Szalone fantazje - ebook
Szalone fantazje - ebook
Związek Spence’a i Abby zapowiadał się wspaniale. Pewnego dnia jednak Spence zastał Abby w biurze w niedwuznacznej jego zdaniem sytuacji. Oskarżył ją o zdradę, nie słuchał jej wyjaśnień i wyjechał. Gdy po jakimś czasie wrócił, Abby stara się go unikać. Trudno im się porozumieć, nie ufają sobie. Obecność Spence’a wywołuje w Abby złość, ale też budzi się w niej dawna namiętność...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4663-7 |
Rozmiar pliku: | 804 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spencer Jameson nie przywykł do tego, by go ignorowano. Wrócił do Waszyngtonu przed trzema tygodniami, by pomóc najstarszemu bratu Derrickowi. Potem zamierzał znów wyjechać.
Tak wyglądało jego życie. Wciąż w ruchu. Gdyby spędził zbyt wiele dni w biurze, niewykluczone, że wpadłby na ojca. Eldrick Jameson niedawno przeszedł na emeryturę i właśnie ożenił się po raz czwarty. Ale tym razem to nie drogi tatuś stanowił problem. Nowa żona namówiła Eldricka na przeprowadzkę na Tortolę, wyspę oddaloną o niemal dwa i pół tysiąca kilometrów. To było wystarczająco daleko, choć Spence wolałby, by odległość była jeszcze większa.
Jednak tego dnia zmagał się z innym problemem. Z Abigail Rowe, która ostatnio udawała, że on nie istnieje.
Kluczami pożyczonymi od kierownika biura otworzył drzwi opuszczonej szkoły podstawowej w północnowschodniej części miasta. Budynek stał pusty od dwóch lat, zgodnie z przepisami otoczony był czerwoną taśmą. Derrick chciał go kupić i przebudować wnętrze sporej nieruchomości, by zmienić jej charakter. Spence był na miejscu umówiony z szefem ekipy, która miałaby zająć się tym projektem, a właściwie z szefową, która nie miała pojęcia, że to z nim się spotka.
Prowadziły go głosy, grzmiący męski śmiech i dźwięczny śmiech kobiecy. Oparł się o ścianę korytarza i ostrożnie zerknął do pomieszczenia, które zapewne było stołówką. Tynk odpadał ze ścian, farba się łuszczyła. Stare plakaty częściowo zdarte ze ściany ledwie trzymały się przylepione taśmą klejącą. Rzędy stolików i ławek zastąpiono jednym składanym stolikiem i dwoma krzesłami, które na oko nie wytrzymałyby ciężaru dorosłej osoby.
W pomieszczeniu stała kobieta. Miała na sobie granatowy kostium ze spódnicą tuż nad kolano. Była uosobieniem perfekcyjnego połączenia profesjonalizmu i seksapilu. Stała do Spence’a tyłem, ale ten widok bardzo mu się podobał. Nic się nie zmieniła.
Włosy spływały nieco poniżej ramion, końcówki lekko się kręciły. Kiedyś były ciemniejsze, rozświetliła je jaśniejszymi pasemkami. Pochyliła się, by pokazać coś stojącemu obok mężczyźnie, ale ten chyba jej nie słuchał. Ona coś tłumaczyła i pokazywała, a on gapił się na jej nogi, a potem wyżej.
Spence go rozumiał, a jednak to nie w porządku. Ten gość prosi się o cios w zęby. Nagle mężczyzna podniósł wzrok i odwrócił się, jakby wyczuł, że jest obserwowany. Jasnowłosy i niebieskooki, po trzydziestce, wyglądał jak wielu z tych, którzy przesiadują w barach w centrum miasta, rozglądając się za młodą stażystką z Kapitolu. Jak ktoś, kto przechwala się historiami z college’u, jakby to, jaką szkołę skończył, definiowało go dekadę później.
Spence znał ten typ mężczyzn. Czarujący, obrotny, szukający łatwego seksu. Wiedział to, bo był taki sam. Wyrósł z tego na długo przed trzydziestką.
Mężczyzna uniósł brwi i zawahał się, po czym posłał Spence’owi szeroki uśmiech.
– Dobry wieczór.
Abby gwałtownie się odwróciła. Zdziwienie na jej twarzy w ciągu sekundy ustąpiło miejsca złości.
– Spencer?
Trudno to nazwać miłym powitaniem, a jednak na moment zabrakło mu tchu.
Pracowali razem przez wiele miesięcy. Codziennie miał chęć złamać zasady i zaprosić ją na randkę. Zbliżał się, a potem się wycofywał, wyczuwając, że przekroczył granicę. Potem ona zrobiła ruch. Dotknęła go niby przypadkiem. Musnęła pocałunkiem. Z trudem nad sobą panował i czekał, bo musiał uważać. Pragnął jej od pierwszej chwili. Po tylu miesiącach nic się nie zmieniło, co tylko go zdenerwowało.
Jej zdrada nie zabiła tego, co do niej czuł, choć bardzo sobie tego życzył.
– Spencer Jameson? – Mężczyzna podszedł do niego z wyciągniętą ręką. – Bardzo mi miło.
– Naprawdę? – Spence uścisnął mu dłoń, patrząc na Abby, która powinna tu być z ekipą, a nie z tym gościem.
– Nie wiedziałam, że do nas dołączysz – oznajmiła zirytowanym głosem.
Napięcie tak wzrosło, że w pomieszczeniu zrobiło się duszno. Spence starał się nie zatrzymywać na niej wzroku.
– Gdzie są pozostali?
– Słucham?
– Derrick mówił…
– Rylan Stamford jest inżynierem ochrony środowiska, ocenia lokalizację pod tym względem. – Abby udało się przekazać informację odpowiednio cierpkim tonem.
Profesja Rylana nie tłumaczyła jednak, czemu wcześniej wyglądał, jakby chciał rzucić się na Abby.
– Na naszą prośbę?
– Z ramienia miasta – wyjaśniła.
Rylan uśmiechnął się szerzej.
– Ale blisko współpracuję z Abby.
Tak, Spence już nie znosił tego gościa.
– Z pewnością.
Abby westchnęła dość głośno, by zatrzymać tę wymianę zdań. Zaczęła zbierać papiery.
– Potrzebujesz czegoś, Spence?
Najwyraźniej chciała kontrolować rozmowę. Niestety, Spence też chciał to robić.
– Mamy spotkanie.
– My? – Powoli się do niego odwróciła.
– Ja i ty. – Pomysł był ryzykowny, a nawet głupi, ale Spence miał zostać w mieście do porodu przyszłej szwagierki. Narzeczona Derricka była w ciąży wysokiego ryzyka, więc Spence obiecał zdjąć z barków brata część obowiązków.
– Och, rozumiem.
Ten ton… Jakby groziła, że go potrąci autem.
– Nie, nie rozumiesz.
– Naprawdę?
Powitalny chłód jeszcze się pogłębił. Ciekawe, pomyślał rozdrażniony, gdyż to on był stroną, która ucierpiała. Abby go zdradziła. Co prawda nie byli wtedy parą, ale zrobiła tę jedną rzecz, której nie znosił – wykorzystała go, by zdobyć przychylność posiadającego większą władzę Eldricka.
Zerknął na Rylana. Stał w tym swoim idealnym szarym garniturze i fioletowym krawacie. Miał zegarek, jaki wypadało mieć, i modnie ostrzyżone włosy. Jego buty aż lśniły. Pewnie sądził, że to będzie randka albo preludium do randki, a nie nieformalne spotkanie biznesowe.
– Skończył pan? – Spence zwrócił się do Rylana.
– Oczywiście – odparł Rylan pogodnie i położył rękę na ramieniu Abby. – Zadzwonię jutro. – Opuścił rękę i kiwnął Spencerowi głową. – Do widzenia.
– Żegnam pana.
Spence odprowadzał inżyniera wzrokiem. Żaden człowiek nie wzbudził w nim tak nagłej negatywnej reakcji.
Abby oparła dłonie na stoliku.
– Jesteś jak zwykle nietaktowny.
Stanie naprzeciw Abby stanowiło dla niego sprawdzian. Pomimo dzielących ich prawie dwóch metrów miał znajome odczucia. Tęsknota łączyła się z żądzą i zakłopotaniem.
– Przerwałem ci randkę?
Przewróciła oczami.
– Jakbym nie mogła spotkać się z mężczyzną, żeby od razu się na niego nie rzucić.
– Ty to powiedziałaś.
– Czego chcesz? – Westchnęła dość głośno.
Nie dawała za wygraną. Zawsze mu się to w niej podobało. Granice dzielące szefa od podwładnych niewiele dla niej znaczyły. Jeśli chciała coś powiedzieć, nie wahała się. Kiedy się z czymś nie zgadzała, jasno to wyrażała. Była dość taktowna, by nie wygłaszać pełnych złości oświadczeń w biurze, ale nie stanowiła też typu kobiety, która dopieszcza męskie ego.
Dla Spence’a to było seksowne. Nawet jeśli nie panował nad własnym życiem, a relacja z ojcem, która nigdy nie była dobra, uległa całkowitemu rozkładowi.
– Tak rozmawiasz z szefem? – Pomyślał, że spróbuje ustalić pewne granice. Muszą się nawzajem tolerować. Dla niego oznaczało to ignorowanie jej głosu i sposobu, w jaki się poruszała. Zapomnienie, że kiedyś był gotów sprzeciwić się ojcu, byle tylko z nią być.
– A ty jesteś szefem? Ostatnio wybiegłeś z biura, nie oglądając się za siebie. Gdybyś był bohaterem kreskówki, zostawiłbyś po sobie dziurę w ścianie. – Po raz pierwszy się uśmiechnęła.
– Czekała na mnie niespodzianka. – Jeśli to odpowiednie określenie widoku upragnionej kobiety w objęciach własnego ojca.
Nie patrząc na niego, dokończyła układanie stert dokumentów. Leżały teraz równiusieńko.
– Nadal uważasz, że jesteś ofiarą.
– Całowałaś się z moim ojcem.
Zerknęła na niego.
– Po co tu przyszedłeś, Spence?
Nie mógł zaprzeczyć, że tak jak ostatnim razem, gdy rozmawiali – a raczej kłócili się – w jej oczach dostrzegł cień smutku. Lekko opuściła ramiona i przez sekundę nie wyglądała na pewną siebie kobietę, jaką znał.
Nie wiedział, co to znaczy, lecz miał konkretną sprawę do załatwienia.
– To ważny projekt i…
– Pytałam, co robisz w Waszyngtonie. – Podniosła teczki z biurka i przycisnęła je do piersi. – Wróciłeś na stałe?
Nie znosił tego pytania. Derrick też je zadał. Ludzie w firmie o to pytali. Pracownik firmy wypożyczającej samochody chciał to wiedzieć. Spence odpowiedział Abby tak samo jak wszystkim innym.
– Derrick potrzebuje pomocy.
– Nie wyglądasz mi na człowieka, który wszystko rzuca i biegnie komuś z pomocą. – Zmarszczyła czoło.
– Chyba nie znamy się tak dobrze, co?
– Chyba nie. – Pochyliła się i wzięła torebkę.
– Narzeczona Derricka ma kłopoty ze zdrowiem.
Złość zniknęła z jej twarzy. Abby zrobiła krok naprzód z wyciągniętą ręką, ale opuściła ją, nim go dotknęła.
– Jakieś nowe kłopoty z ciążą?
– Wiesz o tym? – O ciąży Ellie można było przeczytać w tabloidach. Losy Jamesonów śledzono od lat. Podkreślano każdy ich błąd. Fotografowano kobiety, z jakimi się spotykali. Ale rodzina nie potwierdziła ciąży, ponieważ sprawa była zbyt osobista. – Przyjaźnicie się?
– Zabrzmiało to, jakbyś się przeraził.
– Cóż, to byłoby trochę krępujące, nie sądzisz?
– Tak krępujące jak ta rozmowa?
Z jakiegoś powodu omal się nie uśmiechnął.
– Cóż, musimy się postarać jakoś dogadywać.
– Czemu? – Wzruszyła ramionami.
Boże, nic a nic się nie zmieniła.
– Czemu? – powtórzył.
– Jesteś tu od trzech tygodni i przez ten czas udawało nam się nie spotkać. Powinniśmy to kontynuować.
Zabrzmiało to obojętnie, a jednak Spence dostrzegł jej pobielałe knykcie. Prawdę mówiąc, z bliska widział dużo więcej. Złote plamki w jej oczach. Lekkie drżenie rąk. Czuł jej zapach, przyprawiającą o zawrót głowy mieszankę imbiru i czegoś słodkiego. Zapach szamponu. Wciągnął go w nozdrza, starając się uspokoić walące serce.
– I kto teraz ucieka?
– Naprawdę chcesz tej rozmowy? Możemy porozmawiać. – Zrobiła kolejny krok i znalazła się trochę za blisko. – To nie ja coś widziałam, nie ja błędnie to zinterpretowałam i nie ja dostałam napadu złości.
W pomieszczeniu zaczynało brakować powietrza.
– Błędnie zinterpretowałem? Całowałaś się z moim ojcem! – zawołał głośno.
Zaraz potem zapadła cisza. Abby wycofała się fizycznie i emocjonalnie. Jakby uszło z niej powietrze.
– Wydaje ci się, że to widziałeś. – To nie było pytanie.
Skok adrenaliny nie pozwolił mu się uspokoić.
– Widziałem to, do diabła.
– Zamknij drzwi, jak będziesz wychodził. – Ominęła go i ruszyła do wyjścia.
– Hej. – Dotknął jej ramienia. Opuścił rękę, kiedy zmierzyła go wzrokiem. – Dobra. Zero dotykania.
– Zero. – Zabrzmiało to jak groźba.
Przyszedł, by z nią porozmawiać. Sprawdził jej plan dnia w komputerze. Pojawił się bez zapowiedzi, myśląc, że dzięki temu zyska przewagę.
– Chcę, żebyśmy traktowali się przyzwoicie. – Siłą woli panował nad głosem.
– Co? Oszukałeś mnie.
– Kiedy? – Spence osłupiał.
– Pozwoliłeś mi wierzyć, że nie jesteś jednym z tych facetów. Prawda jest inna. Jesteś bogaty, przekonany o tym, że zasługujesz na specjalne traktowanie, gotowy w każdej chwili wziąć nogi za pas, związany z tatusiem i rozpaczliwie pragniesz aprobaty. – Wyliczała jego grzechy na palcach.
– Dość tego. – Jego cierpliwość się wyczerpała.
– Moja sugestia jest nadal aktualna. Ignorujmy się.
– Czy to znaczy, że wyjdziesz z każdego pomieszczenia, gdzie ja wejdę? Wycofasz się z projektów, które nadzoruję?
Wzruszyła ramionami.
– Tak będzie najlepiej.
Nie da się zapędzić do kąta. To on jest szefem.
– To ty jesteś winna. – Wskazał na nią palcem.
Abby otworzyła usta. Przez moment stała w milczeniu.
– Nie do wiary – powiedziała w końcu i ruszyła do drzwi.
– Przestań się wściekać i uciekać, porozmawiaj ze mną. – Nie zatrzymywał jej na siłę, choć miał na to ochotę.
– Okej. – Odwróciła się gwałtownie. – Chcesz porozmawiać, to spróbuj. Nie jesteś w tym lepszy niż twój ojciec.
Te słowa zabolały jak cięcie nożem, którego ostrze gładko pokonuje warstwy ubrania i skórę.
– Rozumiem, że możesz nas porównywać, skoro nas obu całowałaś. – Kiedy stała, patrząc na niego, miał ochotę uderzyć jeszcze mocniej. – I co, żadnej riposty?
– Trzymaj się ode mnie z daleka.
– Albo?
– Nie przeginaj, Spence. Może inni się ciebie boją albo chcą zrobić na tobie wrażenie, ale ja wiem lepiej. – Pokręciła głową. – Właściwie ktoś powinien cię kopnąć w tyłek. Mów tak dalej, a ja to zrobię.