Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szaleństwo jednej nocy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
11,99

Szaleństwo jednej nocy - ebook

Peyton odwiedza wraz z synkiem rodzinne Hatfield. Spotyka tam miliardera Jacka Granthama, który nie wie, że jest ojcem jej dziecka. Dwa lata temu przeżyła z Jackiem pełną namiętności noc. Teraz zapragnęła ją powtórzyć, zapomnieć o tym, że jest samotną matką i stać się atrakcyjną seksowną kobietą. Wiedziała, że Jack nadal jej pragnie, ale nie wierzy w miłość i nie obieca jej związku. Ale wierzy w pożądanie…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-291-1320-5
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

_Ja, Lady Avangelina Forrester-Grantham, bywałam już w trudnych sytuacjach, choć nigdy tak trudnych jak obecna. Jeśli jednak moje wnuki będą nadal traktować mnie jak idiotkę, sprawię im przykrą niespodziankę. Wiem równie dużo jak oni. Zapewne więcej._

Jack Grantham był wściekły na swojego brata.

Zdarzało mu się to już wcześniej, bo obaj mieli silne osobowości i skłonność do uporu, więc często dochodziło między nimi do sporów, ale obecny kryzys nadawał ich stosunkom nowy wymiar.

Jack szalał z oburzenia i wcale nie był pewny, czy będzie w stanie na nowo nawiązać przyjazne relacje ze swoim bratem, a zarazem wspólnikiem. W tej chwili marzył tylko o tym, by nigdy więcej go nie widzieć.

Dotknął czołem chłodnej szyby okna swojego gabinetu, z którego rozciągał się niewiarygodny widok na Central Park. Od tygodnia dokuczał mu uporczywy ból głowy.

Usłyszał głośne pukanie do uchylonych drzwi, ale nie zadał sobie nawet trudu, żeby spojrzeć w ich kierunku.

- Odejdź, Fox. Jeszcze nie dojrzałem do tego, żeby z tobą rozmawiać. Nie jestem pewny, czy to się kiedykolwiek zmieni.

- Przemawiasz do niewłaściwego brata.

Jack odwrócił się i mimo woli wykrzywił twarz w uśmiechu.

Merrick Knowles dorastał wraz z nim, jego kuzynem Sorenem i jego dwoma braćmi, Malcolmem i Foxem, w posiadłości o nazwie Calcott Manor. Kiedy Jack miał osiem lat, rodzice jego i Sorena zginęli w katastrofie lotniczej. Ich babka, Avangeline, właścicielka hoteli dla miliarderów i luksusowych restauracji, sprzedała swoje imperium i postanowiła wychować czterech chłopców w wieku poniżej jedenastu lat w swojej ogromnej posiadłości położonej niedaleko miasteczka Hatfield w stanie Connecticut.

W realizacji tego planu pomogła jej ukochana przyjaciółka i pomoc domowa, Jacinta Knowles, która również przeniosła się do Calcott Manor, zabierając z sobą ośmioletniego syna imieniem Merrick. Jack zawsze traktował go jak brata, a zarazem najlepszego przyjaciela.

Merrick podszedł do stojącego w rogu gabinetu ekspresu, ustawił na właściwych miejscach dwie filiżanki i nacisnął guzik z napisem „Espresso”. Potem podszedł do Jacka, który przyjął z jego rąk gorącą kawę, choć była to już szósta, jaką pił tego ranka. Podobnie jak poprzedniczki, nie uśmierzyła jednak jego złości. Czuł się oszukany, wręcz zdradzony i nie mógł uwierzyć w to, że przyczyną tego stanu rzeczy jest jego niewiele starszy brat.

- Chyba wiesz, że Fox po prostu próbował cię chronić – powiedział Merrick, siadając wygodnie na kanapie i wyciągając długie nogi.

Wszyscy czterej byli wysocy, ale on mierzył niemal dwa metry i mógł patrzeć na pozostałych z góry.

- Mam trzydzieści trzy lata i nie potrzebuję niczyjej ochrony – warknął Jack, opadając na skórzany fotel.

Przed tygodniem, kiedy Fox zaprosił go wraz z Sorenem i Merrickiem na kolację do swojego apartamentu zajmującego spory segment eleganckiego hotelu, Jack był pewny, że Fox pragnie zdać im sprawę z krótkiego pobytu w Calcott Manor, podczas którego miał przekonać ich nieprzewidywalną babkę do napisania testamentu.

Avangeline przekroczyła już osiemdziesiątkę, a jej zasoby finansowe były wyższe niż budżet niejednego egzotycznego państwa. Gdyby zmarła, nie spisawszy swej ostatniej woli, spadkobiercy byliby skazani na wieloletnie zmagania z amerykańską i międzynarodową biurokracją. Jack miał więc nadzieję, że Fox będzie w stanie wyjaśnić braciom przyczyny jej bezsensownego uporu.

Liczył też na to, że dowie się od Foxa, dlaczego Alyson Garwood, która korzystała z gościnności Avangeline, a po śmierci ich brata została biorczynią jego wątroby, nadal mieszka w Calcott Manor.

Dlaczego ta wybitna prawniczka, specjalizująca się w problemach dotyczących mediów społecznościowych, zawiesiła na kołku swą karierę i osiadła w rezydencji przyjaciółki? Czyżby liczyła na to, że zdoła nakłonić Avangeline do przekazania jej części praw do majątku lub odpowiednio wysokiej sumy?

Ale Fox, zamiast udzielić odpowiedzi na te pytania, wstrząsnął jego światem. Podczas pobytu w Calcott Manor odkrył, że ich babka jest szantażowana przez kogoś, kto grozi ujawnieniem tożsamości jej wieloletniego kochanka, a co gorsza, rzuci cień na jego ukochanych, wręcz uwielbianych rodziców, informując opinię publiczną o tym, że korzystali oni z usług należącego do nich przybytku rozrywek erotycznych.

Jack był wstrząśnięty wiadomością o osobliwych upodobaniach rodziców, a jeszcze bardziej poruszyła go świadomość, że Fox ukrywał przed nim tę informację przez tak wiele lat.

Merrick postawił filiżankę na stoliku i wychylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach.

- Jack, odkąd pamiętam zawsze idealizowałeś rodziców. W twoich wyobrażeniach zawsze byli parą nieskazitelnych idoli. Niedoścignionym wzorem postępowania.

- Było to monstrualne kłamstwo, a Fox dobrze o tym wiedział, ale pozwolił mi wierzyć w ich nieskazitelność.

- Więc w gruncie rzeczy o co jesteś wściekły? Czy o to, że twoi rodzice mieli niekonwencjonalny stosunek do seksu, czy o to, że nie byli doskonali?

- Jestem wściekły o to, że Fox mi o tym nie powiedział! – zawołał Jack.

- Jasne, i masz do tego prawo, ale ja rozumiem jego motywy. Ty zawsze byłeś obsesyjnie skrupulatnym strażnikiem ich pamięci. Zawsze zależało ci na tym, żeby przeszli oni do historii jako idealna para małżeńska, para kochających się bezgranicznie ludzi sukcesu.

- Bzdura!

- Braciszku, kilka lat temu pozwałeś do sądu gazetę za drobną notatkę sugerującą mgliście, że twój ojciec wykorzystał swoje kontakty polityczne, aby zdobyć rządowe zamówienie.

- Ale nie wygrałem.

- Ogłosiłeś sprostowanie, kiedy Vance Kane wspomniał w skandalizujących pamiętnikach o swoim romansie z piękną przedstawicielką elity towarzyskiej wschodniego wybrzeża przypominającą twoją matkę. Uparcie twierdziłeś, że twoi rodzice byli idealni i nieziemsko szczęśliwi, i rozpętałeś burzę wokół plotki, na którą nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie twoja interwencja. Opinia rodziców jest dla ciebie świętością, a ja zawsze zastanawiałem się, dlaczego wyzwala ona w tobie tak silne emocje.

Jack zerknął na pustą filiżankę, przypominając sobie ostatnią rozmowę, jaką odbył z ojcem w dniu jego śmierci. Zdobył się wtedy na odwagę i pokazał mu swoje świadectwo, mieszaninę ocen celujących i bardzo dobrych. Ten zaś spojrzał na dokument chłodnym wzrokiem i zadał mu pytanie złożone z siedmiu słów, które miały mu towarzyszyć przez całe życie.

- _Czy to wszystko, na co cię stać?_

Nie potrafił odpowiedzieć twierdząco ani wtedy, ani kiedykolwiek później. Zdawał sobie sprawę, że zawsze mógł pracować ciężej, wkładać w swoje działania więcej wysiłku i pomysłowości.

Uważał rodziców za doskonałych i robił co mógł, aby im dorównać. Właśnie dlatego informacje uzyskane od Foxa tak bardzo nim wstrząsnęły. Miał wrażenie, że naruszyły one opokę jego przekonań i podważyły wiarę w sens istnienia.

I wzbudziły w nim wściekły gniew.

Merrick dopił kawę i rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę.

- Musisz przejść nad tą sprawą do porządku dziennego, Jack, i wybaczyć Foxowi. On usiłował cię chronić. Nie po to przeżyliście śmierć rodziców, a potem Malcolma, żeby ta sprawa mogła was skłonić do zerwania stosunków.

- Zrzucasz winę na niewłaściwego człowieka – mruknął Jack. – To nie ja ukrywałem przed bratem ważne informacje o rodzicach.

- Ale to ty wyniosłeś ich na piedestał i nie pozwalałeś nawet na cień krytyki pod ich adresem. To ty organizowałeś imprezy charytatywne poświęcone ich pamięci i ty dostajesz szału, kiedy przeczytasz lub usłyszysz jakąś uwagę podważającą twój wyidealizowany obraz swojej rodziny. Przecież możesz ich nadal kochać, przyznając, że mieli pewne słabostki.

- Erotyczny klub to coś więcej niż słabostka! – zawołał Jack. – Ta wiadomość była dla mnie jak grom z jasnego nieba.

- Jasne – przyznał Merrick. – Ale przecież żyjesz już wystarczająco długo, aby wiedzieć, że niektórzy ludzie lubią od czasu do czasu zakosztować zakazanego owocu.

- Mogę się z tym pogodzić, ale szokuje mnie, że zatrudniali bardzo młodych, zaledwie pełnoletnich pracowników seksualnych. I to, że matka spotykała się w internecie z członkami podejrzanej grupy internautów i chciała – do jasnej cholery – wprowadzić ich do grona swoich znajomych. To było szaleństwo. I to głupie. A przecież moi rodzice nie byli idiotami.

- A czy nie zdumiała cię wiadomość, że oni się nienawidzili i byli o krok od rozwodu?

Jack poczuł ukłucie bólu. Zawsze był przekonany, że jego rodzice są najszczęśliwszą parą na świecie.

- To mi uświadomiło, że nie wolno ufać pozorom, bo ludzie są potwornie zakłamani.

- Masz rację – przyznał Merrick. – Nawet najbardziej pomnikowym postaciom zdarzają się odstępstwa od zasad. – Spojrzał na Jacka i zmarszczył brwi. – Tylko uważaj, żebyś nie zabił posłańca, który przynosi złe wieści. Wiele już straciłeś. Nie możesz sobie pozwolić na utratę kolejnej bliskiej osoby.

Jack wiedział, że Merrick ma rację, ale nie potrafił opanować gniewu.

- Potrzebuję trochę czasu, żeby poukładać sobie w głowie wszystko, co się wydarzyło – mruknął spokojniejszym tonem.

- Zrób to jak najprędzej. Nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać o tym, kto szantażuje Avangeline.

Jack zdobył się na posępny jęk. Nie zapomniał wcale o tej sprawie, tylko po prostu zepchnął ją chwilowo na boczny tor. Wziął do ręki notatnik i zapisał w nim kilka uwag.

„Avangeline ma od dawna kochanka, z którym porozumiewa się przy pomocy zaszyfrowanych kartek pocztowych.

Żaden z członków rodziny nie zna tożsamości tego człowieka.

Dlaczego ten fakt stanowi podstawę do szantażu? Dlaczego może ją zmusić do zmiany testamentu?

Wpłaciła już miliony w kryptowalutach na jakieś tajne konto i odmawia oddania tej sprawy w ręce policji.

Szantażysta dał jej sześć tygodni na napisanie nowego testamentu i uwierzytelnienie go przez notariusza.

Avangeline – dzięki Bogu – nie wie o istnieniu tajnego seksklubu.

W tej całej sprawie jest zbyt wiele tajemnic!”.

Podsunął tę listę Merrickowi, który przeczytał ją i kiwnął potakująco głową, a potem sięgnął po pióro i dopisał do niej jedno zdanie:

„Dlaczego Aly Garwood nadal siedzi w Calcott Manor i czego do diabła chce?”.

- Ona utrzymuje, że odziedziczyła po Malcolmie niektóre wspomnienia i koncepcje, gusta i nawyki – oznajmił Jack. – Chyba nie wierzysz w te bzdury?

- Oczywiście, że nie – odparł Merrick, wzruszając ramionami. – Ale wierzą w nie Soren i Fox.

- Miłość odebrała im zdolność logicznego myślenia – jęknął Jack, czując, że jego ból głowy się nasila.

- Musisz się wybrać do Calcott Manor i rozplątać tę łamigłówkę.

- Czyż nie miał się tym zająć Fox? – spytał Jack z ironią.

- Fox, o czym wiedziałbyś, gdybyś zechciał z nim porozmawiać, poleciał do Malezji, żeby się naradzić z grupą nowych księgowych odpowiedzialnych za tę sferę naszej działalności. Ru, jego narzeczona, ma się z nim spotkać w Kuala Lumpur.

- Jeśli wyjadę, nasza główna kwatera zostanie pozbawiona jedynej osoby mogącej podejmować ważne decyzje – stwierdził Jack, rozpaczliwie szukając pretekstu mającego mu uniemożliwić wyprawę do Hatfield.

- Przecież będziesz mógł tam funkcjonować równie sprawnie jak w naszej głównej kwaterze. Zatrudniasz znakomitych menedżerów, Jack, więc wykorzystaj ich wiedzę i uzdolnienia. Oni będą zadowoleni, jeśli pozwolisz im odetchnąć od swojej perfekcjonistycznej pedanterii.

Jack chciał zaprotestować, ale uświadomił sobie, że Merrick ma rację. Stawiał swoim podwładnym wysokie wymagania, ale sam pracował równie ciężko jak oni, bo przecież zmierzał do doskonałości.

Chyba właśnie dlatego uchodził – podobnie jak kiedyś jego ojciec – za jednego z najzdolniejszych biznesmenów swojego pokolenia.

Nie miał ochoty opuszczać luksusowego hotelu, który zaprojektował Malcolm, a zbudował Fox, ale głównym motywem jego oporów była obawa przed dłuższym pobytem w domu dzieciństwa.

W Calcott Manor najsilniej odczuwał nie tylko brak rodziców, lecz również tęsknotę za pewną rudowłosą niebieskooką kobietą.

Peyton Caron miała poślubić Malcolma, ale kilka tygodni przed jego śmiercią ich zaręczyny zostały zerwane. Jack do tej pory miał wątpliwości, czy przesypiając się z byłą narzeczoną nieżyjącego już brata, złamał zasady lojalności.

A w dodatku zdawał sobie sprawę, że nikt, nawet Merrick, nie udzieli mu odpowiedzi na to pytanie. Wiedział jednak dobrze, że trwający jedną noc romans z Peyton był najbardziej pamiętną przygodą erotyczną w jego życiu.

Gdy przebywał w Hatfield, wspomnienia o tym wydarzeniu prześladowały go ze zdwojoną siłą. Właśnie dlatego odwiedzał to miejsce najrzadziej, jak mógł.

- Skoro Fox utknął w Malezji, ktoś musi wszcząć dochodzenie prowadzące do ustalenia, kto i dlaczego szantażuje Avangeline – mruknął Merrick. – Ja nie mogę się tym zająć, bo w tym tygodniu otwieram restaurację w Cancún, a kilka dni później następną, tym razem w Seattle. Soren i Fox odbyli już obowiązkowe wizyty u babki, więc teraz nadeszła twoja kolej. Powiedz mi tylko, kiedy mógłbyś się tam wybrać.

Jack spojrzał na ciemny ekran komputera i zdał sobie sprawę, że od dwóch dni nie posunął się ani o krok naprzód w sprawach dotyczących rodzinnej firmy. A potem doszedł do wniosku, że jeśli ma tracić czas, może to równie dobrze robić w Calcott Manor.

- Wezmę samochód i przed lunchem tam pojadę.

Merrick zatarł ręce z zadowoleniem i wstał.

- Znakomicie – oznajmił z uśmiechem. – W takim razie nie mam tu już nic do roboty.

W połowie drogi do drzwi zatrzymał się i spojrzał na Jacka podejrzliwie.

- Tylko na miłość boską nie pójdź w ślady Sorena czy Foxa i nie zakochaj się w jakiejś dziewczynie. Jeśli zostanę jedynym singlem w tej rodzinie, mama zadręczy mnie na śmierć.

Jack potrząsnął głową.

Zdawał sobie sprawę, że Jacinta, jego macocha, nie będzie próbowała nakłaniać go do małżeństwa. Od dawna dawał całej rodzinie do zrozumienia, że nie interesują go żadne trwałe związki.

Wiedział, co to jest pożądanie, ale nie wierzył w miłość.

Miłość nie istnieje.

Peyton lekkim krokiem zbiegła na parter budynku, w którym mieszkała, aby dotrzeć do baru prowadzonego przez Simona i Keene’a, parę jej najlepszych przyjaciół.

Obaj odebrali od niej Noaha około szóstej rano, obiecując, że zawiozą go na plażę. Ona zaś z radością wróciła do łóżka i pospała do ósmej. Potem bez pośpiechu wzięła kąpiel i umyła włosy, rozkoszując się wolnym czasem, o którym na zachodnim wybrzeżu nie mogłaby nawet marzyć.

Był piękny sierpniowy poranek, a ona zdawała sobie sprawę, że jej wakacje dobiegają końca. W ostatnich dniach miesiąca miała przenieść się do Chicago i objąć stanowisko asystentki kustosza Muzeum Sztuki Współczesnej.

Wiedziała dobrze, że będzie to oznaczało koniec leniwej letniej egzystencji i początek samodzielnej opieki nad synem.

Natychmiast po wejściu do baru dostrzegła Noaha, który spał spokojnie na ramieniu Simona, i po raz kolejny uświadomiła sobie, że chłopiec przypomina łudząco ojca. Krew Granthamów okazała się bardzo silna.

Peyton poznała Foxa, środkowego brata, kilka tygodni wcześniej. Poczuła się trochę dziwnie, widząc po raz pierwszy w życiu człowieka, który omal nie został jej szwagrem. Fox był najbardziej podobny do Malcolma, a Jack, najmłodszy z braci Granthamów, miał jasne włosy i niebieskie oczy.

Zdała sobie sprawę, że oglądała nago dwóch przedstawicieli tej trójki. Nie miała pojęcia, dlaczego przyszła jej do głowy taka myśl. Może dlatego, że była w swoim rodzinnym miasteczku, w którym zaręczyła się niegdyś z Malcolmem, a osiem lat później przespała z Jackiem.

Dawno już pozbyła się wyrzutów sumienia. Uświadomiła sobie, że od zaręczyn z Malcolmem a przelotnym romansem z Jackiem upłynęło sporo czasu. A poza tym doszła do wniosku, że nie można zdradzić człowieka, który nie żyje.

Pocałowała w czoło synka, a potem usiadła obok Keene’a i spojrzała na jego partnera, który był podobnie jak ona miłośnikiem sprawności fizycznej.

- Czyżbyś namówił Noaha do uczestnictwa w jednym z twoich morderczych treningów? – spytała z uśmiechem.

- Owszem. Goniliśmy mewy. To jego ulubiona zabawa.

Dowiedziawszy się, że Peyton nie ma żadnych planów na lato, Simon i Keene zaprosili ją do Hatfield, udostępniając jej mieszkanie nad barem. Wzięli na siebie część opieki nad dzieckiem, dzięki czemu mogła wypocząć i nadrobić zaległości w lekturze.

Bała się, że po przeprowadzce do Chicago będzie mogła liczyć tylko na siebie. Wspominać swojego ojca, Harry’ego, Malcolma i cudowną przygodę erotyczną, jaką przeżyła z Jackiem.

Doszła jednak do wniosku, że dzień jest zbyt piękny, aby rozmyślać o Harrym i jego nielojalności, o Malcolmie, Jacku i przeszłości.

Niebo było błękitne, a ona spędzała czas w towarzystwie najbliższych przyjaciół. Ludzi, którzy ją kochali, a co ważniejsze, kochali jej synka.

Uśmiechnęła się do Simona i Keene’a, zdając sobie sprawę, że dzięki nim jest niemal szczęśliwa. Gdyby mogła znaleźć dobrą pracę w Hatfield, zostałaby tam bez chwili wahania. Niestety to turystyczne miasteczko, zatłoczone w lecie, a puste w miesiącach zimowych, nie potrzebowało wielu znawców sztuki.

- Macie bardzo poważne miny – stwierdziła, zerknąwszy na twarze przyjaciół.

Simon i Keene wymienili znaczące spojrzenia. Kiedy jeden z nich kiwnął głową, zachęcając drugiego do zabrania głosu, wiedziała, że chodzi o ważną sprawę.

- Dotarła dziś do nas wiadomość, którą musimy ci przekazać, pozostawiając decyzję w twoich rękach – zaczął Simon.

Widząc wyraz jego twarzy, doszła do wniosku, że pewnie usłyszy zaraz o śmierci Harry’ego. Nie była pewna, czy przyjmie tę informację z ulgą, ze smutkiem czy z obojętnością.

- Do Hadfield przyjechał Jack Grantham, a wiemy z pewnego źródła, że zamierza tu zostać przez jakiś czas.

Jack. Jack wrócił. Do Hatfield.

To nie może być prawda. Zgodziła się spędzić lato w rodzinnych stronach tylko dlatego, że Simon, który był policjantem, zapewnił ją, iż Jack rzadko je odwiedza i wpada do Calcott Manor jedynie po to, aby złożyć przelotną wizytę swojej babce Avangeline.

Lato było dla branży turystycznej okresem najbardziej wytężonej pracy, więc hotelowe imperium Jacka i Foxa wymagało ich stałej obecności za sterami.

- Peyton, twoja postawa jest absurdalna! – zawołał Simon, widząc jej minę. – Musisz mu powiedzieć prawdę. Tobie przyda się wsparcie finansowe, a on ma prawo wiedzieć, że jest ojcem Noaha. Nie wolno ci tego przed nim ukrywać.

Peyton wiedziała, że Simon i Keene bardzo chcieliby mieć dziecko i badają możliwości jego zdobycia drogą sztucznego zapłodnienia. Zdawała też sobie sprawę, że bardzo kochają Noaha, ale nie znają całej prawdy o jej stosunkach z rodziną Granthamów ani przyczyn, dla których rozstała się z Malcolmem, a Avangeline uznała ją za winną jego śmierci.

- Nie mogę wtajemniczyć Jacka we wszystkie szczegóły – oświadczyła, potrząsając głową. – Taka możliwość nie wchodzi w rachubę.

_Ty ponosisz winę za śmierć Malcolma i nigdy ci tego nie wybaczę. Nie mogę ci zabronić mieszkania w Hatfield, ale masz się trzymać z daleka od moich wnuków. Możesz uczestniczyć w pogrzebie Malcolma, ale nie wolno ci odgrywać żadnej roli w jego przebiegu ani rozmawiać z żadnym z członków jego rodziny. Nie będziesz też kontaktować się nigdy z kimś, kto nosi nazwisko Grantham. Jeśli to zrobisz, zniszczę ciebie i wszystkich, których kochasz._

Avangeline wygłosiła to ostrzeżenie spokojnym i opanowanym głosem. Peyton wiedziała, że jej pogróżki nie są pustymi słowami, gdyż jako miliarderka dysponuje środkami umożliwiającymi spełnienie tej groźby.

Peyton miała wtedy dziewiętnaście lat i była śmiertelnie przerażona. Teraz, po upływie dekady, pamiętała doskonale wypowiedź babki i nadal odczuwała lęk.

Gdyby Avangeline dowiedziała się o jej przelotnym romansie z Jackiem, dostałaby szału. Byłaby jeszcze bardziej oburzona, gdyby usłyszała, że Noah jest jej prawnukiem.

Serce Peyton biło tak głośno, że zagłuszało tok jej myśli. Odstawiła filiżankę i z całej siły zagryzła wargi.

Próbowała sobie wmówić, że jej obawy są przesadne, ale nie zdołała. Avangeline uchodziła za jedną z najbardziej potężnych kobiet świata i była znana z bezwzględności. Miała dość pieniędzy i znajomości, by zamienić życie Peyton w piekło.

Jako posiadaczka jednej z najcenniejszych prywatnych kolekcji dzieł sztuki współpracowała z najlepszymi muzeami. Z pomocą krótkiej rozmowy telefonicznej mogła podkopać zawodową reputację Peyton, pozbawić ją funkcji kustosza i uniemożliwić jej kontakty z wszystkimi liczącymi się galeriami malarstwa, a nawet otwarcie kiosku z muzealnymi pamiątkami kupowanymi przez turystów.

Peyton nie miała pojęcia, jak zareagowałaby Avangeline na wiadomość, że Jack ma syna. Jako osoba demonstrująca nadopiekuńczy stosunek do rodziny mogła nakłonić Jacka do ubiegania się o prawo do opieki nad Noahem, a Peyton nie miała środków na batalię sądową.

Była dobrą matką, nawet bardzo dobrą, ale nie mogła liczyć na wygranie z rodziną dysponującą wielkim zapleczem finansowym.

Avangeline zapowiedziała też, że zniszczy wszystkich bliskich jej ludzi, a ta deklaracja stanowiła bezpośrednie zagrożenie dla Simona i Keene’a. Simon pracował jako detektyw w miejskiej komendzie policji podlegającej władzom Hatfield. Avangeline sponsorowała poczynania rady miejskiej i wspierała polityków zajmujących najwyższe stanowiska, mogła więc utrudnić mu życie i zmusić do opuszczenia Hatfield.

- Nie mam zamiaru ujawnić tożsamości ojca Noaha – oznajmiła. – Nie będę…

- Możesz zostać do tego zmuszona, bo krążą pogłoski, że jest nim Jack – przerwał jej Keene.

- Co masz na myśli?

- To, co usłyszeliśmy dziś rano – odparł Simon, wzruszając ramionami. – Ktoś zna prawdę i zaczyna plotkować.

- Nikt nie może znać prawdy! – zawołała drżącym głosem Peyton. – Nikt!

- Ktoś najwyraźniej ją zna i zaczyna się nią dzielić – mruknął Keene, kładąc rękę na jej ramieniu.

- Ale dlaczego właśnie teraz? – spytał Simon, marszcząc brwi. – Peyton jest w mieście od dwóch miesięcy. Dlaczego nagle usłyszeliśmy te plotki w dniu, w którym Jack Grantham odwiedził Calcott Manor? Ta zbieżność wydaje mi się podejrzana.

Peyton miała ochotę wziąć Noaha na ręce i uciec, lecz wiedziała, że zabraknie jej sił już po kilku krokach. Czuła się jak sparaliżowana.

- Dlaczego jesteś taka wystraszona, kochanie? – spytał Keene. – Czy coś przed nami ukrywasz?

Zdawała sobie sprawę, że w obecnej sytuacji może ujawnić przed przyjaciółmi całą prawdę i powiedzieć im o groźbach Avangeline. Ale strzegła swojej tajemnicy już od tak dawna, że nie przychodziły jej na myśl właściwe słowa.

Nie ulegało wątpliwości, że Jack dowie się wkrótce o tym, że ma syna, zapewne od Jacinty, gospodyni Calcott Manor i osoby doskonale poinformowanej o wszystkim, co działo się w miasteczku.

- Zaprzeczę tym pogłoskom i będę mówić, że ojcem Noaha jest pewien surfer, którego poznałam w Los Angeles. Jeśli to zrobię, mieszkańcy Hatfield szybko zapomną o całej sprawie i dojdą do wniosku, że ktoś rozpowszechnia nieprawdziwe informacje.

- To może okazać się skuteczne – zauważył bez przekonania Simon. – Ale twój plan ma słabe strony. Powielając nieprawdziwą wersję wydarzeń, odbierasz Jackowi i Noahowi szansę na nawiązanie rodzinnych stosunków. Jack umie liczyć, więc szybko się zorientuje, że chłopczyk został poczęty w okresie waszej bliskiej znajomości. Poza tym Noah wygląda jak typowy Grantham. Ma nos, rysy i oczy Jacka. Możesz wmawiać ludziom, co tylko chcesz, ale oni prędzej czy później dodadzą dwa do dwóch. Podobieństwo między Jackiem i Noahem po prostu rzuca się w oczy.

Peyton zaklęła w duchu. Nie miała pojęcia, jak wybrnąć z tej fatalnej sytuacji.ROZDZIAŁ DRUGI

Żałowała, że dowiedziała się, jakim człowiekiem był jej idol. Robił fatalne wrażenie. Dlaczego chirurdzy są tacy zadufani? Walter zachowywał się podobnie. A mimo to dała się omamić. Charyzma i szelmowski uśmiech przyćmiły jego arogancję.

Nie chciałaby się taka stać. Doktor Spike to też zwykły dupek. Zaśmiała się. Jej ojciec, profesor literatury angielskiej, byłby przerażony tą obelgą. „Penny, jesteś przecież wykształcona… Miej trochę klasy”, usłyszałaby.

Próbował z niej zrobić damę, co było hipokryzją z jego strony. Patrząc na to, jak potraktował jej matkę, daleko mu było do dżentelmena. Nie chciała o nim myśleć. Zwłaszcza nie pierwszego dnia pracy w Fort Little Buffalo. Życie prywatne wpłynęło już na jej pracę w Calgary. Nie pozwoli, by to się powtórzyło. Musi pracować z doktorem Spikiem, to wszystko. Ich relacja będzie czysto zawodowa, jak z innymi. Dostała już nauczkę. Może ufać tylko sobie i matce.

Usłyszała brzęk telefonu. Wiadomość od Waltera.

_Hej! Patrzyłaś na dokumenty, które przesłałem?_

Westchnęła.

_Nie. Mam dużo pracy._

_Ja też. Proszę, sprawdź pocztę._

_Z_abolało ją serce. Te esemesy były takie chłodne. Kiedyś myślała, że Walter ją kocha.

_Właśnie zaczęłam zmianę. Siądę do tego, obiecuję._

_Dziękuję. Jesteś wspaniała._

Wcale nie czuła się wspaniale. Jak się od niego odciąć, jeśli on cały czas do niej pisze?

Wzięła do ręki następną kartę. Fort nie był wielkim szpitalem, ale przyjeżdżało tu sporo pacjentów z okolicznych miejscowości. Jest co robić. To dobrze, bo chce skupić się na pracy. Nie lubiła, kiedy dzieci chorują. Pomaganie im sprawiało jej niezwykłą radość.

– Cześć, Marcus – przywitała się z pacjentem, odsuwając zasłonkę wokół dużego łóżka.

Leżący na nim chłopiec wydawał się bardzo mały. Jak na pięciolatka zachowywał się niezwykle spokojnie. Był zlany potem i miał lekki kaszel. Wykluczyła krztusiec.

Nie gorączkował. Po teście antygenowym wiadomo było, że to nie wirus, dlatego mogła go badać bez maseczki. Osłabiony Marcus uśmiechnął się do niej, po czym schował głowę w ramieniu mamy.

– Jestem doktor Burman – powiedziała, przysuwając krzesło do łóżka. – Co was tu sprowadza?

– Astma. Tak mi się wydaje. Parę lat temu przyjechał do nas rejonowy lekarz i wspominał, że to może być astma. Miał wrócić, ale już go nie spotkałam.

– Skąd taka diagnoza? – Penny zaczęła notować.

– Myślałam, że to zapalenie płuc. Już je przechodził jako noworodek. Mamy inhalator. Ostatnio coraz częściej go potrzebuje.

Penny wzięła urządzenie do rąk i zapisała nazwę leku.

– Dostaje maksymalną dawkę i dalej ma problemy z oddychaniem? Zrobimy badania układu oddechowego. Wiem, że mieszkacie daleko, więc zatrzymamy Marcusa w szpitalu. Zlecę też testy alergologiczne.

– Będzie bolało? – zapytał Marcus świszczącym głosem.

– Nie. Teraz są nowe testy i nie bolą. Możesz mieć potem trochę swędzących plam na ramieniu, najwyżej coś ci na to przepiszemy. Czy mogłabym cię osłuchać?

Marcus kiwnął głową i usiadł. Penny założyła stetoskop. Z klatki piersiowej dziecka wydobywał się świst. Nie mogła zdiagnozować astmy bez badań, ale rzeczywiście było tam coś, co utrudniało oddychanie.

– Zlecę prześwietlenie klatki piersiowej. Chciałabym się upewnić, że nic tam nie ma.

– Dziękuję, pani doktor – powiedziała matka.

– Zatrzymamy go na obserwacji. Zobaczymy, ile czasu zajmie zrobienie badań. Może pani z nim zostać.

Kobieta odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję. Podróż samolotem zajęła nam pięć godzin…

– Rozumiem. Dowiemy się, co mu dolega – obiecała Penny, uśmiechając się.

Zasunęła zasłonkę i wyszła, po czym spisała instrukcje i przekazała je pielęgniarce. W Calgary nie mogłaby go zatrzymać, ale tu nie było wyboru. Poza tym w karcie Marcusa odnotowano niski poziom tlenu.

– Testy alergologiczne? – usłyszała głos zza pleców.

– Tak.

– Kto je przeprowadzi? Nie mamy tu alergologa.

– Ja. Pracowałam z alergologami w Calgary. Jeśli mamy odpowiedni sprzęt…

– Nie mamy – przerwał jej z żalem.

– I nie ma na to żadnego sposobu? – zdziwiła się.

– Szpitale w Yellowknife i Hay River mają sprzęt. Jeśli to pilne, możemy sprowadzić go samolotem.

Posmutniała i wręczyła mu kartę chłopca.

– Pacjent i jego matka przylecieli z odległej wioski. Chłopiec od dawna ma problemy z oddychaniem. Rejonowy lekarz zdiagnozował astmę, ale nikt z tym nic nie zrobił.

Atticus spojrzał na kartę i zmarszczył brwi.

– To pilne – oznajmił.

– Też tak uważam.

Penny po raz pierwszy zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Może Pan Dupek nie jest jednak tak bezduszny?

– Okej, dobrze. Zadzwonimy do Hay River i Yellowknife, ale nie wiem, czy będą mogli zająć się wysyłką. Lubi pani latać?

– Jestem przyzwyczajona. Czemu pan pyta?

– Mogę panią tam zabrać.

– Jak to? – spytała podejrzliwie.

– Mam samolot i licencję pilota. Wzięła go pani na obserwację do szpitala, prawda?

– Tak. – Była w szoku. Atticus Spike jest pilotem?

– Dobrze. Po dużurze polecimy do Hay River albo Yellowknife i weźmiemy to, co potrzebne, żeby jutro przeprowadzić testy.

– Okej.

Ruszył z powrotem do pacjentów, a Penny stała jak wryta. Jeszcze parę godzin temu był dziwakiem z fajnym psem. Potem stał się gburowatym lekarzem. A teraz zachowywał się jak pomocny i wspierający kolega?

Zakręciło jej się w głowie. Wysyłał sprzeczne sygnały, a ona nie wiedziała, jak je interpretować. Telefon znów zabrzęczał, ale go zignorowała. Nie ma teraz czasu na Waltera, zaczynał ją irytować. Pomaga mu ze względu na pacjenta i zarząd szpitala, ale nie będzie z nim rozmawiać.

– Doktor Burman, wszystko w porządku? – spytała pielęgniarka Rachel z dyżurki.

– Chyba tak – odparła, kiwając głową, po czym się wyprostowała. – Czy mogłaby pani mnie skontaktować z immunologią w Hay River i Yellowknife? Proszę powiedzieć, że to pilne.

– Oczywiście. Przekieruję połączenie, jak tylko uda mi się do nich dodzwonić. – Rachel uśmiechnęła się do niej.

– Dziękuję. – Poszła do następnego pacjenta. Przywykła, że w Calgary wszystko miała na wyciągnięcie ręki, a kiedy potrzebowała czegoś z innego szpitala, można to było wysłać kurierem. Tutaj zdobycie podstawowych rzeczy wymagało podróży samolotem.

Sam lot nie był dla niej problemem. Gorzej, że musi go odbyć z Atticusem. Pozostawało mieć nadzieję, że nie wkurzy jej na tyle, by chciała go udusić. Przynajmniej nie podważa jej decyzji. Doceniała to. Była zwykłą lekarką, a on zaufał, że wie co robi. W Calgary zdarzało się, że główny chirurg i zarząd nie traktowali jej słów poważnie.

Nie była zbyt pewna siebie, choć nie dawała tego po sobie poznać. Całe życie pracowała, by wyleczyć się z kompleksów. Bezskutecznie próbowała zaimponować ojcu. Zachowała się jak idiotka, zakochując się w Walterze. Nie chciała o tym myśleć. Ma zadanie do wykonania i wykona je najlepiej, jak się da. Nawet jeśli oznacza to podróż awionetką z facetem, który ją irytuje.

Nie mógł uwierzyć, że zaproponował Penny podróż swoim samolotem. Do tej pory leciał nim tylko z siostrą, jej mężem, siostrzenicami i Horacym. Tymczasem właśnie zaproponował wspólny lot do Hay River albo Yellowknife kobiecie, od której miał trzymać się z daleka.

To dla pacjenta, pamiętaj. Jak długo chodzi o pracę, wszystko będzie w porządku. Jest jego współpracownicą. Przepiękną, to fakt. Obserwował ją przez całą zmianę. Nie mógł odwrócić od niej wzroku, co go denerwowało.

Czy naprawdę nie dostał nauczki? Na Sashę też nie mógł przestać patrzeć. Różnica polegała na tym, że Penny nie zwracała na niego uwagi. Nie kokietowała go jak Sasha, kiedy się poznali. Penny z nim nie flirtuje, co za ulga. Skupiała się na pracy i na telefonie. Wyglądało na to, że komórka ją rozprasza i frustruje. To nie jego sprawa.

Podszedł do dyżurki, w której Penny przeglądała notatki. Była sama. Chyba go nie zauważyła.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Tak – odparła, nie odrywając oczu od notesu. – Siostra Rachel mówi, że Hay River ma wszystko, czego potrzebuję.

– Fantastycznie. – Wziął głęboki oddech. Nie mógł zakazać jej korzystania z telefonu, bo wtedy wydałoby się, że ją obserwuje. Czemu tak go to interesuje?

– Coś jeszcze? – Spojrzała na niego. Była na tyle blisko, że dostrzegł złote przebłyski w jej brązowych oczach oraz idealnie podkręcone grube rzęsy.

– Wydaje się pani… rozkojarzona.

– Chodzi o telefon? Przepraszam, rozmawiam z chirurgiem z Calgary – westchnęła.

– Tak?

– Pomagam mu przy kilku pacjentach, ale jestem skupiona na mojej pracy tutaj, doktorze.

Miała pomóc w jednym przypadku, ale okazało się, że było ich więcej. Coś mu mówiło, że to uciążliwa współpraca. Wcześniej sprawdził jej CV. Była świetnie wykształcona. Nie musi udowadniać, ile jest warta.

– Wieczorem polecimy do Hay River. – Miał ochotę jej powiedzieć, że wie, jak to jest w nowym miejscu, ale tego nie zrobił. Gdy zaczął pracę w Bostonie, czuł się trochę zagubiony, ale znał swój cel. Chciał być najlepszy. Tak się na tym skupił, że po drodze zapomniał, kim jest i komu może ufać.

Unikał Penny przez resztę dyżuru. Kiedy przyszła następna zmiana, znalazł ją i dał wskazówki, jak dojechać do hangaru, w którym stał samolot. Mieli spotkać się godzinę później.

Kończył przygotowywać samolot. Lecą do Hay River, a nie do Yellowknife. To tylko czterdzieści minut.

Mniej czasu sam na sam.

– Co to za model?

Odwrócił się i zobaczył Penny; trzymała kubki z kawą. Miała na sobie dżinsy i piękny liliowy sweter, który zsuwał się z ramienia. Zrobiło mu się gorąco.

– Zna się pani na samolotach?

– Trochę. Dorastałam w Calgary, ale moi dziadkowie mieli ziemię w górach. Widywałam tam różne awionetki.

– Zdarzyło się pani taką lecieć?

– Dawno temu. – Była trochę zdenerwowana.

– Jestem dobrym pilotem.

– Zobaczymy. Na razie mało o panu wiem. – Jej oczy zaiskrzyły, a on nie zdołał powstrzymać uśmiechu.

– Fakt. Zna pani tylko moją reputację.

– To panu przeszkadza?

– Poza nazwiskiem jestem człowiekiem. Poza tym… – Zatrzymał się, bo nie chciał myśleć o wszystkich tych tak zwanych przyjaciołach z Bostonu.

– Poza tym co?

– Nieważne. – Nie podobało mu się, że jest wobec niej szorstki, zwłaszcza że sam zaproponował pomoc, ale tak będzie najlepiej. Nie przyjechała tu na stałe, a on nie szuka przyjaciół. Nie na darmo ma opinię nieprzystępnego.

– Nie wiedziałam, jaką pan lubi, więc wzięłam zwykłą, czarną. – Wręczyła mu kubek.

– Dzięki. Taka jest najlepsza.

– Ja wolę herbatę. Czy mogę jakoś pomóc?

– W zasadzie nie. Teraz czekamy na czas startu, który wpisałem w planie lotu. Mój kumpel w Hay River pożyczy nam samochód, którym pojedziemy do szpitala.

– To może odpowie mi pan, co to za samolot?

– Dlaczego pani pyta?

– Żeby zacząć rozmowę. Nie lubię niezręcznej ciszy. A tak w ogóle to przepraszam, ale nie podoba mi się zabawa w ciepło-zimno.

– Tak? – spytał z lekkim rozbawieniem.

– Tak. Podziwiam pana dorobek, ale jeśli pan myśli, że próbuję tu coś ugrać, to się pan myli. Przyjechałam do pracy.

– Dlaczego tutaj?

– Nie pana sprawa. Powinno pana interesować tylko to, że traktuję pracę poważnie i jestem świetną specjalistką.

Znowu się uśmiechnął. Nie wątpił w jej kwalifikacje. Miała silny charakter, co mu się podobało, ale dalej był ciekaw, dlaczego ją tu przysłano. Musiał być przecież jakiś powód. Nie wyglądała na osobę, która ot, tak odeszłaby z wielkomiejskiego szpitala. Zależało jej na karierze i wciąż jest związana z Calgary. Poza tym była niezwykle tajemnicza. Kiedyś lubił zagadki, ale teraz nie podobało mu się, że tak bardzo go zaintrygowała.

Wyrzuciła kubek do kosza. Atticus pomógł jej wsiąść do samolotu. Poczuł mrowienie w ciele. Miło było dotknąć jej ręki, ale musiał ją puścić. Robiło się niebezpiecznie.

– Dziękuję. ‒ Zarumieniła się.

Nie odpowiedział, tylko skinął głową i zamknął drzwi.

Usiadł w fotelu pilota i sięgnął po słuchawki.

– Są też jedne dla pani.

Uruchomił silnik i poprosił wieżę o pozwolenie na start. Na szczęście Penny nie wyglądała na zdenerwowaną.

– Rebel One, masz zgodę na start – usłyszeli.

– Przyjąłem. – Atticus zwiększył prędkość. To było piękne popołudnie. Zanim wrócą, zrobi się wieczór.

Pomyślał, że pewnie szybko się ze wszystkim uwiną.

– Rebel One? To brzmi jak z filmu science fiction.

Uśmiechnął się zadowolony, że zrozumiała nazwę.

Była trochę zdenerwowana koniecznością spędzenia czterdziestu minut z Atticusem. Naprawdę nie wiedziała, czy wytrzyma jego humory: raz był słodki i miły, raz gburowaty. Musiała sobie powtarzać, że chodzi przecież o pacjenta. Jej zadaniem jest zbadanie chłopca i sprawdzenie, co wywołuje reakcję alergiczną.

Atmosfera w kabinie była dość niezręczna. Jedyny dźwięk, jaki im towarzyszył, to szum silnika.

– Murphy rebel – powiedział Atticus ni stąd, ni zowąd.

– Słucham?

– Pytała pani, co to za samolot. To murphy rebel.

– Aha.

– Tylko tyle pani powie?

– A co mam powiedzieć?

– Cóż, spodziewałem się bardziej zdecydowanej reakcji.

– Nie znam tego modelu.

– A jakie pani zna?

– Latałam na de havillandach i cessnach.

– A jak się pani podoba ten?

– Całkiem fajny, ale wyrobię sobie zdanie o nim dopiero po wylądowaniu.

Zaśmiał się pod nosem. Może jednak Atticus ma poczucie humoru, w przeciwieństwie do jej ojca i Waltera.

– Powinien się pan częściej śmiać albo uśmiechać. Wygląda pan wtedy bardziej ludzko, nie jak robot.

– Już to gdzieś słyszałem – mruknął.

Wymienili życzliwe spojrzenia. Podobało jej się, kiedy się uśmiechał. Wyjrzała przez okno. Piękny widok.

– Jesteśmy nad rezerwatem Wood Buffalo. Gdybyśmy mieli więcej czasu, polecielibyśmy nad wodospadem Alexandria.

– W porządku. – Korciło ją, by powiedzieć „może następnym razem”, ale powstrzymała się. Żadnego następnego razu nie będzie. Nie przyjechała tu poznawać ludzi. Wspólny lot nad wodospadem to coś, co robią przyjaciele. Albo kochankowie.

Zalała ją fala gorąca. Atticus jest jej szefem, sławnym i doświadczonym chirurgiem, zupełnie jak Walter. To by się źle skończyło. Lepiej go trzymać na dystans. Nic o nim nie wie i tak powinno zostać.

Zmienił trajektorię lotu. Po chwili znaleźli się nad dużą polaną pokrytą białymi plamami.

– To śnieg? – spytała ze zdziwieniem.

– Miewamy dużo śniegu, ale akurat to jest sól.

– Sól?

– To solniska. Niektóre z nich to leje krasowe.

– Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.

– Trochę bardziej na południe, w Albercie, jest ich mnóstwo. Zwłaszcza Pine Lake jest przepiękne. Jeśli będzie pani miała kiedyś okazję, polecam się tam wybrać, zanim zima zablokuje drogi. Latem można nawet pływać w jeziorach. Rzeka jest zbyt niebezpieczna, ma silne prądy.

– Obawiam się, że do tego czasu wrócę do Calgary.

Nastała kolejna niezręczna cisza. Szpitalowi w Fort Little Buffalo zależało na tym, by została i zastąpiła lekarkę, która poszła na macierzyński. Brakowało im wykwalifikowanego personelu. Od razu zaproponowali jej stałą posadę, ale ją odrzuciła. Zaczynała rozumieć, jak trudno jest zatrzymać lekarzy na Północy. Jednak ona pragnęła wrócić do Calgary. I zamierzała to zrobić z podniesioną głową.

Do końca lotu już ani razu się nie odezwała. To było najdłuższe czterdzieści minut w jej życiu.

Ucieszyła się, kiedy na horyzoncie wyłoniło się Hay River, a Atticus poprosił wieżę o pozwolenie na lądowanie.

Chciała jak najszybciej dostać się do szpitala, wziąć testy alergiczne i wrócić do Buffalo, by zabrać się do roboty i mieć już te nieszczęsne pół roku za sobą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: