Szał bitewny - ebook
Szał bitewny - ebook
Jakie skutki wywoła wielka wojna braci? Czy największych zdrajców spotka zasłużony los? Jaką karę poniesie jeden z synów Ragnara?
Rosną wpływy Danów w angielskich królestwach. Ich krwawy pochód zdaje się nie mieć końca. Kolejne wielkie bitwy wskażą bogom, którzy z wojowników najbardziej zasługują na to, by wejść do Valhalli.
Synowie Ragnara nadal kroczą własnymi ścieżkami do upragnionej sławy. Czy któremuś z nich uda się zdobyć legendarny Rzym, czy też może bogowie mają dla niego inny plan? Wikingowie trafią też do wielu nowych miejsc, w tym do Konstantynopola. Jak zachowają się najwięksi władcy, gdy na Wschodzie objawi się nowa, znacząca siła potężnej Rusi?
Olbrzymi sztorm zniweczy nową wyprawę i zagrozi życiu największych wojowników. Kto przetrwa i jaki los czeka władcę Danii w starciu z potężnym żywiołem? Czy wyjdzie z tego cało, skoro nie ma pewności, komu może ufać, a komu nie?
Furia wikingów zawitała w moim domu i raczej pozostanie tutaj na dłużej. Opowieść, w której nie ma grama magii, emanuje najczystszą energią, której pozazdrościłaby niejedna średniowieczna wyrocznia. Lektura, która miała starczyć mi na minimum miesiąc, skończyła się szybciej, niż przypuszczałam
Głos Kultury
Daniel „Dantez” Komorowski – od zawsze zainteresowany średniowieczem, ówczesnymi wojami i bitwami. Najbardziej zafascynowali go wikingowie, dzięki czemu powstała ta właśnie książka. Z wykształcenia grafik, który uwielbia filmy i książki historyczne.
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67295-08-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
York
Po zwycięskich walkach o odzyskanie wyspy odkrytej przez Flokiego flota Ivara Bezkostnego dopłynęła do Yorku. Łodzie, jedna po drugiej, dobijały do brzegu i wojowie schodzili na ląd, którego nie mieli pod stopami od kilku długich dni. Jednym z pierwszych, który pojawił się na brzegu, bezceremonialnie wyrzucony przez burtę, był Halfdan. Wpadł do wody i niezdarnie próbował się podnieść, co utrudniały mu związane ręce. Ivar, zeskoczywszy przed nim, podszedł do brata i szarpnął go, wyciągając na ląd.
Bezkostny udał się od razu do odebranej ealdormanowi Ethelredowi osady, gdzie czekała na niego żona z dziećmi. Przeszedł przez bramę i stanął jak wryty. Jego oczom ukazał się zniszczony plac, który wyglądał jak po ogromnym pożarze. Widać było poczynione prace porządkowe i pierwsze próby odbudowania zdewastowanych domostw. Bezkostny zauważył, że wśród dotkniętych ogniem budynków jest również pracownia Kjallaka. Kiedy pomyślał o jego pracach, zrozumiał, że coś musiało pójść nie tak i że być może to właśnie było przyczyną ogromnych zniszczeń. Nagle zerwał się z miejsca i ruszył biegiem ku wielkiej hali. Po drodze mijał swoich poddanych, ale nikogo nie pytał, co się stało pod jego nieobecność. Interesowała go teraz tylko Amira i dzieci, wszystko inne zeszło na dalszy plan.
W końcu dotarł do komnaty żony. Mocno pchnął drzwi, prawie wyrywając je z zawiasów.
– Co to…?! – krzyknęła Amira na intruza, lecz gdy ujrzała Ivara, uspokoiła się.
– Wszystko dobrze? – zapytał Dan, pośpiesznie podchodząc do łóżka i przyglądając się jej badawczo. Księżniczka siedziała na łożu i właśnie odkładała Ragnara Młodszego po skończonym karmieniu. – Nic wam się nie stało? – dopytywał się, nie kryjąc zmartwienia. Jednocześnie tarmosił po głowie Fenrira, który zerwał się ze swego kąta i podbiegł do pana.
– Nic, ale… – zająknęła się Amira, nie chcąc zdradzać całej prawdy.
– O co chodzi? – zapytał Ivar poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– Mało brakowało – przyznała ze smutkiem. – Szłam do Kjallaka, by zobaczyć, jak idą jego prace, gdy nagle jego pracownia wybuchła. Niewiele z tego co pamiętam, bo odrzuciło mnie w tył i uderzyłam o coś głową, a kiedy się ocknęłam, wszędzie dookoła był ogień. Twój wuj mnie ocucił i zaniósł w bezpieczne miejsce. Potem pobiegł sprawdzić, co z innymi. – W oczach Amiry pojawiły się łzy.
– Nie płacz. Na szczęście nic się nie stało – powiedział Ivar, starając się dodać żonie otuchy. Usiadł na łożu i przytulił ją.
– Chciałam wziąć ze sobą naszych synów – przyznała po chwili. – Gdybym to zrobiła… Coś mnie tknęło, żeby ich zostawić.
– Nie martw się tym, co mogło się stać – poradził jej Ivar. – Ważne, że nic się nikomu nie stało. Rozpamiętywanie nie ma sensu. Myśl o dniu dzisiejszym. Wróciłem cały i zdrowy. Odebraliśmy Swionom, co nasze.
– Masz rację, ale nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś się stało Imarowi lub Ragnarowi.
– Na szczęście są cali i zdrowi. Nie martw się już! – Wojownik uśmiechnął się i pogładził księżniczce plecy, aby się uspokoiła. – Lepiej chodź, zobacz co, a właściwie kogo przywiozłem z wyspy! – zaproponował tajemniczo.
– Halfdana i Bjorna? – zapytała Amira, przecierając oczy. – Pojmałeś ich?
– Halfdana. Bjorna musiałem wypuścić – odpowiedział spokojnie, co zdziwiło Amirę. – Walczył z Ubbe. Musiałem wypuścić jego i ocalałych Swionów, inaczej by go zabił – dodał, po czym odsunął się od żony i zbliżył do śpiących synów. Ucałował każdego w czoło, delikatnie, nie chcąc zakłócać ich snu.
– Nie jesteś z tego niezadowolony – odezwała się księżniczka, wnikliwie przyglądając się mężowi.
– Płynąłem tam gotowy na wszystko – przyznał po chwili wojownik, zastanawiając się nad kolejnymi słowami: – Gdybym musiał walczyć z Bjornem i zabić go, zrobiłbym to, lecz bogowie pozwolili mi postąpić inaczej. Czego by Bjorn nie zrobił, jest moim bratem… Dotarło do mnie, że poniósł już karę. Kiedy zażądał wolności, poczułem ulgę, że tylko jeden z mych braci zginie.
– Halfdan…
– On musi ponieść karę. Nawet bogowie mnie nie powstrzymają! – powiedział Ivar stanowczo. – Halfdan przyczynił się do śmierci ojca… Za coś takiego musi być najgorsza z kar – dodał, po czym wziął Amirę za rękę i razem wyszli z komnaty. Na zewnątrz, tuż za drzwiami, czekała Alva.
– Przypilnuj dzieci – poleciła jej Amira i razem z Ivarem skierowała się na główny plac, z którego dochodziły wrogie okrzyki. Na wcześniejszy rozkaz Bezkostnego Halfdan został przykuty kajdanami do potężnej drewnianej bali wkopanej w ziemię i zabezpieczonej metalowymi wstawkami. Wokół najstarszego z synów Ragnara zebrał się spory tłum. Zebrani złorzeczyli i przeklinali uwięzionego:
– Obyś sczezł w Helu!
– Obyś nigdy nie zobaczył Valhalli!
– Zdrajca!
– Ojcobójca!
– To jego kara? – zapytała Amira, wychodząc przed tłum.
– Tylko początek – odpowiedział Ivar, po czym stanął przy bracie i zwrócił się do rozjuszonego tłumu: – Pojmałem zdrajcę! Pokonałem go w walce, kiedy zamienił się w berserka! Mogłem go zabić, lecz to byłaby zbyt mała kara za jego zdradę! Będzie teraz tu tkwił przykuty przez kilka dni. Możecie sprawić, aby jego ostatnie dni były Helem na ziemi! Sprawcie, że będzie cierpiał każdego dnia, jakie mu zostały w jego nędznym życiu.
– Kiedy zginie?! – zapytał ktoś z tłumu.
– Niedługo wypływam do Hedeby. Mój zdradziecki brat płynie ze mną! – odparł Ivar. – Zginie, kiedy dopłyniemy do domu. Uznałem, że musi umrzeć na naszej ziemi, żeby wszyscy zobaczyli, jak wygląda zdrajca, i dobrze zapamiętali jego śmierć.
– Wytniesz mu krwawego orła? – odezwała się Amira. – Tak jak Ethelwulfowi i Elli?
– Krwawy orzeł pozwala wojownikowi odejść z honorem i dostać się do Valhalli pomimo tego, co zrobił – odpowiedział Ivar. – Chcę sprawić, że brama do świata bogów będzie przed moim bratem zamknięta na zawsze. Chcę dla niego śmierci w jeszcze większych męczarniach.
– Wymyśliłeś już coś?
– Tak! Serce mi się raduje, kiedy tylko o tym pomyślę! – odpowiedział Bezkostny, po czym podszedł do brata.
– Słyszałeś? – odezwał się do niego. – To twoje ostatnie dni, więc naciesz się nimi, bo nie będzie dla ciebie litości i zginiesz bez honoru. Nie dla ciebie Valhalla.
– Nie możesz mi tego odebrać! – odparł Halfdan, obawiając się o swój los po śmierci. – Tylko to mi zostało!
– Zabiorę ci wszystko, a zwłaszcza resztki honoru, jeśli ci zostały! – odparł Ivar. – Poza tym masz jeszcze żonę i syna, ale – jak widać – nie są dla ciebie ważni, skoro nawet o nich nie wspominasz.
– Są ważni! Masz się od nich trzymać z daleka! Słyszysz?! – ryknął Halfdan, próbując się wyrwać z kajdan, tak że aż wstał na równe nogi.
– Możesz sobie mówić, co chcesz – odparł Bezkostny z drwiącym uśmiechem – a ja zrobię to, na co tylko będę miał ochotę. Uwierz, że twoje ostatnie dni będą najgorsze, jakie tylko mogą być! – dodał, odwracając się, by wrócić do Amiry. Objął ją i oboje skierowali kroki w kierunku hali.
– Zostaw moją rodzinę! Słyszysz?! Zostaw Eydis i Fridleiva w spokoju! To mnie chcesz ukarać! Oni w niczym nie zawinili!
Amira obejrzała się, wsłuchując się w krzyki Halfdana. Zasłużył na śmierć, ale zrobiło jej się go trochę żal. Ivar zagroził rodzinie brata. Nie miała zamiaru podważać jego decyzji, starać się je zmienić ani pouczać męża. Ufała mu całkowicie i była pewna, że wie, co robi. Poza tym wiedziała, że Ivar nie skrzywdziłby dziecka, więc była spokojna o przyszłość. Jeśli jednak zdecydowałby się postąpić inaczej, nie zamierzała go powstrzymywać.– II –
Południowa Finlandia. W tym samym czasie
Hvitserk kąpał się w swoim ulubionym jeziorze, położonym na granicy ziem Karelowów, z którymi żył. Surowa zima panująca na tych terenach minęła, jednak temperatury i tak nie rozpieszczały. Hvitserk pływał w chłodnej wodzie, jak miał w zwyczaju od jakiegoś czasu. Naraz usłyszał plusk przy brzegu i dojrzał piękną Finkę Tordis, przy której szybciej biło mu serce. Wojowniczka z plemienia Hame, władającego Środkową Finlandią, podpłynęła do Dana i wynurzyła się tuż przed nim. Była naga, a na twarzy miała lekko wyzywający uśmiech.
– Dawno cię nie było – odezwała się, spoglądając mu prosto w oczy.
– Musiałem trenować – przyznał Hvitserk. – Wódz mnie obserwował. Nie mogłem pozwolić, żeby się dowiedział, że mnie rozpraszasz.
– Rozpraszam w czym? – zapytała. – W waszym wiecznym siedzeniu przy ogniu, w trenowaniu walki? Po co wam te ciągłe ćwiczenia, skoro po nich tylko siedzicie i milczycie?
– Znasz nasze zwyczaje?
– Trzeba wiedzieć wszystko o sąsiadach – odparła Tordis, po czym zmieniła temat: – Tęskniłeś za mną?
Hvitserk nie chciał zdradzić prawdy, więc milczał.
– Ktoś na pewno za mną tęsknił – dodała dziewczyna, a Dan poczuł, jak Finka bierze w rękę jego członka i zaczyna go masować. W pewnym momencie Tordis zanurzyła się i zaskoczony Dan jęknął z rozkoszy. Po kilku chwilach wychynęła spod wody i oplotła Hvitserka nogami. Złapał ją mocno za pośladki, podtrzymując w górze, i obydwoje zaczęli się poruszać rytmicznie, co sprawiało im głęboką przyjemność. Całowali się i co chwilę pojękiwali z rozkoszy, rozbryzgując wodę.
– Brakowało ci tego? – zapytała Finka, jęcząc.
– A jak myślisz? – odparł Hvitserk z szerokim i władczym uśmiechem.
– Myślę, że tak i że nie zdawałeś sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo – wydyszała podniecona Tordis i wbiła paznokcie w jego plecy.
– Mógłbym to robić z tobą bez przerwy! – odezwał się Hvitserk. – Jesteś taka piękna!– III –
Oslo, Norwegia. Następnego dnia
Eryk Krwawy Topór wylegiwał się na swym łożu i spoglądał w sufit. Rozmyślał nad wieloma sprawami, a w szczególności nad tym, jak odrzucił swych bogów i zaczął się modlić do chrześcijańskiego boga bez imienia. Kiedy tylko zmienił wiarę, co było dla niego olbrzymim wyzwaniem, przyszła do niego Hilda, kobieta, którą pokochał. Odrzucając bogów, do których wznosił modły przez wiele lat i którym tyle razy zawierzał swe życie, nie wiedział, czy postępuje słusznie, jednak wizyta córki Lagerty zmieniła jego tok myślenia. Teraz Eryk był całkowicie przekonany, że to temu bogu zawdzięcza jej przybycie.
Drzwi do chaty Eryka otworzyły się i Norweg uniósł lekko głowę, podekscytowany myślą, że Hilda znowu do niego przyszła. Tym razem jednak musiał obejść się smakiem, bo w chacie pojawił się jego przyrodni brat Haakon, który go uwięził.
– Coś taki zadowolony? – odezwał się Haakon, zamykając za sobą drzwi.
– Mam swoje powody – odparł Eryk, któremu uśmiech nie zszedł z twarzy nawet na widok wroga.
– Pewnie cieszysz się, że wróciłem do Norwegii! – zaśmiał się Haakon. – Musiałeś pewnie tęsknić za naszymi rozmowami.
– Przyszedłeś tu prosto z łodzi? – zapytał Eryk. – Dopiero wróciłeś i od razu przyszedłeś do mnie?
– Pomyślałem, że się nudzisz – zadrwił sobie Haakon. – Może przejdziemy się gdzieś, żebyś rozprostował nogi, co?
– Jakże smutne musi być twoje życie, że zaraz po powrocie przychodzisz do mnie, zamiast do swojej kobiety – odezwał się Eryk w odwecie. – Tęskniłeś za mną bardziej niż za Hildą?
– Przyszedłem ci powiedzieć, że wróciłem i że będę rżnął twoją ukochaną przez cały dzień! – odparł Haakon, chcąc, aby jego wypowiedź zabolała Eryka. – Będę ją posuwał, że aż będzie płakać z rozkoszy, a ty w tym czasie będziesz tu leżał i o tym rozmyślał! – dodał król. – Dlatego ciebie odwiedziłem pierwszego. Żebyś wiedział, że będę chędożył Hildę, która nosi w brzuchu moje dziecko.
– Jeśli myślisz, że ciąża Hildy będzie mnie bolała, to się mylisz – odpowiedział Eryk, który znał prawdę, lecz musiał z całych sił trzymać język za zębami. Hilda nie nosiła dziecka Haakona. Gdyby jednak zdradził swoją wiedzę na ten temat, ten domyśliłby się, że Hilda była u Eryka. Wówczas zapewne by ją skrzywdził. – Przemyślałem sobie wszystko i cieszę się z jej ciąży – dodał po chwili. – Dziecko to wspaniała sprawa. Raduję się, że kobieta bliska memu sercu będzie je miała. Ty też powinieneś się cieszyć. W końcu to twoje dziecko.
– Moje… – przyznał Haakon lekko zdezorientowany. – Jasne, że moje!
– I tobie też gratuluję – odezwał się Eryk. – Oby to był syn. Niech Norwegia pozna swego przyszłego króla.
– Co sobie przemyślałeś, że nagle zacząłeś się cieszyć z tej ciąży? – zapytał Haakon podejrzliwie. – Wcześniej nie wydawałeś się być z tego zadowolony.
Krwawy Topór milczał przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Szczerej prawdy nie mógł powiedzieć, więc zostawało kłamstwo lub półprawda. Po krótkim namyśle zdecydował się na drugą opcję.
– Przyjąłem Boga do swego serca – powiedział w końcu.
– Bogowie cię opuścili, zapomniałeś? – zadrwił znowu Haakon. – Jesteś im obojętny. Możesz ich sobie przyjmować, gdzie tylko zechcesz. Zapomnieli, że w ogóle jeszcze żyjesz.
– Nie mówię o twoich bogach, a o moim Bogu. – odparł Eryk.
Haakon zrozumiał dopiero po chwili.
– Przyjąłeś do serca chrześcijańskiego boga? – zapytał zdziwiony. Czuł pogardę. – Aż tak nisko się stoczyłeś?
– Jak sam przed chwilą powiedziałeś, nasi bogowie mnie zostawili, więc zwróciłem się do innego – odpowiedział Eryk. – Co miałem do stracenia? – zapytał, po czym dodał: – Co ważniejsze, Bóg od razu mi odpowiedział. Dzięki temu nic nie sprawi mi już bólu. Jestem innym człowiekiem, Haakonie, zmieniłem się.
– Widzę! – przyznał Haakon, stojąc bez ruchu i wciąż ze wzgardą przyglądając się leżącemu bratu. – Naprawdę się stoczyłeś! Nawet mówisz jak chrześcijanie… Jesteś słaby jak oni…
– To nie słabość, a siła – odpowiedział pewnie Eryk.
– Co jest tak silnego w waszym Bogu, co? – zapytał Haakon. – Giniecie z naszych rąk i wasz bóg imienia nawet nie drgnie, by wam pomóc. Sam zabijałeś chrześcijan, zapomniałeś już?
– Doskonale to pamiętam i żałuję, że to robiłem – przyznał Eryk, na co Haakon zaniósł się gromkim śmiechem, który usłyszeli nawet strażnicy strzegący chaty.
– Wielki Eryk Krwawy Topór żałuje swoich czynów! – śmiał się król. – Zmieniłeś się, i to bardzo! Ja za to nie mam ochoty na zmiany! Razem z twoim przyjacielem Ivarem zabijemy jeszcze wielu chrześcijan! – dodał, a Eryk słysząc imię Dana, wyraźnie spochmurniał. – Mówiłeś, że nic nie zmyje uśmiechu z twoje twarzy! – odezwał się król.
– Zabijajcie, ile chcecie! – rzekł po chwili Eryk. – Kiedyś za wszystko zostaniecie ukarani.
– Tak? I może zrobi to jeszcze wasz bóg? – zaśmiał się Haakon. – Jakoś nie kwapił się, żeby nas ukarać, kiedy zabijaliśmy jego wyznawców.
– Bóg jest potężny. Kiedyś was powstrzyma.
– A czemu nie zrobił tego, kiedy Ivar spalił w Yorku setki chrześcijan? Dlaczego nic wtedy nie zrobił? – dopytywał się Haakon, chcąc udowodnić Erykowi, że jego bóg nic nie znaczy. – Czemu nic nie zrobił, kiedy podczas naszego powrotu zabiliśmy jego dwóch wyznawców, którzy, jak to mówicie – Haakon zastanowił się przez chwilę nad odpowiednimi słowami – szerzyli jego słowo?
Eryk milczał. Nie miał słów, których mógłby użyć jako argumentów, więc nie mówił nic.
– Tak myślałem! – odezwał się Haakon. – Jeśli twój bóg się tu pojawi, zawołaj mnie. Chętnie sam go o to zapytam! – dodał, po czym wyszedł z chaty, obdarowując Eryka kolejnym drwiącym spojrzeniem.– IV –
Droga powrotna z wyspy Flokiego. Ponad dziesięciu dni temu
– Gizurze, Gizurze! – odezwał się Ivar do dawnego handlarza, towarzyszącego biskupowi Anselmowi, jakby to był jego stary, dobry przyjaciel. – Jakże dawno cię nie widziałem! Chyba od czasu, kiedy uciekłeś i uwolniłeś tego tu – wskazał na biskupa – oraz innych mnichów, których wiarę miałeś złamać! Gdzie się podziewałeś tak długo? – dopytywał się dalej Bezkostny, ironizując. – No powiedz, nie daj się ciągnąć za język! Bjorn założył osadę na wyspie jeszcze przed zimą. Do tamtego czasu musiałeś się gdzieś ukrywać, bo nic o tobie nie słyszałem! – dodał, kucając przy więźniu przywiązanym do masztu. Obok leżał skrępowany Anselm.
– Wszędzie, byle dalej od ciebie! – odparł krótko Gizur, czując w sercu strach. – Dobrze znał Ivara i wiedział, że ten nie wypytuje go bez powodu i że nie jest to również zainteresowanie jego osobą. Domyślał się, że to początek jakiegoś działania, coś w rodzaju gry wstępnej przed wielkim finałem.
– Mogę zapytać, dlaczego? Coś ci złego zrobiłem, groziłem lub coś podobnego? Dałem ci tylko jedno zadanie, a ty mnie zdradziłeś.
– Dałeś zadanie, którego nie mogłem wykonać – odpowiedział Gizur. – Anselm ma w sobie ogromną wiarę w jedynego i prawdziwego Boga. Świadectwo biskupa mnie przekonało. Nasi bogowie są fałszywi!
Po łodzi przeszedł stłumiony szmer. Wojownicy przysłuchiwali się rozmowie i dotarły do nich obrazoburcze słowa. Było to nie do pomyślenia, tym bardziej przy Ivarze, największym z wrogów chrześcijaństwa i boga bez imienia.
– Czyli i ciebie zarazili tą śmieszną wiarą? – zapytał Bezkostny poważnym tonem. – Zawsze wychwalałeś Odyna i innych bogów, składałeś im ofiary na dobrą żeglugę oraz w podziękowaniu za wszystko, co cię spotkało. I nagle ich opuściłeś?!
– Nie można opuścić kogoś, kogo nie ma – odrzekł Gizur, patrząc Ivarowi prosto w oczy i nie mrugając. Chciał w ten sposób nadać powagi swojej wypowiedzi.
– A twój bóg bez imienia jest, tak? – zapytał Bezkostny, na co Gizur skinął głową.
– Zawsze był, jest i będzie – odpowiedział wyniośle.
– Sprawdzimy to! – zdecydował Ivar, po czym wstał i dał znać swoim ludziom. Natychmiast rozwiązali Gizura i Anselma, a dwóch z nich przyniosło z rufy krzyż zbity z drewnianych pali, wielki na wysokość prawie dwóch mężczyzn. Gizur i Anselm spojrzeli po sobie, zdezorientowani. Anselm od razu zaczął się modlić.
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, przyjdź królestwo twoje, bądź wola… – wygłaszał kolejne słowa modlitwy.
Ivar zaśmiał się i podszedł do niego.
– Wiesz, że modły w niczym ci nie pomogą? – odezwał się, lecz Anselm nie przerwał modlitwy. Wtedy Ivar skinął na wojów, którzy ułożyli krzyż na pokładzie, po czym podnieśli biskupa i położyli na nim.
– Zobaczymy, jak zaraz będziesz się modlił – powiedział Bezkostny kpiąco.
– Co chcesz mu zrobić?! – Gizur poderwał się z miejsca, wyrywając się wojownikowi, który go przytrzymywał, po czym doskoczył do Ivara. Ten uchylił się i z całej siły uderzył napastnika pięścią w twarz. Z nosa handlarza obficie trysnęła krew. Zamroczyło go i mimowolnie zrobił kilka kroków w tył.
Halfdan, przywiązany na dziobie, przyglądał się zajściu w milczeniu. Nie chciał prowokować brata żadnym słowem, natomiast zgadzał się z nim w kwestii wiary. Na wyspie Flokiego starał się złamać ich wiarę przy pomocy Kjartada, lecz bez powodzenia. Był ciekaw, czy teraz uda się to Ivarowi i z ciekawością śledził każdy jego ruch.
– Wystawię was na próbę i udowodnię, że bóg bez imienia jest słaby i bezużyteczny – odpowiedział Gizurowi Bezkostny. Wojownicy poprawili ułożenie ciała Anselma wzdłuż dłuższej bali, natomiast ręce rozłożyli mu w poprzek, na prostopadłej belce. Ivar podszedł do biskupa, nie zwlekając i wziął z ręki wojownika długi gwóźdź i młotek.
– Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy… – Anselm nie dokończył zdania, gdyż jego słowa zamieniły się w przerażający krzyk, kiedy Bezkostny zaczął mu wbijać gwóźdź w lewą rękę. Metalowy szpikulec zagłębił się w jego dłoni i Ivar uderzył w niego jeszcze kilkukrotnie.
Widząc to, Gizur ruszył znowu w kierunku Bezkostnego, aby go powstrzymać, lecz dwóch wojów złapało go za ramiona i zatrzymało. Szarpał się bezskutecznie.
Ivar wziął od wojownika drugi gwóźdź, przeszedł pod krzyżem na drugą stronę i przyłożył zimny ćwiek do prawej dłoni uwięzionego. Biskup spojrzał z przerażeniem, lecz zaraz odwrócił wzrok ku niebu i kontynuował modlitwę:
– I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie…
Ivar uśmiechnął się i uderzył młotkiem w gwóźdź. Ostry koniec wbił się w rękę biskupa, który znowu zaczął krzyczeć z bólu. Bezkostny uderzył jeszcze kilka razy, po czym szybko przeszedł na dół krzyża. Tam dwóch wojowników złapało nogi Anselma i po krótkim instruktażu Ivara ułożyło je na sobie. Wtedy Bezkostny przyłożył do nich gwóźdź. Biskup szarpał nogami, chcąc się oswobodzić, jednak wojowie napierali na niego z całych sił i nie był w stanie im się przeciwstawić. Ivar podniósł młotek i uderzył. Ostry koniec ćwieka zaczął znikać w pierwszej stopie Anselma, który krzyczał coraz głośniej. Ivar z satysfakcją na twarzy dodał jeszcze kilka uderzeń młotkiem, po których gwóźdź całkowicie skrył się w nogach biskupa.
– Podnieście go – rozkazał Bezkostny wojownikom i ci dźwignęli krzyż z biskupem, ustawiając go w pionie. – Chcesz coś powiedzieć? – zapytał Ivar Anselma, który od ciągłych krzyków miał nabrzmiałą, czerwoną twarz.
– Lecz zbaw nas ode złego! – wykrztusił biskup zakończenie modlitwy, na co Ivar wzruszył tylko obojętnie ramionami, po czym odezwał się do wojów trzymającym krzyż:
– Wyrzućcie go za burtę.
– Nie!! – ryknął Gizur, widząc, jak Danowie podnoszą jego kompana i przerzucają do wody. Słyszał głośny plusk i śmiechy wojowników, również tych na sąsiednich łodziach.
– A co z nim? – zwrócił się do Ivara jeden z wojowników przytrzymujących handlarza.
– To samo, lecz bez krzyża – odpowiedział Bezkostny. – Niech ratuje przyjaciela na środku morza i prosi swego boga o pomoc – dodał. – Tak zobaczy jego obojętność i bezsilność.
Wojownik nie musiał wyrzucać Gizura przez burtę. Handlarz sam wyskoczył, a kiedy tylko wypłynął na powierzchnię, podpłynął do Anselma i próbował mu pomóc. Nie miał przy sobie żadnych narzędzi, nawet noża, próbował więc gołymi rękoma uwolnić jego dłonie i stopy od ogromnych gwoździ, choć wiedział, że to nie ma prawa się udać. Nie miał jednak wyboru. Musiał robić cokolwiek, byleby pomóc przyjacielowi.
– Zostawimy ich tak? – zapytał w pewnym momencie Ubbe, razem ze starszym bratem przyglądając się Gizurowi i Anselmowi.
– Niech powalczą o życie, nie widząc znikąd ratunku. – potwierdził Ivar. – Żałuję tylko, że się nie dowiem, do którego momentu nadal będą błagać swego boga o pomoc, a kiedy pogodzą się z tym, że go nie ma.
– Szybko stracą wiarę – podzielił się Ubbe swoim zdaniem. – Nie mają wody ani jedzenia. Świeci słońce…
– Dokładnie tak, bracie – zgodził się Ivar. – Stracą wiarę szybciej, niż im się zdaje, a wtedy umrą i świat już o nich nie usłyszy. Tak się kończy życie zdrajców naszej wiary.– V –
Oslo, Norwegia. Obecnie
Hilda krzątała się po swej komnacie w wielkiej hali i myślała o powrocie Haakona. Słyszała, że od razu po przybyciu udał się do Eryka i córka Lagerty obawiała się, że przyrodni bracia, pałający do siebie nienawiścią, pokłócą się, jak to zwykle między nimi bywało, i że Eryk w afekcie zdradzi się, iż wie o jego kłamstwie dotyczącym ciąży. Wtedy Haakon mógłby się domyślić, że Hilda odwiedziła Eryka i we wściekłości mógłby zabić ich oboje. Ciągle myśląc o tym wszystkim i zastanawiając się, jak postąpić, jeśli oszustwo się wyda, chodziła w kółko po komnacie. W pewnym momencie usłyszała powitania i dotarło do niej, że Haakon się zbliża. Przystanęła i wzięła kilka głębokich wdechów.
– Wróciłem! – odezwał się król, wchodząc do komnaty. Od razu chwycił Hildę za biodra i położył na łożu.
– Tak od razu? – zapytała dziewczyna.
– A na co mam czekać? – odparł. – Nie było mnie trochę, więc się stęskniłem! Poza tym obiecałem Erykowi, że dobrze się tobą zajmę! – mówił dalej, rozwiązując Hildzie sukienkę.
– Zawsze mu mówisz, kiedy masz zamiar się ze mną kochać? Po co?
– Tylko wtedy, kiedy ma dobry nastrój, a dzisiaj miał zbyt dobry! – odpowiedział Haakon.
– Ma powody do radości? – Hilda udała zdziwioną, a król zaczął pieścić jej piersi. – To dziwne, skoro leży tam ciągle sam i nic nie robi – dodała zaraz, chcąc się dowiedzieć, czy Haakon coś podejrzewa.
– Mówił, że wyrzekł się naszych bogów i wierzy teraz w chrześcijańskiego – odezwał się król, zdradzając Hildzie prawdę. – Nie mówmy już o nim! – dodał, urywając rozmowę o Eryku. – Zajmij się teraz mną dobrze. Nie było mnie tak długo… Stęskniłem się za twoimi ustami.– VI –
York. W tym samym czasie
Ivar przechadzał się razem z Waregiem Herralim po osadzie i rozprawiał o wybuchu, który o mały włos zabiłby jego żonę i wuja. Herrali i Eskil byli blisko wybuchu, jednak na szczęście obyło się bez poważniejszych ran czy urazów. W najgorszym stanie był Eskil, któremu trzeba było nastawić bark i był cały poobijany, ale wyszedł z tego bez większego uszczerbku.
W pozostałościach po pracowni Kjallaka mężczyźni szukali czegoś, co mogłoby ich naprowadzić na ślad tego, co tu zaszło. Niestety, wszystko było spalone oprócz nielicznych noży i kilku metalowych przedmiotów. Reszta była doszczętnie zniszczona. Nawet ciała Kjallaka nie sposób było rozpoznać, tak było zwęglone. O jego tożsamości świadczył jedynie charakterystyczny naszyjnik przypominający słońce, który zawsze nosił. Herrali, który był znakomitym tropicielem, zbadał dokładnie pracownię, ale nie natknął się na żaden naprowadzający ślad. Jednak intuicja podpowiadała mu, że nie był to zwykły wypadek, ale że ktoś przyłożył do niego rękę.
– Naprawdę myślisz, że zabił go jakiś Wareg? Jeden z twoich? – zapytał Ivar swego kompana, którego uwolnił w Syrakuzach.
– Już nie należę do Waregów. I myślę, że to niekoniecznie któryś z nich – odparł Herrali. – Bizancjum mogło wysłać tu kogoś innego. Nie podobało im się, że sekret ich ognia został przez kogoś poznany i jest wykorzystywany. Dowiedzieli się, kto odtworzył wzór i zlecili zabójstwo – dodał wojownik w zadumie. – Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby wysłali więcej najemników, nie tylko jednego. Od zawsze mocno strzegli swego sekretu.
– Niech to szlag! – zaklął niezadowolony Ivar. – Mogłem komuś kazać go pilnować, przydzielić kilku wojowników do ochrony.
– Nie mogliśmy wiedzieć, że dowiedzą się o ogniu tak prędko – odparł Herrali. – Teraz wiemy, że wieści roznoszą się szybciej, niż można było sądzić.
– Chciałem użyć ognia w Wessexie – odezwał się Bezkostny. – Żal mi też samego Kjallaka. Dobry był z niego człowiek. Szkoda, że tak zginął.
– Nie znamy dnia ani godziny swojej śmierci – odrzekł Herrali.
– Ani liczby swych wrogów – przyznał Ivar. – Na każdym kroku dochodzą kolejni i czasami dowiadujemy się o nich za późno – dodał, spoglądając jednocześnie na Halfdana przykutego do pala na środku placu. Bez słowa opuścił Herralego i udał się w jego kierunku.
– Chcesz się napawać? – odezwał się Halfdan, kiedy Ivar stanął tuż przed nim. Najstarszy syn Ragnara był brudny i sponiewierany. Dookoła niego leżały zepsute owoce i kilka kamieni, którymi został obrzucony przez ludzi. – Może też chcesz mnie czymś uderzyć?
– Sam jesteś sobie winny – odpowiedział Ivar niewzruszony. – Czego w ogóle oczekiwałeś po zdradzie? Myślałeś, że ujdzie ci to płazem i nikt się nigdy o tym nie dowie?
– A co? Chcesz mi wybaczyć? – odburknął Halfdan.
– Chcę cię zrozumieć, bo choć od zawsze wiele nas dzieliło, to przecież jesteśmy braćmi – mówił Ivar bez agresji, co zdziwiło Halfdana. – A ty zdradziłeś naszego ojca, przez co muszę cię zabić. Zrobię to, choć nie sprawi mi to radości. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?
– To nie ojciec miał zginąć, a ty! – krzyknął Halfdan, w którym obudziły się wyrzuty sumienia i nie wytrzymał. Musiał to z siebie wyrzucić. – To ty miałeś zginąć podczas rozmów z Ellą, ale popłynąłem tam tylko z ojcem, a ty zostałeś. Potem miałeś zginąć, kiedy popłynęliśmy pomścić ojca, lecz okazało się, że on żył, a dalej wszystko już plątało się coraz bardziej i bardziej… – mówił Halfdan, a Ivar słuchał w ciszy i skupieniu. – Nie chciałem, by nasz ojciec zginął. Kochałem go nad życie i chciałem, żeby był ze mnie dumny tak, jak zawsze był z ciebie. Zawsze we wszystkim byłeś ode mnie lepszy i ciągle pokazywałeś to ojcu, jakbyś chciał mu udowodnić, że to ty powinieneś być jego następcą, nie ja! Musiałem coś zrobić! Nie miałem wyboru! Musiałem walczyć o swój tron… – powiedział Halfdan, spoglądając bezradnie na Ivara, który ciągle milczał. Stał nieruchomo i wyglądał, jakby był nieobecny duchem. W pewnym momencie odwrócił się od brata i zaczął powoli iść w kierunku hali.
– Powiedz coś! – zawołał za nim najstarszy z synów Ragnara. – Czemu nic nie mówisz?
– Nigdy nie chciałem twojego tronu – odezwał się po chwili Bezkostny, zwalniając kroku, po czym pełen smutku spojrzał na Halfdana. – Jesteśmy braćmi i nigdy nie chciałem ci niczego odbierać, a tym bardziej nie chciałem cię zabić. Teraz jednak nie mam wyboru… – dodał załamanym głosem i oddalił się, zostawiając Halfdana samego na środku placu i skazując go na dalsze rozmyślanie o swoich czynach, które okazały się zupełnie niepotrzebne.– VII –
Sigtuna, Wschodnia Szwecja. W tym samym czasie
W królestwie Skallagrima dni były coraz cieplejsze. Zima powoli zaczynała odchodzić w zapomnienie i Wschodnia Szwecja wracała do życia. Król szedł wielką halą w poszukiwaniu swego syna, którego nigdzie nie mógł znaleźć. Sprawdził jego komnatę, salę tronową i pozostałe miejsca, w których ten mógł się znajdować.
– Gdzie Egil? – zapytał jedną ze służek, która sprzątała w sali tronowej.
– Widziałam, jak wychodził, ale nie wiem, dokąd się udał.
Skallagrim bez słowa ruszył w kierunku drzwi. Kiedy już miał je otworzyć, uchyliły się i do sali wszedł Egil.
– Gdzie ty się podziewałeś? – zapytał król. – Wszędzie cię szukałem!
– Chciałem pomyśleć.
– O czym to? Znowu ci się nie podoba, że weźmiesz ślub?
– Podoba mi się inna i to tamtej pragnę – odparł syn – lecz nie mogę jej mieć.
– Więc tym lepiej, bo masz nową. Frida będzie twoją żoną.
– Od kiedy to chcesz, żebym utrzymywał kontakty z potomkami Ragnara? – zapytał Egil wrogim tonem. – Ciągle powtarzasz, że to najwięksi wrogowie.
– Dobrze wiesz, że tutaj sytuacja jest inna, więc nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko! – odburknął Skallagrim, którego wyraźnie irytowało niepoważne zachowanie syna. – Każdy, kto chce zniszczyć spuściznę Ragnara i pokonać Ivara, jest naszym przyjacielem.
– Ale we Fridzie płynie krew Ragnara! – odparł Egil, twardo obstając przy swoim. – Chcesz z nią zmieszać naszą?
– Może ona i ma jego krew, ale jej matka włada potężnym królestwem! – odpowiedział król najspokojniej, jak tylko potrafił. – Zjednoczeni zetrzemy Hedeby, a nawet i całą Danię, z powierzchni ziemi!
Ciąg dalszy w wersji pełnej