Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Szkoła magicznych zwierząt. Tu straszy! - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
15 października 2025
31,00
3100 pkt
punktów Virtualo

Szkoła magicznych zwierząt. Tu straszy! - ebook

Czternasty tom popularnej serii fantastyczno-przygodowej.

W szkole Winterstone najwyraźniej zadomowiły się duchy! W samym środku nocy na korytarzach i w klasach coś dudni i łomocze. Woźny Willi Wondraszek aż się cały trzęsie ze strachu, a kocur Karajan tylko miauczy cicho „mon Dieu!”. Emocje podgrzewają dodatkowo przygotowania do halloweenowej imprezy. Pośród tego zamieszania pobrzmiewa dobrze znane pytanie, „kto następny dostanie swoje magiczne zwierzę?

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8057-964-4

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ahoj, przygodo!

Szkoła Winterstone

Całkiem normalna szkoła. Całkiem normalna?

No, prawie. Kryje się w niej pewna tajemnica…

Panna Cornfield

Nauczycielka w szkole Winterstone. Czasem bywa dość zasadnicza, ale bardzo lubi swoich uczniów. I dobrze wie, który z nich akurat potrzebuje pomocy…

Pan Mortimer Morrison

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami, które potrafią mówić. Pan Mortimer też ma swoje magiczne zwierzę: zuchwałą srokę Pinkie.

Autobus pana Morrisona

Pan Morrison jeździ nim po całym świecie i zbiera magiczne zwierzęta.

Ashanti, czarna mamba, i Leonardo, pręgowiec

Dwa spośród bardzo wielu gadających zwierzaków ze sklepu z magicznymi zwierzętami. Każde z nich najbardziej marzy o tym, by spotkać człowieka, który będzie do niego idealnie pasował.

A to ci szczęściarze!

Ida i Benni dostali swoje magiczne zwierzęta jako pierwsi:

Ida i lis Rabbat

Trudno powiedzieć, które z nich jest sprytniejsze. Ida powiedziałaby pewnie, że ona, bo Ida zawsze wszystko wie najlepiej…

Benni i żółwica Henrietta

Wszystkowiedząca Henrietta uwielbia nocne przygody. A Benni? Benni też!

A to dopiero początek! W klasie panny Cornfield kłębi się już całe zoo!Te dzieci znalazły już najlepszych przyjaciół na dobre i na złe:

Jo i pingwin Juri

Jo podoba się chyba wszystkim dziewczynom. Rankami długo przesiaduje w łazience. Więcej czasu na poranną toaletę potrzebuje tylko Juri – ale on kąpie się w szkolnym stawku…

Czoko i dzikan rzeczny Pepperoni

Nierozłączni jak papużki, zwłaszcza gdy w zasięgu wzroku pojawia się czekolada…

Anna-Lena i kameleon Caspar

Z Casparem u boku nieśmiała Anna-Lena przeszła niezwykłą metamorfozę…

Eddie i nietoperzyca Eugenia

Magiczna nietoperzyca, która czasem mówi gwarą, troszczy się niezmiennie o niezdarnego Eddiego. Dzięki niej Eddie coraz rzadziej potyka się o własne stopy…

Helena i kocur Karajan

Klasowa jędza i kocur arystokrata z Paryża – nikt nie mówił, że będzie łatwo. Choć najpierw zawsze pokazują pazury, potem zwykle mruczą łagodnie jak dwoje kociąt.

Silas i krokodyl Rick

Silas o wiele za często otwiera za szeroko buzię. Tak samo jak Rick paszczę! Przyjaciele z pazurem.

Finja i koala Sydney

Wrażliwa Finja nie czuje się już samotna, od kiedy jest z nią koala Sydney, która tak pięknie pachnie cukierkami przeciwkaszlowymi…

Yannik i szympans Tingo

Yannik nie potrafi spokojnie usiedzieć na lekcji. Ale jego magiczny szympans Tingo umie go przykleić do krzesła! Odkąd są razem, Yannik lepiej sobie radzi.

Franka i szczur Cooper

Franka ma dystans. Dystans do szkoły, dystans do koleżanek i kolegów, dystans do zabawy. Ale jest ktoś, przy kim Franka mięknie: to superhipermegazdystansowany szczur Cooper!

Maks i sowa Muriel

Maks nosi przezwisko Profesorek, bo jako klasowy prymus po prostu wie wszystko. No, prawie wszystko. Resztę wie Muriel.

Hatice i foka Mette-Maja

Dzięki uroczej foce o imieniu Mette-Maja Hatice, która dotąd bała się wody, dziś czuje się w niej jak ryba! A raczej jak… foka!

Henry i lampart Leander

Henry mieszka w ogromnej willi z ogromnym basenem i dostaje ogromne kieszonkowe. Ale jego magiczny lampart jest bezcenny!

Ronja i psi włóczęga Tofik

Ta para najchętniej włóczyłaby się przez cały dzień, a wieczorami siedziała mocno przytulona do siebie...

Lothar i kangur William

Lothar jest najmniejszy w klasie, ale dzięki Williamowi skacze najdalej ze wszystkich!

Zack i jeżozwierz Zeki

Zack potrafi być czasem bardzo szorstki. Ale podobnie jak jego mały jeżozwierz Zeki ma bardzo miękkie serduszko…

Luna i sokół Salim

Miłość od pierwszego wejrzenia: ze swym dumnym sokołem wędrownym Luna przez cały czas fruwa w siódmym niebie!

Katinka i flaming Polly

W każdym dziecku jest coś z bohatera – od kiedy Katince towarzyszy Polly, wytworna samica flaminga, Katinka o tym dobrze wie!

Anthony i świnka morska Margarita

Anthony nade wszystko kocha piłkę nożną, ale jeszcze bardziej kocha swoją świnkę morską, przebojową Margaritę.

Elisa i wilczyca Silver

Włóczęga po lesie z dziką wilczycą u boku to dla Elisy największe szczęście na świecie.

Miriam i wyrak Fitzgeraldo

Miriam to najlepsza przyjaciółka Idy, ale mieszka w innym mieście. Z łasuchem Fitzgeraldo u boku nie jest już samotna.

Oliver i kogut Kid Early

Oliver uwielbia pędzić przez miasto na rowerze z kogutem na kierownicy. Tego duetu nie da się zatrzymać!

Tyle zwierząt, tyle dzieci…

Ciekawe, kto będzie następny.Wiadomość na automatycznej sekretarce Mary Cornfield

Dzwoniący: Mortimer Morrison

Cześć, siostruniu!

Nie, nie musisz mnie wkręcać na bal z okazji Halloween. Nie zależy mi na tym. Siądziemy sobie wygodnie w domku z Pinkie i zjemy zupę z dyni. Murphy zamierza nawet upiec ciasto.

Ale wiesz, kto ma wielką ochotę pójść? Agent Y. Wymarzony towarzysz, nie sądzisz? Teraz musimy się tylko pilnować, żeby o imprezie nie dowiedziały się surykatki, inaczej będziesz miała na głowie całą tę hałastrę. Aha, tak na marginesie, znalazłem na strychu pudełko ze starymi zdjęciami. Są cudowne!

Widzimy się na wieczorze gier i zabaw!

Na razie!

Mortimer– Nie pamiętam, kiedy ostatnio spotkaliśmy jakieś magiczne zwierzę – zaskrzeczała Pinkie, wskakując na pokrywę silnika. – Tak dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy…

– Już nie przesadzaj – wymamrotał Mortimer. – Przecież dopiero co wróciliśmy z gór. Kid Early jest u Olivera od niedawna. – Pan Morrison wyciągnął rękę, żeby Pinkie mogła na niej usiąść.

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami wyglądał teraz jak sokolnik spacerujący ze swoim skrzydlatym drapieżcą. A przecież Pinkie była tylko zwykłą sroką. Co prawda bardzo miłą. Wdrapywali się właśnie na niewielki pagórek. Autobus zaparkowali za miastem.

– Faktycznie, dawno tu nie byliśmy. – Mortimer rozejrzał się wokół. Jesienią szczególnie trudno było mu przychodzić w to miejsce. – Mam nadzieję, że Mary zadbała o grób – powiedział cicho, patrząc na żelazną bramę prowadzącą na cmentarz.

– Owszem, nawet wczoraj tu była – odparła Pinkie.

– Co? – Mortimer zatrzymał się gwałtownie. – Wczoraj? – Przełknął ślinę.

– Tak, widziałam ją przy grobie waszej mamy – odparła Pinkie. – Nadłożyłam trochę drogi i przeleciałam nad cmentarzem, kiedy wybierałam się do Leonarda, żeby mu przypomnieć o wieczorze gier i zabaw. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego właściwie pręgowce nie potrafią zapamiętać, kiedy jest poniedziałek? To przecież takie proste! Poniedziałek to ten dzień, w którym Ida i Rabbat po weekendzie znowu idą do szkoły! – Pinkie odchyliła głowę do tyłu i przespacerowała się po przedramieniu Mortimera. Jak uczeń, który punktualnie o ósmej jest już w klasie. Potem sroka rozpostarła błyszczące skrzydła i odfrunęła.

Mortimer szedł dalej jakby nigdy nic. Przedwieczorna cisza sprawiała właścicielowi sklepu z magicznymi zwierzętami dużą przyjemność.

Pinkie czekała na niego na najbliższej ławce.

– Jaki prześliczny zachód słońca – rozmarzyła się i przytuliła się do Mortimera, który zajął miejsce obok towarzyszki.

Przed nimi rozciągała się cudowna panorama miasta. Widać było wieżę ratusza, miejski park z mnóstwem krętych ścieżek, dach szkoły Winterstone, a całkiem niedaleko także cmentarz.

Nagrobki wyglądały jak pierniki, które ktoś powtykał w ziemię. Za parkową ławką rósł las, a przez jego środek przepływał strumyk. Wszystko spowijał złoty blask zachodzącego słońca.

– Położyła kwiaty na grobie Catherine. Stokrotki. – Pinkie przysunęła się do Mortimera jeszcze bliżej. – I troszkę płakała.

Mortimer w milczeniu patrzył w dal.

– Fajnie, że pooglądałeś tamte stare zdjęcia. – Pinkie dziobnęła go lekko w bok. – Ale mogłeś na mnie poczekać! – Pokręciła głową z dezaprobatą. – A powiedz mi, było wśród nich to zdjęcie twojego taty, jak mu wycięliśmy ten numer z majtkami? Pamiętasz? Wyciągnęłam mu pasek ze szlufek i nagle opadły mu spodnie! Mała Mary zrobiła mu wtedy zdjęcie w samych majtkach!

Wybuchnęli śmiechem. Oboje pamiętali tamten moment – jakby to było wczoraj.

Po chwili Mortimer spoważniał.

– Mama byłaby szczęśliwa, gdyby mogła nas zobaczyć. – Posadził sobie Pinkie na kolanach i ją pogłaskał. – No dobra, ta historia z Mary i Jamesem mogłaby jej się nie spodobać. Ale to, że Mary uczy w szkole, do której chodziła jako mała dziewczynka, i że ja przywożę tam dzieciom magiczne zwierzęta – z tego na pewno by się cieszyła!

Pinkie skwapliwie pokiwała głową.

– Catherine byłaby z was bardzo dumna! I ja też jestem dumna. – Sroka zeskoczyła z kolan Mortimera i wzbiła się w ozłocone słońcem wieczorne niebo.

Mortimer ruszył za nią.

Podążali skrajem lasu, słuchając szmeru wody w strumyku. Drzewa rzucały długie cienie.

– Och! – Pinkie wylądowała Mortimerowi na rondzie kapelusza. – Ty też to słyszysz? – Sroka uniosła dziób. – Ho, ho!

Przystanęli na drewnianym moście i nasłuchiwali.

– Co takiego? – spytał Mortimer. – Szum?

Pod mostkiem chlupotał strumyk. Czekali.

– Coś gada! – wyszeptała Pinkie.

Nie ruszali się z miejsca.

– Kurczaki, teraz przestało! – Pinkie gapiła się na las jak sroka w kość. A potem ich uszu znowu dobiegło to samo: przekleństwa, chlupot, krzyk.

– Nie mam ochoty sama sobie łapać ryb – pomstował ktoś. –Jestem inna niż wy! Nie jestem zwykłym leśnym zwierzątkiem! Czy ktoś to wreszcie zrozumie?

Coś zabulgotało i zachlupotało. Potem rozległo się ciche mlaskanie.

– Ości, wiecznie te okropne ości!Mortimer i Pinkie uśmiechnęli się do siebie. Oboje czuli, że zaraz się coś wydarzy.

– Chciałabym raz zjeść coś innego, a nie zawsze tylko pstrągi! – Złorzeczenia nie ustawały. – Chlebek bananowy! Chipsy! Serek! – Niewielkie zwierzątko z ogonem w czarno-szare prążki przedzierało się przez poszycie lasu. Miało biały pyszczek i czarną maskę – to był szop pracz! Zwierzątko, zobaczywszy Mortimera, wzięło się pod boki. – A cóż wy się tak na mnie gapicie, durne szczyle? Szopa pracza nie widzieliście? Szapoklap!

Durne szczyle wybuchnęły śmiechem.

Szop pracz wystraszył się nie na żarty.

– Wwwy… wwwy… rozumiecie, co mówię? – wyjąkał zdumiony. – Och… prze… przepraszam! – A potem, ledwie trzy sekundy później, przygaszone dotąd oczy leśnego zwierzątka rozbłysły. – Rozumiecie, co mówię? – Zwierzątko powtórzyło z niedowierzaniem. – Marzyłam o tym przez całe życie! Że spotkam kogoś, z kim będę mogła porozmawiać! – Spojrzała na Pinkie. – Mam na imię Annabell.

– Dzieńdoberek! – zaświergotała Pinkie. – Jakie masz ładne łapki!

Jedna była biała, druga czarna.

– Dziękuję! – roześmiała się Annabell.

Pan Morrison się ukłonił.

– Państwo pozwolą, Morrison. Mortimer Morrison, właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami. Rozumiem, co mówisz, moja towarzyszka Pinkie również – powiedział, zdejmując sobie Pinkie z kapelusza.

– No więc – Annabell odkaszlnęła – z tym łowieniem ryb to nie do końca tak. Oczywiście, że potrafię się super o siebie zatroszczyć, jestem dzielną dziewczynką, bardzo zaradną, nikt mi niczego nie… – Annabell nagle zaczęła mówić znacznie szybciej niż przedtem.

Mortimer Morrison ukląkł i pociągnął nosem. Samiczka szopa pracza pachniała igłami jodły.

– Przecież my to wszystko wiemy! – Pan Morrison puścił oko do Annabell. – Oczywiście, że świetnie sobie radzisz. A mimo to czasami ci się wydaje, że znalazłaś się w niewłaściwym miejscu, prawda?

Annabell skwapliwie pokiwała głową.

– Te drętwe sarny – wyrwało jej się. – Jak tylko chcę z nimi pogadać, uciekają. A ptaki! Jaki one robią hałas! – Zwróciła się w stronę gęstego lasu. – Dramat!

Mortimer się uśmiechnął.

– Chcesz dołączyć do nas? Wracamy do mojego sklepu z magicznymi zwierzętami. Mieszka tam wiele innych zwierząt, z którymi będziesz mogła porozmawiać. W spiżarni mam owoce, a w zamrażarce paluszki rybne. A wieczorem czytam zwierzętom bajki na dobranoc!

– Oooooooch! – Annabell uśmiechnęła się od ucha do ucha. W jej czarnych oczach igrały małe, złote iskierki. – To brzmi superancko, oczywiście, że chcę z wami iść! Ilu was tam jest? Ja wcale nie potrzebuję dużo miejsca!

W trójkę ruszyli w drogę powrotną. Byli przeszczęśliwi!

Annabell kicała obok Mortimera. Pinkie ponownie zasiadła na rondzie kapelusza.

– No więc tak: jest niedźwiedź polarny Murphy – zaskrzeczała sroka. – Smaży pyszne naleśniki. Jest dwanaście surykatek. To prawdziwe ancymony. Lubią się gimnastykować i wszędzie kopią dziury. – Pinkie zachichotała. – I są jeszcze piaskówki. Jak zaśpiewają, zatęsknisz za ptaszkami w lesie.

– Oj tam, oj tam – burknął Mortimer.

Dotarli do parkingu, gdzie stał czerwony autobus z napisem:

SKLEP Z MAGICZNYMI ZWIERZETAMI.

Zdziwiona Annabell przyglądała się świecącym literom, podrygującym to w górę, to w dół.

– Dlaczego nigdy o was nie słyszałam?

– Być może dlatego – zaczęła Pinkie – że do tej pory nie byłaś przy ulicy Pod Wieżą? I… bo nic o nas nie piszą w gazetach? Bo sklep z magicznymi zwierzętami to wielka tajemnica?

– Tajemnica… – wyszeptała z zachwytem Annabell. – To coś dla mnie!

– W takim razie się pakuj! – zawołał Mortimer Morrison i otworzył drzwi od strony pasażera.

Annabell jednym susem znalazła się na wytartym skórzanym fotelu. Mortimer przypiął ją pasem.

Gdy autobus, terkocząc, zmierzał w stronę domu, Annabell bombardowała swoich gospodarzy pytaniami:

– Gdzie będę spała? Co robicie przez cały dzień? Mogę pomagać surykatkom kopać dziury? Macie w ogrodzie strumyk? Mogłabym poprowadzić? – Stukała w deskę rozdzielczą, kręciła wszystkimi gałkami radia, otwierała i zamykała schowek.

– W życiu cię nie wpuszczę za kierownicę! – roześmiał się Mortimer. – Do tego trzeba mieć prawo jazdy! A tak na marginesie, u nas woda płynie z kranu, nie ze strumyka.

– Szapoklap! – zdziwiła się Annabell. – Muszę to zobaczyć! – Kręcąc korbką, opuściła szybę. – Ho, ho! To ja, Annabell! – Wystawiła głowę na zewnątrz i pomachała do jakiegoś rowerzysty, który tak się zdziwił, że aż stracił panowanie nad kierownicą. – Niedługo zrobię prawo jazdy!

Pinkie chichotała na cały głos i o mało nie fiknęła koziołka z zagłówka fotela.

– Wszystko po kolei, Annabell!

Mortimer zahamował na czerwonym świetle.

– Świat ludzi działa inaczej niż świat leśnych zwierząt. Najpierw musisz przyswoić sobie kilka zasad. Ale nic się nie martw, wszystkiego cię nauczymy.

Zapaliło się zielone, więc ruszyli. Mortimer i Pinkie opowiadali o szkole Winterstone, o pannie Cornfield i o klasie, w której uczyła.

– Jeśli będziesz miała szczęście, trafisz do jednego z dzieci. Wiele dzieciaków ma tam magiczne zwierzęta. Są dla nich najlepszymi przyjaciółmi na świecie!

Annabell ze zdumienia aż otworzyła pyszczek.

– Serio?

Pinkie z przekonaniem pokiwała głową.

– Jest tam Ida, która mieszka ze swoim lisem Rabbatem. Benni ma żółwicę, która nazywa się Henrietta. Potrafią ze sobą rozmawiać!

– Naprawdę? – Podekscytowana Annabell skubała pas bezpieczeństwa.

– Stopniowo poznasz ich wszystkich – obiecał Mortimer Morrison, włączył kierunkowskaz i skręcił w ulicę Pod Wieżą.

– A kto wie, może niedługo któreś dziecko będzie potrzebowało twojej pomocy! – zaskrzeczała Pinkie.

– Być może – potwierdził Mortimer. – Ale powoli, wszystko po kolei.

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami zatrzymał się przed szarym budynkiem z czerwonymi okiennicami.

Annabell czym prędzej rozpięła pas, mimo że silnik jeszcze nie zgasł, otworzyła drzwi i wyskoczyła na zewnątrz.

Powoli? Wszystko po kolei? Coś takiego nie leżało w jej naturze!

mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij