Szczelina mroku - ebook
Czasami tylko w cieniu można dostrzec prawdziwe światło
Kiedy Piekło jest w obliczu zagrożenia ze strony dawnego władcy, Narida i jej demoniczni towarzysze muszą zmierzyć się z mrocznymi sekretami przeszłości. By pokonać ogary piekielne, drużyna staje przed największym wyzwaniem.
Czy Narida i jej przyjaciele zdołają ocalić Piekło i przywrócić równowagę? Czy tajemniczy sojusznik obdarzony niezwykłą mocą natury pomoże im w tej niebezpiecznej walce? Czy zdołają odnaleźć w Toskanii dawno zapomnianego archanioła wojny, by pozwolić mu raz jeszcze zmiażdżyć przeciwnika? A może to sama Śmierć wskaże im drogę? Nadszedł czas, by stoczyć bój o… Piekło.
Ciemne moce rosną. Wiara pęka. Lecz nadzieja nieustannie walczy z mrokiem.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68371-52-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Piekło_
Kiedy władca piekieł stanął na schodach swojej rezydencji, nie zauważył niczego niepokojącego, a jednak narastająca niepewność wciąż mu towarzyszyła. Oparł się o żeliwną barierkę i wciągnął powietrze ze świstem, próbując wyczuć zagrożenie. Rozejrzał się dookoła. Między pustymi domami poniewierały się pożółkłe papiery, liście tańczyły w podmuchach wiatru, a gałęzie drzew jak zwykle sterczały oskubane. Usłyszał trzask, odwrócił głowę w stronę hałasu. Drewniane drzwi uderzyły o futrynę zrujnowanej kamienicy. Nic nowego, Piekło wyglądało jak zawsze, bez kolorów, zaplątane w chaosie i bałaganie. Jednak wyczuwał coś, czego nie umiał nazwać. Zmrużył oczy, przez jego czarne tęczówki śmignęła zielona błyskawica. Wypiął muskularną pierś i założył ciemne kosmyki za uszy. Przechylił głowę. Cisza… To właśnie ona niepokoiła go najbardziej. Żadna potępiona dusza nie pałętała się po uliczkach, nie zawodziła, nie piszczała, nie rwała włosów z głowy. Cisza krzyczała tak donośnie, że aż wykrzywił usta. Nie czuł gnilnej woni potępionych, co jeszcze bardziej wzmogło jego czujność.
Odsunął się od barierki i zszedł dwa stopnie. Wytężył słuch, cisza ponownie go spoliczkowała. Był królem piekieł i jeszcze nigdy nie czuł tutaj takiej pustki. Warknął pod nosem. Uniósł rękę i zaczął obracać dłonią w nadgarstku, tworząc ciemny wir. Zmarszczył czoło i wypchnął moc wysoko. Spuścił powieki, spojrzał przez ciemny splot powietrza. Obserwował Piekło z góry. Poza brakiem błąkających się dusz i dławiącej ciszy nie zauważył niczego niepokojącego.
Westchnął. Może tylko mu się wydawało?
Wszystkie mięśnie w jego ciele zadrżały. Wyrzucił rękę do góry. Obracał gwałtownie dłonią, wir leciał wyżej i szybciej. Rosnący niepokój go przytłaczał. Coś się zbliżało! Coś złowieszczego, bestialskiego… Coś niebezpiecznego! Drugą dłoń przyłożył do mostka. Niewidzialny ciężar miażdżył mu pierś. Otworzył usta i wciągnął solidny haust powietrza.
Nagle wszystko zniknęło. Nad jego głową zaczęły wirować czarne plamy. Jego demony zagłady zniżały lot. Ich ciała zaczęły się materializować już w powietrzu, ciemne połacie dymu zamieniały się w mężczyzn. Piekielny otworzył szeroko oczy. Zazwyczaj przemiana ta zachodziła tuż nad samą ziemią. Coś władało jego demonami! Pierwszy z nich uderzył o bruk. Drugi, od pasa w dół jeszcze w formie czarnego dymu, walnął barkiem o rozwalający się dach i z hukiem wpadł do środka budynku. Kolejny grzmotnął głową o schody sąsiedniej kamienicy. Wszyscy zamroczeni, obezwładnieni, pokonani, a przecież to demony zagłady! Istoty tak silne i potężne, że inne rasy bały się nawet wypowiedzieć ich nazwę. Zbiegł ze schodów. Patrzył na demony, które padały bezwładnie na ziemię. To niemożliwe…! Zacisnął zęby. W popłochu kręcił głową, wymachiwał rękami. Warczał.
Przed jego stopami upadł Alorik, jego prawa ręka, najsilniejsza jednostka w zespole. Król piekieł złapał go za ramiona i pomógł mu wstać. Patrzył na jego twarz wykrzywioną bólem. Demon ledwo stał na nogach.
– Czy to krew?! – Dotknął szramy na jego czole i zaklął pod nosem. Przecież demony… nie krwawią!
– Szefie – wystękał Alorik – coś nas atakuje!
Władca zacisnął zęby i patrzył w osłupieniu na demony, które leżały na trawie jak szmaciane lalki.
– Mam wrażenie, że dopadła nas jakaś… zaraza! Jesteśmy słabi. – Demon pluł krwią. – Nie czujesz tego?! – Stęknął z bólu, w głowie mu wirowało, skóra na policzkach pękała.
– Nie, do cholery! To niedorzeczne! Skąd ta zaraza, jakim cudem was dotknęła?! – Piekielny wodził wzrokiem po rannych. – Jesteśmy demonami zagłady, władcami piekieł! My nie chorujemy – wzdrygnął się – na zarazy!
Czuł, jak jego aura rozsadza go od środka, żar aż buchał z jego ciała.
– Szefie… zaraz nas spalisz! – Demon przetarł ranę na czole, która pod wpływem ciepła krwawiła żwawiej.
Piekielny na chwilę zamknął oczy, próbując zapanować nad złością.
– Co z duszami? Nie widzę ich!
Alorik wbił w niego przerażony wzrok. Wszyscy w Piekle wiedzieli, że przywódca należy do najsilniejszych demonów we Wszechświecie. Jego potęga wykraczała poza demoniczne moce. Strach Alorika rósł z każdą sekundą – król piekieł nie wyczuł zagrożenia!
Piekielny chwycił rannego za ramiona i poprowadził go na schody. Mężczyzna bezsilnie opadł na środkowy stopień.
– Gdzie dusze?! – Przez tęczówki władcy przemknęła zielona błyskawica.
– Pochowały się. – Alorik zacisnął powieki, tępy ból rozsadzał mu czaszkę. – Coś je wystraszyło. Wszystkie wyciągały ręce, wskazywały coś, co tylko one widziały! – wystękał i otworzył oczy. – Jak karaluchy wciskały się w każdą możliwą szczelinę. Bez wątpienia coś je przeraziło, nie wiem tylko co.
Wzrok króla piekieł ciął niedowierzaniem. W końcu piekielny uniósł podbródek, ściągnął dłonie w napięciu i spojrzał na swoje demony. Ich ciała pokryte były czerwonymi pęcherzami, gęsta ropa wylewała się z bąbli. Twarze miały powykręcane bólem, w oczach tlił się strach, a oddechy grzęzły im w płucach niczym ryk nienaoliwionych maszyn. Co się dzieje?! Władca przygryzł wargę. Byli przecież nieśmiertelni. Nie znali bólu, nie powinni w ogóle go czuć!
Wiatr zerwał się gwałtownie. Świszczał, piszczał, wznosił każdy papier z przyszarzałej trawy. Odbił się od pobliskiej kamienicy i przeleciał między rannymi, smagając ich po policzkach. Demony z jękiem spoglądały do góry. Nad ich głowami wirował ciemny dym, z którego oparów zaczęła się kształtować twarz. Duże, okrągłe oczy lustrowały piekielną przestrzeń. Wiatr hulał złowieszczo, ryczał, jednak nie rozwiewał widma.
Przywódca demonów patrzył zaskoczony. Rozpoznał znamię na policzku intruza: przekrzywiona litera A wyróżniała się znacząco. Zacisnął pięści w niemej furii, czuł bulgotanie ognia we krwi. Wyrzucił rękę do góry, palcami pompował powietrze. Słowa same wypływały z jego ust, ruchem dłoni tworzył wirującą otchłań.
– Aloriku! Uciekaj na Ziemię! – Jego krzyk przedzierał się przez świst powietrza. – Sprowadź Kaima! Ma anioła u boku! Ostrzeż wszystkich! Ostrzeż Nieboooo! – Dłonią wciąż wzniecał wir.
Demon spojrzał na przywódcę. Dyszał, ale kiwnął głową. Ostatkiem sił odbił się od ziemi i wskoczył w paszczę portalu.
Dymna twarz ryknęła i rzuciła się na władcę piekieł.