Szaleństwo i rozsądek - ebook
Szaleństwo i rozsądek - ebook
Trzy siostry – Skye, Star i Summer – dowiadują się, że muszą odnaleźć rodzinne klejnoty, aby odziedziczyć zabytkową posiadłość. Pierwszy trop prowadzi je do Benoit Chalendara, który jest w posiadaniu mapy wskazującej drogę do ukrytych diamentów. Najstarsza z sióstr, Skye, jedzie do Kostaryki, żeby spotkać się z Benoit. By się z nim zobaczyć, ucieka się do podstępu i ukrywa w jego samochodzie. Nie wie, że Benoit właśnie wybiera się na kilka dni do swojego domu na odludziu. Będzie musiała spędzić kilka dni odcięta od świata z tym niezwykle przystojnym mężczyzną…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7989-5 |
Rozmiar pliku: | 625 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skye Soames wzięła głęboki oddech. Miała nadzieję, że siostry niczego nie zauważyły. Nie była pewna, jak to się stało, że wszystkie trzy znalazły się tego szarego, wietrznego dnia w Norfolk i stały teraz obok trumny mężczyzny, którego nigdy nie poznały.
Zacisnęła zęby przy gwałtownym podmuchu wiatru, który smagnął ją w policzek. Rankiem z małego domu na przedmieściach New Forest zabrała je limuzyna. Przez białe koronkowe firanki patrzyły na stojących w oknach sąsiadów, którzy szeptali coś do siebie, tak jak to zresztą robili przez całe ich życie.
Po co właściwie tutaj przyjechały? Żeby okazać szacunek mężczyźnie, który wyrzucił z domu swoją jedyną córkę, gdy miała siedemnaście lat? Odciął ją od pieniędzy i nie zamienił z nią ani słowa do końca swojego życia. To wszystko, co wiedziały o swoim dziadku, Eliasie Soamesie.
Summer, najmłodsza z sióstr, przestąpiła z nogi na nogę i ściągnęła poły płaszcza wokół talii. Jej twarz wyglądała dziwnie blado na tle jasnych włosów, niedbale spiętych w koński ogon. Tak różnych od misternie upiętych w kok kasztanowych gładkich pasm u Skye, a także ogniście rudych loków tańczących wokół piegowatych policzków Star.
Różnice te każda z dziewcząt zawdzięczała innemu ojcu. Niektórzy mogliby powiedzieć, że są tylko przyrodnimi siostrami, ale więź łącząca Skye, Summer i Star była tak silna jak pomiędzy rodzeństwem z jednego ojca, a może nawet silniejsza.
Star odsunęła niesforny kosmyk zasłaniający jej piękne zielone oczy, dziwnie zamglone, jakby miała się zaraz rozpłakać.
– Star?
– To wszystko jest takie smutne – stwierdziła.
– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz… – Monotonny głos pastora zagłuszył słowa Star, a Skye wzdrygnęła się mimo woli. Nie z powodu dziadka, którego nie znała, ale z powodu innego pogrzebu, który jeszcze nie nastąpił, a którym bezustannie się zadręczała.
Mariam Soames nie mogła wziąć udziału w pochówku Eliasa z powodu postępującej choroby i trwającego leczenia. O ile picie herbatek i łykanie tabletek ziołowych w ogóle można było nazwać leczeniem. Matka zawsze stawiała na alternatywny tryb życia, a z wiekiem te skłonności tylko się pogłębiły. Skye miała za sobą wiele bezsennych nocy, podczas których głowiła się, jak zapewnić matce lepszą opiekę, ale koszty życia w innym regionie kraju, gdzie był lepszy dostęp do lekarzy, były na tyle wysokie, że w żaden sposób by ich nie uniosła. Poza tym Mariam stanowczo odmówiła przeprowadzki. Zawsze powtarzała, że zależy jej na jakości, a nie długości życia. Skye bolało, że nie może zapewnić matce i jednego, i drugiego.
Popatrzyła w stronę dużego domu stojącego w oddali. Mariam Soames nie chciała tutaj przyjechać i zapewne nie zrobiłaby tego, nawet gdyby była w pełni sił. Wszystko, co miała do powiedzenia swojemu ojcu, powiedziała trzydzieści siedem lat temu, gdy pewnej nocy zmuszona była opuścić Norfolk.
Adwokat Eliasa skinął głową, dając do zrozumienia, że to już koniec ceremonii. Nikt poza siostrami nie brał udziału w pogrzebie. Najwyraźniej Elias Soames nie cieszył się sympatią choćby swoich sąsiadów.
Adwokat odprowadził je do limuzyny, sam zaś usiadł obok kierowcy, co skutecznie odebrało siostrom chęć do rozmowy. Skye poczuła się nieswojo, myśląc o tym, że dziadek miał przecież wystarczająco dużo pieniędzy, by zadbać o leczenie matki. Było jej trochę wstyd, że jej głównym powodem przyjazdu na pogrzeb było odczytanie testamentu.
Parę minut później samochód zatrzymał się na szerokim podjeździe przed domem, w którym aż do śmierci mieszkał Elias Soames. Skye nie była jedyną z sióstr, która prawie że otworzyła usta ze zdziwienia.
Dom nie był może aż tak duży jak rezydencja w „Downton Abbey”, ulubionym serialu telewizyjnym Summer, ale doprawdy niewiele mu brakowało.
– Jasny gwint! – zdążyła wyrzucić z siebie Star, zanim Skye szturchnęła ją w ramię. Adwokat Eliasa, pan Beamish, i tak już przyglądał im się z osobliwą miną. W szarych oczach Summer natomiast pojawiły się iskierki, których Skye nie widziała od dobrych kilku tygodni.
Siostry wysiadły z auta i uniosły głowy, podziwiając zabytkową fasadę z wieżyczkami, regularnie rozmieszczonymi oknami i długimi schodami prowadzącymi do głównych drzwi.
Jakim cudem matka zdecydowała się zostawić to wszystko?
– W głównym budynku jest ponad dwadzieścia pokoi. Oba skrzydła nie były ostatnio używane, każde z nich mieści około piętnastu pokoi. Obawiam się, że musimy się nieco pospieszyć – ponaglił adwokat. – Zaraz wyjaśnię dlaczego. Proszę za mną.
Obrócił się na pięcie i ruszył schodami w stronę drzwi. Wnętrze pogrążone było w mroku. Skye i jej siostry posłusznie poszły za nim. Przemierzając ciemne korytarze, dostrzegały a to grube dywany, a to zabytkowe rzeźby, misy ze zwietrzałym potpourri i portrety przodków wiszące na ścianach. Skye widziała, jak głowy jej sióstr obracają się to na jedną, to na drugą stronę, nie nadążając chłonąć nowości. Jej myśli natomiast skoncentrowały się na panu Beamishu. Któraś z nich musiała zachować trzeźwość umysłu i jak zwykle była to Skye.
Adwokat wprowadził je do oświetlonego gabinetu i wskazał trzy fotele. Kiedy usiadły, zajął miejsce po drugiej stronie biurka i zaczął wyjmować papiery. Recytowane przez niego formułki prawne przepływały przez umysł Skye, nie pozostawiając po sobie śladu. Oczy jej natomiast wodziły po pokoju, aż zatrzymały się na dużym obrazie olejnym wiszącym za plecami pana Beamisha.
Przedstawiał on portret starszego mężczyzny. Skye nie miała najmniejszych wątpliwości, że był to Elias Soames. Wyglądał na wyjątkowo antypatycznego, a może po prostu nieszczęśliwego człowieka. Jego twarz nie miała w sobie nic z pogody i serdeczności ich matki. Mariam Soames kochała ludzi i życie. To zresztą było przyczyną jej problemów. Bywała lekkomyślna, nie miała głowy do pilnowania codziennych spraw, ale kiedy kogoś obdarzyła uczuciem, to całym sercem i duszą.
Jej oczy zawsze promieniały, tymczasem spojrzenie Eliasa Soamesa było przepełnione złośliwą satysfakcją. Ledwie o tym pomyślała, jej umysł wychwycił słowa wypowiedziane właśnie przez adwokata.
– Przepraszam, co takiego?
– Jak już powiedziałem wcześniej, panno Soames, cała posiadłość będzie należeć do pań, jednak pod pewnymi warunkami. Od pięciu pokoleń trwają poszukiwania słynnych diamentów należących do rodziny. Elias, podobnie jak jego ojciec i ojciec jego ojca, robił wszystko, by je odzyskać. W tej oto teczce opisana jest historia tych poszukiwań. – Adwokat przesunął dokumenty w ich stronę. – Przed śmiercią mój klient zastrzegł, że cały jego majątek trafi w wasze ręce, jeżeli odnajdziecie zaginione diamenty Soamesów w ciągu dwóch miesięcy od jego pogrzebu.
Skye zaniemówiła, za to jej myśli rozpędziły się do prędkości światła. Ileż to oznaczało możliwości. Dla nich oraz dla ich biednej chorej matki.
– Mogłybyśmy sprzedać posiadłość? – spytała Star.
Pan Beamish pokiwał głową.
– Tak, jeżeli znajdą panie diamenty.
– Czy to w ogóle jest legalne? – zapytała Skye, choć jej umysł krzyczał, że to nie ma znaczenia.
Pan Beamish wyglądał na zakłopotanego i postanowił przemilczeć pytanie.
– Jeśli nie uda się paniom odnaleźć diamentów, posiadłość zostanie przekazana pod opiekę National Trust. To organizacja zajmująca się zabytkami i terenami o szczególnych walorach kulturowych. Termin przepadku mienia jest dość krótki, nie radzę zatem kwestionować testamentu. Walka sądowa będzie długa i kosztowna.
– Ale…
Pan Beamish odchrząknął, lekceważąc protesty.
– Mój klient ustanowił kwotę na pokrycie wydatków związanych z poszukiwaniami. I jeszcze coś. Jedna z pań musi pozostać w rezydencji przez całe dwa miesiące. Oczywiście, mogą panie odrzucić spadek. W takim przypadku rezydencja od razu przejdzie pod zarząd National Trust. Zapewne chciałyby panie zastanowić się przed podjęciem decyzji. Przygotowałem pokoje. Rano przekażą mi panie ostateczną decyzję.
Po tym mężczyzna skinął lekko głową, powstał z miejsca, mruknął coś na pożegnanie i wyszedł z gabinetu tak szybko, jakby go ktoś gonił. Gdy odgłos jego kroków ucichł w oddali, Summer zaczęła się śmiać.
– Zaginione diamenty! Jakież to romantyczne… – powiedziała Star, wydając z siebie dramatyczne westchnienie.
– Tylko tyle do ciebie dotarło? – zapytała Skye, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Summer przysunęła do siebie teczkę pozostawioną przez pana Beamisha, w której znajdowały się zapiski z dotychczasowych prób odnalezienia diamentów.
– Nie mogę wziąć dwóch miesięcy wolnego z pracy – powiedziała Skye, rozdarta pomiędzy koniecznością powrotu do normalnego życia a perspektywą odziedziczenia majątku dziadka.
– Tej pracy, w której nigdy nie byłaś na urlopie? – spytała Summer, wertując dokumenty. – Rob dałby ci wszystko, dobrze o tym wiesz. Po prostu nigdy go o nic nie prosisz.
– I tak niedługo koniec szkoły – dodała Star i Skye, która już zdążyła się zaczerwienić, zapomniała o impertynenckich uwagach Summer. – Jestem pewna, że zwolnią mnie do końca semestru. Summer właśnie się obroniła, więc… Och, to mogłaby być wspaniała przygoda!
Skye nie miała ochoty na żadne przygody. Rozumiała jednak, że gdyby udało im się odnaleźć diamenty, mogłaby wreszcie opłacić rachunki za leczenie matki, znaleźć jej lepszą terapię, a może nawet… Tu musiała przerwać. Nigdy nie miała zbyt wielkiej wiary w to, że marzenia się spełniają.
– Gdybyśmy je znalazły, można by sprzedać posiadłość – zauważyła Summer.
– No dobrze, ale jak mamy odnaleźć diamenty, które zaginęły w…
– Tysiąc osiemset siedemdziesiątym pierwszym roku – podpowiedziała Summer, unosząc wreszcie głowę znad dokumentów.
– Jeśli nawet je znajdziemy, komu sprzedamy tak ogromny majątek?
Summer zamyśliła się.
– Chyba znam kogoś takiego.
– Znasz kogoś, kto ma kilkaset milionów w banku, żeby kupić taką rezydencję?
Przytomne spojrzenie siostry zredukowało nieco sceptycyzm Skye.
– Znam. W każdym razie warto spróbować. Poza tym nie potrzebujemy kilkuset milionów. Potrzebujemy tyle, żeby nam wystarczyło.
Skye kiwnęła głową. Tylko tyle, żeby pokryć wydatki na leczenie Mariam.
– Och, uwielbiam przygody.
Skye i Summer popatrzyły na siebie porozumiewawczo. Star zawsze była najbardziej egzaltowaną z sióstr.
– Więc jak? Zrobimy to? – Pytanie zadane przez Skye wibrowało w powietrzu, wprawiając nawet ją w stan niezwykłego jak na nią podekscytowania. Nawet ona dała się uwieść wizji odnalezienia skarbu. Summer i Star pokiwały głowami.