Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Szczęście do poprawki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szczęście do poprawki - ebook

Jak długo można podtrzymywać konstrukcję, która rozsypuje się jak domek z kart?

Redaktorka kolorowego magazynu, kobieta z pozoru przebojowa, a w gruncie rzeczy niepewna swego - oto cała Jagoda. Swoje szczęście buduje na relacji z Leszkiem. Dopóki żyje w przekonaniu, że tworzą udane małżeństwo, wszystko idzie jak po maśle. Gdy jednak okazuje się, że od dłuższego czasu jest oszukiwana przez męża, jej rzeczywistość rozpada się na milion kawałków. Na szczęście w krytycznym momencie może liczyć na bezinteresowną przyjaźń Magdy oraz wsparcie państwa Kozubków, do których wyjeżdża, by wyleczyć rany. W jaki sposób Jagoda pokieruje swoim dalszym życiem? Czy uda jej się odbudować dawne szczęście? A może odnajdzie nową, odpowiednią dla siebie ścieżkę?

Idealna propozycja dla miłośniczek powieści "Ironia losu" Katarzyny Misiołek.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-270-7623-2
Rozmiar pliku: 729 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Jagoda smutno zerkała w lustro, bezwiednie ściskając w dłoni szczotkę do włosów. Milczała, wsłuchana w urywające się co chwila słowa męża, które dolatywały z łazienki. Żałowała, że szum wody nie zagłuszał ich zupełnie. Miała ochotę zniknąć i nie słyszeć – nie tylko jego przemowy, ale w ogóle niczego.

Żeby można było zapaść się pod ziemię – myślała – albo teleportować się nagle gdzieś, gdzie nic nie przypominałoby tego, co się stało. Gdzie czas stanąłby w miejscu, jeszcze zanim wszystko się zaczęło. Szlag by to trafił – zaklęła w duchu. Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać?

– Rozumiem, że dla ciebie to trudna sytuacja… – dobiegł ją głos Leszka.

Odłożyła szczotkę, oparła łokcie o blat toaletki i ukryła twarz w dłoniach. Łzy same cisnęły jej się do oczu, ale z całych sił starała się je powstrzymać.

Palant! – pomyślała. Czy taki egoista może coś rozumieć? Jakby postawił się w mojej sytuacji, toby mi tego nie zrobił. Zachowuje się jak ostatni drań. Nigdy nie podejrzewałam, że z niego jest taki cynik. Jak on mógł?

Próbowała określić, kiedy właściwie to się zaczęło. Gdzie popełniła błąd? Przecież do tej pory wydawało jej się, że są bardzo zgraną parą. Sądziła nawet, że jest jedną z niewielu kobiet, które mogą powiedzieć o sobie, że są szczęściarami. Uważała swoje małżeństwo za wyjątkowo udane i nigdy nie przyszło jej do głowy, że mogłoby być inaczej. Czyżby tak bardzo otumaniło ją przekonanie o idylli panującej w ich związku, że nie zauważyła wcześniejszych niepokojących symptomów? Oślepła czy co? Swoją drogą, ciekawe, czy inni dostrzegli jakieś sygnały? A może wszyscy wiedzieli już dawno, tylko ona, idiotka, była taka naiwna i od dłuższego czasu żyła w błogiej nieświadomości, podczas gdy on…

Załkała cicho.

– …przecież to nie tragedia… – usłyszała kolejny fragment monologu. Drażnił ją jego spokojny ton i opanowanie. Mówił o tym wszystkim tak, jakby właśnie rozważali zaciągnięcie kolejnego kredytu na remont domu.

Czy on udaje, czy rzeczywiście jest taki gruboskórny i nic do niego nie dociera? – pytała sama siebie. Miała jednak nieodparte wrażenie, że Leszek celowo bagatelizuje problem.

Zatkała uszy dłońmi, by już niczego nie słyszeć. Teraz chciała się skupić tylko na swoich myślach.

Czy przyjaciółki od dawna plotkowały za moimi plecami i litowały się nade mną? – analizowała dalej. Czemu nie? Przecież łatwiej jest współczuć i gadać po cichu, niż powiedzieć wprost. Na pewno nikt nie chciał ryzykować. W takiej sytuacji zawsze pojawiają się wątpliwości: Co będzie, jeżeli jej powiem, że mąż ją zdradza? Jak ona zareaguje na taką wiadomość? Może przyjmie ją z godnością i podziękuje, że jestem szczerą i lojalną przyjaciółką. Będzie wdzięczna, że zrobiłam to dla jej dobra, bo lepiej znać prawdę, niż żyć w urojonym świecie, będąc oszukiwaną i poniżaną przez niewiernego faceta. A może – po usłyszeniu tak dramatycznej informacji – poczuje, że całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach, dozna szoku i zareaguje całkiem odwrotnie? Zarzuci mi kłamstwo, rozsiewanie plotek, zazdrość. Co będzie, jeśli w chwili wzburzenia uzna, że nie jestem jej przyjaciółką? Jeszcze mi naubliża i zerwie ze mną wszelkie kontakty. Nie, lepiej udawać, że nic nie wiedziałam. Poczekać na rozwój wypadków, a jak już się dowie (od kogoś innego) albo sama się zorientuje, to w ostateczności zawsze mogę powiedzieć, że coś tam kiedyś słyszałam, ale sądziłam, że to tylko plotki. Ależ oczywiście! Tak jest bezpieczniej i wygodniej! Nie wtrącać się, tylko że osoba oszukiwana prędzej czy później i tak przeżyje tragedię. Prawda zawsze wychodzi na jaw.

Z pewnością koleżanki nie chciały się wtrącać i nieważne, z jakich powodów, ale nie pisnęły ani słowem o tym, co się dzieje za jej plecami. Nawet Magda o niczym nie napomknęła.

Jagoda jęknęła żałośnie, czując ogromny ciężar na piersi.

– Przyznasz przecież, że nie my jedni borykamy się z tym problemem… – rozległ się ponownie szum wody. – …takie rzeczy dotyczą wielu małżeństw…1

Cała ta sprawa, jak większość takich przypadków, zaczęła się dużo wcześniej, niż Jagoda sobie to uświadomiła. Romans jej męża z inną kobietą trwał nieprzerwanie od trzech lat. Skrzętnie przez niego ukrywany, po pewnym czasie i tak stał się tajemnicą poliszynela, która najpóźniej dotarła właśnie do niej. Leszek spotykał się z Beatą, swoją koleżanką z pracy, nawiasem mówiąc, jak to często się zdarza, o blisko osiem lat młodszą od żony. Młoda, atrakcyjna znajoma bez trudu zawróciła mu w głowie i okręciła go wokół palca. Na początku spotykali się raz, dwa razy w tygodniu, w kawiarni, w czasie lunchu lub popołudniami. Wtedy jeszcze dręczyły go wyrzuty sumienia, czuł się nieswojo i wielokrotnie myślał, że jest wobec Jagody nie w porządku. Oszukiwanie męczyło go i powodowało ciągłe zdenerwowanie. Wielokrotnie zastanawiał się, czy nie skończyć tego romansu. Lękał się, że żona coś zauważy i wszystko wyjdzie na jaw. Obawiał się, że ktoś z ich wspólnych znajomych może go spotkać w lokalu podczas randki z Beatą i powie o tym Jagodzie, albo chociażby swojej partnerce, co w efekcie i tak na jedno by wyszło. Jednak do zerwania nie doszło. Beata bardzo go pociągała, więc kiedy wieczorem, kładąc się spać w małżeńskim łóżku, postanawiał więcej się z nią nie spotkać, to następnego ranka umawiał się na kolejną schadzkę. W tej sytuacji podniecała go nie tylko ona, ale też sam fakt nowego doznania.

Po pewnym czasie zaczęli się widywać w małym wynajętym mieszkaniu Beaty. Wówczas Leszek przestał się denerwować. Świadomość tego, że teraz nikt nie jest świadkiem jego wiarołomstwa i nie ma już ryzyka, że może ono ujrzeć światło dzienne, spowodowała, że odzyskał spokój i poczuł się bezkarny. Zaczął czerpać z tych chwil czystą przyjemność, a wyrzuty sumienia znikały, w miarę jak rozwijał się romans. Mniej więcej po roku trwania tego związku prowadzenie podwójnego życia stało się dla niego czymś normalnym, a ukrywanie przed Jagodą zdrady było coraz łatwiejsze. Balansowanie między żoną a kochanką, między jednym a drugim domem, przychodziło mu z coraz większą wprawą. Sam już dobrze wiedział, że w tej kwestii nabiera doświadczenia. Na pytania żony, dlaczego tak późno wraca z pracy, zawsze miał przygotowaną wymówkę: właśnie trzeba było zrobić bilans kwartalny albo przyjęto nowego pracownika i musi go wdrożyć w obowiązki i sprawy firmy, a od czasu do czasu musiał nawet wyjechać służbowo, aby zbadać rynek. Właściwie można powiedzieć, że nie był nad wyraz pomysłowy, a Jagoda w swoim bezgranicznym zaufaniu do męża okazała się niezbyt spostrzegawcza. W dodatku Leszek nie zdawał sobie sprawy, że ów romans już dawno przestał być tajemnicą dla większości jego kolegów, a potem również koleżanek. Jego czujność została uśpiona tak dalece, że przestał kontrolować każdy swój ruch.

Przez cały czas trwania tego podwójnego życia Leszek czuł się całkowicie szczęśliwy. Miał dwie ukochane kobiety, które pragnęły z nim być. Szczerze kochał Jagodę (a przynajmniej tak mu się zdawało), dającą mu niezbędne poczucie stabilizacji i ładu w życiu, a także kochał jednocześnie Beatę, dzięki której jego życie stawało się pikantniejsze i urozmaicone. Obie kobiety uzupełniały się na tyle, że nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować z żadnej z nich. Dlatego tkwił w tej chorej sytuacji bez żadnych planów na przyszłość i nie próbował, a nawet nie chciał, nic zmieniać.

Taki stan rzeczy trwałby nadal, gdyby nie jedno zdarzenie, które odmieniło dotychczasowe życie Leszka i Jagody.2

W początkach marca na jednym z osiedlowych parkingów we Wrocławiu, na skutek częstych monitów mieszkańców, ekipa pracowników usuwała suche i chore gałęzie drzew, korzystając przy tym z wysięgnika koszowego. Miejsce było niewygodne, bowiem pokaźnych rozmiarów, ciężkie i rozłożyste konary niebezpiecznie pochylały się nad stojącymi wokół samochodami. Gdzieniegdzie gałęzie zwisały tak nisko, że kierowcy zawadzali o nie dachami aut, rysując je, co powodowało ich nagminną irytację.

Pracownicy, zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, próbowali ogrodzić najbliższy teren wokół wybranego drzewa, ale z jednej strony, trochę za blisko, stało osobowe audi. Niestety nikt nie wiedział, kto jest jego właścicielem. Ostatecznie uznali, że nic złego się nie wydarzy, gdyż odległość samochodu od drzewa jest prawie wystarczająca i – nie czekając na właściciela pojazdu – zabrali się do pracy.

Jeden z robotników znajdował się w koszu na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią i – niebezpiecznie się wychylając – odcinał wielki konar za pomocą piły spalinowej. Doświadczonemu zespołowi fachowców takie zadania nie sprawiają większych problemów, wykonywane są zazwyczaj bardzo sprawnie i szybko. Tym razem jednak stało się inaczej.

Odcięty właśnie konar, jakby na przekór wszelkim prawom fizyki, splątał się z innymi gałęziami macierzystego drzewa, po czym zadyndał w powietrzu ciężkim, grubym końcem i z hukiem odbił się nim od pnia. Następnie rozkołysany mocno wychylił się w drugą stronę i uwolniwszy się z uwięzi, runął w dół, wbijając się wprost w przednią szybę zaparkowanego w pobliżu audi. W wyniku uderzenia szyba natychmiast pękła, wpuszczając intruza do wnętrza. Reszta gałęzi pozostała na zewnątrz, dostojnie chwiejąc się przez chwilę, po czym zamarła w bezruchu niczym imponująco wielka, rozłożysta miotła. Z daleka wyglądało to tak, jakby z kabiny samochodu wyrastało spore drzewko.

– O kurwa! – wrzasnął jeden z pracowników, a pozostali stanęli w osłupieniu, gapiąc się i nie dowierzając własnym oczom.

Po chwili wszyscy zgodnie zaczęli rzucać przekleństwami. Przy czym repertuar ograniczyli do dwóch, trzech najbardziej popularnych słów.

– Jak to się stało?! – zawołał ten w koszu.

– Co się głupio pytasz, debilu?! – ryknął brygadzista. – Sam widziałeś!

– Mocno się pokiereszowało?! – zawołał ponownie ten z kosza, potężnie wystraszony.

To pytanie sprawiło, że zszokowani koledzy zareagowali i prawie jednocześnie rzucili się do uszkodzonego wozu. Operator dźwigu, widząc, co się dzieje, nie chciał zostać w tyle, więc wyskoczył z kabiny i pobiegł za nimi, zapominając o uwięzionym koszowym.

– Hej! Jachu! Opuść mnie, kurwa! – darł się kumpel na górze.

– Już, już! Nie drzyj się! – wrzasnął niezadowolony operator, wracając do kabiny dźwigu.

Opuścił kosz na dół, aby uwolnić spanikowanego kolegę. Wszyscy pozostali chodzili wokół audi i po kolei – zapalając papierosy – rozprawiali, jak to się stało, że tak dziwnie walnęło.

– Majster – powiedział jeden z nich, po czym zaciągnął się papierosem i wypuścił dym – i co teraz zrobimy?

– Trzeba zgłosić – odparł pytany, drapiąc się po łysej głowie. – Nie da się tego ukryć. – W tym momencie wszyscy jak na rozkaz rozejrzeli się wokół, sprawdzając, czy ktoś ich obserwuje.

– Będą kłopoty? – drążył tamten.

– Pewnie tak, ale i tak prędzej czy później to by się wydało. Nie ma co kombinować – odparł majster, czując, że sytuacja nie jest najlepsza. – Może uznają, że to nie nasza wina, tylko nieszczęśliwy wypadek. W końcu teren został zabezpieczony i wszystko jest prawidłowo – stwierdził bez przekonania. – Dzwonię do kierownika.

Wyjął z kieszeni służbowy telefon i wystukał numer, po czym odszedł na bok, aby bez przeszkód zrelacjonować szefowi, co się wydarzyło.

Wkrótce po tym pojawił się kierownik, a po mniej więcej czterdziestu minutach przyjechała także policja.

– Ustaliliśmy właściciela samochodu. Chłopcy z komendy spróbują się z nim skontaktować. To nie będzie trudne, bo mamy jego telefon domowy i do firmy. O tej porze na pewno złapiemy go w pracy – poinformował jeden z policjantów, pewnie ten ważniejszy. – Trzeba spisać protokół – zwrócił się do kolegi w formie polecenia.

