Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Syn Szewca - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
29 listopada 2025
19,98
1998 pkt
punktów Virtualo

Syn Szewca - ebook

Niektóre miasta pilnie strzegą swoich sekretów. Młynowo milczało przez trzy dekady – aż ktoś powrócił, by dokończyć to, co brutalnie przerwano w 1978 roku. Po trzydziestu dwóch latach komisarz Sławomir Wilk i podkomisarz Magda Sobczak stają przed zagadką, której korzenie sięgają mrocznych lat siedemdziesiątych. Z pozoru niepowiązane ze sobą morderstwa zaczynają układać się w przerażający wzór. Wszystkie tropy prowadzą do jednego nazwiska, jednej rodziny i jednego miejsca, które nigdy nie powinno było zostać odkryte. W świecie, gdzie sprawiedliwość dawno straciła twarz, każda prawda ma swoją cenę. A ta… rani głębiej niż nóż. „Syn Szewca” to mroczny thriller kryminalny o winie, pamięci i konsekwencjach, które powracają po latach, domagając się rozliczenia.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397881709
Rozmiar pliku: 584 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS TREŚCI

WSTĘP

.................................................................................................................. 3

ROZDZIAŁ I – CISZA NAD MŁYNÓWKĄ

................................................................. 4

ROZDZIAŁ II – „BUTY I UŚMIECH”

........................................................................ 20

ROZDZIAŁ III – PROCA Z BUTA

............................................................................... 33

ROZDZIAŁ IV – DOM ZIELONEGO KRZYŻA

_(Luty 1977 – Styczeń 1978)_

.................................................................................. 49

ROZDZIAŁ V – NIEDZIELA BEZ STRAŻY

_(Początek lipca 1978)_

............................................................................................ 67

ROZDZIAŁ VI – CIENIE, KTÓRE WRACAJĄ

_(16 lipca 1978 – Czerwiec 2010)_

......................................................................... 75

ROZDZIAŁ VII – Z ARCHIWÓW, KTÓRE NIE MILCZĄ

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 83

ROZDZIAŁ VIII – DOM, KTÓRY NIGDY NIE MILCZAŁ

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 91

ROZDZIAŁ IX – POKÓJ, KTÓRY MILCZY

.................................................................. 99

ROZDZIAŁ X – GŁOSY, KTÓRE WRACAJĄ

................................................................... 108

ROZDZIAŁ XI – CISZA, KTÓRA WCIĄGA

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 115

ROZDZIAŁ XII – DOM, Z KTÓREGO SIĘ NIE WRACA

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 121

ROZDZIAŁ XIII – „ADRES, KTÓRY NIE POWINIEN ISTNIEĆ”

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 133

ROZDZIAŁ XIV – OSTATNI ŚCIEG

_(Czerwiec 2010)_

..................................................................................................... 139

EPILOG – „ŚLADY NA ŚNIEGU”

_(Styczeń 2011)_

......................................................................................................... 151WSTĘP

Niektóre historie nie giną — układają się w rany, które ktoś od czasu do czasu rozcina, żeby sprawdzić, czy jeszcze krwawią. Ta książka opowiada o jednym takim rozcięciu: o miejscach, gdzie cisza stała się tradycją, o rzeczach zaszytych na stałe i o tym , kto w końcu zdecyduje się rozpracować ścieg.

„Syn szewca” to opowieść o rodzinie, o pamięci i o tym, jak przeszłość potrafi wrócić, gdy najmniej się tego spodziewamy. Nie szukaj tu prostych odpowiedzi – są tu rany , których kształt dopiero poznaje się po długim studiowaniu blizny.

(autor: TOMASZ ROG)SYN SZEWCA

Autor: Tomasz Róg

ROZDZIAŁ I — CISZA NAD MŁYNÓWKĄ

Wrzesień 1975 — Młynów, ul. Szydłowska 17

Deszcz padał od rana — drobny, uporczywy, taki, który nie przynosi ulgi, tylko rozmywa kontury świata w jednolitą szarość. Krople spływały po dachówce domu przy ulicy Szydłowskiej 17 i zbierały się w kałużach na nierównym podwórku. Młynówka za płotem szemrała cicho, jakby szeptała sobie pod nosem plan miasta. Od wody szedł chłód, zapach wilgotnej ziemi, zgniłych liści i starego drewna.

Dom był niewielki, ceglany, z gankiem przekrzywionym jak po ciężkiej zimie. Nad frontowymi drzwiami tkwił gipsowy medalion z orłem — kiedyś dumny, teraz przybrudzony, z ułamaną końcówką skrzydła. Nikt już na niego nie patrzył, a jednak trzymał tę fasadę jak stara klamra trzyma zapomniany pas.

Za domem, niemal na brzegu Młynówki, stała szewska pracownia.

4

Niski, drewniany budynek z małym oknem, którego szyba była tak zabrudzona, że trudno było stwierdzić, czy brąz pochodzi z kurzu, czy z czasu. W środku powietrze miało własną gęstość: mieszały się w nim zapachy skóry, kleju, oleju lnianego, potu i mydła. Ten zapach nie wychodził już z desek. Wsiąkł na zawsze.

To miejsce znało rytm Henryka Klimkiewicza. Odgłos młotka. Świst noża po podeszwie.

Ciche, miarowe stukanie kopyta.

Tu każdy ruch miał wagę. Tu Henryk czuł się potrzebny. Przyszedł jak zawsze, punktualnie o 7:15.

Założył poplamiony fartuch, wytarty na piersiach od przecierania rąk. Dłonie miał mocne, zgrubiałe, pełne mikroskopijnych ran i śladów po ukłuciach szydłem. Usiadł na wysiedzianym stołku. Stołek skrzypnął znajomo — dźwiękiem, który towarzyszył mu dłużej niż własne westchnięcia.

Na stole leżały skóry: cielęca, barania, jelenia. Każda inna w dotyku, w zapachu, w obietnicy.

Na brzegu blatu czekał niedokończony damski kozak. Bordowa cholewka, miękka i posłuszna, już uformowana na kopycie. Henryk dotknął jej kciukiem, sprawdził sprężystość. Paznokciem przejechał

5

po podeszwie — mały gest, a w nim cały fach: wyczuć splot, sprawdzić, jak guma „siądzie” na kamiennym chodniku.

Szył powoli, z namaszczeniem. Dla niego każdy szew był jak wers modlitwy — musiał być równy, mocny, taki, który wytrzyma pierwszą zimę, drugą wojnę domową w rodzinie, trzecią przeprowadzkę. Nitka przechodziła przez skórę z cichym, rytmicznym szelestem. W tym monotonnym dźwięku znajdował spokój, którego w domu coraz częściej brakowało.

Za oknem mignęła mała postać — chłopiec w granatowym szkolnym fartuszku, z tornistrem większym niż on sam.

Piotruś.

Zatrzymał się przy bramie i pomachał w stronę warsztatu. Uśmiechnięty, z dziurą po świeżo wypadłym mleczaku, machał tak intensywnie, jakby tym gestem chciał rozgonić całą deszczową szarość.

Henryk odsunął się od stołu, wyprostował plecy. Podszedł do okna i odpowiedział krótkim, zdecydowanym machnięciem. Gest, który dla niego był czymś więcej niż zwykłym „pa”. Obietnicą: będę czekał,

6

będę tu.

Z domu wyszła Barbara.

Miała na sobie jasny sweter, zapięty pod samą szyję. Jej ruchy były szybkie, precyzyjne, jakby każdy gest ćwiczyła wcześniej przed lustrem. Poprawiła synowi kołnierzyk fartuszka, wygładziła rękaw, przeczesała dłonią jego włosy. Uśmiechnęła się przy tym szeroko — uśmiechem, który Henryk znał z ich ślubnego zdjęcia. Porządny, „jak z fotografii”, idealnie na miejscu.

Piotruś coś powiedział, parsknął śmiechem, odskoczył na bok. Zniknął za zakrętem ulicy.

Uśmiech Barbary powoli zgasł. Jak światło gaszone pojedynczym ruchem włącznika.

Kiedy została sama, jej twarz opadła — jak kurtyna po spektaklu. Oczy zrobiły się nagle puste, jakby ktoś wyciągnął z nich kolor. Odwróciła się od okna i wróciła do domu bez słowa

Henryk tkwił jeszcze chwilę przy szybie. Znał ten moment. Ten klik, w którym żona z matki zamieniała się w kobietę, której nie

7 rozumiał. Nie umiał jednak nazwać tego, co widział: czy to był smutek, czy tylko zmęczenie? Czy może już coś gorszego — rezygnacja, która wchodzi w człowieka i robi w nim dziury jak kornik w starym meblu.

W kuchni Barbara zaparzyła kawę — gęstą, z mlekiem i trzema łyżeczkami cukru. Taki miała rytuał. Filiżanka zawsze stała po prawej stronie talerza, łyżeczka zawsze równo ułożona na spodku, jajko sadzone zawsze z żółtkiem skierowanym w stronę okna. To samo od pięciu lat. Kiedyś wkładała tyle samo staranności w słoiki z ogórkami i kompoty w piwnicy. Teraz wszystko szło w śniadanie. Henryk wszedł dziesięć minut później, pachnący mydłem i skórą. Zdjął fartuch, powiesił go na haczyku, usiadł przy stole.

Dzień dobry — powiedział, jakby tego ranka jeszcze się nie widzieli.

Dzień dobry — odpowiedziała. — Piotruś poszedł. Dziś nauczycielka ma im pokazać, jak robi się deszcz w słoiku.

Usiadła naprzeciwko, poprawiła brzegi obrusika, który i tak leżał równo. Henryk uśmiechnął się lekko.

Niech pyta. Pytania to początek wszystkiego — mruknął, sięgając po chleb. Słowa miały zabrzmieć jak coś ciepłego, uspokajającego. Jak

8

plaster.

Barbara skinęła głową, ale spojrzała nie na niego, tylko w okno. W jej głosie zabrzmiało coś cichego:

Sama bym chciała znów mieć tyle pytań.

Podniosła filiżankę, upiła łyk. Henryk przestał na chwilę kroić chleb. Dłużej niż zwykle patrzył na żonę. Na cień pod oczami, na drobną szramę na dłoni, której jeszcze tydzień temu nie miała. Chciał zapytać, co się stało. Chciał powiedzieć coś mądrego, że jeszcze nie

jest za późno, że wszystko można naprawić, tak jak można naprawić buty.

Ale żadne słowa nie brzmiały wystarczająco dobrze. Rozpuszczały się w głowie jak cukier w gorącej kawie.

Więc nie powiedział nic. Wrócił do warsztatu.

Młotek czekał. Skóra prosiła o dokładność.

W salonie, na komodzie, stało ich ślubne zdjęcie z 1970 roku. Barbara w bieli — świeża, jasna, z oczami pełnymi jakiejś nieśmiałej nadziei. Henryk obok, w ciemnym garniturze, z miną człowieka,

9 który jeszcze wierzy, że można przewidzieć przyszłość, jeśli tylko mocno się postara.

Barbara czasem zatrzymywała się przy tym zdjęciu. Tego dnia też.

Przejechała palcem po twarzy męża na fotografii, jakby chciała sprawdzić, czy ten młody człowiek jeszcze gdzieś w nim jest. Czy nie zniknął pod warstwami kleju, skóry i zmęczenia.

Henryk, wracając na chwilę po dokumenty, zobaczył ją tak właśnie — pochyloną nad zdjęciem. Podszedł cicho, objął ją od tyłu. Uścisk krótki, pewny. Zwyczajowy.

Nie odsunęła go.

Ale też nie odwzajemniła.

Jej ramiona pozostały sztywne.

Wilgoć, która wisiała nad Młynówką, jakby weszła też do środka domu

W szkole Piotruś siedział w drugiej ławce, obok okna. Fartuszek miał już poplamiony atramentem, włosy w wiecznym nieładzie. Z

10 kieszeni co chwilę wyglądała rączka czegoś, co przypominało kawałek gałęzi.

Pani z polskiego chodziła między ławkami, dyktując:

„Szewc Henryk Klimkiewicz mieszka z rodziną w małym domu…” — litery stukały kredą o tablicę.

Dla niej to było tylko neutralne zdanie, jak każde inne z podręcznika. Dla Piotrka

jak fotografia z czyjegoś albumu.

Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy wstydzić.

W przerwie wyciągnął z kieszeni prockę — jeszcze niedokończoną, z samą gałązką i przywiązanym sznurkiem. Celował nią w liście za oknem, robiąc cicho „pik, pik”. Już widział w wyobraźni kamień skaczący po powierzchni

rzeki, szyby, które drżą, butelkę po mleku, która się rozpada na tysiąc kawałków.

Klimkiewicz! — nauczyciel matematyki wpadł do klasy bez pukania. — Schowaj to natychmiast!

11
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij