- nowość
- promocja
- W empik go
Szeptucha. Jestem twoim domem - ebook
Szeptucha. Jestem twoim domem - ebook
Bianka Kunicka zabiera nas do świata pełnego tajemnic, wierzeń i zabobonów oraz towarzyszących im rytuałów.
Posądzona o opętanie i skazana na śmierć dziewczynka zostaje porzucona w lesie, który staje się dla niej prawdziwym domem. Gdy dorasta znajduje zwłoki młodej kobiety i jej dziecka. Postanawia odnaleźć sprawcę tej okrutnej zbrodni i opuszcza bezpieczne miejsce. Trafia do miasta, które zachwyca, ale też przeraża. Dziewczyna zagląda do okien pałaców, tatarskich domów, odkrywa wnętrza meczetów, synagog i żydowskich karczm.
To właśnie w Nowogródku Nawojka odkrywa, że do nieba i piekła prowadzą te same drzwi, a człowiek bywa bardziej drapieżny niż dzikie zwierzęta. Miłość i śmierć mogą być sobie tożsame.
Jak bardzo człowiek może zrezygnować z siebie, własnych uczuć i potrzeb? Dlaczego zapomina o tym, że ma prawo do bycia wolnym…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-83297-03-3 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tuż po tym, jak weszła, pojawił się także Michał. Na jego twarzy rysowało się zawstydzenie, czego nigdy wcześniej u niego nie widziała. Nie miała wątpliwości, że to reakcja na wydarzenia poprzedniego dnia, sama także musiała udawać, że nic się wczoraj nie stało. W pewnym momencie dostrzegła, że jego wzrok padł na suknię i zatrzymał się tam na dłużej. Oboje znieruchomieli, zrobiło się tak cicho, że dało się usłyszeć szelest materiału poruszanego przy każdym oddechu Nawojki. Mężczyzna zbladł, jakby zobaczył ducha, wyraźnie nie dowierzając temu, co widzi.
– Stało się coś, panie Michale? Zbladł pan, jakby jakąś zjawę zobaczył.
– Nie, nic, choć rzeczywiście wygląda pani zjawiskowo – wysilił się na żart.
– Niestety, muszę pana rozczarować, nie jestem zjawą, jestem prawdziwa, czasami wręcz do bólu.
– O ile pamiętam, mówiła pani, że nie posiada zielonej sukni...
– Tak było? Musieliśmy się nie zrozumieć, ale cieszę się w takim razie, że ją założyłam, skoro pan Michał tak lubi ten kolor.
– Odniosłem wrażenie, jakbym już widział tę scenę, wydała mi się pani do kogoś bardzo podobna.
– To był ktoś ważny?
– Tak, ale nie chodzi o to, o czym pani pewnie pomyślała.
– A skąd pan Michał może wiedzieć, o czym pomyślałam?
– Nie wiem, ale czasami wszystko we mnie krzyczy, że znam panią bardzo długo – tym razem powiedział to bardzo poważnie, a jej się zrobiło ciepło na sercu.
– Podoba się panu moja suknia? – Sama siebie zaskoczyła tym pytaniem.
– Jest bardzo piękna i pasuje do pani, ale choć to niedorzeczne, przysiągłbym, że już ją kiedyś widziałem. Widocznie krawiec uszył ich więcej niż jedną, za co, Bóg mi świadkiem, odpokutuje.
– Jest pan pewien, że to nie pomyłka? Może widział ją pan gdzieś indziej, wyobraźnia potrafi płatać figle.
– Widziałem identyczną suknię tutaj, w mojej pracowni, nie mam co do tego wątpliwości. Chcę wierzyć, że suknia pani jest jedynie jej wierną kopią, bo w przeciwnym razie musiałbym podejrzewać, że nie jest pani tym, za kogo się podaje, i zmuszony byłbym zadawać mnóstwo pytań...
– Zapewniam, nie ma pan powodu do niepokoju, a w dodatku przecież suknia to jedynie nieznaczący kawałek materiału.
– A jednak ta suknia, gdyby była tą, o której myślę, byłaby bardzo znaczącym kawałkiem materiału. – Mężczyzna przyglądał się Nawojce, bojąc się własnych refleksji, które rodziły mu się w głowie.
– Zabierajmy się do pracy, sam pan Michał mówił, że rano jest najlepsze światło do malowania – powiedziała ze złością w głosie, bo nie umiała przejść obojętnie obok faktu, że Michał rozpoznał suknię Amelii, a jej widok wywołał w nim tak silną i jednoznaczną reakcję.
Zajęła swoje miejsce i przybrała tę samą pozycję co poprzedniego dnia, a Michał malował w skupieniu, zamyślony, bez tego charakterystycznego błysku w oczach, który wyróżniał go spośród innych ludzi. Nawet nie silili się na rozmowę, każde pogrążone we własnych myślach, tylko od czasu do czasu na siebie zerkając. Kobiecie ścierpło ramię i kark, ale nie miała odwagi poprosić o przerwę, próbując nie pokazać po sobie narastającego bólu. Malarz jakby wyczuł jej nastrój, bo niespodziewanie zarządził przerwę, proponując wspólne śniadanie, które od dłuższego czasu czekało na dębowym stoliku. Kucharki, domyślając się, że będą jedli razem, postarały się wyjątkowo, nakładając na ozdobne tace wszystko, czym kuchnia bogata, pieczyste i sery, chleb, a do tego dzban miodu pitnego, który zaprawiony ziołami smakował niezwykle, gdyż delikatny, korzenny posmak wspaniale współgrał ze słodyczą napoju. Kilka łyków trunku rozgrzało ich zmarznięte członki, jesień oddawała już pole nadchodzącej zimie, która smagała chłodem i zimnym wiatrem, więc także w pałacowych komnatach bardzo się ochłodziło.
Po zjedzeniu tych wszystkich smakołyków humor im się poprawił, a szklanice wybornego miodu rozwiązały języki. Rozmawiali, śmiejąc się, przekrzykiwali nawzajem i żartowali jak dawni przyjaciele. Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie pałacowej służby i mieszkańców, którzy pod byle pretekstem starali się podejść jak najbliżej pracowni, aby nadstawić ucha i dowiedzieć się, o czym dokładnie mówią, a nuż dałoby się podsłuchać coś, co by się nadawało na przekazanie pozostałym, którzy musieli zostać na posterunku, aby w razie nadejścia kogoś z możnych, móc ostrzec Nawojkę i Michała. Ich zachowanie na pewno nie spodobałoby się mieszkańcom pałacu, a szczególnie Anie, zawsze dbającej o konwenanse. Ośmielona działaniem trunku Nawojka znów zaczęła odwracać oparte o ścianę obrazy. Mężczyzna próbował ją zniechęcić, ona jednak, udając, że nie usłyszała, podeszła do nich i odwracając je po kolei, zachwycała się postaciami, które patrzyły na nią z płócien bezemocjonalnym wzrokiem. Było tam sporo dzieł przedstawiających mężczyzn, popiersia wysoko urodzonych i zajmujących jakieś ważne stanowiska, portrety dostojnych dam, duchownych, a niekiedy dzieci. Jednak zdecydowana większość portretowanych to kobiety, które swoimi pięknymi oczami patrzyły na Nawojkę, uśmiechając się łagodnie uwiecznionymi na płótnie ustami. Była ciekawa, czy były malowane na zamówienie kochających ojców, mężów lub kochanków, czy też bystre oko artysty wyszukiwało wśród mieszkanek miasta co piękniejsze lica, a ich właścicielki ulegały kobiecej próżności i w ten sposób próbowały zapewnić sobie nieśmiertelność, ale też zazdrosna o te wszystkie kobiety, zła na to, że jest jedną z wielu. Tak bardzo chciała wierzyć, iż staje się dla niego kimś wyjątkowym, choć nie miała prawa nawet marzyć o czymkolwiek ze względu na różnice, które ich dzielą. Już sam fakt, iż zaprosił ją do pałacu, a teraz portretuje, że może cieszyć się jego obecnością, uwagą, rozmową, było dla niej wyróżnieniem. Wiedziała, że to się przecież musi skończyć, a ona będzie to musiała przyjąć z pokorą i o nim zapomnieć. Powtarzała sobie w myślach, że jest tutaj wyłącznie po to, aby rozwikłać zagadkę zabitej kobiety i jej dziecka, a gdy to zrobi, odejdzie. Ukrywając prawdziwe uczucia, udawała rozbawienie, komentując detale portretowanych, ich stroje, niekiedy podobieństwa, zaczepiała autora, żartując, że chyba żadna z kobiet w mieście nie uniknęła jego zainteresowania, a ten, udając, że się złości, ruszył w jej kierunku, wykorzystując okazję, aby móc się zbliżyć. Widząc to, zaczęła uciekać, śmiejąc się głośno. Dobiegł do niej i znów przycisnął do siebie. Tym razem ich pocałunek nie był tak płochliwy jak poprzednio. Scałowywali ze swoich ust uczucie, które się niespodziewanie narodziło i rozrastało w ich sercach coraz mocniejszymi pędami. Nawojka stanęła na palcach i obdarowywała go namiętnością z zapalczywością, jaka nie przystała mieszkance pałacu. Nie obchodziło jej to, za to narastało w niej uczucie, że gotowa byłaby zrobić z Michałem to, co widziała u dzikich koni, wilków czy innych zwierząt. W tym momencie instynkt zdominował świadomość, co powinna, a czego nie należy robić. Nie poskramiała go, nie ujarzmiała, bo w końcu ona, Nawojka, nie była żadną damą, ale prostą, nieokrzesaną dziewczyną z lasu, dzikuską i wilczycą. Radziwiłł, oszołomiony jej temperamentem, targany kolejnymi falami pożądania, z trudem opanowywał zew natury, który kazał mu posiąść ją tu i teraz, nie patrząc na konwenanse. Zapewne tak by się stało, bo ich niecierpliwe ręce coraz odważniej przedzierały się przez kolejne warstwy ubrań, gdyby nie to, że na fali uniesień stracili równowagę i niemal upadając, przewrócili kilka obrazów stojących blisko nich. Z pewnością nie przerwałoby to spektaklu namiętności, gdyby jednym z nich nie był kolejny w kolekcji, prawie skończony, portret Amelii, który dostrzegli w tym samym momencie.
Gwałtownie jak nadchodzi wiosenna burza uwolnili się z objęć, zerkając to na siebie, to na patrzącą na nich Amelię, która uśmiechnięta, wydawała się rozbawiona zaistniałą sytuacją. Michał szybko doskoczył do obrazu, chcąc go schować, ale Nawojka uchwyciła go pierwsza, nie pozwalając mu na to. Upewniwszy się, że mężczyzna nie zamierza jej go zabierać, oparła portret o ścianę i oddaliła się o kilka kroków, aby móc mu się dokładnie przyjrzeć. Modelka siedziała na tym samym fotelu co ona, pewnie dlatego, iż był to jedyny fotel w pracowni, w dodatku bardzo wygodny. Trudno było oprzeć się wrażeniu, iż mają coś ze sobą wspólnego, choć uroda Amelii wydawała się Nawojce delikatniejsza. Podobieństwo podkreślała suknia, którą obie miały na sobie. Kobieta pomyślała, że zaletą umierania młodo jest to, że umierający nigdy się nie zestarzeje we wspomnieniach, tym bardziej uwieczniony na portrecie. Amelia już na zawsze pozostanie piękna i młoda, zawsze też będzie się uśmiechać, a każdy, kto zobaczy ten portret, utrwali ją w pamięci właśnie taką – piękną i szczęśliwą.
– To wyjątkowy obraz, panie Michale, ma pan ogromny talent, a dodam, że zżera mnie zazdrość, bo widać, że to kolejna podobizna, co nie tylko oczami, ale również zachwytem namalowana. Trzeba jednak przyznać, że to osoba olśniewającej urody. Ostatnio zresztą też podziwiałam jej portret, tyle że w innej kreacji.
– Trudno zaprzeczyć, że to piękna kobieta, zresztą nieprzypadkowo, bo nie bez powodu mieszkała w pałacu...
– Nie rozumiem chyba... Wytłumaczy mi pan Michał? – Nawojka udawała, że o niczym nie ma pojęcia.
– Była zastępczą matką dla wielmożnych państwa, nosiła pod sercem dziecko mojego wuja, to i najpiękniejszą do tego wybrali.
– Nie dziwota zatem, że i panu Michałowi serce skradła. – Nawojka nie umiała się powstrzymać, aby nie próbować sprowokować rozmówcy.
– Tu muszę waćpannę rozczarować, nie skradła mi serca, dodam więcej, nie wiedziałem nawet, że je wciąż mam.
– Co też pan Michał za głupstwa plecie?! – powiedziała, nie wierząc w jego słowa.
– Prawdę mówię, bo i po co miałbym kłamać?
– Ja tam się na męskich powodach nie znam, a widzę, że akurat jej portret malowany wyjątkowo starannie i ta suknia jak prawdziwa, aż by się chciało dotknąć materiału.
– Tak, sama pani to teraz widzi, chcę, aby droga Nawojka wiedziała, że to suknia rękę wtedy prowadziła i serce poruszyła do głębi.
– Od kiedy to z szanownego pana Michała taki wielbiciel damskich sukien, może krawcem powinien był zostać. – Drwiła z mężczyzny, któremu wcale nie było do śmiechu.
– Proszę przestać, nie rozumie pani...
– Przyznam, że nie, bo nie posądzałabym pana Michała o zainteresowanie damskimi fatałaszkami.
– To nie była jej suknia! – powiedział ostro, a ona zbita z tropu zamilkła.
– Jak to nie jej, skoro w niej pozowała i na zamówienie szyta, przecież ledwo co sam pan to rzekł...
– No to proszę! – Mężczyzna podszedł do innego obrazu i odwrócił go frontem do Nawojki, a ta z wrażenia wstrzymała oddech.
– O matko!
– To do niej należała suknia, dla niej była szyta, podobnie jak kilka innych, równie pięknych, ale ta była jej ulubioną.
Obraz przedstawiał kobiecą postać w tej samej zielonej sukni, na tymże fotelu i nawet światło wydawało się takie samo, bo pewnie malowano go o podobnej porze. Jednakże portret odróżniał się od poprzedniego, bo sportretowana kobieta miała śniadą cerę, piękne czarne oczy, wydatny nos i kruczoczarne włosy spięte w ogromny kok. Nie była podobna do żadnej z pozostałych dam, przewyższała je urodą, a w oczach miała smutek tak wielki, jaki może zrozumieć jedynie ktoś, kto doświadczył ogromu cierpienia. Kobieta nie pochodziła stąd, przypominała cudzoziemców, których można było zobaczyć w mieście, kupców handlujących orientalnymi towarami. Była tak piękna i tak smutna, że Nawojka tym razem nie czuła zazdrości. Przez chwilę stała z zapartym tchem, zachwycona tym, co widzi, a następnie popatrzyła pytająco na Michała, który milcząc, głośno przełykał ślinę.
– Proszę o wybaczenie, ja bardzo przepraszam, nie chciałam nic złego, proszę wybaczyć moje zachowanie. Kim jest ta dama, panie Michale, powie mi pan? – zapytała najłagodniej jak umiała.
– To moja narzeczona, Gaja, to znaczy była narzeczona, bo odeszła z tego świata, targnęła się na własne życie, rozrywając mi tym serce – wydusił z siebie słowa, które jak dzikie ptactwo potrzebowały się uwolnić z jego klatki piersiowej.
– Tak bardzo mi przykro. Na tym portrecie ma ogromny smutek w oczach. – Kobieta nie wiedziała, jak się powinna zachować.
– Nie zdołałem go ukoić, choć próbowałem na różne sposoby, a proszę mi wierzyć, Nawojko, że zrobiłbym wtedy dla niej wszystko.
– Kochała pana?
– Nie wiem i już nigdy się nie dowiem. Tak mi się wydawało, ale dzisiaj myślę, że chciała, ale nie potrafiła.
– Jak to, człowiek przecież ma właśnie po to serce...
– Może ona swoje zgubiła? Może ktoś jej zabrał, a może zbyt dużo w nim było goryczy i już nie było miejsca na cokolwiek innego.
– Żal mnie wielki bierze, gdy te słowa słyszę...
– Gaja była branką Osmanów, wykupiłem ją od bogatego kupca z Damaszku, co kawą handlował. Kupił ją na targu niewolników. Zabrana rodzicom jako podlotek, podobno z tęsknoty i żalu przestała mówić. Wzięta w jasyr wraz z dwiema siostrami, które jak ona były piękne jak łanie. Wspierały się jak mogły, ale nic nie umiało ulżyć ich tęsknocie. Jedna pomarła, gdy je z arkanami na szyi pędzono przez pola jak zwierzęta. Serce z żalu nie wytrzymało. Zostawili w polu samiuteńką.
– To straszne, co waszmość mówisz.
– Niechętnie opowiadała o sobie. Była córką szejcha, przywódcy religijnego i duchowego ich społeczności. Wiem, że brata im zabili na ich oczach, ale opowiadała, jak maluczkie dzieci w worki brali, dziury do oddechu wykrawali i tak wieźli, a te niebożątka z braku powietrza umierały.
– A co z drugą siostrą?
– Rozdzielono je na targu w Kaffie, choć błagały, aby je razem wzięto. Jak koniom zęby sprawdzono i obnażono, nie bacząc na godność. Mężczyzn bito i zakuwano w dyby, tych silnych zsyłano na galery lub do ciężkich prac, piękne kobiety kupowano jako nałożnice, a starsze na piastunki lub do lżejszych zajęć.
– Ale jak to tak, człowieka kupować, to nie rzecz przecież. – Nawojka z trudem powstrzymywała łzy.
– Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, ale ten szczwany lis łatwo jej się pozbyć nie chciał, nie było jednak takiej kwoty, której bym wtedy nie dał.
– Szczęście kobiety taką miłość napotkać.
– Nieszczęściem dla mnie było na wzajemność liczyć. Próbowałem jej wynagrodzić trudy życia, ale ona nie chciała nic ode mnie. Ja głupi miłosnym ogniem trawiony, poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła, więc dureń najszczęśliwszy pod słońcem niczego nie dostrzegałem. A ona pewnie czuła, że mi to winna, i nie odmówiła.
– Może jednak kochała, tylko nie umiała pokazać.
– O coś innego się rozchodziło. Wiedziałem, że ona z dalekich stron i w innego Boga wierzyła, ale ja wtedy tak nie myślałem. Majątku się wyrzekłem, żeby tylko móc ją mieć za żonę lub choćby bez ślubu z nią pod jednym dachem mieszkać. Jednak jej wiara była dla niej ważniejsza niż moje uczucie.
– Niełatwo chrześcijaninowi z Saracenką, to muślimka pewnie, a wiadomo, że nikt temu nie będzie przychylny.
– Ona nie była muzułmanką, gorzej, znacznie gorzej. Nie wiedziałem wtedy, że za ślub ze mną w swoim kraju zostałaby ukamienowana. – Schował twarz w dłoniach, aby nie dostrzegła łez w jego oczach.
– Nie rozumiem, ale jak to, czy w kwestii religii może być lepiej lub gorzej?
– Moja Gaja była jazydką.
– Co to znaczy?
– Jazydzi czczą jednego Boga, który stworzył świat, ale modlą się do upadłego anioła – Pawia, o wstawiennictwo, bo Bóg tylko jego wysłucha.
– Do upadłego anioła się modlą? Jak to tak?
– Oni wierzą, że Bóg zesłał siedmiu aniołów, aby dokończyli tworzenie świata i służyli człowiekowi, ale jeden mu się sprzeciwił, że tego nie zrobi, że będzie służył tylko Bogu, więc został strącony do piekła. Tam żałował za swoje czyny i łzami ugasił ogień piekielny i piekło przestało istnieć. Bóg mu wtedy nakazał opiekę nad światem. Jazydzi modlą się zatem do Shaytana o wstawiennictwo w ich sprawach.
– Do Szatana?! – Nawojka aż podskoczyła z wrażenia.
– Nie, nie do Szatana, choć tak się nazywa.
– A jeśli to ten sam Bóg i anioł ten sam, tylko jedni widzą w nim tylko dobro, a drudzy tylko zło?
– Jazydzi akurat wierzą, że piekło, zło, diabeł i grzech wcale nie istnieją oraz że oni wywodzą się od najstarszego potomka Adama i są narodem wybranym.
– Co dla jednego zło, dla drugiego dobro. Czy grzech jest zawsze grzechem? Czy zły człowiek może się stać dobrym? Czasami głowa mnie boli, panie Michale, od tych wszystkich myśli.
– Gaja wierzyła, że dusza ciągle wędruje do kolejnych cielesnych postaci oraz że dzięki ciągłemu odradzaniu możliwe jest stopniowe jej oczyszczanie, więc nie potrzeba piekła. Czciła tak Biblię, jak i Koran, ale także wszystko wokół. Ziemię traktowała z czcią, mówiła że nie wolno na nią pluć.
– Nigdy nie słyszałam o jazydach, a wygląda na to, że to piękna i mądra religia, bliska naturze, a Bóg mieszka w jej pięknie, gdzie śmierć to tylko złudzenie. Coś jeszcze może mi pan Michał o nich opowiedzieć?
– Nie wiem dużo więcej, podlotkiem była, gdy ją zabrano z rodzinnego domu, ale im dalej ktoś z gniazda porwany, tym bardziej sercem wciąż do niego wraca.
– Chyba zaczęłam rozumieć, że to nie było łatwe kochać jazydkę?
– Ogromnie trudne, ale cóż ja wobec jej bólu. Nie umiała sobie z nim poradzić. Może ją za mało kochałem, za mało o tym upewniałem. Widać czegoś jej do szczęścia brakowało, inaczej by tak nie postąpiła wobec mnie, serce rozdzierając na kawałki.
– Co zrobiła? – wyszeptała Nawojka.
– Utonęła w pobliskich bagnach. – Michał, mówiąc to, z trudem powstrzymywał łzy.
– Ale jak to się stało?
– Nikt tego nie wie, ale widziano ją idącą z obłędem w oczach w stronę lasów, najwyraźniej tęsknota ją tam zaprowadziła. Może rozum postradała albo ktoś urok rzucił, a może uznała, że lepiej będzie się z ludzkim ciałem rozstać, żeby więcej nie krzywdzić ani siebie, ani mnie.
– Kochał ją pan, prawda?
– Bardzo, po jej śmierci moje serce obrosło mchem, myślałem, że już nigdy mocniej nie zabije.
– Skąd pomysł, aby jej suknię podarować Amelii?
– Zobaczyłem w jej oczach ten sam smutek, przez chwilę poczułem, że moje życie się nie skończyło.
– W sukni Gai musiała zrobić na panu, Michale, ogromne wrażenie.
– To prawda, zrobiła, ale nie takie, jak myślałem. Dopiero gdy zobaczyłem panią w takiej samej, przez chwilę myślałem, że mnie coś opętało, bo serce się do niej rwało jak zgubione szczenię. Nie wiem, skąd ją pani Nawojka ma, widać musi mieć poważny powód, aby mi tego nie zdradzać. Wierzę jednak, że uzna pani w końcu, że można mi ufać, i całą prawdę wyjawi.
– Może być pan Michał tego pewien.
– To może wrócimy do malowania, skoro ma pani na sobie tę suknię. Wiem, że to nie jest przypadek, i to mnie nurtuje, dlaczego chciała mnie Nawojka zaskoczyć.
– Nie wiem, o czym pan mówi...
– Dobrze pani wie, ale zostawmy to, ufam, że pani intencje są dobre.
– Takie właśnie są, to nie ma związku z waćpanem. Teraz proszę wrócić do pracy, bo chyba nie chcę już nigdy więcej ubierać tej sukienki.
– Tak, tym bardziej, że jest dziś dobre światło i pięknie pani w nim wygląda, pani włosy wyglądają jak złota przędza.
– Uprzejmy pan Michał, to bardzo miłe. – Spąsowiała.
– Gdyby mi pani Nawojka tylko pozwoliła, to ja bym mógł pani od rana do wieczora takie słowa mówić, a i tego by nie starczyło, aby zdążyć wyrazić to, co widzę i czuję.
– Proszę przestać, bo takiej siły nie mam, aby słowom pana się oprzeć, a jeszcze wierzyć w nie zacznę i na śmieszność się narażę.
– Nie ma ani odrobiny przesady w tym, co powiedziałem, i proszę w to nie wątpić. Jeśli pani sobie nie życzy, ani jednego podobnego słowa więcej nie rzeknę, jeśli to choć odrobinę przykre, o wybaczenie proszę.
– Przeciwnie, boję się przyzwyczaić, bo gdyby miało się nagle skończyć, to ciężko byłoby mi to znieść.
Mężczyzna spojrzał jej w oczy, upewniając się, czy dobrze zrozumiał jej słowa, a gdy ujrzał w nich przychylność, podbiegł do Nawojki i obsypał pocałunkami zarumienioną buzię. Jak ciepły deszcz spływały na oczy, usta, policzki, a następnie szyję, kark i odsłonięte ramiona. Zalewały ich kolejne fale gorąca i choć wiedzieli, że to nie wróży nic dobrego, nie umieli się oprzeć sile, która przyciągała ich do siebie od pierwszej chwili, w której się ujrzeli. Dłonie Michała stawały się coraz bardziej odważne, forsując oporne warstwy jej odzienia. Nawojka w skupieniu, drżąc, oczekiwała na to, co się za chwilę wydarzy. Nie wiedziała, czego może się spodziewać ani jak zareaguje jej ciało. Czuła narastające pożądanie i pragnienie dotarcia do jego granic, a jednocześnie ogromny strach. Mężczyzna miał świadomość, że jest z młodą kobietą, która potrzebuje delikatności i nie można jej spłoszyć ani wystraszyć. Dotykał bardzo delikatnie jej ud, stopniowo zbliżając dłonie do ich ciepłego zwieńczenia. Czuł drżenie, które rozniecało w nim ogień. Wydawała mu się w tej chwili taka krucha i delikatna, że miał ochotę schować całą w dłoniach, jak bezcenny kwiat. Posadził ją w fotelu i klękając przed nią, rozsunął delikatnie uda, a następnie zatopił twarz pomiędzy nimi, całując ich wewnętrzną stronę. Kobieta sparaliżowana jego odwagą, zlękła się i bliska była, aby uciec, ale w tej chwili poczuła, jak usta mężczyzny przywarły, dając jej przyjemność, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyła, doprowadzając do spazmów rozkoszy dotąd, aż jej ciało opadło z sił. Gdy jej oddech zaczął się uspokajać, odchyliła głowę i mrużąc oczy, zaczęła się śmiać, ukazując piękne zęby. Michał, widząc jej szczęśliwą buzię, także poczuł ogromną radość, wtulił się w jej piersi, a ona czule objęła jego głowę, całując ją delikatnie. Nie wiedziała, jak ma się w tej chwili zachować, bo u zwierząt wyglądało to zupełnie inaczej i obawiała się, że nie sprostała oczekiwaniom mężczyzny. Jednak on, odgadując jej rozterki, szepnął jej do ucha, że była cudowna, że niepotrzebny jest pośpiech, aby mu zaufała. Nawojka nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnej bliskości i oddania. Siedzieli tak, wtuleni w siebie, jeszcze długo, bojąc się rozciąć słowami tę ciszę, która mówiła znacznie więcej niż tysiące słów. Tak bardzo chciała mu opowiedzieć o wszystkim, poprosić o pomoc w odnalezieniu mordercy, ale tego nie zrobiła. Wierzyła, że on sam nie ma z zabójstwem nic wspólnego, ale też nie chciała go w tę sprawę angażować, szczególnie po tym, co usłyszała o Gai. Zdecydowała także nie mówić mu o tym, że Amelia nie żyje, zanim nie ustali, kto ją zabił i dlaczego.
Wiedziała, że tego dnia nie zapomni nigdy, odsuwała od siebie dręczące myśli, że Michał mógłby mieć cokolwiek wspólnego z morderstwem oraz że nie powinno się wydarzyć to, co pomiędzy nimi zaszło. Myślała także o Gai, nadal miała przed oczami jej niezwykłą, piękną twarz o orientalnych rysach i te wielkie, czarne smutne oczy, zerkające na nią z portretu. Była jazydką, samotną, w obcym kraju, wyrwaną z matczynych rąk i miejsca, które było jej domem. Zastanawiała się, dlaczego jej Bóg nie chciał biednej pomóc, bo choć jazydzi wyrzekają się przemocy, są prześladowani przez wyznawców innych religii. Wierzą, że są narodem wybranym, jak Żydzi, jak oni składają ofiary i praktykują obrzezanie chłopców, a jednak nie umieją żyć z nimi w pokoju. Choć podobni do chrześcijan i muzułmanów, w nich także mają wrogów. Czczą drzewa i planety, wierzą w wędrówkę duszy, która się odradza i doskonali z każdym kolejnym życiem, aż w końcu zasłuży na niebo. Nawojka pomyślała, że gdyby miała wybrać którąś z religii, to wybrałaby właśnie tę. Szybko się jednak skarciła za te myśli, przypominając sobie imię czczonego przez nich Boga – Shaytan. Wypowiedzenie go w myślach ją przeraziło, poczuła, że nie umiałaby modlić się do niego, nawet gdyby był najlepszym z bogów.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------