- W empik go
Szklane afekty - ebook
Szklane afekty - ebook
Nowoczesna love story ze zwykłymi bohaterami w rolach głównych. Berenika i Michał przygotowują się do ślubu, jednak oboje są targani wątpliwościami. Michał nawiązuje internetowy romans, a Berenika odnawia znajomość z byłym narzeczonym. W tle rodzi się uczucie między ich przyjaciółmi: Anną i Pawłem.
"Szklane afekty" to opowieść o wielkich uczuciach w małym mieście.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-992-6 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
7 października 2013
Nienawidzę cię.
19 października 2013
Wciąż Cię nienawidzę. Mimo to wciąż oglądam Twoje zdjęcia w telefonie kilka razy dziennie. Nienawiść to nie jest właściwe słowo na całą tę złość i poczucie beznadziei. Zabawne jak często na co dzień mówimy „ale beznadzieja”. Teraz wiem, co to tak naprawdę znaczy.
1 listopada 2013
Święto Zmarłych. Co za ponura ironia.
CZEMU DO CHOLERY NIE MA CIĘ PRZY MNIE!?
1 grudnia 2013
Miesiąc. Może tyle wystarczy, żeby się z Ciebie wyleczyć? Zakochanie się w Tobie zajęło mniej niż sekundę…
26 grudnia 2013
Najgorsze święta świata. Długo by wymieniać powody. Ale tak, jesteś jednym z nich. Czuj się wyróżniona.
Adam cofnął się do swojego pierwszego wpisu. Prowadził pamiętnik jak jakaś niestabilna emocjonalnie nastolatka i to powodowało, że myślał o sobie jak najgorzej. Ale jednocześnie czuł się dzięki temu lepiej.
Gdzieś przeczytał, że jak się wylewa takie rzeczy na papier, to tak jakby zrobić miejsce w głowie. W głowie może i tak — myślał.
I kiedy tak głowa dochodziła sama ze sobą do ładu, miał wrażenie, jakby wyrwę w jego sercu jakiś nieudolny fachowiec skleił kawałkiem szarej taśmy i spryskał WD-40.
Nienawiść nie przechodziła, ale malała. Wciąż o niej myślał, ale coraz rzadziej, a to musiał być dobry omen.
Może się zrośnie?Berenika
Pierwsze wrześniowe dni wciąż jeszcze nie dawały zapomnieć o upalnych wakacjach. Berenika marzyła o takiej pogodzie na swój ślub, choć jeszcze wczorajsza ulewa nie zwiastowała niczego dobrego. Do uroczystości został zaledwie tydzień, ale była spokojna. Prawie każdy szczegół został dopięty na ostatni guzik, jak wszystko inne w jej życiu.
W tę ostatnią sobotę swojego stanu panieńskiego urządzała wraz z rodziną pulter. Nigdy nie podobał jej się ten zwyczaj, który niewiele miał wspólnego z jej wizją ślubnych i weselnych obrzędów. O własnym weselu wiedziała od zawsze, jeszcze zanim poznała Michała, że nie będzie typową polską potańcówką. Jej ceremonia miała mieć klasę. Zamiast grajków w przyciasnych, spoconych koszulach wybrała zespół, który nawet zaliczył debiut w Must Be The Music. Na szczęście Michał znał wokalistę i udało się to załatwić. Zamiast wulgarnych weselnych zabaw, bardziej cywilizowane konkursy. No i śledzie. Śledź był pierwszą rzeczą, która kojarzyła się Berenice z polskimi weselami. Zamiast śledzi — koreczki krabowe. Na pulter zgodziła się za namową rodziców. Jeśli o nią chodziło — nie urządzałaby tej szopki. Trudno było jednak odmówić racji jej matce.
— Jak niczego nie zorganizujesz, to i tak przylezą tu i narobią bałaganu. Lepiej mieć to pod kontrolą niż zostawić samym sobie. Widziałaś, jak to było u Zaleśnych.
No tak, widziała. Młoda Zaleśna postanowiła nie urządzać pulteru. Sąsiedzi i tak się zeszli. I tak przynieśli szkło i zaczęli tłuc o elewację. Zaleśni chcąc nie chcąc musieli naprędce skoszarować jakiś bimber i kiszonki. Skoro już zmuszono ją, by to zorganizować, to tak samo jak ślub i wesele — z klasą. Na ile o klasie można było mówić w przypadku tak plebejskiego, jej zdaniem, zwyczaju. Rodzice pomagali młodym od rana ustawić ogromny namiot wraz ze stołami wypożyczonymi z pobliskiej remizy. Jej rodzina była lubiana w okolicy, więc spodziewała się wielu gości, którzy zjawią się nie tyle ze względu na nią, co na jej rodziców. W południe temperatura osiągnęła chyba z trzydzieści pięć stopni i uwadze Bereniki nie uszedł fakt, że ten oto młody bóg, jej przyszły mąż właśnie zdjął koszulkę i pokazał swoje wyrzeźbione ciało. Dla jasności — wygląd nie był dla niej najważniejszy. Ale stanowił miły dodatek do charakteru. Michał od pierwszej chwili ujął ją szczerością. Wiedziała, że nie należy do tych facetów, którzy grają na dwa fronty, a takich historii od swoich koleżanek słyszała całą masę. Podobno tylko co piąta para jest sobie wierna — tak pisali niedawno w gazecie. Poza tym był zaradny. Tak zwyczajnie zaradny życiowo, jego łagodny charakter powodował, że mogła poczuć się zaopiekowana, ale też wiedziała, że jej zdanie liczy się na równi z jego. Od początku ich znajomość, a później głębsza relacja układały się gładko, jak gładko rozsmarowuje się miękkie masło na kromce chleba. Czasami miała tylko wrażenie, że to margaryna osiada na podniebieniu, a chleb zamiast pełnoziarnisty, jest pszenny. Niby można się tym najeść, ale nie do końca smakuje. Zaśmiała się w duchu na to głupie porównanie. Starała się jednak tę myśl odpychać od siebie. Żaden związek nie jest idealny. Takiego faceta jak Michał chciałaby mieć każda kobieta. Nie zdradza, nie szlaja się z kolegami po knajpach (a to wyznacznik porządnego faceta w jej miasteczku), jest dobry, czuły i kochający. Nie puszcza się na lewo i prawo. A odkąd zamieszkał z jej rodziną nawet partycypuje w obowiązkach domowych. Chodzący ideał i jeszcze te mięśnie pokryte błyszczącą od potu skórą. Naprawdę, byłaby głupia narzekając na to co ma.
— Bera przestań się ślinić — z zamyślenia wyrwał ją śpiewny głos Anny. Przyjaźniły się od zawsze, więc jej udział w przygotowaniach był czymś zupełnie naturalnym. Jak to zwykle w przyjaźni dwóch kobiet bywa, każda zazdrościła czegoś tej drugiej. Berenika Annie klasycznej słowiańskiej urody. Takiej z rumianą cerą, włosami w kolorze dojrzałych kłosów pszenicy i chłodnym spojrzeniem. Anna Berenice zazdrościła szczęścia do mężczyzn. Choć to ona była pięknością, to zawsze Bera miała największy „wybór”, z którego nigdy jednak nie korzystała. Wiedziała, że w takim towarzystwie musi nadrabiać charakterem. Mimo wszystko zawsze potrafiły się porozumieć, a ich osobowości uzupełniały się. Kiedy były małymi dziewczynkami opowiadały wszystkim, że są kuzynkami. Gdy odkryły, jak smakują wagary, oszukiwały nauczycieli oznajmiając, że jadą do ciotki na weekend.
— Ale jak to? Razem? — dopytywali podejrzliwie.
— No oczywiście, że razem. Przecież jesteśmy kuzynkami — nie wiedział pan?
I tym sposobem wymykały się z co nudniejszych ostatnich piątkowych lekcji. Oczywiście po niedługim czasie wszystko się wydało. Nauczyciele zagadnęli o to do rodziców Anki i tak skończyło się wagarowanie. Bera nigdy w życiu nie przyznałaby tego głośno, ale cieszyła się, że nie musiała już więcej uciekać z lekcji. Czuła się z tym potwornie i miała gigantyczne wyrzuty sumienia, chociaż głupio byłoby powiedzieć to Ance. Bała się zaległości (choć ostatnie lekcje w piątek to religia i wychowanie do życia w rodzinie) i w ogóle należała raczej do prymusek. Z typu tych, które zawsze są świetnie przygotowane do zajęć i na sprawdziany, ale przed wejściem na salę denerwują pozostałych gadaniem w stylu „o matko! nic nie umiem!”, po czym dostają piątki i szóstki. Początkowo taka technika manipulacji nawet się sprawdza. Prymuski wtedy mogą zintegrować się z grupą powtarzając jak mantrę, że nic nie umiemy i wszyscy zginiemy marnie. Po kilku takich akcjach jednak ludzie zaczynają się orientować, że coś jest nie tak i „przyjaźnie” zaczynają się sypać. Anna mimo to pozostała jej przyjaciółką od serca. Uzupełniały się na swój sposób i ten układ jeszcze nigdy ich nie zawiódł.
Do szesnastej wszystko było gotowe. Namiot i stoły rozstawione, oświetlenie zainstalowane, konsola dla wodzireja podłączona. Miejsce do biesiadowania (biesiada to zdecydowanie słowo, które Berenice pasowało do tej sytuacji) ustawiono na podjeździe. Duży i gęsto porośnięty ogród udekorowano nastrojowym światłem lampionów. Tu Bera pomyślała o sobie, przezornie ustawiła nawet kilka ławek w ciemniejszych zakątkach, żeby mieć gdzie się ukryć w razie jakiegoś ataku paniki. Beczka do tłuczenia szkła — przygotowana, by o dziewiętnastej stanąć przed bramą domu. Jedzenie jeszcze tylko musiało wjechać wraz z wódką na szwedzki stół, ale o to już zadbała matka Bery. Sama nie chciała wiedzieć skąd wzięła się wódka, której przecież nikt nie kupował, a jakimś cudem była. Dziewczyna wymknęła się do domu, żeby przygotować się do imprezy. Upał na zewnątrz stał się bardziej znośny. Jej mieszkanie na poddaszu domu rodziców natomiast podgrzało się pewnie do jakichś pięćdziesięciu stopni, więc zaraz po wyjściu spod prysznica poczuła, jak włosy i koszulka znowu zaczynają kleić się do jej ciała. Usiadła przed lustrem w sypialni by zacząć się malować, kiedy usłyszała sygnał przychodzącego smsa. Na wyświetlaczu wyskoczyła wiadomość od numeru, który doskonale znała, a którego celowo nie zapisała w pamięci telefonu:
„Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Przyjdę dziś złożyć Ci życzenia na nową drogę życia.”Michał
Przyglądał się tej scenie z progu. Widział idealne ciało, zaokrąglone w okolicach pośladków i piersi, piękną twarz i bujne ciemne włosy. Błękitne oczy wyróżniały się na tle jej niemal chorobliwie bladej cery. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakim jest szczęściarzem biorąc sobie tą dziewczynę za żonę. Koledzy zazdrościli mu jej, czemu dawali wyraz po alkoholu, odważniej wygłaszając wtedy swoje niewybredne opinie. Sam starał się kończyć temat jak najszybciej. Kiedy teraz o tym myślał, nie do końca wiedział, czy to z szacunku do Niki, czy z poczucia, że nie docenia faktu, że ma to, o czym marzyli inni. Oczywiście, że ją kochał. Przede wszystkim za to, że tak gładko im się wszystko układało. Trudno było jej nie kochać. Była ładna w taki uniwersalny sposób, niezależnie od kanonów piękna w dowolnym miejscu na ziemi uznałoby ją za posągową piękność. Jej uroda była niewymuszona. Charakter natomiast bywał irytujący, choć do zniesienia. Odkąd Michał zamieszkał u niej, miał wrażenie, że sypia z perfekcyjną panią domu. Kiedy jednak się nad tym zastanawiał, nie było to dla niego duże poświęcenie. Ostatecznie sam lubił porządek. Poza tym nie pamiętał, kiedy ostatni raz się o cokolwiek pokłócili. Jednak im bliżej było do ślubu, tym więcej miał wątpliwości, ale hej — kto ich nie ma w sytuacji, gdy życie ma się diametralnie zmienić?
— Cześć — odezwał się pierwszy. Podszedł do Bereniki i pocałował ją w policzek. — Pięknie pachniesz.
Dziewczyna podziękowała za komplement i uśmiechnęła się nieśmiało, co przywiodło mu na myśl ich pierwszą randkę. W tych momentach lubił ją najbardziej. Wyglądała niewinnie, a w czasie ich pierwszych spotkań niemal wszystko ją zawstydzało. Jakże się zdziwił, kiedy kilka miesięcy później wylądowali razem w łóżku. Był pewien, że nie ma zbyt wiele doświadczenia… Nigdy nie miał odwagi jej o to zapytać, właściwie nawet niespecjalnie interesowało go to, gdzie nauczyła się tych wszystkich rzeczy. Wolał tego nie wiedzieć. Poza tym był szczęśliwy, że ich życie erotyczne już od początku było takie udane. W każdym razie takie było jeszcze półtorej roku temu. Pamiętał, że nie wychodzili z łóżka. W tamtym okresie scena, której się przyglądał byłaby dla niego podniecająca. Nie powstrzymałby się widząc odsłonięte nogi i zarys piersi pod jego koszulką, którą Nika nosiła z nonszalancko odsłoniętym ramieniem.
— Może byśmy zrobili sobie chwilę przerwy? — zapytał cicho licząc, że tym razem Berenika pochwyci przynętę. Stanął za nią i patrzył na Berenikę w lustrze. Nic nie odpowiedziała, zrobiła tylko przepraszającą minę i już wiedział o co chodzi.
— Kiedy to wszystko się skończy, nie wypuszczę cię z łóżka — wyszeptał obok jej ucha patrząc na ich odbicie. — Idę pod prysznic — oznajmił, po czym pocałował ją w szyję i wyszedł. Delikatny dreszcz podniecenia przebiegł jego ciało, ale domyślał się, że nie ma na co liczyć. Czym prędzej wyszedł do łazienki, żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery. Nie chciał, żeby ona znowu go odtrącała, nie miał ochoty tego czuć i nie zamierzał patrzeć na jej wyrzuty sumienia. Raz czy dwa w tym okresie kochali się, ale czuł, że Berenika się do tego zmusza, mimo że wspinał się na wyżyny swoich seksualnych możliwości i dbał, by czuła się dopieszczona. Tego samego wieczora powiedział jej, że nie tego oczekuje i woli poczekać, aż będzie gotowa. Chce, żeby seks znowu sprawiał im obojgu radość.
Kiedy myślał o nich i ich związku był pewien, że wszystko jest w porządku. Co prawda ostatnio mało było między nimi namiętności, niewiele ze sobą rozmawiali i jeszcze mniej spędzali ze sobą czasu na słodkim nic nierobieniu. Kto jednak nie ma takich problemów przed ślubem? Berenika każdą wolną chwilę poświęcała na organizowanie tych wszystkich winietek, dekoracji i kokardek. Tęsknił za swoją dziewczyną, ale czasami niczym ukłucie niepokoju dopadała go myśl, że ona wcale nie tęskni za nim.Berenika
Ta wiadomość wytrąciła Berenikę z równowagi. Skasowała ją natychmiast po odczytaniu i choć mechanicznie nakładała na siebie kolejne warstwy makijażu, myślami uciekała do tego smsa. Powinna być wściekła, że w takim momencie jej życia znowu się odzywa. Te dwa zdania, które można było bardzo łatwo zignorować spowodowały, że zaczęła się zastanawiać. Wyczuwała sarkazm tej wiadomości, niemal słyszała jak męski głos wypowiada słowa nasączone jadem. Po co w ogóle się odzywał? Czy on faktycznie dzisiaj się tu pojawi? Bała się, że jego widok zburzy wszystko, co budowała i planowała przez wiele miesięcy. Na ziemię sprowadził ją głos Michała. To on zawsze przywracał jej spokój i balans. Tej myśli postanowiła uczepić się na resztę dnia. Kilka chwil później była gotowa, choć Michał jeszcze okupował łazienkę. Wyszła z domu zobaczyć czy w ogrodzie wszystko zostało dopilnowane. Niedługo potem zjawili się pierwsi goście. Ci nieśmiało tłukli szkło na szczęście młodym, byle nie robić zbyt wiele hałasu. Składali życzenia i przechodzili do szwedzkiego stołu. Tam wyposażani przez przyszłą teściową Michała w klasyczny zestaw: papierowy talerzyk, plastikowe sztućce i kieliszek do wódki mogli obsłużyć się samodzielnie. Mijały kolejne minuty, przychodzili następni goście i gdzieś pomiędzy jednymi życzeniami a drugimi zdała sobie sprawę, że oczekuje tylko tych jednych, najmniej szczerych. Następne mniej lub bardziej znajome twarze przewijały się przez bramę ogrodu. Każda kolejna osoba waliła słoikiem po kiszonych ogórkach z większym zamachem. Ucieszyła się na widok dawnej znajomej z liceum — nigdy nie były ze sobą blisko, ale mieszkają na tej samej ulicy i są w podobnym wieku. Dziewczyna uściskała Berę i życzyła wszystkiego dobrego, po czym to samo zrobiła obejmując Michała. Zapadał zmierzch i choć był początek września, dało się jeszcze wyczuć atmosferę sierpniowych wieczorów. Upał delikatnie zelżał, ale powietrze drgało od przyciszonych rozmów i krótkimi wybuchami śmiechu starych znajomych. Dla nich pulter Bereniki był świetną okazją ku temu, żeby nadrobić zaległości towarzyskie i za darmo się najeść. Choć ona sama pogardzała tym zwyczajem, wiedziała, że wszystko, co mieści się pod pojęciem „małomiasteczkowości” jest jej bliskie. Duże miasto daje anonimowość, ale to tutaj można obserwować kto z kim i dlaczego. Takie okazje jak otwarcie nowego marketu są powodem do święta. Tu wszystko dzieje się jakby dekadę później. Sama pamięta jak ktoś odważył się w Kargowej otworzyć pierwszy market. Nie sklep, gdzie szło się do lady i dyktowało z kartki pani ekspedientce co ma podać. To był pierwszy supermarket z prawdziwego zdarzenia. Z wózkami i alejkami wypełnionymi towarami. Od czasu do czasu pojawiały się nawet hostessy polecające nowe wędliny albo jogurty. Dla ludzi to było takie wydarzenie, że tłum przed wejściem można porównać tylko do tego, który widać przed Lidlem, gdy rzucają Crocksy w promocji. Takie sceny działy się w Kargowej prawie dwie dekady wcześniej. W dużych miastach bywa podobnie nadal. Z biegiem lat market zamknięto, ale dzięki niemu zaczęło dziać się lepiej. Przez cały ten czas niemal wszystkie inne spożywczaki przerobiono właśnie na takie, gdzie człowiek sam idzie alejką i wrzuca produkty do koszyka. Zresztą głównie zakupy powodują, że miasto choć trochę żyje. Dzięki handlowi powstało. Znajdujące się na jednym z głównych szlaków handlowych, przez setki lat stanowiło naturalny przystanek dla strudzonych wędrowców, handlarzy i mieszkańców pobliskich wsi chcących wymienić swoje nadwyżki na inne towary. Skoro jest miasto handlowe, musi być rynek. I jest.
Miasto żyje we własnym tempie. Schemat jest zawsze ten sam. W piątek i sobotę odbywa się targ. Obok straganów z ekologicznymi warzywami i miodem stoją takie z ubraniami z Chin i firanami. Przechadzając się po Kargowej w niedzielę człowiek jest niemal pewien, że nastała apokalipsa zombie. Echo odpowiada przejeżdżającym drogą numer 32 kierowcom. W poniedziałek znowu zakupy. Tym razem już w normalnych sklepach, bo targu nie ma. Kolejne dni tygodnia mijają na umiarkowanym ruchu, aż wszystko zaczyna się od nowa w piątek. Można pomyśleć, że tydzień w Kargowej zaczyna się w piątek. Młodych ludzi zostało tu niewiele. Wszyscy wyjechali na Saksy zarabiać euro albo przynajmniej udają, że wysilają się, żeby zdobyć wykształcenie żyjąc kolejne lata na garnuszku rodziców. Ale też trudno im się dziwić. Mają możliwość pracować na miejscu — w sklepie albo przy taśmie produkcyjnej w fabryce słodyczy. Na to wszystko nakładała się specyficzna mentalność ludzi, która raz Berę irytowała, a raz bawiła. W zależności od tego czy miała okazję odczuć to na własnej skórze, czy też nie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jednak, że to właśnie w swoim rodzinnym mieście osiądzie na zawsze ze swoim przyszłym mężem.
Z ogrodu dało się usłyszeć jeszcze donośną orkiestrę świerszczy, a DJ dał znać, że imprezę czas zacząć. Na chwilę udało się Berenice odegnać myśli o niepokojącym gościu, którego chciała i nie chciała zobaczyć.Lidka
Do ostatniej chwili nie była pewna czy pójdzie na ten pulter. Jasne, że znała Berenikę, jej rodzice kiedyś przyjaźnili się z rodzicami Bery. Ponieważ jednak oni również się wybierali, postanowiła do nich dołączyć. Po stłuczeniu słoika i złożeniu życzeń młodej parze, przeszła po swój pakiet startowy do szwedzkiego stolika i zajęła miejsce w samym rogu zaimprowizowanej sali balowej, żeby nikt jej nie przeszkadzał. Fizycznie pojawiła się na pulterze, który swoją drogą był według niej świetnym pomysłem na podtrzymanie regionalnych tradycji. W końcu, gdzie jeszcze więcej w Polsce robią pulter? Mentalnie i uczuciowo jednak pozostawała w świecie wirtualnego romansu. Często myślała w ostatnim czasie jak to głupio brzmi, nawet kiedy nie wypowiada się tego na głos. Przecież w takie romanse wdają się tylko nastolatki i desperaci z portali randkowych. A jednak sama dała się w to wciągnąć. Kilka miesięcy temu po dłuższej popijawie z przyjaciółkami, na półprzytomne we trzy założyły Lidce konto na takim portalu. Ona sama w tym samym czasie przeżywała ognisty romans (jedyny poważny w jej dorosłym życiu) z sedesem. To był jednorazowy wyczyn i obiecała sobie, że już nigdy więcej, że to ostatni raz tak się skuła. Jak dotąd nawet jej się to udawało. Kolejny dzień zastał ją odartą z godności, ale za to z obietnicą czegoś bardziej emocjonalnego niż romans ubiegłej nocy.
Dziewczyny, choć ledwo trzymały się na nogach stworzyły całkiem przyzwoity profil. Bez żadnych tekstów w stylu „chcesz wiedzieć więcej, to napisz”. Wybrały niezłe zdjęcie z jej laptopa (na którym było widać tylko jej włosy i zacieniony profil twarzy) i zredagowały opis, który okazał się do przyjęcia, choć trzeba było go poddać pewnej korekcie. Ostatecznie portal randkowy czy nie — Lidka nie chciała wyjść na dyslektyczkę. Wieczorem, tego samego dnia wciąż jeszcze na lekkim kacu, zalogowała się, tak z ciekawości. Pierwsze wiadomości były niezbyt obiecujące.
„Elo, co słychać?” — co miała na to odpisać?
„Musiało boleć, gdy spadałaś z nieba” — serio? Ktoś jeszcze używa takiego podrywu?
Zaczynało dopadać ją przekonanie, że jednak portale randkowe wyglądają dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała. Następna wiadomość nie pozostawiała złudzeń. Jej oczom ukazał się wyprężony członek jakiegoś napaleńca i jedno zdanie: „ruhasz się, czy czeba z toba chodzić?”.
Czara zażenowania przelała się i Lidka już miała skasować swoje konto, kiedy otrzymała kolejny list. Pisał do niej jakiś Mike87. Co prawda na jego zdjęciu niewiele dało się dostrzec, ale zauważyła na nim błękitne oczy obrysowane jasnymi rzęsami i brwiami. To sugerowało, że facet może być blondynem. Albo rudzielcem. To oczywiście go nie dyskwalifikowało, chociaż nie raz i nie dwa zaśmiewała się ze swoimi znajomymi z żartów o rudzielcach w stylu „Rudy grał na gitarze i przegrał”. Bawiło ją to, bo sama jest ruda. Ma długie, proste włosy tego koloru, ale oczy nie błękitne, a zielone, z brązową oprawą rzęs i brwi.
Wiadomość od tajemniczego mężczyzny była intrygująca:
Mike87: Serio lubisz czytać czy to tylko taki sposób na zrobienie wrażenia?
No tak… co więcej można było napisać na profilu świeżo upieczonej absolwentki polonistyki? Słyszała jednak nie raz opowieści koleżanek o zboczeńcach i innych podejrzanych „elementach” z takich serwisów. Zresztą przed chwilą sama tego doświadczyła. Musiała powstrzymać odruch wymiotny na to wspomnienie. Nie sądziła jednak, żeby taki typ nawiązał do książek. Chociaż nigdy nie wiadomo. Ostatecznie krótka rozmowa online przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Od tamtej pory, a zaczęło się to w maju i trwało przez całe lato, pisali ze sobą właściwie każdego dnia. Najpierw rozmawiali o literaturze, a ponieważ dotychczas spotkała niewielu facetów, którzy czytają więcej niż statystyczne pół książki rocznie, była nim zauroczona od samego początku. Później było jeszcze lepiej. Całymi dniami wymieniali między sobą wiadomości, dłuższe mailowo, krótsze smsami. Kiedy zdarzały się dni z ograniczonym kontaktem, była przybita. On zresztą zapewniał, że też nie lubi tych dni, kiedy mało ze sobą rozmawiają. Na przełomie lipca i sierpnia Lidka zaczęła zastanawiać się nad tym do czego to wszystko prowadzi. Może powinni się spotkać? Wiedziała o nim wszystko. Co lubi, co go denerwuje, co smuci, jakie ma poczucie humoru i gdzie pracuje (jest spedytorem w firmie logistycznej), jak wygląda jego dzień i o czym marzy. Nie miała jednak pojęcia o jego życiu prywatnym. Nigdy nie rozmawiali o swoich znajomych, byłych partnerach i tym podobnych sprawach. Poza tym nigdy nie padły między nimi żadne poważniejsze deklaracje. W końcu, spędzając weekend u rodziców w rodzinnej Kargowej postanowiła skierować rozmowę z Mikiem87 na ten tor.
Liddy: Myślałeś kiedyś o tym, żeby się spotkać? Nie to, żebym proponowała czy naciskała albo coś w tym stylu… Sama nie wiem czy bym chciała…
Mike87: Mam podobne odczucia. Jestem ciekaw, jak potoczyłaby się nasza rozmowa i spotkanie na żywo. Ale może być, że spotkamy się, coś pójdzie nie tak i czar pryśnie. A ja już dawno nie czułem się tak pozytywnie jak w czasie tych ostatnich trzech miesięcy. Po części podoba mi się idea takich internetowych romansów. Co sądzisz o tym, żeby wrócić do tego tematu za jakiś czas?
Liddy: Myślę, że to dobry pomysł. To mogłoby być dla nas definitywne.
Mike87: Chociaż z drugiej strony kusi mnie nie tylko możliwość porozmawiania na żywo… Fajnie byłoby przekonać się jak brzmi Twój głos, poznać Twoją mowę ciała i takie fizyczne, i niematerialne drobiazgi, które spowodują, że przy Tobie się JAKOŚ poczuję. Zastanawiam się, czy na żywo czułbym się tak samo przy Tobie, jak w czasie, gdy wymieniamy tysiące smsów czy mejli…
Trudno jej było zachować dystans czytając takie wiadomości. Podobał jej się ten subtelny flirt i w pełni zgadzała się z tym, że powinni poczekać ze spotkaniem. Ta wiadomość spowodowała jednak, że ich rozmowy zaczęły nabierać bardziej erotycznego charakteru. Niejeden parny sierpniowy dzień kończyła leżąc po prostu na świeżej pościeli i delektując się pierwszym nocnym chłodem wymieniała wiadomości z Mikiem87.
Mike87: Jak minął Twój dzień?
Liddy: Pozytywnie, choć czegoś mi brakowało. A u Ciebie?
Mike87: Jest 22-ga, a ja dopiero wróciłem z pracy. Cały dzień był kocioł z nowym klientem, do tego ten upał, że człowiek zaczyna doceniać polską zimę. Teraz miałbym jedynie ochotę poleżeć i nacieszyć się tym, że wreszcie spokój i że wreszcie chłodniej. Czego Ci brakowało?
Liddy: Prawie cały dzień nic nie pisałeś, ale tak myślałam, że jesteś zajęty — tego mi brakowało. To ciekawe co piszesz, bo właśnie robię dokładnie to samo. Okna mam szeroko otwarte, a sama leżę i słucham świerszczy w ogrodzie. Tylko boję się, żeby jakiś tu nie wlazł
Mike87: Jeśli dobrze pamiętam, co opowiadałaś, to mieszkasz na piętrze, więc nie masz się czego obawiać.
Liddy: Pamiętasz takie detale? Nawet nie wiem, kiedy Ci to powiedziałam! Jeszcze trochę i zacznę się obawiać nie świerszczy, tylko tajemniczego stalkera.
Mike87: I powinnaś! Wierz mi, że dzisiaj miałem taki dzień, że gdybym tylko wiedział, gdzie mieszkasz i byłoby to gdzieś blisko, pojawiłbym się u Ciebie. Ale moje zamiary byłyby niecne tylko odrobinę.
Liddy: Niecne tylko odrobinę? Co to dokładniej znaczy?
Mike87: Pewnie tylko włamałbym się do Ciebie i schował w ciemnym kącie, żeby z ukrycia obserwować jak Twoja pierś unosi się i opada w rytmicznym oddechu… Czy to nie takie sceny wypełniają dziewczyńskie książki o pedalskich wampirach? Żartuję, nie zrobiłbym tego, bo to już naprawdę wygląda jak stalking. Nie zrobiłbym nic na co sama byś mi nie pozwoliła. I przede wszystkim — wszedłbym jak normalny człowiek — drzwiami.
Liddy: To dobrze, bo zabrzmiało jak potworna klisza.
Oczywiście do niczego takiego nie miało dość, ale przyjemnie było pomarzyć. Że może skoro tak dobrze im się pisze, to w realu też będą nadawać na tych samych falach. Że chociaż on wie, jak ona mniej więcej wygląda (nadal nie wymienili więcej zdjęć ponad te, które sami dodali do swoich profili), to jednak on mógł okazać się zapuszczonym brzydalem i co wtedy? Każdy opowiada o tym, że uroda nie ma znaczenia, ale mimo to i tak nikt nie chce brzydkiej partnerki czy partnera. Zawsze można przecież o siebie choć trochę zadbać, żeby stwarzać lepsze wrażenie. Po każdej takiej rozmowie miała gonitwę myśli. Starała się jednak zbyt wiele sobie nie wyobrażać.
Kilka dni później, w piątkowy wieczór rozmowa znowu zeszła na tematy, których rozsądek podpowiadał, by unikać, ale serce miało swoje racje. Zresztą, tłumaczyła sobie — to nie ja zaczęłam.
Mike87: Dzisiaj w drodze z pracy widziałem na ulicy dziewczynę podobną do Ciebie. W pierwszej chwili byłem pewien, że to Ty. Później miałem okazję, by przez chwilę przyjrzeć jej się, kiedy przechodziła na pasach, a ja stałem na czerwonym świetle. Też miała długie i proste rude włosy. Ładną twarz.
Liddy: Niestety, cały dzień byłam w domu. Dziwnie byłoby się spotkać, nie sądzisz?
Mike87: Muszę przyznać, choć pewnie nie powinienem, że aż do teraz miałem cichą nadzieję, że może jednak udało mi się Ciebie zobaczyć. Tak w całości. Wiem, pamiętam, że mieliśmy się nie widzieć, nie spotykać i tak dalej. Ale przez ten moment przyjemnie było o tym pomyśleć.
Liddy: Wiem, co masz na myśli.
Około północy napisał znowu.
Mike87: Muszę Ci coś powiedzieć. Pewnie na trzeźwo bym tego nie zrobił, chociaż teraz też nie jestem pijany — tak dla jasności.
Liddy: Już się boję. Co takiego?
Mike87: Byłem dzisiaj z chłopakami na meczu w barze i wróciłem jakąś godzinę temu. Cały ten czas myślałem o tej rudowłosej dziewczynie. Nie wiem czy to przez to zdarzenie moja wyobraźnia tak pogalopowała, czy to ta nasza relacja, ale byłbym nieuczciwy nie przyznając, że zacząłem inaczej o Tobie myśleć. Mimo że nie chcę i nie powinienem, ale mam wrażenie, że choć nigdy się nie spotkaliśmy, pociągasz mnie. Jakby na moje odczucia o Tobie składało się to, jaka osobowość wyłania się ze wszystkich Twoich wiadomości i to, co sobie wyobrażam sam na Twój temat. Pewnie teraz myślisz, że bredzę po pijaku, ale to nie to. Nie umiem inaczej powiedzieć co czuję. Jestem przez to skonsternowany, ale też chcę, żebyś o tym wiedziała.
Lidka nie była specjalnie zdziwiona tą wiadomością, choć trudno też powiedzieć, żeby jej oczekiwała. Od jakiegoś czasu odczytywała między wierszami narastające między nimi napięcie. Nie wiedziała jednak jak ma na to odpowiedzieć. Cokolwiek napisze, zabrzmi głupio i trywialnie. Co jeśli wypił więcej niż się przyznaje i rano wycofa się z tych słów?
Liddy: Nie wiem co na to powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie… Właściwie, mogłeś to zachować dla siebie.
Cisza.
Mike87: Powiedz, czy Ty też choć raz o tym myślałaś?
Liddy: Tak.
Mike87: Co dokładnie?
Liddy: Musimy o tym koniecznie rozmawiać?
Mike87: Musimy. Oboje jesteśmy dorośli, chcę wiedzieć co Ty o tym myślisz. I co myślisz sobie o mnie, kiedy jesteś sama.
Liddy: Masz jakiś dziwny nastrój. Wcześniej się tak nie zachowywałeś. Coś się stało?
Mike87: Sam nie wiem. Jestem w trudnym i abstrakcyjnym dla mnie momencie życia i nie mogę się w tym odnaleźć. Mam wrażenie, że przyjdzie mi postawić niedługo wszystko na jedną kartę i boję się jak na tym wyjdę.
Zawahała się. On rano będzie mógł zrzucić wszystko na głowę zamroczoną alkoholem, ale ona nie piła, pisze na trzeźwo, a do wiadomości, które wyśle można wrócić w każdej chwili. Ale w końcu — przecież tak naprawdę nawet się nie znamy — pomyślała.
Liddy: Ech… Tak, czasami zastanawiam się nad tym jaki masz głos, jak wyglądasz i jakie sprawiasz ogólne wrażenie. Ale czasami chciałabym też móc Cię dotknąć i przekonać się jak by to było między nami w rzeczywistości.
Mike87: Podoba mi się u Ciebie to, że czasami opowiadasz o czymś w seksowny sposób. Chodzi mi o słowa jakich używasz. Zwracam na to uwagę, chociaż Tobie przychodzi to pewnie zupełnie mimochodem.
Liddy: Ta rozmowa schodzi na niebezpieczny grunt.
Mike87: Wiem, ale podoba mi się to. Nie masz ochoty trochę puścić wodzę fantazji?
Liddy: Może i mam, ale nie wiem co dokładnie chodzi Ci po głowie.
Mike87: Wiesz dokładnie. Jestem prawie pewien, że w tej chwili cała się zarumieniłaś.
Oczywiście miał rację.
Liddy: Skąd wiesz? Podglądasz mnie?;>
Mike87: To byłoby perwersyjne, ale chciałbym. I wiesz co chciałbym wtedy zobaczyć?
Liddy: Co?
Mike87: Chciałbym zobaczyć, jak radzisz sobie z upałem w taką noc jak ta. Niejeden raz wyobrażałem sobie twoje rozsypane na poduszce rude włosy i ciało prześwitujące spod spranej koszulki do spania. Bezładnie rozrzucone nad głową ręce. Myślę, że jesteś pewną siebie dziewczyną, która nie zaprząta sobie głowy dobieraniem piżamki do kompletu. Niejeden raz w myślach zdejmowałem z Ciebie tę koszulkę i kochałem się z Tobą na wszystkie możliwe sposoby…
Serce Lidki waliło jak oszalałe. Czy właśnie napisał, to co przeczytała? Powinna się oburzyć i uciąć tą rozmowę czy ją kontynuować? Właściwie od początku trudno było jej się opierać. Poza tym od początku starała się trzymać myśli, że to tylko przelotny internetowy romans, który nic nie znaczy. W prawie każdym przypadku opowieść kończy się na tym, że ktoś za bardzo się zaangażuje, a w prawdziwym życiu ta cudowna osoba z internetu jest chodzącym rozczarowaniem.
Liddy: Szybko przeszedłeś od podglądania do działania.
Mike87: Czy to był sarkazm?
Liddy: Skądże znowu. Nie odważyłabym się w takiej chwili.
Mike87: To był sarkazm (swoją drogą — to kolejny powód, dla którego kiedyś powinniśmy się spotkać — pisząc, nie jestem w stanie wyczuć tych Twoich sarkazmów). Uwielbiam Twoje poczucie humoru, ale gdybyś była teraz moja, na pewno dostałoby Ci się za te docinki.
„Gdybyś była moja” — serio o tym myślał?
Liddy: Mieliśmy się nie spotykać.
Mike87: Nie. Mieliśmy odłożyć decyzję o spotkaniu na później. Chcę to znowu przedyskutować.
Liddy: To chyba nie jest dobry moment. Jesteś pijany.
Mike87: Nic z tych rzeczy. Już dawno wytrzeźwiałem i moje myśli są przejrzyste. Niczego nie jestem teraz tak pewien, jak tego, że chcę Cię poznać na żywo.
Liddy: A ja niczego nie jestem tak niepewna.
Mike87: Rozumiem to. Powinnaś się z tym przespać i porozmawiamy o tym jutro. Dobranoc Liddy.
Lidka nie spała tej nocy zastanawiając się co tak naprawdę właśnie zaszło.Anna
Wszystko grało, impreza się rozkręcała i Anna czuła, że alkohol też zaczyna działać. Co jakiś czas coś przyniosła, coś wyniosła, dostarczała kolejne porcje jedzenia dla gości. Była pod wrażeniem rozmachu z jakim rodzina Bery podeszła do organizacji pulteru, ale wiedziała też, że to pokaz siły. Przeznaczony dla oczu ciekawskich sąsiadek szukających tematu do plotek. Policzki zaczynały ją palić — jak zawsze po procentach. Trochę za bardzo się z tym rozpędziła. Choć cieszyła się, że Bera wychodzi za mąż, to jednak dopadła ją chandra. Były w tym samym wieku, a u Anny w życiu uczuciowym kompletna posucha. Czasami żartowały sobie, że dla Anny nikt nie jest wystarczająco dobry. Może i rzeczywiście miała wysokie wymagania. Jeśli mieszka się w takim miasteczku jak to, każdy mężczyzna, który jest choć trochę przystojniejszy od diabła, ma jakąkolwiek pracę, nie pali, nie pije i nie bije jest dobrą partią. To nic, że ma groteskowy głos, jest niższy o głowę albo nie dba o siebie. Anna dorzuciłaby do tej listy jeszcze kilka ważnych punktów. Z biegiem lat i zaręczynami kolejnych znajomych zastanawiała się czy to coś z nią jest nie tak i rozważała wykreślanie kolejnych wymagań z listy, ale nawet ona, jak na te realia stara panna, musiała trzymać jakiś poziom. Koniec końców — nikt nie jest idealny, ale można choć odrobinę się postarać. Od kiedy pamięta, zaczytywała się w powieściach Jane Austen. Im była starsza, tym bardziej rozumiała położenie głównych bohaterek i starych panien, których rodzice za wszelką cenę próbują złowić dla córki najpierw „dobrą partię”, a później jakąkolwiek… Wolała o tym nie myśleć, bo czuła się przez to żałośnie.
Bera i Michał cały czas biegali obsługując gości i pijąc z każdym po kolei, tak żeby nikt nie został pominięty. Chociaż Anna zauważyła, że przyjaciółka tylko moczy usta w kieliszku, ale nie pije. Rozbawione i podpite towarzystwo jednak tego nie widziało. Natomiast Anna dokładnie zlustrowała każdego z przybyłych. Nie zabrakło nowych twarzy — pewnie znajomych Michała — a wśród nich pewnego szczególnie intrygującego szatyna o imponującym wzroście. Musiała dowiedzieć się kim jest ten facet. Złapała przyjaciółkę, kiedy ta skończyła rundkę po gościach i odciągnęła ją na bok.
— Spójrz w prawo, tylko się nie gap. — Bera posłusznie wykonała rozkaz. — Kim jest ten facet w szarej koszuli? Ten wysoki.
— To Paweł, przyjaciel Michała.
— Nie wiedziałam, że ma TAKICH przyjaciół — Anna czuła, jak skacze jej ciśnienie.
— Nie wiedziałaś, bo rzadko ostatnio się widują. Dostał się jakiś czas temu do wojska i więcej go nie ma niż jest. Raczej nie wychodzi nigdzie z nami, ale z Michałem znają się od dziecka. Jeśli chcesz znać moje zdanie — straszny z niego sztywniak. Nie, żeby się uważał za lepszego, ale jakoś nigdy nie udało mi się nawet nawiązać z nim rozmowy. Zawsze rozmawia tylko z Michałem i patrzy na wszystkich z góry. — Zawiesiła głos na chwilę i rozejrzała się po ogrodzie, jakby kogoś szukała. — Jeśli o mnie chodzi, to mam wrażenie, że nieświadomie roztacza coś takiego, że ludzie czują się przy nim jak gówno. Nie wiem jak Michał z nim wytrzymuje.
— Czyli mnie nie przedstawisz?
— Zrobiłabym dla Ciebie wszystko, Aniu, ale wolałabym jeszcze raz urządzać całą tę szopkę niż dobrowolnie porozmawiać z tym bucem. Od kiedy go znam, wymieniłam z nim tylko kilka razy „cześć”.
— Szkoda, ale skoro tak twierdzisz…
— Wierz mi, nie masz czego żałować. Lecę, bo widzę, że idą kolejni goście, a beczka już jest pełna szkła.
Opinia Bery skreśliła żołnierza w oczach Anny. Zmierzyła go wzrokiem raz jeszcze nie mogąc pojąć jak ktoś tak idealny może być tak okropny. Wyraźnie wyróżniał się na tle pozostałych. Miała wrażenie, jakby jego sylwetka górowała nad innymi. Spod materiału dało się zobaczyć zdrowe wysportowane ciało młodego, pewnego siebie mężczyzny. Może rzeczywiście jest trochę wyniosły? Chociaż, skoro przyjaźnił się od tylu lat z Michałem, musiało być w nim coś dobrego… Miała natomiast na koncie zbyt wiele doświadczeń tak zwanymi „facetami z problemami”, żeby dobrowolnie pchać się w kolejny taki układ. Uznała, że to za trudny temat jak na jej podchmielony umysł i jednocześnie stwierdziła, że potrzebuje solidnej kawy. Głupio tak upić się jeszcze przed dwudziestą pierwszą. Gdzieś tam widziała jakiś duży dzban z kawą — może jeszcze gorąca? Skierowała swoje kroki do szwedzkiego stołu, w którego okolicach stał Paweł. Oczywiście, że mogła poczekać, aż odejdzie, ale ciekawska część jej osobowości uznała, że to świetna okazja, żeby przejść obok i zupełnie się nie przyglądać. Wyprostowała się, wciągnęła brzuch i uznała, że podejdzie, naleje sobie kawy i odejdzie nie zaczepiając osobnika. Plan był ambitny, ale dla niej zbyt trudny do zrealizowania. Sytuacja trwała może pół sekundy, ale złożyło się na nią kilka czynników. Owszem, udało jej się z gracją podejść do dzbanka z kawą i owszem, nawet nie zająknęła się słowem w stronę Pawła. Wszystko szło dobrze do momentu, kiedy jeden z kompletnie pijanych gości szalejących na parkiecie zatoczył się i swoim wielkim brzuchem typowym dla każdego wujka Janusza popchnął dziewczynę wprost na stół. Kiedy była już pewna, że wyląduje twarzą w sałatce, na lewo od śledzika (a przecież miało nie być śledzi!), tuż obok bigosu, czyjeś silne ramię zatrzymało ją w locie i ustawiło w pozycji wertykalnej. W kolejnych chwilach widziała rosłego młodego mężczyznę wyprowadzającego pijanego „wujka Janusza” za łokieć na zewnątrz. Anna nieco oszołomiona, mechanicznie nalała sobie w końcu tej kawy i wyszła do ogrodu. Bolało ją ramię, ale to był przyjemny ból. Skarciła się w myślach za zachowywanie jak nastolatka; „o matko, dotknął mnie” — przedrzeźniała się w myślach.
Upalny dzień, do tego ten namiot i duchota w nim panująca, plus alkohol — wszystko to przyprawiało o zawroty głowy, nawet jeśli ktoś nie pił. Usiadła na ławce w ogrodzie, gdzie mogła odetchnąć chłodniejszym, wieczornym powietrzem. Próbując objąć się rękami wciąż czuła pulsujący ból, a w miejscu, gdzie chwycił ją Paweł rozlewał się słusznych rozmiarów siniak. Pięknie, teraz będę wyglądać jak ofiara przemocy domowej — myślała. Kiedy kilka minut później poczuła na sobie czyjeś lodowate spojrzenie przekonała się z całą stanowczością, że już wytrzeźwiała od tego nadmiaru chłodu.
— Wszystko w porządku? — zdziwiła ją niska, ciepła barwa głosu. Ciemne oczy przyglądały jej się badawczo.
— Tak, nic mi nie jest — odruchowo chwyciła się za ramię, co nie umknęło uwadze Pawła. — Dzięki za tamto.
— Nie ma sprawy. Na pewno nic ci nie jest? — zbliżył się do niej, na co zareagowała automatycznym krokiem w tył, jak małe dziecko, które nie chce dać wyciągnąć sobie drzazgi. — Pokaż, widzę, że coś tam chowasz.
Chwycił ją za łokieć i delikatnie przyciągnął do siebie. Odsunął jej dłoń z siniaka, którego usiłowała ukryć.
— Tak myślałem. Zaraz będzie jeszcze gorzej. Poczekaj tu. — W mgnieniu oka był znów przy niej z woreczkiem lodu, pewnie wyprowadzonego z lodówki przyszłego pana młodego. — To powinno pomóc. Musisz mi wybaczyć, sytuacja była nagła, a ja czasami zachowuję się jak słoń w składzie porcelany.
Patrzyła na niego odurzona jego nieoczywistym urokiem. Spodziewała się mruka. Gdzie on jest? Przestała kontaktować przy „poczekaj tu”, a teraz miała nadzieję, że tylko w jej wyobraźni szczęka znajduje się gdzieś w okolicy kolan. Po chwili, która dla niej trwała całą wieczność i która uświadomiła jej, że żyła właśnie po to, żeby doczekać tego momentu i od teraz może umrzeć szczęśliwa, otrząsnęła się i odpowiedziała.
— Nie ma problemu. Gdybyś mnie nie złapał, wyglądałabym pewnie teraz dużo gorzej, a tak, uratowałeś sytuację.
Nastąpiło kilka sekund niezręcznej ciszy, więc już skierowała się w stronę namiotu bąkając coś o tym, że chyba ją wołają. Krępowała ją chłodna wyniosłość Pawła zupełnie sprzeczna z jego troską w ciągu kilku ostatnich minut.
— Usiądziemy? — zapytał.Michał
Nie pierwszy raz był na pulterze, ale pierwszy raz w roli przyszłego pana młodego. Nie zastanawiał się natomiast, jak to wygląda od tej strony. Wypicie zwyczajowego kielicha z każdym z gości nie mogło być przecież takie trudne. Jakże się mylił! Nie doszedł jeszcze do połowy, a już kręciło mu się w głowie, zaś każda kolejna setka przyprawiała go o coraz większe mdłości. Musiał zwolnić, bo inaczej nie dotrwa do końca imprezy, nie mówiąc już o utrzymaniu fasonu przed swoimi gośćmi i przyszłymi teściami. Zauważył, że wszyscy skupili się na zamieszaniu, w którym brał udział Paweł i ulotnił się do domu, tam nie było nikogo, można będzie usiąść na kanapie w salonie i chociaż pół godzinki odsapnąć. Niedługo potem przyszła do niego Berenika.
— Hej.
— Cześć.
— Co się dzieje?
— Nic, za dużo wypiłem i muszę chwilę odpocząć — odpowiedział. — Posiedzisz tu chwilę ze mną?
Nika przez moment się zawahała, jednak ostatecznie skinęła głową i wtuliła się w Michała. Chwilę później poczuł się ciężki i zasnął. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, kiedy zerwał się na równe nogi. Odruchowo sięgnął do kieszeni i spojrzał na wyświetlacz telefonu. 21.45. I nowa wiadomość. Od Liddy. Długie miesiące pisania z nią spowodowały, że sam nie wiedział co sądzić. Najczęściej myślał o tym, po co właściwie uwikłał się w taką dziwaczną relację, będąc w szczęśliwym związku z Bereniką. Planując z nią ślub. Opadł na kanapę i potarł czoło próbując dojść do siebie. Natrętne myśli nie odstępowały go na krok. Coraz częściej te rozważania doprowadzały go do konkluzji, której nie chciał przyjąć do wiadomości. Nie powinien był w ogóle się jej oświadczać. Zrobił to, bo oczywiście kochał Nikę. I kocha nadal. Nie bez znaczenia były jednak namowy otoczenia, zwłaszcza rodziców, którzy naciskali, żeby wreszcie się ustatkował, założył rodzinę. Miał 28 lat.
— W twoim wieku już dawno mieliśmy rodzinę, ty miałeś już 5 lat, a twoja siostra właśnie była w drodze. Nie ma na co czekać. Nie znajdziesz lepszej dziewczyny niż Berenika — znał argumenty matki na pamięć. Całe jej dzieciństwo i życie jako nastoletniej dziewczyny zostało przez dziadków Michała podporządkowane jednemu celowi: znalezienia męża. Nie można było narzekać. Ostatecznie pan Karol Łukasik był mężczyzną zadbanym, wciąż jeszcze przystojnym. Michał widział jak ojciec nieraz zwracał uwagę znacznie młodszych od siebie kobiet. Doskonale wiedział, jak się ubrać stosownie do sytuacji. Na spotkaniach z resztą rodziny wyglądał właściwie jak milion dolarów w porównaniu do wujków z wyhodowanymi brzuchami piwnymi i zaniedbanymi wąsami. Wielokrotnie z obrzydzeniem obserwował ich opychających się kiełbasą i ziemniaczaną sałatką, która osiadała na wąsach i uparcie nie chciała zniknąć. Zastanawiał się, czy to po to są te wąsy — żeby magazynować resztki jedzenia na gorsze czasy. Ojciec Michała w latach dziewięćdziesiątych otworzył własny sklep wielobranżowy. Później kolejny w sąsiednim mieście i tak rozwinął małą sieć całkiem nieźle prosperujących sklepików pod marką znaną dobrze lokalnym klientom. Pani Anita natomiast była kobietą wyglądającą na kilka lat młodszą niż była w rzeczywistości. Zawsze nienagannie ubrana, o szczupłej sylwetce, ale też bez przesady. Trzymała się jednej zasady: wyglądać stosownie do swojego wieku. Tak więc, kiedy skończyła 50ty rok życia, porzuciła sztuczną biżuterię na rzecz klasycznych pereł, a dżinsy zamieniła na spódnice do kolan i bluzki z drogich materiałów o kroju maskującym wyimaginowane niedoskonałości. Dzieci, Zuzannę i Michała wychowywali na osoby kulturalne, ułożone i nie wyróżniające się kompletnie niczym. Tak mógłby powiedzieć ktoś, kto zobaczyłby tę rodzinkę na wspólnym zdjęciu. Każdy kto choć odrobinę poznał Zuzannę czy Michała, szybko zdawał sobie sprawę, że w ich przypadku sprawdza się powiedzenie, że „pozory mylą”. Oboje posłusznie ukończyli dobre szkoły, o pożądanych na rynku pracy kierunkach, ale rodzicom nigdy nie było dość. Każdy kolejny sukces poprzedzał następne wyzwanie. Tym razem takim wyzwaniem było dla Michała właśnie poślubienie Bereniki. Pewnie po ślubie będzie słyszał „kiedy wreszcie wnuk”, a jak już się urodzi wnuk, przyjdzie czas na „to może teraz dziewczynka?”.
Zdecydowanie coraz częściej rozmowy z Liddy uświadamiały mu, że ta szalona gonitwa, ten życiowy bieg przez płotki nie skończy się dla niego na podium. Co najwyżej zostanie z marną nagrodą pocieszenia, gdzieś na czwartym miejscu. Blisko wygranej, właściwie, nie ma na co narzekać, a jednak pozostanie gorycz przegranej. Niepokój. Tak by określił uczucie, które towarzyszy mu od kiedy oświadczył się Nice. Na swoje konto na portalu randkowym wszedł kilka miesięcy temu właściwie tylko po to, żeby je zamknąć. Założył je 2 lata wcześniej, zanim poznał Berę. Ostatecznie nigdy z niego nie skorzystał, zapomniał o nim. Trochę z nudów, a trochę z ciekawości przejrzał kilka profili. Tam trafił na rudowłosą piękność. Kierowany jakimś szatańskim podszeptem postanowił napisać. Czuł się z tym źle. A jednocześnie doskonale. Lepiej niż w czasie, gdy poznał Berenikę i zaczął się z nią umawiać, jeśli miał być szczery. Niekończące się rozmowy z nią wywołały w nim emocje, których się nie spodziewał i w tej chwili mógł z całą stanowczością uznać, że zdradzał Nikę z Liddy. Emocjonalnie, ale dla niektórych to podobno gorzej niż taka prawdziwa, fizyczna zdrada.
Nawet teraz, otwierając wiadomość od Liddy czuł swego rodzaju spokojną radość. Niepokój znikał na te chwile.
Liddy: Żyjesz? Cały dzień się nie odzywasz. Prawie nie mogę sobie przez to znaleźć miejsca ;)
Mimowolnie uśmiechnął się widząc jej troskę.
Mike87: Żyję, choć jestem dzisiaj trochę zajęty. Wierz mi, że wolałbym teraz siedzieć tylko i z Tobą pisać.
Liddy: Ja teraz też nie do końca robię to, co bym chciała. Chociaż te parę chwil na napisanie czegoś znajdę ;)
Mike87: To dobrze. Chociaż Ty mnie dzisiaj nie opuszczaj.
Nie chciał wyjść na beksę, ale tak się teraz czuł. Bo niby komu miał powiedzieć, jak się teraz czuje i kto miałby mu powiedzieć, co miał zrobić? Jasne, miał Pawła, ale on nigdy nie mówi tego, co człowiek chce usłyszeć. Paweł i ten jego kręgosłup moralny. Paweł harcerzyk. Michał prychnął i ruszył do kuchni, żeby orzeźwić się nieco szklanką wody, zanim znów wróci do gości.Anna
Sytuacja z Pawłem trochę wytrąciła ją z równowagi. Ale pozytywnie. Najpierw czuła się skrępowana jego towarzystwem. Wydawał się taki zimny i rzucał te swoje oceniające spojrzenia. Męskie towarzystwo raczej jej nie krępowało, ale z Pawłem było inaczej. Nie chciała wyjść na idiotkę albo świruskę. Coś jej mówiło, że rzadko zmienia raz wyrobione o kimś opinie. Później pomógł jej, a to, jak próbował nawiązać z nią rozmowę wydało jej się naprawdę miłe. Z każdą chwilą rozluźniała się i już chciała powiedzieć coś, żeby Paweł też przestał się tak spinać, kiedy usłyszeli przyciszoną rozmowę. Głos swojej przyjaciółki poznałaby wszędzie. JEGO głos także. I dobrze wiedziała, jak zakończy się ta historia, mimo że jeszcze nie zaczęła się ponownie. Już jej była w tym głowa, żeby temu zapobiec. Widząc, jak wychodzi najpierw Bera, a minutę później Adam postanowiła wysondować sytuację czym prędzej. Pośpiesznie ścisnęła ramię Pawła i powiedziała:
— Muszę do niej iść. Proszę cię, nie mów nic Michałowi, że ten facet tu był. Przynajmniej na razie.
Ruszyła w stronę parkietu, ale cofnęła się i dodała:
— I nie uciekaj, jeśli możesz. Będziemy musieli jeszcze porozmawiać.
Może i zabrzmiało to nieco dziwacznie, ale rzeczywiście planowała najpierw pogadać z Bereniką, a później urobić Pawła, żeby nie wypaplał nic Michałowi. Nie wyglądał na takiego, ale lepiej dmuchać na zimne.
Zaczęła przeczesywać twarze w poszukiwaniu przyjaciółki, zauważyła ją, gdy szła jak otępiała w stronę domu.
— Czyś ty do reszty zwariowała? — wypaliła od razu, odciągając ją na bok. — Mam nadzieję, że to nie ty go tutaj zaprosiłaś!
Anna od razu zauważyła zmianę w zachowaniu Bereniki. Zazwyczaj opanowana i poukładana, teraz nie wiedziała nawet co odpowiedzieć. Znała ten jej stan. Przez prawie cały okres, gdy spotykała się z nim na studiach robiła te swoje maślane oczy. Bera oczywiście do niczego jej się nie przyznała, więc pierwszym podejrzeniem było, że dziewczyna po prostu się zjarała. Dopiero po kilku kolejnych dniach Anna uznała, że to nie w stylu Bery, żeby chodzić nastukaną jak bela przez kilka dni z rzędu. Patrzyła na przyjaciółkę jakby zupełnie nie rozumiała sensu wypowiadanych przez nią słów. Zupełnie jak wtedy.
— Co?
— To wszystko na co cię stać? Dziewczyno, należy ci się porządny strzał z liścia! Uspokój się i opowiedz mi co tu się wydarzyło. I nie kłam. Widziałam was — podkreśliła.
— Skoro nas widziałaś, to po co się wypytujesz? Pewnie wiesz lepiej niż ja, co dokładnie się wydarzyło. — Annę trochę zabolały te słowa, ale postanowiła wziąć je za znak, że Bera odzyskuje zdolność jasnego myślenia i nie odpuszczać. — Nie. Nie zaprosiłam go. Dzisiaj dostałam od niego wiadomość. Napisał, że ma nadzieję, że wiem, co robię i przyjdzie. Zignorowałam tego smsa.
— Że też ma czelność pytać, czy wiesz co robisz — prychnęła Anna. — No i co dalej? Co mówił, kiedy był tutaj u ciebie?
— Sama nie wiem czego chciał. Zaczął zadawać jakieś głupie pytania. Próbowałam go spławić, ale naciskał… Pytał, czy z Michałem jest mi tak dobrze jak z nim…
— Bezczelny. Co mu odpowiedziałaś?
— Nic. Udało mi się jakoś wyrwać i zaraz już złapałaś mnie ty.
Anna zamyśliła się na moment. Doskonale wiedziała jak Adam działa na Berenikę. Widziała na własne oczy kilka lat temu.
— Myślisz, że już tu nie wróci? — zapytała.
— Nie wiem. Mam nadzieję, że nie.