- W empik go
Szatan i Judasz. Dolina Śmierci - ebook
Szatan i Judasz. Dolina Śmierci - ebook
„Szatan i Judasz. Dolina Śmierci” to siódma część z 11-tomowego cyklu przygodowego autorstwa Karola Maya. Znani z innych serii bohaterowie przemierzają świat wzdłuż i wszerz – są zawsze tam, gdzie coś się dzieje i gdzie potrzebna ich pomoc. Znakomicie radzą sobie w najtrudniejszych sytuacjach, dzięki czemu udaje im się ocalić wiele istnień. Nagrodą często bywają odnalezione skarby.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-543-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie ulegało wątpliwości, że Tomasz Melton ukrył gdzieś rzeczy Huntera, ale gdzie? – odkrycie tego było zadaniem dosyć trudnym. Liczyłem na pomoc, dowcip i przenikliwość Winnetou i Emery’ego. Przede wszystkim jednak trzeba było sporządzić dokument o sekcji zwłok Huntera. Papier znalazł się w pakach Krüger-beja. Akt został sporządzony w języku angielskim i arabskim i podpisany przez nas wszystkich. Krüger-bej i szejk przypieczętowali podpis swoimi sbawatim. Ufałem, że dokument będzie uznany za prawomocny w Stanach Zjednoczonych. – Chcieliśmy się już zabrać do szukania rzeczy Huntera, gdy zatrzymał nas szejk:
– Spełniłem swoją powinność i będę spełniał nadal. Ale teraz proszę, abyście i wy uczynili, co do was należy.
– Co masz na myśli? – zapytałem.
– Miałeś nam wydać Uled Ayunów.
– Dostaniesz ich, ale pod warunkiem, że zgodzisz się na okup.
– Godzę się. Przyprowadźcie ich tutaj! Ja tymczasem zwołam zgromadzenie starszych, które oznajmi Ayunom nasze warunki.
Wiedziałem, że tu oczekuje nas ciężka praca. Okazała się o wiele cięższa, niż nawet przypuszczałem. Ayuni uważali, że sto wielbłądzic za jedno życie ludzkie to za wiele, stanowczo za wiele. Byli przekonani, że ustąpimy, i targowali się, dopóki nie poznali, że wytrwamy niezłomnie przy warunkach, i dopóki szejk nie oświadczył, że umrą jeszcze przed północą, jeśli będą się dłużej ociągać.
Aby nie tracić czasu, wysłano dwóch Uled Ayarów z poselstwem do Uled Ayunów. Mieli zawiadomić o tym, co się zdarzyło i co w następstwie uchwalono. Nie groziło im żadne niebezpieczeństwo. Posłowie, którzy przybywają po diyeh, są nietykalni według zwyczaju wszystkich plemion beduińskich.
Elatheh rzeczywiście wyjednałem sto wielbłądzic. Ponieważ Kruger-bej zapewnił ewentualną wojskową pomoc przy ściąganiu okupu, więc była pewna, że je otrzyma. Przyszła do mnie ze swym „panem i władcą” podziękować za uratowanie życia i za „przyrzeczone bogactwo”.
Mąż jej był człowiekiem ubogim. Posiadał tę tyko odzież, którą nosił na sobie, a składała się z koszuli bez rękawów i z chusty na głowie. Mimo ubóstwa przemówił do mnie tonem potężnego księcia:
– Effendi, uratowałeś od śmierci moją żonę i dziecko, i oto twoja dobroć zapełni mój namiot bogactwem, którego zresztą jeszcze nie widzę. Moje serce jest przepełnione czułą wdzięcznością. Wiedz, że otaczam cię moją szczególną opieką, póki pozostaniesz między nami.
Rozporządzaliśmy wojskiem o sile czterystu jeźdźców – nie wiedziałem tedy, na co mi się może przydać opieka biednego Ayara. A jednak, nie ma istoty tak, słabej, małej i lichej, aby można było bezkarnie odrzucać jej przyjaźń.
Teraz mieliśmy dosyć czasu, aby odszukać rzeczy Smalla Huntera, lecz godzina była już za późna. Pertraktacje z czternastoma Ayunami trwały tak długo, że upłynął dzień i zbliżała się pora wieczorna. Nie pozostawało nam nic innego, tylko odłożyć poszukiwania do następnego dnia.
Nie śpieszyliśmy się zresztą. Obaj Meltonowie byli dobrze strzeżeni – przy starym czuwali dwaj kawalerzyści, którzy luzowali się co dwie godziny, młody zaś odstawiony został do jeńców Ayunów, pilnie strzeżonych przez Ayarów.
Los Tomasza Meltona przedstawiał się wyraźnie. Odwieziony do Tunisu, będzie tam jako zdrajca zasądzony i stracony. Rodzaj śmierci zależał od orzeczenia baszy. Natomiast przyszłość jego syna była mniej określona. Ponieważ spiskował wraz z ojcem, był zatem współwinowajcą, a więc należało się w każdym razie spodziewać, że droga jego nie będzie usłana różami.
Ubolewałem z całego serca, że nie potrafiłem, uratować Smalla Huntera. Natomiast obaj Meltonowie zostali unieszkodliwieni. Byłem przekonany, iż rodzina Vogel bez przeszkód wejdzie w posiadanie spadku. Kiedy sobie wyobrażałem radość tych ludzi, musiałem uważać wszystkie swoje trudy za niewspółmiernie drobne.
Tymczasem podczas dnia wojownicy Ayarów i nasi żołnierze odpowiednio przygotowali uroczystą ucztę pokojową, która miała się odbyć wieczorem. Według zwyczajów tamtejszych żadna uroczystość, żadne ważniejsze zdarzenie nie może się obejść bez hucznej biesiady.
Nasi żołnierze mieli znaczne zapasy suchej żywności. Ayarzy umieścili za wąwozem niewielką, przeznaczoną dla potrzeb wojska, trzodę, która została w ciągu dnia przyprowadzona do obozu. Mieliśmy więc dosyć mięsiw, mąki, daktylów i wiele innych produktów. Wody też nie brakowało, gdyż w wąwozie – zapomniałem nadmienić – biło źródło, które skłoniło Ayarów do rozłożenia tam obozu jeszcze przed naszym przybyciem. Światła nie trzeba było zapalać, ponieważ księżyc wkrótce wypłynął i świecił jasno.
Pomijam bez szkody dla czytelnika opis uczty. Beduin jest w najwyższym stopniu wstrzemięźliwy, ale w podobnych wypadkach potrafi pochłaniać wprost zadziwiającą ilość wszelakiego jadła. Nie myślano o oszczędności – wszak wiedziano, że wkrótce nadejdą wielkie trzody Ayunów.
Wrzawa i ożywienie ucichły dopiero po północy. Więcej niż nasyceni pokładli się w grupach żarłocy do snu. Po chwili zaległo milczenie. Ja i Winnetou dostaliśmy wspólny namiot.
Zanim się położyłem, obszedłem obóz i odwiedziłem obu Meltonów. Pod pieczą wartowników nie dawali powodu do troski. Kiedy wróciłem do namiotu, zobaczyłem siedzącego pod nim Beduina, w którym poznałem męża Elatheh.
– Co tu robisz? – zapytałem.
– Czuwam, effendi – odpowiedział.
– Trud twój zbyteczny. Połóż się spać!
– Effendi, jeśli będę spał w dzień, w nocy będę mógł czuwać. Jesteś pod moją pieczą.
– Ależ człowieku, nie potrzebuję jej wcale!
– Skąd wiesz? Tylko Allah może wiedzieć! Mam ci tyle do zawdzięczenia, a jestem tak ubogi, że nie mogę nic podarować. Wyświadcz mi łaskę i pozwól czuwać! Wszak nie stać mnie na nic więcej!
– No, więc dobrze. Nie chcę zasmucać cię odmową. Niech Allah będzie z tobą, mój strażniku i przyjacielu!
Podałem mu rękę i wszedłem do namiotu. Miano przyjaciela uszczęśliwiło go ponad wszelki wyraz.
Winnetou był także zmęczony, gdyż nocy poprzedniej spał nie więcej, niż ja. Wkrótce zasnęliśmy. Blisko trzeciej po północy, a więc nie bardzo długo potem, przebudził mnie okrzyk spoza namiotu:
– Kto tam? Wróć!
Wsłuchałem się uważnie. Winnetou zerwał się również.
– Wróć! – zabrzmiało po raz drugi.
Wyszliśmy z namiotu. Mój przyjaciel i strażnik stał i wsłuchiwał się w ciszę nocną. Księżyc już zaszedł.
– Co się zdarzyło? – zapytałem.
– Siedziałem przy drzwiach i czuwałem – od powiedział. – Nagle zauważyłem jakiegoś człowieka, który czołgał się na czworakach. Kiedy zawołałem, zniknął szybko. Podniosłem się i obszedłem namiot. Z drugiej strony zobaczyłem innego, który również zerwał się i uciekł.
– A może to były zwierzęta?
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.