- W empik go
Szach Ali Kuli Mirza - ebook
Szach Ali Kuli Mirza - ebook
Warszawą początku XX wieku wstrząsają serie wyrachowanych przestępstw. Lokalna prasa każdego dnia rozpisuje się o bezczelnych kradzieżach, oszustwach i szantażach. Ich ofiarami padają głównie instytucje bankowe. Bandyta sfałszowanymi czekami podejmuje olbrzymie sumy pieniędzy. Jednocześnie działa niemal niezauważenie i nikt nie jest w stanie go wytropić. W tym samym czasie do miasta z dalekiej Persji przybywa stryjeczny brat szacha – szach Ali Kuli Mirza. Przystojny bogacz szybko staje się bożyszczem warszawskich salonów. Czy postać tajemniczego dygnitarza jest w jakiś sposób związana ze wzrostem przestępczości?
Jedno z wielu opowiadań kryminalnych opartych na prawdziwych wydarzeniach. Wieloletni nadkomisarz Policji Śledczej Ludwik Kurnatowski dzieli się z czytelnikami wspomnieniami z pracy. Zdradza, jakimi prawami rządził się ówczesny świat kryminalny i kim byli jego przedstawiciele.
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-3465-8 |
Rozmiar pliku: | 210 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Królewski gość widać jednak zabiegał o popularność – niezwłocznie po przyjeździe złożył wizytę generał-gubernatorowi warszawskiemu i jego małżonce, którzy rewizytowali go przez swych adiutantów, młodego księcia Jengatyczewa i pułkownika Polakowa. Następnie szach postarał się o zawiązanie stosunków z rosyjską arystokracją, przebywającą w stolicy, i w kołach jej był niezwykle mile widziany i rozchwytywany. Mężczyźni przepadali za nim, bo ten skończony gentleman był nieocenionym towarzyszem zabaw, kobiety – szalały po prostu za uroczym szachem. Bo też urody był przedziwnej: mężczyzna o typie południowo-wschodnim, wysoki i postawny, brunet, o palących czarnych oczach, orlim nosie i przepięknej, długiej kruczej brodzie, starannie pielęgnowanej, olśniewał otoczenie swą wytwornością i dowcipem. Dodajmy, że szach znał wybornie kilka języków, między innymi bardzo poprawnie władał językiem rosyjskim.
Popularność egzotycznego gościa rosła z każdym dniem. Zawdzięczał ją przede wszystkim umiejętności zjednywania sobie ludzi i hojnym ofiarom, które składał w gotówce i naturze na cele filantropijne. Ofiary były składane zręcznie, w niedługim więc czasie szach zaskarbił sobie za ich pomocą względy szeregu osób wysoko postawionych. Między innymi, dowiedziawszy się, że żona generał-gubernatora jest opiekunką zakładu wychowawczego – posłał temu zakładowi płótna za kilka tysięcy rubli i w ten sposób zapewnił sobie życzliwość gubernatorowej. Przykładów takich można zacytować tysiące, popularnością jaką cieszył się szach, nie cieszył się zapewne dotąd żaden z egzotycznych władców odwiedzających Warszawę. Stolica nasza, zwłaszcza ta Warszawa przedwojenna musiała posiadać swoje bożyszcze – wszystko jedno czy będzie nim hrabia Gucio, czy Bazewicz – czy Korwin-Piotrowski – faktem jest, że tłum warszawski musi kogoś podziwiać i oklaskiwać, czy też wyśmiewać i oklaskiwać. W roku 1908 na krótki przeciąg czasu tym bożyszczem stał się szach Ali Kuli Mirza. Codziennie popołudniu tłumy mogły oklaskiwać tego fanatycznego, jak mniemały, krezusa, gdy niedbale rozwalony na poduszkach powozu wynajętego w remizie, jechał na spacer po Alejach Ujazdowskich.
Zupełnie innego rodzaju emocje niedługo po przyjeździe szacha poczęły wstrząsać Warszawą! Nie było dnia, żeby kroniki dzienników nie roiły się od opisów niesłychanych, śmiałych i bezczelnych oszustw oraz szantaży, których ofiarą padały najpoważniejsze instytucje bankowe w stolicy, głównie „kaznaczejstwo” (kasa gubernialna). Misternie sfałszowanymi czekami podnoszono bardzo duże sumy pieniężne. Oszust działał tak sprytnie i ostrożnie, że po prostu niepodobieństwem było go wytropić. Skandal stawał się coraz głośniejszy, aż zainteresowały się nim władze petersburskie.
Byłem wówczas p.o. naczelnika warszawskiego urzędu śledczego, szef mój wtedy korzystał z dłuższego urlopu zdrowotnego i w mojej przede wszystkim ambicji leżało wykrycie bezczelnych, niebezpiecznych sprawców. Niestety, wszelkie przedsięwzięte środki zawodziły, cały zastęp wykwalifikowanych agentów śledził w bankach klientów, aresztowano wciąż coraz to nowych urzędników bankowych, których trzeba było zwalniać z braku dowodów – a oszustwa trwały nadal. Nieznany sprawca, czy też sprawcy, pozostawali nieuchwytni dla karzącej ręki sprawiedliwości! Doprowadzony do ostateczności zacząłem stosować najtrudniejsze posunięcia – na próżno – rozbijały się one o fenomenalne zdolności fałszerzy.
Dopomógł mi traf! Ot, zwykły zbieg okoliczności. A może też przyczyniła się do tego wrodzona spostrzegawczość i umiejętność dedukcyjnego rozumowania?
– Nie wiem, nie mnie o tym sąd wydawać.
* * *
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.