Szkoła magicznych zwierząt. Gdzie jest pan M.? - ebook
Szkoła magicznych zwierząt. Gdzie jest pan M.? - ebook
Siódma część przygodowo-fantastycznej serii dla dzieci.
Hurra! Jest nowa wiadomość od pana Morrisona: wkrótce kolejne dzieci dostaną swoje magiczne zwierzęta! Ale nagle właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami znika bez śladu, a potem znika także panna Cornfield. Na zastępstwo w klasie pojawia się naprawdę mało przyjemny jegomość! Co się stało? Nie wiadomo, ale lis Rabbat jest przekonany, że nie powinni czekać z założonymi rękami!
Rozpoczyna się przygoda pełna zagadek…
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8057-542-4 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szkoła Winterstone
Całkiem normalna szkoła. Całkiem normalna?
No, prawie. Kryje się w niej pewna tajemnica…
Panna Cornfield
Nauczycielka w szkole Winterstone. Czasem bywa dość zasadnicza, ale bardzo lubi swoich uczniów. I dobrze wie, który z nich akurat potrzebuje pomocy…
Pan Mortimer Morrison
Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami, które potrafią mówić. Pan Mortimer też ma swoje magiczne zwierzę: zuchwałą srokę Pinkie.
Autobus pana Morrisona
Pan Morrison jeździ nim po całym świecie i zbiera magiczne zwierzęta.
Ashanti, czarna mamba, i Leonardo, pręgowiec
Dwa spośród bardzo wielu gadających zwierzaków ze sklepu z magicznymi zwierzętami. Każde z nich najbardziej marzy o tym, by spotkać człowieka, który będzie do niego idealnie pasował.
A to ci szczęściarze!
Ida i Benni dostali swoje magiczne zwierzęta jako pierwsi:
Ida i lis Rabbat
Trudno powiedzieć, które z nich jest sprytniejsze. Ida powiedziałaby pewnie, że ona, bo Ida zawsze wszystko wie najlepiej…
Benni i żółwica Henrietta
Wszystkowiedząca Henrietta uwielbia nocne przygody. A Benni? Benni też!
A to dopiero początek! W klasie panny Cornfield kłębi się już całe zoo!
Te dzieci znalazły już najlepszych przyjaciół na dobre i na złe:
Jo i pingwin Juri
Jo podoba się chyba wszystkim dziewczynom. Rankami długo przesiaduje w łazience. Więcej czasu na poranną toaletę potrzebuje tylko Juri – ale on kąpie się w szkolnym stawku…
Czoko i dzikan rzeczny Pepperoni
Nierozłączni jak papużki, zwłaszcza gdy w zasięgu wzroku pojawia się czekolada…
Anna-Lena i kameleon Caspar
Z Casparem u boku nieśmiała Anna-Lena przeszła niezwykłą metamorfozę…
Eddie i nietoperzyca Eugenia
Magiczna nietoperzyca, która czasem mówi gwarą, troszczy się niezmiennie o niezdarnego Eddiego. Dzięki niej Eddie coraz rzadziej potyka się o własne stopy…
Helena i kocur Karajan
Klasowa jędza i kocur arystokrata z Paryża – nikt nie mówił, że będzie łatwo. Choć najpierw zawsze pokazują pazury, potem zwykle mruczą łagodnie jak dwoje kociąt.
Silas i krokodyl Rick
Silas o wiele za często otwiera za szeroko buzię. Tak samo jak Rick paszczę! Przyjaciele z pazurem.
Finja i koala Sydney
Wrażliwa Finja nie czuje się już samotna, od kiedy jest z nią koala Sydney, która tak pięknie pachnie cukierkami przeciwkaszlowymi…
Yannik i szympans Tingo
Yannik nie potrafi spokojnie usiedzieć na lekcji. Ale jego magiczny szympans Tingo potrafi go przykleić do krzesła! Odkąd są razem, Yannik lepiej sobie radzi.
Franka i szczur Cooper
Franka ma dystans. Dystans do szkoły, dystans do koleżanek i kolegów, dystans do zabawy. Ale jest ktoś, przy kim Franka mięknie: to superhipermegazdystansowany szczur Cooper!
Maks i sowa Muriel
Maks nosi przezwisko Profesorek, bo jako klasowy prymus po prostu wie wszystko. No, prawie wszystko. Resztę wie Muriel.
Hatice i foka Mette-Maja
Dzięki uroczej foce o imieniu Mette-Maja Hatice, która dotąd bała się wody, dziś czuje się w niej jak ryba! A raczej jak… foka!
Henry i lampart Leander
Henry mieszka w ogromnej willi z ogromnym basenem i dostaje ogromne kieszonkowe. Ale jego magiczny lampart jest bezcenny!
Tyle zwierząt, tyle dzieci…
Ciekawe, kto będzie następny.
Kartka w skrzynce pocztowej panny Mary Cornfield
Siostruniu,
gdzie się podziewasz?
Wiesz, co się właśnie stało? Spotkałem kogoś przed sklepem. Po prostu sobie siedział i tak poczciwie na mnie patrzył. Zabawny gościu! Już go tam parę razy widziałem. Ale dziś było inaczej…
Najlepiej wpadnij jak najszybciej do mojego sklepu z magicznymi zwierzętami. I przynieś ze sobą coś do jedzenia, bo z tego wszystkiego całkiem zapomniałem o zakupach, a teraz sklepy są już zamknięte.
Pa!
M.– Ale bym chciała znowu gdzieś z tobą pojechać, szefie… gdzieś bardzo, bardzo daleko! – Ucieszna sroka Pinkie balansowała na krawędzi łóżka, rozpościerając skrzydła. – Jest tyyyyle krajów na świecie, których jeszcze nie odwiedziliśmy. – Sroka złożyła skrzydła i dalej podskakiwała na kołdrze w biało-czerwoną kratkę, pod którą coś się ruszało.
Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami wysunął głowę spod kołdry. Zamrugał. Ziewnął.
– A któraż to godzina?
– Mnie to rybka, która godzina! – zaświergotała sroka, lądując z łopotem na głowie Mortimera Morrisona. Pochyliła się do przodu i spojrzała mu w oczy. – Świat na nas czeka! Daleki, szeroki świat! – Pinkie patrzyła na pana Morrisona do góry nogami i odrobinę ją zemdliło. Poszukała więc sobie nowego miejsca na dużym palcu stopy swojego właściciela.
– Odpuść! – burknął pan Morrison.
Była sobota, weekend, cóż mieli wielkiego do roboty? Mógłby spokojnie podrzemać jeszcze godzinkę…
Ale Pinkie miała inne plany.
– Hongkong, Nepal, Tokio! Wstawaj, śpiochu, ale już! – Sroka próbowała ściągnąć z niego dziobem kołdrę, ale bez powodzenia. Kołdra była duża i ciężka, a ona mała.
Mortimer roześmiał się mimo woli. Po prostu nie potrafił się gniewać na swoją magiczną srokę.
– Niech ci będzie – powiedział dobrodusznie i usiadł, wzdychając. Opuścił stopy na podłogę i wsunął je w pantofle. – Pójdę po atlas. Do Azji byś chciała? Pomyślimy…
ROZDZIAŁ 1
ŚMIECHAWKI I TRĄBA LINA
– Ups! O rany! Mało brakowało, a wylądowałbym w różach!
Benni zeskoczył z deskorolki.
– To było niezłe! – pochwaliła go magiczna żółwica Henrietta, wyglądając z jego szkolnej teczki. – Jeszcze parę tygodni temu na bank byś leżał.
– Na pewno nie! – zawołał Benni.
– Na pewno tak! – zachichotała Henrietta.
Mała żółwica była w nadzwyczaj dobrym humorze i paplała jeszcze więcej niż zwykle. Był poniedziałkowy poranek, tuż przed ósmą, i oboje zmierzali właśnie w kierunku szkoły Winterstone.
– Wieczorem idziemy do parku rozrywki, co nie, Benni? Widziałeś plakat koło papoteki? Mają być śmiechawki, trąba lina i cudowna chata. Zamierzam się do niej wprowadzić!
Benni zachichotał, wetknął deskorolkę pod pachę i pieszo pokonał ostatnie metry dzielące go od budynku szkoły.
– Plakat wisiał obok apteki. I to były huśtawki, trampolina i cukrowa wata.
Jego mała żółwica właśnie uczyła się czytać. I szło jej raz lepiej, a raz gorzej.
Dogoniła ich na hulajnodze dziewczynka z rudymi lokami i zadartym noskiem.
– Z drogi śledzie, pani jedzie!
Spod kółek hulajnogi posypały się drobne kamyczki. Dziewczynka wjechała wprost w szkolną bramę, co bardzo nie spodobało się woźnemu.
– Kto teraz pozamiata ten żwir?! – ofuknął ją Willi Wondraszek.
– Proszę, proszę, Ronja wyjątkowo nie spóźniła się dzisiaj do szkoły! – Głos, który wydał się nieco przemądrzały, należał do Idy. Dziewczynka ze stosem książek pod pachą pchnęła właśnie ciężkie drzwi.
– Chodź, rudzielcu! – Przez szparę w drzwiach przemknął magiczny lis Idy, Rabbat.
Benni, Ida i Ronja chodzili do tej samej klasy. I mieli tę samą wychowawczynię: pannę Mary Cornfield.
Nauczycielka czekała już w sali, wertując książkę.
– Dzień dobry – powitała całą trójkę. – Witaj, Maks – dorzuciła, gdy do klasy wszedł chłopak w okularach. Na jego ramieniu siedziała sowa, która z godnością skłoniła głowę.
W klasie było razem dwadzieścioro czworo dzieci. Dwanaście dziewczynek i dwunastu chłopców. I do tego jeszcze czternaścioro zwierząt. Magicznych zwierząt, które potrafiły mówić.
Ida i Benni uważali, że w żadnej klasie na świecie nie jest tak wesoło i ciekawie jak u nich, na pierwszym piętrze szkoły Winterstone. To właśnie ta dwójka pierwsza dostała swoje magiczne zwierzęta: lisa Rabbata i żółwicę Henriettę. Na początku zawsze nadchodziła wiadomość. Potem swoim autobusem przyjeżdżał pan Morrison, właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami. A potem zaczynała się przygoda!
Tymczasem w klasie pojawili się już nie tylko Rabbat i Henrietta, ale także pingwin o imieniu Juri, który kołysząc się, dreptał teraz między ławkami.
Był też kameleon Caspar.
Dzikan rzeczny o imieniu Pepperoni.
Kocur Karajan i nietoperzyca Eugenia.
Krokodyl Rick i koala Sydney.
Szympans Tingo, szczur Cooper i sowa Muriel.
Była również foka Mette-Maja, na kanapie zaś drzemał magiczny lampart Leander.
Tego ranka uczniowie panny Cornfield rozmawiali tylko o jednym: o parku rozrywki. W lokalnej gazecie opublikowano duży artykuł o artystach, magikach i karuzelach, na zdjęciu widnieli muskularni mężczyźni, którzy montowali ogromny diabelski młyn.
– Karajan i ja idziemy dziś wieczorem do wróżki, żeby przepowiedziała nam przyszłość – oznajmiła Helena, podchodząc tanecznym krokiem do swojej ławki. W ręku trzymała różowy plecaczek w księżniczkowy wzór. – Na pewno kiedyś zostanę modelką. Albo aktorką! – Odrzuciła do tyłu blond włosy, a Karajan, który ocierał się właśnie o jej nogi, obrzucił ją pełnym podziwu spojrzeniem.
– Ha, ha! Powodzenia! – Silas wyszczerzył zęby, drapiąc po głowie swojego krokodyla Ricka. – Przepowiadam ci pryszcze na nosie i… ups! pałę z matmy!
Helena nie zaszczyciła go odpowiedzią, a rozgniewany Karajan odwrócił głowę.
Nikt w klasie nie cieszył się jednak na wyjście do parku rozrywki tak bardzo jak Ronja. Już dawno temu udało jej się namówić rodziców i starszą siostrę Paulę – wybierali się tam wieczorem.
– Kto idzie? – zawołała głośno. – Może spotkamy się przy samochodzikach?
Kilka rąk natychmiast powędrowało do góry, ale w tym samym momencie rozległ się dzwonek i panna Cornfield zaklaskała w dłonie.
– Park rozrywki będzie później! Na razie zobaczymy, jak wypadła klasówka z matematyki. – Rozejrzała się po klasie.
Ida i Maks, dwa klasowe mózgi, z zapałem pokiwali głowami.
Reszta dzieci wykazywała mniejsze zainteresowanie.
Panna Cornfield zaczęła rozdawać sprawdziany.
– Wypadły bardzo różnie. Niektórzy z was mają ogromne braki.
Profesorek, Ida i Franka, zgodnie z oczekiwaniami, dostali szóstki. Franka była klasowym matematycznym mózgiem numer jeden. Cała trójka promieniała.
Benni i Czoko dostali oceny dostateczne i wydawali się tym całkiem usatysfakcjonowani. Nawet przybili sobie piątkę.
Eddie z kolei dostał czwórkę. Od kiedy miał nietoperzycę Eugenię, nauka przychodziła mu znacznie łatwiej.
– Piękniaście , Eddie, piękniaście! – zaskrzeczała z satysfakcją nietoperzyca, huśtając się na lampie pod sufitem. – Tylko tak dalej!
Helena też dostała czwórkę, więc pokazała Silasowi język.
Panna Cornfield uśmiechnęła się, stając obok Yannika.
– Yanniku, jestem bardzo zadowolona z twojej pracy.
On też dostał czwórkę!
Szympans Tingo, rozparty wygodnie na kolanach Yannika, był wręcz zachwycony. Zabębnił w ławkę ołówkami, które trzymał w dłoniach.
– Super, bracie! – zawołał.
Panna Cornfield zaśmiała się i pogładziła Tinga po głowie. Nie zrozumiała tego, co powiedziało magiczne zwierzę – tylko Yannik je rozumiał – ale się domyśliła.
Następnie panna Cornfield podeszła do Ronji i spoważniała. Położyła klasówkę na ławce przed dziewczynką.
– Ronju, tak dalej być nie może. Któreś z rodziców musi to podpisać.
Na kartce widniała duża czerwona jedynka.
Ronji na chwilę odebrało mowę. Przełknęła ślinę. Jedynka? Serio? Przecież wykonała tak dużo obliczeń i tyle narysowała linii i figur – i to wszystko było źle?
Panna Cornfield przekreśliła całą pracę i dopisała: „Podstawy! Brakuje Ci podstaw!”.
Ronja spuściła głowę. Jedynka na pewno nie zostanie w domu dobrze przyjęta. Może nawet rodzice nie pozwolą jej pójść do parku rozrywki?
Choć nikt tego nie zauważył, ktoś jeszcze siedział zasmucony. W ostatniej ławce. To był Lothar. Lothar Roggenthiel.
Lothar też dostał jedynkę.
I rodzice Lothara także mieli podpisać klasówkę.
A niech to!