- W empik go
Szczury hotelowe - ebook
Szczury hotelowe - ebook
W luksusowych hotelach grasują wyspecjalizowane grupy złodziei. Eleganccy przestępcy usypiają czujność gości wysokimi manierami i nim ci dostrzegą zagrożenie, rozkradają ich majątki. Przez wzgląd na swoją przebiegłość nazywani są szczurami hotelowymi. Jedną z ich ofiar pada siostra ówczesnego generał-gubernatora. Pani Łochwiska-Skałłon przyjechała do Warszawy z Petersburga, by zobaczyć się z bratem i załatwić kilka spraw w Kuratorium Szkół Warszawskich. Jej obecność przyciągnęła spojrzenie prasy, a także złodziei. Niedługo po zakwaterowaniu w hotelu Bristol z pokoju kobiety ginie drogocenna biżuteria. By rozpracować szajkę szczurów hotelowych do akcji wkracza szef policji śledczej Ludwik Kurnatowski.
Jedno z wielu opowiadań kryminalnych opartych na prawdziwych wydarzeniach. Wieloletni nadkomisarz Policji Śledczej Ludwik Kurnatowski dzieli się z czytelnikami wspomnieniami z pracy. Zdradza, jakimi prawami rządził się ówczesny świat kryminalny i kim byli jego przedstawiciele.
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-264-2599-4 |
Rozmiar pliku: | 327 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Toteż nauczeni szeregiem smutnych doświadczeń funkcjonariusze służby bezpieczeństwa otaczają obecnie luksusowe hotele pieczołowitą opieką.
Jednak nim zdobyliśmy cenne doświadczenie i nim nauczyliśmy się paraliżować zakusy pomysłowych opryszków – nie obyło się bez ofiar tego typu kradzieży. W praktyce swojej miałem szereg takich wypadków.
Zwłaszcza w pamięci mej utrwalił się jeden, który miał miejsce na kilka lat przed wojną światową.
Było to w październiku 1909 roku. Do Warszawy przybyła z Petersburga siostra ówczesnego generał- -gubernatora Warszawy, pani Łochwicka-Skałłon. Chociaż przybywała do stolicy „Priwisleńskiego kraju” incognito i zajęła skromnie pojedynczy numer na pierwszym piętrze w hotelu Bristol, to jednak gazety szeroko rozpisywały się o przyjeździe siostry dygnitarza, poświęcając całe szpalty opisom jej trybu życia, tualetom oraz sprawom, które ściągnęły ową damę do Warszawy. Dowiedzieliśmy się z gazet, że chociaż była to osoba niepierwszej młodości, jednak ogromnie dbająca o swój wygląd zewnętrzny. Posiadała najdroższe kosmetyki i niesłychanie rzadką a cenną biżuterię.
Pani Łochwicka-Skałłon przyjechała do Warszawy na krótko. Przyjazd jej był spowodowany chęcią zobaczenia się z bratem oraz koniecznością załatwienia pewnych spraw w Kuratorium Szkół Warszawskich, była ona bowiem w Petersburgu przełożoną jednej z najbardziej arystokratycznych pensji i podobno miała zamiar otworzyć także pensję w Warszawie. Z tego to tytułu zawiązała wiele znajomości z dygnitarzami Kuratorium. Drzwi jej pokoju nie zamykały się, każdy kto tylko miał możność spieszył złożyć swą czołobitność siostrze głośnego satrapy, w nadziei, że podobna gorliwość może zaważyć na przyszłej karierze...
Jak zaznaczyłem już, Łochwicka nie była kobietą pierwszej młodości. Rzec raczej można, że sprawa miała się wprost przeciwnie. Jednak umiejętne wykorzystanie tajników kosmetyki, wrodzona elegancja i szyk dodawały siostrze „ekscelencji” wiele powabu i ukrywały przed wścibskim okiem pierwsze oznaki zbliżającej się starości.
Na cześć przybyłej zaczęto wydawać bale i zabawy. Ze wszech stron słyszało się opowiadania o bajecznych kosmetykach, o nadzwyczajnych brylantach i kosztownościach, którymi Łochwicka olśniewała otoczenie.
– No, no – myślałem sobie – daj Boże, aby błysk tych drogich kamieni nie wzniecił w kimkolwiek chęci dokonania podziału. Dopieroż byłoby gorąco!
Nieszczęście chciało, że przeczucia moje urzeczywistniły się.
Pewnego dnia zameldowano mi rotmistrza N. N., adiutanta Skałłona. Zaniepokojony i równocześnie zaciekawiony kazałem go niezwłocznie prosić do gabinetu.
Po chwili na progu ukazał się przystojny i elegancki oficer.
– Czy pan naczelnik Kurnatowski? – zagadnął.
– Tak jest – odparłem.
– Pozwoli pan, że się przedstawię. Jestem rotmistrzem N. N., adiutant generał-gubernatora warszawskiego – rzekł, wyciągając ku mnie dłoń na powitanie.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.