Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Szepty Nigdybytu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 maja 2025
E-book: EPUB,
42,99 zł
Audiobook
39,99 zł
42,99
4299 pkt
punktów Virtualo

Szepty Nigdybytu - ebook

Susan Wolska nie wierzyła w siły nadprzyrodzone. Przynajmniej do chwili, gdy pradawne krucze bóstwo nie wmanewrowało jej w zawarcie paktu. W zamian za obowiązek wiecznej służby po śmierci dziewczyna otrzymuje makabryczną moc kontroli nad wszystkim, co umarło.

Od tej pory Susan przeplata licealną codzienność z nauką nowych zdolności i poszukiwaniem sposobu na odzyskanie duszy z łap ptasiej bogini. Raz utraconego spokoju nie da się jednak łatwo przywrócić. Gdy twojej śmierci pragnie bezlitosna zgraja ludzi w wilczych maskach, możesz albo pozwolić się zabić, albo poszukać osób, które staną po twojej stronie.

Czy raz zawarty pakt da się zerwać?
Czego tak naprawdę pragnie Wataha?
I co łączy ją z chłopcem w strzaskanej masce?

Jedno jest pewne: już wkrótce ludzkość usłyszy wezwanie z miejsca, o którym nie bez przyczyny próbowała zapomnieć.

Usłyszy szepty Nigdybytu.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8330-244-7
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– Co to było?

– Pewno duchy – zadrwił z kolegi nocny stróż i wypluł niedopałek papierosa. Wskazał palcem na teren budowy. – No co, Jaruś? Nie słyszałeś? Jak kopali fundamenty, to znaleźli masę ludzkich kości.

Latarka w dłoni młodszego strażnika zadrżała i snop światła padł na betonowy szkielet wieżowca. Chłopak przeskakiwał wzrokiem od okna do okna.

– I co z nimi zrobili? – zapytał słabym głosem.

– No jak to co? Ponoć inwestor kazał je wykopać i załadować na ciężarówkę. Czego nie wywieźli, to rozgnietli i zalali betonem. Teraz w środku straszy.

Jarek skrzywił się i schował latarkę do kieszeni.

– Może znowu ktoś kradnie druty?

– Mhm. To ja już chyba wolałbym te duchy. – Mężczyzna skinął dłonią, w której nie wiadomo skąd pojawił się kolejny papieros. – Przejdźmy się. Może nie spotkamy żadnego kościotrupa.

Nieco się ociągając, młodszy stróż zgodził się z kolegą i wspólnie ruszyli na obchód. Żaden z nich nie podejrzewał, że źródłem hałasów była przyczajona w ciemności dziewczyna, odziana w długi płaszcz z szarej skóry i maskę w kształcie szczurzej czaszki. Niewidzialna. Można było stać o krok od niej, patrzeć wprost na nią i nie dostrzegać nawet cienia.

Niemal opadała z sił. Od przeszło dwóch godzin uciekała przed grupą prześladowców noszących podobne kościane maski i słaniała się na nogach. Skrzywiła się i przycisnęła dłoń do zakrwawionego boku. Nie mogła pozwolić, by ją dorwali.

Gdy tylko głosy strażników przycichły, pokuśtykała do wnętrza budynku. Nie przejęła się historią o ludzkich kościach i duchach – w swoim ledwie czternastoletnim życiu była już świadkiem straszniejszych rzeczy. Jeden upiór w tę czy w tę nie robił jej różnicy.

Zmaterializowała się pod jedną ze ścian i oparła o nią plecami. Następnie podwinęła bluzkę, by przyjrzeć się ranie, i niemal natychmiast poczuła zawroty głowy.

Rozcięcie przebiegało na ukos – od lewej nerki aż pod prawą pierś – a w dodatku obficie krwawiło. Gdyby było nieco głębsze, zapewne już by zemdlała. Na szczęście moc szczurzego bóstwa, którego maskę nosiła, nie tylko czyniła ją niewidzialną, ale też pozwalała zachować przytomność, a w dłuższej perspektywie wyleczyć nawet tak głębokie rany. Dziewczyna potrzebowała tylko trochę czasu, a wtedy…

Nieopodal rozległy się kroki. Wstrzymała oddech, szty­w­niejąc. Znaleźli ją? Ostrożnie przeczołgała się do okna i wyjrzała na zewnątrz. Na pustym placu dostrzegła kończących obchód ochroniarzy i zbliżające się do nich dwie sylwetki. Zadrżała.

Starszy stróż wyciągnął papierosa z ust.

– A kto to się wlecze?

Postaci rozejrzały się wokół, zbliżyły do strażników i… wszyscy uścisnęli sobie dłonie.

– Macie co zapalić? – padło niewyraźne pytanie.

– Zbyszek ma.

– Już się sępy zleciały – westchnął starszy stróż. – A macie ogień? Chyba zgubiłem zapalniczkę.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Dobiegające z zewnątrz śmiechy i rozmowa o czyhających na kable złomiarzach dodały jej otuchy. Miała nadzieję, że obecność tylu świadków zniechęci tych, którzy urządzili sobie na nią polowanie.

Nieco uspokojona, osunęła się na pachnącą cementem podłogę i zmaterializowała w swoich dłoniach bandaże, plastry i nożyczki. Trzymała to wszystko przy sobie w podręcznym wymiarze swojego bóstwa, na wypadek gdyby w czasie jednej ze swoich eskapad natrafiła na kogoś w potrzebie.

Jakie to ironiczne, stwierdziła w duchu, tamując krwawienie. Koniec końców to ja potrzebowałam ich jako pierwsza.

Przez moment zastanawiała się, czy nie zszyć rany, ale perspektywa przebicia się igłą chirurgiczną przez własną skórę wywoływała u niej dreszcze.

Będę musiała potrenować na gąbce, pomyślała. Albo na udkach do rosołu.

Kończyła już się opatrywać, gdy poczuła się nieswojo. Coś w jej najbliższym otoczeniu uległo zmianie, nie potrafiła jednak wskazać co. Jakaś fałszywa nuta w chrzęście żwiru? Zapach deszczu i mokrej ziemi niesiony przez wiatr? Szczekanie psów? Wyjrzała za okno, ale poza paplaniną nocnych stróżów słyszała tylko warkot samochodów przejeżdżających pobliską ekspresówką.

– Wszystko jest w porządku – uspokajała samą siebie. – Jeszcze cię nie znaleźli.

– Jesteś pewna?

Dziewczyna poczuła, że włosy jeżą się jej na karku. Usłyszała stukanie. Rytmiczne stukanie metalu o metal. Wstrzymała oddech i powoli obróciła głowę. Kilka kroków za nią stał człowiek żywcem wyrwany z sagi o wikingach. Masywny, ubrany w niewyprawione futra i skóry zwierząt, twarz skrywał za psią lub wilczą czaszką, a we włosach drgały mu orle pióra. Potężne dłonie zaciskały się na toporze.

Rzuciła się do ucieczki. Pobiegła schodami wiodącymi na czwarte, piąte, szóste piętro, nieustannie słysząc tuż za sobą oddech prześladowcy. Wypadła z klatki schodowej, poślizgnęła się na zapylonej posadzce i potykając się o wystające z podłogi pręty, ruszyła w głąb korytarza. Z zewnątrz dobiegały ją krzyki i odgłosy szarpaniny.

Przepraszam! – krzyczała w myślach. Tak bardzo was przepraszam…

Przycupnęła przy ścianie, starając się opanować paraliżujący strach. Resztkami sił stała się niewidzialna i zaczęła nasłuchiwać. Metaliczne dźwięki walki ucichły w jednej chwili. Ciszę mąciło tylko echo zbliżających się kroków.

– Wiem, że tu jesteś.

Głos był spokojny i pewny. Koniec gry, zdawał się mówić. Pora zdjąć pionki z planszy i schować je do pudełka. Umyć ząbki, zmówić paciorek i położyć się spać.

Wciąż utrzymując niewidzialność, wyjrzała zza rogu.

Wilk stał na szczycie schodów, w jednej dłoni trzymając wielki topór, a w drugiej zakrwawiony bandaż, który porzuciła w czasie ucieczki. Zza pleców prześladowcy wypadła trójka następnych, z wyglądu podobnych do niego, chociaż mniej korpulentnych i w strojach pozbawionych ozdób. Nie czekając na polecenie, rozbiegli się po piętrze niczym psy tropiące ranną zwierzynę.

– Jeżeli wyjdziesz teraz, to możemy się jeszcze dogadać…

Przerażający świst zagłuszył resztę wypowiedzi. W powietrze wzbiła się chmura odłamków i ukrywająca się dziewczyna nieomal krzyknęła. Tuż obok niej w zbrojonym betonie tkwił topór. Gdyby trafił w cel, najpewniej byłaby już martwa. Wycofała się do najbliższego pomieszczenia.

– Nie jesteś jedną z nich, zgadłem? – Mężczyzna zbliżył się do topora i bez wysiłku wyrwał go z ziemi. Nie mógł jej widzieć, jednak jakimś sposobem ruszył wprost na nią. – W takim wypadku po prostu oddaj mi swoją maskę, a nikomu nic się nie stanie. Ani tobie, ani tym ludziom na zewnątrz. – Zrobił pauzę. – Chyba nie chciałabyś mieć ich wszystkich na sumieniu? – Stanął na środku pokoju i szeroko rozłożył ręce. Przez chwilę tkwił nieruchomo, po czym prychnął z wyraźnym niezadowoleniem. Oczy błysnęły mu groźnie z wnętrza maski. Obrócił się, gdy do pomieszczenia wtoczył się kolejny człowiek.

O ile w ogóle można było go nazwać człowiekiem.

Obcy miał ponad dwa i pół metra wzrostu, chociaż mocno się garbił. W dłoniach trzymał wyrwany skądś kawał stalowej belki i ciągnął za sobą pokaźnych rozmiarów ogon pokryty łuską. Jego twarz, tak jak twarze wszystkich pozostałych, zakryta była czaszką – tym razem ogromnego gada. Dziewczyna nie mogła jej rozpoznać, ale domyślała się, że należała do aligatora bądź, co bardziej prawdopodobne, do krokodyla. Przerażona, spojrzała za przybyszem i odsunęła się jak najdalej. Czuła od niego woń rzecznego mułu.

– Cooo… robić? – odezwał się przytłumionym, gardło­wym głosem. Mowa sprawiała mu wyraźną trudność.

– Szukaj jej.

– G-gdzieee? Tuuu?

– Tak. – Wilk oddalił się od Krokodyla o kilka kroków i powiódł dłonią po pomieszczeniu. – Właśnie tutaj.

Krokodyl gwałtownie wywinął żelastwem. Dziewczyna jęknęła, gdy w powietrzu zagwizdało kilkadziesiąt kilogramów stali. Nie miała już dokąd uciec – przy wszystkich drzwiach stały mniejsze Wilki.

– Może jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale maska, której mocą tak beztrosko władasz, jest niebezpieczna – oświadczył Wilk Przewodnik. – Nie wyobrażasz sobie nawet, z czym wiąże się obcowanie z bóstwami. Jak bardzo trzeba się przy nich pilnować, uważać na wszystko, co się mówi, myśli, a nawet śni…

Powietrze po raz kolejny przeszył świst stali. Serce dziewczyny biło jak szalone. Co teraz?! Rozejrzała się uważnie i dostrzegła wąską szczelinę w suficie, przez którą z wyższego piętra zwisała wiązka przewodów. Przywódca grupy musiał przeczuwać, że będzie chciała wybrać tę drogę ucieczki, bo stanął tuż pod otworem, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– Nie rozumiesz, że mogę ci pomóc? – Jego spokój kontrastował z szaleńczymi wysiłkami Krokodyla. – W porządku. Więc skoro nie chcesz się pozbyć maski, dlaczego nie dołączysz do mnie? Szczury to zwierzęta stadne, a w mojej watasze jest miejsce dla każdego. Chociaż potrzebowałabyś paru treningów…

Dziewczyna patrzyła na niego w panice. Musiała się stąd wydostać, natychmiast! Uciec, nim w końcu ulegnie i zginie, zupełnie sama, w tym przeklętym pokoju na szós­tym piętrze wieżowca.

Zagryzła zęby. Nagle do głowy wpadł jej pomysł nie tyle odważny, ile po prostu szalony. Unikając kolejnego ciosu Krokodyla, zaszła Przewodnika od tyłu i jednym susem wskoczyła na jego barki.

Przewodnik zareagował błyskawicznie. Wyciągnął dłoń w jej stronę i zacisnął palce.

Niewystarczająco szybko. Dziewczyna odbiła się od niego i chyba tylko cudem przecisnęła przez otwór w suficie.

Coś załomotało. Jakiś przedmiot wbił się w ścianę obok niej, ale nie oglądała się za siebie. Pędziła naprzód, potykając się o rury, pręty i wystające zewsząd przewody. Nieukończoną klatką schodową wbiegła jeszcze wyżej, aż znalazła się na ostatnim piętrze, które nie miało nawet sufitu. Dopadła do krawędzi i wtedy uświadomiła sobie swój błąd. Znalazła się w pułapce, z której jedynym wyjściem był skok z ósmego piętra, wprost na nagi beton czekający w dole.

Nie, to zbyt wiele, nawet dla mocy maski. Gdy dziewczyna była w pełni sił, mogła z jej wsparciem stać się szybsza i zwinniejsza, a na zawołanie równie przezroczysta co powietrze. Teraz jednak nie mogła nawet ustać w miejscu, a co dopiero walczyć czy przeżyć taki skok. Pozostawało jej tylko jedno: przycupnąć w kącie i czekać.

Z klatki schodowej pierwszy wyłonił się Krokodyl. W dłoniach zaciskał już nie belkę, ale ogromny berdysz odlany z brązu. Zatoczył nim szeroki łuk, nie zważając na podążających za nim towarzyszy.

– MASKAAA! – darł się bezmyślnie.

Przewodnik ledwie uchylił się przed trafieniem. Czym prędzej kopnął oszalałego towarzysza w zgięcie kolana i posłał go na klęczki. Krokodyl próbował się poderwać, Wilk chwycił go jednak za głowę i pchnął ku ziemi.

– Ty jełopie – warknął. – Uspokój się.

Przez chwilę wyglądali, jakby mieli skoczyć sobie do gardeł. Dziewczyna wstrzymała oddech w oczekiwaniu na jatkę, lecz Krokodyl drgnął tylko, jakby się obudził. Posłusznie opuścił broń i nieco już bystrzejszym wzrokiem zaczął wodzić dookoła. Wilki dołączyły do niego, z każdą chwilą zbliżając się do nastolatki w potrzasku.

Mogła jedynie żywić nadzieję, że pozostanie niezauważona, albo rzucić się w dół, ku pewnej śmierci.

– To nie musi się tak skończyć – oświadczył Przewodnik, jakby czytał jej w myślach. Reszta Wilków zawtórowała mu pomrukami aprobaty. – Wiem, że po tym, co widziałaś, to trudne, ale musisz mi zaufać. Obiecuję, że dam ci spokój. Ja zabiorę maskę, a ty będziesz mogła wrócić do normalnego życia.

Przygryzła wargę. Ukryte w masce bóstwo towarzyszyło jej, odkąd sięgała pamięcią. Było przy niej każdego roku, gdy zdmuchiwała świeczki na torcie urodzinowym, uspokajało, gdy brat wyprowadzał ją z równowagi, i chwaliło, gdy rodzice zdawali się nie dostrzegać jej sukcesów. Uniosła dłonie ku twarzy i przejechała palcami po gładkiej kości. Normalne życie?

Przecież to było normalne życie.

– Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie trudne – kontynuował Wilk – ale wiedz, że tak będzie najlepiej. Na początku jest wspaniale, bóstwa dbają o nas i obsypują darami, ale później… Jeżeli będziesz grała w tę grę, odbiorą ci wszystko, co dla ciebie cenne. Pora rzucić kartami i wstać od stołu.

Dziewczyna zamknęła oczy. Po jej policzkach popłynęły łzy. Tak bardzo bała się oddać maskę, jeszcze bardziej jednak bała się stracić życie.

Jesteś tam? – zapytała bezgłośnie, lecz nie usłyszała odpowiedzi.

Jej bóstwo milczało. Czy ono również mogło się bać? Czy koncept, myśl, idea mogły czuć lęk? A może strach był domeną wyłącznie ciała?

Wzięła głęboki oddech i otworzyła usta.

A więc to skończy się właśnie w ten sposób.

W oddali rozbrzmiało wycie syren. Dziewczyna zamarła w połowie gestu, gdy maska już niemal zupełnie odsłaniała jej twarz. Wilki spoglądały po sobie niespokojnie. Wkrótce pojawiły się pierwsze błyskające światła, pod budynkiem zatrzymywały się kolejne samochody.

Krokodyl zbliżył się do krawędzi i spojrzał w dół.

– Mógłbym ich zmiażdżyć.

Przewodnik pogładził się po kościanej brodzie. Nawet jeżeli był zdenerwowany, to nie zdradzał tego żadnym ruchem. Skinął dłonią, dając grupie sygnał do odwrotu, i wkrótce na najwyższym piętrze zostali już tylko on i słaniająca się na nogach nastolatka.

– To była twoja szansa, aby uwolnić się od tego przekleństwa, ale ją odrzuciłaś – zwrócił się do niej. – Ani się obejrzysz, a stracisz przez nie wszystko, co kochasz. – Głos Wilka zadrżał przelotnie. – Dzisiaj zostawiam cię już w spokoju, nie ciesz się jednak – rzucił ostrzegawczo i odwrócił się ku schodom. – Poza mną są jeszcze inne siły. Straszniejsze i bardziej bezwzględne. Zapamiętaj, co tu usłyszałaś.

Została sama. Bezsilnie opadła na ziemię, na powrót stając się widzialna. Gdy policja zaczęła przetrząsać budynek, a na parkingu pojawiły się karetka i straż pożarna, odważyła się zejść na dół. Przekradła się na zewnątrz, przyciskając rękę do rany. Jej ubranie całkiem przesiąkło krwią. Minęła z daleka pobitych ochroniarzy, którzy gorączkowo opowiadali o napaści, i zniknęła w jednym z zaułków śpiącego miasteczka.

Gdzieś w oddali rozbrzmiewało wycie samotnego wilka.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij