Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce - ebook

Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 maja 2023
70,00
7000 pkt
punktów Virtualo

Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce - ebook

Michael Oakeshott to wybitny konserwatywny brytyjski filozof polityczny związany z uniwersytetem w Cambridge. Przyczynił się do odnowienia i spopularyzowania konserwatywnej filozofii politycznej. Krytyk racjonalizmu w polityce, obrońca doświadczenia i tradycji jako najwyższych instancji politycznych. 
Prezentowane czytelnikom „Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce" to wybór jego esejów z dziedziny myśli o naukach humanistycznych, głównie historii i politologii. Książka jest pierwszym syntetycznym wyborem tekstów i dokonań Oakeshotta na rynku polskim. Za tłumaczenie odpowiada Samanta Stecko.

Spis treści

Samanta Stecko, Wstęp. Cień wieży Babel 7
Rozumienie historyczne
O aktywności bycia historykiem 49
Teraźniejszość, przyszłość i przeszłość 87
Zdarzenia historyczne 137
Zmiana historyczna 195
Hobbes i stowarzyszenie cywilne
Wprowadzenie do Lewiatana 221
Życie moralne w pismach Tomasza Hobbesa 311
Logos i telos 381
Rządy prawa 391
Lustra civitas
Nowy Bentham 445
Studiowanie „polityki” na uniwersytecie. Esej o edukacji właściwej 467
Rozmawiając o polityce 507
Dyskurs polityczny 535
Wieża Babel (1983) 567
Piotr Nowak, Posłowie 599

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-690-0
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O aktywności bycia historykiem¹

1

Aktywności tworzone są bezwiednie, jak zabawy wymyślane przez dzieci. Każda pojawia się najpierw nie jako efekt jakiegoś powziętego z góry dążenia, lecz jako pewne nakierowanie uwagi, za którym podążamy, nie przeczuwając, dokąd nas ono zaprowadzi. Skąd mógłby nasz prostoduszny przodek wiedzieć, co znaczy być (jak miało się z czasem okazać) astronomem, księgowym albo historykiem? A jednak to właśnie on, bawiąc się, stawiał pierwsze kroki na drodze, która zaprowadziła nas do owych tak wąsko dziś rozumianych aktywności². Albowiem nakierowanie uwagi, gdy się za nim podąża, może wyrzeźbić własną postać i skonkretyzować się w formie „praktyki”, której uczestników rozpoznaje się nie po osiąganych rezultatach, lecz po dyspozycji do przestrzegania właściwych dla owej „praktyki” zwyczajów. Co więcej, gdy dana aktywność zyska trwałą postać, może się okazać zagadką, skłaniającą do refleksji; od pewnego bowiem momentu możemy nie tylko żywić pragnienie opanowania składających się na nią umiejętności i korzystania z nich, lecz także przeniknięcia logiki relacji, w jakich pozostaje ona (w uzyskanym przez siebie kształcie) względem innych aktywności, jak również ustalenia jej miejsca na mapie ludzkiego działania.

To, co dziś rozumiemy jako aktywność bycia historykiem, powstało w ten właśnie sposób. Zrodzone z nakierowania uwagi, za którym podąża się bezwiednie, osiągnęło stan skonkretyzowanej aktywności, której uczestników poznajemy po tym, że są wierni ukształtowanej „praktyce”. W ciągu ostatnich dwustu bodaj lat aktywność ta była przedmiotem licznych przemyśleń.

Przemyślenia te obierały dwa zasadnicze kierunki. Po pierwsze, poszukiwano satysfakcjonującej ogólnej charakterystyki aktywności bycia historykiem w jej ustalonym kształcie. Zakładano, że aktywność ta jest tworem historycznym i że uzyskany przez nią stopień konkretyzacji jest wystarczający, abyśmy mogli ją uznać za koherentny sposób myślenia o świecie. Owocem tego rodzaju dociekań miało być odkrycie, jaki rodzaj sensu nadaje światu myślenie historyczne w jego obecnej postaci i w jaki sposób można odróżnić tę aktywność od innych, od których się odseparowała (w procesie kształtowania) i które w efekcie zastąpiła. Są to bez wątpienia dociekania trudne, pozwalają jednak żywić nadzieję na wysnucie jakichś wniosków.

Drugi kierunek dociekań można uznać za wynikający z pierwszego (choć niekoniecznie). Przy założeniu, że dysponujemy już satysfakcjonującą charakterystyką aktywności bycia historykiem w jej obecnym kształcie, stawiane są następujące pytania: Czy ów kształt nie sugeruje (albo czy nie powinniśmy ogólnie zakładać) możliwości dalszej konkretyzacji, która nie tylko stanowiłaby szczegółową modyfikację konkretyzacji obecnej, lecz także wyłoniłaby ostateczną postać tej aktywności? A jeżeli tak, to czym miałaby być owa ostateczna postać? Ponieważ temu kierunkowi dociekań zamierzam poświęcić niewiele uwagi, powinienem, jak sądzę, krótko coś o nim napisać, nim go porzucę. Stanowisko to przedstawia się w skrócie następująco: aktywność bycia historykiem polega na rozumieniu przeszłości, ponieważ jednak obecny sposób realizacji tego celu nie pozwala na jej pełne rozumienie, musi (zasadniczo) istnieć jakiś inny sposób rozumienia przeszłości, który, jako pozbawiony niedoskonałości pierwszego, mógłby zostać uznany za moment spełnienia, na który wskazywałaby „historia” w jej obecnym kształcie. I choć mogą się pojawić inni, niewysunięci jak dotychczas kandydaci, od pewnego czasu faworytem pozostaje ten rodzaj badań, który nadaje sens przeszłym wydarzeniom, traktując je jako przejawy ogólnych praw. Osobiście nie potrafię pojąć, w jaki sposób ten kierunek myślenia mógłby doprowadzić do jakichkolwiek użytecznych wniosków; nie ulega natomiast wątpliwości, że opiera się on na założeniach, których prawdziwość pozostaje daleka od oczywistej, podczas gdy to, czy okaże się użyteczny, czy nie, zależeć będzie od naszej gotowości do uznania, że założenia te zostały spełnione. Co więcej, warto zauważyć, że w podejściu tym chodzi nie tylko o pokazanie, iż myślenie historyczne w jego obecnym kształcie uniemożliwia, z istoty swej, pełne rozumienie przeszłości, lecz także o znalezienie takiego sposobu myślenia o przeszłości, który będzie nie dość, że doskonalszy od „historii” w jej obecnej postaci, ale jeszcze zdolny zająć jej miejsce.

2

Proponuję zatem rozważyć styl i osiągnięcia aktualnej refleksji nad aktywnością bycia historykiem w jej obecnym kształcie – mianowicie refleksji zmierzającej do sformułowania ogólnej charakterystyki tej aktywności w jej ustalonej postaci i określenia sensu, jaki nadaje ona światu.

Przede wszystkim historyk ma wedle tego rozumienia różnić się od innych nakierowaniem uwagi: tym, co go zajmuje, jest przeszłość. Otaczający go świat interesuje go o tyle, o ile stanowi świadectwo istnienia świata, którego już nie ma, a aktywność historyka identyfikujemy jako badanie „przeszłości” i formułowanie twierdzeń na jej temat. Zarazem jednak zdajemy sobie sprawę, że badanie przeszłości i formułowanie twierdzeń na jej temat jest zajęciem nad wyraz powszechnym, w które angażujemy się wszyscy każdego dnia naszego życia; jego przejawem jest na przykład aktywność przypominania sobie czegoś albo proste pytania typu: gdzie kupiłeś ten kapelusz? Dlatego zainteresowani tematem usilnie próbują znaleźć i wyodrębnić specjalne cechy, które pozwolą odróżnić aktywność historyka od zajęć innych ludzi, podobnie jak on zainteresowanych „przeszłością”. Wielu z tych, którzy zastanawiali się nad tą kwestią, doszło do takich mniej więcej wniosków:

Każdy, kto poświęca uwagę przeszłości, zadaje pytania o nią lub formułuje twierdzenia na jej temat, musi zostać uznany za uczestniczącego w jakiejś mierze w aktywności stanowiącej zasadniczo dziedzinę historyka. Wszelkie twierdzenia na temat przeszłości są, w jakimś sensie, twierdzeniami „historycznymi”. Historyka odróżnia jednak staranność, z jaką próbuje weryfikować swoje twierdzenia. „Historia” wyodrębnia się z ogólnego i nieskonkretyzowanego zainteresowania przeszłością jako aktywność specyficzna, wyróżniająca się autentyczną troską o „prawdę”, a wydarzeniem historycznym jest każde zdarzenie, o którym możemy zasadnie sądzić (jako że stanowi ono wniosek, wysnuty przy użyciu pewnej określonej metody badawczej), że przebiegło tak, jak zostało to opisane³. Aktywność polegająca na badaniu przeszłości i formułowaniu twierdzeń na jej temat wiąże się zatem z pewną hierarchią postaw wobec przeszłości. Na szczycie owej hierarchii plasuje się „historyk”, którego wyróżnia troska o „prawdę”, sprawność techniczna w wydobywaniu owej „prawdy” na jaw, a niekiedy również skłonność do uznawania pewnych twierdzeń na temat przeszłości i pewnych wydarzeń za istotniejsze od innych. W ten sposób jego aktywność odróżnia się nie tylko od nieformalnych badań nad przeszłością, w które od czasu zdarza się angażować każdemu, czy to w celach zawodowych, czy hobbystycznych, lecz także od aktywności (dajmy na to) annalistów lub kronikarzy, których twórczość wyrasta z badań mniej rozległych i mniej krytycznych niż dociekania historyków.

To ogólne ujęcie problemu na wiele zalet. Najważniejszą jest określenie „historyka” (przez wzgląd na jego „praktykę”) jako zaangażowanego w pewną specyficzną aktywność. Bez wątpienia jest to ujęcie niekompletne i z pewnością filozoficznie naiwne, ma jednak tę wartość, że nie zamyka drogi do dalszych dociekań. W istocie bowiem wskazuje nam dwa kierunki badań, jako że jego niekompletność i filozoficzna naiwność tkwią nie tyle w sposobie sformułowania problemu, mającego prowadzić do ustalenia, czym jest differentia badań „historycznych”, ile w uzyskanych wnioskach.

Ujęcie to skłania, po pierwsze, do wypracowania bardziej dokładnego rozumienia szczegółów „praktyki”, w której uczestniczy „historyk”. W odpowiedzi na tę potrzebę podejmowano próby wyodrębnienia pewnej heurystyki badań historycznych i zredukowania „praktyki”, w której uczestniczy „historyk”, do zestawu reguł. I, jak można się było po głębszym zastanowieniu spodziewać, nie okazało się to owocnym przedsięwzięciem. Dlatego nie będę się tutaj tą kwestią dalej zajmował.

Istnieje jednak inny kierunek poszukiwań, sugerowany przez taki właśnie sposób postawienia problemu. Skłania on nas do zastanowienia się, czy aktywność bycia historykiem może zostać określona w sposób bardziej dokładny pod kątem rodzaju zadawanych przez niego pytań i rodzaju twierdzeń, jakie formułuje na temat przeszłości. A ponieważ ten kierunek dociekań zawiera niespełnioną jak dotychczas obietnicę sukcesu, proponuję się zastanowić, dokąd nas przywiódł i do jakich dalszych wniosków jest w stanie doprowadzić.

Badacze podążający tą drogą do pewnych konkluzji zdążyli już dojść. Zauważyli na przykład, że badania nad przeszłością mogą przyjąć formę pytań o to, co musiało się zdarzyć, albo co zdarzyć się mogło, bądź też o to, co faktycznie się zdarzyło, i przeważnie dochodzili do wniosku, że historyka odróżnia skupienie się wyłącznie na tym, co faktycznie się zdarzyło. Wprowadzono również rozróżnienie między światem „natury” i światem „człowieka” i wyciągnięto stąd wniosek, że historyk zajmuje się wydarzeniami, które uznajemy za wynik ludzkiego działania albo za takie, co do których (mimo iż należą do świata „natury”, jak trzęsienia ziemi czy zmiany klimatyczne) mamy powody wierzyć, że uwarunkowały lub zdeterminowały określone ludzkie postępowanie. Doskonaląc to ujęcie, Collingwood twierdził, że res gestae „historii” nie oznaczają wszelkich ludzkich działań, a jedynie działania „refleksyjne”, mianowicie wynikające z dążenia do określonego celu. Co więcej, uznano, że postawa wobec przeszłości skłaniająca do badań nad „źródłami” jakiegoś aspektu współczesnego świata jest historykowi obca. Na tej samej zasadzie uznano bliską przeszłość za nieodpowiedni przedmiot dociekań „historycznych”. Inni jeszcze badacze aktywności „historyka” (to już ostatni przykład) doszli do wniosku, że nie powinien się on zajmować kwestią moralnej słuszności lub niesłuszności ludzkich działań i że na wyrażanie aprobaty lub dezaprobaty, pochwały lub potępienia nie powinno być w jego dziele miejsca.

Jak widać, wszystkie powyższe spostrzeżenia mają na celu określenie w sposób bardziej dokładny rodzaju pytań, jakie „historyk” może słusznie zadawać, oraz rodzaju twierdzeń na temat przeszłości, jakie może słusznie formułować. Są to próby odróżnienia specyficznie „historycznej” postawy wobec „przeszłości” od innych istniejących lub możliwych postaw w celu określenia aktywności bycia historykiem w sposób bardziej precyzyjny. Każda z propozycji została poparta jakąś porcją argumentów. Do kwestii wyłączonych z kręgu zainteresowań „historyka” zaliczane są pytania, które z istoty swej wykluczają możliwość odpowiedzi bądź tkwią poza zasięgiem jego wiedzy lub technik badawczych, jak również inne, z jeszcze innych powodów. Jak dotychczas wiele zdaje się przemawiać na korzyść tego sposobu stopniowego wyjaśniania aktywności „historyka”; cechują go godny pochwały umiar i empiryzm.

Niemniej jednak tego typu procedura cząstkowego wykluczania budzi pewne zastrzeżenia. Nawet gdyby argumentacja przemawiająca za każdym wykluczeniem była bardziej przekonująca, niż to się często zdarza, niemożność powiązania jej z jakimkolwiek całościowym spojrzeniem na sytuację musi rodzić za każdym razem nieuchronne wrażenie arbitralności. Za każdym razem jest to oddzielne wykluczenie (lub zakaz), poparte argumentacją ad hoc, która często okazuje się nietrafiona bądź nieadekwatna, gdyż pozostaje niepowiązana z jakimkolwiek konspektem określającym rodzaj dociekań i rodzaj twierdzeń odpowiednich dla „historycznych” badań nad przeszłością. Krótko mówiąc, rzeczony sposób analizowania aktywności „historyka” stawia przed nami zadanie rozpoznania logiki rządzącej owymi cząstkowymi próbami zakreślenia pola badań historycznych.

Niedostatecznie przemyślane założenia tego stanowiska przedstawiają się następująco: uznaje się, że pośród różnych rodzajów twierdzeń, które można formułować na temat przeszłości, możliwe jest wykrycie i określenie pewnych typów albo nawet pewnego ich typu, stanowiącego specyficzny obszar działań „historyka”. Wiąże się to z przekonaniem, że istnieje wiele twierdzeń, formułowanych niebezzasadnie na temat przeszłości, które, choć nie sposób zaprzeczyć, że są w jakimś sensie „prawdziwe”, nie stanowią twierdzeń „historycznych”. Uznaje się, że wydarzeniem „historycznym” nie jest każde wydarzenie, co do którego mamy podstawy wierzyć, że nastąpiło, lecz wydarzenie szczególnego rodzaju, które pojawia się jako odpowiedź na określonego rodzaju pytanie. Naszym zadaniem jest rozjaśnienie owych założeń po to, by wynikająca z nich wizja aktywności „historyka” ukazała się nam w pełniejszej formie i być może zyskała solidniejsze podstawy.

3

Powinniśmy rozpocząć od naszych postaw względem otaczającego świata, gdyż badanie „przeszłości” jest wyrazem pewnej postawy wobec składających się nań elementów. Każde zdarzenie rozgrywające się przed naszymi oczami – o ile w ogóle zwrócimy na nie uwagę – wywołuje w nas jakąś reakcję. I każde zdarzenie zdolne jest wywołać rozmaite reakcje. Jeżeli na przykład zauważę wyburzanie starego budynku, moją reakcją może być po prostu samozachowawczy odruch cofnięcia się, aby uniknąć uderzenia spadającym gruzem. Reakcja ta mogłaby jednak być również bardziej złożona. Mógłbym uznać to zdarzenie za akt wandalizmu i odczuwać z tego powodu gniew lub żal, mógłbym je również uznać za przejaw postępu i doznać z tego powodu radości, ale też scena ta mogłaby się dla mnie stać przedmiotem kontemplacji, pozbawionej jakiejkolwiek arrière pensée, niczym obraz, scenka, mająca cieszyć oko. Krótko mówiąc, skupić uwagę na czymś, co dzieje się przed naszymi oczami, znaczy zawsze zinterpretować to sobie w określony sposób. Widzieć znaczy rozpoznawać widzianą rzecz jako to lub owo. A gdybym miał towarzysza, mógłbym wygłosić jakieś twierdzenie na temat widzianej rzeczy, którego idiom odsłoniłby sposób, w jaki skupiłem na niej uwagę i w jaki ją zrozumiałem.

Wszystko, co rozgrywa się przed naszymi oczami, dopuszcza zatem szeroką różnorodność interpretacji. Ogólnie jednak wydaje się, że nasze reakcje na świat mogą być dwojakiego rodzaju. Możemy postrzegać go w sposób, który nie pozwala nam się zastanawiać nad niczym innym niźli tym, co się pojawia bezpośrednio przed naszymi oczami i nie skłania nas do wyciągania jakichkolwiek wniosków, bądź też możemy traktować to, co się rozgrywa na naszych oczach, jako świadectwo czegoś, co samo nam się nie jawi, kiedy zastanawiamy się na przykład nad jego przyczynami lub skutkami. Pierwsza z tych reakcji jest prosta i niezróżnicowana; nazywał ją będę reakcją kontemplacji. Jest to przede wszystkim reakcja artysty lub poety, dla którego świat nie składa się ze zdarzeń rozpoznawanych jako znaki lub przepowiednie, lecz z bezprzyczynowych „obrazów” budzących zachwyt, które nie wywołują ani aprobaty, ani dezaprobaty, i do których kategorie „realny” bądź „fikcyjny” nie mają w równym stopniu zastosowania. Natomiast druga reakcja dopuszcza wewnętrzne zróżnicowanie, a w jej obrębie można wyróżnić dwa główne idiomy, które będę nazywał odpowiednio reakcją praktyczną i reakcją naukową.

Po pierwsze, możemy rozpoznawać obserwowane zdarzenia pod względem ich relacji do nas samych, naszych kolei losu, pragnień i aktywności. Jest to najpowszechniejszy typ reakcji, od której z trudem się uwalniamy i w którą łatwo popadamy na nowo. Nazywał ją będę reakcją praktyczną; odpowiada jej percepcja praktycznych zdarzeń.

Jesteśmy aktywni od urodzenia; być żywym znaczy być aktywnym. W świecie interesuje nas przede wszystkim to, czy nadaje się on do życia, czy jest przyjazny czy wrogi względem naszych pragnień i przedsięwzięć. Chcemy czuć się w świecie zadomowieni, to zaś polega (po części) na umiejętności wykrycia, jaki wpływ wywrą na nas określone zdarzenia, oraz sprawowania pewnej kontroli nad ich konsekwencjami.

Funkcje te pełnią przede wszystkim nasze zmysły. „Widząc”, „słysząc”, „smakując” i „dotykając”, dowiadujemy się, co się dzieje; jednocześnie ustanawiamy pewien odstęp pomiędzy nami a tym, co się wydarza, dając sobie możliwość działania w sposób, który uznamy za stosowny. „Widzenie” ustanawia największy odstęp przestrzenno-czasowy pomiędzy nami a zdarzeniami, „słyszenie” – odstęp mniejszy, ale nadal użyteczny; w „smakowaniu” odstęp ten ulega dalszemu zmniejszeniu, a w „dotykaniu” zostaje zredukowany nieomal do zera.

Żeby jednak zrozumieć świat w jego relacji do nas samych, posługujemy się pewnymi rozróżnieniami pojęciowymi. Rozpoznajemy zdarzenia jako przyjazne lub wrogie, rzeczy jako jadalne lub trujące, pożyteczne lub bezużyteczne, tanie lub drogie i tak dalej. Otóż większość tych rozróżnień, jeżeli nie wszystkie, stanowi przykład rozpoznania w życiu praktycznym tego, co nazywamy „przyczyną” i „skutkiem”. Rozpoznanie w życiu praktycznym danego wydarzenia jako „przyczyny” oznacza zrozumienie go jako znaku, świadczącego o tym, że prawdopodobnie nastąpią inne wydarzenia; uznanie danego zdarzenia za przyjazne pozwala się spodziewać, że nastąpią po nim inne zdarzenia określonego typu; rozpoznanie produktu jako taniego oznacza dostrzeżenie w nim zapowiedzi innych wydarzeń, które mają nastąpić. Zdolność rozpoznawania zdarzeń jako „przyczyn” w tym właśnie sensie automatycznie daje nam dalece większą władzę nad światem; umożliwia antycypowanie zdarzeń, które jeszcze nie nastąpiły, a tym samym oznacza dodatkową możliwość kontrolowania wpływu, jaki na nas wywierają.

Co więcej, owa praktyczna postawa wobec świata obejmuje sądy wyrażające aprobatę bądź dezaprobatę oraz moralne pochwały i potępienia. Kategorie takie jak „słuszne” i „niesłuszne”, „dobre” i „złe”, „sprawiedliwość” i „niesprawiedliwość” odnoszą się do organizacji i rozumienia świata w jego relacji do nas samych, (a zatem) pod względem tego, czy nadaje się on do życia. „Bohater” i „łajdak” to kategorie grubo ciosane, mają jednak swoje miejsce w świecie działalności praktycznej. A potępiając „występek” i chwaląc „cnotę”, wyrażamy nasze przekonania o tym, co pożądane i niepożądane w postępowaniu i charakterze człowieka.

Postawa praktyczna otwiera nas więc na świat dyskursu, nie jest to jednak jedyny świat dyskursu nam dostępny. Znajduje on swoje uzupełnienie i alternatywę w postaci tego, co nazywam postawą naukową. W tym przypadku zdarzenia nie interesują nas w relacji do nas samych i w kontekście zdatności świata do życia, ale pod względem swojej niezależności od nas. W skrócie rzecz ujmując, jest to postawa, którą pospolicie określamy mianem „obiektywnej”, a „obiektywność” ta odzwierciedlona jest w idiomie twierdzeń na temat obserwowanych zdarzeń. O ile myśliwy rozpoznaje zwierzęta jako przyjazne bądź niebezpieczne (klasyfikując niektóre z nich jako wybitnie „człowiekożerne”), gospodyni domowa rozróżnia produkty pod względem ich ceny, kucharz zna się na rzeczach pod względem ich smaku, a moralista wyraża samego siebie w sądach aprobujących bądź dezaprobujących, kategorie naukowca porządkują rzeczy w inny sposób – nie pod względem ich wpływu na niego samego i na jego koleje losu, ale w tej mierze, w jakiej są od niego niezależne.

Ogólny charakter zainteresowania, jakim naukowiec darzy świat, zawiera się w jego rozumieniu „przyczyny” i „skutku”. Kiedy człowiek praktyczny rozpoznaje dane zdarzenie jako „przyczynę”, uznaje je za „znak”, pozwalający się spodziewać, że jakieś inne zdarzenie nastąpi po nim, a podstawą dla tego rozpoznania są jego doświadczenia, związane ze światem w jego relacji do niego samego. Natomiast dla naukowca „przyczyna” jest pojęciem dużo bardziej precyzyjnym i ograniczonym, tak trudnym do określenia, że pozbawionym użyteczności praktycznej. Rozumiana jest tu jako warunek konieczny i wystarczający sytuacji hipotetycznej. „Przyczyna” i „skutek” oznaczają zatem ogólne i konieczne relacje, a nie po prostu relacje, których znajomość okazała się użyteczna w ich praktycznym wymiarze.

Kontrast pomiędzy praktyczną i naukową reakcją na świat można zilustrować następująco: kiedy interesują nas rzeczy w ich relacji do nas samych oraz w kontekście zdatności świata do życia, można słusznie powiedzieć, że „widzenie” wytwarza większy dystans między nami a rzeczami niż „słyszenie”. W konsekwencji uznajemy, że bycie niewidomym jest poważniejszym upośledzeniem niż bycie niesłyszącym. Natomiast kiedy interesują nas rzeczy pod względem ich niezależności od nas, mówimy, że prędkość światła jest większa niż prędkość dźwięku. „Światło” i „dźwięk” są, by tak rzec, „naukowymi” odpowiednikami praktycznych czynności „widzenia” i „słyszenia”.

Albo kiedy powiem: „Gorąco mi”, zostanę zrozumiany jako wypowiadający się w idiomie praktycznym. Formułuję twierdzenie o świecie w jego relacji do mnie, a sposób, w jaki to robię, jest oczywistym wyrazem mojej satysfakcji bądź niezadowolenia. Jeżeli mówię: „Gorąco dziś”, jest to nadal twierdzenie o świecie w jego relacji do mnie. Ma ono szerszą referencję, bez wątpienia jednak sformułowane jest w idiomie praktycznym. Jeżeli natomiast mówię: „Termometr na dachu Ministerstwa Lotnictwa wskazywał 32°C o godzinie 12.00 czasu GMT”, nie wyzbywam się do końca postawy praktycznej, ale przynajmniej można podejrzewać, że wypowiadam twierdzenie o świecie ujętym nie w relacji do mnie, ale pod względem jego niezależności ode mnie. I wreszcie kiedy mówię: „Woda osiąga stan wrzenia w temperaturze 100°C”, wypowiadam twierdzenie, które można uznać za sformułowane w idiomie „nauki”. Opisana sytuacja jest hipotetyczna, a spostrzeżenie nie dotyczy świata w jego relacji do mnie.

Zarówno w reakcji praktycznej, jak i naukowej świat przedstawia się jako świat „faktów”, do którego stosują się kategorie „prawdy” i „błędu”, choć w pierwszym wypadku jest to prawda „praktyczna”, a w drugim „naukowa”. I w obu tych reakcjach zmuszeni jesteśmy szukać tego, co nieobecne: wydarzenia są „skutkami” pewnych „przyczyn” i zapowiedziami przyszłych zdarzeń. Jednocześnie postawa kontemplacyjna odsłania przed nami wyłącznie świat „obrazów”, które nie skłaniają ani do badań, ani do spekulacji na temat okoliczności i warunków ich pojawienia się, a jedynie do rozkoszowania się ich obecnością.

4

Zastanawialiśmy się nad naturą zdarzeń, które rozgrywają się przed naszymi oczami, i doszliśmy do wniosku, że poddają się one różnym interpretacjom oraz że to, co widzimy, zależy od naszego sposobu patrzenia. Ustaliliśmy również, że historyk zajmuje się „przeszłością”. Kolejnym spostrzeżeniem, które należy poczynić, jest to, że „przeszłość” stanowi konstrukcję, którą sami tworzymy na podstawie zdarzeń rozgrywających się przed naszymi oczami. Tak jak „przyszłość” wyłania się z rozumienia teraźniejszych wydarzeń jako świadectwa tego, co dopiero ma nastąpić, tak „przeszłość” pojawia się, kiedy rozumiemy obecne zdarzenia jako świadectwa tego, co już się zdarzyło. W skrócie rzecz ujmując (i przechodząc od razu do naszego zagadnienia), „przeszłość” jest konsekwencją rozumienia teraźniejszego świata w określony sposób.

Rozważmy taką kwestię: mamy przed sobą budynek, mebel, monetę, obraz, ustęp w książce, dokument prawny, inskrypcję w kamieniu, rozpowszechniony sposób zachowania się lub wspomnienie. Są to wszystko zdarzenia teraźniejsze. I jedną z reakcji (choć oczywiście niejedyną możliwą) na te zdarzenia jest ich rozumienie jako świadectw zdarzeń, które już nastąpiły. W istocie nie istnieje w obecnym świecie nic, czego nie można by w ten sposób postrzegać, ale i nie ma w nim niczego, co można by postrzegać wyłącznie w ten sposób.

„Przeszłość” jest zatem określonym sposobem rozumienia „teraźniejszości”. Poza tym jednak, że jest ona takim sposobem rozumienia świata, gdzie zdarzenia teraźniejsze traktowane są jako świadectwa zdarzeń, które już nastąpiły, jest ona również takim rozumieniem, które może oznaczać rozmaite postawy względem owych przeszłych zdarzeń. Trzy najważniejsze z dostępnych nam postaw (jeżeli kierować się uwagami tych, którzy wypowiadali się i pisali o przeszłych zdarzeniach) można określić jako postawy praktyczną, naukową i kontemplacyjną. Każda z nich ma właściwy sobie sposób mówienia o przeszłych zdarzeniach.

Po pierwsze, jeżeli rozumiemy przeszłe zdarzenie wyłącznie w relacji do nas samych i do naszych bieżących aktywności, postawę tę można określić mianem praktycznej.

Jest to na przykład postawa, jaką zajmuje praktykujący prawnik względem przeszłego zdarzenia, kiedy stwierdza, że ono nastąpiło, uznawszy określone teraźniejsze zdarzenie (leżący przed nim dokument prawny) za świadectwo czegoś, co już miało miejsce. Rozpatruje on przeszłe zdarzenie wyłącznie w relacji do jego teraźniejszych konsekwencji i mówi do klienta: „Na mocy tego testamentu dziedziczy Pan tysiąc funtów” albo: „Musimy zasięgnąć opinii Rady co do ważności tego kontraktu”. Interesują go, rzecz jasna, wyłącznie przeszłe zdarzenia, które mają teraźniejsze praktyczne konsekwencje.

Zwróćmy uwagę, że tak jak postawa praktyczna jest naszą najczęstszą postawą względem rozgrywających się przed nami zdarzeń, tak samo jest ona naszą najczęstszą postawą względem zdarzeń, które uznajemy (na podstawie świadectwa teraźniejszych doświadczeń) za minione. Przeważnie interpretujemy te przeszłe zdarzenia w relacji do nas samych i do naszych bieżących aktywności. Czytamy przeszłość wstecz, poczynając od teraźniejszości lub bliższej przeszłości, szukamy w niej „źródeł” tego, co postrzegamy wokół nas, formułujemy sądy moralne na temat przeszłego postępowania, odwołujemy się do przeszłości, by przemówiła do nas słowami związanymi z teraźniejszością – tak rodzi się przeszłość praktyczna. A pytania, które zadajemy, i twierdzenia, które formułujemy na temat przeszłości, odpowiadają naszej praktycznej postawie. Są to twierdzenia w rodzaju:

Świetnie wyglądasz – gdzie byłeś na urlopie?

Lato 1920 r. było najlepsze w całym moim życiu.

Umarł przedwcześnie.

Król Jan był złym królem.

Wilhelm Zdobywca zmarł w wyniku wypadku.

Byłoby lepiej, gdyby rewolucja francuska nigdy nie wybuchła.

Roztrwonił majątek w serii bezużytecznych wojen.

Interwencja papieża odmieniła bieg wydarzeń.

Ewolucja parlamentu.

Rozwój społeczeństwa przemysłowego w Wielkiej Brytanii.

Ustawy fabryczne z początku XIX wieku doprowadziły do powstania państwa opiekuńczego w wieku XX.

Utrata kontynentalnych rynków zbytu dla produkcji brytyjskiej była jedną z najpoważniejszych konsekwencji wojen napoleońskich.

Wojna burska unaoczniła konieczność radykalnej reformy brytyjskiej armii.

Następnego dnia Wyzwoliciel przemawiał na wielkim zgromadzeniu w Dublinie.------------------------------------------------------------------------

¹ Wyd. pol. Wieża Babel, przeł. Ł. Sommer, w: Michael Oakeshott, Wieża Babel i inne eseje, wyb. P. Śpiewak, Fundacja ALETHEIA, Warszawa 1999.

² Tamże, s. 221–222.

³ Michael Oakeshott, Wieża Babel, s. 596 w niniejszym tomie.

⁴ Tamże, s. 574 w niniejszym tomie.

⁵ Michael Oakeshott, History and the social sciences, w: tegoż, The Concept of a Philosophical Jurisprudence: Essays and Reviews 1926–51, red. Luke O’Sullivan, Imprint Academic 2007, wersja cyfrowa Andrews UK Limited 2011, s. 207.

⁶ Michael Oakeshott, Experience and Its Modes, Cambridge University Press, Cambridge 1966, s. 108.

⁷ Tamże, s. 161.

⁸ Michael Oakeshott, The Whig interpretation of history, w: tegoż, What is History? and Other Essays, red. Luke O’Sullivan, Imprint Academic 2004, wersja cyfrowa Andrews UK Limited 2011, Loc. 4062.

⁹ Michael Oakeshott, What do we look for in an historian?, w: tegoż, What is History?, dz. cyt., Loc. 2811.

¹⁰ Wyd. pol. Mit o Lewiatanie, przeł. P.A. Lewicki, w: Jacek Bartyzel, Łukasz Perlikowski, Adam Wielomski (red.), Wyzwanie Lewiatana. Wokół filozofii politycznej Thomasa Hobbesa, Wydawnictwo Naukowe Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Płocku, Płock 2019.

¹¹ Michael Oakeshott, The idea of „character” in the interpretation of modern politics, w: tegoż, What is History?, dz. cyt.

¹² Michael Oakeshott, Polityka wiary i polityka sceptycyzmu, przeł. M. Szczubiałka, Fundacja ALETHEIA, Warszawa 2019.

¹³ Michael Oakeshott, O postępowaniu człowieka, przeł. M. Szczubiałka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.

¹⁴ Michael Oakeshott, Masy w demokracji przedstawicielskiej, przeł. M. Szczubiałka, w: tegoż, Wieża Babel i inne eseje, dz. cyt.

¹⁵ Michael Oakeshott, Ekonomia polityczna wolności, przeł. M. Szczubiałka, w: tegoż, Wieża Babel i inne eseje, dz. cyt., s. 173.

¹⁶ Michael Oakeshott, O postępowaniu człowieka, dz. cyt., s. 353.

¹⁷ Michael Oakeshott, Poezja i jej głos w rozmowie ludzkości, przeł. Ł. Sommer, w: tegoż, Wieża Babel i inne eseje, dz. cyt., s. 289.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij