Sztuka rozstania - ebook
Przewodnik, który pomaga przejść przez rozstanie
Rozstanie to jedno z najtrudniejszych doświadczeń w życiu – zazwyczaj jest pełne bólu, lęku i niepewności, ale może też być ulgą i początkiem czegoś nowego. Autorzy Sztuki rozstania pokazują, jak przeżyć ten proces świadomie i z troską o siebie. I że rozstanie nie musi być katastrofą, ale może być ważną lekcją o sobie, drugim człowieku i miłości.
Książka pomaga zrozumieć emocje towarzyszące końcowi relacji, nie tylko tej romantycznej oraz przejść przez etapy rozstawania się i żałoby. Podpowiada, jak się przygotować, jeśli chcemy podjąć taką decyzję, oswoić gniew i smutek, jeśli to nie my ją podjęliśmy, a także odbudować poczucie własnej wartości po rozstaniu. Pokazuje różne rodzaje związków i ich końców: od cichych rozstań, zdrad, coming outów, przez rozwody, patchworkowe rodziny, związki na czas określony, aż po pytania o kredyty, dzieci czy… wspólnego psa.
To przewodnik dla osób w kryzysie związku, a także inspirująca lektura dla tych, którzy chcą lepiej rozumieć dynamikę relacji i uczyć się, jak dojrzale ją kończyć – z szacunkiem dla siebie i drugiej osoby. Podpowiada też, kiedy może jednak warto zostać, zamiast się rozstać.
Ta książka pomoże Ci:
- rozpoznawać sygnały kryzysu w związku
- przygotować się do procesu zakończenia relacji
- radzić sobie z emocjami po zdradzie i rozstaniu
- unikać pułapek, takich jak szantaż emocjonalny czy ghosting
- chronić dzieci, rodzinę i przyjaciół podczas procesu rozstania
- odzyskać równowagę i odwagę, by zacząć od nowa
- zbudować dobrą relację po zakończeniu poprzedniego związku
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Poradniki |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-838-0389-0 |
| Rozmiar pliku: | 902 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książkę, po którą sięgasz, napisaliśmy dla osób, które myślą o rozstaniu. Jesteś w szczęśliwym związku i właśnie przyszło ci do głowy, że w takim razie to nie dla ciebie? Nie odkładaj jeszcze naszej książki na półkę – przeczytaj ten wstęp do końca.
Bo co to właściwie znaczy „myśleć o rozstaniu”? Pierwsze, co przychodzi na myśl, to że pewnie oznacza to planowanie rozstania z obecnym partnerem lub partnerką. I jeśli jesteś w takiej sytuacji – zastanawiasz się, czy to już czas, żeby każde z was poszło swoją drogą – to wierzymy, że znajdziesz w tej książce wiele wartościowych treści, sporo odpowiedzi na pytania, które pojawiają się tuż przed rozstaniem, i jeszcze więcej nowych pytań, które warto zadać sobie w momencie tej dużej zmiany, jaką jest koniec relacji romantycznej.
Ale to nie tylko lektura dla osób, które chcą zakończyć swoje związki. Więc jeśli znaleźliście ją na nocnej szafce swojej partnerki lub partnera, to nie musi być znak, że jutro usłyszycie jedno z tych zdań kończących związek. Wierzymy w to, że warto myśleć o rozstaniu i rozmawiać o nim nie tylko wtedy, kiedy wydaje się jedyną opcją. Uważamy, że odważne i szczere podejście do tematu rozstania to świetne działanie profilaktyczne w relacji. „Myślę o rozstaniu” może znaczyć tyle, że chcę zrozumieć, dlaczego mój związek z okresu studiów się rozpadł albo dlaczego się rozwiedliśmy. Jaki miałam udział w tym, że ostatnia relacja się zakończyła? Czy rzeczywiście dałem sobie czas, żeby przeżyć żałobę po związku? Czego nauczyła mnie moja ostatnia relacja i czego nauczyło mnie to, jak się rozstaliśmy?
W naszych gabinetach w Instytucie Psychoterapii SPLOT codziennie przyjmujemy osoby, które dzielą się z nami swoimi osobistymi problemami na terapiach indywidualnych i pracują nad związkami podczas terapii par. Z doświadczenia wiemy, że nie wszyscy pacjenci i pacjentki chętnie wracają pamięcią do rozstań. Z jednej strony to nic dziwnego, bo przecież często te ostatnie chwile związku kojarzą się z bólem, cierpieniem i emocjami tak silnymi, że aż trudnymi do zniesienia – chociaż potrafią kojarzyć się też z ulgą. W praktyce to mieszanina emocji, uczuć, obaw i nadziei. Nieraz słyszeliśmy, że po co zajmować się przeszłością: „Po co rozdrapywać rany?”; „Mało mam problemów w obecnym związku, żeby jeszcze szukać ich w tych, które skończyły się lata temu?”. Wtedy staramy się spokojnie tłumaczyć, że nie chodzi o żadne „rozdrapywanie ran”, tylko o poszukiwanie zależności i schematów z poprzednich relacji, które – nawet nieświadomie – możemy powtarzać w obecnym związku. Bo to, jak i dlaczego rozstaliśmy się z naszą szkolną miłością sprzed lat, może wciąż wpływać na to, jak przeżywamy konflikty z żoną lub mężem, partnerem lub partnerką jako dorośli ludzie.
Dwa lata temu napisaliśmy wspólnie Sztukę bycia razem – książkę, która pomogła i wciąż pomaga wielu parom zbliżyć się do siebie, a niektórym... oddalić od siebie, właśnie po to, żeby się zbliżyć. Bo jeśli mieliście okazję ją przeczytać, to pewnie już wiecie, że czasem najlepszym sposobem na rozbudzenie namiętności jest zwiększenie dystansu. Kiedy patrzymy na spis treści Sztuki bycia razem, komentarze czytelników i czytelniczek oraz wiadomości, które od was otrzymujemy, to widzimy, że na szczęście coraz mniej tematów dotyczących relacji i seksualności stanowi dzisiaj tabu. Z dużym entuzjazmem przyjęliście nasze rozmowy o tym, jak nierozładowana zmywarka może zrujnować seks, dlaczego wibratory, dildo i „pingwinek” wzbudzają tyle emocji, czym jest cyberseks, a czym seks z fantomem, komu na zdrowie wyjdzie wyłączność seksualna, a kto może skorzystać na otwarciu związku.
Wszystkie te tematy były silnie inspirowane naszym doświadczeniem gabinetowym – rozmowami z pacjentami, ich historiami i wyzwaniami, którym muszą stawić czoła. W tej książce nasi pacjenci znów stali się dla nas inspiracją – a dokładnie to, jak wiele trudności sprawia im rozstanie. Z szacunku dla ich zaufania nie wykorzystujemy konkretnych historii opowiedzianych nam w gabinecie i każde odniesienie do rzeczywistych przypadków zmieniamy tak, aby zachować anonimowość i ochronić prywatność pacjentów – wszystkie przytoczone w książce sytuacje zostały starannie przekształcone, by uniemożliwić ich powiązanie z konkretnymi osobami.
Trudność sprawiają nie tylko same rozstania, te, na które pacjenci są zdecydowani, i te, na które decydują się podczas terapii par – bo i tak się zdarza. Temat rozstania i poprzednich związków jest jednym z ostatnich tematów tabu, które wciąż funkcjonują w wielu relacjach. Według badania „Anatomia relacji” przeprowadzonego przez Gedeon Richter Polska na reprezentatywnej grupie Polek i Polaków aż 17 procent osób stwierdziło, że nie rozmawia w związku o „poprzednich związkach partnera lub partnerki” – to lider rankingu tematów tabu. Drugie w kolejności z wynikiem 16 procent są „seks, potrzeby i preferencje seksualne”. O seksie napisaliśmy już jedną książkę, teraz przyszedł czas na największe tabu, czyli sztukę rozstania – jej też warto się nauczyć.
To doprawdy fascynujący paradoks, że rozstanie – coś tak powszechnego – jest jednocześnie jednym z najtrudniejszych tematów do rozmowy. A przecież więcej ludzi doświadczyło rozstania, niż jest obecnie w związkach. Pomyśl o tym przez chwilę. Jeśli jesteś obecnie w relacji, to duża szansa, że masz na koncie jakieś poprzednie związki i rozstania. Jeśli jesteś singlem lub singielką, bardzo możliwe, że też doświadczyłeś lub doświadczyłaś nie jednego, a kilku rozstań. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce wskaźnik rozwodów od lat systematycznie rośnie – w 1980 roku na każde 1000 nowo zawartych małżeństw przypadało około 130 rozwodów, a w 2023 roku już niemal 390. Mówimy tylko o rozwodach, a co ze związkami nieformalnymi? Szacuje się, że około 60-70 procent par żyjących w związkach partnerskich na świecie rozstaje się przed osiągnięciem dziesięcioletniego stażu związku.
Wiele osób musi lub będzie musiało się mierzyć z trudnym procesem zakończenia relacji. Część z tych, które są obecnie w relacjach, pewnie kiedyś się rozstanie. Nie uciekamy od tej prawdy, tylko chcemy stawić jej czoła.
Dlatego w tej książce przeprowadzimy cię przez różne odcienie rozstań. Opowiemy o tym, jak rozpoznać, że rozstanie wisi w powietrzu, i jak podejmować decyzje, które nie będą pochopne. Zajmiemy się lękiem przed samotnością i tym, co powstrzymuje ludzi przed odejściem nawet z takich relacji, które ich ranią. Opiszemy, co dzieje się w emocjach i ciele, kiedy kończy się związek, i pokażemy, jak przebiega proces żałoby po rozstaniu. Będziemy mówić o „cichych rozstaniach”, o seksie z eks, o tym, jak wygląda terapia par, które chcą się rozstać, i o tym, czym w praktyce jest separacja.
Poruszymy też temat zdrad, rozwodów, rozstań z dziećmi w tle, rodzin patchworkowych, a nawet dzielenia opieki nad psem czy kotem. Nie zabraknie także rozmowy o tym, jak finanse potrafią komplikować rozstanie. Zajrzymy w zakamarki rozstań z coming outem w tle, opowiemy o nowych modelach relacji opartych na kontraktach czy związkach na czas określony. I wreszcie – podpowiemy, kiedy może jednak warto zostać, zamiast się rozstać.
Książka, którą trzymasz w ręku, to lektura dla osób, które mają odwagę myśleć o rozstaniu. Głęboko wierzymy, że tak samo jak o miłości, czułości i seksie warto szczerze i otwarcie rozmawiać o rozstaniu.
dr Agata Stola, dr Robert Kowalczyk, Dawid KrawczykANATOMIA ROZSTANIA
Dawid Krawczyk: Wyobraźmy sobie na chwilę, że przychodzę do was na terapię. Mówię, że kłócę się ostatnio częściej ze swoją partnerką. Powiedzcie szczerze, czy tak wyglądają początki rozstania.
Agata Stola: Czasem pary myślą, że skoro się kłócą, to znaczy, że rozstanie już czeka na nich za rogiem. A to nieprawda. Nawet w świetnie funkcjonującym związku można się kłócić. Konflikty są naturalną częścią relacji i sposobem na rozładowanie napięć, które wynikają z różnic między partnerami. Kluczowe jest nie to, czy się kłócimy, tylko jak się kłócimy i co z tych naszych kłótni zostaje.
Robert Kowalczyk: Konflikty w relacji będą. One są jej nieodłączną częścią, jak zaznacza Sue Johnson, jedna z twórczyń i główna orędowniczka Terapii Par Skoncentrowanej na Emocjach. Konflikty w relacji to dbanie o emocjonalne bezpieczeństwo, więź. Większość konfliktów nie wynika z treści (na przykład pieniędzy czy wychowania dzieci), lecz z lęku przed utratą emocjonalnej więzi. W relacjach często pojawia się schemat: jedna strona naciska, druga się wycofuje – obie czują się niezrozumiane. U jego podstaw leży potrzeba bliskości i bezpieczeństwa, a nie zła wola. Dlatego konflikty są naturalną częścią związku – nie są zapowiedzią jego końca, lecz mogą się stać szansą na głębsze porozumienie.
Czyli nie przejmować się tymi kłótniami za bardzo?
A.: Nie upatrywać w nich na pewno końca relacji. Warto sięgnąć po jedną z psychologicznych koncepcji, może nieprzypadkowo stworzoną przez kobietę. Harriet Lerner, specjalistka w dziedzinie psychologii relacji i psychoterapii par, stworzyła model cykli kryzysowych. Badaczka zauważa, że każdy związek przechodzi przez cykle, w których pojawiają się kryzysy. A to jest czymś zupełnie naturalnym w relacji i bynajmniej nie musi prowadzić do rozstania.
Trochę mnie uspokoiłaś, ale nie całkiem. Bo w teorii to bardzo ładnie brzmi, ale przecież kłótnie to często bolesne wybuchy złości.
A.: Złość jest naturalną emocją, która może być wyrazem naszych niezaspokojonych potrzeb, naruszonych granic czy zawiedzionych oczekiwań. Nie powinniśmy jej ignorować ani tłumić, ponieważ to może prowadzić do odkładania się jej. Prędzej czy później i tak wybuchnie, niosąc o wiele większe spustoszenie niż to, które mogłoby się zdarzyć przy ujawnieniu jej od razu. Także trudne emocje w związku musimy okazywać. Tylko umiejętnie. Kłócić też trzeba się nauczyć.
Od czego zaczęłabyś szybki kurs efektywnego kłócenia się?
A.: Najważniejsza rzecz to żeby nie traktować konkretnego sporu jako okazji do przedstawienia wielkiej diagnozy osoby partnerskiej. Przydałoby się wyrzucić ze swojego arsenału takie zdania, jak: „Bo ty się nie nadajesz do związku”, „Zawiodłaś mnie znowu”, „Z tobą zawsze tak jest”. Mamy się przecież dogadać, więc przede wszystkim unikamy oskarżającego tonu, który sprawia, że druga osoba czuje się atakowana. Skupiamy się na wyrażaniu swoich potrzeb i emocji, czyli komunikujemy się z pozycji „ja” – na przykład: „Ja czuję się zraniona, gdy...” lub „Ja potrzebuję, aby...”.
Z początku to musi chyba wydawać się nienaturalne.
A.: Taki sposób komunikacji zmienia ton rozmowy z konfrontacyjnego na bardziej otwarty i mniej defensywny. Jeśli mamy się kłócić, to o konkretne sprawy, a nie uderzać w całościowy obraz relacji.
R.: Uogólnienia są jednym z klasycznych błędów poznawczych. Zwracamy na nie szczególną uwagę w terapii poznawczo-behawioralnej, metodzie terapeutycznej, na której bazuję w swoim gabinecie. Mówimy między innymi o nadmiernej generalizacji – czyli takich komunikatach, jak: „Ty zawsze...”, „Ty nigdy...”. Trzeba być czujnym, żeby nie stały się domyślną melodią w związku. Czy nie zaczynamy żyć w narracji, w której ta druga osoba nas ciągle zawodzi.
Co to w praktyce znaczy, że mamy jakąś narrację o związku?
R.: Przypomina mi się film Miłość Michaela Hanekego – tam bardzo dobrze pokazana jest granica między chwilowym zmęczeniem sobą a stałą narracją, w której nie ma już czułości, tylko coraz większe oddalenie. Warto zatrzymać się i zapytać: czy zamiast słuchać się nawzajem, wspólnie stawiać czoła trudnościom, nie zbieramy kolejnych „dowodów” na to, że ten związek nie ma sensu? Taka postawa, w której szukamy nie bliskości, tylko pretekstów do oddalenia – to już bardzo niebezpieczny sygnał, że koniec się zbliża.
No dobra, to znowu się przestraszyłem, że te ostatnie kłótnie mogą zapowiadać koniec. Jak zorientować się, że naprawdę zmierzamy do rozstania?
R.: Słyszałeś o czterech jeźdźcach apokalipsy?
Tak, ale nie u psychologa, tylko w kościele. O ile dobrze pamiętam, to postaci z Apokalipsy św. Jana. Zapowiadały koniec świata.
R.: W psychologii raczej nie zajmujemy się końcem świata, ale końcem związku już tak. John Gottman, psycholog i badacz z Uniwersytetu Waszyngtońskiego, przez dekady obserwował pary i analizował, co sprawia, że jedne relacje się rozpadają, a inne nie. Zebrał wnioski ze swoich obserwacji i opisał czterech jeźdźców niosących apokalipsę w związku.
Pierwszy z nich to krytyka. Widziałeś pewnie Sceny z życia małżeńskiego Bergmana?
Widziałem, ale wolę nowszą adaptację, serial HBO z 2021 roku o tym samym tytule. Płakałem chyba całe pięć godzin.
R.: Tam scen krytyki w związku masz pod dostatkiem.
A.: Nie chodzi tu o powiedzenie „nie podoba mi się, że zostawiłeś naczynia w zlewie”, tylko o atak na to, kim jest partner lub partnerka, czyli takie zdania, jak: „Jesteś leniwy”, „Wkurzasz mnie”, „Z tobą nic się nie da zrobić”. Taka krytyka to nie jest rozmowa o zachowaniu, tylko całościowe oskarżenie.
Kolejni jeźdźcy, którzy galopują razem z krytyką?
R.: Drugi to pogarda i jest jeszcze bardziej niebezpieczny. W praktyce oznacza tyle, że patrzymy na partnera z wyższością, kpiąco, z cynizmem. Pogarda niszczy fundamenty szacunku w związku.
A.: Trzeci jeździec to defensywność, czyli postawa „to nie moja wina, to wszystko ty”. Wieczne tłumaczenie się, odsuwanie od siebie odpowiedzialności. Zamiast usłyszeć partnera, okopujemy się na pozycji i zasłaniamy usprawiedliwieniami.
R.: I czwarty – wycofanie. Z rozmowy, zaangażowania, zainteresowania. Emocjonalne zamknięcie. Partnerzy siedzą obok siebie, ale nie są już razem.
Jak zbierzemy cały zestaw czterech, to koniec?
A.: Na pewno mamy do czynienia z realnym zagrożeniem dla relacji. To nie jest wyrok, ale ważny sygnał, że warto poszukać pomocy, bo jeźdźcy sami raczej nie wyparują.
Często widzicie tych jeźdźców, jak wpadają do gabinetu razem z parą pacjentów?
R.: Zdarza się, że galopują po gabinecie przez całą sesję. W terapii par bardzo uważnie wsłuchujemy się w emocje pacjentów, ponieważ to po nich można poznać, czy została przekroczona ta subtelna granica między złością a wrogością. Na partnera lub partnerkę można się zezłościć – to normalne. Ale kiedy ta druga osoba staje się moim wrogiem, to mamy problem.
Czym różni się złość od wrogości?
R.: Złość to emocja działania. Pojawia się, kiedy na drodze naszych dążeń wyrasta przeszkoda. Stroszymy się, chcemy przeforsować realizację pragnienia. Zdarza się, że wykrzykujemy nasze racje, gestykulujemy. Nie jest to reakcja kontrolowana. To intensywna mobilizacja organizmu do działania. Dalej mamy gniew i wściekłość. Ale kiedy te emocje stają się częścią postawy – wrogości właśnie – to zaczyna być niebezpiecznie. Zalega w nas gniew, frustracja, pielęgnowane są negatywne przekonania na temat drugiej osoby, pojawia się sarkazm, poniżanie, obrażanie. Zdania typu: „Zawsze wszystko potrafisz popsuć”, „Jesteś beznadziejna tak jak twoja matka” – są na porządku dziennym.
Jak padają takie zdania, to chyba trudno wrócić na właściwe tory.
A.: Po takim zdaniu często pada coś jeszcze o tym, że „nie da się z tobą żyć”. Ten moment, w którym mówimy nie o zachowaniach, a zaczynamy określać całą relację jako coś złego, warto wyłapać, ponieważ to mocny zwiastun końca.
Dopóki nawet bardzo negatywne rzeczy dotyczą konkretnych sytuacji – da się z tym pracować. Para wchodzi do gabinetu, opowiada jakąś kłótnię sprzed kilku dni. I już po sposobie mówienia słychać, czy oni rzeczywiście mówią o tej jednej sytuacji, czy już o całości relacji.
Jeśli ich opowieść jest przesycona negatywnym obrazem partnera i związku, jeśli w głowie jednej z osób pojawia się przekonanie, że wszystko w tej relacji jest złe – mamy do czynienia z czymś znacznie trudniejszym. Wtedy nawet jeśli pojawiają się jakieś pozytywne czy neutralne momenty, to i tak są opowiadane z tej samej negatywnej perspektywy.
No tak, dzieje się coś przyjemnego: fajna randka, dobry seks, miła chwila, a później spada bomba: „No i czy nie mogłoby być tak już zawsze?”.
A.: Z tymi jeźdźcami jest tak, że trudno się ich pozbyć, kiedy zadomowią się w relacji, ale to nie jest niemożliwe – ten gabinet jest świadkiem. Pamiętam taką parę, która przyszła do nas już praktycznie na granicy rozstania. Wszystko było źle – na każdym poziomie. Mnóstwo pretensji, dużo zachowań destrukcyjnych, nie pamiętali tygodnia bez kłótni. Ale przez rok terapii udało im się dotrzeć do źródeł. Na naszych oczach zmienił się sposób myślenia tej pary o ich związku.
Przełom nastąpił wówczas, gdy przestali traktować konkretne sytuacje jako dowód tego, że ich relacja jest w złym stanie. Wiedzieliśmy wtedy, że ten związek przetrwa.
Dziś ta para już nie przychodzi regularnie na terapię. Czasem pojawią się u nas w jakimś kryzysie, ale generalnie – są razem. I co ważne: oni nadal się kłócą. Bo życie takie jest – kłótnie się zdarzają. Ale kiedy o nich opowiadają, to mówią właśnie o konkretnych sytuacjach. Nie przychodzą już z narracją: „Wszystko jest beznadziejne, on jest beznadziejny, ona jest beznadziejna”.
Trochę tych sygnałów jest. Chyba teraz trudniej będzie mi uwierzyć, gdy usłyszę, że ktoś zupełnie nie spodziewał się rozstania.
R.: Choć znaki zwiastujące kryzys w związku zwykle pojawiają się dużo wcześniej, rzadko chcemy je zauważyć. Jesteśmy mistrzami w ich racjonalizowaniu: tłumaczymy chłód zmęczeniem, milczenie „takim charakterem”, unikanie bliskości stresem w pracy. Z czasem, jak zauważa Esther Perel, psychoterapeutka par, autorka bestsellerowej Inteligencji erotycznej, do gry wchodzą dwaj cisi zabójcy relacji: rutyna i brak ekscytacji. Nie krzyczą, nie dramatyzują – po prostu wyciszają relację, aż przestaje się słyszeć, że coś jeszcze w niej grało.
Moment, ale przecież sami mówiliście w Sztuce bycia razem, że nie należy bać się nudy w związku. Coś się zmieniło?
A.: W tej sprawie nic się nie zmienia, wspólne nudzenie się może być bardzo zbliżającym doświadczeniem. Pozwól, że doprecyzuję, czym właściwie jest ta rutyna – bo to pojęcie, które może mieć różne znaczenia w różnych kontekstach. Rutyna jest dziś czymś naprawdę ciekawym, ponieważ coraz częściej mówi się o niej w pozytywnym świetle – zwłaszcza w mediach społecznościowych. Na wielu psychoedukacyjnych kanałach można usłyszeć, że to coś, co porządkuje życie, daje strukturę i poczucie bezpieczeństwa. Kiedy świat pędzi, wszystko się zmienia i łatwo się pogubić, rutyna może działać jak kotwica. Pomaga zmniejszyć stres, daje stabilizację – i to jest bardzo potrzebne.
Z jednej strony słyszymy: „Rutyna jest dobra, pomaga radzić sobie z napięciem”, a z drugiej strony w relacji może zacząć działać jak niewidoczny środek usypiający, który powoli odcina nas od bliskości, spontaniczności, emocjonalnego kontaktu. I nagle okazuje się, że coś, co miało nas chronić przed chaosem, zaczyna oddzielać nas od siebie nawzajem.
R.: Chodzi o rutynę względem uczuć, brak emocjonalnej obecności. Często pary mówią: „My nie mamy czasu się spotkać” – i to nie znaczy, że się nie widują. Wręcz przeciwnie – są razem codziennie: odprowadzają dzieci do szkoły, idą do pracy, wracają, jedzą, śpią. Tylko że to wszystko dzieje się obok relacji. Związek staje się częścią codziennej logistyki, a nie przestrzenią, w której jesteśmy dla siebie nawzajem.
A relacja wymaga czasu i uwagi. Wymiaru, w którym można się zatrzymać i zauważyć drugą osobę. To coś, co bardzo często pojawia się w pracy terapeutycznej. Ktoś opowiada o związku, który z początku był pełen namiętności, zauroczenia, wspólnego śmiechu... a potem powoli wszedł w rutynę codzienności. I ta codzienność zaczyna przysłaniać wszystkie inne wymiary relacji.
Co wtedy?
R.: Wtedy często pytamy: „A kiedy ostatnio byli państwo na randce?”. Albo: „Czy spróbowali państwo zaplanować godzinę tylko dla siebie w ciągu tygodnia? Taką, w której nie ma telefonów, obowiązków, dzieci, tylko wy dwoje – w rozmowie, trzymając się za ręce, może po prostu siedząc obok siebie i patrząc sobie w oczy”.
Nudząc się wspólnie?
A.: Dokładnie! Czasem trzeba wrócić do tych prostych rzeczy, które kiedyś były oczywiste – do uważności na siebie nawzajem. Według mnie emocjonalna rutyna może mieć dwa oblicza, może być rozumiana negatywnie, być stanem, w którym przestajemy się naprawdę widzieć, gdy brakuje wzajemnej troski i zainteresowania. W takiej sytuacji prowadzi właśnie do wypalenia i osłabienia więzi między osobami. Ale mamy też emocjonalną rutynę w pozytywnym wydaniu, czyli taką, w której właśnie decydujemy się na konsekwencję i zaangażowanie, na codzienne docenianie i wzmacnianie relacji. Choć wiele osób i od tej pozytywnej się wzbrania, gloryfikując emocjonalny rollercoaster z okresu zakochania.
Ach, kto nie marzył o spontanicznym porywie namiętności w długiej, bezpiecznej relacji.
R.: Wiem na pewno, że to marzenie wielu naszych pacjentów. Tęsknota za spontanicznością to coś powszechnego, nie tylko w związkach, ale też w życiu poza nimi. W głowie niczym echo odbijają mi się takie zdania: „On mnie już niczym nie zaskakuje” albo „Ona jest taka przewidywalna”. Nikt nie oczekuje, że od jutra mąż czy żona zrobi życiową rewolucję, porwie w kosmos. W praktyce ludzie mówią po prostu: „Na początku to było pociągające – razem szukaliśmy nowych rzeczy, spontanicznie coś robiliśmy. A teraz czuję, że już nic mnie nie zaskoczy. Dzień za dniem, noc za nocą taka sama”.
A.: Też dobrze znam te zdania, ale ja wtedy zawsze pytam: „A czy pan lub pani potraficie siebie samych zaskoczyć?”. Myślę, że to jest kluczowa sprawa. Wiele osób oczekuje, że druga osoba wniesie do relacji coś nowego, coś ekscytującego – a same od dawna nie zrobiły nic, co by je pobudziło. Czasem to oczekiwanie jest trochę przerzuceniem odpowiedzialności – tak jakby to partner miał obowiązek nas wyciągnąć z tej codzienności.
R.: Wiesz, namiętność karmi się zaskoczeniem uzupełnionym uważnością na siebie nawzajem. To, co w początkowych fazach relacji wydaje się ziemią obiecaną, ciepły wspólny koc, poranki i wieczór, staje się później przekleństwem – rutyną, kiedy nic poza ramą w niej nie ma. Każdy pewnie pamięta te pragnienia, żebyśmy przeżywali wielkie zaskoczenia i wspólne odkrycia. I nie chodzi o to, żeby zrobić rewoltę, zniszczyć wszystko. Tylko żeby wykonać wysiłek, zaskoczyć, wyjść poza utarty schemat – czasem wystarczy pójść razem na randkę, zaplanować coś nietypowego. To są małe rzeczy, ale mają ogromną moc sprawczą. Budzą z letargu!
A.: Pewnie, ale czasem, gdy słucham tej tęsknoty za wrażeniami, to mam poczucie, że ta potrzeba bycia zaskakiwanym lub zaskakiwaną to może być potrzeba zewnętrznie nie do zaspokojenia. Staje się przerzuceniem odpowiedzialności na osobę partnerską, która ma się tym zaopiekować. A bardzo często mówimy tu o trudnościach, które każdy z nas powinien przepracować sam, a nie oczekiwać, że rozwiąże je terapia par.
R.: Nie wiem, czy mam aż taką wyrazistą opinię w tej sprawie, ale na pewno patrzę z dużym zrozumieniem na te historie, że jedna osoba stara się zaskoczyć, popracować nad wrażeniami w relacji i spotyka się z wycofaniem. Zbyt często słyszę w gabinecie, że komuś bardzo zależało, żeby rocznica była wyjątkowa, że to będzie „nasz dzień”. A partner... nawet nie założył koszuli.
Jak to „nie założył koszuli”?
R.: Jedna osoba w parze kupiła bilety do teatru, zarezerwowała stolik w restauracji, a druga wróciła z treningu, ominęła prysznic, dres zmieniła na dżinsy i mówi, że jest gotowa. I oczywiście nie o te dżinsy czy o prysznic tutaj chodzi, tylko o poczucie, że komuś zależy, że zostało to zauważone i odwzajemnione.
Brak prysznica po treningu to powinien być jednak kolejny jeździec apokalipsy.
R.: Wiesz, tu wcale nie rzecz w prysznicu, tylko w tym, co on komunikuje. W tej konkretnej sytuacji to był brak zaangażowania, a to już dobry kandydat na kolejnego jeźdźca. Czasem naprawdę nie trzeba wiele, żeby partner czy partnerka poczuli się zauważeni. No bo jeżeli ktoś przez 10 lat małżeństwa nie potrafi zapamiętać, kiedy wypada rocznica, to – no powiedzmy sobie szczerze – to jest problem.
A.: W tej historii o rocznicy i prysznicu pobrzmiewa jeszcze jeden wątek: równowaga w relacji. Chodzi tu o sprawiedliwy podział odpowiedzialności, emocji, zaangażowania, czasu i przestrzeni, jakie para dzieli pomiędzy sobą. Oczywiście każdy angażuje się na swój sposób, w zależności od możliwości i temperamentu, ale ważne, żeby obydwie strony coś z siebie dawały i wkładały w miarę równy wysiłek.
Żeby druga osoba czuła: „widzę, że jesteś, robię coś dla ciebie, bo mi zależy”. Bo jeśli tylko jedna osoba naprawdę „jest w związku”, a druga właściwie tylko jedzie na siedzeniu pasażera, to mamy do czynienia z dużą nierównowagą.
Kiedy tracimy równowagę, to możemy się wywrócić.
A.: Spotykam w gabinecie coraz więcej osób – częściej kobiet – które są po prostu menedżerkami od wszystkiego. Odłożę na bok dyskusję, czy same, czy ktoś lub coś je powołało do tej funkcji. One ogarniają pracę, dzieci, dom, rocznice, urodziny, całą prozę. Są świetnie zorganizowane, kontrolują wiele spraw, najczęściej więcej, niż muszą. W takiej relacji osoba partnerska – niezależnie od płci – wycofuje się, rdzewieje. Psychologicznie nie ma szans na rywalizację z czempionem. Bo przy tym ogromie wysiłku, który druga strona wkłada, ten przysłowiowy kwiatek na Dzień Kobiet – albo inny gest – wydaje się czymś niepoważnie małym. Warto się starać i angażować, ale warto też zostawić przestrzeń dla drugiej osoby, żeby mogła to zrobić. Bo przecież czempion zrobi to najlepiej, nie róże, ale kwiat paproci by przyniósł.
Zbyt duży wysiłek po jednej stronie może prowadzić do wielu problemów w relacji, jedna osoba czuje się całkowicie zdominowana, druga kompletnie niezaspokojona, a to bardzo często prowadzi do wypalenia i ogromnej frustracji obu stron.
Dobra, a jak już się zorientowałem, że w moim związku nadciąga apokalipsa, bo jest i krytyka, i pogarda, i defensywność, i wycofanie, a na domiar wszystkiego rutyna i brak ekscytacji idealnie opisują ostatnie miesiące. Co mnie wtedy czeka?
R.: Zacznijmy od tego, że to, o czym mówisz, to jest punkt krytyczny. Słychać już tętent koni. Warto uświadomić sobie wtedy, że mamy do czynienia z głębokim kryzysem.
Stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że to jest kryzys?
R.: Jeśli tego potrzebujesz, to cię ma przebudzić, to dlaczego nie? Ważne, żebyś nie uciekał od tego, nie pomniejszał wagi tego doświadczenia. A teraz ważna informacja: kryzys nie zawsze oznacza koniec. Kryzys to sygnał nadchodzącej zmiany, dezorganizacja dotychczasowych sposobów radzenia sobie, które po prostu stają się niewystarczające. W jakim kierunku się to wszystko potoczy, zależy w dużej mierze od nas samych. Czy zamkniemy oczy i będziemy udawać, że nic się nie dzieje, jakoś się ułoży, czy zauważymy zmianę i świadomie wyznaczymy jej kierunek – to od nas zależy, jaki będzie kolejny rozdział wspólnej historii. Czy będzie to rozstanie, czy może nowy etap w tej samej relacji?
Ale ja bym chciał już wiedzieć właśnie, czy się rozstawać, czy dalej brnąć w tę relację.
A.: Takim pierwszym kluczowym pytaniem jest: w jaki sposób mówię o swoim związku? Jak opowiadam o tej relacji sobie i bliskim? Czy widzę ją jako coś dobrego, wspierającego, czy raczej jako źródło cierpienia, zmęczenia, bezsilności? Ludzie nie zawsze potrafią na to pytanie odpowiedzieć, ale o relacji zazwyczaj umieją coś opowiedzieć. I ta opowieść, narracja, w której osadzają swój związek, dużo nam mówi o tym, jak się czują w tej relacji i czy jeszcze widzą w niej sens.
R.: Kiedy człowiek mierzy się z takimi wątpliwościami, to znak, że przyszedł czas na to, żeby sięgnąć po informację, pomoc z zewnątrz. Bardzo często jesteśmy uwiązani naszą osobistą perspektywą, zdeterminowani własnymi przekonaniami, okopani w schematach myślenia o sobie i o partnerze lub partnerce. Dlatego konsultacja psychologiczna albo psychoterapia dają nową perspektywę. Umożliwia ona spojrzenie na tę relację z dystansem wobec emocjonalnego chaosu. Ale to też nie musi być gabinet. Ludzie szukają dystansu na własną rękę, pytając przyjaciół: „Co ty tak naprawdę myślisz o tym moim związku?”, szukają wsparcia w bliskim otoczeniu. I to jest naturalne, ponieważ często czujemy, że sami nie potrafimy się w tym odnaleźć, bo emocje nas przerastają.
Ale myślicie, że taka rozmowa z przyjaciółmi może realnie pomóc poukładać w głowie rozstanie, wyjść poza osobistą perspektywę, czy tak naprawdę to każdemu przydałaby się terapia?
A.: Konsultacja to jeszcze nie terapia. Pierwsze kilka spotkań to ocena sytuacji, zbadanie motywacji po obu stronach – może być tak, że po konsultacji para już wie, jaka jest decyzja w sprawie związku.
A jeśli chodzi o przyjaciół, to w moim odczuciu radzenie się, rozmawianie, otwieranie przed bliskimi jest ważnym emocjonalnym wentylem, mam jednak wrażenie, że trudno szukać u nich obiektywności. Bliskie osoby są częścią „naszej wioski”, więc w pewnym sensie pozostają w środku.
R.: Rozmowa z przyjaciółmi może być pierwszym ważnym krokiem – pozwala usłyszeć siebie, zderzyć swoje myśli z cudzymi reakcjami. Przyjaciele jednak, nawet jeśli empatyczni, są wobec nas przede wszystkim lojalni, a na historie, które im opowiadamy, patrzą przez pryzmat własnych doświadczeń. Psychoterapia działa inaczej – nie chodzi w niej o ocenę, tylko o zrozumienie. Więc jeśli pytasz, czy każdemu przydałaby się terapia, to myślę sobie, że każdej osobie przydałoby się uczciwe spojrzenie na siebie i własne wzorce zachowań. Ponieważ czasem najważniejszym krokiem na drodze do uzdrowienia nie jest wcale rozmowa o relacji, w której ktoś się znajduje, ale odwaga, by zobaczyć w niej samego siebie.
Widzieliście na tej kanapie wiele par, które się rozstały. Jak zazwyczaj wygląda ten ostatni etap relacji przed końcem?
A.: Pierwszy jest kryzys, który zaczyna się zazwyczaj od narastającej irytacji. Partnerzy zaczynają się nawzajem potwornie denerwować – i to już nie w tych typowych, znanych obszarach konfliktu, jak kasa, seks, logistyka czy zmywarka. Ludzie tak naprawdę od początku wiedzą, że w tych sprawach się różnią – i z tym nauczyli się jakoś funkcjonować.
W parze, która zmierza do rozstania, dzieje się coś głębszego. Wiele osób opowiada o tym w taki sposób: „On nie musi nic mówić – wystarczy, że na niego patrzę i już mnie denerwuje”. Sposób, w jaki partner je, oddycha, prowadzi samochód – wszystko drażni nie do zniesienia. Pierwszy etap rozstawania się to stan, w którym wszystko, co wcześniej było neutralne albo nawet urocze, zaczyna po prostu wkurzać. Obecność drugiej osoby wywołuje permanentne napięcie.
R.: Cisza przed burzą, czyli moment emocjonalnego zamrożenia. Uczucia, które wcześniej były wyrażane na zewnątrz, na przykład pod postacią kłótni, teraz są przeżywane wewnętrznie, ale nie znikają. One się kumulują. Taka cisza potrafi być złowroga, ponieważ nie ma w niej już próby porozumienia – jest wycofanie, obojętność albo chłodna przemoc. Napięcie rośnie i rośnie...
I wybucha! Zmiata wszystko z powierzchni ziemi?
R.: Nie od razu, ale tak, ostatecznie jak wybuchają te ostatnie kłótnie, to one mają na celu zmieść związek z powierzchni ziemi, zostają zgliszcza. To są specyficzne kłótnie, bo nie mają żadnej funkcji rozwojowej. Ich dynamika wygląda tak: wieczorem się pokłóciliśmy, a rano przy śniadaniu zaczynamy sobie skakać do oczu od nowa. Para jest wówczas w permanentnym stanie wojny – docinki, pogarda, złośliwości. W takich kłótniach celem nie jest rozwiązanie konfliktu, tylko atak.
Atak na partnera lub partnerkę?
A.: Właśnie paradoksalnie to na koniec ważniejsze niż atakowanie partnera jest zrównanie z ziemią tego, co jeszcze zostało z relacji. To w zasadzie już nie są kłótnie, tylko systematyczne burzenie związku. Nikomu już wtedy nie zależy na rozwiązaniu problemu, a celem jest całkowita destrukcja.
Brzmi jak okropnie wycieńczający czas. Nie można było po prostu wcześniej odejść?
R.: Doprowadzamy do takich sytuacji, ponieważ kiedy już dochodzi do decyzji o rozstaniu, potrzebujemy argumentu emocjonalnego. Chcemy mieć jasność. Chcemy być przekonani o tym, że ten nasz związek to naprawdę było coś okropnego. Trudno jest się rozstać, kiedy nie jesteśmy pewni, że to jest dobra decyzja. Ten wewnętrzny argument musi być silny, wątpliwości zażegnane, a o sile argumentu świadczą często emocje, które leżą u jego podstaw. Im silniejsze, tym bardziej przekonujący argument.
W końcu na tych zgliszczach związku jedna strona nie wytrzymuje i pada zdanie: „Chcę się z tobą rozstać”.
A.: Są rzeczywiście takie pary, w których to zdanie zarezerwowane jest na koniec związku. Ale też są takie, w których groźba rozstania pojawia się podczas konfliktów w zasadzie od początku relacji.
Nie brzmi zbyt zdrowo. Wynieś śmieci, bo się z tobą rozstanę?
A.: To byłaby dość skrajna forma, ale szantażowanie rozstaniem jest czymś, co powraca w wielu relacjach, i jest to forma kontroli relacji. Takie zapożyczenie z dziecięcych zachowań. Dzieci bawią się ze sobą i jedno dziecko chce się bawić w coś innego, a drugie ma do wyboru: albo się podporządkuje, albo bierze swoje zabawki i idzie do domu. Taka próba sił: jak mam zostać, to będziemy się bawić na moich zasadach.
Szantaż emocjonalny tego typu jest bardzo często stosowany przez osoby, które czują dużo niepewności i lęku wokół relacji. Zdarza się, że osoby o takim usposobieniu potrafią zachowywać się okrutnie – po sprzeczce wyłączają telefon, mówią: „To już koniec, odchodzę”, a później wracają za dwie godziny i sprawdzają, jak silne emocje wywołało ich zerwanie.
R.: Czasem wystarczy, że ktoś ma inne zdanie – i już pada: „To my się chyba powinniśmy rozstać, bo do siebie nie pasujemy”. Widziałem wiele związków, w których groźba rozstania padała przy każdej sprzeczce, dosłownie od pierwszej kłótni.
A jak kończą pary, które nigdy nie rozmawiały ze sobą o rozstaniu?
R.: Rozmawiają o nim tylko raz. Na sam koniec.
A.: I wtedy się naprawdę rozstają.
Przypisy
Główny Urząd Statystyczny, Rocznik Demograficzny 2024, Warszawa 2024, s. 230.
M.D. Bramlett, W.D. Mosher, Cohabitation, Marriage, Divorce, and Remarriage in the United States, National Center for Health Statistics, Vital Health Stat 23(22), 2002.
EFT (Emotionally Focused Therapy) to krótkoterminowa terapia par, skoncentrowana na emocjach i więzi. Jej celem jest odbudowa poczucia bezpieczeństwa i bliskości w relacji poprzez rozpoznanie i przeformułowanie negatywnych wzorców interakcji. Zob. Sue Johnson, Siedem rozmów wzmacniających związek. Jak pogłębić relację i stworzyć emocjonalną bliskość, tłum. Natalia Mętrak-Ruda, Wydawnictwo Feeria, Łódź 2023.
Błędy poznawcze to typowe zniekształcenia myślenia, które mogą prowadzić do negatywnych emocji i zachowań. Do najczęstszych należą: uogólnianie („Zawsze przegrywam”), myślenie czarno-białe („Albo jestem idealny, albo bezwartościowy”), katastrofizacja („Jeśli zawalę egzamin, moje życie się skończy”), czytanie w myślach („Na pewno uważa mnie za idiotę”), emocjonalne rozumowanie („Czuję się beznadziejnie, więc taki jestem”) oraz wybiórcza uwaga (skupianie się wyłącznie na błędach, pomijanie sukcesów). Owe błędy zostały opisane i rozwinięte m.in. przez A.T. Becka i D.D. Burnsa. Zob. D.D. Burns, Radość życia, czyli jak zwyciężyć depresję. Terapia zaburzeń nastroju, Zysk i Ska, Warszawa 2024.
J.M. Gottman i N. Silver, Siedem zasad udanego małżeństwa, tłum. Donata Olejnik, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024.