Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Szept Krwi: Zew Równowagi (Część 3) - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 czerwca 2025
6,00
600 pkt
punktów Virtualo

Szept Krwi: Zew Równowagi (Część 3) - ebook

"Szept Krwi: Zew Równowagi" to mroczna i wciągająca opowieść, w której losy Lory i Karskiego splatają się w walce o przetrwanie i równowagę. Po wydarzeniach z poprzednich tomów, ich relacja zostaje wystawiona na próbę, gdy muszą stawić czoła narastającemu zagrożeniu ze strony pradawnych mocy i wewnętrznych demonów. Ciemność znowu się budzi, a granice między światami stają się coraz bardziej płynne. Czy zdołają odnaleźć tytułową równowagę i powstrzymać chaos, zanim pochłonie wszystko, co znają? Ostatnia część trylogii to podróż pełna poświęceń, odkryć i ostatecznego starcia, które zadecyduje o przyszłości ich świata.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 93 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Szept Krwi: Zew Równowagi (Księga 3)

Autor: Natalia

Spis Treści

Rozdział 1: Nowy Poranek, Stare Rany

Rozdział 2: Tajemnica Proroctw

Rozdział 3: Trening z Cieniem

Rozdział 4: Szept Zdrady

Rozdział 5: Przejście do Podziemi

Rozdział 6: Śladami Mrocznego Echa

Rozdział 7: Krew Przeszłości

Rozdział 8: Ofiara i Wybór

Rozdział 9: Zew Równowagi

Rozdział 10: Ostateczna Konfrontacja

Rozdział 11: Nadzieja w Zgliszczach

Rozdział 1: Nowy Poranek, Stare Rany

Świt po Krwawym Księżycu nie przyniósł ukojenia. Nie w takim sensie, w jakim zwykły poranek po burzy rozwiewa ciężkie chmury i przywraca spokój. Powietrze, choć chłodniejsze, wciąż było nasiąknięte echem wczorajszych wydarzeń – zapachem spopielonego zła, metalicznym smakiem krwi i mdlącą słodyczą lilii. Wydostaliśmy się z grobowca na Wzgórzach Śmierci jak dwa zranione zwierzęta, potykając się o korzenie i kamienie, a potem padliśmy na ziemię, by złapać oddech, który zdawał się utknąć gdzieś głęboko w płucach.

Karski leżał obok mnie, jego oddech był płytki i urywany. Mimo jego zmęczenia i szoku, czułam jego obecność jak solidną kotwicę w wirze chaosu, który mnie otaczał. Nasze ręce, ubrudzone ziemią i pyłem, dotykały się lekko, niemal nieświadomie, tworząc niewidzialne połączenie w tej nowej, przerażającej rzeczywistości. Gwiazdy powoli gasły na niebie, ustępując miejsca bladej, szarej poświacie świtu, która malowała horyzont na odcienie purpury i indygo.

„Marek… Alicja…” – szepnęłam, a słowa te zdawały się być wyryte w moim sercu. Obraz ich twarzy na ołtarzu, tych martwych, pozbawionych krwi ciał, palił mi się pod powiekami. Była w tym ulga, że ich cierpienie dobiegło końca, ale i gorzki smak porażki, że nie zdołaliśmy ich uratować.

Karski, słysząc moje słowa, otworzył oczy. W jego spojrzeniu widziałam to samo, co czułam – ból, żal i determinację. „Przykro mi, Lora” – powiedział, a jego głos był chrypiący, niemal nieobecny. „Zrobiliśmy, co mogliśmy.” Jego dłoń, wciąż spoczywająca na mojej, delikatnie ścisnęła moją, jakby próbował przekazać mi całe swoje wsparcie. To nie był gest detektywa, ale człowieka, który dzielił ze mną koszmar.

Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Jego twarz, zazwyczaj skupiona i poważna, teraz była zmiękczona zmęczeniem i czymś, co wyglądało na czystą troskę. W blasku wschodzącego słońca, jego oczy, te same, które z taką determinacją badały miejsca zbrodni, teraz patrzyły na mnie z mieszanką szoku, podziwu i… czegoś więcej. Czegoś, co sprawiło, że moje serce zaczynało bić szybciej, ale tym razem nie z lęku.

„On wróci” – powiedziałam, przerywając ciszę, która zdawała się rozciągać w nieskończoność. „Wampir-Mistrz. Czułam to. On nie jest martwy.”

Karski skinął głową, jego usta zaciśnięte w wąską linię. „Wiem. Jest… narzędziem. Tak jak ty. Częścią czegoś większego. Musi być jakieś źródło jego mocy. Coś, co nim steruje. Albo ktoś.” Jego głos był pełen determinacji, ale i cichego, niewypowiedzianego zrozumienia, że nasze życie nigdy już nie będzie takie samo.

Ból w mojej głowie, pulsujący w rytm pradawnego głosu z moich wizji, narastał: „Światło i Cień… jedno i to samo… by otworzyć wrota… by przywrócić Równowagę…”

„Równowaga…” – szepnęłam, a słowo to miało w sobie nowy, głęboki sens. „To nie była tylko walka. To był jakiś rytuał. Oni chcieli coś otworzyć. Mroczne Echo, Krwawy Księżyc… to wszystko było połączone. Moja moc, moje światło… może ja jestem tą ‘Równowagą’. Może to jest moje przeznaczenie. Nie tylko niszczyć. Ale… balansować.”

Karski zamyślił się, jego wzrok błądził po moich dłoniach, które teraz emanowały delikatnym, białym blaskiem, niemal niewidocznym w świetle świtu. „Równowaga. To ma sens. Każda siła ma swoje przeciwieństwo. Światło i Cień. Ty i… Mroczne Echo.” Powoli, delikatnie, uniósł moją dłoń i splótł nasze palce. Jego dotyk był ciepły, kojący, jakby próbował wlać we mnie całą swoją siłę. „Musimy dowiedzieć się więcej o tym proroctwie, Lora. O tym, co oznacza ‘Równowaga’. I jak ją utrzymać.”

Wzeszło słońce, malując niebo na odcienie pomarańczy i złota. Jego promienie, dotykając Wzgórz Śmierci, zdawały się oczyszczać powietrze, ale wiedziałam, że to tylko złudzenie. Cień pod miastem wciąż tam był. Uśpiony, zraniony, ale wciąż obecny. I czekał.

Karski pomógł mi wstać. Byliśmy brudni, zmęczeni, ale przeżyliśmy. I wiedzieliśmy, że to nie był koniec. To był nowy początek. Początek długiej i niebezpiecznej podróży. Ja, Strażniczka Światła, z niewyjaśnioną mocą i przeznaczeniem, i Adam Karski, detektyw, który odnalazł się w świecie, który przekraczał wszelkie jego wyobrażenia. Nasze losy splotły się w mroku, a teraz, w blasku świtu po Krwawym Księżycu, wiedzieliśmy, że nasza wojna o Równowagę dopiero się zaczyna.

Gdy szliśmy przez wschodzące miasto, wracając do jego mieszkania, panowała między nami cicha, wzajemna zgoda. Nie musieliśmy mówić. Każde spojrzenie, każdy delikatny dotyk, mówił więcej niż tysiąc słów. Wyczerpanie, które nas ogarniało, było niczym w porównaniu z emocjonalną intensywnością, która narastała między nami. Widziałam w jego oczach czystą troskę, która wykraczała poza profesjonalne obowiązki, a także cichą fascynację, która sprawiła, że na moment zapomniałam o otaczającym nas mroku.

Weszliśmy do mieszkania. Było tam bezpiecznie, choć powietrze wciąż wydawało się ciężkie od niezrozumianej energii. Karski zamknął drzwi, a potem odwrócił się do mnie. Nie musiał nic mówić. W jego oczach widziałam to samo pragnienie, które paliło się we mnie. Bliskość. Ukojenie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij