Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Syn grabarza. Tom III z IV - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
7 sierpnia 2025
34,99
3499 pkt
punktów Virtualo

Syn grabarza. Tom III z IV - ebook

Trzecia część popularnej sagi fantasy. Syn grabarza desperacko poszukuje sposobu na uratowanie swojego pana, rycerza Emicha. Pilna misja prowadzi go na tajemnicze bagna przez najwyższe w królestwie, nieprzebyte góry. Ale prawdziwe niebezpieczeństwo czai się w zdradzie, nieufności i rozpaczy. Czy giermek zdoła ocalić swego pana przed nim samym? W obcym świecie, zdana tylko na siebie, Aross musi strzec swojej tajemnicy. Odkrywa swą budzącą przerażenie przeszłość, równie złowieszczą, co przyszłość, która na nią czeka.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397402423
Rozmiar pliku: 903 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

+--------------------------+--------------------------+--------------------------+
| | | |
+--------------------------+--------------------------+--------------------------+

ZNAMIĘ



Farin w przerażeniu wciąż spoglądał na przedramię Emicha, które teraz jednak skrywało się pod długim rękawem tuniki. Czy tylko on spostrzegł znamię Zła? Koło z pentagramem ustawionym na jednym z wierzchołków i płomieniem w środku? Demoniczny znak Niewypowiedzianego na skórze jego pana.

Zrobiło się krótko przed północą, a rada obradowała bez przerwy w sali jadalnej zamku Siegesmund. Dwunastu ludzi siedziało z nogami wyprostowanymi pod stołem, a najważniejszym z nich był nie kto inny jak sam król Baldan Grachus, pan i władca Zjednoczonych Królestw. Wspierany przez swych najważniejszych oficerów prowadził dyskusję polityczną. Farin i jego towarzysze: Plaudius, Drogdan i Baraldon zostali zaproszeni do udziału w spotkaniu ze względu na swe zasługi, ale cała ta sytuacja zdawała się ich przerastać. Przez większość czasu bardzo fachowo milczeli. Milczał też syn grabarza. Jakie mógł mieć pojęcie o intrygach na szczytach władzy? Poza tym, od chwili, kiedy odkrył znamię Niewypowiedzianego na przedramieniu swego pana, siedział jak na rozżarzonych węglach. Nawet gdyby chciał, w tym nastroju nie byłby nawet w stanie powiedzieć czegokolwiek rozsądnego. Dopiero co czuł się szczęśliwy, że Emicho przebaczył mu nieposłuszeństwo, a nawet zaakceptował obecność demona, w chwilę potem odczuwał przede wszystkim przerażenie. A w samym środku tych wszystkich emocji – jego pan, który albo sam jeszcze o niczym nie wiedział, albo umiejętnie swą wiedzę ukrywał. A może Wróg zdążył już się rozgościć w umyśle Emicha i przysłuchuje się z daleka całej naradzie?

Za to oficerowie rozprawiali tym więcej i głośniej, brnąc w dzikie spekulacje, podskakując jak skwarki na patelni. Żaden argument nie pozostał bez kontrargumentu, żadna propozycja – bez kontrpropozycji. W pierwszej kolejności analizowano, jak najskuteczniej zwalczać te diabelskie nasienia, zwolenników kultu nekorian. Najważniejsza była właśnie skuteczność. Królewska rada kręciła się skutecznie w koło, jak najbardziej skuteczna karuzela, bo w ostatecznym rozrachunku wszystko wracało do dwóch podstawowych pytań, na które nikt nie znał odpowiedzi: kim był i gdzie przebywał Pryncypał?

Emicho nie udzielał się nadmiernie w rozmowie i pomijał zupełnie temat demonów i ludzi, których zdołały opanować.

Przez okno wielkim ziewnięciem wlewał się szary świt. Dawno już wszystko zostało powiedziane, niestety jeszcze nie każdy zdołał dorzucić swoje trzy grosze. Dwaj oficerowie wciąż dyskutowali o możliwości prewencyjnego ataku na nekorian. Równie prewencyjnego, co oczywiście skutecznego.

Król Grachus wreszcie miał dość, podniósł rękę: – Mam dość. Posiedzenie uważam za zamknięte. – Podniósł się i z poważną miną rozejrzał się po obecnych. – Ostatecznie to ja muszę podjąć jakąś decyzję, jednak nie uczynię tego już dziś. Zrobiło się późno, słyszę już zew łoża. A może to moje stare ciało domaga się łoża, w sumie na jedno wychodzi.

Uprzejmy śmiech.

Rada wreszcie zaczęła się rozchodzić, Farin zaczekał, aż znajdzie się w sali sam na sam ze swoim panem.

Emicho podniósł swe krzaczaste brwi: – Giermku, co ci jeszcze leży na sercu o tak późnej godzinie?

Farin pospiesznie przełknął ślinę, gotując się na wszystko, aż wreszcie powiedział: – Panie, macie... znamię na przedramieniu! – wskazał właściwe miejsce.

– O czym ty mówisz? – odrzekł Emicho niemal opryskliwie, natychmiast podciągnął rękaw i aż się wzdrygnął, gdy odkrył pentagram z płomieniem. Z niedowierzaniem potarł go lewą dłonią, podczas gdy jego jasnoniebieskie oczy stały się niemal tak okrągłe, jak koło wokół pentagramu.

– Jak to...? Nie rozumiem...? Nie jestem nekorianinem, obaj to dobrze wiemy. Jak to się mogło stać?

W głowie Farina odezwał się nieco zaspany Paskudnik: Musiało dojść do fizycznego kontaktu między Emichem a Niewypowiedzianym. To jedyny sposób, żeby demon mógł pozostawić u kogoś swoje znamię.

– Panie, demon nekorian musiał was dotknąć, gdzieś tu, na zamku Siegesmund.

– W całym tym bałaganie dotykało mnie mnóstwo ludzi. Przecież najpierw mnie pojmali, potem bili, a na końcu związali. Czyżby Pryncypał znajdował się gdzieś tu, na zamku?

– Jakżeby inaczej mógł was naznaczyć? Jednak teraz Niewypowiedziany może w każdej chwili przejąć nad wami kontrolę – szepnął syn grabarza roztrzęsiony, jakby bojąc się, że wróg mógłby go podsłuchiwać. Może nawet już teraz tu był, tak samo jak Farin w umyśle arcybiskupa Opoki. Z pomocą Paskudnika wniknął w jego duszę, a potem podsłuchał rozmowę Hazarta z Krukiem. To właśnie Kruk powiedział wtedy zupełnie otwarcie: „Pryncypał potrzebuje medium ze znamieniem. W chwili, gdy zabijemy grabarza, Emicho powinien być już także naznaczony. Jeśli wówczas demon schroni się w ciele rycerza, będziemy mieli pod kontrolą zarówno jednego, jak i drugiego. Będą służyć nekorianom, razem z tamtym demonem, po wsze czasy. Kiedy tylko naznaczymy Emicha, zabijemy giermka.”

Rycerz całkowicie pobladł i osunął się na krzesło. Dziewięcioramienny świecznik oświetlał jego twarz i nagie przedramię, które położył na stole. Nagle spróbował pocierać mocno znamię drugą ręką, jakby sądził, że w ten sposób uda mu się je usunąć.

Jego głos brzmiał równie mrocznie jak pomysł, który przedstawił: – Nie mogę tego tak zostawić. Może po prostu odetnę sobie ramię?

– Panie! Tylko nie to!

– Zapytaj natychmiast swojego demona, czy to pomoże – warknął rycerz.

Odważny pomysł, twój pan mi zaimponował. Odcinamy jedno ramię, po co mu dwa. No i nie wykluczam, że to pomoże.

– Nie wykluczasz? Czyli nie wiesz na pewno – odparł Farin w myślach.

W życiu człowieka nic nie jest pewne, poza śmiercią.

To wciąż brzmiało bardziej jak „nie wiem na pewno”. Syn grabarza odpowiedział pewnym głosem: – Demon powątpiewa, czy odcięcie ramienia w czymkolwiek by pomogło. Znamię pojawiłoby się po prostu na drugim.

O, no pięknie się tak dowiedzieć, co się właśnie powiedziało. Brzmiało to, jakby się obraził. Mój jakże praworządny, szlachetny i honorowy Robak kłamie jak z nut i nawet się przy tym nie zaczerwieni.

Rycerz westchnął.

– W takim razie pozostaje mi tylko samobójstwo. Rzucę się na swój miecz – to ciągle lepsze wyjście, niż stać się narzędziem w ręku nekorian.

Farin naprawdę się przeraził – rozumiał, że w ustach tego rycerza nie są to bynajmniej puste słowa.

– Nie, nie, na pewno jest jakiś sposób, żeby was uratować przed demonem. Panie, nie ma co podejmować pochopnych decyzji, a ja zrobię wszystko, by wam pomóc.

Emicho patrzył na niego w milczeniu.

– Paskudniku, czy istnieje jakaś metoda usunięcia znamienia bez obcinania różnych części ciała? – zapytał Farin głośno.

– Nazywasz swoją chimerę Paskudnikiem? – zmarszczki na czole Emicha pogłębiły się jeszcze bardziej.

Ej, no właśnie, dopiero teraz to sobie uświadomiłem.

– Za to on nazywa mnie Robakiem. Tak czy inaczej, akurat to w niczym nam nie pomoże.

Pięść rycerza uderzyła z całą mocą w stół.

– Masz rację. Nie poddam się tak szybko. Może znajdziemy jakieś rozwiązanie w tej księdze, którą studiowałeś, kiedy Klemens próbował cię nabić na pikę. W końcu jest tam nawet rysunek znamienia. Tom leży na pulpicie w mojej komnacie.

Niezły pomysł. Jeżeli w ogóle istnieje jakiś sposób na usunięcie znamienia, powinniśmy znaleźć coś na ten temat w starych pismach w bibliotece Emicha.

Światełko w tunelu – tylko tunel był bardzo długi: biblioteka znajdowała się daleko na północy – w Burzowej Twierdzy.

– Panie, dla was przeczytam absolutnie wszystkie kartanezyjskie pisma, jeśli tylko będzie to konieczne. Znajdziemy jakiś sposób.

Emicho zareagował powolnym kiwaniem głową.

– Zgoda – i dziękuję ci. Jednak może to potrwać wiele tygodni, a przez ten czas stanowię zagrożenie dla wszystkich innych.

– Musimy spróbować. Ukryjcie znamię, a potem wrócimy do waszego zamku, tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.

– Zgodnie z wolą króla Grachusa moim zamkiem jest teraz Siegesmund, tu mam mieć swoją siedzibę. Tutaj mogę mu się najbardziej przydać. Głównie przy poszukiwaniach i unieszkodliwianiu Pryncypała. Tak brzmi jego rozkaz.

– Moglibyśmy go wtajemniczyć. Na pewno zrozumie, jak wyjątkowa to sytuacja.

– Zrozumie? Pewnie. – Oczy rycerza rozbłysły. Potem nagle źrenice zaczęły się kręcić jak garnek na kole garncarskim. W następnej chwili widać było już tylko białka. Z bojowym okrzykiem rycerz wyskoczył w górę i rzucił się na Farina. W mgnieniu oka objął rękami szyję syna grabarza.

– Demon nakazuje mi, abym cię zabił. Nie bój się, to nie potrwa długo. Złamię ci kark jednym krótkim ruchem.

Okrutny ton głosu rycerza całkowicie sparaliżował Farina, który siedział sztywno, nie będąc w stanie się bronić. Grube od mięśni ramiona rycerza trzymały go w żelaznym uścisku, właściwie mógłby jednym ruchem urwać głowę swego giermka. Ten zaś nie mógł się już poruszyć, nawet gdyby chciał.

Tak szybko, jak Emicho go zaatakował, tak szybko również rozluźnił uścisk.

– Wybacz mi. Chciałem tylko zademonstrować, jak to będzie wyglądało, kiedy Niewypowiedziany mnie opanuje i rozkaże, bym cię zamordował.

Farin całkowicie oszołomiony pocierał sobie dłońmi szyję.

– Hm... Wasze... lekcje mają... dużą siłę... wyrazu.

– Bez tego niczego nie zrozumiesz, giermku. Baldan Grachus wydaje ci się miłym starszym panem. A to jest jasna strona naszego Starego Króla. Tymczasem jest on człowiekiem, który robi to, co trzeba zrobić – twardo, konsekwentnie, bezkompromisowo. Gdyby nie to, nie dałby rady utrzymać się na tronie przez dziesięciolecia. Może wybaczyłby mi teraz, gdy złagodniał na starość, kiedy przestałbym mu być potrzebny i mógł wyprowadzić się z powrotem na północ. Jednak dopóki stanowię potencjalne zagrożenie i mogę pokrzyżować jego plany, na pewno nie zostawi mnie przy życiu. A stanowię.

Farin istotnie bardzo dobrze zrozumiał daną mu lekcję – szyja wciąż jeszcze bolała go od Emichowego uścisku. Niechętnie przypominał sobie atak strażnika biblioteki, jednak unaoczniał mu on, że Emicho bynajmniej nie przesadzał.

– Musi być jakieś rozwiązanie. Może powinniśmy po prostu odnaleźć i zabić Pryncypała? Myślę, że to by was uwolniło.

Zgadza się! Śmierć Niewypowiedzianego rzeczywiście uwolniłaby człowieka ze znamieniem. Problem tylko w tym, że zabić demona jest cholernie trudno. To uparte i żywotne pasożyty.

– Co ty nie powiesz! – pomyślał Farin.

Czyżbym słyszał w tych słowach jakiś niemiły podtekst?

– Ależ skąd. Musimy koniecznie pomóc Emichowi.

Farin ogromnie martwił się o swego pana. Natomiast ciało wciąż jeszcze nie zdążyło wypocząć po trudach minionych dni. Okropne przeżycia obciążały jego ducha, a tymczasem kolejne wyzwanie już pędziło prosto na niego, waląc jak młot w kowadło.

– Paskudniku, musi istnieć jakiś sposób na zwalczenie tego demona. Nawet jeśli nie da się go zabić, na pewno są inne sposoby.

Przychodzi mi do głowy tylko jeden. Wypędzenie. Paskudnik wydawał się dziwnie zaangażowany. Ta myśl niosła ze sobą zastanawiające poczucie satysfakcji. Tak jest, wypędzimy Niewypowiedzianego ze świata Zjednoczonych Królestw. Jednak najpierw musimy go znaleźć. Zaś żeby to zrobić, dobrze byłoby wiedzieć, kogo właściwie szukamy.

– Na noc będę się musiał przykuwać do ściany – powiedział Emicho, wzdychając ciężko. – A w ciągu dnia musicie mieć na mnie baczenie.

– Tak, panie!

– Trzeba iść spać.

– Tak, panie!

Ze ściśniętym żołądkiem Farin ruszył do sypialni, którą dzielił z Drogdanem, Plaudiusm i Baraldonem.

Dlaczego właściwie słoneczny zmierzch był tak piękny, a poranna szaruga tak zasmucająca? Czy dobry Pan Bóg miał w tym jakiś cel? Żeby ludzie zaczynali dzień z pokorą, a kończyli z wdzięcznością? Troska o rycerza przyćmiła wszystkie dobre myśli, nie potrafił cieszyć się nawet obecnością na zamku Siegesmund, a przecież jego mury były prawdziwą ucztą dla oczu: smukłe wieże schodowe, eleganckie blanki, szczyty i balkony w różnych odcieniach jasnego brązu wydawały się znacznie bardziej wzniosłe niż masywne, kanciaste mury Burzowej Twierdzy. Również wnętrza były dopracowane i kolorowe – na ścianach wisiały liczne arrasy, podłogi zdobiły barwne mozaiki. Jednak po nieledwie dwóch godzinach snu Farin nie miał chęci na przyglądanie się temu wszystkiemu – nawet najbardziej bajkowy zamek prosto ze snów nie mógł zmienić nic w mrocznej tajemnicy, jaką dzielił ze swym panem.

Jego uwagę przykuło regularne skrzypienie. Czyżby ktoś jeszcze był już na nogach o tak wczesnej porze? Przy zamkowej studni stała Aros i kręciła korbą. Na koniec przelała wodę z pełnego drewnianego wiaderka do dzbanka. W progu domu dla służby stał ten dziwny człowieczek z włosami związanymi w warkocz i uśmiechał się do poranka. Był tak niski, jak krótkie było jego imię. Czyżby przyglądał się dziewczynie? Trzymał się jej jak cień, i to taki, który nie znika nawet w pochmurny dzień. Co łączyło tych dwoje? Wydawało się, że Ki zawsze robi to, czego chce Aros.

Farin postanowił, że nie będzie łamał sobie głowy jeszcze nad tym problemem. Dziewczyna miała spory udział w uratowaniu jego towarzyszy: Drogdana, Plaudiusa i Baraldona, a także w zdobyciu zamku Siegesmund. Chociaż początkowo z trudem ją tolerował ze względu na jej cięty język, teraz patrzył na nią z pewnym zrozumieniem. Tak jak i on wyczołgała się z rynsztoka i mimo że była biedną jak mysz kościelna sierotą, nie poddawała się i szukała swojego miejsca pod słońcem w Zjednoczonych Królestwach.

– Dzień dobry! – pozdrowił ją.

– Też mi coś! Jeszcze się nawet nie obudziłam. Przypomnij mi się później – odburknęła w odpowiedzi. Nie obdarzyła go nawet spojrzeniem.

„W takim razie po co tak wcześnie wstajesz?”, chciał warknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Zamiast tego odparł spokojnie: – Nie ma sprawy, właśnie chciałem ci podarować Tyranię, ale nie ma się co spieszyć. Przypomnij mi się za kilka dni. – Ziewnął przeciągle, nic dziwnego po tak krótkiej nocy.

Wybudzona, jakby ktoś oblał jej głowę zimną wodą z wiadra, stanęła nagle przed nim.

– Że jak? Co ty powiedziałeś?

– Poprosiłem swojego pana o nowego konia, bo moją klaczkę chcę podarować tobie.

Jej zwykle tak cierpka twarz zmieniała się z każdym mgnieniem oka, była jak pogoda w górach, przechodziła od niewyobrażalnego szczęścia do najgłębszej nieufności. Jej usta stały się wąskie jak ostrza sztyletów: – Czego chcesz za to ode mnie? Ja jestem nieprzekupna.

– Co za pech, przejrzałaś mnie. – Farin poczuł się przyłapany na gorącym uczynku. – Bo... no faktycznie, jest taka jedna sprawa.

Wetknęła oba kciuki za pas i wysunęła biodra.

– A więc jednak! Wiedziałam! Kiedy dzień zaczyna się takim prezentem, od razu wiem, że coś tu śmierdzi. Nie wiem, czego chcesz, ale jestem prawie pewna, że tego nie dostaniesz. Nikt nie kupi sobie Królowej Szczurów.

– Szkoda. Bo chciałem cię prosić, żebyś była miła dla Tyranii i dobrze o nią dbała. Skoro to jednak za dużo jak dla ciebie...

Przez chwilę stała nic nie rozumieją.

– Czyli co, to jest wszystko? I potem dasz mi swojego konia? – Tym razem również oczy przybrały ten sam kształt co usta, mogłaby spokojnie uchodzić teraz za córkę Ki. – Nie ma darmowych prezentów!

Czyżby była to jedna z takich mądrości, które poczuła na własnej skórze? Czy może raczej nauczyła się jej od swego niewysokiego, długowłosego towarzysza? Nawet najdłuższy prysznic pod wodospadem Kabano nie zmyłby nieufności z tej dziewczyny.

– To jest wszystko. Jedyne, co jeszcze mogę ci dać, to moje słowo giermka – mam nadzieję, że ci to wystarczy.

Wciąż nie wiedziała, czy to nie jest jakiś brudny chwyt, ale w coraz większym stopniu ogarniał ją zachwyt. Emocje ponownie zaokrągliły jej oczy.

– Chcesz powiedzieć... że Tyrania naprawdę należy do mnie?

Farin skinął.

– Po prostu... po prostu nie wiem, co powiedzieć. Taki prezent... Kiedyś jedna kobieta podarowała mi sukienkę... Poza tym, co noszę na sobie... nigdy niczego nie miałam na własność. To znaczy, czegoś tak nieskończenie wartościowego.

Zapadła cisza, bo istotnie - zabrakło jej słów. Radość promieniejąca z jej twarzy pocieszyła Farina na tyle, że na chwilę zapomniał o trosce o swego pana. Odrobina słońca w krainie cieni. Aros nie całkiem rozumiała, jaka gra toczy się w jego wnętrzu, ale poczuła była obecność Paskudnika i rozmawiała o tej nieuchwytnej sile. Tak, Paskudnik był siłą, siłą nieuchwytną.

Na dziedziniec zamku wszedł giermek Baraldon. Jak zwykle zignorował obecność Aros, kiedy zwrócił się do syna grabarza: – Jeszcze tego nie uczyniłem, więc czas rzecz nadrobić. – Brzmiało to trochę sztucznie. – Jestem twoim dłużnikiem, Farinie ze Zgniłych Dołów. Uratowałeś mi życie, chociaż raczej dałem ci powód, byś tego nie robił.

– Nie ma o czym mówić.

– A także proszę o wyrozumiałość dla mego ojca, który zachował się wobec ciebie niegodnie.

Farin aż za dobrze przypominał sobie księcia Turgensona, który bynajmniej nie umilał mu pobytu w Burzowej Twierdzy.

– Nie jest złym człowiekiem i zawsze pragnie służyć sprawiedliwości... jednak jego rozczarowanie i zgorzknienie okazały się przerastać jego dobre zamiary. Był całkowicie pewien, że to ja będę giermkiem Emicha, a nie ty.

– W jaki sposób służy sprawiedliwości?

– Zanim przybył na zamek Emicha, był advocatusem na królewskim dworze. Jeśli mogę wierzyć opowieściom szlachty, należał do najlepszych.

„Każdy człowiek ma swoją historię”, pomyślał syn grabarza.

– W każdym razie nigdy jeszcze nie najadłem się tyle strachu, co na tym zamku. – Baraldon wskazał na odległą o ledwie pięć metrów poprzeczną belkę, na której księżna Małgorzata von Siegesmund omal go nie powiesiła za szyję.

– Nic w tym dziwnego – trudno się nie bać w takiej sytuacji – odparł Farin. – Ja bym pewnie narobił w portki.

– Hm. Z jakiegoś powodu trudno mi w to uwierzyć. – Baraldon nabrał powietrza: – To był akt niewiarygodnej odwagi, że wróciłeś do nas i wydałeś sam siebie w zamian za nasze uwolnienie.

– Aros Brudnostopa miała w tym także pewien udział. Gdyby nie ona, pewnie bym się wahał – i to zbyt długo – oświadczył Farin.

Baraldon spojrzał na dziewczynę ostrym wzrokiem, potem jednak jego rysy złagodniały, wyrażając zrozumienie i pokorę.

– Tobie także dziękuję, Aros. Wygląda na to, że muszę się jeszcze znacznie więcej nauczyć, niż mi się zdawało.

– Farin podarował mi swoją Tyranię! – Aros promieniała na całej twarzy. Z powodu takich drobiazgów najwyraźniej nie chowała urazy, a teraz bez wątpienia nie była w stanie myśleć o niczym innym niż swoim nowym koniu.

– Istotnie? Dlaczego mnie to nie dziwi? To niezwykły giermek, znacznie lepszy niż ja – powiedział Baraldon takim tonem, jakby Farina w ogóle nie było w okolicy. Odchrząknął. – Wybaczcie mi teraz. – I odszedł z podniesioną głową.

Aros spojrzała za nim pytająco.

– Po co tu w ogóle przyszedł?

– Chciał podziękować, ale potem wymsknęło mu się coś więcej – chociaż wcale nie przyszło mu to łatwo. Przynosi mu to zaszczyt.

– E, to nie moje sprawy. Idziemy odwiedzić Tyranię?

– Co za pytanie!

Ruszyli w kierunku stajni. Kiedy weszli, klacz przywitała ich radośnie. Promieniejąc szczęściem, Aros pozwoliła jej powąchać swoją lewą dłoń, jednocześnie drapiąc ją drugą ręką po szyi. Widać było, że rozumieją się doskonale, wyglądało to prawie tak, jakby Tyrania zamierzała zacząć machać ogonem.

– Co teraz zamierzasz, Aros?

– Nie wiem.

– Czy to przeznaczenie nas połączyło? Wciąż nie mogę wyrzucić z głowy proroctwa, które usłyszałem od Frenji.

– Tej z zaklinaczem kości i prorokiem?

– Złącz proroka i zaklinacza kości w dobrej godzinie, bo tylko sojusz demona i objawienia uratują Królestwa przed ogniem piekielnym.

– Hm. Królestwa, ogień piekielny – to strasznie wielkie słowa jak na zwykłą sierotę.

– A jednak stało się dokładnie tak, jak powiedziano w przepowiedni. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w oberży „Dobra godzina”.

Skinęła głową z powagą: – Rzeczywiście, dziwiłam się, co to za płaskonos próbuje wypatrzyć przez szybę, co dzieje się we wnętrzu gospody.

– Czy to coś więcej niż przypadek?

– No, nie wiem. Co by to miało być? Samospełniająca się przepowiednia?

– Ale jeśli to jest spełnienie przepowiedni, to czy przypadkiem nie liczy się też jej druga część, ta o ratunku przed ogniem piekielnym? – spytał Farin.

– Nie jestem zbawicielem świata. Ledwie sama siebie jestem w stanie uratować. – Jej twarz znów przybrała nieprzenikniony wyraz, jak żelazna maska.

– Czy przypadkiem król nie obiecał ci, że nakaże straży miejskiej w Opoce, by zostawiła cię w spokoju?

– Może być, ale nie sądzę, żeby arcybiskup Hazart tak łatwo dał za wygraną. Ten chce mnie złapać, i to koniecznie. Zorientował się, że Wiedziwa i ja mamy ze sobą coś wspólnego.

– Kim jest ta Wiedziwa?

– No, taka czarownica, którą arcybiskup Opoki kazał spalić na stosie na Wielkim Placu. Ani razu nie krzyknęła. Ja też nigdy nie krzyczę.

Dla Farina ten potok słów płynął nieco zbyt szybko – jedyne, co zrozumiał, to że ta dziewczyna niejedno miała już za sobą.

– Arcybiskup to straszny człowiek. Czego od ciebie chce? – zapytał.

– Znasz go? – Zmarszczka nad nosem Aros jeszcze się pogłębiła.

– No... tak jakby.

– Od razu widzę, gdy coś przede mną ukrywasz.

– To skomplikowana sprawa. – Farin miał do niej zaufanie właśnie dlatego, że nigdy nie udawała. W istocie, zastanawiał się, czy nie powinien opowiedzieć wszystkiego tej dziwnej dziewczynie. Całej historii – począwszy od niezwykłego amuletu, który pojawił się znikąd na piersi szeptuchy Gerlundy, a skończywszy na Paskudniku, demonie, który niepytany zakradł się do jego umysłu, a teraz bez przerwy utrudniał mu życie. Nie, źle pomyślał, to było niesprawiedliwe wobec demona. W końcu Paskudnik, jego niewiarygodna siła i umiejętności miały znaczący udział w awansie, którego Farin doświadczył. Co by się stało, gdyby wtajemniczył Aros w to wszystko? Czy nie musiałby przypadkiem dodać jeszcze informacji o znamieniu na ręce Emicha i o straszliwych skutkach, jakie to ze sobą niosło?

W tym momencie do stajni wszedł Ki.

– Giermek, przyjaciółka i koń rozjaśniają serce artysty.

Słowo „koń” przypomniało Aros o prezencie.

– Wyobraź sobie, Ki, że Farin podarował mi Tyranię.

– Koń to nie siła, ani prędkość, tylko charakter – skinął Ki. Potem spojrzał swymi skośnymi oczami na Farina: – Z giermkami jest tak samo!

Ten człowieczek wciąż wprawiał go w zakłopotanie. Za każdym razem można było być pewnym, że jego słowa będą brzmiały jak najbardziej banalny banał albo jak najmądrzejsza mądrość.

– No cóż, Tyranio – Farin zwrócił się do swego dawnego konia. – Bądź miła dla Aros, dobrze? W każdym razie milsza, niż byłaś dla mnie na początku naszej znajomości.

Koń zrobił wielkie, końskie oczy z wyrazem największego zdumienia. Najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia, o czymże ten dziwny giermek mówił.

– Farin... bo wiesz... ja nie jestem najlepsza w podziękowaniach – powiedziała Aros.

– Daj spokój. Widzimy się. – Farin wyszedł ze stajni.+--------------------------+--------------------------+--------------------------+
| | | |
+--------------------------+--------------------------+--------------------------+

​​TYRANIA

„Piękny zamek nie wystarczy, żeby i jego mieszkańcy byli piękni”, pomyślała Aros. „Chciwość, intrygi, kłamstwa – nie troszczą się o otoczenie, wszędzie chętnie zamieszkają.”

A przecież doświadczyła tu także odwagi i sprawiedliwości – w największym stopniu od giermka nowego pana tego zamku. Ten młody człowiek ją zadziwiał. Dziwny młodzieniec, trudno było go ocenić, za to łatwo nie docenić. Jakim cudem prosty syn grabarza dostał prawo uczestnictwa w Radzie Królewskiej? Dawniej uznałaby to za czystą niemożliwość. Przecież arystokraci tak zawsze dbali o to, by nie bratać się ze zwykłym ludem, tylko zawsze patrzeć na niego z góry, a obcować tylko z podobnymi sobie. Jednak Farin był nadzwyczajny także z innego powodu. Po pierwsze udało mu się ją zaskoczyć, a po drugie – głęboko poruszyć. Podarował jej konia. Tak po prostu. To zupełnie nie pasowało do jej pokrzywionego obrazu świata.

Oparła się ramionami o parapet domu dla służby, w którym, wraz z Ki, zajmowała niewielki pokój na pierwszym piętrze. Z ciekawością patrzyła na dziedziniec. Dotarły do niej głośnie okrzyki. Oto jego królewska mość, Baldan Grachus, zbierał się właśnie, by z większą częścią swojej kawalerii ruszyć w powrotną podróż do Opoki. Tym razem nie zasiadł w siodle, stanął przed powozem, do którego zaprzęgnięto dwa siwki. To była jeszcze jedna rzecz, która całkowicie wstrząsnęła Arosowym obrazem świata. W życiu by nie pomyślała, że kiedykolwiek osobiście spotka Starego Króla. Tymczasem nawet miała okazję z nim rozmawiać, jakby był jakimś prostym chłopem. Okazał się przy tym całkiem normalny, przynajmniej na tyle, na ile normalny może być pan i władca Zjednoczonych Królestw.

Na drugim powozie siedziała skulona księżna Małgorzata von Siegesmund. W Opoce czekał ją proces o zdradę stanu. Aros nie współczuła jej bynajmniej. Ta kobieta miała wszystko, czego tylko mogła zapragnąć, a najwyraźniej wcale jej to nie wystarczało. Wraz z mężem weszła w pakt z nekorianami, sprzeciwiając się przy tym swemu królowi. Taką zbrodnię nazywało się zdradą stanu i najczęściej oznaczało to skrócenie o głowę. Szybka śmierć, nie do porównania z męczarniami na stosie. Arystokratka miała na sobie długą, jasną suknię, haftowaną bogato ciemnoniebieską nicią, ze złotymi blaszkami na kołnierzu i u dołu, oraz pasujący do niej kapelusz z pawim piórem. Wrażenie psuły tylko grube, ciemne łańcuchy na kostkach księżnej. Po obu jej stronach siedzieli żołnierze, którzy ani na moment nie spuszczali jej z oczu.

„Przecież król chciał ruszać dopiero pojutrze...”, zastanowiła się Aros.

Tak zapowiedział. Stary lis, dobrze wiedział, po co wprowadza w błąd tak przyjaciół, jak i przede wszystkim – wrogów.

Grachus miał na sobie zieloną pelerynę, spod której wyłaniał się skórzany wams. Przypominał bardziej nieco podstarzałego myśliwego niż pana i władcę Zjednoczonych Królestw. Zmarszczki na jego twarzy złagodniały nieco, gdy zauważył Farina stojącego na skraju dziedzińca.

– Jestem pewien, że wkrótce zobaczymy się w Opoce, młody giermku. – Mrugnął znacząco. – Mój rycerz, Emicho, będzie miał na was baczenie – albo może odwrotnie. – Król rozsiadł się w powozie. Kapitan dał znak do odjazdu. Żołnierze, ich król i więźniarka ruszyli w drogę powrotną do stolicy.

A co powinna teraz zrobić Aros? Najchętniej wróciłaby do stajni, do Tyranii, i tam położyła się spać na sianie. Nie potrzebowała splendorów i arrasów, ale z drugiej strony – nie chciała też zmuszać Ki do spania wśród koni. Odwróciła się do swego towarzysza. Ten siedział na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętym oczami, wydawał się równie pełen życia co przydrożny kamień. Nic nie mówił, prawie nie oddychał. Zapewne wstrzymał także serce i wszystkie inne czynności życiowe. Nazywał to medytacją.

Aros wciąż wracała myślami do rozmowy z giermkiem. Sojusz demona i objawienia. Uderzyła się dłonią w czoło. Sprawa była tak oczywista, a ona dopiero teraz na to wpadła. Władzę nad giermkiem objął jakiś potężny demon – przecież wyraźnie czuła w chłopcu tę potężną, ciemną moc. Zastanowiła się. Demona czcili przecież nekorianie. Jak to wszystko połączyć do kupy? Co się wydarzyło w gospodzie „Dobra godzina”, kiedy książę Zolkan pojawił się nagle ze swoimi kompanami z cienia? Wszystko to śmierdziało na odległość.

– Hm, myślę, że powinnam porozmawiać z Farinem i opowiedzieć, co się wydarzyło w oberży.

Ki powolnymi ruchami budził się do życia.

– Rozmowa jest dobra. Rozmowa odpędza ciemności.

– Wtedy giermek będzie też mógł opowiedzieć mi o swoim demonie – powiedziała Aros mimochodem.

Ki zapytał, nie okazując ani zaskoczenia, ani zakłopotania: – Każdy z nas nosi w sobie jakiegoś demona, czyż nie?

Po południu Aros zauważyła Farina, jak wraz z koniuszym szedł w kierunku padoku. Jasna sprawa, potrzebował nowego wierzchowca. To znów przypomniało jej o Tyranii, której chciała zanieść wyschnięte jabłko. W chwilę później pędziła już w stronę dziedzińca. Farin akurat wyprowadzał z zagrody za stajniami gniadą klaczkę. Koniuszy został w środku, by sprawdzić podkowy potężnego siwka.

– Patrz, Aros. – Giermek wskazał na konia. – Pozwól, że ci przedstawię – oto Ćwikła.

– Ćwikła? Sam to wymyśliłeś?

– Skąd, jestem niewinny. Jako źrebię wyżarła kiedyś cały kosz buraków i zanim się obejrzała, miała już imię.

– W takim razie ja się powinnam nazywać owsianka.

Uśmiechnął się, pokazując swe piękne, białe zęby, ale po chwili spoważniał.

– Pochodzisz z sierocińca w Opoce, prawda?

– Tak. – Zamilkła znacząco. Nie zamierzała o tym bliżej opowiadać. Obeszła gniadoszkę dookoła. – A ty jesteś grabarzem, prawda?

– Tak. – Zamilkł wyraziście. Nie zamierzał chyba o tym bliżej opowiadać. Pogłaskał Ćwikłę po szyi.

– W takim razie... skoncentrujmy się na teraźniejszości. Opowiedz mi o tym demonie, którego w sobie nosisz. – Farin aż poderwał głowę. Aros traktowała sprawę na tyle poważnie, że nie pozwoliła sobie na wybuch śmiechu, choć miała na to ochotę, patrząc na wyraz jego twarzy.

– Skąd coś takiego... przyszło ci w ogóle do głowy? – Spróbował słabo.

– Zapomniałeś już, że jestem prorokiem? A ty jesteś zaklinaczem kości, który przy każdej okazji opowiada ten sam głodny kawałek o jakimś demonie i wizjach.

Ruszył trochę dłuższy proces myślenia. Na pierwszy rzut oka chłopak wydawał się trochę ociężały umysłowo, jednak jego oczy błyszczały rześko. Czyżby konsultował się ze swoim demonem?

Aros spytała niecierpliwie: – No i co on na to?

Po wyrazie twarzy Farina można było natychmiast rozpoznać, że dał się złapać „na gorącym uczynku”. – No, ten... masz na myśli... – rozejrzał się ukradkiem, a potem ściszył głos: – ... chimerę w mojej głowie.

– Właśnie tak. Powinniśmy być wobec siebie szczerzy, czyż sojusz nie wymaga szczerości?

– Zgoda. Demon mówi, że mogę ci powiedzieć, jaki jest wspaniały.

Dziewczyna parsknęła.

– Wygląda na to, że to dość wesoły towarzysz.

Farin skinął, nie mrugnąwszy nawet okiem.

– Tak, właśnie, boki zrywać. Ale nic nie przebije jego skromności. – Giermek przez chwilę zatopił się w dialogu wewnętrznym. – Mam ci przekazać, że bez niego jestem bardziej taką mimozą.

Pewnie jeszcze kilka dni temu uwierzyłaby bez wahania, ale ostatnie zdarzenia zasadniczo zmieniły jej opinię.

– Nie wierzę. Prawdziwa mimoza nigdy by nie przekazała tych słów.

– Wszystko jedno, Aros, obawiam się, że jesteśmy dopiero na początku naszej wojny. Kultowi nekorian przewodzi Pryncypał. Jest opętany przez innego demona, to czyni go niebezpiecznym i nieprzewidywalnym. Nazywają go „Niewypowiedzianym”. – Jego głos przybrał ton konspiracyjny. – Tamten demon naznacza ludzi, to znaczy pozostawia im znamię na przedramieniu. Dzięki temu może w nich wniknąć i kierować ich zachowaniem.

– Trudno w to uwierzyć.

– A jednak to prawda. – Farin wyjął nóż zza paska, pochylił się i na luźnej ziemi narysował okrąg, w który następnie wpisał pięcioramienną gwiazdę, a potem jeszcze dorysował coś w środku. Szło mu to naprawdę dobrze.

– Pentagram w okręgu, z płomieniem w środku. Tak wygląda znamię Niewypowiedzianego – wyjaśnił. – Jeśli zobaczysz kogoś z takim znakiem, lepiej uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Słyszałaś o podpaleniach tych diabelskich pomiotów?

Aros skrzywiła głowę, przyglądając się rysunkowi. Zaczęła się intensywnie zastanawiać, bo kiedyś już widziała ten znak.

– Sporo się o tym mówi – odparła ostrożnie. Farin mówił o „naszej” wojnie. Dlaczego miała jego wojnę uczynić także swoją?

– Muszę jak najszybciej znaleźć i pokonać tego Pryncypała. Bez niego nekorianie zostaną bez przywódcy. Niestety, nikt nie wie, kim jest ten człowiek, ani gdzie się znajduje.

W jej głowie zaczęły zmieniać się obrazy wspomnień.

– W „Dobrej godzinie” Ki i ja mieliśmy dość dziwną przygodę. Książę Zolkan, który właściwie powinien był zginąć pod gruzami katedry, pojawił się tam nagle, w pełni zdrowia. Otaczała go jakaś czarna magia i nagle zaatakowali nas wojownicy z pyłu i cienia. – Na samo wspomnienie zrobiło jej się zimno. – I właśnie takie znamię Zolkan ma na lewym przedramieniu. Myślałam, że to jakiś tatuaż. Możliwe nawet, że to on sam jest tym Pryncypałem.

Syn grabarza zastanowił się.

– Widziałaś go może potem jeszcze raz? Gdzieś tu, w pobliżu?

– Nie, od razu bym zwróciła uwagę.

Farin skonsternowany kopał stopą w ziemię, zupełnie jak Ćwikła kopytem. Najwyraźniej wciąż jeszcze coś przed nią ukrywał.

– Czego właściwie szukałaś w oberży? – zapytał.

– Chciałam się spotkać z kapitanem Rudobrodym. Ponoć niekiedy go tam widywano.

– Hm... a czego od niego oczekujesz? To podobno pirat.

Co za ciekawski chłopak.

– Chciałam się czegoś dowiedzieć o mojej przeszłości. – Nie chciała rozwodzić się o tym, jak wiele sierot marzyło, by któreś dnia dowiedzieć, się, że właściwie były porwanymi księżniczkami z odległego królestwa, choć z drugiej strony ona sama takich marzeń nie miała.

– Spytam Drogdana, może on coś wie o tym Rudobrodym.

– A ty, Farinie, jakie masz teraz zamiary?

– Myślę że ruszę z powrotem na północ, do Burzowej Twierdzy.

– A po co?

Giermek zawahał się przez chwilę.

– Potrzebujemy informacji o drugim demonie. Mój pan ma w swojej bibliotece rzadką kolekcję kartanezyjskich ksiąg na ten temat. Muszę je przestudiować.

– Umiesz czytać? I to jeszcze w tym zapomnianym języku? – zapytała Aros zdumiona.

Farin zaczął się jąkać: – No tak, jakby trochę... – A potem wyznał całą prawdę: – Mój demon zna kartanezyjski.

– No, no, wygląda mi na naprawdę wspaniałego demona.

Giermek nie umiał powstrzymać westchnienia.

– Zgadza się, a przy tym pragnie pochwał jak niedźwiedź miodu. Zaś kiedy już je usłyszy, staje się jeszcze bardziej nieznośny, więc lepiej daj już spokój. – Farin na krótką chwilę zamknął oczy, a potem warknął nieuprzejmie: – Nie, Paskudniku, tego jej na pewno nie powiem.

Nazywał się „Paskudnik”? Najpóźniej właśnie w tym momencie Farin i jego oswojony demon obudzili ciekawość Szczurzycy.

– Czego nie chcesz mi powiedzieć? – zapytała ostro.

– Cholera. Ta chimera któregoś dnia doprowadzi mnie do szaleństwa.

Aros spojrzała spode łba na giermka.

„Kochany dniu”, pomyślała, „kiedyż będę miała kolejną okazję uciąć sobie pogawędkę z demonem, a choćby i za czyimś pośrednictwem.”

– I co teraz? Gadaj już! – uśmiechnęła się tryumfalnie.

– Hm ...

– Co hm?

– Paskudnik powiedział, że tak go pochwaliłaś, że aż zakochał się w tobie bez pamięci.

– Oj! A poza tym wszyscy zdrowi? – Czy ten Farin nie stroił sobie z niej żartów?

– Zdrowy czy niezdrowy, nie ma to znaczenia, bo jest taki raczej nieśmiertelny. Ale zaczekajmy, niech no tylko pojawi się jakaś następna dusza i za coś go pochwali.

– Mówiąc szczerze, Farinie ze Zgniłych Dołów, całe to gadanie o demonach kompletnie miesza mi w głowie. Tymczasem mam już dość zamieszania sama ze sobą.

– Co to za uczucie być prorokiem?

– O wiele mniej fajne, niż to brzmi. To raczej brzemię, bo przyszłość z jakiegoś powodu wciąż jest pełna brutalnej śmierci. Pewnie jakiś problem z ludzką naturą. Poza tym mam wrażenie, że te wizje jakoś szkodzą mojemu zdrowiu, właściwie odbierają mi siły życiowe. Dlatego nawet nie chcę ich już powtarzać.

– Rozumiem! Nikt cię nie będzie do nich zmuszał. A co z twoimi planami?

– Chcę je dziś wieczorem omówić z Ki.

– Hm. Ja też muszę się zająć pewnym poważnym problemem, dopiero potem będę mógł badać jakieś proroctwa.

Aros ucieszyła się, że Farin nie naciskał na nią, nie zmuszał, by wywoływała kolejne wizje, że tak naprawdę niczego od niej nie wymagał. Wciąż jeszcze trzymała w dłoni suszone jabłko.

– Idę je zanieść Tyranii – oświadczyła i ruszyła do stajni. Na plecach czuła wzrok giermka.

Późnym popołudniem wróciła do domu dla służby z nieznanym jej poczuciem jakiegoś szczęścia. Tyrania zrewanżowała jej się za jabłko i drapanie po szyi delikatnym podgryzaniem koszuli. Aros kochała ją całym sercem.

Tymczasem artysta siedział na samym środku ich niewielkiego pokoju i wykonywał swoje dziwne ćwiczenia. Stał na jednej nodze, a drugą, a także ramionami, machał w powietrzu, raz szybko, raz wolno. Dosyć często wpadał w takie konwulsje. Miał przy tym zawsze nieobecną twarz, jakby tańczył na jakiejś chmurze i musiał się strasznie koncentrować, żeby nie spaść.

Cierpliwie zaczekała, aż skończy te swoje wygibasy.

– Posłuchaj no, Ki. Co robimy?

– Dlaczego przyjaciółka pyta mnie, gdy ma już obmyślony plan?

Ki potrafił zaglądać w sam środek jej duszy, jakby spoglądał przez szkło – jakby sam był posiadaczem Zęba Czasu.

– Nie chcę dać się w ciągnąć w coś, co mnie właściwie nic nie obchodzi. – Spojrzała na rozmówcę. – Może z wyjątkiem mojego spotkania z Wiedziwą na targu. To ona kazała mi znaleźć zaklinacza kości. Z pewnością chodziło jej o Farina.

– Wiem, że podejmiesz właściwą decyzję. – Człowieczek złożył dłonie pod brodą i skłonił się lekko.+--------------------------+--------------------------+--------------------------+
| | | |
+--------------------------+--------------------------+--------------------------+

​​SZARZYCA

Mroczne myśli niemal doprowadzały Farina do szaleństwa. Za wszelką cenę próbował nie wyobrażać sobie, co się stanie z Emichem, kiedy Niewypowiedziany przejmie nad nim kontrolę. I za każdym razem, kiedy starał się nie wyobrazić sobie czegoś, to właśnie to sobie wyobrażał. Dla odwrócenia uwagi szedł do niewielkiej zbrojowni, gdzie z wielką starannością sprawdzał rzemienie i zawiasy płytowej zbroi swojego pana. Potem siadał na zydlu i polerował pancerz aż do momentu, gdy mógł się w nim przejrzeć jak w zwierciadle. Wybrzuszenie powodowało, że odbicie wydawało się pełniejsze niż w rzeczywistości, tak jakby od miesięcy codziennie pałaszował całego barana. Chociaż nie było mu specjalnie do śmiechu, wyszczerzył się na tę myśl do swego wizerunku.

Głupkowaty Robak, zaskrzeczał aż za dobrze znany głos w jego wnętrzu.

Giermek zupełnie się tym nie przejął, tylko odwrócił tarczę. Na koniec natłuścił skórzane elementy zbroi i wszystko powiesił z powrotem na stojaku.

W Zjednoczonych Królestwach dzielę ludzi na dwa rodzaje: tych z forsą i tych bez niej.

– Ojej! – pomyślał Farin. Paskudnik najwyraźniej się nudził, a to brzmiało groźnie. Groziło wykładem, wywodem i wywlekaniem nieprzyjemnych spraw.

Wolał nie prowokować demona, więc po prostu siedział cicho. Nie pomogło.

To jedna z moich obserwacji po stuleciach przyglądania się twoim ziomkom.

Byle nie okazywać ciekawości. Farin zaczął nucić piosenkę o wesołym siodlarzu. Daremnie.

Ci z forsą leżą w pieleszach i śpią albo siedzą na tyłkach i jedzą. Jedzą tyle i tyle, rozmyślają o tym, jak tu jeszcze bardziej się wzbogacić, że zaraz znów się męczą i kładą z powrotem do łóżek.

– Co ty nie powiesz.

Gdy raz już się rozpędził, demona nie powstrzymałyby choćby i zamkowe mury z najgrubszego granitu.

Natomiast ci bez forsy, a jest ich znacznie więcej, leżą w łóżkach albo pracują. Pracują tyle, że zaraz znów się męczą i kładą z powrotem do łóżek. Tak tworzy się krąg życia. Oba sorty to gorsze sorty.

Do czego to zmierzało?

Mój Robak oczywiście należy do tej drugiej kategorii. Haruje, zamęcza się i urabia sobie ręce, a mimo to nie ma grosza przy duszy.

– Jasne, jasne. Dotarło. Masz rację – zgodził się Farin. I... ziewnął. Po pracy zawsze czuł potrzebę, by się położyć.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij