Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Szepty Cieniostrasza - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 lutego 2025
29,99
2999 pkt
punktów Virtualo

Szepty Cieniostrasza - ebook

Wanda i Michał nie przypuszczali, że zwykłe spotkanie w Starym Borze stanie się początkiem walki o ich własne dusze. Las, pełen tajemniczych szeptów, nie tylko żyje – on pamięta i nie zapomina urazów. Gdy w mroku pojawiają się cienie o zamglonych oczach i roztrzaskanych konturach, a bezczelny Imp szydzi z ludzkiej naiwności, granica między rzeczywistością a koszmarem zaczyna się zacierać. Czy magia Wandy wystarczy, by ochronić Michała? Czy las pozwoli im odejść, a może to oni zostali do niego przywołani? I kim jest Zan – kobieta o oczach głębokich jak rzeka, której obecność budzi niepokój i pragnienie odpowiedzi? „Szepty Cieniostrasza” to opowieść o mocy, która nie zna litości, i o miłości, która może stać się zarówno ratunkiem, jak i przekleństwem. Mroczna baśń pełna magii, tajemnic i pradawnych sił, które nie lubią, gdy ktoś zakłóca ich sen.

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Wanda ostrożnie stawiała kroki po miękkim, mchowym dywanie, który przykrywał ziemię Starego Boru niczym aksamitna narzuta. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i igliwia, a gdzie nigdzie słychać było pohukiwanie sowy. Michał czekał już na małej polanie, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Jego twarz, zwykle tak pewna siebie, teraz wyrażała mieszankę napięcia i niepewności. Wanda, widząc to, uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.

– No co? – zapytała, podchodząc bliżej. – Boję się, że ten las nas pożre - odparł Michał, próbując brzmieć beztrosko, ale głos zdradził jego strach. Wanda, chcąc rozładować atmosferę, rozejrzała się wokół z przesadną ostrożnością. – Cóż, może faktycznie… zobacz, ten mech już się na ciebie czai – dodała teatralnym szeptem, wskazując na nieświadomą niczego kępkę mchu. Michał zaśmiał się, choć w jego oczach nadal czaił się strach. Nagle w powietrzu rozległ się dziwny, chichoczący dźwięk. Nie wiadomo skąd pojawił się Imp- był to złośliwy duch lasu, zawisnął nad bohaterami niczym irytujący komar. – Ach, zakochani w moim lesie! Jak romantycznie! – zaśmiał się,

6

trzepocząc skrzydełkami, które przypominały spróchniałe liście. Wanda westchnęła ciężko, a Michał odruchowo sięgnął po gałąź, jakby chciał przegonić złośliwego stwora, który miał wyjątkowy talent do psucia nastroju. Imp, zadowolony z efektu swojego wejścia, zaczął krążyć wokół nich, co chwilę zmieniając się w kłębek mgły, a potem znów w swoją psotną, małą postać. Jego oczy świeciły jak dwa złowrogie węgle, ale mimo tego trudno było go traktować całkiem poważnie, zwłaszcza kiedy podrzucał w dłoniach coś, co wyglądało na zgniły borowik. – Ach, miłość w Starym Borze! – rozmarzył się ironicznie. -Czy to nie tutaj serca łamią się szybciej niż suchy patyk pod butem? – Wanda przewróciła oczami.

–Impie, czy chciałbyś zostać zamknięty w słoju na tydzień? – zapytała groźnie, choć dobrze wiedziała, że z takim duchem łatwiej było się spierać niż coś wskórać. Michał chwycił mocniej gałąź, jakby wierzył, że impa można przepędzić prostym ciosem. – Idź sobie! – rzucił stanowczo. Jednak na Impie nie zrobiło to wrażenia, parsknął jedynie śmiechem, jakby właśnie usłyszał najlepszy żart.

– Och, odważny obrońca! Uważaj, bo mogę cię przemienić w… w coś bardzo nieporęcznego! Może w ślimaka? – dodał z szerokim uśmiechem i machnął skrzydłami, podkreślając swój triumf.

7

Wanda, widząc, jak Michał zaciska szczękę, pochyliła się

do niego i szepnęła:

– Nie daj mu się sprowokować. On się tym karmi, jak kleszcz ludzką krwią. -Michał westchnął głęboko, próbując opanować irytację, ale nie mógł powstrzymać rosnącego w nim gniewu. Tymczasem imp ziewnął ostentacyjnie, jakby cała sytuacja zaczynała go nudzić.

– No cóż, jeśli nie będziecie bardziej zabawni, to chyba się gdzieś przejdę… Ale nie zapominajcie, że las widzi wszystko – rzucił na odchodne, rozmywając się w smudze cienia. Kiedy imp zniknął, las nagle wydał się bardziej spokojny, jakby sam odetchnął z ulgą po tej irytującej obecności. Michał wypuścił powietrze z płuc i oparł się o pobliskie drzewo, czując, jak napięcie w jego ciele nieco opada.

– Zawsze tak jest? – zapytał, zerkając na Wandę z nutą niedowierzania. Wanda, która zdążyła już rozprostować ramiona i poprawić szarą suknię, uniosła brwi. – Imp? Cóż, on ma w zwyczaju psuć atmosferę, kiedy tylko pojawi się cień namiętności – odparła, pół żartem, pół serio. –Poza tym… las ma swoje sposoby, żeby przypominać nam, kto tu rządzi.- Michał nie był pewien, czy bardziej niepokojące było to, co powiedziała, czy to, że powiedziała to takim spokojnym tonem,

8

jakby była przyzwyczajona do życia pełnego niesfornych duchów. Rozejrzał się wokół, próbując dostrzec coś więcej niż tylko zarośla i mgłę, ale las nie zdradzał swoich sekretów. – Czy to oznacza, że nie mogę się z tobą spotkać bez ryzyka przemiany w coś... oślizgłego? – dodał, a w jego głosie zabrzmiała nuta przerażenia. Wanda zachichotała, jej śmiech brzmiał jak cichy szmer liści poruszanych wiatrem.

– Nie martw się, na razie jesteś bezpieczny. Zresztą, gdybyś się zmienił w ślimaka, zaopiekowałabym się tobą – dodała z uśmiechem, choć w jej oczach błysnął cień powagi.

Michał spojrzał na nią, a jego serce zabiło szybciej. Była

taka pewna siebie, taka spokojna w obliczu tego, co dla niego było czymś nieznanym. Czuł, że przy niej może wyglądać śmiesznie – zwykły chłopak, który wplątał się w świat, o którym niewiele wiedział. Nie chciał się wycofać, nie teraz. – Dobrze, skoro już tu jestem, to może opowiesz mi coś więcej o tej ,,mocy lasu”? – rzucił to, starając się, aby jego ton głosu brzmiał neutralnie, choć ciekawość i zwątpienie walczyły w nim. Wanda spojrzała na niego z błyskiem w oku. – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Michałku – powiedziała żartobliwie, ale nie odmówiła odpowiedzi. Zbliżyła się do starego dębu, którego korzenie oplatały ziemię niczym

9

wijące się węże. – „Ten las jest jak stary, dumny władca. Pamięta więcej, niż moglibyśmy sobie wyobrazić, i nie zapomina urazów – zaczęła, a jej głos przybrał cieplejszy ton, pełen respektu. – Każde drzewo, każdy krzak nosi w sobie historię. Kiedy naruszasz tę równowagę, las… reaguje. - Michał zmarszczył brwi, próbując to wszystko pojąć.

– Reaguje? To znaczy, że…? – Wanda spojrzała na niego, a jej uśmiech stał się delikatniejszy.

– To znaczy, że lepiej nie żartować z jego mocy. A także, że lepiej nie wchodzić tu z intencjami, które mogą przyciągnąć uwagę złych duchów.

– No dobrze, ale... – Michał zaczął, chcąc zadać kolejne pytanie, kiedy nagle ciszę przerwał hałas. Dźwięk przypominał coś pomiędzy trzaskiem gałęzi a dziwnym, bulgoczącym pomrukiem, jakby ziemia pod nimi zaczęła oddychać. Wanda natychmiast spoważniała, a jej ciało spięło się w gotowości. – To nie imp – szepnęła, a w jej oczach pojawił się wyraz, którego Michał jeszcze nigdy nie widział: strach. Zanim zdążył zareagować, z mroku wyłoniło się coś, co przypominało zlepek cieni. Stworzenie, które wyglądało, jakby zostało poskładane z roztrzaskanych fragmentów snu i koszmaru, miało zamglone oczy i długie, wijące się kończyny. Michał cofnął się o krok, jego

10

dłonie drżały na widok tej dziwnej postaci. Pierwszy raz widział coś takiego.

– Co to do cholery jest?! – krzyknął, kompletnie tracąc resztki spokoju. Wanda zmrużyła oczy, jej dłonie zaczęły lekko jarzyć się niebieskim światłem.

– To jest coś, co nie powinno tu być – odparła, a jej głos brzmiał teraz jak kamień rzucany do głębokiej studni. Cień zbliżał się, a Michał miał wrażenie, że las wokół nich zamarł, jakby wstrzymał oddech, czekając na to, co się wydarzy. Wanda, nie tracąc ani chwili, uniosła dłonie i rzuciła krótkie, ale stanowcze zaklęcie w nieznanym języku. Powietrze zawirowało, a błękitny blask uderzył w stworzenie, które syknęło, jakby światło paliło jego bezkształtne ciało. Michał, widząc magię w akcji po raz pierwszy, zamarł z otwartymi ustami. To, co działo się na jego oczach, było równie piękne, co przerażające. Cień cofnął się, ale nie zniknął. Wyglądał na osłabionego, ale wciąż chciał walczyć. – To nie wystarczy – syknęła Wanda przez zaciśnięte zęby. Pot spływał jej po skroniach, a dłonie drżały, jakby kosztowało ją to ogromny wysiłek. Michał poczuł, że musi coś zrobić. Nie mógł pozwolić, by tylko ona walczyła z czymś, czego nawet nie rozumiał. Ale co mógł zrobić, chłopak z wioski, bez żadnej magicznej mocy? Jego dylemat przerwał nagły dźwięk – imp,

11

który wrócił z triumfalnym okrzykiem: – No, no, ktoś tu się zabawia beze mnie! – Wanda rzuciła mu spojrzenie, które mogłoby zabić.

– Impie, zrób coś pożytecznego, albo przysięgam, że naprawdę wsadzę cię do tego słoja nie na tydzień a na całe stulecie! – Imp, zaskoczony i lekko obrażony, spojrzał na cień, a potem na Wandę. – No dobrze, dobrze, nie musisz się tak złościć – powiedział urażony, zanim wzleciał w powietrze, zaczynając swój własny, zaskakująco skuteczny taniec rozpraszający, który sprawił, że cień zaczął się cofać, choć nie wiadomo, czy ze strachu, czy z czystego zdumienia.

Imp, choć z natury nieznośny i złośliwy, potrafił zaskoczyć

swoją nieprzewidywalną skutecznością. Jego wirujący taniec nabrał tempa, a w powietrzu pojawiły się drobne iskierki światła, przypominające migoczące świetliki. Z każdym ruchem jego maleńkich skrzydeł cień tracił na wyrazistości, jakby rozpływał się w świetlistych rozbłyskach. Michał stał obok, czując się bezużyteczny, ale nie mógł oderwać wzroku od tej surrealistycznej sceny: mały, wredny duch lasu i tajemnicza czarownica ramię w ramię walczyli z mrocznym tworem, którego nie sposób było nazwać ani zrozumieć. – Dalej, jeszcze trochę! – krzyknęła Wanda, ale w jej głosie

12

słychać było napięcie. Wiedziała, że magia lasu potrafi być kapryśna, a ich sytuacja wciąż wisiała na włosku. Michał, w nagłym przebłysku inspiracji, złapał za woreczek z ziołami, który Wanda dała mu na wszelki wypadek. Nie wiedział, jak to działa, ale jeśli zioła miały moc, może teraz był czas, by ją wykorzystać. – Co mam zrobić? – krzyknął, a jego głos drżał bardziej, niżby chciał przyznać. Wanda rzuciła mu szybkie spojrzenie, oceniając jego determinację.

– Rozsyp je w kręgu wokół nas! Szybko!” Michał zerwał woreczek i zaczął rozsypywać zioła po ziemi, tworząc nieregularny, ale wyraźny krąg. Cień zasyczał, jakby poczuł, że coś zmienia się na jego niekorzyść. Wzburzone powietrze wokół niego zaczęło się stabilizować, a imp, który zdążył już zacząć narzekać na zmęczenie, parsknął z zaskoczeniem.

– O, nawet chłopaczyna coś potrafi! To nowość! – zawołał, ale jego głos był pełen uznania, jakiego Michał się nie spodziewał. W tym samym momencie zioła rozsypane na ziemi zaczęły wydzielać intensywny zapach, jakby każda drobina zawierała esencję lasu: słodkie, lecz ostry aromat rozmarynu, gorzki zapach piołunu, woń mięty mieszająca się z nutą szałwii. Cień zaczął się chwiać, tracić swój nieokreślony kształt, a potem, z dziwnym pomrukiem, zaczął się rozpływać w nicość. Las wokół nich drgnął, jakby

13

budził się z koszmaru, a cienie wracały na swoje miejsca. Wanda, widząc, że najgorsze minęło, osunęła się na kolana, oddychając ciężko. Jej dłonie, które jeszcze przed chwilą błyszczały niebieskim światłem, teraz były matowe, a blask zniknął jak gasnąca gwiazda. Michał szybko podbiegł do niej, serce wciąż waliło mu jak młotem.

– Wszystko w porządku? – zapytał z niepokojem, patrząc, jak jej twarz bladła. Wanda skinęła głową, ale jej oczy były zmęczone, jakby walczyła o wiele dłużej, niż pozwalałby na to czas. – Nie martw się, przeżyję – uśmiechnęła się lekko, choć jej głos był słaby. Michał klęknął obok niej, czując mieszaninę ulgi i winy. Był świadomy, że nie miał pojęcia, w co się wplątał, a mimo to nie mógł odwrócić wzroku od tej dziewczyny, która była tak inna, tak fascynująca.

– Przepraszam, że jestem taki... bezużyteczny – wymamrotał, jego głos był pełen frustracji. Wanda spojrzała na niego z mieszaniną zaskoczenia i czułości.

– Bezużyteczny? – powtórzyła, a w jej oczach zatańczyły iskierki rozbawienia.

– Gdybyś był bezużyteczny, nie udałoby się nam pokonać tego cienia. Nie lekceważ ziół ani siebie samego. – Michał poczuł, jak ciepło zalewa jego twarz, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu,

14

który wpełzł na jego usta. Imp, który wciąż krążył w pobliżu, nagle wrócił, przeciągając się jak kot po drzemce. – Cóż, jeśli już skończyliście te miłosne wyznania, to może się rozejdziemy? Ten las jest pełen ciekawszych rzeczy niż widok was dwojga” – rzucił z udawanym obrzydzeniem, choć w jego głosie można było wyczuć cień sympatii. Wanda zmrużyła oczy, ale jej twarz rozjaśnił uśmiech.

– Impie, jeśli jeszcze raz przerwiesz mi w ten sposób, to naprawdę znajdę ten słój – zagroziła, choć jej słowa brzmiały raczej jak przekomarzanie się ze starym znajomym.

Michał nie mógł powstrzymać śmiechu. Było coś

rozbrajającego w tej relacji między Wandą a impem, coś, co przypominało mu, że świat, choć pełen niebezpieczeństw, może być także pełen absurdu i ciepła. Nim zdołali w pełni poczuć ulgę, ciszę lasu przerwał inny dźwięk: delikatne kroki, jakby ktoś skradał się po opadłych liściach. Oboje odwrócili się w kierunku, skąd dobiegał hałas. Z cienia wyłoniła się postać. Wysoka, z włosami koloru jesiennych liści i oczami, które miały głębię rzeki. Jej płaszcz był ozdobiony haftem w kształcie leśnych zwierząt, a na szyi miała amulet z czarnego kamienia. – Och, jakież to widowisko mi się trafiło – powiedziała z lekkim uśmiechem, ale w jej głosie było coś, co przyprawiło Michała o

15

dreszcz. Wanda zmarszczyła brwi, a jej twarz znów stała się surowa. -Zan, czego tu szukasz? – zapytała, a w jej głosie brzmiała nuta wrogości. Zan, której imię Michał słyszał po raz pierwszy, przyjrzała im się z zaciekawieniem.

– Cóż, nie sądziłam, że znajdę cię, Wando, bawiącą się w obrończynię tego lasu – dodała, a jej spojrzenie przeszło na Michała.

– A to kto? Nowy uczeń, czy może... coś więcej? Michał poczuł, jak jego serce znów przyspiesza,

tym razem jednak nie z powodu fascynacji, ale strachu. Zan emanowała mocą i tajemnicą, która wydawała się zupełnie inna niż magia Wandy – bardziej mroczna, bardziej nieprzewidywalna. Michał nie mógł oderwać wzroku od Zan, choć jej obecność przyprawiała go o niepokój. Czuł, że z każdą sekundą jej spojrzenie przeszywa go na wskroś, badając jego myśli i tajemnice, o których sam nie miał pojęcia. Wanda stanęła pomiędzy nim a Zan, jej postawa była ochronna, a w oczach błyszczał gniew.

– To nie jest miejsce dla ciebie, Zan – powiedziała chłodno, a jej słowa były niczym sztylety wbijające się w napiętą ciszę lasu. Zan zaśmiała się cicho, niemal melodyjnie, ale w jej głosie brzmiała nuta czegoś nieprzyjemnego, jak fałszywy dźwięk struny.

16

– Och, Wando, zawsze taka bojowa – powiedziała, robiąc krok do przodu, a liście pod jej stopami zdawały się szeleścić w niepokojący sposób.

– Zastanawia mnie tylko, dlaczego ten chłopak... jest tutaj – kontynuowała, wskazując na Michała z wyrazem ciekawości, jakby był tylko interesującym owadem. – Znasz zasady. Ludzie z zewnątrz nie powinni się plątać po naszych ziemiach, chyba że... mają coś, co cię do nich przyciąga. – Michał poczuł dreszcz. Nie miał pojęcia, o co chodziło, ale nie mógł zaprzeczyć, że czuł się, jakby znalazł się w centrum większej intrygi, niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Wanda uniosła brodę, jej dłonie zacisnęły się w pięści. – To nie twój interes, Zan – powiedziała, jej głos brzmiał spokojnie, choć napięcie było wyczuwalne. Zan westchnęła, jakby Wanda sprawiała jej niepotrzebne trudności, a potem spojrzała na las wokół.

– Ten las nie zawsze będzie cię chronić, wiesz? – rzuciła niby od niechcenia, a jej słowa niosły się echem pośród drzew. – Jego cierpliwość jest równie krucha, jak lód wiosną. I kiedy nadejdzie czas... – urwała, a w jej oczach pojawił się cień.Nim zdążyła dokończyć, imp, który zdawał się odczuwać zagrożenie na swój nieco prześmiewczy sposób, nagle wtrącił się,

17

przerywając narastające napięcie:

– No już, już, dość tych teatralnych przepychanek! Las ma dosyć waszego gadania! -Zan spojrzała na niego z wyraźną niechęcią, jakby ten maleńki, irytujący stwór zasłużył na wieczną niepamięć.

– Ty, mały pasożycie, powinieneś pilnować się lepiej. Następnym razem może nie być nikogo, kto by mógł cię uratować – syknęła, ale imp odpowiedział tylko pokazaniem języka i wymuszoną miną, jakby nie przejmował się jej groźbami. Michał patrzył na tę wymianę słów, miał ochotę się zaśmiać. Jednak czuł, że musi zrobić coś, by przerwać ten niekończący się pojedynek spojrzeń i słów.

– Zan, czego właściwie chcesz? – zapytał, próbując zabrzmieć pewnie. Zan zmrużyła oczy, a potem uśmiechnęła się, jakby to pytanie sprawiło jej nieopisaną przyjemność. – Czego chcę? – powtórzyła, jakby smakowała te słowa, a potem przechyliła głowę, spoglądając na niego w sposób, który przyprawił Michała o ciarki.

– Chcę... równowagi – odpowiedziała, a w jej oczach zalśnił złowieszczy blask.

– A równowaga w tym lesie została zachwiana, gdy ty postawiłeś tu swoje ludzkie stopy. -Michał otworzył usta, ale nim zdołał

18

cokolwiek powiedzieć, Wanda zrobiła krok naprzód, jej ciało napięło się jak struna.

– To ja go tu sprowadziłam – powiedziała ostro, jakby każde słowo było obroną, tarczą mającą ochronić Michała. – Jest pod moją opieką, a ty nie masz prawa go tknąć. – Zan uśmiechnęła się szerzej, ale ten uśmiech był wszystkim, tylko nieprzyjemnym.

– Pod twoją opieką, mówisz? – zaśmiała się, ale jej śmiech był zimny, jak pękający lód.

– Cóż, Wando, lepiej się przygotuj. Bo twoja ochrona może nie wystarczyć, gdy nadejdą... ciemniejsze dni.” – Z tymi słowami odwróciła się, a jej postać zaczęła się rozmywać, jakby rozpływała się w powietrzu, aż zniknęła całkowicie, pozostawiając po sobie tylko echo i złowrogi chłód. Michał poczuł, jak napięcie, które ściskało jego ciało, powoli puszcza. Zanim zdążył odetchnąć z ulgą, Wanda opadła na kolana, jej twarz była jeszcze bardziej blada niż wcześniej.

Michał rzucił się w stronę Wandy, której serce waliło jak

młotem, a oddech był nieregularny. Nie wiedział, co powinien zrobić, ale instynkt kazał mu ją wspierać. Klęknął obok niej, niemal odruchowo obejmując jej ramiona. Wanda próbowała się uśmiechnąć, lecz uśmiech był ledwo zauważalny, bardziej

19

przypominający skurcz niż wyraz radości. Jej dłonie, które jeszcze niedawno emanowały magicznym blaskiem, teraz były lodowate, jakby cała energia opuściła jej ciało. – To... to nic – wykrztusiła, choć jej głos drżał ze zmęczenia. Imp natomiast rozejrzał się wokół siebie, teatralnym ruchem strzepał popiół ze skrzydełek i zniknął. Wanda z trudem spróbowała wstać, ale nie dałą rady. Widząc twarz swojego towarzysza, dodała:

– Muszę tylko... złapać oddech, uspokoić się. – Michał nie był przekonany. Coś w jej wyglądzie, bladości skóry i matowym blasku oczu, nie wróżyło nic dobrego. Czuł, jak narasta w nim panika, ale starał się ją stłumić. Nie mógł sobie pozwolić na panikę – nie teraz, kiedy Wanda była w takim stanie. Wzrok Michała nerwowo błądził po okolicy, jakby spodziewał się, że z cienia wyłoni się kolejny niebezpieczny przeciwnik. Las wokół nich wydawał się teraz mniej przyjazny, a szelest liści brzmiał złowieszczo, jak szept obserwujących ich niewidzialnych istot. – Wanda, co mogę zrobić? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała bezradność. Czuł się winny, że wciągnął ją w tę sytuację, choć nie miał pojęcia, co właściwie się wydarzyło. Wanda westchnęła, a jej powieki przymknęły się na chwilę, jakby z trudem walczyła z wyczerpaniem.

20

– Jest coś... w mojej torbie – powiedziała w końcu, jej głos był cichy i pełen wysiłku.

– Słoik z bursztynowym pyłem... Potrzebuję go. Michał nie czekał ani chwili. Sięgnął po torbę, którą Wanda nosiła na ramieniu, i zaczął przeszukiwać jej zawartość. Zioła, jakieś dziwne, magiczne symbole, wszystko to zdawało się tworzyć chaos, który tylko zwiększał jego niepokój. W końcu znalazł mały słoik, wypełniony drobnym, złocistym proszkiem, który lśnił delikatnie w słabym świetle. Wręczył go Wandzie, a ona, choć jej dłonie drżały, otworzyła słoik i wysypała trochę pyłu na swoje dłonie. Delikatnie posypała nim swoje nadgarstki i skronie, a potem zamknęła oczy, jakby wsłuchiwała się w odgłosy lasu. Michał obserwował ją, niepewny, czy to pomoże, ale po chwili zauważył, że Wanda zaczęła wyglądać trochę lepiej. Kolor wrócił na jej policzki, a oddech się uspokoił. Wciąż była wyczerpana, ale siła powoli do niej wracała. Otworzyła oczy i spojrzała na niego, a jej spojrzenie było pełne wdzięczności.

– Dziękuję – powiedziała cicho, choć w jej oczach błyszczał niegasnący ogień. Michał odetchnął z ulgą, choć jego myśli wciąż były pełne niepokoju. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, las wokół nich ponownie zadrżał, jakby nie był gotowy na zakończenie tej mrocznej nocy.

21

Nagle gdzieś w oddali zabrzmiał dźwięk jakby uderzenie

dzwonu, rozlegający się echem wśród drzew. Michał i Wanda spojrzeli na siebie z niepokojem.

– To... nie może być”– szepnęła Wanda, a jej twarz, jeszcze przed chwilą pełna ulgi, nagle zastygła w wyrazie przerażenia. – Co się dzieje? – zapytał Michał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Las zamarł, jakby wstrzymał oddech. W tej ciszy każde drgnienie liści każdy szmer wydawał się przerażający. – To wezwanie... na stary rytuał – wyjaśniła Wanda, choć jej głos drżał.

– Jeśli to prawda, to znaczy, że coś się zmieniło. I nie na lepsze.-Michał nie miał pojęcia, co to oznaczało, ale czuł, że ich przygoda właśnie zaczęła się od nowa, jeszcze bardziej niebezpieczna i tajemnicza niż dotąd. Las, który miał być ich schronieniem, stał się teraz polem bitwy o przetrwanie, a przyszłość wydawała się jeszcze bardziej niepewna.

22

II

Mrok spowił polanę niczym czarna, lepka zasłona, a powietrze drgało od nieuchwytnego niepokoju. Michał nie mógł się ruszyć, jakby niewidzialne dłonie oplotły jego nogi i nie pozwalały mu zrobić kroku. Chłód wypełzał z cienia, przeszywając jego skórę i zmuszając go do wstrzymania oddechu. Wanda stała obok, jeszcze blada, ale wyprostowana, z dłońmi gotowymi do rzucenia zaklęcia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Oboje czekali, ale nawet las wydawał się zawieszony w bezruchu, jakby bał się wziąć kolejny oddech. Nagle, rozległo się skrzypnięcie, przypominające łamanie starego drewna. Michał drgnął i spojrzał na Wandę, której twarz zastygła w napięciu. Dźwięk zbliżał się do nich. Ktoś lub coś stąpało powoli, niespiesznie, czerpiąc przyjemność z narastającego napięcia. Michał czuł, jak serce podchodzi mu do gardła, a ręce, mimo że zaciśnięte w pięści, były zimne i lepkie od potu.

– Ktoś... tu jest – wyszeptał ostrożnie.

Wanda uniosła rękę w geście ostrzeżenia, nakazując

Michałowi ciszę. Jej spojrzenie przeszywało ciemność, jakby starała się dostrzec coś więcej niż tylko nieprzyjazne cienie.

23

Wokół nich zaczęły migotać drobne światełka, przypominające maleńkie duszki. Te istoty, które zwykle były oznaką nadziei i magii lasu, teraz wyglądały na przerażone. Światło, które rzucały, drżało jak płomień świecy na wietrze. – To złe... bardzo złe – wymamrotała Wanda, a Michał po raz pierwszy zobaczył na jej twarzy wyraz autentycznego strachu. Z ciemności wyłonił się cień, wyglądem przypominał sylwetkę o niewyraźnych konturach, która zdawała się sunąć bezszelestnie po ziemi. Michał cofnął się instynktownie, rozejrzał się ostrożnie po okolicy. Las zamknął się wokół nich niczym pułapka, a każdy krok w tył wydawał się jeszcze bardziej niebezpieczny niż stanie w miejscu. Cień zatrzymał się nagle, a potem zawirował, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast słów pojawił się szelest, pełen nienazwanej grozy. Michał poczuł, jak jego umysł ogarnia paraliżujący lęk, a każdy nerw w jego ciele krzyczał: „Ucieka''. Wanda ścisnęła jego ramię, próbując go otrzeźwić. Jej dotyk był zimny, ale mocny, przypominał mu, że musi szybko wrócić do rzeczywistości.

– Nie ruszaj się. Cokolwiek się stanie, nie ruszaj się – syknęła, a w jej głosie można było usłyszeć desperacje. Cień przestał wirować, a jego niejasne kontury zaczęły się wyostrzać, przybierając niemal ludzki kształt. Michał z trudem przełknął ślinę, nie

24

wiedząc, czy ich przeciwnik zaraz ich nie zaatakuje. Każda sekunda trwała wieczność, a napięcie zdawało się unosić w powietrzu. Z cienia dobiegł niski, ochrypły szept – zbyt cichy, by dało się go zrozumieć , ale wystarczająco mroczny, by przeszyć serca strachem. Michał poczuł, jak skóra na jego karku zaczyna mrowić, a chłodne dreszcze przeszywają kręgosłup. Spojrzał na Wandę, ale ona nie odrywała wzroku od dziwnej postaci. – To się nie powinno dziać... – wyszeptała jakby do siebie, a jej twarz zdradzała, że nawet ona była zaskoczona i zdezorientowana całą sytuacją. Michał miał wrażenie, jakby czas zwolnił, zmuszając ich do konfrontacji z nieznanym. Wanda powoli uniosła rękę, formując palce w złożony gest, który Michał widział w poprzedniej walce. Był to symbol ochrony, magiczna tarcza przeciwko złym mocom. Zanim zdążyła dokończyć zaklęcie, cień nagle przemieścił się, mknąc w ich stronę z szybkością, która zapierała dech. Michał instynktownie cofnął się o krok, a jego stopa natrafiła na korzeń, powodując, że prawie upadł. Serce biło mu w piersi jak szalone, a ręce zaczęły się trząść.

– Nie! Nie teraz! – krzyknęła Wanda, desperacko próbując dokończyć magiczny ruch.

Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Zaklęcie

25

Wandy rozbłysło jasnym światłem, które na krótki moment rozproszyło ciemność. Cień zatrzymał się, jakby zaskoczony tą nagłą eksplozją mocy, a jego kontury znowu zaczęły się rozmywać. Michał mógł przysiąc, że na chwilę dostrzegł w mroku coś przypominającego ludzkie oczy – zimne, bezlitosne, pełne dzikiej furii. Potem światło zgasło, pozostawiając ich na nowo w cichej, złowrogiej ciemności. Michał oddychał ciężko, starając się zrozumieć, co właśnie się wydarzyło.

– Nie możemy tutaj zostać – powiedziała, próbując uspokoić swój głos. Ręce wciąż lekko jej drżały, zdradzając, że strach jeszcze jej nie opuścił. Michał spojrzał na nią, zdezorientowany i przerażony jednocześnie.

– Gdzie możemy iść? Przecież ten las... on nas nie wypuści – powiedział, a jego głos był na granicy paniki. Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy, a jej spojrzenie było pełne determinacji i zmęczenia.

– Musimy znaleźć Sanktuarium. To jedyne miejsce, które może nas ochronić. – Sanktuarium. Słowo, które brzmiało jak obietnica bezpieczeństwa, mimo to wydawało się jednak ledwie osiągalnym marzeniem. Chłopak wziął głęboki oddech, próbując odzyskać nad sobą kontrolę. Cień zniknął, ale napięcie w powietrzu wcale nie ustępowało. Las szeptał, jakby plotkował w

26

swoim tajemnym języku.

– W takim razie chodźmy – powiedział w końcu. Wanda skinęła głową i ruszyła naprzód. On, nie mając wyboru, podążył za nią, zastanawiając się, co jeszcze może czai się w mroku. Wanda starała się zachować pozory opanowania, niestety każdy jej krok brzmiał ciężko w tej upiornej ciszy. Idąc za swoją towarzyszką, Michał próbował przeanalizować sytuację, to wszystko było dla niego nowe, nieznane. Wiedział, że wszystko, co do tej pory robił ,było bezużyteczne. Jest tylko człowiekiem, ale nie mógł pozwolić, aby strach nad nim zapanował. Nie, teraz kiedy sytuacja się drastycznie zmieniła, Wanda go potrzebowała a on jej. W cieniu drzew ich sylwetki wydawały się mniejsze, zdominowane przez otaczający ich ciemność, która zdawała się niemal żyć własnym życiem. Nagłe szelest sprawiły, że Michał zatrzymał się, jego mięśnie się spięły, jakby były gotowe na kolejną walkę. Jego serce zaczęło być szybciej, gdy odwrócił się, gotowy na najgorsze. Oczekiwał, że zobaczy cień powracający, by ich zaatakować, ale wśród liści dostrzegł tylko drobne postacie – sylwetki leśnych duszków, które jak na komendę wyłoniły się z mroku. Były to małe, półprzezroczyste istotki o świetlistych skrzydełkach, wyglądające, jakby zrodziły się z samego blasku księżyca. Jednak ich twarze były wykrzywione z przerażenia.

27

– Uważajcie... nadchodzi... – wyszeptały duszki niemal jednogłośnie, a ich głosy przypominały drżący wiatr, niesiony przez chłodną noc. Zanim Michał zdążył cokolwiek powiedzieć, duszki rozpłynęły się w powietrzu, a las znów zatopił się w złowieszczej ciszy. Wanda zacisnęła zęby i przyspieszyła kroku. Jej pewność siebie zniknęła, stała się bardziej czujna, co mogło zwiastować tylko jedno – ich sytuacja była gorsza, niż Michał mógł przypuszczać.

– Nie możemy ich zignorować – syknęła, starała się nie patrzeć Michałowi w oczy, by nie pokazać mu swojej słabości. Ruszyli dalej ścieżką, która uformowały im drzewa. Jednak z każdym ich krokiem las zaczął się zmieniać, drzewa zdawały się pochylać, ich splątane korzenie wyrastały z ziemi jak pułapki, gotowe pochwycić każdego, kto się potknie. Mgła zaczęła, pełznąć po ziemi była gruba i biała, wypełniała każdy zakamarek leśnego runa. Michał próbował skoncentrować się na ruchach Wandy, ale miał wrażenie, że coś go obserwuje – coś nienaturalnego, co nie było przyjazne ani ludzkie. Zatrzymał się po raz kolejny, czując, jak lodowate macki strachu zaciskają się na jego gardle: Jest coraz bliżej – pomyślał, nie mogąc pozbyć się uczucia, że są niczym zwierzyna na polowaniu. I wtedy rozległ się trzask, głęboki i rozdzierający. Wanda momentalnie odwróciła się, a jej

28

oczy rozszerzyły się z przerażenia. Michał stanął obok niej, gotowy ją zasłonić. W milczeniu wymienili spojrzenia pełne paniki, ale zanim któreś z nich zdążyło się poruszyć, mgła przed nimi rozstąpiła się, ukazując nową, jeszcze bardziej niepokojącą sylwetkę. Postać, ubrana w płaszcz z czarnych, wijących się cieni, zaczęła powoli wyłaniać się z mroku, a jej oczy lśniły nieziemskim blaskiem. Kiedy w końcu zobaczyli ją w pełnej okazałości, mieli wrażenie jakby jej obecność, pochłaniała resztki światła. Wyglądała, jakby nie należała do tego świata. Michał czuł, jak jego dłonie drętwieją od chłodu i lęku, a oddech zatrzymuje się w płucach. Wanda, z trudem ukrywając drżenie, postąpiła krok do przodu. Jej głos, choć próbował być pewny, zdradzał napięcie.

– Kim jesteś? Czego chcesz od nas? – rzuciła, choć sama nie była pewna, czy chce poznać odpowiedź. Postać przekrzywiła głowę w niepokojącym geście jak drapieżnik oceniający ofiarę. Z cienia rozległ się niski, niemal melodyjny głos, który brzmiał, jakby jednocześnie niósł obietnicę i groźbę. – To nie wy... pytacie – odparła istota, a jej słowa otuliły ich jak zimny podmuch wiatru. Wanda zagryzła wargę, czując, że każda chwila działa na ich niekorzyść. Zaciśnięta pięść w kieszeni świadczyła o gotowości do działania, choć czuła, że sama magia

29

może tym razem nie wystarczyć. Michał, czując narastającą panikę, próbował zebrać w sobie odwagę. Wziął głęboki oddech. – My... tylko przechodzimy – wymamrotał, starając się, by jego głos nie brzmiał na pełen desperacji. Postać wybuchła cichym, chrapliwym śmiechem, który brzmiał jak echo umierającego dźwięku w pustej jaskini.

– Przechodzicie? – powtórzyła, jakby to słowo było dla niej żartem. – Ten las zna wasze zamiary lepiej niż wy sami. Nigdzie nie przejdziecie, bez odpowiedzi... – Jej oczy zalśniły nieprzyjaznym blaskiem, a Michał miał wrażenie, że ziemia pod jego stopami zaczyna się poruszać.

Wanda, nie chcąc dać się zastraszyć, uniosła dłoń, w której

zaczęło się formować delikatne światło. Mimo tego drobnego aktu odwagi, jej głos zdradzał lekką nutę niepewności. – Zostaw nas. Nie chcemy kłopotów – powiedziała, lecz sama nie była pewna, czy istota się tym przejmie. Światło w jej dłoni zaczęło migotać, jakby las próbował je zgasić. – Kłopot... już znalazł was – odpowiedziała istota, a Michał poczuł, jak jego strach rośnie. Zaczął szybko analizować sytuacje, rozejrzał się dookoła i zrozumiał, że nie ma ucieczki, żadnego sposobu, by wyrwać się z tej pułapki. Spojrzał na Wandę, szukając jakiejkolwiek nadziei w jej oczach, ale znalazł tam tylko

30

resztki determinacji, jaką w sobie miała. Wanda zacisnęła zęby i odwróciła się do niego.

– Musimy biec – szepnęła, choć sama nie wiedziała, czy cokolwiek może ich teraz uratować. Zawahał się, jego ciało walczyło z rozkazem, ale wiedział, że każda sekunda się liczy. – Teraz! – krzyknęła Wanda, rzucając się do biegu, a Michał ruszył za nią, nie oglądając się za siebie. Czuł, jak mrok wokół nich gęstnieje, a las stara się ich zatrzymać, jakby byli intruzami. Chłopak biegł, potykając się o splątane korzenie, które jakby celowo chwytały jego stopy. Serce dudniło mu w piersi tak mocno, że miał wrażenie, iż zaraz pęknie. Wanda pędziła przed nim, jej jasne włosy rozwiewały się na wietrze, a światło, które próbowała podtrzymać w dłoni, słabło z każdą sekundą. Nagle potężny trzask rozległ się za nimi, jakby coś gigantycznego runęło na ziemię, a echo rozeszło się po lesie, wstrząsając każdym liściem. Michał odwrócił głowę na moment, by zobaczyć, co ich goni, ale nie był gotowy na to, co zobaczył. Ciemność zaczęła się formować w coś niemal namacalnego – potworne kształty o mrocznych, wijących się kończynach, poruszały się jak rozdrażnione bestie, które zdawał się teraz skupiać na nich. – Wanda! Co to jest?! – wykrzyknął Michał, walcząc o oddech. Wanda rzuciła mu szybkie, przestraszone spojrzenie, które nie

31

wróżyło niczego dobrego.

– To starożytna moc – powiedziała, łapiąc powietrze. – To, czego nigdy nie powinno się obudzić. Ale teraz... nie mamy wyboru! – Ziemia pod ich stopami zaczęła drżeć, jakby sam las próbował ich wyrzucić ze swojego wnętrza. W pewnym momencie Michał poczuł, jak jego nogi tracą kontakt z podłożem – korzeń, który chwycił jego kostkę, pociągnął go z brutalną siłą na ziemię. Upadł ciężko, wydając z siebie zduszony okrzyk. Wanda momentalnie się zatrzymała.

– Nie! – krzyknęła, rzucając się w jego stronę. Próbowała wyciągnąć go z morderczego uścisku korzeni, które zaczęły owijać się jeszcze mocniej wokół jego nogi, jak żywe węże, które nie zamierzały puścić. Michał szarpał się, czując, jak ból w jego kostce staje się nie do zniesienia. Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej spojrzeniu tlił się płomień. Uniosła rękę i rozcięła dłoń sztyletem chłopaka, a jej palce zaczęły tworzyć inny, skomplikowany znak.

– Odpuść... – wyszeptała, a jej głos był cichy, lecz pełen mocy. Magia eksplodowała z jej dłoni w jasnym błysku, który przeciął mrok. Korzenie zadrżały i zniknęły, jakby nagle straciły siłę. Wanda osunęła się na kolano, wyczerpana. Michał nie czekał, aż mrok znów się podniesie. Wstał z trudem, pomagając Wandzie

32

stanąć na nogi. Jej twarz była blada, a oddech nierówny. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały, a w ciszy rozumieli jedno: to jeszcze nie koniec.

– Musimy biec szybciej, więc nie zaprzyjaźniaj się za bardzo z podłożem – odparła, próbując dodać sobie odwagi. Zanim zdążyli się ruszyć, powietrze wokół nich zmieniło się – zrobiło się gęste, duszne, jakby las wstrzymywał oddech. Ciszę przeciął nowy dźwięk: miarowy, niski pomruk, który brzmiał jak oddech kogoś (lub czegoś) wielkiego i nieprzyjaznego. Michał zamarł, a jego dłoń bezwiednie zacisnęła się na ramieniu Wandy. Oboje spojrzeli w stronę, z której dochodził dźwięk, a ich ciała przeszył lodowaty dreszcz.

– Jeśli to, co myślę... – zaczęła, ale Michał uciszył ją, kładąc dłoń na jej ustach i wyszeptał:

– Nie mów tego na głos.... - Ciemność zbliżała się, rozciągając swoje macki w ich kierunku. Las zdawał się szeptać, nawoływać do rezygnacji. Wanda wzięła głęboki oddech, próbując się utrzymać na nogach, choć wyraźnie brakowało jej sił, ale każde z nich wiedziało, że nie mogli się teraz zatrzymać. – Dasz radę? – zapytał cicho, choć w jego głosie wyczuwalna była rozpacz.

– Muszę – odpowiedziała, ścierając krew z rozcięcia na dłoni. –

33

Jeśli stąd nie uciekniemy, to... Zamilkła, bo słowa te nie mogły oddać horroru, który zbliżał się ku nim.

Wanda spojrzała w las, gdzie cienie poruszały się jak wąż

gotowy do ataku. Czuła, jak magia pulsuje w jej krwi, ale była na granicy wyczerpania. Michał zacisnął pięści, wiedząc, że nie ma mocy, by jej pomóc. Właśnie wtedy z ciemności wyskoczył ogromny cień, zatrzymując się tuż przed nimi. Mrok uformował twarz, która wyglądała jak karykatura ludzkiego oblicza. – Nie macie dokąd uciec – zasyczało, a jego głos brzmiał jak stłumiony huk gromu.

Michał instynktownie przesunął się bliżej Wandy, jakby
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij