Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szczury z via Veneto - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
7 lipca 2021
Ebook
34,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Szczury z via Veneto - ebook

„Tu się nic nie zmienia od dwóch tysięcy lat. Plebejusze, patrycjusze, dziwki, księża. Rzym” – mówi jeden z bohaterów włoskiego serialu Suburra. Bo w Rzymie, jak w całych Włoszech, czas się zatrzymał. Turyści kroczą starożytnymi ścieżkami, szukając tego, co minione, mieszkańcy znają na pamięć sentencje Marka Aureliusza, a ulice są tak samo wąskie jak przed kilkuset laty. Tak samo niezmienne są też paradoksy: bieda sąsiaduje z bogactwem, zaśmiecone ulice z pałacami, siedziby kościelnych instytucji z lokalami przejętymi przez mafię, a pamięć o Pasolinim konkuruje z pamięcią o Duce. Jak poskładać tę mozaikę, by obraz Włoch był pełny?

Piotr Kępiński kreśli portret miejsca od wieków targanego namiętnościami. Łącząc czujność obserwatora z zaangażowaniem mieszkańca, opisuje kraj, który fascynuje go od lat. Spaceruje ulicami Rzymu i Sieny, odwiedza Materę i Cilento, opowiada o sardyńskich pragnieniach separatystycznych, osiedlach Romów i handlu narkotykami na rzymskich cmentarzach. Razem z nim odwiedzamy turyńskie wystawy, smakujemy sycylijskich pani, jedziemy rowerem wzdłuż Tybru i zaglądamy do wnętrz Watykanu.

Szczury z via Veneto to erudycyjna opowieść o tym, że choć czasy błogiego la dolce vita dawno minęły, to Włochy wciąż przyciągają, pasjonują, nie dają o sobie zapomnieć.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8191-300-3
Rozmiar pliku: 576 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Marozja składa się z dwóch miast: miasta szczura i miasta jaskółki; obydwa zmieniają się z biegiem czasu; ale nie zmienia się ich stosunek: zawsze drugie z nich lada chwila ma się wyzwolić z pierwszego.

Całymi dniami człowiek wędruje wśród drzew i kamieni. Z rzadka oko zatrzymuje się na jakimś przedmiocie, a dzieje się to wówczas, kiedy rozpoznaje w nim znak innej rzeczy: ślad na piasku mówi o przejściu tygrysa, mokradła zapowiadają podziemne źródło, a kwiat chińskiej róży zwiastuje koniec zimy. Wszystko inne jest milczące i wymienne; drzewa i kamienie są tylko drzewami i kamieniami.

Italo Calvino, _Niewidzialne miasta_,
tłum. Alina Kreisberg, Warszawa 2013ZRZUCIMY NA WAS BOMBĘ

Większość Włochów nie chce Romów w Rzymie. Każda próba integracji kończy się fiaskiem również dlatego, że rasistowskie nastroje podsyca CasaPound (włoski ruch narodowo-rewolucyjny i neofaszystowski, założony 27 grudnia 2003 roku przez Gianlucę Iannonego, wokalistę grupy Zetazeroalfa). A Matteo Salvini do niedawna ze spokojem oświadczał: „Tych, którzy przebywają w kraju nielegalnie, należy wydalić do krajów pochodzenia w porozumieniu z owymi państwami. Włoskich Romów, niestety, trzeba zatrzymać”. Dzisiaj tak nie mówi, bo nic nie może – nie jest już wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych. Ale nastroje i tak się nie uspokoiły.

W marcu 2020 roku dołożył się do tego wybuch pandemii koronawirusa, który (zwłaszcza w prawicowych mediach, choć nie tylko) prowokował pytania o to, czy z romskich obozów wirus nie powędruje przypadkiem do „normalnych” mieszkań. Według oficjalnych danych wiosną zeszłego roku zmarło tam jedynie kilkadziesiąt osób. Zarażonych zostało kilkaset. Jesienią sytuacja się nie zmieniła. Odnotowano zaledwie pojedyncze przypadki. Do apokalipsy zatem nie doszło. Wirus rzymskim Romom nie zaszkodził.

„Czy to cud, czy mityczna odporność tej społeczności sprawiła, że pandemia koronawirusa dotknęła ją tylko w niewielkim stopniu?” – pytała Anna Pizzo, dziennikarka portalu DinamoPress. Niewykluczone, że ani jedno, ani drugie. Prawdopodobnie wpłynął na to fakt, że od wielu lat Romowie żyją w zamknięciu i niechętnie wpuszczają na swoje tereny obcych.

Dzisiaj nastroje w obozowiskach są spokojniejsze niż podczas pierwszej fali pandemii. Wtedy to, już na początku kwietnia, władze Wiecznego Miasta spotkały się z przedstawicielami Romów i Sinti, którzy prosili o pomoc w dostarczeniu do obozów maseczek, żelu odkażającego i jednorazowych rękawiczek. Marco Brazzoduro, szef stowarzyszenia Obywatele i Mniejszości (Cittadinanza e Minoranze), mówił: „Strach przed wirusem obecny jest także wśród samych Romów, z których wielu do niedawna nawet nie wiedziało o zagrożeniu, bo nikt ich nie informował”.

Brazzoduro prowadził zbiórkę pieniędzy na pomoc dla najbiedniejszych rodzin. Do akcji włączyło się też miasto – zaoferowało Romom specjalne kupony na zakupy w sklepach. Problem leżał tylko w tym, że vouchery trzeba było najpierw wydrukować, a następnie wraz z podpisem odesłać do urzędu. Nikt nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, ilu Romów ma komputery wraz z drukarkami w swoich barakach…

Kiedy w październiku 2020 roku zapytałem grupę Romów koczujących w okolicy kortów tenisowych przy Lungotevere della Vittoria, czy skorzystali z tego dobrodziejstwa, nie wiedzieli, o czym mówię.

– Ludzie z urzędów, zanim wymyślą podobne akcje, musieliby przyjść i zobaczyć, jak mieszkamy. Może wtedy by coś zrozumieli. Przecież my tu nawet internetu nie mamy…

Inni Romowie od pięciu lat żyją zaledwie kilkaset metrów od mojej kamienicy. Ich kamper porusza się na przestrzeni kilku ulic. Od via Germania do via Flaminia. Od viale Tiziano do viale di Tor di Quinto. Maszyna wygląda tak, jakby była posklejana z dwudziestu innych samochodów. Z roku na rok rusza coraz ciężej. Im więcej lat jej przybywa, tym więcej spalin wypuszcza z rury wydechowej.

W lecie mieszkający w kamperze Romowie parkują go pod drzewami. Zimą stoją na pustym i nasłonecznionym placu w okolicach siedziby Włoskiego Narodowego Komitetu Olimpijskiego (CONI), do którego co jakiś czas pielgrzymują eleganckie delegacje. Przyjmuje je nie mniej elegancki i popularny we Włoszech przewodniczący organizacji Giovanni Malagò.

Przyjechali tutaj z Kosowa w czasie wojny. Potem urodziły im się dzieci, które, rzecz jasna, nie chodzą do szkoły. Między sobą rozmawiają mieszanką serbskiego i romskiego. Wcześniej żyli w obozowisku na przedmieściach Wiecznego Miasta. Po likwidacji tego miejsca upatrzyli sobie spokojną dzielnicę, gdzie oprócz ich przyczepy stanęły jeszcze trzy–cztery romskie kampery.

Obcych unikają jak ognia. Jedyną osobą z ich rodziny, która rozmawia z Włochami, jest matka. Ta w pobliskim supermarkecie za jedno euro pomaga w przekładaniu większych zakupów z wózka do samochodu. Dwa lata temu, przed świętami, byłem świadkiem awantury z jej udziałem. Włoszka, przekonana, że Romka chce ją okraść, wszczęła alarm, na co rozbawiona kasjerka rzuciła tylko: „Ale ona jest nasza, pani się nie obawia”.

Niczego nie kupują ani niczego nie sprzedają. Kiedy mają ochotę na sport, zdejmują z dachu kampera rower i jeżdżą po okolicy albo grają w piłkę. Jeżeli piwo, to co najwyżej jedno. Wnętrze samochodu jest czyste, w oknach firanki, żadnych śmieci wokół.

Takich romskich kamperów w Rzymie znajdują się już setki. Samochody mają po trzydzieści, a nawet czterdzieści lat i z reguły stoją albo poruszają się po najbliższych terenach. Policja patrolująca okolice, o których piszę, czyli tak zwaną wioskę olimpijską, raczej się przygląda, aniżeli kontroluje. Konfliktów z mieszkańcami żadnych. Bójek zero. Zabójstw także.

A jednak w statystykach nacji, do których Włosi mają najmniej zaufania albo których nie lubią, królują właśnie Romowie i Sinti. Według instytutu Censis (dane z grudnia 2018 roku) aż 69,7 procent Włochów nie chciałoby romskich sąsiadów, a 52 procent jest przekonanych, że więcej robi się dla imigrantów niż dla Włochów.

Zresztą nie trzeba nawet czytać analiz – wystarczy popytać, posłuchać. Nawet wykształceni Włosi nie mówią o Romach inaczej niż „złodzieje”. Co drugi mój znajomy miał z nimi złe doświadczenia – portfel zwędzony z tylnej kieszeni, okradzione mieszkanie. Przyjaciel, który kupował w automacie bilet na metro, w pewnym momencie poczuł, że ktoś grzebie mu w torbie. Kiedy się odwrócił z pretensjami, dostał pięścią w twarz. Nie ulegało dla niego wątpliwości, że pobił go Rom. Innym razem w sklepie z elektroniką byłem świadkiem, jak stara Romka kupowała iPhone za gotówkę. Wykładała na ladę banknoty o nominałach pięć i dziesięć euro, a także drobniaki. Trwało to dosyć długo. Kiedy kasjerka zwróciła kobiecie uwagę, że mogłaby wymienić pieniądze w banku, towarzyszący jej mężczyzna pociągnął ekspedientkę ze złości za kołnierz bluzki. Skończyło się na interwencji ochrony.

Andrea Camilleri w jednym z wywiadów określił swoich ziomków mianem „rasistów”. To nie ulega wątpliwości. Problem w tym, że Romowie (w pewnej mierze) sami w pocie czoła pracują na złą opinię. Jednak trzeba podkreślić, że dane Stowarzyszenia 21 Lipca (Associazione 21 luglio), organizacji działającej na rzecz Romów i innych wykluczonych, mogą wielu zbić z tropu: sześciu na siedmiu włoskich Romów pracuje, uczy się i studiuje. Ci, którzy mieszkają w obozach (przyjezdni, z reguły z Rumunii i krajów byłej Jugosławii), faktycznie są wykluczeni, niemniej trudno o nagłą integrację po trzydziestu latach polityki segregacyjnej.

Paradoksalnie jednak Romów nie ma tutaj zbyt wielu. Dane są niepełne, zastrzega to każdy badacz, ale wynika z nich, że we Włoszech przedstawicieli tej mniejszości etnicznej mieszka około stu osiemdziesięciu tysięcy (niektóre źródła mówią o trzystu tysiącach), z czego sto tysięcy to obywatele kraju żyjący tutaj, tak jak abruzyjscy Sinti, od średniowiecza. Eleonora Aragona, dziennikarka zajmująca się tematyką romską, pisała: „prawie wszyscy zmieściliby się na stadionie 1 Maja w Pjongjangu” (największym stadionie na świecie, według władz północnokoreańskich mogącym zgromadzić około stu pięćdziesięciu tysięcy widzów).

Skoro Romów jest tak niewielu, to dlaczego stanowią problem? W Italii mieszkają też między innymi Filipińczycy (około stu sześćdziesięciu tysięcy), Banglijczycy (osiemdziesiąt tysięcy), Rumuni (milion dwieście tysięcy) i nikt sobie nimi specjalnie nie zawraca głowy. No, może poza Rumunami. Ci nie mają dobrej prasy z powodu stereotypów lansowanych przez media i niektórych polityków (w tym byłego burmistrza Rzymu Waltera Veltroniego), kojarzących Rumunów z przestępczością i bezrobociem. Jest to taką samą prawdą, jak i nieprawdą. Mężczyźni ciężko pracują, chociażby w budownictwie, kobiety w sklepach, restauracjach, centrach turystycznych. Banglijczycy (z reguły mający swoje sklepy czynne tak długo, jak tylko można) na tyle się wtopili w krajobraz miasta, że ostatnio powstał o nich film fabularny _Bangla_, który bardzo szybko stał się prawdziwym hitem. Filipińczycy mają zaś opinię ludzi pracowitych i uczciwych. Romowie – przeciwnie. Na domiar złego większość z nich żyje w ogromnych obozach zorganizowanych przed laty przez państwo, które z czasem o nich zapomniało. Reszta mieszka w małych obozowiskach albo w komunach. W żadnym innym kraju w Europie nie ma tylu nielegalnych miejsc zamieszkanych przez Romów, którzy zostali opuszczeni przez wszystkich.

Owszem, istnieje cała masa organizacji pozarządowych (i kościelnych, z Caritasem na czele) wspierających Romów, niemniej oni sami mówią wprost – kiedy potrzebujemy pomocy, Włosi wywieszają plakaty: „Możecie zdychać z głodu”, „Nie potrzebujemy was”, „Wynoście się stąd”. Francesca Danese, wiceprezeska Krajowej Koordynacji Centrów Usług dla Wolontariatu (CSVnet), nie owija w bawełnę, gdy mówi, że w kraju dochodzi do aktów nietolerancji, podsycanych przez nieodpowiedzialnych polityków.

Nikt we Włoszech nie ma dobrego pomysłu, jak rozwiązać problem romski. Kiedy ponad dziesięć lat temu ówczesny burmistrz Rzymu Gianni Alemanno (następca Veltroniego) podjął decyzję, żeby zamknąć wszystkie nielegalne miejskie obozowiska i stworzyć nowe miasteczka, ale już poza Wiecznym Miastem, większość polityków nie protestowała – oczywiście poza lewicą. Dzisiaj wiadomo już ponad wszelką wątpliwość, że pomysł był fatalny.

Media interesują się problemem tylko doraźnie, kiedy dochodzi do sytuacji kryzysowych. We włoskich gazetach prawie nie ma poważnych reportaży o życiu Romów w Italii. Absolutnym wyjątkiem na tym tle jest znakomity tekst Annalisy Camilli, dziennikarki portalu Internazionale, która opisała poruszającą historię miłości Nedzada Husovica i Valentiny Marii, mieszkających najpierw w jednym z największych obozów romskich Casilino 900, a obecnie w obozie przy via di Salone, nazywanym przez wszystkich zgodnie „domem wariatów”. Jedynym zaś artystą, który odważył się wejść na teren obozu romskiego i na dodatek nagrać tam teledysk do znakomitej piosenki _Tevere Grand Hotel_, był Alessandro Mannarino. I to zapewne wszystko.

Istnieją opracowania socjologiczne albo dotyczące stanu zdrowia, przygotowywane z reguły przez Caritas, ale tekstów mówiących o życiu codziennym powstało niezbyt dużo. Jedną z niewielu osób, które naprawdę dotarły do rzymskich Romów, zdobyły ich zaufanie i udokumentowały ich życie, jest Polka Maria Stefanek. W stolicy Italii żyje od lat siedemdziesiątych. To tłumaczka i fotograficzka, autorka wielu ciekawych wystaw o życiu Romów w Rzymie. Zanim w 2011 roku zlikwidowano rzymski obóz Casilino 900, często w nim gościła.

– Nie musiało do tego dojść – mówi Maria Stefanek. – To obozowisko było już całkiem ucywilizowane, społeczność skonsolidowana. Według mnie istniała szansa na to, że kiedyś stanie się normalnym osiedlem, oczywiście jeśliby miasto albo państwo pomogło.

Niestety, stało się inaczej. Koniec końców Romów porozsyłano w miejsca, gdzie żyli ludzie z innych części byłej Jugosławii, i wszyscy zaczęli sobie skakać do gardeł. Likwidacja Casilino 900 dla wielu oznaczała początek piekła. Romowie z Bośni nie mogli się dogadać z Romami z Serbii, a ci z Albanii mieli za nic tych, którzy przyjechali z terenów chorwackich. Nie dość, że często mówili różnymi językami, to na dodatek mieli za sobą różne, czasami koszmarne, doświadczenia wojenne. Noszenie broni, strzelanie to była dla nich codzienność.

Zanim Maria weszła w środowisko rzymskich Romów, wiele podróżowała po świecie. Z aparatem. Kiedyś, po wyprawie do Kenii, pokazała swoje fotografie znajomemu artyście, a ten zachęcił ją do robienia zdjęć zawodowo. Po jakimś czasie, zupełnie przez przypadek wpadła na pomysł, żeby utrwalić na kliszy życie tych, których w Wiecznym Mieście nikt nie chce.

– Wiele lat temu w Casilino 900 organizowano Dni Poznawania Kultury Romskiej. Nie pojawiali się tam zwyczajni mieszkańcy, przychodzili tylko wolontariusze albo młodzi. Rzymska klasa średnia konsekwentnie to miejsce omijała. Zaryzykowałam i przyszłam. Cóż, kradzieże były tam na porządku dziennym. Sama widziałam, jak w biały dzień człowiekowi wyrwano z rąk komputer. Romowie byli i są do teraz kojarzeni ze złodziejstwem. Nawet gdy już się zaprzyjaźniłam z lokalsami, cały czas musiałam uważać na swoje rzeczy. Romowie ostrzegali mnie przed Romami. Kiedy pojawiłam się tam po raz pierwszy, kiedy przestąpiłam próg obozu, po dwóch minutach wszyscy o tym wiedzieli. Ktoś mnie od razu zapytał: „A ty tu czego?”. Chciałam pogadać z rzecznikiem obozu. Powiedziałam, że chcę zrobić reportaż. Rzucił tylko, bym sobie poszła główną ulicą: „Zobaczysz, co będzie. Jak będziesz miała problemy, wróć do mnie”. W połowie drogi ktoś zadzwonił do mnie na komórkę i zaczęłam rozmawiać po polsku. Przejeżdżający na rowerze mężczyzna usłyszał to i głośno powiedział: „O, ktoś tu mówi po polsku…”. To był dwudziestoparoletni chłopak, którego zapytałam: „Skąd znasz język?”. Odpowiedział, że osiem lat mieszkał w Polsce. Od tego momentu wszystko zaczęło się układać po mojej myśli. Zaprowadził mnie do dziewczyny z Czech albo ze Słowacji, już nie pamiętam, też doskonale mówiącej po polsku. Jej eksmężem był Kosowianin, który związał się z Polką. Wszyscy żyli w tym obozie. I przez tę dziewczynę weszłam w środowisko Romów. Można powiedzieć, że trochę wsiąkłam. Doszło do tego, że spędzałam tam całe dnie, bywałam na sylwestrach. Zaakceptowali mnie, co faktycznie było niezwyczajne. Uczestniczyłam w świętach, obrzędach, widziałam likwidację obozu, kiedy to Romowie zwyczajnie palili swoje dawne domy. Czy się bałam? Zawsze. Nigdy nie czułam się tam pewnie, aczkolwiek ludzie, z którymi się zaprzyjaźniłam, byli absolutnie wspaniali. Wszystko to trwało od 2008 do 2010 roku. Do dzisiaj poznana przeze mnie w obozie Casilino 900 Saszka Jovanovic-Fetahi, prezeska organizacji Romni Onlus walczącej o prawa romskich kobiet, jest moją przyjaciółką.

Saszka od wielu lat wymyśla akcje, konferencje i seminaria. W 2014 roku zorganizowała pierwsze w historii miasta publiczne spotkanie pod hasłem „Romskie kobiety tutaj i teraz”. W artykule _I am a Romni_ pisała, że Romni jest dyskryminowana trzykrotnie. Po pierwsze dlatego, że jest kobietą, po drugie dlatego, że jest Romni, a po trzecie dlatego, że jest cudzoziemką. „W życiu codziennym romska kobieta doświadcza opresji ze strony zarówno męża, jak i wszystkich innych męskich członków rodziny”.

Oglądamy z Marią zdjęcia, na których Romni czyszczą wielkie cynkowe garnki.

– Dlaczego takie ogromne? Rodziny romskie bywają gigantyczne i to kobieta musi dla tego towarzystwa sama codziennie ugotować jedzenie – mówi Maria i dodaje: – Saszka zachęca je dzisiaj do większej samodzielności i aktywności, co, jak wiadomo, jest nie dość, że niełatwe, to na dodatek niebezpieczne.

Dijana Pavlovic, Romni, która urodziła się w Serbii, a obecnie mieszka we Włoszech, aktorka, działaczka na rzecz praw człowieka, na stronie gazety „Il Fatto Quotidiano” prowadzi swój blog. Daje tam wszystkim dziewczynom radę usłyszaną od swojej babci: „Jeśli rodzisz się kobietą, to musisz być silna, jeśli urodziłaś się Cyganką , to musisz stać się kamieniem”.

Dla Romów za rządów nowej burmistrzyni miasta Virginii Raggi zaczęła się nowa epoka. Bynajmniej nie lepsza od poprzednich. Chyba nawet gorsza. Teoretycznie Raggi chciała naprawić błędy swojego poprzednika, który był zwolennikiem gett za miastem, i zaproponowała biednym rodzinom mieszkania komunalne w blokach zamieszkanych przez Włochów. Plan spalił jednak na panewce. To, co mogłoby mieć sens, zostało unicestwione, ponieważ do akcji wkroczyła też neofaszystowska CasaPound. W każdym miejscu, gdzie pojawiali się Romowie, doprowadzała do poważnych rozruchów. Aktem rozpaczy była kolejna koncepcja Raggi, żeby Romów odsyłać do kraju, z którego do Italii przyjechali, a w zamian dawać im jakieś bliżej niesprecyzowane pieniądze. Z tej możliwości skorzystało kilkanaście rodzin. Innym pomysłem (równie niewydarzonym) była propozycja, aby dofinansowywać Romom kupno własnych domów, ale pod warunkiem wkładu własnego, na co większości z nich po prostu nie stać.

Z tego powodu Romowie w Rzymie żyją ciągle w siedemnastu obozach akceptowanych przez miasto, jedenastu mniejszych osadach i około trzystu miniobozowiskach. Tak wegetuje blisko sześć tysięcy ludzi. Robi się o nich głośno tylko wtedy, kiedy się przeprowadzają do nowych mieszkań.

Tak było w Torre Maura na wschodnich przedmieściach miasta, gdzie na początku 2019 roku doszło do prawdziwej wojny. Na ulice wyszli rzymianie, którzy się sprzeciwili przybyciu siedemdziesięciu Romów (w tym trzydzieściorga trojga dzieci i trzech kobiet w ciąży). Zablokowano skrzyżowania, niszczono żywność przywiezioną przez wolontariuszy specjalnie dla Romów, doszło do szarpaniny, wyzwisk, rzucania kamieniami.

Innym razem w Torre Angela, kiedy miasto przyznało mieszkania czternaściorgu Romom z obozowiska w La Barbuta, mieszkańcy manifestowali z transparentami: „Zrzucimy na was bombę”, „Wynocha stąd”. Skandowano: „Nie chcemy romskiego obozu w naszych domach!”.

CasaPound dopada Romów także w centrach recepcyjnych (Centri di Accoglienza – CDA), w których Romowie mieszkają czasowo, w oczekiwaniu na przeniesienie do innych obiektów. W kwietniu 2019 roku kilkadziesiąt osób blokowało wejście do budynku. Romowie krzyczeli z okien: „Chcemy wyjść, czujemy się jak więźniowie we Włoszech. To nie nasza wina, że tu jesteśmy – to wina miasta”.

_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2021

Wydanie I
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: