Szkocka rezydencja - ebook
Szkocka rezydencja - ebook
Lucan St Claire ma swoje powody, by nie używać tytułu piętnastego diuka Stourbridge i trzymać się z daleka od rodzinnej posiadłości w Szkocji. Pewnego dnia jednak musi tam pojechać. Zabiera ze sobą nową asystentkę, Lexie Hamilton. Ma nadzieję, że piękna dziewczyna odciągnie jego myśli od smutnych wspomnień. Lucan nie wie jednak, kim naprawdę jest Lexie i jak bardzo jej historia jest powiązana z trudnymi sprawami rodziny St Claire…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9799-6 |
Rozmiar pliku: | 740 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, panie St Claire!
Lucan, czyli wspomniany pan St Claire, stał przy wielkim panoramicznym oknie w swoim biurze na dziesiątym piętrze budynku St Claire Corporation. Był wczesny, mroźny styczniowy poranek, zaledwie wpół do dziewiątej, ale Lucan pracował przy swoim biurku już od szóstej. Musiał nadrobić zaległości po długiej przerwie świątecznej, a w każdym razie tak sobie tłumaczył to, że pojawił się w biurze bladym świtem. W gruncie rzeczy z radością wrócił do normalności po świętach spędzonych w towarzystwie dwóch młodszych braci w domu matki w Edynburgu oraz po krótkiej, choć dla Lucana i tak zbyt długiej wizycie w Mulberry Hall, rodowej posiadłości w Gloucestershire, gdzie jego najmłodszy brat uparł się wziąć ślub w sylwestra. Lucan rozumiał, dlaczego Jordan i Stephanie chcieli, żeby ślub odbył się właśnie tam – w końcu tam się poznali, ale wyjechał stamtąd najszybciej, jak tylko się dało, i przez trzy dni jeździł na nartach w Klosters.
Odwrócił się i spojrzał ze zmarszczonym czołem na młodą kobietę, która weszła do jego gabinetu z sąsiedniego pomieszczenia. To pomieszczenie należało do jego asystentki, ale kobieta, która stała w drzwiach, nią nie była. Prawdę mówiąc, Lucan po raz pierwszy widział ją na oczy. Około dwudziestopięcioletnia, średniego wzrostu i bardzo szczupła, nawet w czarnym biznesowym kostiumie i śnieżnobiałej bluzce wyglądała jak Cyganka. Chmura długich czarnych włosów opadała jej na ramiona i plecy, a równie czarne brwi przecinały czoło nad błyszczącymi niebieskimi oczami w otoczeniu czarnych gęstych rzęs. Do tego miała mały, prosty nos i pełne, ładne usta, które natychmiast przywiodły Lucanowi na myśl obrazy splecionych ze sobą nagich ciał. Było to dziwne, albowiem emocje Lucana St Claire’a z reguły nie dochodziły do głosu ani w przelotnych związkach z kobietami, ani podczas zebrań zarządu – zarówno w pracy, jak i poza nią uważany był za zimnego człowieka.
– Kim pani właściwie jest? – zapytał ponuro.
Na widok oszołomienia Lucana St Claire’a Lexie o mały włos nie zaczęła mu współczuć, pozostawało tylko jedno ale: sam był sobie winny. Gdyby nie był tak zimny, arogancki i zapatrzony w siebie i gdyby potrafił stworzyć jakiekolwiek więzi z ludźmi, których zatrudniał, to zapewne jego asystentka nie rzuciłaby pracy w samą Wigilię, nie uznając nawet za stosowne powiadomić go o tym fakcie.
Podeszła do imponującego dębowego biurka, wyglądającego jak synonim władzy. Lucan, w grafitowym garniturze i jasnoszarej jedwabnej koszuli z nienagannie zawiązanym krawatem, siedział po drugiej stronie. Był wysoki, nienagannie ubrany i – musiała niechętnie przyznać – przystojny, choć jej zdaniem te ciemne, prawie czarne włosy mogłyby być nieco dłuższe, a arystokratyczna twarz, nieprzeniknione ciemne oczy, długi nos oraz wyraźnie zarysowane usta nad kwadratowym podbródkiem wyrażały przede wszystkim arogancję, która w żadnym stopniu nie wydawała jej się pociągająca. Zresztą było mało prawdopodobne, aby Lexie mogła zauważyć cokolwiek pociągającego w którymkolwiek członku rodziny St Claire.
– Nazywam się Lexie Hamilton i jestem pańską tymczasową tymczasową asystentką – powiedziała, nie zważając na jego wyraz twarzy.
Zimne oczy spojrzały na nią spod przymrużonych powiek.
– Nie wiedziałem o tym, że potrzebuję tymczasowej asystentki, a cóż dopiero tymczasowej tymczasowej.
– Pańska była asystentka zadzwoniła do mojej agencji w Wigilię i poprosiła o znalezienie tymczasowego zastępstwa, dopóki nie znajdzie pan kogoś na stałe. Niestety, osoba, która najlepiej nadawałaby się na to stanowisko, jest zajęta przez najbliższe trzy dni.
Lucan St Claire wydawał się zupełnie ogłuszony tym wyjaśnieniem.
Przed przybyciem tutaj Lexie uznała, że ciekawość, jaką zawsze wzbudzała w niej rodzina St Claire, należy w końcu zaspokoić. Trzy dni powinny w zupełności wystarczyć, by potwierdzić wszystkie jej najgorsze przypuszczenia dotyczące tego rodu. Okazało się, że nawet to było zbyt wiele. Już trzy minuty w towarzystwie tego zimnego, nieuprzejmego mężczyzny zupełnie jej wystarczyły, by się zorientować, kogo ma przed sobą. Ten człowiek uważał się za lepszego od wszystkich.
Chmura na jego twarzy zagęściła się.
– A właściwie kiedy i dlaczego Jennifer poczyniła te wszystkie ustalenia?
Teraz to Lexie zmarszczyła brwi.
– Zdawało mi się, że pańska asystentka miała na imię Jessica?
– Jennifer, Jessica – mruknął lekceważąco Lucan St Claire. – Jej imię nie ma znaczenia, skoro, jak pani mówi, i tak już u mnie nie pracuje.
Lexie uśmiechnęła się smutno.
– Może gdyby zadał pan sobie ten trud, by zapamiętać jej imię, to nie miałaby ochoty odchodzić tak nagle.
Lucan przymrużył oczy do wąskich szparek.
– Gdy będę potrzebował pani opinii, pani Hamilton, to może być pani pewna, że o nią poproszę.
– Chciałam tylko zauważyć…
– Wydaje mi się, że skoro jest pani tylko tymczasową tymczasową asystentką, to zupełnie nie jest pani sprawa – przerwał jej szorstko.
– Zapewne nie – przyznała, Lucan jednak zauważył, że w jej głosie nie było ani cienia skruchy.
– Dlaczego Jen… Jessica odeszła w tak nieprofesjonalny sposób?
Lexie wzruszyła ramionami.
– Wspomniała chyba komuś z agencji, że czarę przelało to, że nie przysłał jej pan nawet kartki świątecznej, nie wspominając już o prezencie.
– W zeszłym miesiącu dostała świąteczną premię, podobnie jak wszyscy inni moi pracownicy.
– Chodziło o osobisty prezent świąteczny.
– A dlaczegóż miałbym jej dawać osobiste prezenty? – Lucan wydawał się szczerze rozbawiony tym oskarżeniem.
– Istnieje taki zwyczaj, że bezpośredni przełożony… Zresztą, mniejsza o to – dodała szybko, widząc na jego twarzy zniecierpliwienie. – Nie miałam pojęcia, że jest pan już w biurze. Przed chwilą przyjęłam telefon i wydaje mi się, że to pilna sprawa. Zanotowałam wszystkie szczegóły. – Podała mu kawałek papieru.
Lucan popatrzył na zapisaną schludnym charakterem pisma wiadomość i zmiął ją w ręku. John Barton, dozorca Mulberry Hall, donosił, że nagła odwilż, która nadeszła w ciągu ostatnich dwóch dni, spowodowała uszkodzenia w zachodniej galerii i jego zdaniem Lucan powinien obejrzeć te uszkodzenia osobiście.
Osiem lat temu, po śmierci ojca Lucan, jako najstarszy z trzech braci St Claire, odziedziczył posiadłość Mulberry Hall, ale od czasu separacji rodziców i ich bolesnego rozwodu, czyli od dwudziestu pięciu lat, rzadko tam bywał i z pewnością nie miał zamiaru wracać w to miejsce tak szybko po swojej ostatniej wizycie. Mieszkał tam z obydwojgiem rodziców przez pierwsze jedenaście z trzydziestu sześciu lat swojego życia. Trzej bracia nic nie wiedzieli o romansie ojca z wdową, która wraz z dorosłą córką zajmowała jeden z domów w okolicy, ani o tym, jak ten romans unieszczęśliwiał ich matkę, która w końcu miała tego dość i przeprowadziła się do Szkocji, zabierając synów ze sobą.
Lucan wyjechał z Mulberry Hall zaledwie przed tygodniem i nie miał najmniejszej ochoty znów tam wracać. Barton mówił, że uszkodzona jest zachodnia galeria. Wisiał tam długi rząd obrazów, między innymi portret ojca Lucana, Alexandra St Claire’a, poprzedniego diuka Stourbridge. Patrząc na ten portret, Lucan przekonał się, że ze wszystkich trzech braci St Claire on sam najbardziej przypomina ciemnowłosego, ciemnookiego ojca-zdrajcę.
– Pan Barton mówił, że to bardzo pilna sprawa – powiedziała Lexie Hamilton, spoglądając wymownie na zmiętą kartkę papieru, którą Lucan wciąż trzymał w ręku.
– Sądzę, że to ja powinienem o tym zdecydować.
Lexie zupełnie zignorowała tę uwagę.
– Pewnie nie zdążę już nic zrobić ze spotkaniem, które ma pan wyznaczone na dziesiątą, ale mogłabym chyba odwołać pozostałe spotkania na najbliższe dni, jeśli chciałby pan…
– Proszę mi wierzyć, panno Hamilton, wolałaby pani nie wiedzieć, czego chciałbym w tej chwili – zapewnił ją szorstko. – Najbardziej chciałbym porozmawiać z osobą, która zarządza pani agencją.
– Dlaczego?
Lucan uniósł brwi.
– Nie przywykłem do tego, by kwestionowano moje działania.
A już szczególnie do tego, by kwestionowała je tymczasowa tymczasowa sekretarka, pomyślała Lexie. Ale osobą zarządzającą agencją w tej chwili była ona sama, bowiem jej rodzice, właściciele Premier Personnel, w dzień po Bożym Narodzeniu wybrali się w trzytygodniowy rejs, by uczcić dwudziestą piątą rocznicę ślubu, i nie mieli najbledszego pojęcia o tym, że sekretarka Lucana zadzwoniła do agencji w Wigilię. Lexie nie wspomniała im o tym, bo nie chciała mącić ich radości z podróży, wspominając nazwisko St Claire, a w każdym razie tak to sobie tłumaczyła. W pierwszej chwili była tak zdumiona, że po prostu zapisała szczegóły, a potem drewnianym głosem zapewniła Jessicę Brown, że nie ma się czym martwić i że agencja Premier Personnel znajdzie jej jakieś zastępstwo. Dopiero po odłożeniu słuchawki uświadomiła sobie, jakie to otwiera przed nią możliwości. Miała kwalifikacje do takiej pracy, a w styczniu w biurze Premier Personnel niewiele się działo. Trzy dni. Tylko trzy dni, obiecała sobie. Trzy dni na obejrzenie z bliska Lucana St Claire’a, potężnego i bezlitosnego właściciela St Claire Corporation.
Na razie wyglądało na to, że jest właśnie taki, jak sobie wcześniej wyobrażała. Wyprostowała się na pełną wysokość metra sześćdziesiąt na wysokim obcasie i powiedziała:
– Zapewniam pana, że mam odpowiednie kwalifikacje, by zająć się tą pracą przez trzy dni.
Zimne oczy patrzyły na nią chłodno.
– Zdaje się, że nie kwestionowałem pani kwalifikacji.
– Ale to właśnie dał mi pan do zrozumienia.
– Czyżby? – Oparł się o biurko i teraz jego oczy znalazły się na tym samym poziomie co niebieskie, przepełnione oburzeniem oczy Lexie. Zauważył, że dziewczyna ma piękną cerę i bardzo ładne usta i odsunął się szybko.
– Jak się nazywa ta agencja?
– Premier Personnel. – Lexie zmarszczyła czoło. – Ale czy nie wolałby pan, żebym najpierw połączyła pana z panem Bartonem? Podkreślał, że ta sprawa jest bardzo pilna.
– Sądzę, Lexie, że sam potrafię ustalać własne priorytety.
– Oczywiście. – Szybko skinęła głową, odwróciła się i wyszła z gabinetu. Lucan patrzył na jej plecy zasłonięte czarnymi, niesfornymi włosami, kołyszące się prowokująco pośladki pod krótką czarną spódnicą oraz szczupłe, zgrabne nogi i pomyślał, że skoro ta dziewczyna ma być tylko tymczasową tymczasową asystentką, to ma doskonałe kwalifikacje, by znaleźć się w jego łóżku.
– Czy Jemima zmieniła kolor włosów?
Odwrócił się i zobaczył swojego brata. Gideon stał w drzwiach prowadzących z korytarza i patrzył dziwnym wzrokiem na drzwi, za którymi zniknęła Lexie. Lucan pomyślał, że on sam przed kwadransem miał zapewne bardzo podobny wyraz twarzy, i z satysfakcją zauważył, że Gideon również przekręcił imię jego byłej asystentki.
Niecierpliwie potrząsnął głową i usiadł za biurkiem.
– Miała na imię Jessica. I nie, to nie ona – dodał ciężko.
– Nie? – Gideon zmarszczył czoło i wszedł do gabinetu. Miał trzydzieści cztery lata, o dwa lata mniej niż Lucan. Był wysoki i jasnowłosy, z przenikliwymi ciemnymi oczami w uderzająco przystojnej twarzy. – Nie wiedziałem, że zamierzałeś ją zwolnić.
– Nie zamierzałem – warknął Lucan, przypominając sobie powody, dla których Jessica rzekomo odeszła. Wątpił, by Lexie pozwoliła się podobnie zlekceważyć nawet przez te trzy dni, przez które miała dla niego pracować.
– W takim razie kto to jest? – zdziwił się Gideon.
– Zastępczyni – mruknął Lucan niecierpliwie.
– Och. – Brat pokiwał głową. – Wydaje mi się jakby znajoma.
Zainteresowanie Lucana natychmiast wzrosło.
– Dlaczego?
– Nie mam pojęcia – skrzywił się Gideon. – To smutne, Lucan, gdy wszystkie piękne kobiety, które spotykasz, zaczynają wyglądać tak samo.
Zdaniem Lucana Lexie nie przypominała żadnej ze znanych mu kobiet – ani z wyglądu, ani z zachowania. Musiał przyznać, że jedno i drugie bardzo go zaintrygowało.
– Co mogę dla ciebie zrobić, Gideon? – zapytał, zmieniając temat. Nie miał ochoty rozmawiać o Lexie z bratem. Obawiał się, że mógłby zauważyć jego nietypową reakcję na tę cygańską piękność.
Lucan zwykle spotykał się z modelkami i aktorkami. Zapraszał je gdzieś na kolację, eskortował na premiery, a potem zabierał do łóżka. Były to piękne kobiety, wypielęgnowane i wyrafinowane, kobiety, które nie oczekiwały od niego żadnego zaangażowania i wystarczało im to, że mogły się pokazać w towarzystwie bogatego i potężnego Lucana St Claire’a. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że mógłby się zainteresować dziewczyną, która u niego pracuje.
Gideon spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Przecież sam kazałeś mi przyjść o dziewiątej, żeby przejrzeć kontrakt, bo Andrew Proctor ma tu być o dziesiątej. Tylko mi nie mów, że zapomniałeś.
Gideon miał wszelkie pełnomocnictwa do wszystkich spraw prowadzonych przez St Claire Corporation. Jego biuro mieściło się o kilka drzwi dalej. Miał również prywatne biuro w mieście. Lucan rzeczywiście zapomniał, że byli umówieni. Coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy w życiu.
Gideon uśmiechnął się z namysłem.
– Ta dziewczyna powinna wziąć udział w tym spotkaniu. Proctor będzie się na nią gapił i nie zwróci uwagi na to, co podpisuje.
– Ona się nazywa Lexie Hamilton – mruknął Lucan – i wolałbym, żeby Andrew Proctor dokładnie wiedział, co podpisuje. Nie sądzę też, żeby tego typu uwagi na temat personelu były na miejscu.
– Nie zdążyłem zobaczyć jej twarzy, ale żaden facet nie mógłby nie zauważyć takiego tyłeczka – zapewnił go brat sucho.
Lucan zachmurzył się. Nie miał ochoty rozmawiać w ten sposób o swojej wygadanej i seksownej sekretarce, nawet z Gideonem.
– Obawiam się, że mogłaby zanadto rozpraszać wszystkich. Oczywiście oprócz mnie – dodał szybko, podnosząc się zza biurka.
– Ciebie nie?
– Nie! – warknął z irytacją.
– W takim razie nie masz nic przeciwko temu, żeby siedziała na tym spotkaniu?
Lucan dobrze wiedział, że Lexie będzie go rozpraszać równie mocno jak wszystkich pozostałych.
– Dziś rano dzwonił John Barton. Są jakieś uszkodzenia w Mulberry Hall, którymi trzeba się zająć. Przypuszczam, że nie masz ochoty wybrać się na kilka dni do Gloucestershire?
– Absolutnie nie – stwierdził Gideon stanowczo.
Właśnie tego Lucan się obawiał.
Lexie doskonale wiedziała, że Lucan St Claire już od piętnastu minut stoi w drzwiach łączących ich gabinety i patrzy na nią z zamyślonym wyrazem twarzy, ale świadomie go ignorowała i wciąż pisała coś na laptopie. Wysłała mejl do Brendy, która sprawowała pieczę nad biurem Premier Personnel i która poinformowała ją wcześniej, że udało jej się przekonać Lucana St Claire’a, że Lexie Hamilton rzeczywiście została przysłana przez agencję.
Gdy Lucan St Claire powiedział, że ma zamiar osobiście zadzwonić do Premier Personnel, Lexie wpadła w popłoch. Pobiegła do sąsiedniego gabinetu, szybko połączyła się z Brendą, która pod nieobecność rodziców pełniła rolę jej asystentki i pokrótce wyjaśniła sytuację, obiecując, że opowie jej wszystko dokładniej, gdy się spotkają po pracy. Właściwie sama nie była pewna, o co w tym wszystkim chodzi. Przyszła tu pod wpływem impulsu, z czystej ciekawości, ale zaczynała już tego żałować. Nie oczekiwała, że polubi potężnego Lucana St Claire’a i nie polubiła go. Po krótkiej rozmowie uznała, że w pełni sobie zasłużył na reputację zimnego aroganta. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że był również uderzająco przystojny i bardzo podobny do swego ojca Alexandra.
W końcu podniosła głowę i spojrzała na niego.
– Czyżby intercom się popsuł, panie St Claire?
Lucan zacisnął usta.
– Zdaje się, że nie najlepiej nam poszło na początku, panno Hamilton, ale wyjaśnijmy sobie jedno. – Popatrzył na nią zimno. – Mianowicie, w tej chwili to ja jestem pracodawcą, a pani u mnie pracuje.
Ciemne brwi Lexie uniosły się niewinnie nad błękitnymi oczami.
– Doprawdy?
– Na tę chwilę tak.
Lexie wzruszyła ramionami.
– Czy mam rozumieć, że Premier Personnel potwierdził, że za trzy dni przyślą tu kogoś innego?
– Tak, ale przez ten czas musimy jakoś ze sobą wytrzymać.
– W pełni podzielam pańskie uczucia – uśmiechnęła się lekko.
Twarz Lucana znów się ściągnęła.
– Powiedz mi, Lexie, czy właśnie arogancja wobec zwierzchników jest powodem, dla którego wolisz pracować w agencji tymczasowego zatrudnienia niż poszukać sobie stałej pracy?
Na jej kremowych policzkach pojawiły się rumieńce.
– Nie sądzę, żeby moje powody mogły pana interesować.
– Pytam tylko z ciekawości. – Wzruszył ramionami.
Spojrzała na niego wyzywająco.
– Zapewniam pana, panie St Claire, że w moim życiu nie ma absolutnie niczego, co mogłoby pana zainteresować.
– Wydajesz się tego bardzo pewna.
– Bo jestem – odparowała, zastanawiając się, co Lucan St Claire powiedziałby na wiadomość, że Lexie jest wnuczką Sian Thomas, wdowy, w której jego ojciec Alexander St Claire zakochał się przez dwudziestu pięciu laty i którą cała rodzina St Claire od tamtego czasu traktowała z pogardą, a także, że pełne imię Lexie brzmi Alexandra i że dostała je na cześć dziadka Aleksa, jak nazywała ojca Lucana przez pierwsze szesnaście ze swoich dwudziestu czterech lat życia.