Sylwetki i cienie - ebook
Sylwetki i cienie - ebook
Przez Zanzibar i Arkadię do hotelu @lantyda – w Sylwetkach i cieniach Andrzej Sosnowski porywa czytelnika w rejs last minute tropem bohaterów, "ku lądom podbitym, bez umów o dzieło". W tle snów dzwoniących czelestą buczą mikroprocesory, brunatny karzeł przechodzi przez niebo, w oddali słychać okrzyk "Eyjafjallajoekullto". Sosnowski otwiera drzwi do swego mitu.
Spis treści
REM
Dominoes (Domino)
Seans po historiach
Suma po seansach
Tymczasem nocujemy gdzie indziej
Sylwetki i cienie
[Dodatek]
Seans po historiach (jednym ciągiem)
[Epilog]
Nadzieja
Nota
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-82-0 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Agnieszce
Jakaś nisza we mnie odzywa się echem. Wystarczy parę dzwonków czelesty i spadam przez dawne sny bezwirowo z harfą, klarnetem i fletem w błahy rym i bim-bam-bom słonecznej Wielkanocy twojej pierwszej komunii: huczące dzwony, glockenspiel. Zawroty głowy, zwichrzone kałuże pod kościołem, szkwały wodnych rozbłysków, rozdmuchane i rozpędzone w powierzchnie słonych jezior i mórz – wszystko tu rwie się w oczach i strzępi, gdy przeklęta wiocha nareszcie stanęła w ogniu lub przynajmniej w tych złudnych łunach, Izabelo. Czy tam w środku była Clara Venus, czy Prznjśwtsz Dziewica, siostrzyczko? Może to wszystko jedno, braciszku? To tak jak szpinak i szpinet.
Pora na contemplostate (popołudniowy onanizm). (Inna nazwa „rębnia” albo „polewka z imbirem”). Mirra i bimber w jednym spały domu: „to prawda w sensie dosłownym, jak i w każdym innym”. Stopy podszyte wiatrem, jak siedmiomilowe buty – kiedy nosi nas wszędzie, kto będzie zdolny nadążyć? Samogłoski, które porywa wiatr, litery rozsypane na wietrze, jak kolorowe klocki z litego drewna ciśnięte za okno w śnieg, zgłoski rzucone na wiatr, niepowrotne. Siedemdziesiąt dwie litery imienia, któż je schwyta? Siedemdziesiąt pięknych twarzy, kto w tym życiu splugawi? Siedemdziesiąt wytraconych znaczeń, kto w swoim czasie zrozumie?
Diabelskie skaranie, plaga z tym językiem. A tu trzeba nową erę pisać w biednym eremie poetów, ostatnią już, po wsze dni. Dnie wszy? Jak jakiś chiński rok? Audition colorée cieszy się pokątnym mirem, ale co to ten mir, nie wiadomo. A tu wielkie oswobodzenie trzeba pisać, torsje i wytchnienie po nich. En avant! Rataplan! Do demolatorium. I do suspiriorium, lakrymatorium, tenebrarium, gdzie wzniesiemy dziś buńczuczny toast. To play at hide and seek – Higgledy-piggledy! Chce ci się śpiewać w tym pubie? Jak człowiek, któremu pomyliło się wszystko ze wszystkim, dziecinny globus z kulą ziemską, mapa nieba z żeńską obsadą seraju,
baladynie: dymiąca gambierka w konstelacji Wielkiej D * * *, z leżakowaniem na wydmach gwiezdnych pośladków illuné, w blaskach pustynnych bleuisons aurorales, to były twoje ideały (słuszne), lecz boska rozwiązłość, bajeczne lenistwo – ach, nie są to jedyne projekty naszej zderanżowanej konstytucji? Praca! „Szukałem pracy we wszystkich portach Morza Czerwonego”. Uprowadzony przez „inność” i zesłany w „obcość”? Samozesłanie, samouwiedzenie to było, jak zawsze. Jezioro łez na pustyni, majstersztyk Sinobrodego (Rudolf, Turkana) – Staś i Nel też tam byli, niemal w tym samym czasie. Nad Assal (Karum) chodziłeś? Został nam boży palec, pozostały mapy;
pojedźmy kawałek dalej, niech one całkiem oślepną. Aż po eksterminację liter i terminów, zachód słońca nad marami głosek i miejsc. Aden, Harar (Gey, Hārer, Harer), Tağūrrah, Szoa (Shewa, Shoa), Herer, Berbera, Goro, Oborra, Obok, Danakil, Harar, Degadallalah, Ballaoua, Arrouina, Doudouhassa, Dadap, Warambot, Zeila, Aden. Tekst raczej czytelny, a nikt chyba nie miał za tobą nigdy trafić. „Wyruszę do Zanzibaru, skąd przedsięwziąć można długie podróże po Afryce”. „Kiedy zbiorę kilkaset franków, wyjadę do Zanzibaru, gdzie ponoć jest co robić”. „Prawdopodobnie pojadę do Zanzibaru, gdzie podobno jest co robić”. „Wzywają mnie do Zanzibaru,
gdzie nadarzy się wiele okazji”. Tymczasem Marseille. Roche, Voncq i znowu Marseille (przez Amagne i Parmerde). Voncq, Voncq, ostatnia jazda kolejką. Tak zwany ostatni dzwonek, pasażerze. „Dziękuję za depozyty w Szoa!” (twoje orrie w końcu nie w bankach Parmerde). Jak ty to ostatecznie ująłeś? Rinçures? Szczyny i cienkusz, cienkusz i szczyny; pomyje. Abrakadabradantesque. Abracadoo. Odkojarzyć i rozmajaczyć… Odmajaczyć i rozkojarzyć… Zanzibar… biali schodzą na ląd, siostrzyczko… Le canon! Gdzie nasze wielbłądy, paradnie przybrane muły… Cztery kanonierki… cztery kanonierki…Dominoes (Domino)
Jesteś w kanonie moich zaćmień, Dominiko.
Ten sen zawiera treści od partnera EMI.
Nie jest on już dostępny w Twoim kraju.
Szukam boskiej EMI, nie szukam partnera.
Gasnąc w obłokach, tracąc oparcie w róży
wiatrów (ona nie jest różą), co myślisz?
Seksu pomiędzy nami nie da się wyświetlić.
Seksu pomiędzy nami nie da się wykluczyć.
It’s just as well. We thrive on disasters.
Mówimy głośno: We thrive on disasters.
Kiedyś uczyłem w szkole, nie bez „powodzenia”.
W sensie, że co, kolego? W sensie, że nic, kolego.
Dzisiaj jak nocoświetlik niosę się po morzach.
Dreszcz syrenich fal przejmuje mnie blaskiem,
szafirowa poświata błyszczy jak gwiazdozbiór
sto sążni w dół. Warkocz Bereniki, podwodna
scena z Das Mädchen mit den Schwefelhölzern,
tchnienie finezji w morskiej pożodze, gehenna?
Jeden los? Dwa frissons. Czy jakieś inne opery?
Progres raka? Pomarańcze? Ja to sobie tańczę.
A jestem jak wyraz, który wychodzi z użycia.
A ten wychodzi z życia pięćdziesiąt trzy lata
i jeszcze nie wyszedł? To jest takie smutne.
Ma stos numinotyków, żeby wejść do nieba.
Coś weźmie przed snem, najlepiej w kąpieli
złoty psalm albo złoty strzał i na skrzydełko
obwoluty lub okładki. One-size-fits-all, tyle
mieliśmy przejść i tyle przeżyć. I róż nic a
nic? Kamienie domina i ciepłe kamienie.
Widma jako sylwetki. Sylwetki i cienie.
* * *
Będzie ładna pożoga mórz i oceanów.
Będzie też ryba wielka, która zjada noc.
Lecz niczego nie można studiować prócz
nieszczęścia; szczęśliwi niezmiennie inaczej,
mes filles! mes reines! Nie krzycz. Jest też
w kanonie twoich olśnień Dominika.
I w ten sposób wracamy do początku,
a podróż nawet się jeszcze nie skończyła.
A ponoć w raju najlepszy absynt dają, nic ponadto.
A to też może być jakaś mordęga, bez dwóch zdań.
O schöner Schein, we love you.
O schöner Schein, we lose you.