– Nie ma co, facet nieźle się wkurwi – podsumował majster.

– Czy ten właściciel to ktoś z tego osiedla? – zainteresował się kierownik.

– Niestety, chyba nie – odparł policjant. – Z adresu wynika, że mieszka na drugim końcu miasta i w tym cały problem. Gdyby to był ktoś stąd, moglibyśmy iść do jego domu, może zastalibyśmy kogoś, a tak to nawet nie wiemy, do kogo tu przyjechał. Trzeba próbować telefonicznie. Miejmy nadzieję, że w najgorszym wypadku pod numerem domowym czegoś się dowiemy.3

Zadzwonił telefon. Jagoda siedziała wygodnie z podwiniętymi nogami na kanapie, oglądała jakiś nudny serial w telewizji i czekała, aż upiecze się biszkopt, który piętnaście minut temu włożyła do piekarnika. Na dźwięk dzwonka podskoczyła jak oparzona. Sięgnęła po słuchawkę.

– Halo!

– Dzień dobry pani! Tu sierżant Kłosiński z Komendy Miejskiej Policji – przedstawił się nieznajomy. – Czy zastałem pana Leszka Topolskiego?

– Męża nie ma w domu, powinien być teraz w pracy – odpowiedziała nienaturalnym głosem i poczuła nerwowy ucisk w gardle.

Oczami wyobraźni ujrzała obrazy niczym klatki starego filmu, przeskakujące w przyśpieszonym tempie, na których Leszek był w kajdankach, za kratami więzienia, a na końcu w kominiarce z kałasznikowem w dłoniach. Przeraziła się własnych myśli, ale po chwili górę wziął rozsądek i szybko doszła do wniosku, że to niemożliwe, żeby jej mąż wplątał się w jakąś aferę kryminalną, a już na pewno nie mógłby być żadnym szpiegiem czy terrorystą. Szybko otrząsnęła się i powróciła do przytomności.

– Niestety, nie ma go już w firmie. Czy nie mówił pani, dokąd się wybiera po pracy?

– Przepraszam, a o co chodzi? – zapytała. – Czy coś się stało mojemu mężowi?

– Ależ nie! – zaprzeczył żywo sierżant. – Proszę się uspokoić. Chodzi tylko o samochód. Państwo mają srebrne audi coupe?

Chodzi tylko o samochód – przemknęło jej przez myśl.

– Zgadza się. Mąż nim jeździ – odparła, a klucha w gardle, którą przed chwilą czuła, zaczęła znikać.

– No więc zdarzył się incydent. Na państwa wóz spadł konar drzewa i go uszkodził. Właśnie spisujemy protokół, ale musi przy tym być ktoś z właścicieli. Niestety nie możemy ustalić, gdzie jest pani mąż – wyjaśnił spokojnym tonem policjant. – Czy w takim razie możemy prosić, aby pani przyjechała na miejsce zdarzenia? W przeciwnym razie będziemy musieli odholować samochód na policyjny parking.

– Tak, naturalnie, mogę przyjechać. – Jagoda odetchnęła z ulgą. – Wezmę taksówkę i będę za jakieś dwadzieścia minut.

– Ma pani w domu drugie kluczyki do auta?

– Oczywiście. Zabiorę je ze sobą. – Mówiąc to, zerwała się z kanapy i ze słuchawką przy uchu pobiegła na piętro.

– Przepraszam za kłopot, ale tak będzie najlepiej. Szybciej załatwimy konieczne formalności.

– Rozumiem. Zaraz tam będę, tylko proszę podać adres – odparła.

Zapisała podyktowany przez policjanta adres, po czym w pośpiechu wrzuciła zapasowe kluczyki do torebki i próbując sobie przypomnieć, gdzie jest to cholerne osiedle, wybiegła z domu.4

Jechała taksówką pod adres podany przez sierżanta. Trwało to o wiele dłużej, niż zakładała, i zaczęła się już niecierpliwić. Nie wzięła pod uwagę, że o tej porze w mieście będą korki. Była zdenerwowana tą zaskakującą sytuacją. Zastanawiała się, skąd się wzięło ich auto w tej dzielnicy i gdzie jest teraz Leszek.

Przecież mówił, że do wieczora będzie w pracy, dumała, obserwując jednocześnie drogę. Twierdził, że ma jakieś zaległości. Gdyby był w firmie, samochód stałby na służbowym parkingu. Zakładając, że wyszedł z pracy wcześniej, niż planował, to po kiego licha pojechał na drugi koniec miasta? Co mógł robić w tym rejonie? To było dość dziwne i niewątpliwie wymagało wyjaśnienia.

Taksówka zbliżała się do miejsca zdarzenia. Jagoda już z daleka zobaczyła radiowóz, a dalej grupę żywo dyskutujących ze sobą ludzi: dwóch policjantów, czterech robotników oraz całkiem zdrowego na ciele Leszka, a obok niego (o zgrozo!) młodą, atrakcyjną blondynkę, czule uwieszoną mu na ramieniu. Jagoda niemal natychmiast odruchowo się wzdrygnęła. Intuicyjnie poprosiła kierowcę, żeby nie podjeżdżał za blisko. Taksówkarz zatrzymał się trzydzieści metrów od radiowozu. Z tej odległości mogła obserwować rozmawiających.

Zrobiło jej się jakoś nieswojo. Przez moment jak zahipnotyzowana obserwowała, z jaką zażyłością jej mąż i blondynka odnoszą się do siebie. Czuła wyraźnie, że w tym momencie jej policzki pokrywają się rumieńcem, a na czole występują kropelki zimnego potu.

– Wysiada pani? – spytał mężczyzna, z zainteresowaniem zerkając w lusterko.

– Tak, ale jeśli pan pozwoli, za chwilę. Chciałabym jeszcze posiedzieć.

– Proszę bardzo. Mnie tam wszystko jedno, licznik i tak bije – powiedział obojętnie taksówkarz, wzruszył ramionami i rozparł się wygodniej na siedzeniu kierowcy.

Przede wszystkim chciała poczekać, aż jej serce przestanie łomotać.

Widziała Leszka rozmawiającego z policjantem. Był poirytowany. Młoda kobieta objęła go w pasie, przytuliła się i zaczęła głaskać po ramieniu, jakby chciała go uspokoić. Chyba niezbyt uważnie słuchała tego, co mówił mundurowy, bo po chwili Leszek odprowadził ją na bok i zaczął jej coś tłumaczyć. Tym razem słuchała z uwagą. Widać było, że przeraziło ją to, co mówił, bo nagle uśmiech zniknął z jej twarzy. Prawie natychmiast pocałowali się czule w usta i blondynka szybko odeszła w kierunku najbliższego budynku, a Leszek wrócił do grupy mężczyzn.

Jagoda nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą ujrzała.

Nie do wiary, myślała. Co tu jest grane? Leszek nie mógłby mnie zdradzić. A może mógłby???

Zszokowana poczuła, że jest jej potwornie gorąco. Rozpięła kurtkę i poluzowała szalik, który jakoś dziwnie dusił ją w szyję. Oddychała z trudem, zaschło jej w ustach i nie mogła swobodnie przełknąć śliny.

– Dobrze się pani czuje? – spytał zaniepokojony taksówkarz, znowu patrząc we wsteczne lusterko.

Jagoda również spojrzała i zobaczyła uważnie obserwujące ją oczy kierowcy.

– Tak, tak. Nic mi nie jest – uspokoiła go zmieszana. – Wszystko w porządku.

Wiedziała, że teraz musi się opanować. Odczekała jeszcze kilka chwil, obserwując kobietę do momentu, gdy tamta weszła do klatki schodowej jednego z budynków. Na wszelki wypadek zwróciła uwagę na numer domu. Potem wzięła głęboki wdech i poprosiła taksówkarza, aby podjechał bliżej.

Zajęty rozmową z policjantem Leszek zauważył ją dopiero wtedy, gdy wysiadała z samochodu. Podszedł, przybierając pozę rozluźnionego i niewinnego.

– Witaj, kochanie! – zawołał z daleka.

– Cześć! – powiedziała chłodno.

– Policja niepotrzebnie cię fatygowała. Mogłaś nie przyjeżdżać.

– Mogłam, ale już jestem.

– No tak – przyznał lekko zmieszany i nachylił się, chcąc jak zawsze pocałować ją na powitanie.

– Co się właściwie stało? – zapytała rzeczowo i jednocześnie, niby niezamierzenie, uniknęła zręcznie pocałunku.

– Ach, głupi wypadek, ale już wszystko w porządku. Dostaniemy odszkodowanie na pokrycie kosztów naprawy, więc nie ma czym się przejmować.

Zdawało jej się, że wcześniej poirytowany Leszek teraz stara się robić wrażenie bardzo spokojnego, jakby wręcz chciał zbagatelizować sprawę uszkodzenia samochodu, który był dla niego jak najcenniejsza zabawka.

Podeszli do policjanta, z którym przed chwilą rozmawiał.

– Dzień dobry pani – przywitał się mężczyzna, przyglądając się jej z lekkim zdziwieniem.

Zauważyła jego pytające, krótkie spojrzenie, rzucone w kierunku Leszka.

– To moja żona – pośpieszył z wyjaśnieniem Leszek.

Zdezorientowany mundurowy zerknął w kierunku domu, gdzie przed chwilą znikła tajemnicza blondynka. Jednak uznał, że nie takie rzeczy w życiu już widział, a poza tym to nie jego sprawa, więc zachowując dyskrecję, grzecznie zwrócił się do Jagody:

– Wygląda na to, że wszystko już załatwione, mogą państwo jechać do domu – uśmiechał się do niej ze współczuciem. Jagoda nie wiedziała, czy uśmiechał się tak z powodu uszkodzonego auta, czy też tamtej kobiety. – W razie czego skontaktujemy się z panem – dodał, zwracając się tym razem do Leszka.

– Rozumiem, ale poczekamy jeszcze na przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej, który zrobi zdjęcia i oceni szkody – odparł Leszek. – Dzwoniłem już do nich i powiedzieli, że ktoś podjedzie za pół godziny, więc powinien tu być za chwilę – dokończył, jednocześnie zerkając na zegarek.

– To dobrze, ale my nie mamy tu już nic więcej do roboty. W razie czego wie pan, gdzie mnie szukać. Do widzenia – odparł policjant i zasalutował niedbale.

Wracając do domu taksówką, Jagoda i Leszek nie odzywali się do siebie. Mąż unikał jej wzroku, a ona była tak skołowana, że nie wiedziała, jak zacząć rozmowę. Chwilami miała ochotę zaatakować go lawiną pytań, ale nie wiedząc, jakich może się spodziewać odpowiedzi, wolała nie ryzykować awantury w obecności taksówkarza. W tej sytuacji postanowiła milczeć. Utkwiła wzrok w szybie i udawała, że z zainteresowaniem przygląda się ulicom. Cały czas zastanawiała się, kim była owa blondynka, która tak czule obejmowała jej męża. Miała nieodparte wrażenie, że już ją gdzieś widziała. Była pewna, że kiedyś musiała spotkać tę kobietę, tylko nie mogła sobie przypomnieć, w jakich to było okolicznościach.

Czy to możliwe, że Leszek mnie zdradza? – zadawała sobie to pytanie bez przerwy. – On, zawsze taki prawy, człowiek z zasadami, okazałby się nieuczciwym draniem? To niemożliwe. Nie mój Leszek. Nigdy nie zauważyłam nic, co by wskazywało, że prowadzi podwójne życie. Nie było żadnych sygnałów. No właśnie, nie było, czy tylko ja jestem taka ślepa, że ich nie widziałam? A może to tylko jakiś głupi zbieg okoliczności, a ja wyciągnęłam mylne wnioski? Może… Nie, przecież wyraźnie było widać, co się dzieje. Ewidentnie coś ich łączy. Nie jestem idiotką. Wygląda na to, że on ma kochankę i mnie zdradza. Ten drań zabawia się z jakąś lalą! – Jagoda westchnęła ciężko. – Cholera jasna! Pieprzony bydlak! – zaklęła w duchu z wściekłością.

Gdy zbliżali się do domu, doszła do wniosku, że musi sobie to wszystko jeszcze przemyśleć. Postanowiła, że najlepiej będzie, jeśli porozmawia z mężem dopiero jutro, chociaż obawiała się, że do tego czasu Leszek wymyśli jakieś zręczne kłamstwo. Trudno. Tak czy siak, teraz miała spory mętlik w głowie i musiała się uspokoić.

A swoją drogą, ciekawe, czy on sam zacznie się tłumaczyć – pomyślała.

Jednak Leszek wcale nie próbował niczego wyjaśniać. Nie powiedział na ten temat ani słowa. Nie była tylko pewna, czy nie był świadom sytuacji, w jakiej się znalazł, czy tylko udawał.5

Następnego dnia rano siedziała w sypialni przy toaletce, podczas gdy mąż jeszcze spał. Zastanawiała się, jak ma z nim porozmawiać o wczorajszym wydarzeniu. Wiedziała tylko, że prędzej czy później musi do tego dojść. Postanowiła działać niezwłocznie.

– Leszek! – zawołała. – Leszek, wstawaj, już siódma!

– Uhm – mruknął w poduszkę i otworzył oczy.

Widać było, jak resztki snu znikają odsuwane przez jasne światło dnia. Powoli przekręcił się na plecy i przeciągnął, głośno ziewając. Jednym ruchem odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku.

– Słuchaj – zaczęła – kim była ta kobieta, która wczoraj stała obok ciebie?

Na moment znieruchomiał, po czym zerknął na nią przelotnie. Wiedziała, że zaskoczyła go tym pytaniem, a to na razie dawało jej przewagę.

– Jaka kobieta? – grał na zwłokę. Chciał zyskać trochę czasu na zebranie myśli.

– Nie udawaj, dobrze wiesz, o kim mówię. Kto to był? – atakowała, utrudniając mu kombinowanie.

Zapadło milczenie. Leszek podrapał się po lekko zarośniętej brodzie, a potem niepewnie przeczesał palcami włosy. W pierwszej chwili chciał dalej udawać, że nie rozumie, o co chodzi, ale doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Najwyraźniej Jagoda widziała wczoraj, co trzeba, i szybko domyśliła się reszty. W końcu zdecydował się odpowiedzieć.

– To była Beata, koleżanka z pracy – wymruczał zaspanym jeszcze głosem.

Zawsze, gdy rano wstawał z łóżka, jego głos był lekko zachrypnięty i o dwa tony niższy niż zwykle. Odzyskiwał normalną barwę dopiero po porannej toalecie i śniadaniu. Kiedyś to uwielbiała, teraz zaczęło ją irytować.

– Czy u was w pracy wszyscy przytulacie się do siebie i całujecie w usta? – zapytała z nieukrywanym sarkazmem.

– Jasne, że nie. Nie bądź złośliwa.

– Czy w takiej sytuacji można nie być złośliwym? Od kiedy mnie zdradzasz? – Czuła, że zaczynają jej puszczać nerwy. – Jak długo jeszcze zamierzałeś mnie oszukiwać?!

– Uspokój się. Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Ale zrobiłeś to! Jak długo to trwa?

– Przecież to nieistotne – rzucił oschle.

– Dla mnie istotne – syknęła z wściekłością.

– Po co ci to? – próbował uniknąć odpowiedzi. – Co za różnica, jak długo?

– Leszek, jestem twoją żoną i należy mi się odrobina szacunku. – Jagoda próbowała się opanować, chociaż przychodziło jej to z największą trudnością. Wciągnęła powietrze, żeby nie wybuchnąć, i dodała: – Chyba stać cię na odrobinę szczerości wobec mnie.

Leszek z rezygnacją pokręcił głową. Wiedział, że nie ma wyjścia i musi się przyznać. W końcu Jagoda nie jest aż tak naiwna.

– Leszek, czekam na odpowiedź – ponagliła go zniecierpliwiona.

– Prawie trzy lata – odparł z rezygnacją.

– Co?! – Wytrzeszczyła oczy zaskoczona, z wielkim wysiłkiem powstrzymując chęć rzucenia się mężowi do gardła. – Zdradzałeś mnie przez trzy lata?! – Jej głos był nienaturalnie wysoki, słyszała, że jakoś dziwnie skrzeczy. – Robiłeś ze mnie idiotkę przez trzy lata i gdyby nie ten głupi wypadek z samochodem, robiłbyś to dalej bez żadnych skrupułów?!

– Nie krzycz.

– Ja nie krzyczę! Ja jestem wściekła! – wrzasnęła, czując, jak jej serce wali niczym młot, ale natychmiast powściągnęła emocje i dodała spokojniej: – Pytam, jak długo jeszcze zamierzałeś mnie zwodzić?

– Nie wiem, nie mam pojęcia. To wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie sądziłem, że sprawa zajdzie tak daleko. Nie zamierzałem cię zdradzać ani oszukiwać… po… po prostu tak wyszło – zająknął się zmieszany. W końcu, zniecierpliwiony, wstał z łóżka i skierował się do łazienki.

– Oszalałeś?! „Tak wyszło” można powiedzieć o jednorazowym skoku w bok, a nie o romansie, który trwa trzy lata!

– Niech ci będzie – zgodził się. Nigdy nie lubił kłótni. – I co z tego? – dodał lekceważącym tonem.

– Jak to co? Tak dalej być nie może – stwierdziła zdezorientowana. Wcześniej nie myślała o tym, że skoro romans wyszedł na jaw, to musi podjąć jakąś decyzję co do przyszłości. Teraz ta nagła, oczywista myśl zaskoczyła ją samą.

Leszek zniknął w łazience i po chwili usłyszała, jak odkręca wodę w prysznicu. Najchętniej porozbijałaby wszystko, co tylko miała pod ręką, żeby wyrzucić z siebie zalewającą ją wściekłość, ale wiedziała, że takim zachowaniem tylko wzbudziłaby w nim niechęć. Poza tym nie chciała się poniżać. Z trudem starała się zapanować nad emocjami.

– Ja z Beaty nie zrezygnuję, zresztą to ciebie nie dotyczy… – usłyszała wyraźnie, zanim szum wody zagłuszył dalsze słowa.

Siedziała tak bardzo zszokowana tą deklaracją, że aż ją na chwilę zatkało. Tego się absolutnie nie spodziewała. Jeśli byłby to nic nieznaczący romans, mogłaby liczyć, że z czasem uda jej się wybaczyć Leszkowi ten wybryk. Może powoli odbudowaliby więź, która ich kiedyś połączyła. Jednak jej mąż oświadczył przed chwilą, że stawia związek z kochanką przynajmniej na równi z ich małżeństwem. W swej naiwności sądziła, że zacznie się przed nią kajać i błagać o wybaczenie, a on nic.6

– Przyznasz przecież, że nie my jedni borykamy się z tym problemem… – rozległ się ponownie szum wody. – …takie rzeczy dotyczą wielu małżeństw…

Fragmenty przemowy Leszka znów wyrwały ją z zadumy. Pomyślała, że jeśli chce z nim dojść do porozumienia, musi zmienić taktykę.

Po dwudziestu minutach mąż wyszedł z łazienki odświeżony, ogolony i pachnący, i jakby pewniejszy siebie.

– Leszek – powiedziała błagalnym tonem. – Nie niszcz wszystkiego, co przez tyle lat budowaliśmy. Przecież to nie ma sensu.

– Nie przesadzaj. Przecież nic takiego się nie stało – próbował zbagatelizować sprawę.

– Proszę cię, zastanów się, co ty mówisz…

– Przestań robić mi wyrzuty – uciął krótko, cały czas unikając jej wzroku.

– Chyba nie zamierzasz żyć w trójkącie? – zapytała przerażona własnymi słowami, a Leszek na chwilę znieruchomiał, zapinając guzik nieskazitelnie czystej, wyprasowanej przez nią koszuli. – Może jeszcze wprowadzi się do naszego domu? – prychnęła ze złością.

– Więc co proponujesz?

– A ty? – zrewanżowała się pytaniem na pytanie.

– W tej chwili nic – odparł spokojnie. – Zresztą teraz muszę już jechać do pracy. Myślę, że lepiej będzie, jeśli dokończymy tę rozmowę, jak wrócę.

– Jak wrócisz z pracy czy jak skonsultujesz się z kochanką?

– Jagoda, znowu przesadzasz. Ta ironia w niczym nam nie pomoże – dodał zniecierpliwiony i zaczął wkładać spodnie. – Dzisiaj będę w domu o osiemnastej, to pogadamy – zamknął temat.

– Ale Leszek… – chciała go jeszcze zatrzymać.

– Nie ma sensu teraz o tym rozmawiać. Jesteś zdenerwowana, a ja za chwilę będę spóźniony – rzucił przez ramię, wychodząc z pokoju.

Jagoda czuła się tak, jakby ktoś ją spoliczkował. Właściwie zupełnie nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Biec za nim i błagać, żeby zmienił zdanie, czy pozwolić mu odejść? Czy może jeszcze coś wskórać, kiedy widać wyraźnie, że on unika rozmowy? Może raczej powinna ochłonąć i rzeczywiście wrócić do tego później, gdy mąż wróci z pracy?

Na pewno spotka się z tą zdzirą i obgadają całą sytuację, żeby wspólnie podjąć jakąś decyzję – myślała rozgorączkowana. A jeśli Leszek zażąda rozwodu? Wybierze tę drugą, a ja, żona, po tylu latach małżeństwa zostanę sama, opuszczona, porzucona jak jakiś stary, nikomu niepotrzebny kapeć?

Przerażona, siedziała bezradnie w sypialni i słuchała, jak Leszek wychodzi z domu i zatrzaskuje za sobą drzwi wejściowe. Nawet nie zjadł śniadania. Przyszło jej do głowy, że koniecznie musi o tym z kimś porozmawiać, bo w przeciwnym razie pęknie ze złości jak nadmuchany do granic możliwości balon. Chwyciła za słuchawkę telefonu i automatycznie wybrała numer do przyjaciółki, z którą zawsze mogła szczerze i bez skrępowania pogadać.

Magda była jej serdeczną koleżanką od czasów liceum. Nie chodziły do jednej klasy, chociaż były w zbliżonym wieku. Poznały się kiedyś na letnim obozie, a potem kontynuowały znajomość. Mieszkały w jednym mieście, więc często spotykały się po szkole i szybko zrozumiały, że doskonale się dogadują. Jagoda liczyła się ze zdaniem Magdy, która zawsze była obiektywna i bezinteresownie życzliwa.

Jakoś tak się złożyło, że poza Magdą nie utrzymywała bliskich kontaktów z innymi koleżankami. Od chwili, gdy związała się z Leszkiem, zaczęła bywać głównie w jego środowisku i spotykała się tylko z żonami jego kolegów, zaniedbując własnych znajomych, którzy z czasem założyli rodziny i porozjeżdżali się po kraju i świecie. Szczerze mówiąc, zapomniała o nich, tak jak potem oni zapomnieli o niej. Tylko Magda starała się pielęgnować ich przyjaźń i dzięki temu teraz Jagoda miała chociaż jedną bliską osobę.

Magda z Radkiem poznali się mniej więcej sześć lat temu i – jak sami mówili – było to wtedy, gdy oboje dojrzeli już do poważnego związku i założenia rodziny. Bardzo szybko zdecydowali się na ślub i cztery miesiące później byli już połączeni sakramentem. Ich małżeństwo układało się wzorcowo, gdyż mieli podobne podejście do kwestii stałego związku. W ich przypadku był to układ absolutnie partnerski. Każde z nich miało swoje pasje i ambicje zawodowe, których realizacją zajmowali się oboje przy całkowitej aprobacie i wsparciu drugiej strony. Dzięki temu zawsze i we wszystkim mogli na siebie liczyć. Za to ich wspólne wolne chwile stawały się wielkim świętem i radością. Umiejętnie celebrowali czas spędzany we dwoje – czy był to dłuższy urlop, czy tylko jedno wolne popołudnie. Można powiedzieć, że potrafili być razem nawet wtedy, gdy byli osobno. Jagoda zawsze podziwiała Magdę za to, że będąc kochającą żoną, nie rezygnowała z własnych marzeń. Ona sama poddała się i podporządkowała mężowi tak bezgranicznie, że pozwoliła, by wszystko kręciło się wokół niego. Jej czas był zdominowany jego grafikiem. Mimo że Leszek nigdy jej nie mówił, jak powinna żyć, to jednak zawsze wydawało jej się, że właśnie tego od niej oczekiwał. Między innymi dlatego nie pracowała na etacie, żeby móc się zająć wszystkim, co wiązało się z prowadzeniem domu i obsługiwaniem męża. Nawet się nie odważyła prosić go o zgodę na pracę w pełnym wymiarze, tak jak nie przyszło jej do głowy, żeby zacząć się rozwijać zawodowo czy realizować własne pasje.

Czasem zadawała sobie pytanie, jak to się dzieje, że Magda potrafi żyć z mężem w przykładnym związku, będąc jednocześnie w pełni niezależną i samodzielną kobietą. Może przyczyna tkwiła w jej temperamencie, a może po prostu w mądrości? Magda rzeczywiście była bardzo pewną siebie, charyzmatyczną osobą, co dało się zauważyć również w jej obrazach. Ich śmiałe kolory i odważne, eksperymentalne łączenie różnych technik malarskich podobały się klientom, którzy chętnie kupowali jej prace.

Wysoka, szczupła, o krótko przystrzyżonych, ciemnokasztanowych włosach i wyrazistej urodzie, zawsze elegancka, ale niekonwencjonalna od razu wzbudzała podziw, a także sympatię, wynikającą z jej swobodnego i bezpośredniego sposobu bycia. Poczucie humoru i lekka nonszalancja natychmiast przysparzały jej wielu przyjaciół, zwłaszcza że z racji uprawianego zawodu uczestniczyła w wielu wernisażach, galach i przyjęciach charytatywnych, gdzie nie brakowało okazji do poznawania nowych ludzi. Była ogólnie szanowana i lubiana zarówno za osobowość, jak i za talent. Może więc jej mąż widział w niej, tak samo jak inni, wspaniałą, nieprzeciętną i uroczą kobietę. A może właśnie fakt, że ona sama znała swoją wartość, powodował, że inni również tak ją postrzegali?

Płacząc w słuchawkę, Jagoda poprosiła Magdę, żeby natychmiast przyjechała, bo musi z nią porozmawiać, inaczej nie wytrzyma i chyba wyskoczy przez okno, co – zważywszy na jednopiętrowy domek – byłoby jednak mało skuteczne i bezsensowne.

Magda nie miała normowanego czasu pracy, dlatego w ważnych momentach była do dyspozycji o każdej porze dnia, a nawet nocy. Właśnie przygotowywała kolejną wystawę swoich prac, gdy usłyszawszy groźbę Jagody, uznała, że sprawa musi być poważna, więc bez zbędnych ceregieli zgodziła się odwiedzić przyjaciółkę.

– Nie rycz – zareagowała na jej spazmatyczne szlochy. – Będę u ciebie za godzinę. Przynieść ci rogaliki na śniadanie?

– Przynieś, może po nich zacznę racjonalnie myśleć – załkała w słuchawkę Jagoda.

Słysząc to, Magda poczuła ulgę, gdyż doszła do wniosku, że jednak nie jest to sprawa życia i śmierci. W przeciwnym wypadku rogaliki zostałyby całkowicie zignorowane.7

Magda przyjechała po niecałej godzinie. Zaparkowała auto na podjeździe i bez pukania weszła do domu.

– Cześć! – zawołała, stając w kuchni, gdzie siedziała przy stole zapłakana Jagoda.

W szlafroku, potargana, bez makijażu, z zaczerwienioną twarzą i zapuchniętymi oczyma przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Usmarkaną chusteczkę trzymała zwiniętą przy policzku, a usta miała wykrzywione w podkówkę niczym małe dziecko. Magdzie zrobiło się jej żal.

– Jeszcze w szlafroku? Wyglądasz jak półtora nieszczęścia – powiedziała łagodnym tonem i pocałowała przyjaciółkę w czoło. – Co się dzieje?

– Nie czepiaj się. Ty też byś tak wyglądała na moim miejscu – odparła Jagoda i chlipnęła, przykładając chusteczkę do nosa. – Całą noc nie spałam.

– Ale chyba nie z powodu bezsennej nocy mnie tu ściągnęłaś?

– Nie. – Znowu chlipnęła.

– No to co się stało?

Jagoda zabuczała w chusteczkę, co skutecznie zablokowało jej możliwość wyduszenia z siebie choćby słowa, tym bardziej że w tym momencie miała mętlik w głowie i nie wiedziała już, od czego zacząć.

Przyjaciółka pokręciła głową i położyła swoją przepastną torbę na kuchennym blacie.

– Wiesz co, widzę, że jesteś zdrowa na ciele, przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko masz na swoim miejscu, więc marsz na górę umyć się i ubrać, a ja tymczasem zaparzę kawę i posmaruję rogaliki – zdecydowała. – Kiedy wrócisz, porozmawiamy jak cywilizowani ludzie. Chcesz z dżemem czy miodem?

Jagoda głośno wydmuchała nos, potem głęboko wciągnęła powietrze w płuca i powoli je wypuściła ze świstem, co sprawiło, że znowu odzyskała głos.

– Z jednym i drugim – odrzekła, posłusznie wstając z krzesła.

– Świetnie, nie ma nic lepszego na stres, jak zjeść coś dobrego – skomentowała Magda z uznaniem. – No idź już, bo nie mogę się doczekać, aż mi powiesz, o co chodzi.

Jagoda bez słowa sprzeciwu poszła na górę. W łazience umyła twarz, przebrała się i uczesała potargane włosy. Popatrzyła w lustro i z przerażeniem stwierdziła, że rzeczywiście wygląda jak półtora nieszczęścia.

Jakby teraz Leszek mnie zobaczył, to natychmiast by się ze mną rozwiódł, pomyślała z rozpaczą.

Lekko podmalowała rzęsy tuszem, przypudrowała nos i od razu poczuła się trochę lepiej. Kiedy zeszła do kuchni, śniadanie było już gotowe, a Magda siedziała przy stole i popijała świeżo zaparzoną kawę. Unoszący się w powietrzu aromat podziałał również na zmysły Jagody, więc usiadła i z apetytem zaczęła pochłaniać rogaliki. Przyjaciółka uśmiechnęła się, ale milczała, spokojnie czekając na wyjaśnienia. Przy drugim rogaliku Jagoda nagle zwolniła tempo i spojrzała na nią z powagą.

– Wiedziałaś, że Leszek ma kochankę? – spytała.

Magdę zamurowało; poczuła się, jakby ktoś właśnie w tej chwili stuknął ją młotkiem w głowę. Nie spodziewała się tego pytania.

– Wiedziałam – przyznała się po namyśle – ale miałam nadzieję, że to się skończy, zanim się dowiesz.

– Od kiedy?

– Mniej więcej rok temu widziałam go z jakąś lalą w kawiarni. Widać było, że coś ich łączy, ale miałam nadzieję, że to nie romans – odparła zmieszana Magda.

– Wiedziałaś o wszystkim i nie pisnęłaś ani słówkiem?! Jak mogłaś to przede mną ukrywać?! – Jagoda odłożyła pieczywo na talerz i sięgnęła do kieszeni spodni po chusteczkę. – Ty, moja najlepsza przyjaciółka! – załkała, patrząc na nią z wyrzutem.

– Zrozum, nie chciałam cię zawieść. Byłam przekonana, że tak będzie lepiej. Wiesz przecież, że dobrze ci życzę. Człowiek nie zawsze postępuje właściwie, widać tym razem się pomyliłam – tłumaczyła się Magda. – Może powinnam ci powiedzieć wcześniej, ale zastanów się, nie miałam pewności, czy oni nadal są ze sobą. Nie chciałam robić rabanu o coś, co mogło być już nieaktualne.

– Cholera jasna! – zaklęła nagle Jagoda i chwytając posmarowany rogalik, z wściekłością cisnęła nim o podłogę. Rozpadł się na dwie rozpłaszczone części, a dżem malowniczo rozbryzgał się na beżowych płytkach.

Zaskoczona jej gwałtowną reakcją, Magda znieruchomiała. Przez chwilę milczała bezradnie. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w utworzone wzorki na posadzce, po czym wrażliwość artysty wzięła górę nad szokiem. Przeanalizowała kolorystykę i formę obrazu i dostrzegła w nim coś, co przypominało wyłaniające się dwie zaciekle boksujące się postaci. Doszła do wniosku, że ma przed sobą wymowne, ekspresyjne, choć przypadkowe dzieło.

– Patrz, że też nigdy na to nie wpadłam. To całkiem interesująca twórczość – stwierdziła, bo w tej chwili nic bardziej sensownego nie przyszło jej do głowy.

Spojrzały na siebie i obie wybuchnęły śmiechem. Magda klepnęła się po udzie, a Jagoda aż zapłakała czarnymi łzami, bo świeży tusz się rozpuścił. Znów spojrzały na siebie i ryknęły jeszcze większym śmiechem.

– No widzisz? – chichotała Jagoda.

– A ja się męczę z tą wystawą! – wydusiła z trudem Magda, zabawnie przy tym pokwikując.

– Nie dość, że ciekawe, to jeszcze rozładowuje stres – wykrztusiła przez łzy Jagoda, trzymając się za brzuch, bo właśnie chwyciła ją kolka.

– I jakie to proste! – Artystka zwijała się już ze śmiechu.

– I apetyczne.

– I nowatorskie!

– I e-ko-lo-giczne!

– I świeże, żeby nie powiedzieć dzisiejsze!

Rechotały dłuższy czas, pokładając się na krzesłach. Potem Jagoda, ostatkiem sił łapiąc oddech, oświadczyła:

– Ty sprzątasz, bo ja mam kolkę – i trzymając się za prawy bok, wystękała: – ała, ała!

Magda posprzątała i nalała im obu świeżej kawy z ekspresu. Znów usiadła przy stole i badawczo spojrzała na przyjaciółkę.

– Co zamierzasz z tym zrobić? – spytała poważnie.

– Z czym? – zdumiała się Jagoda, która w pierwszej chwili skojarzyła pytanie z rogalikiem, dopiero co sprzątniętym z podłogi.

– No z tym romansem.

– Aaa. Nie wiem. – Jagoda natychmiast posmutniała.

– A co mówi Leszek?

– W tym problem, że nic. – Bezradnie wzruszyła ramionami. – Oświadczył, że pogadamy, jak wróci z pracy.

– No jasne, musi się skonsultować z tą flamą. A swoją drogą, co to za cizia?

– Jakaś koleżanka z firmy.

– Klasyka. – Magda ze zrozumieniem pokiwała głową. Od dawna nie miała dobrego zdania o mężu przyjaciółki, a poza tym znała wiele podobnych historii małżeńskich. – A jaka ona jest?

– Młodsza ode mnie.

– Pomyśl, jak byś się czuła, gdyby cię zdradzał ze starszą… Czekaj, nie to chciałam powiedzieć. Buc jeden! – zdenerwowała się Magda.

– To mój mąż! – upomniała ją Jagoda.

– Przepraszam.

– Powiedział, że ją kocha – westchnęła.

– To przynajmniej z miłości cię zdradza.

– Powiedział, że mnie kocha – mruknęła znowu Jagoda, patrząc przed siebie w zamyśleniu.

– Ją – uprzejmie poprawiła Magda.

– Mnie!

– Zaraz, zaraz, chyba się pogubiłam. To kogo on w końcu kocha?

– Siebie! Pieprzony egoista! – wypaliła ze złością Jagoda.

– To akurat wiem od dawna – zgodziła się Magda. – Ale którą z was kocha?

– Obie. Powiedział, że obie nas kocha… To chyba znaczy trójkącik.

– I zgodziłaś się?

Jagoda jęknęła.

– To bez znaczenia. Kimkolwiek ona jest, nie zmienia to faktu, że on mnie zdradza od trzech lat.

– Żartujesz? Od trzech lat? – Magda wybałuszyła i tak już wielkie oczy, które w tej chwili osiągnęły średnicę niemal starych pięciozłotówek z rybakiem. – Nieźle się ukrywali, ale to znaczy, że to nie jest przelotny, nic nieznaczący skok w bok.

– Tak, i dlatego jest mi jeszcze trudniej. Jak on mógł mi to zrobić i to po tylu latach małżeństwa?

– Co za różnica, po ilu. Zdrada to zdrada – zauważyła rozsądnie Magda.

– Fakt – przyznała Jagoda.

– Słyszałam kiedyś historię, jak to żona dowiedziała się o zdradzie ukochanego męża dopiero po jego śmierci. Okazało się, że ten skądinąd zazdrosny o swoją małżonkę, kochający i szanowany pan ma dwoje kilkunastoletnich dzieci z nieprawego łoża. Pomyśl, co ona wtedy czuła? – powiedziała z niesmakiem Magda i skrzywiła się wymownie. – Można sobie wyobrazić, jak ciężko jej było opłakiwać śmierć mężczyzny, którego kochała przez ponad trzydzieści lat, a który okazał się niegodny tej miłości. Jak wielki musiał być żal, gdy uświadomiła sobie, że prawie przez całe życie była oszukiwana? Żyjącemu mogłaby chociaż nawymyślać, powiedzieć, jaki z niego drań, albo na przykład rozbić mu wazon na głowie, żeby wyrzucić z siebie złość. Świetnie! Jakaż to ulga, kiedy można w pierwszej fazie wściekłości wyładować swoje emocje bezpośrednio na winowajcy. A co mogła zrobić ta kobieta, skoro facet kopnął w kalendarz? Zdemolować sobie mieszkania nie warto, a nawrzucać już nie miała komu. Jednak niezależnie od tego, dokąd sprawca tragedii odchodzi, w zaświaty czy do innej kobiety, zdrada pozostaje zdradą, a cały mit o nim pryska – skwitowała, dolewając sobie kawy z dzbanka. – Pozostaje tylko rozczarowanie i żal za utraconym, wyimaginowanym wizerunkiem kogoś, kto tak naprawdę wcale nie istniał. – Westchnęła. – Może to lepiej, że dowiedziałaś się już teraz, a nie dopiero po trzydziestu latach małżeństwa.

– Chyba wolałabym wcale się nie dowiedzieć. Zupełnie nie wiem, co teraz zrobić. Rano powiedział mi, że z niej nie zrezygnuje, a to znaczy, że albo muszę zaakceptować trójkącik, albo odejść. Przecież to nienormalne – Jagoda znów miała łzy w oczach.

– Niemoralne – sprostowała Magda.

– Niech będzie i jedno, i drugie, nienormalne i niemoralne – uznała Jagoda, idąc na kompromis.

– Słusznie – zgodziła się przyjaciółka, a po chwili dodała z oburzeniem: – To po prostu łajdactwo!

Zamilkły obie pochłonięte własnymi myślami.

– A swoją drogą, ciekawe, co to za jedna? – przerwała ciszę Jagoda, głośno odstawiając kubek z kawą obok talerzyka po rogalikach.

– Mówiłaś, że to jakaś baba z firmy.

– Tak, ale chciałabym wiedzieć o niej coś więcej. Kim ona jest? Z wyglądu jest bardzo młoda i plastikowo atrakcyjna – ciągnęła, znów biorąc kubek do ręki. – Włosy ni to rude, ni to blond, jakieś takie złotawe.

– Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? Przecież to niczego nie zmieni.

– Sama nie wiem – zwątpiła Jagoda. Czy to ma sens? Może będzie jeszcze bardziej bolało, jak dowie się wszystkiego. Przez chwilę wahała się, prowadząc wewnętrzną walkę ze sobą. – Chyba tak, jestem po prostu ciekawa.

– W takim razie zapytam mojego Radka, może coś będzie wiedział, w końcu mamy wspólnych znajomych.

Jagoda westchnęła ciężko, robiąc przy tym żałosną minę. Ta sytuacja ją przytłaczała.

– Magda, co ty byś zrobiła na moim miejscu?

– Nie wiem – przyjaciółka wzruszyła ramionami.

– Mam kompletny mętlik w głowie. Nie mogę sobie tego wszystkiego poukładać – biadoliła zrozpaczona. – Nawet nie wiem, jak z nim rozmawiać.

– Ja też nie wiem. – Zasępiona Magda zaczęła się zastanawiać, co by zrobiła, gdyby jej ślubny Radek zrobił coś takiego i po dłuższej chwili rozmyślań nie przyszło jej do głowy nic innego, jak tylko to, że by go zabiła, ale tego nie zamierzała podpowiadać.

– Ja chyba oszaleję – jęczała Jagoda, teatralnym gestem chwytając się za głowę.

– Jagódko, bardzo chciałabym ci pomóc, ale wierz mi, nie wiem jak.

– Już zaczyna mi się we łbie mącić od tych wszystkich myśli, które do niczego nie prowadzą. – Nerwowym ruchem potarła czoło.

W kuchni ponownie zapadła cisza, tylko za oknem słychać było warkot przejeżdżającego w pobliżu samochodu.

– Wiesz co? Mam pomysł. Wyjedź gdzieś na jakiś czas i ochłoń. Moim zdaniem Leszek już zajął stanowisko, a ty, zanim podejmiesz ostateczną decyzję, musisz się dobrze zastanowić, żeby wiedzieć, co dla ciebie jest najważniejsze. W takim przypadku lepsza jest zimna kalkulacja, a emocje są nie na miejscu. Odpoczniecie trochę od siebie, a potem wóz albo przewóz. Jeśli wyjedziesz, przynajmniej się przekonasz, co was jeszcze łączy i czy jemu na tobie zależy. Może Leszek zatęskni i zrozumie, że popełnił błąd. A ty, jak już nabierzesz dystansu, sama zdecydujesz, jak powinnaś postąpić. Możesz nawet obmyślić plan, w jaki sposób o niego zawalczyć, oczywiście, jeśli nadal będziesz tego chciała.

– Ale gdzie ja mam jechać, i to sama? – spytała nienaturalnie wysokim tonem Jagoda.

Patrząc na przyjaciółkę, Magda odniosła wrażenie, że ta jest już bliska histerii.

– Hm. Nie znasz żadnego miejsca, gdzie mogłabyś odpocząć i czuć się swobodnie? – zapytała niezwykle łagodnie, chcąc w ten sposób pozytywnie wpłynąć na nastrój Jagody.

– Każde miejsce, które przychodzi mi do głowy, wiąże się z Leszkiem. Wszyscy znajomi są naszymi wspólnymi znajomymi, a wolałabym uniknąć krępujących pytań i ciekawskich spojrzeń – wyjaśniła już nieco spokojniej.

– No tak – stwierdziła w zamyśleniu Magda – to by nic nie dało. Lepiej, żebyś mogła być bardziej anonimowa… Hmm… Poczekaj, już wiem! – wykrzyknęła radośnie. – Słuchaj uważnie. Kilka lat temu byłam na plenerze w bardzo ładnym pensjonacie. Właściwie to nie jest pensjonat, tylko prywatny dom przypominający stary dworek. To coś na kształt agroturystyki, którą prowadzi miłe małżeństwo. On jest rzeźbiarzem, a ona historykiem sztuki. Oboje uwielbiają towarzystwo i często wynajmują pokoje gościom, zazwyczaj artystom. Czasem organizują warsztaty. To naprawdę spokojne miejsce, zresztą o tej porze roku mają tam martwy sezon. Ci właściciele są jak rodzina, kochani, bardzo dyskretni i życzliwi, dlatego przyjeżdżają do nich ludzie, którzy potrzebują albo ciszy do pracy, albo odpoczynku, żeby naładować akumulatory. I co ty na to? – zapytała wyraźnie ucieszona swoim błyskotliwym pomysłem.

– No nie wiem – mruknęła z powątpiewaniem Jagoda.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: