- W empik go
Szczęśliwi czas liczą! - ebook
Szczęśliwi czas liczą! - ebook
Wakacje nad morzem są okazją do tego, by wiele się nauczyć, szczególnie jeśli ma się tatę, który potrafi z dzieciakami zbudować zegar słoneczny albo zegar piaskowy, a nawet budzik ogniowy. Przygód jest mnóstwo, a przy okazji można się dowiedzieć, jak kiedyś mierzono czas. A skoro już się wie takie rzeczy, to najwyższa pora, żeby nauczyć się posługiwać współczesnym zegarkiem i umieć odpowiedzieć na pytanie: która godzina?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-719-4 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZEGAR SŁONECZNY
Gdy już zmęczyliśmy się pływaniem i rzucaniem piłki w wodzie, wróciliśmy do mamy, na koc. Mój brat Antek od razu położył się brzuchem do góry i ciężko sapał. Tata wycierał się ręcznikiem w wielkie kwiaty, a ja usiadłam koło mamy, leżącej na drugim kocu i czytającej gazetę.
– I kto wygrał? – spytała mama, unosząc okulary przeciwsłoneczne.
– Ja i Tośka! – wykrzyknął radośnie Antek. – Tata ma dziurawe ręce i prawie ani razu nie złapał piłki!
– Coś takiego! – zdumiała się mama. – Więc może jednak zostaniecie sławnymi sportowcami?
Co prawda chciałam w przyszłości być weterynarzem, ale może rzeczywiście powinnam zostać słynną zawodniczką w drużynie siatkówki? Wcześniej jednak planowałam karierę baletnicy, a jeszcze wcześniej – stewardesy w samolocie. Trudny wybór…!
– A kiedy będzie obiad? – spytał Antek chwilę po tym, gdy głośno zaburczało mu w brzuchu. – Głodny się robię! Mamy jeszcze drożdżówki?
– Nie mamy – odparłam, zaglądając do torby. – Wszystkie zjadłeś prawie od razu, gdy tu przyszliśmy! Ty głodomorze! A do obiadu jeszcze trochę czasu.
– A skąd ty to wiesz? – zaciekawił się tata, odkładając ręcznik i siadając obok mnie. – Przecież nie masz zegarka.
– Bo wczoraj poszliśmy na obiad, gdy słońce było nad tamtą wielką sosną – wskazałam dłonią na duże drzewo na wydmie nad nami. – A nasz koc wczoraj leżał w tym samym miejscu!
– A co ma słońce do obiadu? – zdziwił się Antek, siadając. – Ty, Tośka, jak coś wymyślisz…
– Poczekaj… – Tata zmarszczył brwi i przyjrzał mi się z uwagą. – Bo Tosia ma rację! No proszę… Kochanie, słyszałaś? – rzucił w kierunku mamy. – Nasza córeczka mierzy czas ruchem słońca na niebie!
Trochę się speszyłam.
– A… a to tak nie wolno? – bąknęłam. – No, ale przecież słońce wędruje po niebie, prawda? I już dwa razy mama mówiła, że musimy iść na obiad właśnie wtedy, gdy słońce było nad tą sosną, więc…
– Coś takiego! – Mama spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nasza córeczka działa jak dobry zegar słoneczny!
– Zegar słoneczny? – spytał Antek nieufnie. – Co to znaczy? Przecież zegar to taki ze wskazówkami, jaki tata nosi na lewej ręce. Albo taki, jaki wisi w domu. Albo taki jak na dworcu, co cyferki od razu pokazuje…
– A myślisz, że ludzie zawsze mieli takie zegary? – roześmiał się tata wesoło. – Antku, kiedyś odmierzanie czasu nie było takie proste. Dlaczego? Bo nie było zegarów! Pewnie trudno wam w to uwierzyć…?
– To skąd ludzie wiedzieli, że trzeba wstać do pracy lub do przedszkola? – zdziwiłam się bardzo. – Albo o której muszą być na dworcu, żeby zdążyć na pociąg?
– Kiedyś pociągów nie było – burknął Antek z wyższością. – Ani samolotów. To była era… era… STAROŻYTNA! Ale naprawdę zegarów też nie było?
– Ani zegarów, ani komputerów… – mruknęła mama pogodnie. – To była era komputera łupanego. Dzieci drogie, tata mówi prawdę. Kiedyś ludzie wiedzieli, jaka jest pora dnia, patrząc na słońce!
– Czyli wiedzieli tylko, kiedy jest rano, południe albo wieczór? – Antek chyba nie dowierzał. – A godziny nie znali?!
– W ogóle – oświadczył tata, kręcąc głową. – Dopiero potem ktoś wymyślił zegar słoneczny…
– To musiało być bardzo trudne – szepnęłam z szacunkiem. – I jak on działał, ten zegar słoneczny?
Tata nic nie odpowiedział, tylko narysował palcem na piasku spore koło, a potem wziął w dłoń moją łopatkę do piasku z długim trzonkiem, i wetknął ją w piasek pośrodku koła.
– No i co to ma być? – Nie wytrzymał w końcu Antek. – Mierzyli czas łopatkami czy jak?!
Mama i tata śmiali się tak, że długo nie mogli się uspokoić.
A potem tata pokazał palcem na cień, który rzucała łopatka. Cień był dość długi i sięgał aż za kółko narysowane na piasku. Mama zaś sięgnęła dłonią i zrobiła na kółku kreskę w miejscu, którego dotykał cień.
– Teraz nasz zegar słoneczny wskazuje godzinę dwunastą! – oznajmiła, zerkając na swój zegarek. – Bo właśnie minęło południe. Za godzinę zrobimy kreskę w kolejnym miejscu, którego dotknie cień. I za kolejną godzinę… i tak dalej. Widzicie? Gdybyśmy zaczęli tę zabawę rano, to już mielibyśmy zaznaczone trzy godziny na naszym zegarze słonecznym!
– Ja nie mogę! – wykrzyknął Antek, zrywając się z miejsca. – Ale fajny pomysł!
Poczułam się dumna, że – prawie sama z siebie – wymyśliłam zegar słoneczny. Bo przecież była to w końcu moja łopatka, no nie?
A tata tylko trochę mi pomógł.