Sztuka życia bez ściemy - ebook
Sztuka życia bez ściemy - ebook
Życie trwa tylko chwilę. Nie zepsuj tego!
Ksiądz Jan Kaczkowski potrafił rozpalić serca i ostudzić emocje. Nikt tak mądrze jak on nie mówił o współczesnym Kościele, o cierpieniu, potrzebie kochania albo chociaż lubienia ludzi, którzy nas otaczają.
Czy bliskości da się nauczyć? Co to znaczy być przyzwoitym? Dlaczego czasem trudno nie być antyklerykałem? Gdzie jest Bóg, kiedy nasi bliscy cierpią? Czy eutanazja może być alternatywą dla cierpienia?
Odpowiedzi na te oraz setki innych pytań, które znajdujemy w nieznanych tekstach księdza Kaczkowskiego, uczą nas żyć w zgodzie z samym sobą i z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6191-4 |
Rozmiar pliku: | 7,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, ogłoście uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju!
Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: "Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?”.
A Pan zapłonął zazdrosną miłością ku swojej ziemi i zmiłował się nad swoim ludem.
Jl 2, 12–18
W imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą.
Współdziałając zaś z Nim, napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Mówi bowiem Pismo:
"W czasie pomyślnym wysłuchałem cię, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą”.
Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.
2 Kor 5, 20–6, 3
"Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (…)
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Mt 6, 1–6. 16–18Bardzo lubię młodzieżowe słowo „rozkminiać”. Rozkminić to znaczy wniknąć w głębię i rozpoznać to, co jest prawdziwe. Mam wrażenie, że różni biblijni bohaterowie nierzadko coś rozkminiali. Ślady tego mamy w dzisiejszym pierwszym czytaniu1, w którym serce jest traktowane jako sumienie, a także w Ewangelii2 – bardziej wartościowe jest działanie w ukryciu niż na pokaz, czyli bardziej wartościowe jest to, co się dzieje w nas. Zewnętrznie możemy się nie zmieniać, jednak we wnętrzu ma zachodzić przemiana. Jeśli zewnętrznie namaścimy sobie głowę, ale nie pójdzie za tym zmiana wnętrza, nic nam to nie da. Wszystko ma się dokonać w naszym najbardziej intymnym jestestwie.
Z powołania jestem księdzem, z wykształcenia bioetykiem, a z zawodu dyrektorem hospicjum. Ta różnorodność często każe mi zadawać sobie rozmaite pytania. Na przykład takie: czym człowiek różni się od białka? Ja już na pamięć znam proces umierania. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Przeważnie ostatni jest wdech bez wydechu. Właśnie tak! Wcale nie wydajemy ostatniego tchnienia, najczęściej bierzemy ostatni wdech. Znając ten proces, przysięgam, że miewam wątpliwości, jak odpowiedzieć na pytanie o różnice pomiędzy człowiekiem a białkiem.
Może jednak człowiek to tylko białko? Może to jedynie ubranko, opakowanie, w którym zamknięte są określone struktury? Rzadko jednak definiujemy siebie jako najwyższą formę białka, jako najbardziej inteligentne z białek. A tym, co nas od niego zdecydowanie odróżnia, jest sumienie.
Uwielbiam je, chociaż uwielbiać powinno się tylko Pana Boga. Jest niezwykłe. Sumienie jako zjawisko mnie przerasta. Myślę zresztą, że nie tylko mnie. Czy my, ludzie, potrafimy skonfrontować się z własnym sumieniem?
Na początku Wielkiego Postu, kiedy przeglądałem rozważania pewnej drogi krzyżowej, niezwykle uderzyła mnie – zresztą zawsze uderza mnie ona tak samo – postawa Piłata. Człowieka, który miał wszelkie możliwości, żeby postąpić zgodnie z własnym sumieniem. Był inteligentny, czyli posługiwał się rozumem, dysponował władzą, miał wokół siebie mądrze i dobrze radzące mu osoby – choćby swoją żonę – a mimo wszystko dokonał złego wyboru. Za każdym razem gdy przypominam sobie, jak postąpił Piłat, myślę o tym, ile razy w życiu stanąłem przed różnego rodzaju Piłatami. Przysięgam wam, nie mówię tego dlatego, że jestem sfrustrowanym księdzem, ale tych Piłatów spotykałem głównie w Kościele, który często w wymiarze instytucjonalnym działa bardziej jak korporacja. Wielokrotnie stawałem przed rozmaitymi trybunałami, na przykład ze względu na to, że – jak to mówili w seminarium – skanuję Ewangelię, czyli z uwagi na wadę wzroku czytam ją z bardzo bliska. Wszyscy moi przełożeni mieli nade mną władzę – doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Ogromną władzę. Mogli z moim życiem zrobić wszystko, całkowicie je zmienić. Na przykład mogli nigdy nie pozwolić na moje kapłaństwo.
Na szczęście w pewnym momencie dopadła mnie choroba. Mówię to zupełnie szczerze. Na szczęście przyszła choroba. To ona wyzwoliła mnie ze strachu, z potwornego lęku... Gdyby nie ona, myślę, że mógłbym dziś być częścią tej przemielającej wszystkich korporacji, pełen obaw i bojaźni. A jak mówił Jerzy Popiełuszko, wszak największą tragedią człowieka jest strach i lęk, który go paraliżuje, zwłaszcza moralnie. On wiedział, co to znaczy. W pewnym momencie swojego życia znalazł się w takiej sytuacji, że więcej wycierpiał ze strony wierzących czy nawet bezpośrednio ze strony hierarchii kościelnej niż od ludzi spoza Kościoła.
Kiedyś, jeszcze kiedy byłem w seminarium, bardzo mądry rekolekcjonista powiedział, że trudno jest cierpieć za Kościół, ale jeszcze trudniej, o wiele trudniej – od Kościoła. I ja, niestety, tego doświadczyłem. Był taki moment, gdy Kościół, który kocham, w którym, w co mocno wierzę i co wyznaję, jest i istnieje Chrystus, którego naukę za prawdziwą uznaję, w swoim gdańskim wydaniu jeździł po mnie jak walec. Nie będę opowiadał szczegółów, bo wyjdę na frustrata. Dążę jednak do tego, że w pewnym momencie pomyślałem sobie: „Jerzy, wyzwól mnie z tego potwornego strachu”.
Wiecie państwo, że każdy ma jakieś kompleksy, każdy chciałby być zauważony. To bardzo ludzkie, naturalne, zwykłe. Co jednak, jeśli zderza się to z panicznym strachem? Bo odbiera się telefony w środku nocy, bo padają przekleństwa w czasie rozmów: „My ciebie…”, „Zrobimy z tobą to i tamto”. W takich właśnie sytuacjach prosiłem: „Jerzy, wyzwól mnie z tego strachu”.
W końcu przyszedł jeden z ważniejszych dni mojego życia, kiedy okazało się, że mam glejaka czwartego stopnia. Jednego z najbardziej hardkorowych nowotworów, jaki można sobie wyobrazić. To, o czym teraz powiem, to był oczywiście proces, ale w pewnym momencie dojrzałem do tego, by poprosić: „Jerzy, no ale nie tak od razu z grubej rury. Nie tak ostro. Skoro tak sobie wymyśliłeś to wyzwolenie mnie ze strachu, to teraz mnie z tego wyciągaj”. Mimo wszystko chciałbym zaznaczyć, że choroba, świadomość, że jestem w nieco innym miejscu niż większość ludzi, dała mi niezwykłą wolność. Wolność w wypowiadaniu się. Nie wiem, czy wcześniej byłem tchórzem, tak jak Piłat. Choroba jednak niezaprzeczalnie dała mi wolność w ocenie oraz wolność w wierności własnemu sumieniu.
A skoro już jesteśmy przy sumieniu… Pytanie, które chciałbym wam dzisiaj zadać, jest takie: czy macie w sobie tyle siły, żeby zejść na samo dno własnego sumienia i wszystko tam bardzo dokładnie ponazywać? Na dno tego, co w katolicyzmie jest najwyższą normą moralności? Jeżeli, moi państwo, myślicie czasami o sądzie ostatecznym, który się nad nami dokona, widzicie zapewne salę sądową i Boga Ojca, sędziego, siedzącego w centrum. Przestańmy jednak antropomorfizować ten moment jako banalny trybunał.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
¹ Konferencja wygłoszona została 5 marca 2014 roku, tekst pierwszego czytania tego dnia to Jl 2, 12–18.
² Mt 6, 1–6. 16–18.