Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szeryf z Fort Benton - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,99

Szeryf z Fort Benton - ebook

Książka opowiada o przygodach trapera Karola Gordona. Fabuła powieści rozgrywa się na Dzikim Zachodzie. Doktor Jan, przyjaciel głównego bohatera, poznaje szeryfa urzędującego w Forcie Benton. Ściga on chłopca podejrzanego o zabójstwo. Przypadkiem okazuje się, że poszukiwany jest pacjentem doktora. Zostaje on oczyszczony z zarzutów i wraz z innymi bohaterami książki udaje się na tereny Czarnych Stóp, aby pomóc ochronić znajdujące się tam złoto. Bohaterowie ponownie stykają się z mordercą, który – jak sądzili – zginął rok wcześniej (historię tę przedstawia powieść Tropy wiodą przez prerię). Tym razem co do jego śmierci nie ma wątpliwości.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788382792874
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O, Ka­ta­rzyno!

Ale się pan dok­tor spa­lił! – Nie mówi się „spa­lił”, ale: „opa­lił”.

– Pan dok­tor za­wsze taki sam. Czy przy­go­to­wać ką­piel?

Tak wy­pa­dła moja pierw­sza, po mie­sią­cach nie­obec­no­ści, roz­mowa z Ka­ta­rzyną. Trzeba wy­ja­śnić, że Ka­ta­rzyna była ru­do­włosą Ir­landką nie­okre­ślo­nego wieku, ma­jącą skłon­ność prze­krę­ca­nia lub też zmie­nia­nia sensu wy­ra­zów. Z upo­rem ma­niaka pro­sto­wa­łem – w imię czy­sto­ści ję­zyka – słowa ozna­cza­jące zu­peł­nie coś in­nego. Nie da­wało to jed­nak żad­nych re­zul­ta­tów.

Przez kilka ostat­nich mie­sięcy wio­sny i lata Ka­ta­rzyna go­spo­da­ro­wała sa­mot­nie w moim miesz­kanku. Praw­do­po­dob­nie z nad­miaru wol­nego czasu prze­pro­wa­dziła tak ge­ne­ralne po­rządki, że w swej pod­ręcz­nej bi­blio­tece ni­czego od­tąd zna­leźć nie mo­głem. Księgi le­kar­skie po­prze­gra­dzane zo­stały prozą li­te­racką, a proza – po­ezją. Fakt ten stwier­dzi­łem jed­nak znacz­nie póź­niej. Te­raz sie­dzia­łem w wan­nie wy­peł­nio­nej cie­płą wodą i zmy­wa­łem z sie­bie kurz le­dwo co prze­by­tej po­cią­giem drogi i tej daw­niej­szej – spę­dzo­nej w sio­dle koń­skim na pre­riach Po­łu­dnio­wej Ka­nady.

Rok 1881, który do­bie­gał końca, spra­wiał mi dziwne psi­kusy. Chyba tym tylko mo­głem wy­tłu­ma­czyć fakt, że ja – le­karz z za­wodu, za­stępca na­czel­nego chi­rurga szpi­tala w Mil­wau­kee – zo­sta­łem na kilka mie­sięcy ty­po­wym west­ma­nem, prze­bie­ga­ją­cym nie­zmie­rzone prze­strze­nie ste­pów i gór.

Wszystko za­częło się od chwili, gdy do szpi­tala, w któ­rym pra­co­wa­łem, zgło­sił się Ka­rol Gor­don. Uległ nie­bez­piecz­nemu wy­pad­kowi: nogę po­szar­pał mu szary niedź­wiedź Gór Ska­li­stych, griz­zly. Było dla mnie rze­czą oczy­wi­stą, iż ży­cie może mu ura­to­wać tylko am­pu­ta­cja nogi. Nie mia­łem wów­czas po­ję­cia, kim jest pa­cjent. Z upo­rem od­ma­wiał zgody na ope­ra­cję. Był­bym ją jed­nak i tak prze­pro­wa­dził, aby ura­to­wać ży­cie czło­wie­kowi, gdy nie­prze­wi­dziane wy­da­rze­nie po­krzy­żo­wało – na szczę­ście! – moje plany. Tym nie­prze­wi­dzia­nym wy­da­rze­niem stała się wi­zyta w szpi­talu dwu au­ten­tycz­nych czer­wo­no­skó­rych.

Byli to wo­jow­nicy ple­mie­nia Czar­nych Stóp. Za­miesz­ki­wane przez nich zie­mie roz­cią­gają się na po­gra­ni­czu Sta­nów Zjed­no­czo­nych i Ka­nady. Na po­łu­dniu – prze­kra­czają Rzekę Mleczną, ku pół­nocy – się­gają Pół­noc­nej Sa­skat­che­wan i te­re­nów ło­wiec­kich in­nego szczepu: In­dian Kri. Ku za­cho­dowi – gra­ni­czą z łań­cu­chami Gór Ska­li­stych i kra­iną, gdzie żyją Ku­te­na­jo­wie, na wscho­dzie – z te­re­nami As­si­ni­bo­inów. Oj­czy­zna Czar­nych Stóp znaj­duje się w ka­na­dyj­skiej pro­win­cji Al­berta, rąb­kiem prze­kra­cza gra­nice pro­win­cji Sa­skat­che­wan oraz gra­nicę Ka­nady i Sta­nów, na pół­noc od Mis­so­uri i po­ło­żo­nego nad tą rzeką mia­steczka Fort Ben­ton.

Pi­szę o tym tak do­kład­nie, dla­tego że ba­wi­łem kilka mie­sięcy na opi­sy­wa­nych te­re­nach, a ich to­po­gra­fia – pre­rie – ode­grała pewną rolę w wy­pad­kach, które prze­ży­łem, i – co oka­zało się znacz­nie póź­niej – bę­dzie miała rów­nież wpływ na zda­rze­nia, ja­kie na­stą­piły.

Po tej dy­gre­sji wra­cam do sprawy wi­zyty In­dian w szpi­talu.

Był rok 1880. Warto tę datę za­pa­mię­tać, aby zro­zu­mieć od­wagę czer­wo­no­skó­rych przy­by­wa­ją­cych sa­mot­nie do mia­sta „bla­dych twa­rzy”. Przed czte­rema laty – do­kład­nie 25 i 26 czerwca 1876 roku – ar­mia ame­ry­kań­ska po­nio­sła jedną z naj­więk­szych po­ra­żek w walce z In­dia­nami. Spe­cjalna woj­skowa eks­pe­dy­cja zo­stała wy­słana prze­ciw Sio­uxom. Do­wo­dził nią ge­ne­rał Cu­ster. W bi­twie nad rzeczką Lit­tle Bi­ghorn, do­pły­wem Yel­low­stone, ge­ne­rał po­legł, a wraz z nim wszy­scy jego pod­ko­mendni. Osiem dni wcze­śniej ten sam los o mało nie spo­tkał do­wódcy in­nego od­działu, ge­ne­rała Cro­oka. W bi­twie z Sio­uxami nad rzeką Ro­se­bud od osta­tecz­nej klę­ski oca­liły go po­sił­kowe od­działy in­nego ple­mie­nia czer­wo­no­skó­rych, Szo­szo­nów.

Ła­two te­raz po­jąć, jak pod wpły­wem tych wy­da­rzeń – bo­le­snych dla każ­dego Ame­ry­ka­nina – kształ­to­wała się opi­nia pu­bliczna. Po­dzi­wia­łem więc w du­chu od­wagę przy­by­łych do mnie wo­jow­ni­ków, mimo iż pod­ów­czas wcale z nimi nie sym­pa­ty­zo­wa­łem. Bar­dziej jed­nak od tej od­wagi zdu­miała mnie sprawa, z którą przy­wę­dro­wali ze swych da­le­kich sie­dzib. Oto zwró­cili się do mnie z prośbą o wy­ra­że­nie zgody na le­cze­nie „Wiel­kiego Bo­bra”. Oka­zało się bo­wiem, iż ta­kie prze­zwi­sko no­sił u nich mój pa­cjent – zna­ko­mity tra­per, Ka­rol Gor­don.

Zgo­dzi­łem się na wi­dze­nie z cho­rym, ale nie mo­głem przy­stać na żadne zna­chor­skie prak­tyki w szpi­talu. Kłó­ciło się to rów­nież z moim po­glą­dem na rze­tel­ność wie­dzy le­kar­skiej. Ba, ale pa­cjent raz jesz­cze oświad­czył, iż sprze­ci­wia się ope­ra­cji, i do­ma­gał się na­tych­mia­sto­wego wy­pi­sa­nia go ze szpi­tala. Wów­czas ustą­pi­łem. Sam nie wiem, czym wię­cej po­wo­do­wany: współ­czu­ciem dla czło­wieka tak sro­dze do­tknię­tego lo­sem czy może ja­kąś ukrytą cie­ka­wo­ścią za­wo­dową le­ka­rza, pra­gną­cego zba­dać, ja­kimi to środ­kami po­słu­gują się in­diań­scy cza­row­nicy. Zde­cy­do­wany zresztą by­łem na­tych­miast prze­rwać ku­ra­cję, gdyby ko­li­do­wała w spo­sób oczy­wi­sty z pod­sta­wo­wymi za­sa­dami wie­dzy me­dycz­nej i hi­gieny. Wie­dzia­łem jed­no­cze­śnie, iż in­diań­ska zna­jo­mość le­ków po­cho­dze­nia ro­ślin­nego stała o niebo wy­żej od prak­tyki ofi­cjal­nego lecz­nic­twa. Osad­nicy z tak zwa­nego Dzi­kiego Za­chodu, west­meni i tra­pe­rzy, któ­rych nie­je­den raz przyj­mo­wa­łem na swój od­dział, opo­wia­dali o rze­czach nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­cych z punktu wi­dze­nia wie­dzy me­dycz­nej. Wie­lo­krot­nie sły­sza­łem o cie­ka­wych przy­kła­dach sku­tecz­no­ści in­diań­skiej me­dy­cyny, o głę­bo­kiej zna­jo­mo­ści zio­ło­lecz­nic­twa wśród In­dian. Nie wie­rzy­łem wszyst­kiemu, przy­pi­su­jąc te po­chwały i in­for­ma­cje roz­bu­ja­łej fan­ta­zji mych pa­cjen­tów. Nada­rzała się te­raz oka­zja przyj­rze­nia się z bli­ska me­to­dom czer­wo­no­skó­rych.

Nie będę opi­sy­wał szcze­gó­łów. Fak­tem jest, ku memu zdu­mie­niu i jed­no­cze­śnie ra­do­ści, że in­diań­skie zioła i na­pary w sto­sun­kowo krót­kim – po­wie­dział­bym: bły­ska­wicz­nym – cza­sie po­sta­wiły na nogi Ka­rola Gor­dona. Gra­ni­czyło to dla mnie z cu­dem! W swej dłu­go­let­niej prak­tyce nie ze­tkną­łem się ni­gdy jesz­cze z moż­li­wo­ścią ura­to­wa­nia czło­wieka do­tknię­tego gan­greną in­nymi spo­so­bami niż przez od­ję­cie za­ka­żo­nej czę­ści ciała. Choć i to nie za­wsze po­ma­gało. A te­raz?

By­łem za­sko­czony i po­sta­no­wi­łem w ja­kiś spo­sób po­głę­bić swą wie­dzę o zna­jo­mość prak­tyk lecz­ni­czych sto­so­wa­nych przez In­dian. Są­dzi­łem wów­czas, że mój cu­dow­nie przy­wró­cony ży­ciu pa­cjent do­po­może mi w tym. Ale – jak już wspo­mnia­łem – dziwne psi­kusy wy­czy­niał ze mną rok 1881 i jego po­przed­nik. Nie za­wsze miłe.

Oto po­wró­cił na­gle, prze­rwaw­szy swój urlop, mój bez­po­średni szef, dok­tor Lind­say. Po­wo­dem przy­jazdu był ano­ni­mowy list, w któ­rym oskar­żano mnie o zna­chor­skie prak­tyki. Opo­wie­dzia­łem wszystko szcze­rze. Lind­say sam zba­dał Ka­rola Gor­dona, cią­gle jesz­cze – jako re­kon­wa­le­scent – prze­by­wa­ją­cego w szpi­talu. Zdu­miał się cu­dow­nym wy­le­cze­niem, ale jed­no­cze­śnie nie ukry­wał swych obaw o moją przy­szłość za­wo­dową. Po­cząt­kowo nie poj­mo­wa­łem, że co­kol­wiek mo­głoby za­gra­żać memu sta­no­wi­sku w szpi­talu, nie mó­wiąc już o pra­wie do wy­ko­ny­wa­nia prak­tyki le­kar­skiej. Nasz szpi­tal był jed­nak fun­da­cją, a w za­rzą­dzie tej fun­da­cji za­sia­dał nie­jaki Vin­cent, czło­wiek bar­dzo ma­jętny. Co to miało do rze­czy? A miało, i to bar­dzo wiele.

Sio­strze­niec Vin­centa zgi­nął pod­czas wy­prawy Cu­stera, a wuj tak się tym wy­pad­kiem prze­jął, iż po­czął gło­sić ha­sło ja­kiejś „wy­prawy krzy­żo­wej” prze­ciw czer­wo­no­skó­rym. Stąd gro­ziło mi nie­bez­pie­czeń­stwo, stąd wy­wo­dziły się obawy dok­tora Lind­saya.

W trzy mie­siące póź­niej w miej­sco­wym dzien­niku „Da­ily He­rald” uka­zał się ar­ty­kuł o wi­zy­cie In­dian w szpi­talu. „Ktoś” znowu mi się przy­słu­żył. Cała sprawa – ku memu nie­szczę­ściu – od­żyła. Vin­cent do­wie­dział się o wszyst­kim. Po­wo­łano spe­cjalną ko­mi­sję, która mnie wie­lo­krot­nie prze­słu­chi­wała. Mimo obrony Lind­saya mu­sia­łem opu­ścić szpi­tal. Znaj­do­wa­łem się wów­czas w sta­nie kom­plet­nego wy­czer­pa­nia ner­wo­wego. Do rów­no­wagi przy­wró­cił mnie Ka­rol Gor­don. Pod­trzy­my­wał mnie na du­chu, a wresz­cie na­mó­wił na wy­cieczkę na pre­rie Ka­nady. Trwała ona od czerwca do póź­nej je­sieni 1881 roku. Pod­czas tej eska­pady uj­rza­łem – po raz pierw­szy w ży­ciu – wspa­niałą, nie­ujarz­mioną jesz­cze przez czło­wieka przy­rodę. Po­zna­łem nieco ży­cie In­dian i za­przy­jaź­ni­łem się z cza­ro­dzie­jem ple­mie­nia Czar­nych Stóp, Czer­woną Chmurą, i z wo­dzem ple­mie­nia, Wy­so­kim Or­łem. Jak się oka­zało, Ka­rol Gor­don cie­szył się wiel­kim po­wa­ża­niem wśród czer­wo­no­skó­rych, zwłasz­cza wśród wo­jow­ni­ków Czar­nych Stóp. Od nich to otrzy­mał przy­do­mek Wiel­kiego Bo­bra.

W trak­cie mej wy­prawy z Ka­ro­lem przy­pad­kowo na­tra­fi­li­śmy na plany zło­to­daj­nych te­re­nów. Wy­słana tam na­sza eks­pe­dy­cja po­twier­dziła ist­nie­nie zło­tego pia­sku. W na­stęp­nym roku po­sta­no­wi­li­śmy, wraz z gro­madką wo­jow­ni­ków Czar­nych Stóp, udać się do od­kry­tej już przez nas ko­palni i przy­stą­pić do re­gu­lar­nej eks­plo­ata­cji. Złoto miało być prze­zna­czone na po­lep­sze­nie wa­run­ków ży­cia Czar­nych Stóp, na za­po­cząt­ko­wa­nie ma­so­wej ho­dowli by­dła i na kształ­ce­nie mło­dych In­dian. Du­szą tego po­my­słu był Czer­wona Chmura, ale nie­małą rolę w re­ali­za­cji pla­nów ode­grał Ka­rol. Ja sam bar­dzo za­pa­li­łem się do tego re­for­ma­tor­skiego przed­się­wzię­cia. Pod­czas pa­ro­mie­sięcz­nego po­bytu na pre­rii mój sto­su­nek do In­dian i moja o nich opi­nia ule­gły ra­dy­kal­nym zmia­nom. Sta­łem się przy­ja­cie­lem „czer­wo­nych mę­żów”. My­ślę, że tego ni­gdy nie po­ża­łuję.

Opo­wia­da­jąc o tych wszyst­kich spra­wach w wiel­kim skró­cie, nie mogę jed­nak po­mi­nąć pew­nego nie­zwy­kle waż­nego faktu: po schwy­ta­niu na ka­na­dyj­skiej pre­rii za­bójcy dwu na­uko­wych ba­da­czy, in­ży­niera i pro­fe­sora uni­wer­sy­tetu w St. Lo­uis, plany po­kła­dów złota wpa­dły w ręce Ka­rola (i moje). Mor­derca jed­nak zbiegł. Po­ścig za nim nie dał żad­nych re­zul­ta­tów, mimo iż o prze­stęp­stwie zo­stała po­wia­do­miona Ka­na­dyj­ska Kró­lew­ska Konna Po­li­cja. Nie zna­li­śmy wów­czas ani na­zwi­ska, ani na­wet imie­nia prze­stępcy. Na­zy­wa­li­śmy go mię­dzy sobą „czło­wie­kiem z bli­zną” – od szramy, jaka wid­niała na jego le­wym po­liczku. Czło­wiek ten we­dług na­szego (Ka­rola i mo­jego) mnie­ma­nia po­sia­dał ja­kąś ko­pię tych pla­nów.

A po­tem na­stą­piły zu­peł­nie nie­prze­wi­dziane wy­padki. Oto, gdy wresz­cie do­tar­li­śmy do sa­mot­nej do­liny w Gó­rach Ska­li­stych, gdzie znaj­do­wały się po­kłady złota, na­tra­fi­łem na za­ko­pane w bla­sza­nej puszce do­ku­menty. Było to spra­woz­da­nie z wy­prawy dwu na­ukow­ców. Oni to wła­śnie spo­tkali się przy­pad­kowo z po­szu­ki­wa­nym przez nas „czło­wie­kiem z bli­zną”, a kiedy po­częli go po­dej­rze­wać o wro­gie za­miary, ukryli rę­ko­pis w im tylko zna­nym miej­scu. W dro­dze po­wrot­nej – jak już wspo­mnia­łem – zo­stali za­mor­do­wani. Z rę­ko­pisu wy­ni­kało, że „czło­wiek z bli­zną” po­da­wał się za nie­ja­kiego Scotta. Ale to jesz­cze nie wszystko. Bo oto tenże Scott w naj­mniej ocze­ki­wa­nym przez nas mo­men­cie przy­był do do­liny. Wdał się z nami w walkę, która za­koń­czyła się dlań tra­gicz­nie: przy­party do stro­mego zbo­cza góry, nie chcąc wpaść w na­sze ręce, w po­ry­wie ja­kie­goś na­głego sza­leń­stwa sko­czył w prze­paść.

Uff, roz­pi­sa­łem się, mimo iż usi­ło­wa­łem być zwię­złym. Pi­sa­nie trwało dość długo, ale wy­padki mi­nio­nych mie­sięcy przy­po­mnia­łem so­bie bar­dzo szybko, sie­dząc w wan­nie. Kiedy wresz­cie od­świe­żony i wy­myty za­głę­bi­łem się w fo­telu, nie­za­stą­piona Ka­ta­rzyna po­dała mi lunch.

Przy­by­łem do domu ran­kiem, wprost z po­ciągu, i nie wiem, co od­czu­wa­łem sil­niej: głód czy sen­ność? Głód jed­nak prze­mógł zmę­cze­nie. Do­piero gdy od­su­ną­łem pu­ste ta­le­rze i fi­li­żanki, gdy za­pa­li­łem fajkę – wierną to­wa­rzyszkę nie­daw­nych przy­gód – ogar­nęło mnie senne roz­ma­rze­nie.

Pod po­wie­kami prze­su­wały się zie­lone ob­razy da­le­kiej prze­strzeni. Wi­dzia­łem trawy, drzewa, jeźdź­ców na ko­niach, dymy roz­pa­lo­nych ognisk... Sam nie wiem, kiedy za­sną­łem.

Obu­dziła mnie Ka­ta­rzyna, gdy za oknami zmierz­chało, a w po­koju two­rzyły się po ką­tach głę­bo­kie cie­nie. Go­spo­dyni po­ki­wała głową:

– Ale musi się pan dok­tor wy­mę­czyć na tych wer­te­pach.

– Nie „musi”, Ka­ta­rzyno, tylko „mu­siał”. I nie by­łem na żad­nych wer­te­pach, tylko na pre­rii.

Mach­nęła ręką.

– Przy­cho­dzili tu do pana różni...

– Pa­cjenci?

– Pew­nie.

– Dzi­siaj?

– Nie, nie dzi­siaj. Jak pan dok­tor wy­je­chał. Naj­pierw było ich dużo, a po­tem co­raz mniej.

– I co im Ka­ta­rzyna mó­wiła?

– Że pan dok­tor wy­je­chał...

– A mó­wiła Ka­ta­rzyna, do­kąd wy­je­cha­łem?

– Mó­wi­łam tylko, że na od­po­czy­nek, ale do­kąd, to nie.

– Bar­dzo do­brze – po­chwa­li­łem. – Pro­szę ni­kogo nie in­for­mo­wać, gdzie by­łem.

Ka­ta­rzyna ski­nęła głową. Mo­głem być pe­wien, że nie zdra­dzi miej­sca mego let­niego po­bytu. Cho­ciaż bo­wiem z na­tury lu­biła dużo mó­wić, po­tra­fiła rów­nież mil­czeć jak ka­mień, je­śli za­cho­dziła po­trzeba. To była: jedna z jej cen­nych za­let, bar­dzo przy­datna w mo­jej prak­tyce le­kar­skiej. Od Ka­ta­rzyny nikt by nie wy­cią­gnął żad­nej wia­do­mo­ści o mo­ich pa­cjen­tach.

Czym się kie­ro­wa­łem, na­ka­zu­jąc Ka­ta­rzy­nie za­cho­wa­nie ta­jem­nicy mego wy­jazdu? Chyba ra­czej ja­kimś in­stynk­tem. Nie chcia­łem, aby mó­wiono o moim po­by­cie wśród Czar­nych Stóp. Ze­sta­wie­nie tego faktu z przy­czyną mego odej­ścia ze szpi­tala mo­głoby wy­wo­łać nową falę plo­tek i po­bu­dzić za­cie­kłych „wro­gów czer­wo­nych” (wy­zna­ją­cych po­tworną za­sadę: do­bry In­dia­nin – to mar­twy In­dia­nin) do no­wych ata­ków na moją osobę. Oba­wia­łem się rów­nież, aby przy oka­zji nie wy­dały się sprawy zwią­zane z od­kry­ciem zło­to­daj­nych pia­sków. Cho­ciaż tra­fić do nich było nie­zwy­kle trudno, mo­gli zna­leźć się spry­cia­rze pró­bu­jący szczę­ścia. Gdyby się im po­wio­dło, wy­ni­kłyby z tego dla mnie, dla Ka­rola Gor­dona, a przede wszyst­kim dla ple­mie­nia Czar­nych Stóp okropne, może na­wet krwawe kon­se­kwen­cje.

Dreszcz mnie prze­ni­kał na samą myśl, że gro­mady tram­pów, włó­czy­ki­jów spod ciem­nej gwiazdy, chciwe zło­tego desz­czu, za­czę­łyby cią­gnąć w Góry Ska­li­ste. Do­szłoby wów­czas na pewno do walki z czer­wo­no­skó­rymi. Sprawa sta­łaby się gło­śna, wy­ol­brzy­miona przez za­cie­kłych wro­gów In­dian. Skoń­czy­łoby się na in­ter­wen­cji Ka­na­dyj­skiej Kró­lew­skiej Kon­nej Po­li­cji i na od­da­niu zło­to­daj­nych te­re­nów do swo­bod­nej eks­plo­ata­cji. Tak czy ina­czej, Czarne Stopy mu­sia­łyby po­że­gnać się z moż­li­wo­ścią uży­cia cen­nego kruszcu na wła­sne po­trzeby.

Roz­my­śla­jąc nad tym wszyst­kim, po­wzią­łem de­cy­zję.

– Ka­ta­rzyno – po­wie­dzia­łem – ju­tro wy­jeż­dżam.

Za­ła­mała ręce w ge­ście roz­pa­czy.

– Tylko na je­den dzień. Wie­czo­rem będę z po­wro­tem. Gdyby zgło­sił się kto o po­radę, pro­szę po­wie­dzieć, że będę przyj­mo­wał od po­ju­trza.

Ski­nęła głową.

– A tego zwie­rza to pan dok­tor sam ubił czy ku­pił?

Nie zro­zu­mia­łem py­ta­nia.

– Ja­kiego zwie­rza?

– Ano, to szare fu­tro.

Ro­ze­śmia­łem się.

– To skóra griz­zly. Sam go za­strze­li­łem z... pewną po­mocą.

Istot­nie tak się zło­żyło. Mój pierw­szy griz­zly, nie­ocze­ki­wa­nie spo­tkany w gó­rach, otrzy­mał ode mnie dwie kule. Jedną lekko go tylko ska­le­czy­łem, druga ugrzę­zła w mó­zgu zwie­rzę­cia, ale nie po­wa­liła go na­tych­miast. Na szczę­ście, w od­po­wied­niej chwili zja­wił się Czer­wona Chmura i do­bił po­twora.

– Ojej? To pan dok­tor strze­lał? Kto by my­ślał?...

W gło­sie Ka­ta­rzyny wy­czu­łem wię­cej po­wąt­pie­wa­nia niż po­dziwu.

– Będę mu­siała to do­brze trze­pać, żeby się mole nie za­lę­gły. A gdzie to-to po­ło­żyć?

– W sy­pialni, przed łóż­kiem. A jakby się kto py­tał, niech Ka­ta­rzyna po­wie, że ku­pi­łem.

Po­pa­trzała na mnie po­dejrz­li­wie. W tej chwili na pewno na­brała prze­ko­na­nia, że fu­tro istot­nie na­by­łem. Któż bo­wiem chciałby ukry­wać przed świa­tem fakt upo­lo­wa­nia sza­rego niedź­wie­dzia?

Oczy­wi­ście, moja wierna go­spo­dyni nie zdra­dziła swych my­śli ani słów­kiem. Po­wie­działa tylko z wy­czu­wal­nym w gło­sie obu­rze­niem:

– A kto bę­dzie tego zwie­rza oglą­dał, jak pan dok­tor każe go po­ło­żyć w sy­pialni?

Rze­czy­wi­ście, strze­li­łem głup­stwo, ale to chyba było wy­ni­kiem zmę­cze­nia.

– Mógłby się pan dok­tor wresz­cie oże­nić... – usły­sza­łem po chwili praw­dzi­wie za­tro­skany głos Ka­ta­rzyny.

Pod­sko­czy­łem na fo­telu.

– Co ta­kiego?! Co też Ka­ta­rzyna opo­wiada?

– A pew­nie. Za­wsze to le­piej mieć ja­kieś to­wa­rzy­stwo. Nie nu­dzi się czło­wiek...

– Rze­czy­wi­ście, tylko tego bra­ko­wało – mruk­ną­łem.

Bez­ro­botny le­karz miałby się że­nić! Gdyby nie ini­cja­tywa Ka­rola Gor­dona, za­czął­bym za­iste gło­do­wać od pierw­szych dni swego po­wrotu z pre­rii. Ka­ta­rzyna, cho­ciaż oszczędna, wy­dała wszystko do ostat­niego centa z tego, co jej zo­sta­wi­łem. Czy te­raz znowu zja­wią się u mnie pa­cjenci? Po tak dłu­giej prze­rwie?

Przed wy­jaz­dem moja prak­tyka roz­wi­jała się wpraw­dzie co­raz le­piej, a odej­ście ze szpi­tala na­wet zro­biło mi re­klamę. Ale te­raz? Któż jesz­cze mógł pa­mię­tać o le­ka­rzu, któ­rego przez tak długi czas nie było w mie­ście?

Sa­mot­ność i nuda, o któ­rej wspo­mniała Ka­ta­rzyna – te sprawy nie były mi znane. Więk­szość go­dzin każ­dego dnia spę­dza­łem prze­cież na szpi­tal­nych sa­lach. Na nudę po pro­stu nie star­czało czasu. A wie­czorny od­po­czy­nek lu­bi­łem spę­dzać wła­śnie w sa­mot­no­ści, wy­słu­chu­jąc nie­kiedy – jed­nym uchem – mo­no­lo­gów Ka­ta­rzyny. Co czeka mnie te­raz? Jak prze­trzy­mam tych kilka zi­mo­wych mie­sięcy?

Może zli­kwi­do­wać zbyt dro­gie miesz­ka­nie? Może roz­stać się z Ka­ta­rzyną? Wszystko to było zbyt przy­kre, aby o tym my­śleć dłu­żej. „Ja­koś to bę­dzie” – rze­kłem so­bie, wspo­mniaw­szy o pew­nym pę­ka­tym wo­reczku, który przy­wio­złem z pre­rii.

Kiedy więc wy­pi­łem go­rącą her­batę, a moja go­spo­dyni po­ście­liła mi łóżko, z du­żym za­do­wo­le­niem zdją­łem ubra­nie, po raz pierw­szy od wielu mie­sięcy. Któż bo­wiem roz­biera się na pre­rii? Opa­tu­li­łem się koł­drą. Le­ża­łem, roz­my­śla­jąc, czy po­tra­fię za­snąć w łóżku. Czy po­tra­fię za­snąć, nie sły­sząc trza­sku bier­wion na ogni­sku, nie czu­jąc na twa­rzy po­wie­wów wia­tru dmą­cego z ciem­nych prze­strzeni nocy? Czy po­tra­fię za­snąć, nie wi­dząc obok sie­bie to­wa­rzy­szy wę­drówki w doli i nie­doli?

Tu, w czte­rech ścia­nach wła­snego miesz­ka­nia, po­czu­łem się rze­czy­wi­ście sa­motny. Uczu­cia tego nie zmniej­szała na­wet świa­do­mość, że w ku­chence krząta się moja go­spo­dyni.

Usia­dłem na łóżku i aby skie­ro­wać my­śli w in­nym kie­runku, wzią­łem stertę ga­zet z ubie­głego ty­go­dnia (Ka­ta­rzyna na­by­wała co­dzien­nie „Da­ily He­rald”, czy­ta­jąc go od de­ski do de­ski), przy­su­ną­łem do łóżka lampę i po­czą­łem stu­dio­wać tę kro­nikę ży­cia mego ro­dzin­nego mia­sta. Tak oto po­wo­lutku za­zna­ja­mia­łem się z naj­waż­niej­szymi wy­da­rze­niami Mil­wau­kee (kro­nika miej­ska) i z wy­da­rze­niami tak zwa­nej wiel­kiej po­li­tyki (de­pe­sze). Ale nie zna­la­złem nic in­te­re­su­ją­cego, a może po pro­stu od­wy­kłem od tego ro­dzaju in­for­ma­cji. Przy­krę­ci­łem knot naf­to­wej lampy, dmuch­ną­łem na pło­mień i znowu, jesz­cze szczel­niej, opa­tu­li­łem się koł­drą. Ale koł­dra była zbyt gruba, łóżko zbyt mięk­kie, a w po­koju zbyt duszno. Mimo to za­sną­łem, sam nie wiem kiedy, i spa­łem jak bóbr pod­czas zi­mo­wej nocy.

Tak upły­nął pierw­szy dzień mego po­bytu w ro­dzin­nym mie­ście Mil­wau­kee, po dłu­giej nie­obec­no­ści. Przy­zna­cie sami, nie­zbyt cie­ka­wie.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------W _Bi­blio­tece li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ Wy­daw­nic­twa Sied­mio­róg uka­zały się mię­dzy in­nymi:

1. Bajki, Char­les Per­rault (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

2. Ba­śnie, Ja­cob i Wil­helm Grimm (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

3. Ba­śnie, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

4. Ali­cja w Kra­inie Cza­rów, Le­wis Car­roll (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

5. Ania z Zie­lo­nego Wzgó­rza, Lucy Maud Mont­go­mery (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

6. Cu­da­czek-Wy­śmie­wa­czek, Ju­lia Du­szyń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

7. Dar rzeki Fly, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

8. Don Ki­chot z Man­czy, Mi­guel de Ce­rvan­tes (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

9. Go­dzina pą­so­wej róży, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

10. Idzie niebo ciemną nocą, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

11. Klechdy do­mowe, Hanna Ko­styrko (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

12. Kli­mek i Kle­men­tynka, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

13. Księga dżun­gli, Ru­dy­ard Ki­pling (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

14. Le­gendy war­szaw­skie, Ar­tur Op­p­man (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

15. Ły­sek z po­kładu Idy, Gu­staw Mor­ci­nek (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

16. Mity grec­kie, Ni­kos Cha­dzi­ni­ko­lau (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

17. O czym szu­mią wierzby, Ken­neth Gra­hame (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

18. O kra­sno­lud­kach i o sie­rotce Ma­rysi, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

19. Od­po­wied­nia dziew­czyna, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

20. Pa­mięt­niki Adama i Ewy, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

21. Pi­no­kio, Carlo Col­lodi (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

22. Przy­gody Tomka Sa­wy­era, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

23. Przy­padki Ro­bin­sona Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

25. Psotki i śmieszki, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

24. Ro­bin­son Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

26. Serce, Ed­mund de Ami­cis (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

27. Szew­czyk Dra­tewka, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

28. Ta­jem­ni­cza wy­spa, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

29. Ta­jem­ni­czy ogród, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

30. Ucho, dy­nia 125!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

31. Ucznio­wie Spar­ta­kusa, Ha­lina Rud­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

32. W 80 dni do­okoła świata, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

33. W pu­styni i w pusz­czy, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

34. We­sołe przed­szkole, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

35. Ba­śnie pol­skie i eu­ro­pej­skie, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

36. Złota ko­rona, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

37. Ba­śnie pol­skie, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

38. Hi­sto­ria żół­tej ci­żemki, An­to­nina Do­mań­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

39. Wspo­mnie­nia nie­bie­skiego mun­durka, Wik­tor Go­mu­licki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

40. An­tek, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

41. Tropy wiodą przez pre­rię, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

42. Wi­taj, Ka­rol­ciu!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

43. Słońce Ari­zony, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

44. Na po­łu­dnie od Rio Grande, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

45. Sze­ryf z Fort Ben­ton, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

46. Król Ma­ciuś Pierw­szy, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

47. Kaj­tuś Cza­ro­dziej, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

48. Stara baśń, Jó­zef Ignacy Kra­szew­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

49. Ka­rol­cia, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

50. Pla­stu­siowy pa­mięt­nik, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

51. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub Ma­łych Czy­tel­ni­ków)

52. Za ży­wo­pło­tem, Ma­ria Kow­nacka (Se­ria li­mi­to­wana)

53. Aka­de­mia Pana Kleksa, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

54. 10 opo­wie­ści o ba­jecz­nej tre­ści, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

55. Janko Mu­zy­kant oraz Sa­chem, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

56. Mała Księż­niczka, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

57. Bajki dla dzieci, Iwan Kry­łow (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

58. Brze­chwa dzie­ciom, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

59. Co słonko wi­działo, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

60. Gruby, Alek­san­der Min­kow­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

61. Ja­no­sik, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

62. Kop­ciu­szek, Hanna Ja­nu­szew­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

63. Ku­ku­ryku na ręcz­niku, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

64. Magda, Pa­weł i Ty, Kry­styna Kle­niew­ska-Ko­wa­li­szyn (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

65. Mały Książę, An­to­ine de Sa­int-Exu­péry (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

66. Na ja­gody, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

67. Naj­milsi, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

68. Opo­wie­ści o Świę­tym Mi­ko­łaju, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

69. Opo­wieść wi­gi­lijna, Char­les Dic­kens (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

70. Przy­gody Pla­stu­sia, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

71. Sto ba­jek, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

72. Wy­bór mi­tów grec­kich, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

73. Zia­renka maku, Grze­gorz Ra­taj­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

74. Pier­ścień i róża, Wil­liam Ma­ke­pe­ace Thac­ke­ray (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

75. Trzej musz­kie­te­ro­wie, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

76. Win­ne­tou, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

77. Łowcy wil­ków, Ja­mes Cur­wood (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

78. Czarny tu­li­pan, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

79. Nad da­le­kim, ci­chym fior­dem, Agot Gjems-Sel­mer (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

80. Gwiazda prze­wod­nia, Joan Gould (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

81. Ka­ta­rynka oraz Z le­gend daw­nego Egiptu, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

82. Biały kieł, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

83. Zew krwi, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

84. Złota El­żu­nia, Eu­ge­nia Mar­litt (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

85. Skarb w Srebr­nym Je­zio­rze, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

86. Zorro, John­ston McCul­ley (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

87. Bajki li­tew­skie, Oskar Mi­łosz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

88. Ro­bin Hood, Ho­ward Pyle (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

89. Do­lina bez wyj­ścia, Tho­mas M. Reid (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

90. Książę i że­brak, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

91. Bajka o ry­baku i rybce, Alek­san­der Pusz­kin (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

92. Piękna i Be­stia, Je­anne-Ma­rie Le­prince de Be­au­mont (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

93. Wy­brane po­da­nia i le­gendy pol­skie (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

94. Klechdy se­za­mowe, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

95. Słoń Trą­bal­ski, Ju­lian Tu­wim (Se­ria li­mi­to­wana)

96. 12 po­dróży mi­sia Mio­dala, Ste­fan Po­tocki (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

97. 7 opo­wie­ści o ry­ce­rzu, cza­ro­dzieju i księ­ciu do­bro­dzieju, Ja­nia Ship­per (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

98. Eg­zo­tyczna przy­goda, Alek­san­dra Mi­cha­łow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

99. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

100. W pa­mięt­niku Zo­fii Bo­brówny, Ju­liusz Sło­wacki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

101. Cu­downa po­dróż, Selma La­ger­löf (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

102. Pani Twar­dow­ska, Adam Mic­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

103. Wy­brane wier­sze, Wła­dy­sław Bełza (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

104. Sza­ra­czek, Mie­czy­sława Bucz­kówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

105. Dzie­cię el­fów, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

106. Ju­tro nie­dziela i inne opo­wia­da­nia, Zo­fia Żu­ra­kow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

107. Las­sie, wróć!, Eric Kni­ght (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

108. Lato le­śnych lu­dzi, Ma­ria Ro­dzie­wi­czówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

109. O dwu­na­stu mie­sią­cach, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

110. O księ­ciu Got­fry­dzie, ry­ce­rzu Gwiazdy Wi­gi­lij­nej, Ha­lina Gór­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

111. Pięt­na­sto­letni ka­pi­tan, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

112. Przy­gody Me­li­klesa Greka, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

113. Przy­gody Sind­bada Że­gla­rza, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

114. Ta­jem­nica wę­dru­ją­cego ja­ski­niowca, Andy Chan­dler (Al­fred Hich­cock) (Przy­gody Trzech De­tek­ty­wów)

115. Ka­pi­tan Fra­casse, Teo­fil Gau­tier (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

116. Dios­sos, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

117. Atlan­tyda, wy­spa ognia, Ma­ciej Ku­czyń­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

118. Mały lord, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

Wszyst­kie ty­tuły na­le­żące do _Bi­blio­teki li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ są do­stępne w księ­garni in­ter­ne­to­wej Sied­mio­róg.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: