Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Szczepionka. Historia wielkiego wyścigu z pandemią COVID-19 - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
14 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szczepionka. Historia wielkiego wyścigu z pandemią COVID-19 - ebook

Kiedy na początku 2020 roku świat zdrętwiał ze strachu przed koronawirusem, wszystkie nadzieje pokładano w znalezieniu szczepionki. Ale jak opracować preparat ratujący życie, kiedy liczy się każda sekunda, a każdy popełniony błąd może się okazać katastrofalny w skutkach?

Wieloletni partnerzy naukowi i małżonkowie Ûgur Sahin i Özlem Türeci dokonali tego dosłownie w kilka tygodni, bazując na nowatorskiej technologii mRNA, nad którą pracowali wspólnie od dziesięcioleci. Musieli przy tym przekonać wielkie firmy farmaceutyczne, aby wsparły ich ambitny projekt, a także zręcznie omijać wtrącających swoje trzy grosze polityków Unii Europejskiej i administracji Donalda Trumpa. Pokonali jednak wszystkie przeszkody i w rekordowo szybkim czasie dostarczyli ponad dwa miliardy dawek ratującej życie szczepionki BioNTech-Pfizer do krajów na całym świecie.

Trzymająca w napięciu bardziej niż powieść sensacyjna Szczepionkato prawdziwa historia niesamowitego wyścigu z czasem, odsłaniająca kulisy jednego z najbardziej przełomowych odkryć współczesnej medycyny.

Książkę, we współpracy z dr Şahinem i dr Türeci napisał Joe Miller – korespondent „Financial Times” we Frankfurcie, który na bieżąco relacjonował projekt BioNTechu. Autor przeprowadził rozmowy z ponad 50 osobami: naukowcami, politykami, urzędnikami ds. ochrony zdrowia i pracownikami firmy BioNTech. W sposób przystępny dla przeciętnego czytelnika podał szczegóły, które zaciekawią nawet wytrawnych mikrobiologów: poznajemy kluczowe wydarzenia niezwykłego roku 2020, a także naukowe, ekonomiczne i osobiste podłoże innowacji w dziedzinie medycyny.

Szczepionka objaśnia naukowe aspekty przełomowego odkrycia w decydującym momencie, kiedy zaufanie społeczne do bezpieczeństwa i skuteczności szczepionek ma kluczowe znaczenie dla powstrzymania pandemii.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66555-70-9
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Pisanie książki o pandemii podczas jej trwania to przeżycie niesamowite i wręcz surrealistyczne. Udało mi się spotkać zaledwie z garstką spośród 60 osób, z którymi przeprowadzałem wywiady, w sumie około 150 godzin rozmów. Mogłem jednak pojechać tylko w dwa miejsca – do Moguncji i do Marburga.

W efekcie szkice postaci i miejsc nierzadko opierały się na opisach, które przedstawiali mi rozmówcy. Co zrozumiałe, wspomnienia z tego niełatwego i wymagającego wyrzeczeń roku bywają niekiedy niejasne, a daty i czas, o których wspominają świadkowie samych wydarzeń, są nierzadko sprzeczne. W miarę możliwości niezależnie weryfikowałem fakty, lecz niektóre zdarzenia opisane w książce są oparte na jak najdokładniejszych wspomnieniach jednego lub dwóch obserwatorów. Podobnie wypowiedzi, które cytuję, to tylko przybliżenie tego, co rzeczywiście powiedziano – zbudowane na fundamentach w postaci doniesień osób, które uczestniczyły w zdarzeniach, a tam, gdzie to możliwe, sprawdzone pod kątem rzetelności podczas wywiadów z innymi osobami, przebywającymi wtedy w tym samym (często wirtualnym) pomieszczeniu.

Niektóre nazwy miejsc i cechy identyfikacyjne zostały zmienione lub pominięte na prośbę służb ochrony, których zadaniem jest zabezpieczenie BioNTechu oraz dostawców firmy w obliczu wciąż obecnych zagrożeń. Innych części łańcucha dostaw nie opisuję w szczegółach z takich samych powodów. Żadna z tych decyzji nie podważa jednak prawdziwości opisywanej historii. Miałem do wyboru tysiące sposobów jej opowiedzenia, ale postanowiłem wybrać tylko jeden i zrobiłem to w czasie, jakim dysponowałem. Jest to zatem jej pierwszy szkic.Prolog

Cud w Coventry

Był to zastrzyk, który ujrzał cały świat. Pewnego chłodnego grudniowego poranka w przychodni szpitala uniwersyteckiego w Coventry w Anglii, kiedy zegar wybijał wpół do siódmej, dziewięćdziesięcioletnia Maggie Keenan zsunęła szary sweter w duże grochy, podciągnęła rękaw niebieskiej koszulki z napisem „Wesołych świąt” i odwróciła wzrok, podczas gdy pielęgniarka wprowadzała zawartość strzykawki w jej lewe ramię. Oświetlona blaskiem dziesiątków reflektorów emerytowana sprzedawczyni ze sklepu jubilerskiego, której rozjarzone oczy błyszczały sponad niebieskiej maseczki ochronnej, stała się pierwszą na kuli ziemskiej pacjentką, która otrzymała w pełni przetestowaną i zaaprobowaną szczepionkę przeciw wirusowi, który już wtedy pozbawił życia półtora miliona ludzi. Przez 11 miesięcy ludzkość była niemal równie bezbronna wobec COVID-19 jak w czasach, gdy ponad 100 lat wcześniej tak zwana hiszpanka zabijała dziesiątki milionów, łącznie z tysiącami w samym Coventry. Teraz nauka ruszyła do walki. Na parkingu szpitalnym reporterzy poprawiali słuchawki, spoglądali w obiektywy kamer i przekazywali wiadomość umęczonym widzom na całym świecie: „Oto nadchodzi pomoc”.

Odpoczywająca w budynku szpitalnym przy filiżance herbaty Maggie, która miała za tydzień skończyć 91 lat, powiedziała reporterom, że szczepionka to „najlepszy wcześniejszy prezent urodzinowy”. Mówiła też, jak bardzo się cieszy na to, że wreszcie po miesiącach samoizolacji przytuli swoich czworo wnucząt. Zanim wywieziono ją na wózku z oddziału wśród szpaleru honorowego uformowanego przez lekarzy i pielęgniarki, fiolka i strzykawka, których użyto do wykonania historycznego zastrzyku, zostały czym prędzej przekazane do Muzeum Nauki w Londynie. Miały wejść tam w skład wystawy stałej, razem z lancetem należącym niegdyś do Edwarda Jennera, który utorował drogę nowoczesnym szczepionkom w 1798 roku – Jenner zaszczepił syna swojego ogrodnika przeciwko ospie w angielskim miasteczku położonym zaledwie 100 kilometrów od miejsca, w którym Maggie otrzymała ratujący życie preparat. Kuratorzy wystawy mówią, że eksponat ten od teraz będzie opowiadał historię o nadziei i o tym, że w najciemniejszej godzinie ludzkości wirus SARS-CoV-2 został pokonany i zmiażdżony dzięki pojawieniu się na czas cudu medycyny.

Historia, jaką ta mała ampułka opowie, nie przekaże jednak tego, jak mało prawdopodobne pod koniec 2020 roku było powstanie szczepionki. Chociaż od czasów eksperymentów Jennera technologia produkcji szczepionek przeszła bardzo długą drogę, procesy tworzenia i testowania nowych leków wciąż były obarczone dużym ryzykiem. Przegląd tysięcy badań klinicznych, które przeprowadzono w ciągu 20 lat przed odkryciem nowego koronawirusa, wykazał, że nawet wsparcie w skali miliardów dolarów płynących z największych firm farmaceutycznych nie pomoże, bo około 60 procent wszystkich projektów szczepionek kończyło się niepowodzeniem. W lutym 2020 roku Anthony Fauci, główny amerykański ekspert do spraw chorób zakaźnych, ostrzegał, że chociaż firmy farmaceutyczne i organy regulacyjne trudzą się nad przyspieszeniem procesu tworzenia leku, aby zareagować na sytuację kryzysową, szczepionka może być „w najlepszym razie” dostępna za rok. Szef Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus przewidywał, że pojawienie się dostępnej, realnej szczepionki zajmie 18 miesięcy, nie mówiąc już o dopuszczeniu jej do powszechnego użytku.

Dziewięć miesięcy później niezwykle skuteczna szczepionka oparta na technologii, której nigdy wcześniej nie stosowano w licencjonowanym farmaceutyku, będzie dostępna dzięki wysiłkom dwojga naukowców z niemieckiej Moguncji, wcześniej odsuniętych na margines zawodowy. Przez dziesięciolecia składający się z męża i żony zespół wierzył, że maleńka cząsteczka, odrzucona przez establishment farmaceutyczny, może zwiastować rewolucję w medycynie dzięki zaprzęgnięciu do pracy sił układu odpornościowego. Nikt nie sądził wówczas, że potrzeba będzie śmiercionośnej pandemii, by udowodnić światu, iż mieli rację.Rozdział 1

Wybuch epidemii

Po raz pierwszy od wielu tygodni kalendarz Uğura Şahina był niezapełniony. W piątek rano dwupokojowe mieszkanie, które Uğur dzielił z żoną Özlem Türeci i nastoletnią córką, świeciło pustkami. Przewijał w ciszy kolejne pozycje biblioteki Spotify i postanowił odsłuchać wysłużone playlisty. Kiedy tak siedział przy komputerze, trzymając w dłoniach filiżankę gorącej herbaty ulung, zaimprowizowany gabinet urodzonego w Turcji immunologa wypełniał się kojącymi dźwiękami nagranego śpiewu ptaków.

Skrzynka e-mailowa Uğura była przepełniona i dopiero co zaczął przeglądać zgłoszone artykuły i uwagi od swoich doktorantów, kiedy Özlem i ich córka, które wróciły – jedna z pracy, a druga ze szkoły – pokazały się w drzwiach, żeby mu przypomnieć, że jest czwarta po południu i czas na phở oraz bánh mì w ich ulubionej wietnamskiej restauracji. Rodzina rzadko pomijała ten cotygodniowy rytuał, zwłaszcza jeśli jedno z nich niedawno dokądś wyjeżdżało. Był wczesny wieczór, gdy przyszli do domu i Uğur mógł zasiąść przy biurku, by oddać się swojemu jedynemu prawdziwemu hobby i nadrobić zaległości w czytaniu.

Taki był pomysł na relaks stale aktywnego intelektualnie profesora. Niechęć do marnowania czasu była jedną z wielu wspólnych cech Uğura i Özlem. Poznali się prawie 30 lat wcześniej podczas stażu na oddziale onkologicznym. On był młodym lekarzem, a ona studentką ostatniego roku uniwersytetu medycznego. Jako partnerzy w badaniach naukowych, biznesie i życiu nigdy nie posiadali telewizora, ponadto trzymali się na dystans od mediów społecznościowych, polegając na wybranych publikacjach internetowych, które uznawali za warte uwagi. Domowa stacja robocza Uğura, składająca się z dwóch dużych monitorów, których nie powstydziłby się broker z banku inwestycyjnego, była portalem łączącym ich z resztą świata.

Uğur otworzył przeglądarkę internetową i zaczął metodycznie sprawdzać strony oznaczone zakładkami. Był 24 stycznia, a w Niemczech rozkręcał się powoli rok 2020. Lokalne media w Moguncji – mieście, które przygarnęło parę naukowców – relacjonowały protest ekologiczny, w ramach którego uczniowie szkół zablokowali ruch na odcinku wielu kilometrów. Artykuł wstępny w „Der Spiegel”, jednym z najbardziej szanowanych niemieckich periodyków, poświęcony był rosnącemu zjawisku niemieckiego gangsta rapu i jego wątpliwej etyce. W cyfrowym wydaniu tygodnika znalazły się teksty spekulujące, czy walki wewnętrzne w Partii Demokratycznej pomogłyby Donaldowi Trumpowi w ponownym wyborze, oraz analiza cyberwojny prowadzonej przez królestwo Arabii Saudyjskiej, które zostało oskarżone o zhakowanie telefonu założyciela Amazona Jeffa Bezosa. Na szpaltach poświęconych nauce można było przeczytać raport z chińskiego megamiasta Wuhan, nękanego przez nowe zakażenie układu oddechowego.

Około 50 przypadków tej choroby, monitorowanej przez lokalne władze, miało podobno swój początek na hurtowym „mokrym targu” Huanan, gdzie sprzedawano owoce morza, żywy drób, nietoperze, węże i świstaki, z których część pozbawiano życia na miejscu. Chociaż było za wcześnie, by wyciągać jakiekolwiek wnioski, dowody wskazywały na coś, co u epidemiologów wywołuje dreszcze – tak zwane przenoszenie międzygatunkowe. Innymi słowy, wirus prawdopodobnie przeszedł ze zwierząt na ludzi zupełnie nieświadomych tego, co się dzieje. Trwał ewolucyjny wyścig zbrojeń między tym przerażającym nowym wrogiem a połączonymi siłami ludzkiego układu odpornościowego.

Artykuł wzbudził pewne zainteresowanie Uğura, który całe swoje dorosłe życie poświęcił na zrozumienie, w jaki sposób układ odpornościowy mobilizuje rozproszone oddziały do walki z chorobą. Założona wraz z Özlem paręnaście lat wcześniej firma BioNTech pracowała nad projektami mającymi na celu stworzenie szczepionek przeciw grypie, AIDS i gruźlicy. Nieznośne drobnoustroje nie były jednak głównym zmartwieniem pięćdziesięcioczteroletniego naukowca. Tylko kilkanaścioro spośród ponad tysiąca pracowników Uğura opracowywało leki zwalczające choroby zakaźne. Reszta koncentrowała się na podstawowej misji małżeństwa – na leczeniu raka. W końcu, po latach, byli u progu znaczącego przełomu.

Właśnie tę wiadomość: lekarstwo na niektóre nowotwory może być w zasięgu ręki, Uğur przedstawił 19 dni wcześniej na dobrze sobie znanym forum w San Francisco. Od ponad dziesięciu lat jego rok pracy naukowca zaczynał się w jednej z pozbawionych okien sal balowych w hotelu Westin St. Francis, gdzie Uğur drobiazgowo prezentował swój plan opracowania nowej metody leczenia raka podczas najważniejszego wydarzenia w przemyśle biotechnologicznym, jakim była konferencja JP Morgan poświęcona opiece zdrowotnej.

To wydarzenie przekształciło się w pielgrzymkę świata farmaceutycznego, istny cyrk korporacyjny przyciągający dziesiątki tysięcy naukowców, przedsiębiorców i inwestorów. Setki start-upów szastały pieniędzmi i wydawały ponad tysiąc dolarów za dobę w pokoju hotelowym Westin St. Francis w nadziei, że sprzedadzą to, co mają do zaoferowania, zarządcom funduszy o głębokich kieszeniach. Uğur – abstynent, mówiący cicho, nieznoszący hiperboli i niemal uczulony na rozmowy kuluarowe stanowiące kluczową część czterodniowego sympozjum – nie znajdował się w centrum uwagi. Szum medialny podczas tego wydarzenia wywoływali ulubieńcy z Doliny Krzemowej twierdzący, że mają przepis na wzrost wykładniczy. Oparte na precyzyjnych danych prezentacje BioNTechu przyciągały zazwyczaj kilkudziesięciu menedżerów średniego szczebla i inwestorów kapitału wysokiego ryzyka, a część słuchaczy miała taki wyraz twarzy, jakby wskutek roztargnienia trafiła do niewłaściwej sali.

W styczniu 2020 roku jednak odbiór był inny. Kiedy Uğur wszedł na podium – zamieniwszy zwyczajowy gładki T-shirt na koszulę z kołnierzykiem i marynarkę – prawie 200 osób zwróciło uwagę na ekran projektora umieszczony nad jego ostrzyżoną na jeża głową.

Prezentacja została przesłana niemal w ostatniej chwili do internetu – zgodnie z wymogami regulatorów rynku – dzięki niezwykłemu zwyczajowi Uğura, który nie znosił tracić dnia z powodu zaburzeń zegara biologicznego po podróży i próbował trzymać się niemieckiego czasu podczas tych krótkich wypraw. Po szesnastogodzinnej podróży z Moguncji do Kalifornii, nie skończywszy opracowywania slajdów, od razu poszedł spać i w dniu ważnego wystąpienia obudził się o drugiej w nocy, aby dalej nad nimi pracować. Miał trudności ze skondensowaniem wszystkiego, co chciał przekazać, w dwudziestominutowej prezentacji, a kiedy jego koledzy wynurzyli się zaspani kilka godzin później, znaleźli swojego szefa otoczonego kubkami po kawie i resztkami ciastek ze Starbucksa, które przywiózł ze sobą z domu, wciąż robiącego ostatnie poprawki w ulubionym PowerPoincie.

Uğur nie musiał się tak przejmować. Wartość akcji BioNTechu nagle skoczyła i wzrosła ponadtrzykrotnie w ciągu trzech miesięcy od chwili początkowo niespełniającego oczekiwań debiutu na nowojorskiej giełdzie Nasdaq, do którego doszło podczas spowolnienia gospodarczego. Firma zamierzała rozpocząć siedem badań klinicznych leków, które miałyby zwalczać guzy lite, takie jak zaawansowany czerniak. Na konferencji Uğur szczegółowo omówił te osiągnięcia, walcząc z chęcią większego zagłębienia się w dane badawcze, którymi pasjonował się znacznie bardziej niż komercyjnymi kamieniami milowymi. Publiczność, złożona w dużej mierze ze specjalistów z branży, wydawała się zachwycona. Uğur powiedział słuchaczom, że w tym roku – 2020 – BioNTech udowodni, że wątpiący nie mieli racji.

Nie było czasu do stracenia. Wkrótce po zakończeniu wykładu Uğur wskoczył do samolotu do Seattle, gdzie spotkał się z zespołem Fundacji Billa i Melindy Gatesów, która niedawno podpisała z BioNTechem umowę o wartości 100 milionów dolarów na opracowanie mnóstwa nowych leków. Kilka godzin później przeniósł się do Bostonu, aby zatrzymać się w małej firmie zajmującej się immunoterapią raka, którą BioNTech zamierzał kupić za 67 milionów dolarów. Celem wizyty było zapewnienie jej pracowników, że Uğur jest naukowcem zainteresowanym tutejszymi innowacjami, a nie przebranym w fartuch laboratoryjny sępem, który przybył, aby wypatroszyć firmę i zredukować jej siłę roboczą. W tym momencie nadal był zasadniczo nieświadomy wydarzeń w Wuhanie. Chodził po hallu firmy biotechnologicznej, przedstawiając się dziesiątkom przyszłych podwładnych i energicznie ściskając wszystkim dłonie.

Kiedy podróżował z lotniska na lotnisko, od kraju do kraju, natknął się na kolejne wzmianki o wybuchu epidemii w Chinach i przeprowadził kilka swobodnych rozmów z przyjaciółmi i współpracownikami na temat nowej choroby. Temat jednak tak naprawdę nie wzbudził jego ciekawości. Patogeny przełamujące barierę gatunkową, znane jako wirusy odzwierzęce, nie były rzadkością, a prawdopodobieństwo, że nagromadzenie ponad spodziewaną liczbę przypadków infekcji doprowadzi do kryzysu zdrowia publicznego, było minimalne. Uğur, człowiek zapracowany, który miał przed sobą dwa tygodnie intensywnych zajęć, zbytnio się tym nie przejął.

Przynajmniej do tamtego piątkowego wieczoru, kiedy był znów w Moguncji, syty po zjedzeniu wietnamskiej zupy phở, a jego kalendarz zajęć był pusty jak nigdy dotąd. Przewijając starannie zaznaczone zakładki, Uğur zwrócił uwagę na swoje ulubione strony – wybitne czasopisma naukowe, takie jak „Nature” i „Science”, często donoszące o osiągnięciach zespołu, którym kierował wraz z Özlem – oraz na okładkę „The Lancet”, jednego z najstarszych i najbardziej szanowanych czasopism medycznych. Tam jego wzrok przyciągnął raport ponad 20 naukowców pracujących w Hongkongu, przedstawiający analizę „rodzimego skupiska zapalenia płuc związanego z nowym wirusem z 2019 roku”. Jego wzrok przyciągnęła druga część tytułu, która skłoniła Uğura do kliknięcia: „...wskazującego na transmisję między ludźmi”.

Na dziesięciu stronicach studium przeprowadzono zwięzłą analizę sposobu, w jaki nowa choroba rozprzestrzeniła się wśród pięciorga członków rodziny, która niedawno wróciła do domu w Shenzhenie, chińskiej stolicy technologii, po tygodniu pobytu w Wuhanie. Autorzy studium dowiedzieli się o tych przypadkach, kiedy rodzina zgłosiła się do olbrzymiego szpitala klinicznego prowadzonego przez uniwersytet w Hongkongu z takimi objawami, jak gorączka, biegunka i ostry kaszel. Zaintrygowani i nieco bezradni lekarze zaordynowali wykonanie zdjęć rentgenowskich, kazali pobrać od pacjentów próbki krwi, moczu oraz kału i przebadać je pod kątem dowodów na wszystko: od zwykłego przeziębienia, przez grypę, po infekcje bakteryjne, jak te wywoływane przez chlamydie. Wszystkie wyniki testów okazały się jednak ujemne.

Zapędzeni w kozi róg badacze pobrali od członków zakażonej rodziny wymazy z nosa i próbki śliny, by przeanalizować sekwencję genetyczną tej tajemniczej choroby. Okazało się, że jest ona blisko związana z kilkoma koronawirusami, szczególnie z podgrupą, co do której uważano, że ogranicza się do nietoperzy. Ten patogen nosił wszystkie znamiona nowej choroby odkrytej niedawno w Wuhanie. Zapytani pacjenci twierdzili, że nigdy nie byli w pobliżu „mokrego targu” w tym mieście ani nie mieli do czynienia ze zwierzętami, czy to żywymi, czy martwymi. Nie próbowali przysmaków z mięsa w miejscowych restauracjach i właściwie przez cały pobyt cieszyli się domową kuchnią swoich trzech mieszkających w mieście ciotek.

Dwie osoby z tej rodziny – matka i córka – odwiedzały jednak krewnych leczonych na zapalenie płuc powiązane z gorączką w szpitalu w Wuhanie. Wkrótce później one również zachorowały, podobnie jak ojciec, zięć i wnuk. Co zaskakujące, kiedy cała piątka wróciła do domu w Shenzhenie, inny krewny, który nie pojechał z nimi do Wuhanu, zaczął się skarżyć na ból pleców i poczuł się osłabiony; później dołączyła się do tego gorączka, wdał się suchy kaszel i mężczyznę przyjęto do szpitala.

Ta ostatnia rewelacja mocno zaskoczyła Uğura. Odsunął krzesło od biurka, wyjrzał przez okno na majaczące w dali wieże tysiącletniej katedry w Moguncji i zaczął analizować implikacje tego, co przeczytał. Informacje sugerowały, że kontakt ze zwierzętami był zaledwie źródłem choroby, którą – kiedy rozpowszechniła się lotem błyskawicy wśród ludzi, przenosząc się z jednej osoby na drugą – zarażało się coraz więcej mieszkańców wszystkich miast w Chinach. Już sam ten fakt był powodem do poważnego zaniepokojenia, ale w czasopiśmie był jeszcze jeden szczegół, który Uğur uznał za nawet bardziej przerażający. Siódmy członek rodziny – siedmioletnia wnuczka – czuł się zupełnie dobrze, ale lekarze w Shenzhenie i tak przeprowadzili testy w kierunku nowego koronawirusa, po czym stwierdzili, że wyniki są dodatnie. Wskazywało to na fakt, że w przeciwieństwie do wybuchu epidemii wirusa SARS-CoV w 2002 roku tym razem mieli do czynienia z patogenem, który może przemieszczać się niepostrzeżenie wśród całkowicie zdrowych ludzi. Natknęli się na cichego zabójcę.

Umysł Uğura zaczął pracować na przyspieszonych obrotach. Nie był ekspertem od chorób zakaźnych, ale przeżył epidemię SARS-CoV i jej następczynię, która pojawiła się dziesięć lat później w Arabii Saudyjskiej, znaną jako bliskowschodni zespół oddechowy lub MERS, i z ciekawości przeanalizował modelowanie danych, które przewidywało szybkie rozprzestrzenianie się choroby. Gdyby ten nowy wirus mógł krążyć incognito, uniemożliwiając władzom i instytucjom ochrony zdrowia identyfikację, kto może zarażać, a kto nie, w ciągu kilku dni wymknąłby się spod kontroli. Mrocznym, ale logicznym skutkiem – co Uğur nagle sobie uświadomił – było to, że wszelkie kontakty międzyludzkie będą uważane za groźne, a to może rozerwać rodziny i społeczeństwa oraz zrujnować globalną gospodarkę. Taka zapowiedź, którą w tamtych dniach wyśmiałby każdy przypadkowy obserwator, w ciągu zaledwie paru miesięcy miała okazać się wręcz prorocza i wcale nie tak odległa od prawdy.

Kluczowe pytanie brzmiało: „Jak wiele szkody wirus już zdążył wyrządzić?”. Autorzy badania wydawali się przekonani, że są świadkami „wczesnej fazy epidemii”, i wzywali władze „do izolowania pacjentów oraz jak najwcześniejszego śledzenia wszelkich kontaktów i do kwarantanny”. Uğur czuł instynktownie, że bagatelizują zagrożenie. Potrzebował jednak więcej danych. Zanim przeczytał tę nazwę w czasopiśmie medycznym, właściwie nic nie wiedział o Wuhanie i zrobił wstępne założenie, że to z pewnością małe miasto. Fakt, że często pisano o Wuhanie jako o stolicy prowincji Hubei, sprawiał, że ta metropolia wydawała się nieco prowincjonalna. Szybkie wyszukiwanie w Google’u wyprowadziło go z błędu. Miasto liczyło co najmniej 11 milionów mieszkańców, co oznaczało, że było bardziej zaludnione niż Londyn, Nowy Jork czy Paryż. Film na serwisie YouTube pokazywał nowoczesny i rozbudowany system metra. Uğur sprawdził następnie połączenia lotnicze i kolejowe z miasta. Gdyby miał w zwyczaju używać wulgaryzmów, po tym, co zobaczył, kląłby jak szewc. Każdego tygodnia odbywało się 2300 planowych lotów z Wuhanu do różnych miast w Chinach, jak również do takich metropolii jak Nowy Jork, Londyn czy Tokio. Rozkład jazdy pociągów był podany prawie w całości po mandaryńsku i dlatego trudny do rozszyfrowania, ale było jasne, że w Wuhanie są trzy centralne węzły przesiadkowe i miasto ma regularne połączenia z całym regionem. Co gorsza, Uğur odkrył, że obecnie trwa wiosenne święto Chunyun, podczas którego robotnicy, którzy przenieśli się z prowincji do olbrzymich chińskich megamiast, jadą do domów odwiedzić przyjaciół i rodzinę na wsi. W tym czasie z pewnością odbyło się około 3 miliardów podróży w ramach jednej z największych migracji ludzi na planecie. Uğur uświadomił sobie, że to, co się właśnie dzieje, to koszmarny scenariusz, o którym już słyszał, bo opisywali go jego współpracownicy monitorujący takie wydarzenia. Globalizacja od dawna znacznie ułatwiała rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych, które w dawnych wiekach mogły się rozpleniać tylko w takim tempie i tak daleko, jak ludzie chodzili na piechotę czy jak galopowały konie, i tam, gdzie dopływały statki. Wybuchy chorób były teraz powszechniejsze i z niepokojącą częstotliwością przeradzały się w epidemie. Pojawienie się nowego patogenu, który mogliby roznosić zupełnie tego nieświadomi zdrowi ludzie w jednym z najlepiej połączonych z krajem i ze światem miast na Ziemi, to niemal idealna platforma dla pandemii. Środki ograniczające rozprzestrzenianie się choroby, które początkowo zastosowano, takie jak zabranianie osobom z gorączką korzystania ze środków transportu publicznego, były żałośnie niewystarczające. Uğur nie potrafił znaleźć wiarygodnych danych statystycznych na temat wzrostu liczby podróży na świecie od wybuchu epidemii SARS-CoV, ale szacował, że w porównaniu z 2003 rokiem do i z Chin, a także w obrębie kraju podróżowało dziesięć razy więcej pasażerów. Zakładając, że na działanie tego nowego koronawirusa była narażona cała populacja świata, Uğur wyliczył współczynnik transmisji na poziomie od dwóch do siedmiu, co oznacza, że każdy nosiciel choroby przeniesie ją na co najmniej kilka, a może i kilkanaście innych osób. Nawet przy ograniczonych dostępnych danych na temat zgonów z powodu nowej choroby przewidywał, że śmiertelność będzie wynosiła od 0,3 do 10 na każde 100 zarażonych osób, przy czym osoby starsze znajdą się na groźniejszym końcu tej makabrycznej skali. W najlepszym przypadku oznaczałoby to 2 miliony zgonów na całym świecie, co znacznie przewyższa liczbę z niedawnej epidemii.

Jeśli odnieść to stwierdzenie do siebie, Uğur i jego rodzina wkrótce mogli się znaleźć w takim samym niebezpiecznym położeniu jak mieszkańcy Wuhanu. Niemniej jednak Uğur miał odruchy ściśle naukowe. Jako praktykujący lekarz narażał się już na choroby i nie był hipochondrykiem. Skupił zainteresowanie głównie na kwestiach arytmetyki. Wkrótce potem powiedział przyjacielowi: „Od razu zrozumiałem, że stoimy przed dwoma możliwymi scenariuszami – albo to będzie bardzo szybka pandemia zabijająca miliony w ciągu kilku miesięcy, albo przedłużająca się epidemia, która będzie trwać przez następnych 16 do 18 miesięcy”. Aby dać naukowcom możliwość walki z wirusem, miał nadzieję, że „to będzie ten drugi scenariusz”.

Ponownie odchodząc od komputera, Uğur zastanawiał się, czy nie ponosi go wyobraźnia. Nawet w świecie, w którym podróże są stosunkowo tanie i ludzie regularnie przemieszczają się na duże odległości, poważne pandemie zdarzały się rzadko. Ostatnie dwa nowe koronawirusy – powodujące SARS i MERS – niesamowicie rozpalały wyobraźnię twórców nagłówków prasowych i organizacji ochrony zdrowia. Chociaż panowanie nad rozprzestrzenianiem się tych epidemii nie było sprawą błahą, wygasały one prawie tak szybko, jak się pojawiały – po kilku lokalnych lockdownach i obowiązkowym noszeniu maseczek. Chociaż Uğur nie był epidemiologiem, był zapalonym matematykiem. Pod koniec lat osiemdziesiątych udało mu się nawet ukończyć korespondencyjny kurs matematyki podczas studiów medycznych i nadal interesował się tą dziedziną. „Pochłaniał skomplikowane podręczniki matematyczne, tak jak inni czytają powieści” – mówi Helma Heinen, która przez 20 lat była asystentką małżeństwa naukowców. Sytuacja, o której Uğur dowiedział się w styczniu 2020 roku, wymagała stosunkowo prostych obliczeń. Wszystkie składniki wskazywały na to, że szykuje się coś poważnego: znana klasa wirusów, które już spowodowały dwie śmiertelne epidemie – SARS zabił ponad 770 osób, a MERS ponad 850, brak istniejącej wcześniej odporności u większości populacji, szybka i bezobjawowa transmisja od jednego człowieka do drugiego oraz zakażeni pacjenci, którzy prawdopodobnie już siedzą w samolotach i lecą w różne strony świata. Podczas gdy Uğur czytał, francuskie organy ochrony zdrowia przedstawiły potwierdzenie jego hipotezy w świecie rzeczywistym, ogłaszając, że trzy niedawno przybyłe z Chin osoby, hospitalizowane w Paryżu i Bordeaux, miały pozytywny wynik testów na koronawirusa, co sprawiło, że stały się pierwszymi potwierdzonymi przypadkami w Europie. A bliżej domu szpital uniwersytecki w Moguncji, w którym pracowali zarówno Uğur, jak i Özlem, wydał oświadczenie, że ustanawia procedury postępowania z pacjentami z koronawirusem ze względu na bliskość lotniska we Frankfurcie, które wciąż przyjmuje 190 tysięcy pasażerów dziennie.

Niechętnie i z wahaniem Uğur napisał e-maila do prezesa BioNTechu Helmuta Jegglego, zarządzającego współpracą ze wspierającymi firmę miliarderami. Regularnie kontaktowali się w weekendy, a kolejną rozmowę zaplanowali na następny dzień. Po słabej pierwszej ofercie publicznej skarbiec firmy nie był wypełniony po brzegi i Uğur wiedział, że musi przygotować grunt, by firma poradziła sobie jakoś z tym zagrożeniem. „Krąży nowy typ wirusa, który jest przenoszony z jednej osoby na drugą” – napisał. „Wirus jest wysoce nieprzewidywalny”. Zastanawiał się, czy nie dodać więcej szczegółów na temat własnych odkryć, ale znając Helmuta, postanowił, że lepiej poczekać do rozmowy telefonicznej. Kiedy zbliżała się północ, Uğur kliknął „Wyślij”.

Następnego dnia rano, po kiepsko przespanej nocy Uğur wszedł do kuchni i zastał Özlem i córkę przygotowujące śniadanie – wróciły z zielonego ryneczku z zapasem świeżego chleba i jajek. Kiedy im pomagał, smażąc warzywa i robiąc omlety, Uğur zaczął bombardować rodzinę swoimi odkryciami. Nie było to niczym niezwykłym – piątek, sobota i niedziela to w ich domu „dni naukowe” („W zasadzie o niczym innym nie rozmawiamy” – żartuje ich córka), gdy oboje małżonkowie niezajęci spotkaniami i e-mailami starają się skupić na nadrabianiu zaległości i omawianiu najnowszych badań w swoich dziedzinach.

Nie było więc nic zaskakującego w śmiałych prognozach Uğura, przekonanego, że świat jest już w środku pandemii, ale jeszcze o tym nie wie. Nawet podczas ich pierwszych randek na początku lat dziewięćdziesiątych młody lekarz cytował dosłownie fragmenty nowych publikacji z czasopism naukowych, wyciągając odważne wnioski na temat innowacji, które ukształtują przyszłość medycyny. Özlem – lekarka i kobieta nauki – z początku uważała, że skłonność Uğura do przedstawiania takich prognoz jest irytująca. W następnych latach jednak – w czasie, kiedy oboje napisali mnóstwo artykułów naukowych, przedłożyli setki patentów, założyli dwie organizacje non profit i dwa przedsiębiorstwa warte miliardy euro, spotykając się ze sceptycyzmem ze strony większości establishmentu medycznego – nabrali do swoich instynktów i przewidywań ogromnego szacunku. „Mąż ma niezwykle wysoki wskaźnik dokładnych trafień, jeśli chodzi o przewidywanie wyników na podstawie bardzo złożonych danych lub skomplikowanych sytuacji, więc potraktowałam go bardzo poważnie” – mówi Özlem.

W charakterystyczny dla siebie, przemyślany sposób Uğur nakreślił w szczegółach, co się wydarzy. Stwierdził, że wirus będzie się rozprzestrzeniał na gęsto zaludnionych obszarach z taką prędkością, że lockdowny staną się nieuniknione. „Najprawdopodobniej od kwietnia zaczną zamykać szkoły” – powiedział rodzinie. W tym czasie, przy pięciu przypadkach potwierdzonych poza Azją, w tym dwóch w Stanach Zjednoczonych, taki wniosek wydawał się absurdalny. „Eksperci mający głęboki wgląd i rozumiejący naturę poprzednich epidemii wydawali się dosyć pewni, że i ta pojawi się, a potem zniknie” – wspominał Uğur. „Ale powiedziałem Özlem: »Tym razem jest inaczej«”. Był przekonany, że wkrótce ludzkość będzie musiała walczyć z tym wirusem jedynie za pomocą podstawowych narzędzi używanych do powstrzymania epidemii w XVIII wieku: kwarantanny, dystansu społecznego, zachowywania podstawowych zasad higieny i ograniczenia przemieszczania się.

Chyba że – oczywiście – ktoś wynajdzie szczepionkę.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: