Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Szeptucha. Jestem twoim domem - ebook

Data wydania:
13 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szeptucha. Jestem twoim domem - ebook

Bianka Kunicka zabiera nas do świata pełnego tajemnic, wierzeń i zabobonów oraz towarzyszących im rytuałów.

Posądzona o opętanie i skazana na śmierć dziewczynka zostaje porzucona w lesie, który staje się dla niej prawdziwym domem. Gdy dorasta znajduje zwłoki młodej kobiety i jej dziecka. Postanawia odnaleźć sprawcę tej okrutnej zbrodni i opuszcza bezpieczne miejsce. Trafia do miasta, które zachwyca, ale też przeraża. Dziewczyna zagląda do okien pałaców, tatarskich domów, odkrywa wnętrza meczetów, synagog i żydowskich karczm.

To właśnie w Nowogródku Nawojka odkrywa, że do nieba i piekła prowadzą te same drzwi, a człowiek bywa bardziej drapieżny niż dzikie zwierzęta. Miłość i śmierć mogą być sobie tożsame.

Jak bardzo człowiek może zrezygnować z siebie, własnych uczuć i potrzeb? Dlaczego zapomina o tym, że ma prawo do bycia wolnym…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83297-03-3
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nawojka wstała wcze­śniej niż zwy­kle, rze­czy­wi­ście nie­wiele śpiąc w nocy. Nie cze­ka­jąc na służkę, za­częła się ubie­rać. Na końcu wy­jęła ze skrzyni zie­loną suk­nię Ame­lii. Była nie­mal pewna, że to w niej ko­bieta po­zo­wała Ra­dzi­wił­łowi. Przez myśl jej prze­szło, że być może dla­tego za­py­tał, czy ma szatę w tym ko­lo­rze. Może Mi­cha­łowi wcale nie cho­dziło o nią, ale o za­miesz­kałą w pa­łacu su­ro­gatkę, może to tamta była ko­bietą, którą po­ko­chał, a w Na­wojce ujęło go po­do­bień­stwo do zmar­łej? Wy­cho­dząc z kom­naty, za­brała ze sobą per­łowy wi­sio­rek i kol­czyki, które do­stała od Ra­cheli, chciała od­szu­kać sta­ruszkę, z którą roz­ma­wiała po­przed­niego dnia obok przy­tułku. Czuła, że tamta może wie­dzieć coś, co po­może wy­ja­śnić wiele spraw. Po­pro­siła służkę o przy­nie­sie­nie śnia­da­nia do pra­cowni, a sama skie­ro­wała się do bi­blio­teki, gdzie mieli się spo­tkać.

Tuż po tym, jak we­szła, po­ja­wił się także Mi­chał. Na jego twa­rzy ry­so­wało się za­wsty­dze­nie, czego ni­gdy wcze­śniej u niego nie wi­działa. Nie miała wąt­pli­wo­ści, że to re­ak­cja na wy­da­rze­nia po­przed­niego dnia, sama także mu­siała uda­wać, że nic się wczo­raj nie stało. W pew­nym mo­men­cie do­strze­gła, że jego wzrok padł na suk­nię i za­trzy­mał się tam na dłu­żej. Oboje znie­ru­cho­mieli, zro­biło się tak ci­cho, że dało się usły­szeć sze­lest ma­te­riału po­ru­sza­nego przy każ­dym od­de­chu Na­wojki. Męż­czy­zna zbladł, jakby zo­ba­czył du­cha, wy­raź­nie nie do­wie­rza­jąc temu, co wi­dzi.

– Stało się coś, pa­nie Mi­chale? Zbladł pan, jakby ja­kąś zjawę zo­ba­czył.

– Nie, nic, choć rze­czy­wi­ście wy­gląda pani zja­wi­skowo – wy­si­lił się na żart.

– Nie­stety, mu­szę pana roz­cza­ro­wać, nie je­stem zjawą, je­stem praw­dziwa, cza­sami wręcz do bólu.

– O ile pa­mię­tam, mó­wiła pani, że nie po­siada zie­lo­nej sukni...

– Tak było? Mu­sie­li­śmy się nie zro­zu­mieć, ale cie­szę się w ta­kim ra­zie, że ją za­ło­ży­łam, skoro pan Mi­chał tak lubi ten ko­lor.

– Od­nio­słem wra­że­nie, jak­bym już wi­dział tę scenę, wy­dała mi się pani do ko­goś bar­dzo po­dobna.

– To był ktoś ważny?

– Tak, ale nie cho­dzi o to, o czym pani pew­nie po­my­ślała.

– A skąd pan Mi­chał może wie­dzieć, o czym po­my­śla­łam?

– Nie wiem, ale cza­sami wszystko we mnie krzy­czy, że znam pa­nią bar­dzo długo – tym ra­zem po­wie­dział to bar­dzo po­waż­nie, a jej się zro­biło cie­pło na sercu.

– Po­doba się panu moja suk­nia? – Sama sie­bie za­sko­czyła tym py­ta­niem.

– Jest bar­dzo piękna i pa­suje do pani, ale choć to nie­do­rzeczne, przy­siągł­bym, że już ją kie­dyś wi­dzia­łem. Wi­docz­nie kra­wiec uszył ich wię­cej niż jedną, za co, Bóg mi świad­kiem, od­po­ku­tuje.

– Jest pan pe­wien, że to nie po­myłka? Może wi­dział ją pan gdzieś in­dziej, wy­obraź­nia po­trafi pła­tać fi­gle.

– Wi­dzia­łem iden­tyczną suk­nię tu­taj, w mo­jej pra­cowni, nie mam co do tego wąt­pli­wo­ści. Chcę wie­rzyć, że suk­nia pani jest je­dy­nie jej wierną ko­pią, bo w prze­ciw­nym ra­zie mu­siał­bym po­dej­rze­wać, że nie jest pani tym, za kogo się po­daje, i zmu­szony był­bym za­da­wać mnó­stwo py­tań...

– Za­pew­niam, nie ma pan po­wodu do nie­po­koju, a w do­datku prze­cież suk­nia to je­dy­nie nie­zna­czący ka­wa­łek ma­te­riału.

– A jed­nak ta suk­nia, gdyby była tą, o któ­rej my­ślę, by­łaby bar­dzo zna­czą­cym ka­wał­kiem ma­te­riału. – Męż­czy­zna przy­glą­dał się Na­wojce, bo­jąc się wła­snych re­flek­sji, które ro­dziły mu się w gło­wie.

– Za­bie­rajmy się do pracy, sam pan Mi­chał mó­wił, że rano jest naj­lep­sze świa­tło do ma­lo­wa­nia – po­wie­działa ze zło­ścią w gło­sie, bo nie umiała przejść obo­jęt­nie obok faktu, że Mi­chał roz­po­znał suk­nię Ame­lii, a jej wi­dok wy­wo­łał w nim tak silną i jed­no­znaczną re­ak­cję.

Za­jęła swoje miej­sce i przy­brała tę samą po­zy­cję co po­przed­niego dnia, a Mi­chał ma­lo­wał w sku­pie­niu, za­my­ślony, bez tego cha­rak­te­ry­stycz­nego bły­sku w oczach, który wy­róż­niał go spo­śród in­nych lu­dzi. Na­wet nie si­lili się na roz­mowę, każde po­grą­żone we wła­snych my­ślach, tylko od czasu do czasu na sie­bie zer­ka­jąc. Ko­bie­cie ścier­pło ra­mię i kark, ale nie miała od­wagi po­pro­sić o prze­rwę, pró­bu­jąc nie po­ka­zać po so­bie na­ra­sta­ją­cego bólu. Ma­larz jakby wy­czuł jej na­strój, bo nie­spo­dzie­wa­nie za­rzą­dził prze­rwę, pro­po­nu­jąc wspólne śnia­da­nie, które od dłuż­szego czasu cze­kało na dę­bo­wym sto­liku. Ku­charki, do­my­śla­jąc się, że będą je­dli ra­zem, po­sta­rały się wy­jąt­kowo, na­kła­da­jąc na ozdobne tace wszystko, czym kuch­nia bo­gata, pie­czy­ste i sery, chleb, a do tego dzban miodu pit­nego, który za­pra­wiony zio­łami sma­ko­wał nie­zwy­kle, gdyż de­li­katny, ko­rzenny po­smak wspa­niale współ­grał ze sło­dy­czą na­poju. Kilka ły­ków trunku roz­grzało ich zmar­z­nięte członki, je­sień od­da­wała już pole nad­cho­dzą­cej zi­mie, która sma­gała chło­dem i zim­nym wia­trem, więc także w pa­ła­co­wych kom­na­tach bar­dzo się ochło­dziło.

Po zje­dze­niu tych wszyst­kich sma­ko­ły­ków hu­mor im się po­pra­wił, a szkla­nice wy­bor­nego miodu roz­wią­zały ję­zyki. Roz­ma­wiali, śmie­jąc się, prze­krzy­ki­wali na­wza­jem i żar­to­wali jak dawni przy­ja­ciele. Oczy­wi­ście wzbu­dziło to za­in­te­re­so­wa­nie pa­ła­co­wej służby i miesz­kań­ców, któ­rzy pod byle pre­tek­stem sta­rali się po­dejść jak naj­bli­żej pra­cowni, aby nad­sta­wić ucha i do­wie­dzieć się, o czym do­kład­nie mó­wią, a nuż da­łoby się pod­słu­chać coś, co by się nada­wało na prze­ka­za­nie po­zo­sta­łym, któ­rzy mu­sieli zo­stać na po­ste­runku, aby w ra­zie na­dej­ścia ko­goś z moż­nych, móc ostrzec Na­wojkę i Mi­chała. Ich za­cho­wa­nie na pewno nie spodo­ba­łoby się miesz­kań­com pa­łacu, a szcze­gól­nie Anie, za­wsze dba­ją­cej o kon­we­nanse. Ośmie­lona dzia­ła­niem trunku Na­wojka znów za­częła od­wra­cać oparte o ścianę ob­razy. Męż­czy­zna pró­bo­wał ją znie­chę­cić, ona jed­nak, uda­jąc, że nie usły­szała, po­de­szła do nich i od­wra­ca­jąc je po ko­lei, za­chwy­cała się po­sta­ciami, które pa­trzyły na nią z płó­cien bez­e­mo­cjo­nal­nym wzro­kiem. Było tam sporo dzieł przed­sta­wia­ją­cych męż­czyzn, po­pier­sia wy­soko uro­dzo­nych i zaj­mu­ją­cych ja­kieś ważne sta­no­wi­ska, por­trety do­stoj­nych dam, du­chow­nych, a nie­kiedy dzieci. Jed­nak zde­cy­do­wana więk­szość por­tre­to­wa­nych to ko­biety, które swo­imi pięk­nymi oczami pa­trzyły na Na­wojkę, uśmie­cha­jąc się ła­god­nie uwiecz­nio­nymi na płót­nie ustami. Była cie­kawa, czy były ma­lo­wane na za­mó­wie­nie ko­cha­ją­cych oj­ców, mę­żów lub ko­chan­ków, czy też by­stre oko ar­ty­sty wy­szu­ki­wało wśród miesz­ka­nek mia­sta co pięk­niej­sze lica, a ich wła­ści­cielki ule­gały ko­bie­cej próż­no­ści i w ten spo­sób pró­bo­wały za­pew­nić so­bie nie­śmier­tel­ność, ale też za­zdro­sna o te wszyst­kie ko­biety, zła na to, że jest jedną z wielu. Tak bar­dzo chciała wie­rzyć, iż staje się dla niego kimś wy­jąt­ko­wym, choć nie miała prawa na­wet ma­rzyć o czym­kol­wiek ze względu na róż­nice, które ich dzielą. Już sam fakt, iż za­pro­sił ją do pa­łacu, a te­raz por­tre­tuje, że może cie­szyć się jego obec­no­ścią, uwagą, roz­mową, było dla niej wy­róż­nie­niem. Wie­działa, że to się prze­cież musi skoń­czyć, a ona bę­dzie to mu­siała przy­jąć z po­korą i o nim za­po­mnieć. Po­wta­rzała so­bie w my­ślach, że jest tu­taj wy­łącz­nie po to, aby roz­wi­kłać za­gadkę za­bi­tej ko­biety i jej dziecka, a gdy to zrobi, odej­dzie. Ukry­wa­jąc praw­dziwe uczu­cia, uda­wała roz­ba­wie­nie, ko­men­tu­jąc de­tale por­tre­to­wa­nych, ich stroje, nie­kiedy po­do­bień­stwa, za­cze­piała au­tora, żar­tu­jąc, że chyba żadna z ko­biet w mie­ście nie unik­nęła jego za­in­te­re­so­wa­nia, a ten, uda­jąc, że się zło­ści, ru­szył w jej kie­runku, wy­ko­rzy­stu­jąc oka­zję, aby móc się zbli­żyć. Wi­dząc to, za­częła ucie­kać, śmie­jąc się gło­śno. Do­biegł do niej i znów przy­ci­snął do sie­bie. Tym ra­zem ich po­ca­łu­nek nie był tak pło­chliwy jak po­przed­nio. Sca­ło­wy­wali ze swo­ich ust uczu­cie, które się nie­spo­dzie­wa­nie na­ro­dziło i roz­ra­stało w ich ser­cach co­raz moc­niej­szymi pę­dami. Na­wojka sta­nęła na pal­cach i ob­da­ro­wy­wała go na­mięt­no­ścią z za­pal­czy­wo­ścią, jaka nie przy­stała miesz­kance pa­łacu. Nie ob­cho­dziło jej to, za to na­ra­stało w niej uczu­cie, że go­towa by­łaby zro­bić z Mi­cha­łem to, co wi­działa u dzi­kich koni, wil­ków czy in­nych zwie­rząt. W tym mo­men­cie in­stynkt zdo­mi­no­wał świa­do­mość, co po­winna, a czego nie na­leży ro­bić. Nie po­skra­miała go, nie ujarz­miała, bo w końcu ona, Na­wojka, nie była żadną damą, ale pro­stą, nie­okrze­saną dziew­czyną z lasu, dzi­ku­ską i wil­czycą. Ra­dzi­wiłł, oszo­ło­miony jej tem­pe­ra­men­tem, tar­gany ko­lej­nymi fa­lami po­żą­da­nia, z tru­dem opa­no­wy­wał zew na­tury, który ka­zał mu po­siąść ją tu i te­raz, nie pa­trząc na kon­we­nanse. Za­pewne tak by się stało, bo ich nie­cier­pliwe ręce co­raz od­waż­niej prze­dzie­rały się przez ko­lejne war­stwy ubrań, gdyby nie to, że na fali unie­sień stra­cili rów­no­wagę i nie­mal upa­da­jąc, prze­wró­cili kilka ob­ra­zów sto­ją­cych bli­sko nich. Z pew­no­ścią nie prze­rwa­łoby to spek­ta­klu na­mięt­no­ści, gdyby jed­nym z nich nie był ko­lejny w ko­lek­cji, pra­wie skoń­czony, por­tret Ame­lii, który do­strze­gli w tym sa­mym mo­men­cie.

Gwał­tow­nie jak nad­cho­dzi wio­senna bu­rza uwol­nili się z ob­jęć, zer­ka­jąc to na sie­bie, to na pa­trzącą na nich Ame­lię, która uśmiech­nięta, wy­da­wała się roz­ba­wiona za­ist­niałą sy­tu­acją. Mi­chał szybko do­sko­czył do ob­razu, chcąc go scho­wać, ale Na­wojka uchwy­ciła go pierw­sza, nie po­zwa­la­jąc mu na to. Upew­niw­szy się, że męż­czy­zna nie za­mie­rza jej go za­bie­rać, oparła por­tret o ścianę i od­da­liła się o kilka kro­ków, aby móc mu się do­kład­nie przyj­rzeć. Mo­delka sie­działa na tym sa­mym fo­telu co ona, pew­nie dla­tego, iż był to je­dyny fo­tel w pra­cowni, w do­datku bar­dzo wy­godny. Trudno było oprzeć się wra­że­niu, iż mają coś ze sobą wspól­nego, choć uroda Ame­lii wy­da­wała się Na­wojce de­li­kat­niej­sza. Po­do­bień­stwo pod­kre­ślała suk­nia, którą obie miały na so­bie. Ko­bieta po­my­ślała, że za­letą umie­ra­nia młodo jest to, że umie­ra­jący ni­gdy się nie ze­sta­rzeje we wspo­mnie­niach, tym bar­dziej uwiecz­niony na por­tre­cie. Ame­lia już na za­wsze po­zo­sta­nie piękna i młoda, za­wsze też bę­dzie się uśmie­chać, a każdy, kto zo­ba­czy ten por­tret, utrwali ją w pa­mięci wła­śnie taką – piękną i szczę­śliwą.

– To wy­jąt­kowy ob­raz, pa­nie Mi­chale, ma pan ogromny ta­lent, a do­dam, że zżera mnie za­zdrość, bo wi­dać, że to ko­lejna po­do­bi­zna, co nie tylko oczami, ale rów­nież za­chwy­tem na­ma­lo­wana. Trzeba jed­nak przy­znać, że to osoba olśnie­wa­ją­cej urody. Ostat­nio zresztą też po­dzi­wia­łam jej por­tret, tyle że w in­nej kre­acji.

– Trudno za­prze­czyć, że to piękna ko­bieta, zresztą nie­przy­pad­kowo, bo nie bez po­wodu miesz­kała w pa­łacu...

– Nie ro­zu­miem chyba... Wy­tłu­ma­czy mi pan Mi­chał? – Na­wojka uda­wała, że o ni­czym nie ma po­ję­cia.

– Była za­stęp­czą matką dla wiel­moż­nych pań­stwa, no­siła pod ser­cem dziecko mo­jego wuja, to i naj­pięk­niej­szą do tego wy­brali.

– Nie dzi­wota za­tem, że i panu Mi­cha­łowi serce skra­dła. – Na­wojka nie umiała się po­wstrzy­mać, aby nie pró­bo­wać spro­wo­ko­wać roz­mówcy.

– Tu mu­szę wać­pannę roz­cza­ro­wać, nie skra­dła mi serca, do­dam wię­cej, nie wie­dzia­łem na­wet, że je wciąż mam.

– Co też pan Mi­chał za głup­stwa ple­cie?! – po­wie­działa, nie wie­rząc w jego słowa.

– Prawdę mó­wię, bo i po co miał­bym kła­mać?

– Ja tam się na mę­skich po­wo­dach nie znam, a wi­dzę, że aku­rat jej por­tret ma­lo­wany wy­jąt­kowo sta­ran­nie i ta suk­nia jak praw­dziwa, aż by się chciało do­tknąć ma­te­riału.

– Tak, sama pani to te­raz wi­dzi, chcę, aby droga Na­wojka wie­działa, że to suk­nia rękę wtedy pro­wa­dziła i serce po­ru­szyła do głębi.

– Od kiedy to z sza­now­nego pana Mi­chała taki wiel­bi­ciel dam­skich su­kien, może kraw­cem po­wi­nien był zo­stać. – Drwiła z męż­czy­zny, któ­remu wcale nie było do śmie­chu.

– Pro­szę prze­stać, nie ro­zu­mie pani...

– Przy­znam, że nie, bo nie po­są­dza­ła­bym pana Mi­chała o za­in­te­re­so­wa­nie dam­skimi fa­ta­łasz­kami.

– To nie była jej suk­nia! – po­wie­dział ostro, a ona zbita z tropu za­mil­kła.

– Jak to nie jej, skoro w niej po­zo­wała i na za­mó­wie­nie szyta, prze­cież le­dwo co sam pan to rzekł...

– No to pro­szę! – Męż­czy­zna pod­szedł do in­nego ob­razu i od­wró­cił go fron­tem do Na­wojki, a ta z wra­że­nia wstrzy­mała od­dech.

– O matko!

– To do niej na­le­żała suk­nia, dla niej była szyta, po­dob­nie jak kilka in­nych, rów­nie pięk­nych, ale ta była jej ulu­bioną.

Ob­raz przed­sta­wiał ko­biecą po­stać w tej sa­mej zie­lo­nej sukni, na tymże fo­telu i na­wet świa­tło wy­da­wało się ta­kie samo, bo pew­nie ma­lo­wano go o po­dob­nej po­rze. Jed­nakże por­tret od­róż­niał się od po­przed­niego, bo spor­tre­to­wana ko­bieta miała śniadą cerę, piękne czarne oczy, wy­datny nos i kru­czo­czarne włosy spięte w ogromny kok. Nie była po­dobna do żad­nej z po­zo­sta­łych dam, prze­wyż­szała je urodą, a w oczach miała smu­tek tak wielki, jaki może zro­zu­mieć je­dy­nie ktoś, kto do­świad­czył ogromu cier­pie­nia. Ko­bieta nie po­cho­dziła stąd, przy­po­mi­nała cu­dzo­ziem­ców, któ­rych można było zo­ba­czyć w mie­ście, kup­ców han­dlu­ją­cych orien­tal­nymi to­wa­rami. Była tak piękna i tak smutna, że Na­wojka tym ra­zem nie czuła za­zdro­ści. Przez chwilę stała z za­par­tym tchem, za­chwy­cona tym, co wi­dzi, a na­stęp­nie po­pa­trzyła py­ta­jąco na Mi­chała, który mil­cząc, gło­śno prze­ły­kał ślinę.

– Pro­szę o wy­ba­cze­nie, ja bar­dzo prze­pra­szam, nie chcia­łam nic złego, pro­szę wy­ba­czyć moje za­cho­wa­nie. Kim jest ta dama, pa­nie Mi­chale, po­wie mi pan? – za­py­tała naj­ła­god­niej jak umiała.

– To moja na­rze­czona, Gaja, to zna­czy była na­rze­czona, bo ode­szła z tego świata, tar­gnęła się na wła­sne ży­cie, roz­ry­wa­jąc mi tym serce – wy­du­sił z sie­bie słowa, które jak dzi­kie ptac­two po­trze­bo­wały się uwol­nić z jego klatki pier­sio­wej.

– Tak bar­dzo mi przy­kro. Na tym por­tre­cie ma ogromny smu­tek w oczach. – Ko­bieta nie wie­działa, jak się po­winna za­cho­wać.

– Nie zdo­ła­łem go ukoić, choć pró­bo­wa­łem na różne spo­soby, a pro­szę mi wie­rzyć, Na­wojko, że zro­bił­bym wtedy dla niej wszystko.

– Ko­chała pana?

– Nie wiem i już ni­gdy się nie do­wiem. Tak mi się wy­da­wało, ale dzi­siaj my­ślę, że chciała, ale nie po­tra­fiła.

– Jak to, czło­wiek prze­cież ma wła­śnie po to serce...

– Może ona swoje zgu­biła? Może ktoś jej za­brał, a może zbyt dużo w nim było go­ry­czy i już nie było miej­sca na co­kol­wiek in­nego.

– Żal mnie wielki bie­rze, gdy te słowa sły­szę...

– Gaja była branką Osma­nów, wy­ku­pi­łem ją od bo­ga­tego kupca z Da­maszku, co kawą han­dlo­wał. Ku­pił ją na targu nie­wol­ni­ków. Za­brana ro­dzi­com jako pod­lo­tek, po­dobno z tę­sk­noty i żalu prze­stała mó­wić. Wzięta w ja­syr wraz z dwiema sio­strami, które jak ona były piękne jak ła­nie. Wspie­rały się jak mo­gły, ale nic nie umiało ulżyć ich tę­sk­no­cie. Jedna po­marła, gdy je z ar­ka­nami na szyi pę­dzono przez pola jak zwie­rzęta. Serce z żalu nie wy­trzy­mało. Zo­sta­wili w polu sa­miu­teńką.

– To straszne, co wasz­mość mó­wisz.

– Nie­chęt­nie opo­wia­dała o so­bie. Była córką szej­cha, przy­wódcy re­li­gij­nego i du­cho­wego ich spo­łecz­no­ści. Wiem, że brata im za­bili na ich oczach, ale opo­wia­dała, jak ma­lucz­kie dzieci w worki brali, dziury do od­de­chu wy­kra­wali i tak wieźli, a te nie­bo­żątka z braku po­wie­trza umie­rały.

– A co z drugą sio­strą?

– Roz­dzie­lono je na targu w Kaf­fie, choć bła­gały, aby je ra­zem wzięto. Jak ko­niom zęby spraw­dzono i ob­na­żono, nie ba­cząc na god­ność. Męż­czyzn bito i za­ku­wano w dyby, tych sil­nych zsy­łano na ga­lery lub do cięż­kich prac, piękne ko­biety ku­po­wano jako na­łoż­nice, a star­sze na pia­stunki lub do lżej­szych za­jęć.

– Ale jak to tak, czło­wieka ku­po­wać, to nie rzecz prze­cież. – Na­wojka z tru­dem po­wstrzy­my­wała łzy.

– Po­ko­cha­łem ją od pierw­szego wej­rze­nia, ale ten szczwany lis ła­two jej się po­zbyć nie chciał, nie było jed­nak ta­kiej kwoty, któ­rej bym wtedy nie dał.

– Szczę­ście ko­biety taką mi­łość na­po­tkać.

– Nie­szczę­ściem dla mnie było na wza­jem­ność li­czyć. Pró­bo­wa­łem jej wy­na­gro­dzić trudy ży­cia, ale ona nie chciała nic ode mnie. Ja głupi mi­ło­snym ogniem tra­wiony, po­pro­si­łem ją o rękę, a ona się zgo­dziła, więc du­reń naj­szczę­śliw­szy pod słoń­cem ni­czego nie do­strze­ga­łem. A ona pew­nie czuła, że mi to winna, i nie od­mó­wiła.

– Może jed­nak ko­chała, tylko nie umiała po­ka­zać.

– O coś in­nego się roz­cho­dziło. Wie­dzia­łem, że ona z da­le­kich stron i w in­nego Boga wie­rzyła, ale ja wtedy tak nie my­śla­łem. Ma­jątku się wy­rze­kłem, żeby tylko móc ją mieć za żonę lub choćby bez ślubu z nią pod jed­nym da­chem miesz­kać. Jed­nak jej wiara była dla niej waż­niej­sza niż moje uczu­cie.

– Nie­ła­two chrze­ści­ja­ni­nowi z Sa­ra­cenką, to mu­ślimka pew­nie, a wia­domo, że nikt temu nie bę­dzie przy­chylny.

– Ona nie była mu­zuł­manką, go­rzej, znacz­nie go­rzej. Nie wie­dzia­łem wtedy, że za ślub ze mną w swoim kraju zo­sta­łaby uka­mie­no­wana. – Scho­wał twarz w dło­niach, aby nie do­strze­gła łez w jego oczach.

– Nie ro­zu­miem, ale jak to, czy w kwe­stii re­li­gii może być le­piej lub go­rzej?

– Moja Gaja była ja­zydką.

– Co to zna­czy?

– Ja­zy­dzi czczą jed­nego Boga, który stwo­rzył świat, ale mo­dlą się do upa­dłego anioła – Pa­wia, o wsta­wien­nic­two, bo Bóg tylko jego wy­słu­cha.

– Do upa­dłego anioła się mo­dlą? Jak to tak?

– Oni wie­rzą, że Bóg ze­słał sied­miu anio­łów, aby do­koń­czyli two­rze­nie świata i słu­żyli czło­wie­kowi, ale je­den mu się sprze­ci­wił, że tego nie zrobi, że bę­dzie słu­żył tylko Bogu, więc zo­stał strą­cony do pie­kła. Tam ża­ło­wał za swoje czyny i łzami uga­sił ogień pie­kielny i pie­kło prze­stało ist­nieć. Bóg mu wtedy na­ka­zał opiekę nad świa­tem. Ja­zy­dzi mo­dlą się za­tem do Shay­tana o wsta­wien­nic­two w ich spra­wach.

– Do Sza­tana?! – Na­wojka aż pod­sko­czyła z wra­że­nia.

– Nie, nie do Sza­tana, choć tak się na­zywa.

– A je­śli to ten sam Bóg i anioł ten sam, tylko jedni wi­dzą w nim tylko do­bro, a dru­dzy tylko zło?

– Ja­zy­dzi aku­rat wie­rzą, że pie­kło, zło, dia­beł i grzech wcale nie ist­nieją oraz że oni wy­wo­dzą się od naj­star­szego po­tomka Adama i są na­ro­dem wy­bra­nym.

– Co dla jed­nego zło, dla dru­giego do­bro. Czy grzech jest za­wsze grze­chem? Czy zły czło­wiek może się stać do­brym? Cza­sami głowa mnie boli, pa­nie Mi­chale, od tych wszyst­kich my­śli.

– Gaja wie­rzyła, że du­sza cią­gle wę­druje do ko­lej­nych cie­le­snych po­staci oraz że dzięki cią­głemu od­ra­dza­niu moż­liwe jest stop­niowe jej oczysz­cza­nie, więc nie po­trzeba pie­kła. Czciła tak Bi­blię, jak i Ko­ran, ale także wszystko wo­kół. Zie­mię trak­to­wała z czcią, mó­wiła że nie wolno na nią pluć.

– Ni­gdy nie sły­sza­łam o ja­zy­dach, a wy­gląda na to, że to piękna i mą­dra re­li­gia, bli­ska na­tu­rze, a Bóg mieszka w jej pięk­nie, gdzie śmierć to tylko złu­dze­nie. Coś jesz­cze może mi pan Mi­chał o nich opo­wie­dzieć?

– Nie wiem dużo wię­cej, pod­lot­kiem była, gdy ją za­brano z ro­dzin­nego domu, ale im da­lej ktoś z gniazda po­rwany, tym bar­dziej ser­cem wciąż do niego wraca.

– Chyba za­czę­łam ro­zu­mieć, że to nie było ła­twe ko­chać ja­zydkę?

– Ogrom­nie trudne, ale cóż ja wo­bec jej bólu. Nie umiała so­bie z nim po­ra­dzić. Może ją za mało ko­cha­łem, za mało o tym upew­nia­łem. Wi­dać cze­goś jej do szczę­ścia bra­ko­wało, ina­czej by tak nie po­stą­piła wo­bec mnie, serce roz­dzie­ra­jąc na ka­wałki.

– Co zro­biła? – wy­szep­tała Na­wojka.

– Uto­nęła w po­bli­skich ba­gnach. – Mi­chał, mó­wiąc to, z tru­dem po­wstrzy­my­wał łzy.

– Ale jak to się stało?

– Nikt tego nie wie, ale wi­dziano ją idącą z obłę­dem w oczach w stronę la­sów, naj­wy­raź­niej tę­sk­nota ją tam za­pro­wa­dziła. Może ro­zum po­stra­dała albo ktoś urok rzu­cił, a może uznała, że le­piej bę­dzie się z ludz­kim cia­łem roz­stać, żeby wię­cej nie krzyw­dzić ani sie­bie, ani mnie.

– Ko­chał ją pan, prawda?

– Bar­dzo, po jej śmierci moje serce ob­ro­sło mchem, my­śla­łem, że już ni­gdy moc­niej nie za­bije.

– Skąd po­mysł, aby jej suk­nię po­da­ro­wać Ame­lii?

– Zo­ba­czy­łem w jej oczach ten sam smu­tek, przez chwilę po­czu­łem, że moje ży­cie się nie skoń­czyło.

– W sukni Gai mu­siała zro­bić na panu, Mi­chale, ogromne wra­że­nie.

– To prawda, zro­biła, ale nie ta­kie, jak my­śla­łem. Do­piero gdy zo­ba­czy­łem pa­nią w ta­kiej sa­mej, przez chwilę my­śla­łem, że mnie coś opę­tało, bo serce się do niej rwało jak zgu­bione szcze­nię. Nie wiem, skąd ją pani Na­wojka ma, wi­dać musi mieć po­ważny po­wód, aby mi tego nie zdra­dzać. Wie­rzę jed­nak, że uzna pani w końcu, że można mi ufać, i całą prawdę wy­jawi.

– Może być pan Mi­chał tego pe­wien.

– To może wró­cimy do ma­lo­wa­nia, skoro ma pani na so­bie tę suk­nię. Wiem, że to nie jest przy­pa­dek, i to mnie nur­tuje, dla­czego chciała mnie Na­wojka za­sko­czyć.

– Nie wiem, o czym pan mówi...

– Do­brze pani wie, ale zo­stawmy to, ufam, że pani in­ten­cje są do­bre.

– Ta­kie wła­śnie są, to nie ma związku z wać­pa­nem. Te­raz pro­szę wró­cić do pracy, bo chyba nie chcę już ni­gdy wię­cej ubie­rać tej su­kienki.

– Tak, tym bar­dziej, że jest dziś do­bre świa­tło i pięk­nie pani w nim wy­gląda, pani włosy wy­glą­dają jak złota przę­dza.

– Uprzejmy pan Mi­chał, to bar­dzo miłe. – Spą­so­wiała.

– Gdyby mi pani Na­wojka tylko po­zwo­liła, to ja bym mógł pani od rana do wie­czora ta­kie słowa mó­wić, a i tego by nie star­czyło, aby zdą­żyć wy­ra­zić to, co wi­dzę i czuję.

– Pro­szę prze­stać, bo ta­kiej siły nie mam, aby sło­wom pana się oprzeć, a jesz­cze wie­rzyć w nie za­cznę i na śmiesz­ność się na­rażę.

– Nie ma ani odro­biny prze­sady w tym, co po­wie­dzia­łem, i pro­szę w to nie wąt­pić. Je­śli pani so­bie nie ży­czy, ani jed­nego po­dob­nego słowa wię­cej nie rzeknę, je­śli to choć odro­binę przy­kre, o wy­ba­cze­nie pro­szę.

– Prze­ciw­nie, boję się przy­zwy­czaić, bo gdyby miało się na­gle skoń­czyć, to ciężko by­łoby mi to znieść.

Męż­czy­zna spoj­rzał jej w oczy, upew­nia­jąc się, czy do­brze zro­zu­miał jej słowa, a gdy uj­rzał w nich przy­chyl­ność, pod­biegł do Na­wojki i ob­sy­pał po­ca­łun­kami za­ru­mie­nioną bu­zię. Jak cie­pły deszcz spły­wały na oczy, usta, po­liczki, a na­stęp­nie szyję, kark i od­sło­nięte ra­miona. Za­le­wały ich ko­lejne fale go­rąca i choć wie­dzieli, że to nie wróży nic do­brego, nie umieli się oprzeć sile, która przy­cią­gała ich do sie­bie od pierw­szej chwili, w któ­rej się uj­rzeli. Dło­nie Mi­chała sta­wały się co­raz bar­dziej od­ważne, for­su­jąc oporne war­stwy jej odzie­nia. Na­wojka w sku­pie­niu, drżąc, ocze­ki­wała na to, co się za chwilę wy­da­rzy. Nie wie­działa, czego może się spo­dzie­wać ani jak za­re­aguje jej ciało. Czuła na­ra­sta­jące po­żą­da­nie i pra­gnie­nie do­tar­cia do jego gra­nic, a jed­no­cze­śnie ogromny strach. Męż­czy­zna miał świa­do­mość, że jest z młodą ko­bietą, która po­trze­buje de­li­kat­no­ści i nie można jej spło­szyć ani wy­stra­szyć. Do­ty­kał bar­dzo de­li­kat­nie jej ud, stop­niowo zbli­ża­jąc dło­nie do ich cie­płego zwień­cze­nia. Czuł drże­nie, które roz­nie­cało w nim ogień. Wy­da­wała mu się w tej chwili taka kru­cha i de­li­katna, że miał ochotę scho­wać całą w dło­niach, jak bez­cenny kwiat. Po­sa­dził ją w fo­telu i klę­ka­jąc przed nią, roz­su­nął de­li­kat­nie uda, a na­stęp­nie za­to­pił twarz po­mię­dzy nimi, ca­łu­jąc ich we­wnętrzną stronę. Ko­bieta spa­ra­li­żo­wana jego od­wagą, zlę­kła się i bli­ska była, aby uciec, ale w tej chwili po­czuła, jak usta męż­czy­zny przy­warły, da­jąc jej przy­jem­ność, ja­kiej ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czyła, do­pro­wa­dza­jąc do spa­zmów roz­ko­szy do­tąd, aż jej ciało opa­dło z sił. Gdy jej od­dech za­czął się uspo­ka­jać, od­chy­liła głowę i mru­żąc oczy, za­częła się śmiać, uka­zu­jąc piękne zęby. Mi­chał, wi­dząc jej szczę­śliwą bu­zię, także po­czuł ogromną ra­dość, wtu­lił się w jej piersi, a ona czule ob­jęła jego głowę, ca­łu­jąc ją de­li­kat­nie. Nie wie­działa, jak ma się w tej chwili za­cho­wać, bo u zwie­rząt wy­glą­dało to zu­peł­nie ina­czej i oba­wiała się, że nie spro­stała ocze­ki­wa­niom męż­czy­zny. Jed­nak on, od­ga­du­jąc jej roz­terki, szep­nął jej do ucha, że była cu­downa, że nie­po­trzebny jest po­śpiech, aby mu za­ufała. Na­wojka ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czyła po­dob­nej bli­sko­ści i od­da­nia. Sie­dzieli tak, wtu­leni w sie­bie, jesz­cze długo, bo­jąc się roz­ciąć sło­wami tę ci­szę, która mó­wiła znacz­nie wię­cej niż ty­siące słów. Tak bar­dzo chciała mu opo­wie­dzieć o wszyst­kim, po­pro­sić o po­moc w od­na­le­zie­niu mor­dercy, ale tego nie zro­biła. Wie­rzyła, że on sam nie ma z za­bój­stwem nic wspól­nego, ale też nie chciała go w tę sprawę an­ga­żo­wać, szcze­gól­nie po tym, co usły­szała o Gai. Zde­cy­do­wała także nie mó­wić mu o tym, że Ame­lia nie żyje, za­nim nie ustali, kto ją za­bił i dla­czego.

Wie­działa, że tego dnia nie za­po­mni ni­gdy, od­su­wała od sie­bie drę­czące my­śli, że Mi­chał mógłby mieć co­kol­wiek wspól­nego z mor­der­stwem oraz że nie po­winno się wy­da­rzyć to, co po­mię­dzy nimi za­szło. My­ślała także o Gai, na­dal miała przed oczami jej nie­zwy­kłą, piękną twarz o orien­tal­nych ry­sach i te wiel­kie, czarne smutne oczy, zer­ka­jące na nią z por­tretu. Była ja­zydką, sa­motną, w ob­cym kraju, wy­rwaną z mat­czy­nych rąk i miej­sca, które było jej do­mem. Za­sta­na­wiała się, dla­czego jej Bóg nie chciał bied­nej po­móc, bo choć ja­zy­dzi wy­rze­kają się prze­mocy, są prze­śla­do­wani przez wy­znaw­ców in­nych re­li­gii. Wie­rzą, że są na­ro­dem wy­bra­nym, jak Ży­dzi, jak oni skła­dają ofiary i prak­ty­kują ob­rze­za­nie chłop­ców, a jed­nak nie umieją żyć z nimi w po­koju. Choć po­dobni do chrze­ści­jan i mu­zuł­ma­nów, w nich także mają wro­gów. Czczą drzewa i pla­nety, wie­rzą w wę­drówkę du­szy, która się od­ra­dza i do­sko­nali z każ­dym ko­lej­nym ży­ciem, aż w końcu za­służy na niebo. Na­wojka po­my­ślała, że gdyby miała wy­brać któ­rąś z re­li­gii, to wy­bra­łaby wła­śnie tę. Szybko się jed­nak skar­ciła za te my­śli, przy­po­mi­na­jąc so­bie imię czczo­nego przez nich Boga – Shay­tan. Wy­po­wie­dze­nie go w my­ślach ją prze­ra­ziło, po­czuła, że nie umia­łaby mo­dlić się do niego, na­wet gdyby był naj­lep­szym z bo­gów.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: