- W empik go
Szczodre Gody - ebook
Szczodre Gody - ebook
Pokryty śniegiem górski pensjonat, tajemnicze morderstwo, nieznośny doktor Langhammer – komisarz Kluftinger znów na tropie! Nowa książka bestsellerowego duetu: Volker Klüpfel i Michael Kobr.
Dla państwa Kluftingerów ma to być krótki, odprężający wypoczynek w górach, którym chcą się cieszyć mimo towarzystwa dość specyficznego małżeństwa Langhammerów. Zimowy weekend w pięknym górskim hotelu w Allgäu z atrakcją w postaci sztuki kryminalnej na żywo zapowiada się naprawdę ciekawie. Niestety początkowa zabawa szybko przeistacza się w rzeczywistość, gdy jeden z gości hotelowych zostaje zamordowany. Kluftinger staje przed nie lada zagadką: zwłoki znajdują się w pokoju zamkniętym od wewnątrz. Na domiar złego szalejąca burza śnieżna wywołuje lawinę, która odcina hotel od reszty świata. Komisarz może liczyć tylko na siebie. To znaczy: prawie…. Do śledztwa miesza się Langhammer. Na domiar złego dochodzenie rozgrywa się w czasie osławionych Szczodrych Godów, o których w górach opowiada się przerażające historie.
Słowiańskie Szczodre Gody to okres odpowiadający niemieckim Rauhnächte – 12 nocom między Bożym Narodzeniem a świętem Trzech Króli. Pierwsza z nich (Rauhnacht) rozpoczynała się o 24:00 w Wigilię i trwała do tej samej godziny 25 grudnia. Ostatnia kończyła się 5 stycznia. Po niej następowało święto Trzech Króli.
Tradycja dwunastu nocy prawdopodobnie wywodzi się z roku księżycowego, który liczył 354 dni i był o jedenaście dni (czyli dwanaście nocy) krótszy od roku słonecznego. Wierzono, że w tym czasie zaburzone zostają prawa natury i że nocami domy są nawiedzane przez dusze zmarłych.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7802-124-7 |
Rozmiar pliku: | 927 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skulony na tylnym siedzeniu Kluftinger wciągał w płuca ciepłe, wilgotne powietrze. Zmęczonym wzrokiem śledził mijany krajobraz Allgäu, który wydawał mu się tak nierzeczywisty, jakby był makietą kolejki elektrycznej. Aby zwalczyć nudności, od których na czoło wystąpił mu zimny pot, oparł głowę o zaparowaną szybę. Jej chłód przyniósł mu ulgę.
Jeszcze przed kilkoma tygodniami wszystko w jego życiu wyglądało tak pięknie. Wspaniałe babie lato ustąpiło październikowej złotej jesieni. Wprawdzie komisarz mógł cieszyć się nią dopiero, gdy ukazała światu swe zimne, mokre oblicze, ale najważniejsza była ulga, że tegoroczne lato tak szczęśliwe się skończyło. Lato, którego nie zapomni do końca życia…
Również Boże Narodzenie przed tygodniem, które spędził z rodzicami, synem i jego dziewczyną, miało niezwykły, harmonijny przebieg.
– Oj! – Dziura w drodze spowodowała, że jego żołądek na moment niebezpiecznie podskoczył.
– Wszystko w porządku tam z tyłu, w klasie ekonomicznej?
Kluftinger spojrzał w lusterko i potakująco skinął głową. Zamiast twarzy kierowcy dostrzegł tylko parę błyszczących oczu w ogromnych okularach. Spojrzenie, które napotkał, wyrażało obietnicę. Obietnicę, że nadchodzące dni będą piekłem. Jak mógł się na to zgodzić? Jak mógł przyjąć zaproszenie od właścicielki hotelu? Wiedział jednak dokładnie, dlaczego uległ: skorumpowała go perspektywa spędzenia weekendu w górskim hotelu, pośród śnieżnobiałych alpejskich szczytów i błękitnego nieba. Poza tym kobieta właściwie błagała go, żeby przyjechał, bo przecież ostatniego lata uratował jej życie. To fakt. Zresztą nie tylko jej… Pocierając skronie, wrócił myślami do tego najczarniejszego rozdziału w swojej karierze zawodowej. Do przedstawienia amatorskiego teatru, do groźby ataku terrorystycznego… Potrzasnął głową, jakby miało mu to pomóc pozbyć się ponurych myśli.
I dokąd go to wszystko zaprowadziło? Siedział w przegrzanym jeepie gminnego lekarza z Altusried, trzymając bagaż na kolanach i walcząc z nudnościami. Żałował, że jednak się ugiął, kiedy Erika go błagała, a doktor Martin Langhammer nalegał, żeby pojechali – ten ostatni pędził teraz jak wariat swoim małym „zimowym samochodem” po krętej górskiej drodze i nie pozwalał Kluftingerowi otworzyć okna.
– Uwaga! – krzyknął nagle komisarz, gdyż zobaczył, jak jeden z przydrożnych słupków szybko się do nich zbliża.
Langhammer zareagował na to ostrzeżenie gwałtownym skrętem, który sprawił, że żołądek podskoczył Kluftingerowi do samego gardła.
– Bez obaw – odezwał się doktor spokojnym tonem. – Właśnie dlatego jedziemy samochodem terenowym. Wie pan, często mam wizyty domowe na odludziu, więc wyższe zawieszenie nie zaszkodzi.
Kluftinger przetarł dłonią boczną szybę. Przed kwadransem intensywnie zaczął padać śnieg i zdążył już pokryć drogę kilkucentymetrową warstwą białej mazi.
– Tak, przy takiej pogodzie samochód terenowy rzeczywiście jest o wiele bezpieczniejszy. Ale wy pewnie macie całą masę radiowozów z napędem na cztery koła, prawda? – powiedziała Erika, usiłując podtrzymać między mężczyznami rozmowę na temat, który, jak sądziła, jest typowo męski.
– Mhm – mruknął jej mąż, wyraźnie dając do zrozumienia, co sądzi o tej inicjatywie.
– To znaczy… napędu na wszystkie koła to nasz jeep nie ma, prawda, Martinie? – rzuciła z przedniego fotela Annegret Langhammer.
Kluftinger, nasłuchując, wyprostował się, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mu trzymany na kolanach bagaż, a następnie pochylił się do przodu.
– Co? Ma pan jeepa bez napędu na cztery koła? To na czym niby polega jego wyższość nad zwykłym samochodem? Na tym, że właściwie nie ma w nim bagażnika, a walizki trzeba trzymać niemal na kolanach? A może chodzi o to, żeby poczuć wszystkie nierówności drogi jak w chłopskiej furmance? Takie wiejsko-alpejskie klimaty, co? – Szukając poklasku, spojrzał w kierunku Eriki, która jednak nie okazywała zainteresowania tym, o czym rozmawiają mężczyźni, i znudzona wyglądała przez okno.
– Ach, jeszcze pan o tym nie słyszał? – odparł Langhammer, podjąwszy wyzwanie. – To taka nowa japońska moda. Chodzi o redukcję masy i lepszy bilans ekologiczny. Takie samochody nazywa się softroaderami…
Kluftinger prychnął i szyderczo wyszczerzył zęby. Softroader. Przez następny kwadrans w milczeniu napawał się tym słowem i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić: ani ciężkie powietrze, ani bagaż, ani ciasnota na niewygodnej tylnej kanapie, ani nawet medytacyjna muzyka będąca mieszaniną świergotu ptaków i dźwięków ulicznego fletu, jaki można usłyszeć na miejskich deptakach.
Nagle doktor wyłączył radio i, patrząc w lusterko, oznajmił:
– No, kochani, koniec spania, czas poćwiczyć szare komórki, zgoda? Musimy potrenować przed czekającą nas w ten weekend trudną zagadką. Zwłaszcza pan, mój drogi. Kto jak kto, ale to właśnie pan może stracić swoją sławę!
„Prymuśnie”, pomyślał Kluftinger. Nie dość, że musi spędzać Sylwestra na tym odludziu na terenach położonych powyżej Oberstdorfu w towarzystwie zarozumiałego lekarza, to jeszcze razem z pozostałymi gośćmi ma wziąć udział w rozwikłaniu jakiejś kryminalnej zagadki. Rzecz jasna, wszyscy oczekują, że rozwiąże ją właśnie on – i to od razu, ma się rozumieć. Właśnie tę obawę potwierdziły słowa wypowiedziane przed chwilą przez doktora.
– Teraz pan, drogi panie Kluftinger! – zawołał Langhammer, czym wyrwał komisarza z zamyślenia. – Do walizki pakuję stetoskop… – Doktor wyczekująco patrzył w lusterko. – No?
Komisarz nie zrozumiał.
– No jasne, że stetoskop. W pańskiej walizce. Przecież jest pan lekarzem.
– Nie, nie, chodzi o zabawę w Pakuję swoją walizkę. Mówię, co do niej pakuję, pan musi to powtórzyć i dodać coś swojego…
Kluftinger tylko pokręcił głową. Jeszcze tego brakowało, żeby wyjść na głupka przed tym konowałem.
– Nie znam tej zabawy! – skłamał, nie siląc się na uprzejmość.
– No nie – odparł Langhammer i zmarszczył czoło. – To niemożliwe! Przecież zna ją każde dziecko! Jeszcze raz: zabawa polega na tym, że każdy wymienia rzeczy, które…
– Stetoskop i plaster pasztetu! Dalej się nie bawię, bo i tak wszystkiego nie zapamiętam!
– Niechże pan da spokój i nie psuje nam frajdy!
Kobiety chętnie przyłączyły się do wspólnej zabawy, ale już po trzydziestu sekundach znów przyszła kolej na doktora.
– Do walizki pakuję stetoskop, plaster pasztetu, maseczkę ogórkową, dwie koszule nocne i piłkę lekarską – wyrecytował z pamięci, demonstracyjnie się nie zastanawiając. – Teraz pan, mój drogi!
– Przecież mówiłem, że się nie bawię, bo nie zapamiętam tych bzdur – mruknął Kluftinger.
– Mąż chyba ma migrenę. To pewnie przez nagłą zmianę pogody, prawda, Pączusiu? – zaszczebiotała Erika.
Kluftinger był wściekły. Migrena. Pączuś. Prymuśnie. Miał ochotę zaraz po dotarciu na miejsce zamówić taksówkę i wrócić do domu. Jedyne, co mogłoby mu w tym przeszkodzić, to koszty takiej eskapady.
– Ach, mój drogi, nie wiedziałem, że miewa pan migreny. W normalnych okolicznościach powiedziałbym, że to stres, ale ponieważ jest pan urzędnikiem, ból głowy musi mieć inną przyczynę.
Po takim dowcipie doktora perspektywa wysokich kosztów powrotu taksówką do domu stała się mniej przerażająca.
– W mojej torbie lekarskiej na pewno znajdziemy coś, co panu pomoże. Bez obaw. Dopóki nie ma pan aury, wszystko jest w porządku. Chyba że ją pan ma?
– Na pewno większą niż twoja! – mruknął Kluftinger, jednak na tyle cicho, że szum silnika zagłuszył jego głos.
– Przy migrenie z aurą ma się zniekształcony obraz lub mroczki przed oczami. Bardzo dziwne uczucie, zapewniam pana.
– Mhm. Nie, w takim razie nie mam, przynajmniej nie w tym momencie. A teraz proszę o chwilę spokoju, żeby… – tu przerwał i, odwracając się do żony ze zgorzkniałą miną, dokończył – …migrena minęła.
– To teraz moja kolej – odpowiedziała z werwą wyraźnie zadowolona Erika. – Do walizki pakuję stetoskop, plaster…
Kluftinger poczuł w nozdrzach zimne powietrze. Prawdopodobnie musiał się zdrzemnąć. Samochód stał przed hotelem, na którego froncie ogromnymi literami wypisano jego nazwę: „Królestwo”. Langhammer już dawno wysiadł.
– Jesteśmy na miejscu! – powiedziała z uśmiechem Erika, co spowodowało, że niezadowolenie Kluftingera ustąpiło łagodnej wyrozumiałości. Tak czy inaczej, nie mógł teraz odjechać i to wcale nie z powodu wysokiej ceny taksówki, lecz raczej ze względu na pewien emocjonalny imperatyw, dzięki któremu przetrwał już niejedną trudną sytuację. Po prostu łatwiej było mu znosić dyskomfort, gdy miał świadomość, że robi to dla Eriki.
Zsunąwszy z kolan torbę podróżną, wysiadł z samochodu. Tymczasem prószący śnieg zamienił się w siekącą zawieję. Komisarz schował głowę w ramiona, odwrócił twarz od wiatru, postawił kołnierz lodenowego płaszcza, a następnie cofnął się, żeby zabrać walizkę Eriki. Langhammer właśnie zaczął podawać pracownikowi hotelu swój dobytek – obok dwóch plastikowych walizek w bagażniku znajdowały się jeszcze dwa kuferki kosmetyczne, sportowa torba, jakiej używają profesjonalni surferzy, dwie pary włochatych śniegowców, kijki trekkingowe i dwa tak zwane miniboby, jeden neonoworóżowy, drugi jaskrawożółty. Niewielka walizka Eriki leżała na samej górze i akurat gdy doktor zamierzał przekazać ją bagażowemu, energicznie wkroczył komisarz.
– Nie, nie, sam ją zaniosę, jest prawie nowa! – zawołał, nie spuszczając wzroku z walizki, którą następnie porwał ze sobą.
W tym czasie Erika i Annegret zdążyły schronić się na ganku. Obładowany Kluftinger właśnie miał do nich dołączyć, gdy usłyszał sapanie. Odwrócił się. Portier próbował wyjąć z bagażnika jedną z dwóch ogromnych walizek Langhammera.
– Krucafuks! – wyrwało się mężczyźnie. – Ależ to ciężkie!
Kluftinger, szczerząc zęby, zawołał do niego:
– Nic dziwnego, w środku jest stetoskop, plaster pasztetu, maseczka ogórkowa, dwie koszule nocne, piłka lekarska, świnka skarbonka, świeca zapachowa, powieść kryminalna, słoik miodu, cztery opakowania chleba pełnoziarnistego, koc z wielbłądziej wełny, szwajcarski scyzoryk, para wełnianych skarpet, odtwarzacz DVD, laptop, poduszka, gra planszowa, dwie płyty DVD, obcinacz do paznokci, olejek do masażu i figurka Anioła Stróża. – Wymieniwszy wszystko, spojrzał z uśmiechem na wciąż zdumionego doktora i pewnie poszedłby dalej, brnąc przez śnieg ze swoimi walizkami, gdyby nie zatrzymał go portier.
– Proszę mi dać chociaż jeden bagaż, przecież jest pan naszym gościem! – powiedział dość opryskliwym tonem mężczyzna i dosłownie wyrwał Kluftingerowi z ręki jego torbę podróżną. Niemrawe „Nie, nie trzeba!” komisarza zagłuszyła zawieja.
Prymuśnie. I co teraz? Nie chodziło nawet o to, że bał się o swój dobytek. Tym, co nie dawało mu spokoju, było pytanie, ile ma zapłacić bagażowemu. Kluftinger, ku niezadowoleniu żony, rzadko wyjeżdżał na urlop, a jeżeli już, to dokądś, gdzie na pewno nie było nikogo, kto nosiłby jego walizki. I co teraz? Kiedyś w jakimś filmie widział, że w Ameryce płacono od liczby bagaży. Czy tutaj też panuje taki zwyczaj? Może w Europie liczy się droga, jaką pokonuje bagażowy? Czy obowiązuje jakiś dodatek alpejski? A jeśli tak, to jaka jest ogólnie przyjęta stawka, żeby z jednej strony się nie skompromitować, a z drugiej niepotrzebnie nie szastać pieniędzmi?
Komisarz niezdecydowanym krokiem ruszył za swoją torbą, trzymając ją nawet za jeden z rogów, aby chociaż w ten sposób nieco odciążyć bagażowego i z czystym sumieniem dać mu potem niższy napiwek.Nad jeziorem Alat koło Füssen komisarz Kluftinger dokonuje przerażającego odkrycia – na brzegu w ogromnej czerwonej kałuży leży martwy nurek. Kluftinger, który ku swemu niezadowoleniu podczas dochodzenia otrzymuje dość osobliwe kobiece wsparcie, długo błądzi w ciemnościach. Klucz do rozwiązania zagadki leży na dnie tajemniczego jeziora…
Michael Kobr, Volker Klüpfel
Operacja Seegrund
seria: kryminał
Termin wydania: I kwartał 2012
------------------------------------------------------------------------
Sinikka zaginęła – znaleziono tylko jej torbę i rower.
Dokładnie w tym miejscu, w którym 33 lata wcześniej inna dziewczyna została zgwałcona i zamordowana. To zdarzenie wyprowadziło z równowagi nie tylko policję i opinię publiczną, lecz także jednego z dwóch sprawców przestępstwa sprzed lat…
Jan Costin Wagner
Milczenie
seria: kryminał
------------------------------------------------------------------------
Tegoroczne Boże Narodzenie nie będzie wyglądało tak, jak zaplanował sobie komisarz Kimmo Joentaa z T urku. U drzwi jego domu pojawia się młoda prostytutka. Jakiś czas później kolega Joenty, patolog, zostaje odnaleziony martwy, a najpopularniejszy fiński prezenter telewizyjny cudem uchodzi z życiem…
Jan Costin Wagner
Zima lwów
seria: kryminał
------------------------------------------------------------------------
Z serii
polecamy także:
Powieść
Człowiek, który pokochał Yngvego ∙ T . Renberg
Charlotte Isabel Hansen ∙ T . Renberg
Ludzka miłość ∙ A . Makine
Powieść historyczna
Krystyna córka Lavransa ∙ S. Undset
Kryminał
Operacja Seegrund ∙ V. Klüpfel, M. Kobr
Milczenie ∙ J.C. Wagner
Zima lwów ∙ J.C. Wagner
Reportaż
Urbi et Gorbi. Jak chrześcijanie wpłynęli na obalenie reżimu komunistycznego w Europie Wschodniej ∙ J. Jauer