapłan, brat Mojżesza
JONATHAN: Syn Saula, przyjaciel Dawida
AMOS: Prorok, pasterz z Tekoa
SYLAS: Skryba, towarzysz Pawła z Tarsu
Tych pięciu ludzi odpowiedziało na wezwanie Boga, by służyć Mu wiernie, bez rozgłosu ani sławy. Oddali wszystko, wiedząc, że za życia mogą nie otrzymać nagrody. Niech ci pełni wiary mężowie, których historii nie wolno nam zapomnieć, będą dla Ciebie wezwaniem do pójścia w ich ślady.Chciałabym wyrazić wdzięczność mojemu mężowi, Rickowi Riversowi, za to, że wysłuchiwał moich pomysłów, poddawał je krytycznej analizie i zachęcał mnie do pisania, podczas gdy pracowałam nad serią książek, w skład której wchodzi i ta. Dziękuję również Peggy Lynch, która zadawała mi odpowiednie pytania. Odpowiedzi na nie szukałam w Biblii, staranniej analizując jej przekaz. Chcę także złożyć szczególne podziękowania Kathy Olson. Ma talent do zręcznego skracania tekstów, udzielała mi porad warsztatowych. Na koniec – choć nie mniej gorąco – chciałabym podziękować wszystkim pracownikom wydawnictwa Tyndale za wysiłek, dzięki któremu napisane przeze mnie historie mogły dotrzeć do rąk czytelników. Stworzenie książki to od początku do końca praca zespołowa.
Dziękuję wszystkim, którzy przez lata modlili się za mnie, także podczas realizacji tego, szczególnego przedsięwzięcia. Niech Bóg posłuży się moją opowieścią – niech niniejsza książka zbliży czytelników do Chrystusa, naszego ukochanego Pana i Zbawiciela.Wstęp
DROGI CZYTELNIKU,
Oto ostatnia z serii pięciu krótkich powieści traktujących o biblijnych bohaterach, którzy służyli Bogu i ludziom, pozostając w cieniu innych. Żyli w czasach starożytnych, w kulturze odmiennej od naszej – a mimo to można odnieść ich losy do życia każdego z nas i trudnych problemów, z jakimi zmagamy się we współczesnym świecie. Znajdowali się w niezwykle trudnych sytuacjach, wykazywali się odwagą, podejmowali ryzyko, postępowali w nieoczekiwany sposób. Żyli śmiało, czasami popełniali błędy – bardzo poważne błędy. Nie byli ludźmi idealnymi, jednak Bóg w Swoim nieskończonym miłosierdziu posłużył się nimi dla realizacji Swojego doskonałego planu ukazywania Siebie światu.
W dzisiejszych czasach wielu ludzi znajduje się w desperacji, miliony szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Ukazani w niniejszej serii powieści bohaterowie wskazują nam drogę. Rzeczy, których możemy się od nich nauczyć, pozostają tak samo aktualne jak tysiące lat temu, kiedy owi bohaterowie żyli.
Są postaciami historycznymi, zaś tworząc swoje opowieści o życiu każdego z nich, opierałam się na przekazie biblijnym. Aby zapoznać się ze znanymi nam faktami z życia Sylasa, zwanego też Sylwanem, zajrzyj, Drogi Czytelniku, do Pisma Świętego – do Dziejów Apostolskich (Dz 15,22-19,10); jest o nim także mowa w 2 Liście św. Pawła do Koryntian (1,19), w 1 Liście św. Pawła do Tesaloniczan (1,1), w 2 Liście św. Pawła do Tesaloniczan (1,1) oraz w 1 Liście św. Piotra (5,12).
Z drugiej strony niniejsza książka zalicza się do gatunku powieści historycznej, a zatem fikcji literackiej. Zarys opisanej historii pochodzi z Biblii – tworząc, wyszłam od podanych nam przez Pismo Święte faktów. Osnowę tę obudowałam fikcyjną akcją, dialogami, wykreowanymi przeze mnie wewnętrznymi motywacjami bohaterów, wprowadziłam także tu i ówdzie zmyślone postaci, które w moim poczuciu pasują do opisanych w Biblii sytuacji. Starałam się w każdym miejscu pozostać wierną przekazowi biblijnemu, dodając doń jedynie to, co uznałam za niezbędne, aby pomóc Czytelnikowi zrozumieć przekaz Pisma Świętego.
Najbardziej autorytatywnym dla chrześcijanina tekstem jest jednak samo Pismo Święte. Dlatego zachęcam Cię, Drogi Czytelniku, do jego lektury, dla lepszego zrozumienia jego rzeczywistego przekazu. Modlę się, abyś czytając Biblię, zdał sobie sprawę z ciągłości, spójności i potwierdzania się planu, jaki Bóg przygotował dla nas na całe wieki – planu, który dotyczy także Ciebie.
Francine RiversProlog
Sylas zbliżał się do domu, w którym ukrywali się Piotr i jego żona. Był smutny – przynosił im złe wiadomości. Zapukał cicho, trzykrotnie, a potem wszedł do izby, w której często modlili się długimi godzinami albo spotykali się z braćmi i siostrami w Chrystusie.
I tym razem Sylas zastał Piotra i jego małżonkę na modlitwie. Kobieta podniosła głowę, uśmiechając się, ale na widok miny Sylasa spoważniała.
– Musimy stąd odejść – odezwał się ściszonym głosem, pomagając jej wstać. – Pojmano Pawła – wyjaśnił, pomagając Piotrowi. – Żołnierze szukają was w całym mieście. Musicie je opuścić jeszcze tego wieczoru. – Ruszyli do wyjścia. – Jest ze mną Apelles – kontynuował Sylas. – Wskaże wam drogę.
– A co z tobą? – spytał ponuro Piotr, zatroskany. – Musisz ujść razem z nami. Służyłeś za sekretarza i mnie, i Pawłowi. Ciebie także będą chcieli znaleźć.
– Wkrótce wyruszę waszym śladem. Kiedy Apelles mnie ostrzegł, pracowałem właśnie nad nowym zwojem. Muszę wrócić do siebie, sprawdzić, czy wysechł atrament, a potem spakować zwój razem z pozostałymi.
Piotr pokiwał w strapieniu głową. Po chwili Sylas zniknął we wnętrzu domu, w którym się zatrzymał. Wszystkie zapisane przez niego zwoje papirusu były pozwijane, starannie opakowane w skórzane pokrowce i złożone w jednym miejscu. Sylas wiedział, że pewnego dnia będzie musiał wziąć je i uciekać z miasta. Pozostał tylko jeden zwój, nad którym aktualnie pracował. Sylas zdjął przytrzymujące go przyciski, zwinął papirus i ostrożnie schował go do pokrowca. Po chwili zarzucił na plecy worek ze wszystkimi zwojami. Musiał ich dobrze strzec, czuł się za nie odpowiedzialny.
Wyszedłszy na ulicę, zobaczył znowu Piotra i jego żonę; stali w towarzystwie Apellesa. Sylas ruszył biegiem w ich stronę.
– Co tu jeszcze robicie?! – spytał.
– Nie chcieli cię zostawiać! – wyjaśnił Apelles, bardzo zaniepokojony.
Sylas był wzruszony postępowaniem przyjaciół, jednak martwił się o ich los.
– Chodźmy już – szepnął. – Musimy się pospieszyć!
Apelles uspokoił się trochę.
– Za bramą miasta czeka powóz – powiadomił. – Pomyśleliśmy, że lepiej będzie zaczekać, aż zrobi się ciemno i skończy się zakaz poruszania się wozów. Teraz łatwiej nam będzie się wyślizgnąć.
Piotr był dobrze znaną w Rzymie postacią. Mógł zostać szybko rozpoznany. Dlatego lepiej było opuścić miasto w ciemnościach, pośród wjeżdżających wozów z towarami.
Piotr poruszał się z trudnością, obejmując żonę i wspierając się częściowo na niej.
– Kiedy żołnierze przyszli po Pawła? – spytał.
– Dziś rano. Wtrącili go do lochu.
Piotr i jego żona doszli do rogu ulicy. Młody Apelles uniósł dłoń, wyjrzał za róg i skinął na pozostałych. Sylas czuł, że Apelles się boi, chociaż starał się nie pokazywać tego po sobie. Także serce Sylasa biło szybciej niż zwykle. Miał złe przeczucia. Jeśli Piotr zostanie pojmany, wtrącą go do więzienia i zabiją, być może na oczach tłumów. Zapewne Neron postanowi urządzić rzymskiej tłuszczy krwawy spektakl.
– Sylasie! – szepnęła żona Piotra. Sylas obejrzał się i zobaczył, że Piotr z trudem łapie oddech. Dogonił więc Apellesa.
– Wolniej, przyjacielu – odezwał się, łapiąc go za ramię – bo zamęczymy człowieka, którego próbujemy ocalić!
Piotr przyciągnął żonę bliżej siebie i szepnął jej coś do ucha. Przytuliła go mocno, płacząc i opierając głowę na jego ramieniu.
– Dobrze byłoby, żeby Bóg dał mi w tej chwili skrzydła, jak orłu – skomentował Piotr, uśmiechając się do Sylasa.
Apelles ruszył dalej, już wolniej, prowadząc uciekinierów przez ciemne uliczki. Mijali szczury pożywiające się śmieciami. Uszu idących dobiegał coraz donośniejszy turkot wozów. Podczas gdy mieszkańcy miasta spali, strumienie ludzi wlewały się doń przez bramy, przywożąc towary, które następnie sprzedawano na wiecznie nienasyconych rzymskich targach. Jedni prowadzili obładowane wozy, inni pchali ręczne wózki, jeszcze inni dźwigali na plecach bagaże, pochyleni pod ich ciężarem.
Już niedaleko! – pocieszył się w myślach Sylas, zobaczywszy przed sobą otwartą bramę miasta. Czy zdołają ją przejść nierozpoznani?
– Zaczekajcie tutaj – poradził Apelles. – Sprawdzę, czy jest bezpiecznie. – Zniknął pomiędzy wozami.
Serce Sylasa zabiło jeszcze mocniej niż dotąd; pot ściekał mu strużkami po plecach. Im dłużej Piotr znajdował się na jednej z ulic Rzymu, tym dłużej wystawiony był na niebezpieczeństwo. W końcu Apelles pojawił się w tłumie, przeciskał się między ludźmi.
– Ruszajcie! – rzucił, blady ze strachu. – Tamtą stroną! – pokazał palcem.
Sylas pierwszy ruszył ku bramie. Serce mu zadrżało – jeden z rzymskich wartowników obrócił głowę i spojrzał na niego. Bogu niech będą dzięki, to nasz brat! Rzymianin był jednym ze znanych Sylasowi chrześcijan. Wartownik skinął głową i odwrócił się.
– Chodźcie! – ponaglił Sylas, brnąc pośród idących z naprzeciwka. Piotr i jego żona posuwali się za nim; co chwila ktoś na nich wpadał. Rozległo się pojedyncze przekleństwo; Sylas ledwie zdołał cofnąć stopę sprzed koła wozu… W końcu znaleźli się za bramą.
Kiedy oddalili się od murów miasta, Sylas zwolnił, aby tempo marszu wyznaczał krok Piotra.
Godzinę po ich wyjściu z Rzymu podbiegli do nich dwaj przyjaciele.
– Czekamy na was już tak długo! Myśleliśmy, że was pojmano! – wołali.
Sylas odszedł z jednym z mężczyzn parę kroków na bok.
– Piotr i jego żona są wyczerpani – wyjaśnił. – Podjedźcie do nas powozem.
Drugi z napotkanych chrześcijan odbiegł po powóz, podczas gdy pierwszy pozostał na miejscu, aby chronić pozostałych.
Nadjechał powóz. Sylas pomógł starszemu małżeństwu wsiąść, a potem także wspiął się do środka. Zdjął ze zbolałych ramion ciężki pakunek z zapisanymi zwojami i oparł się wygodnie. Ruszyli. Napięcie nie opuszczało go całkiem, choć odgłosy galopujących koni uspokajały. Piotr i jego żona byli chwilowo bezpieczni. Wiedział, że Rzymianie będą początkowo szukać ich trojga w mieście, a oni przez ten czas zdołają dotrzeć do Ostii i wsiąść na pokład pierwszego odpływającego statku. Jedynie Bóg wiedział, dokąd popłyną i gdzie się udadzą.
Piotr wydawał się zatroskany.
– Co cię trapi? – spytała jego żona, ściskając lekko jego dłoń.
– Nie czuję się dobrze… – mruknął.
– Czy coś ci dolega, Piotrze? – zapytał z niepokojem Sylas, wychylając się naprzód. Być może wysiłek okazał się dla czcigodnego apostoła zbyt wielki?…
– Nie. Ale musimy się zatrzymać.
– Ależ Piotrze… – zaprotestowała żona apostoła.
Piotr popatrzył tylko na Sylasa.
– Skoro taka jest twoja wola… – skomentował Sylas i wychylił się, żeby dać sygnał woźnicy. Żona Piotra chwyciła Sylasa za ubranie.
– Nie zatrzymuj go! – poprosiła. – Proszę cię, Sylasie! Wiesz, co się stanie, jeśli schwytają Piotra.
Piotr odciągnął jednak żonę od Sylasa, objął ją ramieniem i powiedział: – Bóg obdarzył nas odwagą, moja kochana. Tymczasem uciekamy w ciemnościach, kierując się strachem.
Sylas uderzył w burtę powozu i zawołał na woźnicę, żeby się zatrzymał. Podskakujący pojazd zwolnił i zjechał na pobocze drogi. Żona Piotra rozpłakała się, a on sam wysiadł z powozu. Sylas podążył za nim. Konie parskały i wierciły się nerwowo. Woźnica spojrzał pytająco na Sylasa, ale ten wzruszył tylko ramionami. Patrzył na Piotra, który oddalił się na bok. Wreszcie żona Piotra także wysiadła.
– Idź do niego, Sylasie – ponagliła. – Porozmawiaj z nim. Proszę cię! Kościół go potrzebuje.
Sylas zbliżył się do krawędzi pola i spoglądał na starszego przyjaciela. Dlaczego Piotr się ociągał?
Stary apostoł stał na środku pola, w świetle księżyca, i modlił się. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie. W końcu poruszył się, spojrzał na Sylasa i popatrzył z ukosa. Nieraz tak robił, kiedy ktoś mówił coś do niego. Sylas podszedł parę kroków w stronę Piotra.
Na krótką chwilę zobaczył w świetle księżyca niezwykły błysk. Napiął się cały – Piotr nie był sam. Był z nim Pan.
Piotr skłonił głowę i odezwał się: – Tak, Panie.
Sylas usłyszał jego słowa tak wyraźnie, jakby stał tuż przy nim. Piotr odwrócił się w jego stronę, więc Sylas zbliżył się do niego.
– Co mamy robić? – spytał, drżąc z niepokoju.
– Muszę wracać do Rzymu – odpowiedział Piotr.
Sylas zrozumiał, że cały plan uratowania Piotra w razie zagrożenia spełźnie na niczym.
– Jeśli to zrobisz, zabiją cię – zauważył. Boże, tylko nie on! – myślał, zrozpaczony.
– Tak. Umrę w Rzymie. Podobnie jak Paweł.
Do oczu Sylasa napłynęły łzy. Obaj zginą, Panie?! – jak gdyby upewniał się w myślach.
– Potrzebujemy twojego przewodnictwa, Piotrze – próbował przekonać starszego przyjaciela.
– Mojego przewodnictwa? – Piotr pokręcił tylko głową.
Sylas wiedział, że nie powinien odwodzić go od wypełnienia woli Pana.
– Skoro Bóg tak chce… – westchnął. – Wrócimy do Rzymu razem.
– Nie. Ja wrócę – a ty zostaniesz poza miastem.
– Nie będę uciekał przed oprawcami, podczas gdy moi najbliżsi przyjaciele staną w obliczu śmierci!… – zaprotestował Sylas. Głos mu się załamał.
Piotr oparł dłoń na ramieniu Sylasa i pouczył go: – Czyż nasze życie należy do nas samych? Wszyscy należymy do Pana. Bóg polecił wracać do Rzymu mnie. W stosownym czasie powie tobie, co masz robić ty.
– Nie mogę pozwolić na to, żebyś wrócił sam! – opierał się Sylas.
– Nie jestem sam. Pan jest ze mną. Cokolwiek się stanie, przyjacielu, jesteśmy jednością w Jezusie Chrystusie. Bóg jest sprawcą biegu zdarzeń i myśli o dobru tych, którzy Go kochają i zostali powołani, aby służyć Jego sprawie.
– A jeśli cię ukrzyżują?
– Nie jestem godzien umrzeć w taki sam sposób jak Pan – odpowiedział Piotr, kręcąc głową.
– Oni zrobią wszystko, żeby cię złamać, Piotrze! – zawołał Sylas. – Wiesz o tym.
– Wiem, Sylasie. Już wiele lat temu Jezus powiedział mi, w jaki sposób umrę. Módl się, mój przyjacielu, żebym pozostał niezłomny do samego końca. – Sylas otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Piotr nie pozwolił mu mówić dalej. – Starczy, Sylasie. Nie jest naszą rzeczą dyskutować plan Boży, tylko wykonać go. Muszę iść tam, gdzie Bóg mnie prowadzi.
– Nie opuszczę cię, Piotrze!… – zapewnił Sylas, zdobywając się na odwagę. – Przysięgam ci to przed Bogiem…
– Kiedyś obiecałem to samo – odpowiedział Piotr, któremu stanęły w oczach łzy. – I nie dotrzymałem słowa.
Rozkazał woźnicy zawrócić. Żona Piotra była zdecydowana pojechać razem z nim.
– Dokądkolwiek się udasz, wybiorę się tam z tobą – powiedziała. Piotr pomógł jej więc wsiąść do powozu, a potem wspiął się za nią.
Sylas nie chciał zostawać na drodze. Skoczył do powozu, lecz w tej samej chwili Piotr rzucił mu pakunek z zapisanymi zwojami. Sylas musiał zeskoczyć, żeby się nie przewrócić; zwoje w pokrowcach rozsypały się. Piotr zatrzasnął tymczasem drzwi powozu, zamknął je od środka i uderzył w burtę. Woźnica ruszył.
– Zaczekaj! – zawołał Sylas. Piotr wychylił się z okienka i zawołał:
– Niech Bóg błogosławi cię i strzeże. Niech okaże ci łaskę i obdarzy Swym pokojem.
Sylas zaczął pospiesznie zbierać zwoje.
– Czekaj! – krzyknął nerwowo. Zarzucił pełen pakunek na plecy i ruszył biegiem za powozem. Kiedy był już blisko, woźnica strzelił z bata i konie przeszły w galop. Sylas został na drodze, kaszląc z powodu wzbitego pyłu.1
Sylas siedział przy stole do pisania. Nie mógł pogodzić się z tym, co się stało. Przepełniony żalem, miał poczucie klęski. Zdawało mu się, że jego marzenia zostały obrócone wniwecz. Zacisnął pięści, usiłując powstrzymać w ten sposób drżenie dłoni. Nawet nie próbował zamieszać atramentu i pisać; wiedział, że zmarnowałby tylko fragment papirusu. Wziął głęboki oddech; nie był jednak w stanie się uspokoić.
– Boże, dlaczego zawsze do tego dochodzi?! – jęknął, opierając się na łokciach i chowając twarz w dłoniach. Przed jego oczami rozgrywały się wciąż na nowo makabryczne sceny.
Wrzeszcząca żona Piotra. Cierpiący Piotr, który wołał do niej z miejsca, gdzie został przywiązany: „Pamiętaj o Panu! Pamiętaj o Panu!”. I rzymska tłuszcza, kpiąca z potężnego galilejskiego rybaka. Sylas aż jęknął.
Panie! – myślał. Nawet gdybym był niewidomy, usłyszałbym na tej arenie gniew szatana, który uwziął się na ludzi. Ta żądza krwi, ta dzika radość z jej rozlewu! Szatan morduje ludzi, a oni mu w tym pomagają!
Teraz Sylasem wstrząsnęło wspomnienie ukrzyżowania Chrystusa. Podówczas Sylas powątpiewał, czy Jezus był Mesjaszem; jednak niezależnie od tego odrzucało go okrucieństwo ludzi, którzy tak cieszyli się ze śmierci przedstawiciela własnego narodu. Jak mogli tak bardzo nienawidzić jednego spośród siebie, stać pod krzyżem, na którym wisiał, i kpić z niego. Parskali pogardliwym śmiechem, wołając: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić!”.
Sylas starał się spojrzeć na to wszystko z perspektywy innego, przyszłego świata. Tak jak Szczepan, kiedy członkowie Wysokiej Rady ukamienowali go za bramą Jerozolimy.
Jednak Sylas widział tylko ludzkie przywary i triumf zła.
Jestem zmęczony, Panie! – westchnął w duchu. Mam dość tego życia; budzi we mnie obrzydzenie. Wszyscy Twoi apostołowie, oprócz Jana, ponieśli męczeńską śmierć. Czy pozostał jeszcze ktokolwiek inny, kto widział Twoje oblicze?
Zabierz mnie, Panie, do Siebie, błagam Cię… Nie zostawiaj mnie tutaj, pośród tych okropnych ludzi. Chcę powrócić do Ciebie.
A potem przycisnął drżące dłonie do uszu i, czując pieczenie w oczach, szepnął na głos: – Przebacz mi, Panie, przebacz! Boję się. Przyznaję – jestem przerażony… Nie boję się śmierci, ale umierania…! – Nawet w tej chwili budziły się w jego pamięci wrzaski z Watykanu, wzgórza, na którym stał cyrk Nerona.
Kiedy żona Piotra leżała już martwa, apostoł opuścił spojrzenie, wybuchając płaczem.
Tymczasem tłum zobaczył, że przynoszą krzyż.
„Tak! – wołali podekscytowani ludzie. – Ukrzyżować go! Na krzyż z nim!”.
„Nie jestem godzien umrzeć tak samo, jak mój Pan! – zawołał donośnym głosem Piotr. – Nie jestem godzien!”.
„Tchórz! – szydzili Rzymianie. – Błaga o życie!”.
Podziwiali odwagę, ale nie umieli dostrzec jej w człowieku, którego przed sobą widzieli. Obrzucali go wyzwiskami i domagali się dalszych tortur:
„Wbić go na pal!”.
„Spalić go żywcem!”.
„Nakarmić nim lwy!”.
Krzepki rybak porzucił brzegi Jeziora Galilejskiego, aby zarzucać sieć Bożej miłości na ludzi, aby ocalić ludzkie masy przed śmiercią w odmętach grzechu. Lecz ludzie płynęli z szatańskim prądem. Piotr nie prosił o lżejszą śmierć, tylko o inną niż ta, jaką umarł jego ukochany Pan.
Apostoł nigdy nie zapomniał o tym, jak zawiódł Jezusa; mówił o tym często Sylasowi: „Pan powiedział, że trzykrotnie się Go wyprę, zanim zapieje kur – i dokładnie tak się stało”.
Kiedy Rzymianie przybili Piotra do krzyża, Sylas zwiesił głowę. Nie był w stanie na to patrzeć.
Czy zdradziłem go tak samo jak on – Ciebie, Panie? – myślał. Czy zawiodłem go, kiedy był w potrzebie? Podniósł wzrok i zobaczył, jak setnik nachyla się nad Piotrem i nasłuchuje; potem wyprostował się, postał chwilę i wydał rozkaz dwóm żołnierzom, którzy dźwignęli krzyż, mocując do niego liny. Ciało Piotra wiło się z bólu, nie wydał jednak z siebie nawet jednego dźwięku. Wówczas oddział żołnierzy zaczął obracać krzyż do góry nogami. Tłum na trybunach umilkł. Zaś Piotr zawołał donośnym głosem: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!”.
Powtórzył słowa Pana. Do oczu Sylasa napłynęły łzy.
Musiał zebrać w sobie wszystkie siły, żeby wytrwać na miejscu. Stał po arkadą górnego poziomu cyrku, nie mogąc oderwać oczu od cierpiącego Piotra.
„Módl się, Sylasie, kiedy stanę w obliczu śmierci – poprosił go wcześniej Piotr, parę tygodni przed tym, kiedy go pojmano. – Módl się, abym pozostał wierny aż do końca”.
Sylas modlił się żarliwie, przerażony i zbolały z powodu tego, co się działo: „Panie, jeśli kiedyś spotka to i mnie, pozwól, abym wytrwał i wierzył aż do końca, tak jak Piotr. Niech nie wyprę się tego, co wiem! Jesteś drogą, prawdą i życiem. Daj, o Panie, swojemu ukochanemu słudze Piotrowi siłę, by trwał z całych sił w wierze. Pozwól mu, żeby Cię zobaczył, jak Szczepan! Napełnij go radością z powodu rychłego przybycia do Ciebie. Przemów do niego w tej chwili, Panie! Proszę Cię, powiedz mu słowa, na które wszyscy z takim utęsknieniem czekamy: «Dobrze się spisałeś, sługo dobry i wierny». Albowiem Twój sługa Piotr był Ci wierny. Błagam Cię, Boże, niech to będzie ostatnia egzekucja, jakiej jestem świadkiem!”.
Ostatniej nocy Sylas obudził się nagle, w przekonaniu, że słyszy głos Pawła, dyktującego kolejny list. Zerwał się i usiadł na posłaniu, pełen ulgi i radości. „Pawle!” – krzyknął. Sen był tak wyrazisty, że dopiero po chwili Sylas zrozumiał, że to nieprawda. Poczuł się okropnie, jak gdyby ktoś wymierzył mu cios w brzuch. Przecież Paweł został zabity!…
Sylas położył dłonie na stole.
– Ty jesteś zmartwychwstaniem i życiem – powiedział, aby utwierdzić się w tym przekonaniu. – Zmartwychwstaniem – powtórzył. Jak to mówił Jan, kiedy ostatni raz widzieli się w Efezie? „Każdy, kto wierzy w Jezusa, będzie miał…”. Nie. Inaczej: „Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne”. Przypominały się także Sylasowi wciąż na nowo słowa Pawła: „Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy byli bezsilni”. I jeszcze słowa Jana: „Miłujcie się wzajemnie…”.
Nagle zza okna doleciał czyjś okrzyk. Sylas zesztywniał. Przyszli po mnie?!… – zastanawiał się. Czy i ja zostanę teraz uwięziony, wychłostany, a potem poddany torturom? Czy jeśli spróbuję uniknąć cierpienia, mówiąc, że jestem obywatelem rzymskim, to będę tchórzem? Naprawdę jestem obywatelem rzymskim; lecz gardzę całym tym imperium. Nie mogę pogodzić się z myślą, że jestem jego cząstką, choćby tylko w tym aspekcie, że jestem obywatelem. Och, Panie!… Kiedyś byłem silny. Byłem. Ale już nie jestem…
„Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” – tak powiedział niegdyś Paweł. Sylas złapał się za głowę.
– Ty, przyjacielu, tak… – mruknął. – Ale nie ja…
Nie był już w stanie myśleć rozsądnie, tkwiąc w Rzymie, pośród zgiełku ludzkich głosów i stóp, pośród nawoływania przekupniów. Tłumów, wiecznie nienasyconego motłochu, który deptał mu po piętach.
Muszę się stąd wydostać! – pomyślał. Muszę uciec z tego miasta!
Podniósł się i zaczął zbierać przybory do pisania, a potem rzeczy osobiste.
Zwoje! – pomyślał. Muszę ocalić zwoje!
Z bijącym mocno sercem wyszedł z dusznej izdebki.
Właściciel domu spostrzegł go od razu, kiedy tylko Sylas znalazł się za drzwiami. Czyżby obserwował jego ruchy?
– Hej, ty! – zawołał. Przeszedł przez wąską uliczkę. – Odchodzisz?
– Załatwiłem już sprawy, które miałem tu do załatwienia.
– Nie wyglądasz najlepiej. Może powinieneś zostać jeszcze parę dni?
Sylas zerknął na gospodarza. Było jasne, że ten człowiek zupełnie nie martwi się o jego zdrowie. Chodziło mu tylko o pieniądze. Więcej by zarobił.
Sylas miał wrażenie, że gwar ludzkich głosów dookoła niego narasta. Twarze mijających go osób przywodziły mu na myśl wilki. Potomkowie Romulusa i Remusa… – myślał o wypełniających ulice ludziach. Ogarnął spojrzeniem kłębiący się wokół tłum – rozmawiających, krzyczących, śmiejących się, kłócących mieszkańców miasta. W tej dzielnicy mieszkała biedota – stłoczone, głodne masy, którym brakowało nie tylko jedzenia. Unosiła się wokoło nich aura niezadowolenia; przeklinali się nawzajem z byle powodu. Emocje tych ludzi władze kanalizowały za pomocą krwawych igrzysk. Odwracały ich uwagę od myślenia o niedożywieniu i innych niedostatkach.
Sylas popatrzył w oczy właścicielowi domu. Paweł w tym momencie przemówiłby słowami życia wiecznego. Powiedziałby temu człowiekowi o Jezusie.
– Co? – ponaglił właściciel, marszcząc brwi.
Niech zginie – pomyślał Sylas. Czemu mam rzucać swoje perły przed tego wieprza?
– Może i mam gorączkę?… – odpowiedział. – Parę tygodni temu byłem w wiosce, gdzie mnóstwo osób chorowało. – Tak rzeczywiście było – myślał. – Przecież nie powiem mu: „Trzy dni temu byłem w cyrku i patrzyłem na śmierć dwojga spośród moich najbliższych przyjaciół. Mam ochotę uciec jak najdalej od tego ohydnego miasta. Gdyby cała ludność Rzymu została wessana do piekła, stanąłbym na otwartej przestrzeni i dziękował donośnym głosem Bogu za jej zniszczenie!”.
Tak jak się spodziewał, właściciel domu cofnął się na wszelki wypadek i rzucił: – Gorączka? Rzeczywiście, powinieneś odejść.
– Rzeczywiście, powinienem – powtórzył Sylas, uśmiechając się ironicznie. – W wąskich uliczkach zarazy rozprzestrzeniają się szybko, czyż nie tak? – A szczególnie plaga grzechu – skomentował w myślach własne słowa. – Zapłaciłem za tydzień, prawda?
– Nie pamiętam… – odpowiedział gospodarz, pobladłszy.
– Spodziewałem się, że nie będziesz pamiętał – zakończył Sylas, po czym zarzucił swój bagaż na plecy i odszedł.
Po kilkudniowym marszu Sylas dotarł do Puteoli. Nie miał już takiej kondycji jak dawniej – ani takiego zapału.
Udał się do portu i zaczął przechadzać się po położonym przy nim targu. Dokąd popłynąć, Panie? – zastanawiał się. Semafory pokazywały, że do brzegu przybijają statki; to były statki z ziarnem, prawdopodobnie z Egiptu. Koło Sylasa przeszła grupa robotników portowych, którzy mieli rozładować worki z ziarnem i przenieść je w miejsca, gdzie będą ważone. W oddali stały na kotwicy inne statki; te obsługiwały łodzie, które przewoziły towary pomiędzy nimi a lądem. Z całego rzymskiego imperium przywożono rozmaite towary, które były następnie sprzedawane na targach w stolicy. Zboże, bydło, wino i wełnę z Sycylii, konie z Hiszpanii, niewolników z Brytanii i Germanii, marmur z Grecji, kolorowe kobierce z Mezopotamii. W porcie Sylas nie zwracał swoją osobą uwagi, a jednocześnie mógł znaleźć to, czego teraz potrzebował.
Otaczała go mieszanina zapachów, od której lekko kręciło mu się w głowie: słone, morskie powietrze, woń zwierzęcych odchodów, aromaty przypraw, wina, wreszcie lekki odór ludzkiego potu… Nad głową Sylasa skrzeczały kłębiące się mewy – obok wysypywano na wózek złowione ryby. Zatrudnieni przez kupców ludzie zachęcali donośnymi głosami do nabycia różnych towarów, beczały owce w zagrodach, warczały dzikie psy z Brytanii, pozamykane w klatkach. Na platformach stali nadzy niewolnicy z dalekich krain, pocąc się w słońcu, podczas gdy targowano się o nich. Jeden szarpał krępujące go więzy – zabierano właśnie towarzyszącą mu kobietę i dziecko. Wołał coś w nieznanym Sylasowi języku, lecz nietrudno było zrozumieć przyczynę jego cierpienia. Kobieta rozpaczała głośno. Jej lament przeszedł w histeryczne krzyki, kiedy wyrwano jej z rąk dziecko. Chciała je odebrać, jednak odciągnięto ją gdzie indziej. Przerażone dziecko wyło, wysuwając rączki ku matce.
Sylas patrzył na to ze ściśniętym gardłem; w końcu odwrócił się. Nie sposób było zniwelować niesprawiedliwości i cierpienia, jakie panowały wokół niego. Były wszędzie, aż robiło mu się duszno na samą myśl. Nasiona grzechu zostały zasiane już przed wiekami, w rajskim ogrodzie. Od tego czasu grzech zdążył zapuścić korzenie i rozrosnąć się. Zepsucie i niegodziwość szerzyły się wśród ludzi. Zatruty owoc grzechu nie przynosił im nic dobrego, jedynie śmierć.
Późnym popołudniem dostrzegł znajomy symbol wyryty w słupie podtrzymującym dach budy z owocami. Na widok beczek pełnych oliwek, koszy granatów, daktyli, fig i orzechów, Sylas poczuł burczenie w brzuchu. Ostatni raz jadł dwa dni wcześniej – w Trzech Gospodach.
– Wiesz, że to najlepsze daktyle w całym imperium – zachwalał sprzedawca owoców.
– A ty wiesz, że nie mogę zapłacić za nie tak wysokiej ceny – targowała się jego klientka.
Żadne z nich nie krzyczało ani nie wypowiadało złośliwości. Kobieta zaoferowała inną cenę, sprzedawca opuścił swoją. Pokręciła głową i podwyższyła nieco własną propozycję. Właściciel straganu roześmiał się i podał kolejną. Dobili wreszcie targu i sprzedawca zważył garść suszonych daktyli. Zawinął je w podany przez klientkę kawałek płótna i przyjął zapłatę.
– Oliwek? Daktyli? – odezwał się zachęcająco do Sylasa.
Sylas pokręcił tylko głową; wydał już na chleb ostatni pieniążek, jaki miał. Popatrzył za to na wyryty w słupie symbol. Czy umieścił go w tym miejscu uśmiechający się do niego handlarz? W końcu mężczyzna przyjrzał się Sylasowi uważnie i powiedział:
– Chyba cię znam… Czy nie?
– Nigdy się nie poznaliśmy – zaprzeczył Sylas.
– Wyglądasz znajomo.
Sylasowi zabiło mocno serce. Zastanawiał się, czy nie odwrócić się i nie odejść, jednak nie miał dokąd pójść.
– Jestem przyjacielem Teofila – powiedział, zdobywając się na odwagę.
– Ach! – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Co u niego?
– Niedobrze… – mruknął Sylas, cofając się o krok. Być może popełnił błąd, nawiązując rozmowę z tym straganiarzem?
Ten rozejrzał się ostrożnie, pokiwał na niego palcem i szepnął: – Nazywasz się Sylas, prawda?
Sylas zbladł.
– Nie trwóż się, przyjacielu – uspokoił sprzedawca owoców. – Słuchałem kiedyś, jak głosiłeś Dobrą Nowinę, w Koryncie. Kilka lat temu – pięć czy sześć. Wyglądasz na zmęczonego… Czy jesteś głodny?
Sylas nie był w stanie odpowiedzieć.
Jego rozmówca nabrał w dłonie trochę daktyli i fig, i dał je Sylasowi.
– Idź na koniec tej uliczki, skręć w lewo i idź dalej ulicą aż do końca – poradził. – Będzie wiła się jak wąż, a potem dotrzesz do celu. Miniesz dwie fontanny i zaraz potem skręć w pierwszą uliczkę w prawo. Zapukaj do drzwi trzeciego domu i poproś Epaneta.
Sylas nie był pewien, czy czegoś nie zapomni; nie chciał błąkać się po Puteoli przez całą noc…
– Kto mnie przysyła? – spytał.
– Wybacz; cieszę się, że cię poznałem, i przez to zapomniałem się przedstawić. – Straganiarz roześmiał się. – Jestem Urban. – Nachylił się i szepnął ponuro: – Dobrze, że się pojawiłeś. Modliliśmy się ostatnio dużo…
Sylas widział, że rozmówca wiąże z jego przybyciem poważne nadzieje.
– Piotr został zabity – powiadomił.
– Słyszeliśmy… – mruknął Urban, kiwając głową.
– Jakim sposobem? Minęło bardzo niewiele czasu.
– Złe wiadomości rozchodzą się szybko. Przedwczoraj przybył nasz brat Patrobas. Nie mógł znaleźć cię w katakumbach…
Sylas dobrze znał Patrobasa.
– Obawiałem się, że mogę być śledzony, i że zostaną pojmani inni – wyjaśnił.
– A my obawialiśmy się, że zostałeś aresztowany. – Urban ścisnął dłonie Sylasa. – Bóg wysłuchał naszych modlitw. Nic ci się nie stało. Nie spodziewaliśmy się, że Pan pobłogosławi nas także twoją obecnością.
„Pobłogosławi”? Sylas dziwił się użytemu przez Urbana sformułowaniu. Ten człowiek widział go wcześniej tylko raz. Czyżbym był rozpoznawalny jako pisarz Piotra? – zastanawiał się. Czy mogą rozpoznać mnie także nasi wrogowie?… Panie, czy cała nasza praca zostanie zniweczona pośród rozlewu krwi? – spytał w myślach.
– Nie niepokój się, przyjacielu – odezwał się znowu cicho Urban, nachylając się. – Puteoli to ruchliwe miasto portowe. Wszyscy troszczą się o swoje interesy handlowe, i o niewiele więcej. Przybywa tu mnóstwo ludzi, a potem opuszczają nas. – Powtórzył powoli, którędy powinien iść Sylas. – Sam bym cię zaprowadził, ale nie mogę zostawić towarów; nie ufam innym handlarzom. Sami złodzieje. I ja byłem niegdyś złodziejem… – Urban roześmiał się jeszcze raz, klepnął Sylasa w ramię i zakończył: – Idź. Zobaczymy się później. – Popatrzył na przechodzące obok kobiety i zawołał do nich: – Chodźcie tu i zobaczcie, jakie dobre oliwki sprzedaję! Najlepsze w całym imperium!
Urban nie kłamał. Starczyły dwa daktyle i figa, żeby Sylasowi przestało burczeć w brzuchu; owoce były lepsze od wszystkiego, co miał okazję jeść w Rzymie. Schował resztę owoców do przytroczonego do paska woreczka.
Dzień był gorący, po plecach Sylasa spływał pot. Za targiem zaczynała się ulica. Sylas poprawił ułożenie pakunku ze zwojami. Nosił już większe ciężary, jednak zapisane zwoje zdawały mu się z każdą chwilą ciążyć coraz bardziej.
Zapukał do drzwi, i po chwili otworzył mu etiopski sługa. Z nieodgadnioną miną obejrzał zakurzonego Sylasa od stóp do głów, zwracając uwagę na jego sandały.
– Szukam domu Epaneta – odezwał się Sylas.
– To tutaj. Kogo zapowiedzieć mojemu panu?
– Jestem przyjacielem Teofila.
Etiopczyk otworzył drzwi szerzej.
– Mam na imię Makombo – przedstawił się. – Wejdź. – Starannie zamknął drzwi za plecami Sylasa. – Zaczekaj tutaj. – Odbiegł do wnętrza domu.
Był to dom bogatego człowieka. Ściany ozdabiały freski, w różne strony biegły korytarze o sklepieniach wspartych na kolumnach. Widać było patio, na środku którego znajdowała się marmurowa rzeźba kobiety; z trzymanego przez nią dzbana wypływała woda. Na jej widok Sylas uświadomił sobie, jak silne odczuwa pragnienie. Przełknął. Miał ochotę zrzucić worek z pleców i usiąść.
Rozległy się kroki. Od strony patio nadszedł wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna o krótkich, siwych włosach i wyrazistych rysach.
– Jestem Epanet – przedstawił się.
– Przysłał mnie tu Urban – odpowiedział Sylas.
– Który Urban?
Sylas nie zdziwił się, że gospodarz jest ostrożny.
– Ten, który handluje na agorze. – Sylas wyciągnął z woreczka garść okazałych daktyli.
– Ach, tak – odpowiedział Epanet. – „Najlepsze daktyle i figi w całym imperium” – zacytował ze śmiechem. – Witam w moim domu. – Uniósł ręce w powitalnym geście.
Sylas przywitał się, choć nie czuł się równie radosny jak gospodarz.
– Chodź – zachęcił Epanet. Wydał jakieś polecenie Makombo, a potem poprowadził Sylasa przez dziedziniec do innej części domu. W dużym pomieszczeniu siedziało kilkoro ludzi. Sylas rozpoznał jednego z mężczyzn – Patrobasa.
– Sylas! – zawołał Patrobas, zrywając się. Uściskał Sylasa, uśmiechając się szeroko. – Baliśmy się, że cię straciliśmy! – powiedział. Cofnął się i trzymając mocno dłoń na ramieniu Sylasa, obwieścił pozostałym: – Bóg wysłuchał naszych modlitw!
Zebrani otoczyli Sylasa, witali go z wielką serdecznością. Jego niepokój ustał. Pod wrażeniem chwili Sylas zgarbił się, zwiesił głowę i zapłakał.
Pozostali zamilkli na chwilę, a potem zaczęli mówić jeden przez drugiego:
– Podajcie mu trochę wina.
– Jesteś wyczerpany!
– Usiądź i zjedz coś.
– Makombo, postaw przed nim tacę.
Patrobas zmarszczył brwi i podprowadził Sylasa do stołu.
– Spocznij, proszę – powiedział.
Ktoś sięgnął po bagaż Sylasa, ale on złapał go tylko mocniej.
– Nie! – krzyknął.
– Jesteś tu bezpieczny – uspokoił Epanet. – Mój dom jest twoim domem.
– Muszę strzec tych zwojów!… – wyjaśnił Sylas, zawstydzony.
– Odłóż pakunek koło siebie. Nikt nie dotknie go bez twojego pozwolenia – powiedział Patrobas.
Sylas usiadł. Rzeczywiście czuł się wyczerpany. Rozejrzał się po twarzach otaczających go ludzi – na wszystkich malowały się miłość i współczucie. Jedna z kobiet patrzyła na niego ze szczególną troską, miała łzy w oczach. Sylas poczuł się głęboko wzruszony.
– Listy… – szepnął, odkładając pakunek. – To są kopie listów, które Paweł posłał do Koryntian. I kopie listów Piotra… – Głos mu się załamał. Sylas ukrył twarz w dłoniach. Próbował się opanować, ale nie zdołał. Łkał, aż drżały mu ramiona.
Ktoś ścisnął go za ramię. Jego towarzysze zaczęli płakać razem z nim. Ich przepełnione miłością serca także były poruszone; nie wstydzili się łez.
– Nasz przyjaciel jest teraz razem z Panem – pocieszył smutnym głosem Patrobas.
– Tak. Teraz już nikt nie zrobi krzywdy ani jemu, ani jego żonie – dodał ktoś inny.
– Stoją w tej chwili przy Panu.
Ja też chciałbym stać przy Panu! – miał ochotę zawołać Sylas. Tak ogromnie pragnął znowu zobaczyć oblicze Jezusa! Aby zakończył się już czas próby, strach i wątpliwości, które atakowały Sylasa w najmniej oczekiwanych chwilach. Przegrywam wewnętrzną walkę, Panie – poskarżył się w duchu.
– Musimy z całych sił trzymać się tej myśli – poradził ktoś. – Wszak wiemy, że naprawdę tak jest.
Sylasowi przypomniały się słowa, które Paweł wypowiedział – tak dawno temu! – gdy siedzieli we dwóch w pozbawionym światła lochu, zbolali z powodu otrzymanej chłosty.
„Trzymaj się mocno!” – odezwał się wtedy Paweł…
– Staram się! – jęknął na głos Sylas.
– Co on powiedział?
– Jezus umarł za nasze grzechy i trzeciego dnia zmartwychwstał… – wyszeptał Sylas. Oczyma wyobraźni widział jednak tylko Pana umierającego na krzyżu, ściętego Pawła, ukrzyżowanego Piotra… Przycisnął pięści do oczu.
– On jest chory… – ocenił ktoś.
– Ćśś…
– Sylasie – odezwał się ktoś inny, ściskając Sylasa mocno za nadgarstek. To był Epanet. Przed Sylasem znalazła się taca z jedzeniem. Epanet i Patrobas zaczęli zachęcać go, aby się posilił. Ujął więc w drżące dłonie chleb i przełamał go, mówiąc:
– „To jest Ciało moje”. – Poszarpane kawałki chleba dygotały mu w rękach. – Czy ośmielę się je jeść? – zapytał retorycznie. Rozległy się pełne troski szepty.
Epanet nalał mu wina.
– Napij się – powiedział.
Sylas patrzył na ciemnoczerwony płyn, myśląc: „To jest moja Krew…”. Znów przypomniał mu się Jezus na krzyżu. Z rany w boku, który jeden z żołnierzy przebił włócznią, wypływała krew i woda. A Piotr – Piotr został ukrzyżowany do góry nogami.
Sylas poczuł ból w piersi, jego serce zaczęło bić coraz szybciej i szybciej. Pociemniało mu przed oczami.
– Sylasie!
Usłyszał ryk rzymskiej tłuszczy, poczuł na sobie jej ręce.
Niech tak będzie, Panie! – pomyślał z rezygnacją. Jeśli umrę, przestanę cierpieć, i odpocznę. Panie, proszę Cię, pozwól mi odpocząć!
– Sylasie… – tym razem odezwała się kobieta. Z bliska. Poczuł na twarzy jej oddech. – Nie opuszczaj nas…
Nad nim i wokół niego rozlegały się głosy, a potem wszystko ucichło.DROGI CZYTELNIKU!
Dotarłeś właśnie do końca opowieści o Sylasie, pisarzu z początków historii Kościoła i towarzyszu podróży świętego Pawła oraz świętego Piotra. W taki sposób wyobraziła sobie losy Sylasa Francine Rivers, lecz podobnie jak w przypadku innych książek tej napisanej przez nią serii, Francine pragnie, abyś, Drogi Czytelniku, sam zagłębił się w Słowo Boże i przeczytał prawdziwą wersję historii. Abyś odkrył, co Bóg ma nam do powiedzenia dziś i znalazł zastosowania Jego słów w Twoim życiu, tak by dzięki nim bardziej odpowiadało planom Boga, który pragnie dla nas wieczności.
W Biblii znajduje się bardzo niewiele informacji na temat życia osobistego Sylasa, są jednak dowody, że był bardzo oddanym służbie Bożej człowiekiem. Był jedną z wyróżniających się postaci Kościoła w pierwszych dziesięcioleciach jego istnienia, był także utalentowanym prorokiem, i zdobył się na rezygnację z tego, co w oczach współczesnych mu ludzi musiało być bardzo dobrze zapowiadającą się karierą. Ochoczo zgodził się zostać skrybą, czy inaczej: sekretarzem, który zapisywał listy apostolskie świętego Pawła oraz świętego Piotra.
Warto zauważyć, że opowieść o bogatym młodzieńcu przytacza aż trzech ewangelistów, jednak tylko w Ewangelii według św. Łukasza ów bogaty młodzieniec został nazwany zwierzchnikiem, to znaczy jednym z przywódców religijnych. Relacja o spotkaniu zmartwychwstałego Jezusa przez dwóch uczniów idących do Emaus występuje również tylko w Ewangelii według św. Łukasza. Sylas był zwierzchnikiem-religijnym dostojnikiem, a także towarzyszem podróży świętego Łukasza. Stąd utożsamienie przez Francine Rivers Sylasa z bogatym młodzieńcem oraz z towarzyszem Kleofasa w drodze do Emaus stanowi jedną z możliwych wersji rzeczywistej historii.
Nie znamy szczegółów życia Sylasa, lecz wiemy, że porzucił on swoje doczesne przywileje – wysoką pozycję społeczną i władzę, jaką mógł sprawować nad innymi – na rzecz służby dla Pana. W ten sposób Sylas naśladował Chrystusa.
Niech Bóg błogosławi Cię i pomoże Ci odkryć powołanie – to, do czego Cię wzywa. Życzę Ci, abyś i Ty odnalazł w sobie posłuszne Bogu serce.
Peggy Lynch