Sypiając z psychopatą - ebook
Sypiając z psychopatą - ebook
ZAFASCYNUJE, UZALEŻNI, OSZUKA
OSZUST Z TINDERA NIE JEST JEDYNY – OTO PRAWDZIWA HISTORIA, KTÓRA ZASZOKUJE CIĘ TAK SAMO JAK DOKUMENT NETFLIXA.
A zaczęło się jak w bajce. Spotkali się przypadkiem i od razu między nimi zaiskrzyło. Zaprosił ją do ekscytującego, pełnego przepychu świata, a ona była tak zakochana, że ignorowała wszystkie znaki ostrzegawcze. I żyliby długo i szczęśliwie, ale wkrótce okazało się, że w łóżku nie leży wymarzony książę, ale prawdziwy i groźny psychopata.
W którym momencie Carolyn straciła czujność? Czy w ogóle mogła ustrzec się przed tym związkiem? Była wykształcona, zamożna, niezależna i wcale nie szukała miłości.
Nawet nie zauważyła, kiedy została zmanipulowana przez Marka. Odcięła się od przyjaciół i rodziny, zadłużyła na ogromne kwoty i na każdym kroku była kontrolowana. A wszystko to z miłości do psychopaty.
To prawdziwa historiaCarolyn Woods, którą wykorzystał mężczyzna podający się za kogoś innego i poszukiwany przez Interpol. To ostrzeżenie, że każda z nas może paść ofiarą manipulacji. Zobacz, co możesz zrobić, by tego uniknąć.
NA JEJ MIEJSCU MOŻESZ ZNALEŹĆ SIĘ RÓWNIEŻ TY
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9207-9 |
Rozmiar pliku: | 762 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z tekstu podpisanego „Psychopata w więzieniu”,
Robert D. Hare, Psychopaci są wśród nas*PROLOG
15 czerwca 2013
Jestem w szoku. Leżę, nie będąc w stanie się ruszyć. Wszystkie nerwy mam napięte jak struny. Jestem potwornie zmęczona, ale gdy tylko zamknę oczy, atakują mnie przyprawiające o mdłości psychodeliczne światła. Leżę więc bez ruchu, z szeroko otwartymi oczami, boję się oddychać.
Chcę umrzeć. Czuję, że zostałam wessana do czarnej dziury; poprzez ogłuszający szum słyszę trzy słowa, które tłuką mi się po głowie, pragną się wydostać, wybrzmiewają coraz głośniej, aż w końcu wydaje mi się, że zaraz zemdleję:
TY PIERDOLONY DRANIU!
* * *
Jest czwartek, 13 czerwca 2013 roku. Osiemnaście miesięcy temu byłam obytą w świecie, wykształconą kobietą w średnim wieku – towarzyską, kontaktową, pewną siebie i niezależną. Miałam za sobą rozwód, śmierć rodziców oraz zwolnienie z pracy i cieszyłam się, że mogę zacząć nowe życie. Moje dwie córki wyfrunęły z gniazda, sprzedałam dom i przeniosłam się do sympatycznego miasteczka w dystrykcie Cotswolds, gdzie chciałam kupić nowe lokum. Wynajęłam uroczy wiejski domek, znalazłam pracę w stylowym butiku sprzedającym odzież i inne artykuły, co dało mi pretekst, by codziennie móc obsługiwać klientki elegancko ubrana. Któregoś dnia miałam na sobie nawet cylinder i frak – taki to był sklep. Było to bardzo odświeżające po dość sztywnej atmosferze firmy farmaceutycznej, gdzie pracowałam wcześniej przez niemal dziesięć lat.
Prowadziłam życie towarzyskie i starałam się zintegrować z mieszkańcami miasteczka oraz zawrzeć nowe przyjaźnie. Ci starzy podziwiali moją odwagę i powtarzali, że „spełniam swoje marzenia”. Byłam naprawdę szczęśliwa. I z całą pewnością do tego szczęścia nie był mi potrzebny romans.
Pewnego wieczoru do sklepu wszedł mężczyzna, który wywrócił moje życie do góry nogami. Różnił się od wszystkich znanych mi osób i od razu mi się spodobał. Zresztą z wzajemnością. Był przystojny, pewny siebie i poświęcał mi dużo uwagi. Powiedział, że jest majętnym emigrantem podatkowym, szwajcarskim bankierem; później kazał mi przysiąc, że nikomu nie zdradzę jego sekretu – ta posada była tylko przykrywką dla pracy szpiega.
Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale wierzyłam w każde jego słowo. Zachowywał się tak, jakby to była prawda, więc ujrzałam w nim drugiego Jamesa Bonda. Byłam zakochana i nie mogłam się doczekać, kiedy zostaniemy małżeństwem. W mojej szafie wisiała droga suknia ślubna.
Teraz, gdy zadręczam się z powodu naszej relacji, wydaje mi się, że od tamtej pory minęło wiele czasu. Przyzwyczaiłam się do nieregularnego trybu życia Marka, nie widziałam go już od kilku miesięcy, choć dzwoni do mnie i pisze codziennie, i martwię się o jego zdrowie.
Mark stopniowo przejął kontrolę nad całym moim życiem, przekonał mnie do rezygnacji z pracy, którą kochałam, i przeprowadzenia się z wynajmowanego domku do posiadłości, którą dla nas kupił na czas renowacji naszego docelowego, jeszcze większego domu. Odizolował mnie od przyjaciół, co sprawiło, że stałam się wystraszona, przygnębiona i zamknięta w sobie. Czuję się zagubiona. Mam wrażenie, jakby ktoś otworzył mi głowę i zmielił mi mózg. Straciłam całą pewność siebie i spędzam znaczną część czasu jak odludek, samotna i nieszczęśliwa, czekając na telefony od Marka i wiadomość, kiedy znów się zobaczymy.
Gdy patrzę w lustro, z trudem rozpoznaję kobietę, którą w nim widzę. Zawsze powtarzano mi, że wydaję się młodsza, niż jestem, ale teraz wyglądam okropnie. Przechodzę kryzys tożsamości. Nie wiem już, kim jestem. Czuję się tak, jakby każdy miesiąc naszego związku postarzył mnie o rok. Kiedyś byłam bardzo dumna ze swojego wyglądu – zawsze elegancko ubrana, co dzień nakładałam makijaż, co parę miesięcy chodziłam do fryzjera, ale wszystko to się skończyło. Mam siwe odrosty, a pod oczami ciemne worki. Żyję z dnia na dzień, nigdy nie wiedząc, gdzie będę nocować.
Minęło sześć miesięcy, odkąd uciekłam od samotności w wartej trzy miliony funtów kamienicy z epoki georgiańskiej, którą Mark kupił w Bath, i mieszkam u dawnej przyjaciółki. Ponieważ nie mam pieniędzy, a jedynie piętrzące się długi, prowadzę życie nomady, polegając na dobrej woli znajomych, którzy na krótki czas udzielają mi schronienia. Jakaś część mnie nadal kurczowo trzyma się myśli, że może przesadzam, i nadziei, że moja przyszłość z Markiem będzie dokładnie taka, jak obiecywał. Na początku powiedział mi, że uporządkowanie życia zajmie mu osiemnaście miesięcy. Odparłam, że na niego poczekam. Ale ten czas prawie minął, a ja jestem w kropce i ledwo daję sobie radę. Mark zawiódł mnie tyle razy, lecz nadal próbuję przekonać samą siebie, że jest uczciwym człowiekiem. Została mi już tylko nadzieja.
Jest 4.22 rano, przez firanki wpadają pierwsze promienie słońca. Nie spałam całą noc.
Dłużej już tak nie mogę.
Po omacku próbuję znaleźć coś na stoliku nocnym. Biorę do ręki telefon i wystukuję trzy słowa:
Proszę, pomóż mi.
Miną dwie godziny, zanim James Miller odpowie na moją wiadomość. W każdej chwili mogę do niego zadzwonić. Nie znam Jamesa zbyt dobrze. Prowadził interesy z Markiem, który kiedyś wspomniał, że jeśli akurat sam nie będzie mógł ze mną rozmawiać, a ja będę się czymś martwić, powinnam skontaktować się z Jamesem, który wszystko mi wyjaśni i podniesie mnie na duchu.
Dzwonię do Jamesa i przepraszam go, że robię to tak wcześnie. Wbrew moim nadziejom nasza krótka rozmowa wcale nie dodaje mi otuchy. Mówię:
– Od kilku tygodni Mark powtarza mi, że po mnie przyjedziesz, przekażesz mi bilety i pieniądze i razem polecimy do niego, bo będzie cię potrzebował. Czy wiesz coś na ten temat?
– Nie, nie wiem, przykro mi – odpowiada. – Nic o tym nie wiem.
Dalsza część jego wypowiedzi całkowicie mnie zaskakuje.
– Carolyn, naprawdę bardzo mi przykro, ale sam mam z nim ostatnio problemy. Moja firma praktycznie zbankrutowała, a reputacja została zszargana. Nie wiem, jak to przetrwam. Dowiedziałem się wielu rzeczy o Marku i sądzę, że też powinnaś o nich wiedzieć.
Proszę Jamesa o spotkanie, a on zgadza się przyjechać w sobotę z Gloucestershire do Londynu, by odpowiedzieć na moje pytania. Mam ich wiele.
Dwa dni później nocuję u starej znajomej ze szkoły w Twickenham. Jest dziewiąta rano. James parkuje motor przed domem i idziemy do pobliskiego parku Twickenham Green, wymieniając przy tym dość niezręczne uprzejmości i obawiając się tego, co się może wydarzyć.
W Arthur’s Bistro na skraju parku nie ma nikogo. Jest jeszcze wcześnie. Wybieramy stolik we wnęce, w najbardziej dyskretnym miejscu, i zamawiamy kawę. James prosi też o jajecznicę; ja nie jestem głodna. Jest słoneczny czerwcowy poranek, ale jestem zziębnięta i wiem, że wyglądam okropnie. Jednak gdy kawiarnia zaczyna wypełniać się klientami, uświadamiam sobie, że patrząc na nas, nikt nie odgadłby, że coś jest nie tak, a już na pewno nie zauważyłby, że mój świat się wali. Jesteśmy zwykłą parą, która spotkała się na kawę. To przyjemny lokal o swobodnej atmosferze, do którego prawdopodobnie na pierwszy rzut oka dobrze pasujemy. Ja mam na sobie brązową skórzaną kurtkę i dżinsy, a James kurtkę motocyklową, obok położył kask. Jednak mam wrażenie, że przyklejono do mnie etykietki informujące: „Złamano mi serce” lub „Mam myśli samobójcze”.
Nie wiem, od czego zacząć, w każdym razie rozmowa z Jamesem tak mnie pochłonęła, że godziny mijają niepostrzeżenie. Zaskoczeń jest mnóstwo i coraz trudniej jest mi to wszystko zrozumieć.
Wcale nie nazywa się Mark Conway.
Jak, do licha, coś takiego mogło się przytrafić właśnie mnie? Jak mogłam pozwolić temu człowiekowi zniszczyć mi życie do tego stopnia, że mam ochotę się zabić?
I skoro nie jest Markiem Conwayem, to kim, do cholery, jest?2
MĘŻCZYZNA W POŚPIECHU
Daremnie byłoby mówić, że istoty ludzkie powinny zadowolić się spokojem: potrzebują działania – a jeżeli nie mogą go znaleźć, stwarzają je sobie.
Charlotte Brontë, Jane Eyre ***
Następnego ranka wstałam wcześnie. Prawie nie spałam, ale nie czułam się zmęczona. Wprost przeciwnie, czułam, że żyję. W telefonie miałam wiadomości od Anne i od właścicielki butiku, Kerry. Nie mogłam się doczekać, by opowiedzieć im, jak przebiegła randka.
Wszystkie moje zmysły wydawały się wyostrzone, ale nie mogłam się na niczym skupić. Tego dnia miałam wolne, więc żeby się czymś zająć, zabrałam się do sprzątania domu. Często uciekałam się do sprzątania, gdy czułam potrzebę odzyskania kontroli. Tryskałam energią i przeszłam przez mój domek niczym trąba powietrzna, zmieniając pościel, zbierając pranie, szorując, odkurzając, ścierając kurze i polerując, poprawiając poduszki i sprawdzając, czy wszystko leży na swoim miejscu. Gdy dom już lśnił, usiadłam z filiżanką kawy i próbowałam czytać książkę, ale nie mogłam się skupić, więc w kółko czytałam jeden akapit, nie rozumiejąc z niego ani słowa. Sytuacja była beznadziejna. W końcu poddałam się i sięgnęłam po telefon. Wiedziałam, że powinnam rozegrać to na chłodno, choć wiedziałam też, że dzieje się coś niezwykłego.
12.00 Dobrze spałeś? Prawie nie zmrużyłam oka, ale wybuchnęłam śmiechem, gdy przypomniałam sobie coś, co powiedziałeś. Jesteś tak pełen entuzjazmu i taki zabawny. Bardzo mi się to podoba i Ty mi się bardzo podobasz. A bientôt. Hasta la vista. Mi piace quando parli italiano.
Nacisnęłam „wyślij” i czekałam na odpowiedź. Wydawało mi się, że do momentu otrzymania wiadomości minęły wieki.
Ti amo.
Tak bardzo pragnę się z Tobą kochać.
Zasnąłem o 5 rano i dopiero wstałem!
Jestem tak rozkojarzona, że nic nie jestem w stanie zrobić. Kiedy się zobaczymy?
Ja też. Zadzwonię do Ciebie koło 5.
Nie mogłam tego znieść. Jak miałam wytrzymać tyle czasu, by wreszcie móc z nim porozmawiać? Będę miała wrażenie, że minęły całe wieki. Musiałam czymś zająć głowę, więc zadzwoniłam do Umy i zaproponowałam spacer. Świeże powietrze i wysiłek dobrze mi zrobią, potrzebowałam też towarzystwa. Chodziłyśmy przez parę godzin, jednak choć na ogół na spacerze wyłączałam telefon albo nawet zostawiałam go w domu, teraz uważnie nasłuchiwałam, czekałam… Nadeszła piąta, później piąta trzydzieści i szósta. A może wcale nie zamierza zadzwonić? Czułam jednak, że to zrobi. Mniej więcej o osiemnastej czterdzieści dostałam wiadomość:
Mogę się wymknąć na godzinę. Gdzie mam się udać?
Co? Gdzie on teraz jest?
Jestem całkowicie zdezorientowana! Jeśli jesteś w Bath, a ja tutaj, godzina ledwo wystarczy na podróż tam i z powrotem.
Owszem, ale jestem już na wysokości M4 i zaraz ją minę.
Nie potrafię się kochać w pośpiechu – no, może potrafię, ale nie mam na to teraz ochoty. Rozumiesz?
Tak, ale możesz mnie pocałować. Chciałabyś mnie pocałować?
Tak.
Dokąd mam jechać?
Nie mogłam się oprzeć. Podałam mu swój adres.
OK. 20 minut.
Wpadłam w popłoch. Popołudnie spędziłam na spacerze, więc miałam na sobie stare dżinsy, stare wszystko. Nie umyłam włosów ani reszty ciała. Żałowałam, że nie wyglądam mniej niechlujnie, ale nie spodziewałam się, że się spotkamy, a teraz nie było już czasu, by wiele zrobić. Chciałam wyglądać dla niego dobrze, lecz z drugiej strony, ponieważ się nie umyłam i miałam na sobie najmniej atrakcyjną, choć najwygodniejszą sportową bieliznę, nie zamierzałam się teraz rozbierać. Miał rację poprzedniego wieczoru. Naprawdę go pragnęłam.
Nie minęło wiele czasu, gdy usłyszałam chrzęst opon na żwirze przed domem i podeszłam do drzwi, by przywitać Marka. Cieszyłam się, że znów go widzę. Wszedł do środka i od razu zaczął mnie całować. Przenieśliśmy się na sofę. Naprawdę mocno mnie pociągał, a każdy nerw w moim ciele przypominał mocno ściśniętą
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.