Szekspirowska miłość - ebook
Szekspirowska miłość - ebook
Hiszpański biznesmen Antonio Herrera chce się odegrać na rodzinie diSalvo, która oszukała i doprowadziła do bankructwa jego ojca. Odnajduje na angielskiej prowincji Amelię diSalvo, by zmusić ją szantażem do sprzedania mu swoich udziałów w rodzinnej firmie. Uroda i wdzięk Amelii mieszają mu w głowie tak bardzo, że Antonio zakochuje się w niej z wzajemnością. Jednak on nie potrafi darować win jej bratu, a Amelia nie chce wybierać między bratem a kochankiem.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5223-2 |
Rozmiar pliku: | 604 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z okna roztaczał się widok na roziskrzony światłami Madryt, który błyszczał niczym tysiące brylantów. Nocna łuna migotała na tle atramentowej czerni nieba. To było historyczne miasto, ale w tym momencie Antonio Herrera myślał tylko o swej własnej historii. Historii, u podstaw której leżał rodzinny zatarg i nienawiść głęboko zakorzeniona w jego sercu i duszy. Niektórzy uznaliby, że to stare dzieje i że zdążył zapomnieć, ale Antonio znał prawdę. Uraza do rodziny diSalvo zatruła jego hiszpańską krew i umysł i nieustannie zagrzewała do walki.
Machinacje diSalvo zniszczyły jego ojca. To on musiał ratować imperium, budowane przez lata i, mając trzydziestkę na karku, zarządzał znaną na całym świecie korporacją wartą miliard euro.
Jego oczy spoczęły na dębowym biurku i teczce, która dotarła tego popołudnia. Nie minął jeszcze miesiąc od śmierci ojca, a jemu udało się ją odnaleźć. Rok poszukiwań, rok czekania na wiadomość od najlepszego detektywa i wreszcie przyszła odpowiedź. Amelia diSalvo. Albo Amelia Clifton, jak się teraz nazywała. Wszystko jedno, wciąż była brakującym elementem układanki, który był mu potrzebny, aby wziąć klejnot rodzinnego imperium we własne ręce. Prim’Aqua – firma spedycyjna, która kiedyś miała być własnością diSalvo i Herrera. I tak było, dopóki miłość do tej samej kobiety nie zerwała sojuszu. Dawni przyjaciele stali się zaprzysięgłymi wrogami. Teraz właścicielką firmy, a właściwie części udziałów, była ta młoda, drobna kobieta, a on zamierzał zrobić wszystko, by przedsiębiorstwo odkupić.
Otworzył teczkę i wyjął zdjęcie, szukając na nim podobieństwa do jej brata Carla, ale na próżno. Tamten, podobnie jak on sam, miał typowo śródziemnomorską urodę, ciemne oczy, miodową karnację i czarne włosy. Amelia zaś była jasna i pastelowa. Zupełnie jak jej matka, pomyślał, przypominając sobie światowej sławy supermodelkę, która kiedyś była kochanką diSalvo. Z tą różnicą, że Penny Hamilton była wysoka, a Amelia drobna i niska jak jakaś leśna wróżka. Na zdjęciu ubrana była w prostą bawełnianą sukienkę na cienkich ramiączkach. Delikatny materiał podkreślał zgrabną sylwetkę. Coś w nim drgnęło. Pożądanie? Do diSalvo? To byłoby śmieszne. Nie mógłby pragnąć kogoś z rodziny, która zniszczyła jego własną. Niezależnie od chęci jego ciało przeniknął dreszcz, a wzrok pozostał nieco dłużej na zdjęciu, niż to było konieczne. Dostrzegł każdy szczegół. Brzoskwiniową cerę, szeroki uśmiech na drobnej twarzy, długie blond włosy. Czy loki były dziełem natury, czy też efektem codziennych zabiegów stylizacyjnych, tego nie wiedział, ale się dowie. I to wkrótce. W małej angielskiej wiosce, w pobliżu Salisbury, mieszkała dziedziczka fortuny, córka modelki i włoskiego potentata. I to dzięki niej wygra trwającą od lat wojnę.
Jego oczy znów spoczęły na fotografii. Była piękna, ale przede wszystkim była diSalvo i z tego powodu zawsze będzie jej nienawidził. Odda mu to, co powinno należeć do niego. Nazywał się Herrera, więc porażka nie wchodziła w grę.ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był idealny dzień. Ciepły i bezchmurny. Popołudniowe słońce zaglądało przez okna domu, kąpiąc wnętrze w złotym świetle. Gdy jednak zaczął zbliżać się wieczór, niebo przybrało burzową barwę, a powietrze zaczęło pachnieć inaczej, zwiastując letni deszcz.
Był pierwszy dzień wakacji i Amelia mogła sobie pozwolić na słodkie lenistwo. Spała długo, przeczytała książkę od początku do końca, następnie wybrała się do miasteczka po cydr, który można było kupić tylko w miejscowym pubie, i teraz przygotowywała rybną zapiekankę, w asyście kolejnego odcinka „The Crown”. Widziała już cały sezon, ale lubiła, kiedy podczas pracy towarzyszył jej dźwięk telewizora, a trudno o lepsze towarzystwo jak angielska królowa. Dosypała na patelnię szczyptę mąki, by zagęścić sos, wdychając smakowity aromat. Zasmażka z czosnkiem i szafranem sprawiła, że żołądek zaczął się domagać solidnej porcji jedzenia.
Pierwszy dzień wakacji, wspaniale, cudownie, pomyślała, ignorując ukłucie smutku. Przed nią wiele tygodni, które będzie musiała jakoś zapełnić i ta perspektywa nie do końca jej się podobała. Mogła pojechać do Egiptu razem z innymi pracownikami, ale odmówiła. Wystarczająco dużo już się najeździła, wystarczy jej do końca życia. W dzieciństwie matka nieustannie wlokła ją z miejsca na miejsce i teraz wolała pozostać w domu, w tej uroczej wiosce w środkowej Anglii.
Objęła wzrokiem wnętrze kuchni, a na jej ustach pojawił się czuły uśmiech. Domek był typową angielską chatką z kominkiem, kamiennymi ścianami i drewnianym sufitem. Nie przypominał miejsc, w których przebywała razem z matką. Pierwsze dwanaście lat spędziła głównie w pięciogwiazdkowych hotelach. Penny nie uważała, by szkoła była potrzebna jej córce, ale głód wiedzy i męczące pytania Amelii sprawiły, że zatrudniła dla niej korepetytora. Gdy matka zmarła, zaczął się najtrudniejszy czas w życiu Amelii. Jako córka znanej supermodelki, której śmierć w związku z narkotykami miała posmak skandalu, była nieustannie śledzona przez hieny dziennikarskie. Trafiła pod opiekę ojca, którego nawet nie znała. Jeśli budziła zainteresowanie jako córka Penny, to jako diSalvo jeszcze większe. Stała się częścią potężnej rodziny i mimo że była kochana i doceniana, nie mogła się pozbyć uczucia, że tak naprawdę nie należy do nikogo. Dopiero kiedy przeprowadziła się do Anglii i objęła stanowisko nauczycielki w Hedgecliff Academy, poczuła, że znalazła swoje miejsce. Jej niebieskie oczy spoczęły na drzwiach lodówki, które całe przyozdobione były wyrazami wdzięczności od uczniów. Wisiało tam zdjęcie klasowe z napisem „dziękujemy” i liczne rysunki, pełne serduszek i kwiatów, które zawsze wywoływały uśmiech na jej twarzy.
Amelia doprawiła zapiekankę solą i wsunęła żaroodporne naczynie do starego piekarnika, który nazywała pieszczotliwie Agą. Mogła zainstalować nowocześniejszy sprzęt, ale uważała, że piekarnik jest ważną częścią domu i nie chciała się go pozbywać, tym bardziej że działał bez zarzutu. Przez chwilę stała z rękami opartymi na biodrach. To śmieszne, że czuła się samotna. Wakacje dopiero się rozpoczęły. Jeszcze wczoraj otaczała ją grupa dwudziestu siedmiu szczęśliwych ośmiolatków, których żywiołowość potrafiła mocno zmęczyć. Potrzebowała wytchnienia. Poza tym mogła wyjechać, ale odrzuciła zaproszenie, więc nie powinna teraz narzekać. Wybrała takie życie. Odwróciła się od ojca, przyrodniego brata i świata pełnego blichtru. Nie miała wyjścia. Prawda?
Domek wyglądał jak okładka książki Beatrix Potter. Wiekowy kamień pomalowany na kremowo, róże kwitnące w ogródku, glicynia wspinająca się po łuku, który prowadził do frontowych schodów, strzecha z dwoma maleńkimi okienkami w dachu. Palące się wewnątrz światła sprawiały, że cała chatka wibrowała ciepłem i spokojem.
Antonia przeniknęło dziwne uczucie. Patrzył na dom, marszcząc brwi. Myślał o tym, co musi zrobić. Zwycięstwo było bliskie. Na jego twarz spadła kropla deszczu, potem kolejna. Zaczynała się letnia burza, niosąca zapach nagrzanej słońcem trawy i niebezpieczeństwo grzmotów. W domku ktoś się poruszył. Amelia. Wstrzymał oddech, gdy spojrzała za okno. Była blada i choć trudno mu było dostrzec szczegóły z dużej odległości, był pewien, że nie miała makijażu. W jego piersi zapłonęła pewność. Była diSalvo. I była celem jego nienawiści i zemsty.
Ruszył krętą ścieżką. Żwir chrzęścił pod stopami. Nie dał się zwieść słodyczy sielskiego domku. Amelia diSalvo może sobie odgrywać rolę słodkiej dziewiętnastowiecznej panienki, ale nic nie zmieni faktu, że była córką supermodelki i największego łajdaka na ziemi. Stanowiła brakujący element układanki, który miał mu zagwarantować ostateczne zwycięstwo i triumf nad wrogiem.
Chyba swą samotnością w jakiś magiczny sposób wyczarowała towarzysza, bo niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Była już prawie dziewiąta i w dodatku padał deszcz. Kto mógł przyjść o tej porze? Kupiła swój mały domek właśnie dlatego, że leżał w spokojnej okolicy. Żadnych wścibskich sąsiadów, ruchliwych ulic. Dom znajdował się na końcu ślepej dróżki, z którą graniczyła farma. Idealne, ustronne zacisze. Właśnie tego potrzebowała po życiu, przed jakim uciekła. A jednak uznała, że odosobnienie może być urocze, ale niekoniecznie bezpieczne. Złapała tasak leżący na blacie kuchennym i podeszła do drzwi.
– Kto tam?
Odpowiedział jej mocny głos o europejskim akcencie.
– Czy mogłaby pani otworzyć?
– Mogłabym, ale nie otworzę – mruknęła do siebie. – O co chodzi?
– Mam sprawę do omówienia w cztery oczy.
– Jaką sprawę?
– Chciałem… – zaklął po hiszpańsku. – To ważne, Amelio.
Fakt, że znał jej imię, zaintrygował ją. Odblokowała zasuwkę i otworzyła drzwi.
Na ganku było dość ciemno, ale i tak zdołała zobaczyć interesującą twarz mężczyzny.
– Skąd pan zna moje imię?
– Jestem znajomym twojego brata. Musimy porozmawiać.
– Dlaczego? O czym? Chodzi o Carla? Wszystko z nim w porządku?
Oczy mężczyzny zwęziły się i przez chwilę Amelia się przestraszyła, że stało się coś złego, ale nieznajomy się uśmiechnął.
– Z tego co wiem, Carlo ma się dobrze. Mam dla ciebie propozycję.
– Jaką propozycję?
Patrzył na nią tajemniczo.
– Chyba nie będziemy rozmawiali o poufnych sprawach w drzwiach?
– Jest już późno. Ta sprawa nie może poczekać do jutra?
– Właśnie przyleciałem. – Wzruszył ramionami. – Zjawiłem się nie w porę?
Chciała mu powiedzieć, żeby sobie poszedł, bo było w nim coś takiego, co sprawiało, że puls jej przyspieszył. Czy chodziło tylko o strach?
– To nie potrwa długo – zapewnił uspokajająco, ale ona wciąż nie była przekonana. Od kiedy stała się taka podejrzliwa? Przeszła bojowy chrzest, kiedy w wieku dwunastu lat zamieszkała z ojcem i bratem. Wtedy przekonała się, że istnieje wiele sposobów, by kogoś skrzywdzić. Tak zwani przyjaciele ojca okazali się wilkami w owczej skórze, czy też raczej w modnych garniturach. Ale uciekła od tamtego świata i tamtych ludzi. Wyniosła się do Anglii, do swego sielskiego domku w małej sielskiej wiosce i stała się Amelią Clifton, bo takie nazwisko nosiła naprawdę jej matka. Dobre, bezpieczne, nikomu nieznane nazwisko, które nie budzi sensacji i zainteresowania.
– W porządku – powiedziała, odpinając łańcuch.
Otworzyła szeroko drzwi i dopiero wtedy mogła zobaczyć intruza w pełnym świetle. Boże, jaki przystojny! Rysy jego twarzy, kości policzkowe i kwadratowy podbródek wyglądały jak wyrzeźbione w kamieniu. Usta miał szerokie, twarz pokrytą krótkim zarostem. Miał długi prosty nos, ale to jego oczy zrobiły na niej największe wrażenie. Migdałowe, ciemnoszare, obramowane czarnymi, podkręconymi rzęsami, których mogła mu pozazdrościć niejedna kobieta. Te oczy zdawały się opowiadać historię pełną emocji, których nie potrafiła rozszyfrować.
– Cóż… – zaczął szorstko, ale po chwili złagodniał. – Mogę wejść?
– Tak, oczywiście – odparła, przepuszczając go.
Rozpiął kurtkę, strząsając krople deszczu. Jej oczom ukazała się szeroka klatka piersiowa, silna i umięśniona.
– Przepraszam, nieczęsto miewam gości.
– Najwyraźniej – przyznał, odsłaniając w uśmiechu białe zęby. Jego wzrok zatrzymał się na tasaku, który wciąż trzymała w dłoni. – A więc tym się chciałaś bronić?
– Owszem. Powinnam cię ostrzec. Mam czarny pas w przyborach kuchennych.
– Czyżby?
– Żebyś widział, jak wywijam obieraczką do ziemniaków!
Roześmiał się głośno. Chciała odwrócić wzrok, ale nie potrafiła.
– Chętnie to zobaczę następnym razem. Możesz odłożyć tasak. Zapewniam, że nie mam złych intencji.
– Nie wątpię, ale pewnie mordercy też nie ogłaszają, że zaraz zabiją, prawda?
– Masz rację.
– Skąd mam więc wiedzieć, że nie zechcesz mnie załatwić po cichu?
– Przecież wyjaśniłem już, po co przyjechałem – przypomniał jej, marszcząc czoło.
Zauważyła, że rozgląda się po wnętrzu z nonszalancką miną. Naprawdę nie miała dotąd zbyt wielu gości. Raz odwiedziły ją koleżanki ze szkoły, gdy miała urodziny, ale generalnie trzymała dystans. Dom traktowała jak bliską osobę i starała się wypełnić go wszystkim, co lubiła, bibelotami, starymi książkami w twardych oprawach i świeżymi kwiatami.
– Ach tak, propozycja – mruknęła. – Proszę.
Wskazała ręką drogę do pokoju. Ruszył przed nią, a ona zorientowała się, że wpatruje się w jego pośladki. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Nie miała doświadczenia z mężczyznami, bo przypadkowe lunche z zastępcą dyrektora Rickiem Steedem nie liczyły się przecież. Te spotkania kończyły się zawsze niewinnym pocałunkiem w policzek. Nic szczególnego ani kuszącego. Zaczęła podejrzewać, że jest oziębła i żaden mężczyzna nie jest w stanie jej zainteresować. Właściwie było jej dobrze z tym brakiem impulsu seksualnego. Wszystko, czego chciała, miała w książkach. Tam byli najwspanialsi mężczyźni, którzy niestety z kart powieści nie chcieli zejść do prawdziwego życia.
– Ładne miejsce.
– Dziękuję.
– Napijesz się czegoś?
– Chętnie, dziękuję.
– Kawy? Herbaty?
Uniósł brew.
– O tej porze?
Zarumieniła się, jakby była uczennicą skarconą przez profesora.
– To może wina?
– Tak, wino będzie w sam raz.
– Proszę usiąść. Zaraz podam.