Szalona noc i reszta życia - ebook
Szalona noc i reszta życia - ebook
Właściciel hoteli Finn Calvert dowiaduje się o śmiertelnej chorobie ojca. Próbuje zagłuszyć ból alkoholem. W barze dosiada się do niego piękna kobieta, Georgie Wallace. Tej nocy znajduje pocieszenie w jej ramionach. Piętnaście miesięcy później Georgie przychodzi ponownie do jego klubu i mówi, że mają syna. Finn jest szczęśliwy, chce stworzyć rodzinę. Ma pretensje do Georgie, że nie powiedziała mu wcześniej. Ona jednak miała ku temu bardzo poważne powody…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7991-8 |
Rozmiar pliku: | 646 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie mogła oderwać od niego oczu.
Siedząc na obitej karmazynowym aksamitem kanapie przy stoliku, na którym w wiaderku z lodem stała butelka z bąbelkami, Georgie Wallace upiła łyk szampana i czuła, jak buzuje jej w gardle. Puls dudnił jej w rytm dobiegającej z parkietu zmysłowej muzyki. Krew płynąca w jej żyłach była gęsta i gorąca. Takie zapierające dech w piersiach zauroczenie, niemożność skupienia się na rozmowie toczącej się wokół niej, nigdy wcześniej jej się nie przytrafiły.
Ale też nigdy wcześniej nie widziała nikogo takiego, jak on.
Dostrzegła go w momencie, w którym pojawił się w klubie. W jednej chwili śmiała się z czegoś, co powiedział jeden z jej przyjaciół, a w następnej powietrze zaczęło wibrować dziwnym napięciem, które rozpaliło jej zakończenia nerwowe i pozbawiło ją zdolności myślenia. Zlokalizowała jego źródło z precyzją pocisku termolokacyjnego, a jego widok zadał jej zmysłom cios, po którym jeszcze nie zdążyła się otrząsnąć.
Przemierzał teraz salę z dala od niej, dominując nad przestrzenią. Górował nad innymi wzrostem, pewnością siebie i charyzmą. Każdy, kto stanął mu na drodze, instynktownie się usuwał. Nikt nie kwapił się informować go, że dżinsy nie są tu stosownym strojem.
– Jest boski – mruknęła Georgie urzeczona, obserwując, jak usiadł w odległym końcu pełnego gości baru i przywołał barmana ledwo dostrzegalnym uniesieniem głowy.
Oto, kim był. Rządził. Przykuwał uwagę.
I najwyraźniej był spragniony, sądząc z tego, jak zachłannie wypił drinka, który się przed nim pojawił.
– Słucham? – spytała siedząca obok i podrygująca w takt muzyki Carla, jej najdawniejsza i najlepsza przyjaciółka, wyciągając z wiaderka butelkę, by napełnić sobie kieliszek.
– Ten facet przy barze – powiedziała Georgie, nie odrywając od niego wzroku.
– Który?
Czy to nie było oczywiste?
– Na końcu po lewej. Ciemne włosy, koszula w kratkę.
– Wielki i barczysty, z podwiniętymi rękawami?
– To on.
Carla wstawiła butelkę do wiaderka i rozsiadła się wygodnie.
– Jak na mój gust jest trochę za bardzo potargany – powiedziała. – Ale ma ładne plecy. I bary.
– Nawet bardzo. – Z muskułami wyraźnie rysującymi się pod opinającą je bawełną stanowiły najwspanialszy komplet ramion, jakie Georgie kiedykolwiek widziała.
– Przyjrzałaś się jego twarzy?
– Nie do końca. – Kiedy ją mijał, mignął jej zarys mocno zarysowanej męskiej szczęki i prostego nosa.
– Szkoda, że siedzi tyłem.
– Fakt. Ale i tak jest za daleko, by dostrzec szczegóły.
Georgie chętnie przyjrzałaby mu się uważnie. Równie intrygująca, jak jego sylwetka, wydawały się powściągliwość i spokój, jakie z niego emanowały, kiedy tak siedział samotnie przy barze.
Kim on jest?
Co tutaj robi?
Czy ma ochotę na towarzystwo?
Na tę myśl serce zabiło jej mocniej. Przed laty, jako zbuntowana nastolatka, bez zastanowienia zaczepiała przystojnych mężczyzn w barach, flirtując z nimi. Była w tym świetna. Skończyła z tym w wieku szesnastu tak, kiedy postanowiła dorosnąć. Z zamiłowaniem do zasad, którego brakowało w jej wychowaniu, rozwinęła, ku przerażeniu jej rodziców hippisów, karierę prawniczą. Powoli konstruowała sobie plan na życie, jakiego pragnęła. Miewała randki, a nawet związki. Ale to były banalne romanse z kolegami z uczelni czy znajomymi przyjaciół, a nie z facetami poderwanymi w barach. Żaden nie przyprawiał jej o przyspieszone bicie serca. Ostatni związek z miłym, ale koniec końców nieciekawym bankierem zakończył się przed rokiem, a ona ani nie rozpaczała nad jego rozpadem, ani nie szukała kolejnego. Przez ostatnich dwanaście miesięcy była tak pochłonięta pracą, którą uwielbiała, i tak zdeterminowana, by otrzymać awans, że nie poświęcała płci przeciwnej ani chwili zastanowienia. Nie chciała się rozpraszać. Nie potrzebowała kłopotów.
Jednak dziś wieczorem, gdy awans miała już w kieszeni i mogła zdjąć nieco nogę z gazu, pomyślała, że nie ma nic przeciwko temu.
– Fajna muza – powiedziała Carla, reagując na zmianę muzyki jeszcze energiczniejszym podrygiwaniem. – Zatańczymy?
Ale Georgie miała ochotę na coś innego. Udanie się na parkiet z przyjaciółmi i wyrzuceni z pamięci ponurego przystojniaka przy barze było rozsądną opcją. Ale nie chciała o nim zapomnieć i choć raz chciała nie być rozsądna. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio doświadczyła tak upajającego dreszczyku seksualnego podniecenia. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej tego brakowało. Poza tym miała dzisiaj urodziny. Jeśli nie mogła zaszaleć dziś wieczorem, to kiedy?
– Może później – odparła podekscytowana.
Carla otworzyła szeroko oczy.
– Przecież uwielbiasz tańczyć.
– Może podejdę i sprawdzę, czy uda mi się go rozweselić.
– Serio?
– Dlaczego nie?
– On nie wygląda na eleganckiego profesjonalistę, do jakich ostatnio startujesz. Sprawia wrażenie… nieokiełznanego.
– Wiem. – I to ją właśnie pociągało.
– Jesteś pewna?
– Aha. – Tak jakby. Jej zdolności konwersacyjne były ciut zardzewiałe, a on mógł nie mieć nastroju na towarzystwo. Mógł też być zajęty. Ale co najgorszego mogło się zdarzyć? Jeśli się jej nie powiedzie, zawsze może wzruszyć nonszalancko ramionami i wyjść. A jeśli ekscytacja, jakiej doświadczała, okaże się wzajemna…?
– Myślałam, że skończyłaś już z takimi akcjami.
– Chcę z nim tylko porozmawiać. – No cóż, przynajmniej na początek.
– Jasne – mruknęła Carla z kpiącym uśmiechem, którego Georgie nie mogła nie odwzajemnić. Odstawiła kieliszek i poderwała się na nogi.
– Życz mi szczęścia.
– Nigdy nie było ci potrzebne. Tylko…
– No co?
– Gdyby to jednak nie była tylko rozmowa i wyjdziecie stąd, zanim wrócimy z parkietu, wyślij mi jego zdjęcie i nazwisko. I zadzwoń do mnie rano.
Nieświadomy otaczającej go wrzawy Finn Calvert wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w swojego drinka. Zwykle uporządkowane myśli kłębiły mu się w głowie chaotycznie i nie mógł się skupić.
Dwanaście miesięcy, najwyżej osiemnaście. Tylko tyle czasu zostało jego ojcu.
Szczegóły rozmowy telefonicznej sprzed godziny, która rozdarła jego świat na strzępy, obijały mu się rykoszetem po głowie.
Cztery tygodnie temu, o czym nie wiedział, jego ojciec poszedł do lekarza, skarżąc się na przedłużający się kaszel i płytki oddech. Badania wykazały raka płuc. Z przerzutami. Nieuleczalnego.
Finn jako dziecko stracił matkę i ojciec był jego jedyną rodziną. Wychowywał go samotnie i wyciągał z kłopotów, w które Finn wpadał jako zbuntowany nastolatek. Kiedy w wieku osiemnastu lat postanowił kupić wystawiony na sprzedaż bar, w którym pracował, ojciec został jego pierwszym inwestorem. Przez całe lata był dla niego wsparciem i niewzruszoną opoką, łączyła ich głęboka więź.
A teraz umierał, a Finn, z całym swoim bogactwem, wpływami i sukcesami, nie mógł nic na to poradzić.
Walcząc z emocjami, splotem bezradności, niesprawiedliwości i wściekłości, zacisnął zęby i mocniej chwycił szklankę. Dlaczego ojciec tak długo zwlekał z wizytą u lekarza? Dlaczego nie powiedział mu, że nie czuje się dobrze? I jak on sam mógł nie zauważyć, że coś było nie tak? Ojciec bywał skryty i trzymał fason, ale to nie było wytłumaczenie. Finna nie usprawiedliwiał również nawał pracy przy renowacji zaniedbanego paryskiego hotelu, która absorbowała go tak dalece, że nie miał czasu na nic innego. Powinien był znaleźć czas. Powinien częściej odwiedzać ojca. Wtedy mógłby coś zauważyć.
A teraz było już za późno, a alkohol, wbrew jego nadziejom, nie stłumił w nim poczucia winy ani żalu. Chciał się tylko znieczulić. Na dzisiejszy wieczór. Rano będzie czas na stoicyzm i aspekty praktyczne. Ale whisky nie działała, ból był tak samo przeszywający jak godzinę temu, a ucisk w klatce piersiowej narastał.
Przychodząc tutaj, wybrał złe miejsce, pomyślał, dopijając drinka. Muzyka rozbrzmiewała za głośno, za dużo było tu radości i śmiechu. Powinien poszukać jakiegoś ustronnego baru, gdzie mógłby siedzieć sobie w mroku, a alkohol płynąłby bez przeszkód.
Powinien stąd wyjść.
– Cześć.
Już wstawał z miejsca, kiedy dobiegł go ciepły głos, przebijając się przez mgłę kłębiącą się w jego głowie. Zamarł w pół ruchu. Seksowny kobiecy tembr głosu zaatakował nisko jego trzewia, rozgrzewając mu krew i rozpalając ekscytujące doznania.
Uniósł głowę. Stała o krok od niego, emanując oszałamiającą kombinacją żaru, pewności siebie i żywiołowości. Spojrzał na jej ciemne bujne włosy, olśniewający uśmiech i krótką czarną sukienkę z cekinami i nagle zalała go fala pożądania tak silnego, że niemal zwaliła go ze stołka.
Zatracił się w aksamitnej głębi jej piwnych oczu. Niezdolny odwrócić wzroku poczuł, jak puls mu zwalnia. Hałas, głośna muzyka, otoczenie – wszystko się rozmyło. W głowie czuł pustkę, poza dziwnym wrażeniem, że ją rozpoznaje. Co było niedorzeczne, bo przecież się nie znali. Ale mogli poznać się bardzo dobrze. Bo intensywny pociąg, który nim wstrząsnął, nie był jednostronny. Ona też musiała to czuć. Pomijając fakt, że to ona do niego podeszła, widział to w jej pulsujących źrenicach, zarumienionych policzkach i trzepotaniu pulsu u podstawy szyi. Słyszał to w jej przyspieszonym oddechu. Leciutko nachyliła się w jego kierunku i nagle przyszło mu do głowy, że istniał inny sposób, by osiągnąć znieczulenie, jakiego potrzebował. Może noc namiętnego seksu i oszałamiającej rozkoszy podziała tam, gdzie alkohol zawiódł. Sama myśl o tym odsunęła na bok druzgocącą diagnozę postawioną ojcu i jego własną na nią reakcję.
– Cześć – powiedział, obdarzając ją leniwym uśmiechem, który zwalił z nóg już niejedną kobietę, a dziś wieczorem był nie mniej skuteczny, sądząc po iskierkach, które pojawiły się w jej oczach.
– Czy mogę się przysiąść?
– Nic nie sprawi mi większej przyjemności.