- W empik go
Szukaj mnie wśród lawendy. Gabriela Tom III - ebook
Szukaj mnie wśród lawendy. Gabriela Tom III - ebook
Ostatni tom lawendowej trylogii. Wracamy do Trpanj i wraz z Gabrielą próbujemy odszukać cień wielkiej miłości do Ivo, który przed laty zostawił dziewczynę w obcym kraju i wyjechał do Włoch.
Agnieszka Lingas-Łoniewska - wrocławianka, pisząca książki łączące sensację z romansem, kochająca zwierzaki, Within Temptation i jeszcze kilka ostrzejszych dźwięków.
Autorka książek: „Bez przebaczenia”, „Zakład o miłość”, „Szósty”, „W zapomnieniu”, „W szpilkach od Manolo”, „Obrońca nocy”, „Brudny świat” oraz trylogii „Zakręty losu” i „Łatwopalni”.
Laureatka konkursu na kryminalne opowiadanie z Dolnym Śląskiem w tle. Ma także na swoim koncie udział w antologiach literackich: „Książki Moja Miłość” i „31.10 Halloween po polsku” oraz „Zatrute pióra”.
Tworzy w internecie stronę Czytajmy Polskich Autorów, która ma na celu propagowanie polskiej prozy, prowadzi blog z recenzjami, organizuje cykliczne konkursy, w których można wygrać książki polskich autorów.
Strona autorki: www.agnesscorpio.pl
Blog autorki: www.agnesscorpio.blogspot.com
E-mail autorki: [email protected]
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-698-0 |
Rozmiar pliku: | 988 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gabrysia czekała. Wiedziała, że już zjechał z autostrady, więc za jakieś pół godziny dotrze do Trpanj. Pamiętała, że Robert zaprosił go na swój wieczór kawalerski. Dzień wcześniej rozmawiała z Ivo przez telefon.
– Cieszę się, że przyjeżdżasz – powiedziała, przełamując jakiś wewnętrzny opór.
– Cieszę się, że zobaczę Dario.
– No tak. – Nie ukryła rozczarowania.
– Dobrze, że twoja siostra wychodzi za mąż. Ona je sretna.
– Tak, jest bardzo szczęśliwa.
– Czasami trzeba pomyśleć o sobie i o własnej przyszłości.
– Myślę o niej cały czas.
– Takoder sam… Ja też.
– To… cieszę się.
– Vidimo se, Gabi.
– Do zobaczenia, Ivo.
Coś uderzyło ją w jego głosie, jakaś rezygnacja, a jednocześnie determinacja. Gabrysia pragnęła go zobaczyć, tęskniła za nim. Teraz, gdy życie jej sióstr zaczynało wracać na właściwe tory po tych wszystkich meandrach i utrudnieniach, kaprysach losu wręcz, pomyślała, że ona, jako najmłodsza… może też ma szansę na to, aby naprawić błędy przeszłości, wszystko wyjaśnić, wyznać prawdę i zacząć od nowa. Bo przecież kochała go bardzo. Był ojcem jej syna. Też pragnęła stabilizacji i to u boku mężczyzny, którego nigdy nie przestała kochać. Popełniła wiele błędów, była młoda, zawsze trochę szalona, ale on też nie dał jej szansy na wytłumaczenie. Jak typowy południowiec uniósł się honorem i nie chciał rozmawiać. Liczył się tylko on, jego zraniona duma i prawda, która była kłamstwem. Może teraz… nadejdzie ich czas?
*
Gdy nazajutrz biały bus podjechał po dom na wzgórzu, ona, pani Rossa i Dario czekali na schodach. Gabrysia wpatrywała się w kierowcę – widziała tylko jego. Wysiadł i także popatrzył na nią. Wysoki, ciemnowłosy, gęste czarne kędziory związał gumką, biała koszulka opięta na jego szerokich ramionach kontrastowała z ciemną cerą. Pamiętała jego mocny i zdecydowany uścisk, kiedy tulił ją, jakby była jego największym skarbem. Wiele by dała, aby znowu się tam znaleźć, w jego ramionach, na swoim miejscu, bo przecież była dla niego stworzona, a on dla niej. Od zawsze o tym wiedziała, ale próbowała zapomnieć, oszukać siebie i jego. Lecz to tylko gra, teraz postanowiła, że skończy z tym wszystkim i nie będzie dłużej żyła wspomnieniami i przekonaniem, że nie łączy ich już nic oprócz syna.
Wzięła Dario za rękę i zeszła po schodach. Uśmiechnęła się. On był poważny. Za poważny. I dopiero wtedy dostrzegła jeszcze jedną osobę siedzącą na miejscu pasażera. Śliczna ciemnowłosa kobieta o południowej urodzie wysiadała na chodnik. Patrzyła z lekkim uśmiechem na Dario, z rezerwą spojrzała na Gabrysię.
– Pozdrav sin. – Marija uściskała syna. Dario skoczył ojcu na ręce, mężczyzna uniósł dziecko wysoko, wpatrując się w nie z radością.
– Ale urosłeś! Koliko su velike!
– Witaj. – Gabrysia wpatrywała się w Ivo, który także popatrzył na nią poważnie. Jego brązowe oczy wwiercały się w nią, jakby chciał dostrzec to, co siedzi w jej głowie, a może w jej sercu.
– Witaj, Gabi.
– Kim jest twoja towarzyszka?
Ivo wyciągnął rękę i ciemnowłosa podeszła bliżej.
– To Constanza. Moja… dziewczyna.
------------------------------------------------------------------------
Jaki jesteś duży! (chorw.)Rozdział 1 Paola&Chiara „Vamos a bailar”
Gabrysia energicznie wrzucała swoje rzeczy do walizki, a Ardo przypatrywał się temu w milczeniu. Przyjechał, gdy go o to poprosiła – potrzebowała transportu na lotnisko w Dubrowniku.
– Myślałem, że jedziesz z Ivo.
Blondynka rzuciła mu nieprzyjazne spojrzenie, z którego wywnioskował, że Gabi jest bardzo zdenerwowana. Nie – bardzo wkurzona.
– Co się stanęło? – spytał.
– Nic się nie „stanęło”! Lecę dzień wcześniej, przebukowałam lot.
– Gabi…
– Jestem potrzebna siostrze, więc lecę szybciej.
– Czy ty możesz na mnie spojrzeć? – Mężczyzna wstał i złapał ją za ręce, którymi nerwowo szarpała sukienkę.
– Przyjechał ze śliczną Włoszką. Ma dziewczynę. I leci z nią na ślub mojej siostry. – Gabi starała się mówić obojętnym tonem.
– Gdzie oni są?
– Wzięli Dario i pojechali na Dubę.
– A jak mały?
– Cieszy się, że ma ojca przy sobie, a Constanza to dla niego koleżanka taty i tyle. Nie zamierzam go wtajemniczać.
– On tak… na poważnie?
– Kto? Dario?
– Wiesz, co mówię.
– Nie wiem, Ardo. – Dziewczyna westchnęła ciężko i usiadła na sofie, trzymając w dłoniach pogniecioną bluzkę.
– Gabi. – Chłopak przysunął się bliżej. Spojrzała przelotnie w jego niebieskie oczy. – Ty wiesz, że ty ważna dla mnie. Čekajte – uniósł rękę, bo Gabrysia chciała zareagować. – Ja twój prijatiel. Tylko to, vjeruj mi. I jeśli ty ciągle chcesz z nim być, to musisz mu to mówić.
– On chyba wie. – Wzruszyła ramionami dziewczyna.
Ardo uśmiechnął się.
– Chyba… Takim facetom jak my trzeba mówić. Ty wiesz, mi smo ponosni.
– I uparci. Wiem. Ale do Zuzki lecę sama. Nie chcę przebywać z nimi w jednym samolocie.
– Dobrze. Ale potem powiedz mu, co chcesz. Czasem lepiej mówić to, co w sercu. – Ardo spojrzał na Gabrysię smutno.
– Wiem, Ardo, wiem. – Położyła mu dłoń na ramieniu i lekko poklepała.
Doskonale o tym wiedziała. Pamiętała, że Ivo zawsze odznaczał się wielkim uporem oraz dumą i sam miał problem z deklaracjami. Ona także nie była skłonna podawać swojego serca na tacy, za to wewnątrz targały nią namiętności, uczucia i pragnienia. Zawsze przybierała maskę wyluzowanej, lubiącej się bawić dziewczyny – i to sprawiało, że postrzegano ją w taki właśnie sposób. A naprawdę była całkiem inna. Empatyczna, wrażliwa, pełna sprzeczności, czasami trochę nieśmiała. Zaczęła rozumieć, że nawet Ivo do końca jej nie poznał. Widział tylko tyle, ile potrafiła przed nim odsłonić, a nigdy nie zrobiła tego do końca. A potem… nastąpiło to, co nastąpiło, i już nie miała okazji pokazać mu, jaka jest naprawdę. I gdy teraz zaczynała powoli do tego dojrzewać, gdy jej wewnętrzny upór przed ukazaniem siebie słabł, okazało się, że może być za późno.
Gdy Ardo wyszedł, pochyliła się nad walizką z zamiarem dokończenia pakowania, ale usłyszała śmiech synka i już wiedziała, że on, Ivo i Constanza wrócili z plaży.
– Mamo, nurkowaliśmy i popłynąłem z tatą na wyspę! – Chłopiec był uśmiechnięty i przepełniała go duma.
– Super! Ale miałeś płetwy i maskę?
– Miałem. Tato nie miał, ale i tak płynął szybciej niż ja.
– Twój tato to istota morska, niedługo też będziesz pływał tak jak on. – Gabi pocałowała syna w czoło. – Chodź, dam ci jeść.
– Już jedliśmy, Constanza chciała pójść do konoby. Jadłem cevapcici.
– No to dobrze. – Gabi spojrzała na wchodzącego do pokoju Ivo, który uśmiechał się i też wyglądał na szczęśliwego. Na widok jego przystojnej, opalonej i rozluźnionej twarzy zadrgało jej serce. Dawno nie widziała go radosnego i poczuła żal, że to nie ona stała się przyczyną jego uśmiechu. Oczywiście cieszyła się, że ojciec z synem tak dobrze się rozumieją, mimo rozłąki, ale… No właśnie. Przy Ivo była kobieta. Miła, radosna, piękna. Jak Gabrysia mogła do tego dopuścić?
Jak?
– Nie jesteś zła? – Ivo spojrzał na nią oczami w kolorze ciemnej czekolady.
– A skąd!
– Pakujesz się już?
– Lecę jutro.
Chorwat już się nie uśmiechał.
– Przebukowałaś lot?
Gabrysia kiwnęła głową i wzruszyła ramionami.
– Ale Dario poleci ze mną. – Och, dobrze znała ten ton. I wiedziała, że zaraz się zacznie.
– Dla małego też przebukowałam bilet.
– Można wiedzieć dlaczego?
Gabi westchnęła i zaczęła nerwowo pakować kosmetyki. Ivo stanął tak blisko, że poczuła zapach jego perfum. Przełknęła ślinę.
– Gabi. Czy możesz przestać? Spójrz na mnie, u pakao!
– Nie chcę lecieć z tobą i twoją dziewczyną! To chciałeś usłyszeć?! – Gabi uniosła głowę i popatrzyła na stojącego przed nią mężczyznę ze złością. – Tak ciężko to zrozumieć?
Ivo wpatrywał się w nią i zaciskał szczęki – widziała, jak drgają mięśnie jego policzków. Objął się ramionami w obronnym geście, krótkie rękawki opięły jego muskularne ramiona. Wyglądał tak, że miała ochotę rzucić się na niego i poczuć jego cudowne ciało, a silne dłonie na sobie. Ale jednocześnie była wściekła, na niego i na siebie. Jej serce biło jak oszalałe, w gardle zaschło, dłonie zacisnęła w pięści. Była zła i podniecona – niewiele myśląc, złapała go za przód koszulki i przyciągnęła ku sobie.
– Tak ciężko to zrozumieć, ty głupku?!
– Objasnite mi – szepnął, wpatrując się w nią błyszczącymi oczami.
Znała to spojrzenie, jego przyciąganie, jego moc. Zawsze tak się przy nim czuła. Tylko przy nim, o czym on, do jasnej cholery, nie wiedział! Wściekła stanęła na palcach, objęła go za szyję i przywarła ustami do jego ust. I miała wrażenie, że leci głową i całym ciałem w dół. Gdzieś w przeszłość. Gdzieś, gdzie to wszystko się zaczęło.
*
Światła raniły oczy, muzyka wybijała dynamiczny rytm w każdej komórce ciała, dym wydobywający się z rur skutecznie rozmazywał kontury wszystkiego wokół. A Gabi współgrała z tym krajobrazem chwilowego zapomnienia. Nie czuła ocierających się o nią ciał, istnieli tylko ona i rytm. Zapominała się i oddawała siebie we władanie. Uwielbiała to. I teraz tego potrzebowała.
Od roku mieszkała w Mediolanie – najpierw trochę sprzątała, a potem koleżanka załatwiła jej pracę u jednego bogacza. Masowała jego rozkapryszoną żonę, a czasami mniej rozkapryszoną kochankę. Teraz jednak zajmowała się już tylko tym, co lubiła robić i co wynikało z jej wyuczonego zawodu. Żyła praktycznie z poleceń i miała grupkę stałych klientów. Wynajmowała mieszkanie z dwiema Polkami i całkiem nieźle funkcjonowała. Często dzwoniła do domu, bo starsza siostra Zuzka zainstalowała u rodziców program Skype i dzięki temu mogli utrzymywać ze sobą kontakt praktycznie bez kosztów. Gabi prowadziła proste, ale też czasami szalone życie. Dwa razy w miesiącu chodziła do klubu, żeby „się wyskakać”, jak to nazywała. Uwielbiała tańczyć, bawić się, a poza tym od zawsze nawiedzały ją szalone pomysły i uważała, że jeśli teraz ich nie zrealizuje, to kiedy? Była najmłodszą z sióstr Skotnickich i chyba najbardziej niecierpliwą. Łaknęła życia jak wykwintnego delikatesu. I teraz, w wieku dwudziestu czterech lat, miała jeden cel: dobrze się bawić.
– Gabi, zobacz jakie ciacho! – wykrzyczała jej do ucha Patrycja i wskazała gestem jakiegoś faceta.
Hm. Nie „jakiegoś”. Najprzystojniejszego faceta, jakiego Gabi kiedykolwiek widziała. Na pewno był południowcem, ale jak na Włocha wydawał się zbyt wysoki. Ponad metr osiemdziesiąt, tak na oko. Miał dłuższe, kręcone włosy, tak czarne, że wyglądały prawie na granatowe. Czekoladowe oczy, lekki zarost, pełne usta w tamtej chwili rozciągnięte w przyjaznym uśmiechu.
– No… ciacho.
Gabrysia zdecydowała się na niego w jednej chwili. Też się uśmiechnęła i wskazała wzrokiem bar. Nieznajomy pokiwał głową i razem zaczęli się przepychać do wyjścia z parkietu pełnego kłębiących się i skaczących ludzi.
– Hello. – Głos miał niski i lekko zachrypnięty.
– Hello, I’m Gabi. – Podała mu rękę.
– You’re not from here? – Raczej stwierdził niż zapytał.
– No. I’m from Poland.
– Super. Ja był tam kiedyś – nieznajomy niespodziewanie odezwał się łamaną polszczyzną.
– A ty jesteś Włochem?
Roześmiał się, pokręcił głową.
– Ivo Rossa. – Nadal ściskał jej dłoń. – Croatia.
Chorwat. No i dobrze, lepiej niż Włoch – przeleciało przez głowę Gabrysi. Ivo zamówił drinki i pociągnął ją w stronę stolików, gdzie było nieco ciszej i w związku z tym dało się porozmawiać. Radzili sobie po polsku, włosku i angielsku. Okazało się, że Ivo prowadzi firmę transportową, często jeździ też na północ, między innymi do Polski.
– A ciebie co tu przywiało?
– Wiatr północy – roześmiała się Gabi.
Wiedziała, jak flirtować, była w tym mistrzynią. Zdawała sobie też sprawę z tego, jak wygląda. Tutaj, na południu, jakby z obowiązku podrywał ją niemal każdy facet. Blondynka z niebieskimi oczami, taki kanoniczny typ urody, przyzwyczaiła się. Nie musiała się starać, a jednak teraz, przy nim, coś kazało jej przełączyć się na tryb „flirt”. A co tam, w końcu dawno z nikim nie była. W sumie… nigdy z nikim nie była tak na poważnie. Bo chyba nie mogła zaliczyć do poważnych związków licznych miłostek, przygód, szalonych kąpieli w morzu bez ubrania i przytulanek w dyskotece. To na pewno nie wchodziło w zakres definicji „pary”.
Na dobre i na złe, ha, ha, ha. Czy istniało coś takiego?
– To dobrze. Lubię północ. – Ivo też się uśmiechnął i kiwnął głową w stronę parkietu.
Z ochotą wstała. Tańczyli w tłumie, śmiali się, wykrzykiwali coś do siebie. Gdy puszczono wolniejszy kawałek, jej partner lekko ją przytulał, ale nie próbował posunąć się dalej. Sięgała mu do policzka, czuła jego zapach, jego zarost lekko drapał skórę jej skroni, co wywoływało niepokojące dreszcze. Miał mocne ramiona, którymi ją obejmował, ale bez natarczywości czy bezczelności. Co – w sumie – nie byłoby takie złe. Bo już wiedziała, że ten mężczyzna na nią działa. I nie sądziła, żeby to okazało się kwestią alkoholu, którego, nawiasem mówiąc, wcale nie wypiła aż tak dużo. On zresztą też nie wyglądał na pijanego. Tańczyli do czwartej nad ranem. Gabi wcześniej pożegnała się z Patrycją, która na początku trochę obawiała się zostawić koleżankę w towarzystwie nieznajomego, ale wreszcie Ivo włączył się do rozmowy i z poważną miną przysiągł, że odprowadzi Gabrysię pod sam dom, i podał swoją wizytówkę. To uspokoiło Patkę, a samą Gabi rozbawiło.
– A więc nie jesteś seryjnym zabójcą? – spytała, kiedy wracali już powoli do jej mieszkania.
– Nie mam w sobie takich pierwiastków. Chyba…
– Chyba… A więc jest jakaś nadzieja.
– Na co? – Przystanął, patrząc na nią z góry.
– Że może dasz się porwać szaleństwu – odparła Gabrysia z przekorą i lekką obawą, że nieco przesadza. Jakoś zależało jej na tym, aby nowy znajomy nie postrzegał jej jako… łatwej.
Zanim się zorientowała, już była w jego ramionach. Wpatrywał się w nią z poważną miną, z jakimś takim uporem i determinacją.
– Nie igraj z ogniem. Jestem bardzo opanowany, ale przy tobie…
– To co cię powstrzymuje? – szepnęła, wpatrując się w jego prawie czarne w tamtej chwili oczy.
Pochylił się i lekko musnął jej usta swoimi.
– Nie lubię się spieszyć. Zwłaszcza, kiedy na czymś mi zależy.
– Znamy się od czterech godzin. – Zacisnęła palce na jego koszuli. Miała ochotę go pożreć. Nie chciała dłużej czekać.
– Czas jest względny. Pokażę ci kiedyś, co można zrobić w ciągu czterech godzin. – Ivo uśmiechnął się przekornie. – Moja lijepa djevojka. – Mrugnął i, nie przestając jej obejmować, pociągnął dalej.
*
Gabrysia patrzyła w chmury, nad którymi unosił się samolot lecący do Wrocławia.
Złapała się na tym, że ciągle żyje wspomnieniami, i bardzo ją to męczyło. Jakby funkcjonowała w dwóch światach naraz. Poprzedniego dnia, gdy się pocałowali, Ivo odsunął się pierwszy, westchnął ciężko i powiedział:
– Chcesz mnie tylko dlatego, że nie możesz mnie mieć.
Wieczorem, gdy leżała w łóżku, połykała łzy i analizowała to, co powiedział. Zrozumiała, że straciła go na zawsze. Ale mylił się. Wcale nie dlatego go chciała, że przyjechał z tą kobietą, nie dlatego, że oddalił się, że ją zostawił. Chciała go dlatego, że nigdy, nawet na sekundę, nie przestała go kochać. I tęsknić za nim. I wspominać czas miniony, wspólny, cudowny, a potem taki… pogmatwany. I bolesny. Oboje popełnili wiele błędów, lecz teraz to ona za nie płaciła.
Oparła policzek o siedzenie i patrzyła przez okno. Leciała sama – jednak zostawiła Dario z Ivo. Poprosił o to tuż przed wyjściem. Załatwiła sprawę z biletami, bo rozumiała, że głupotą będzie separowanie dziecka od ojca, zwłaszcza że obaj za sobą szaleli. Chłopiec nie rozumiał tylko, dlaczego mama musi lecieć dzień wcześniej. Za późno uświadomiła sobie, że to było bardzo dziecinne. Ale przynajmniej będzie miała okazję popłakać sobie w objęciach sióstr, by następnego dnia, gdy Ivo dotrze na miejsce z Constanzą, choć trochę przypominać starą Gabrysię: szaloną, uśmiechniętą i nieco bezczelną, nawet jeśli stanowiło to tylko jedną wielką maskę na użytek świata. Ale o tym ostatnim wiedziała tylko ona i nie zamierzała dopuścić, by ktokolwiek odkrył ten sekret. Bo pokazanie swojej prawdziwej twarzy, swego prawdziwego „ja”, sprawia, że ludzie dowiadują się o cudzych słabościach i potem to wykorzystują, a Gabi nie zamierzała cierpieć nic ponadto, co już wycierpiała i co pewnie jeszcze stanie się jej udziałem.
------------------------------------------------------------------------
Plaża nieopodal Trpanj.
Poczekaj (chorw.)
Uwierz mi (chorw.)
Jesteśmy dumni (chorw.)
Chorwackie danie z mięsa mielonego.
Do diabła! (chorw.)
Wyjaśnij mi (chorw.)
Nie jesteś stąd (ang.)
Nie, jestem z Polski.
Moja śliczna dziewczyno (chorw.)Rozdział 2 Diddy „Coming Home”
Była w domu. Rodzice przezornie nie dopytywali, dlaczego przyleciała sama, cieszyli się po prostu, że znowu mają swoje trzy córki pod jednym dachem. Za to siostry nadrabiały z nawiązką i zamęczały ją pytaniami, ale nie zamierzała się oszukiwać – tego właśnie się spodziewała i tego potrzebowała.
– Czyli przyjechał z laską. No pięknie. – Zuzka kręciła głową i jednocześnie wypakowywała walizkę Gabrysi.
Ta siedziała na łóżku, jadła lody z malinami i piła zimny cydr.
– Mniam, pyszne to! Znaczy, że zaczynamy twoje panieńskie?
– Zośka zarezerwowała stoliki w klubie któregoś kumpla Maksa.
– Aaa, Maksa. – Gabrysia poruszyła znacząco brwiami.
– Masz jakiś tik? – Zosia przewróciła oczami.
– Widzę, że kwitniesz, siostro. Musisz mi wszystko opowiedzieć.
– Na to przyjdzie czas – ucięła dyskusję Zuza. – Teraz skupmy się na włoskiej flamie twojego Ivo.
– No w tym rzecz – westchnęła Gabrysia – że on chyba już nie mój.
– Ej, a jesteś pewna, że on z nią jutro przyleci? I co? Zostanie na tydzień, aż do ślubu?
– Nie wiem, pewnie tak.
– Jak to nie wiesz? To nie rozmawiałaś z nim?
– No, nie. Nie o tym.
– A o czym?
Gabrysia westchnęła znowu.
– Wzdychasz jak ciotka Wanda, kiedy zaczyna opowiadać ojcu o swojej zgadze.
– Ona ciągle ma zgagę?
– Miała ją już przy narodzinach. Nieważne, mów lepiej, dlaczego nie zapytałaś Ivo, czy przyjedzie z tą babką do nas? – Zuza zmarszczyła brwi.
– Myślę, że jeśli by miał się z nią tu pojawić, to uprzedziłby rodziców i Zuzkę. Choćby ze względu na stan… lokalowy, powiedzmy.
– Dostał zaproszenie wraz z osobą towarzyszącą – Zuza rozłożyła ręce.
– Ale nie potwierdził, że z kimś będzie?
– Ani nie zaprzeczył.
– Oj, przestańcie. – Zirytowała się Gabi. – Ma dziewczynę, przywiózł ją do swojego rodzinnego domu. Nieistotne, czy jutro z nią będzie czy nie. Po prostu… on już mnie nie chce. Było minęło. Spotkaliśmy się chyba tylko po to, aby pojawił się Dario. I to jest magia, to jest cudowne. Ile par się rozstaje? I jakoś funkcjonują. A z nami… nigdy nie było normalnie, a teraz to już przeszłość. Muszę żyć swoim życiem, a on swoim. I musimy zrobić to tak, aby Dario nie cierpiał. To jest najważniejsze. A to, co czuję… – Machnęła ręką. – To się nie liczy.
Bliźniaczki wymieniły spojrzenia.
– Gabi, dlaczego właściwie się pokłóciliście? – spytała ostrożnie Zosia.
Najmłodsza Skotnicka roześmiała się nieco histerycznie.
– Pokłóciliśmy się? Nieee. On po prostu… nie chciał słuchać. A ja nie umiałam ubrać prawdy w słowa. Tylko to.
*
Nie spodziewała się, że zadzwoni następnego dnia, ale z drugiej strony podświadomie niecierpliwie wyczekiwała tego telefonu. Tamtej nocy odprowadził ją do samych drzwi, z poważną miną podziękował za poranną już kawę, pocałował delikatnie w policzek i poszedł. Wcześniej wymienili się numerami. Dziewczyna zachowała także wizytówkę, którą w klubie pokazywał Patrycji. Sama Patka zachwycała się „tym chorwackim ciasteczkiem”, ale Gabi nie chciała z nią o nim rozmawiać. Miała wrażenie, że to, co przeżyła przez te kilka godzin w jego obecności, to coś innego, coś wartościowego, zbyt wartościowego, aby ot tak, odzierać to z intymności przez plotki ze zwariowaną lokatorką.
– Powiedz chociaż, ile ma lat.
– Dwadzieścia dziewięć.
– Nie ma żony?
– Raczej nie. Jezu, Pati, znam go od niecałej doby. Zresztą to był tylko fajny wieczór, a raczej noc, może nigdy więcej go już nie zobaczę!
– Taaa. Nie sądzę. Obserwowałam go. Gapił się na ciebie, jakbyś była smakowitą potrawą, a on zbierał siły i odwagę, aby jej skosztować.
– Masz głupie kulinarne porównania. Ciasteczko, potrawa.
– Nazywam ładnie to, co ty nazwałabyś po swojemu.
– To znaczy?
– Że lecicie na siebie. I nie jest to tylko seks. Wkrótce polecą issskry. – Patka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Gabi pokręciła głową i przewróciła oczami. Jednak gdy została sama, usiadła przed komputerem i wpisała adres internetowy strony firmy transportowej. Kiedy ujrzała zdjęcie Ivo, znowu poczuła szybsze bicie serca i jakąś dziwną słabość w okolicach żołądka.
– Iskry, tak… – mruknęła do siebie. – Pod warunkiem, że zadzwoni, bo ja nie mam zamiaru tego robić.
Niepotrzebnie się martwiła. Bo zadzwonił. I umówił się z nią na następny dzień. Całe szczęście, że miała akurat wolne, bo okazało się, że Ivo zamierza zabrać ją na wycieczkę.
– Chcę ciebie cały dzień – powiedział po polsku.
– Na taką potrzebę muszę odpowiedzieć twierdząco. – Roześmiała się.
Nie zrozumiał, ale za to upewnił się, że ma wolne, i obiecał przyjechać o dziewiątej. Gdy wyłączyła komórkę, uśmiech nie schodził jej z twarzy.
*
Nazajutrz Gabrysia dostała SMS-a od Ivo, że on i Dario są już w Dubrowniku na lotnisku i zaraz zacznie się odprawa. Odpisała mu, że będzie na nich czekała z Robertem we Wrocławiu. Starała się nie denerwować i z ochotą przygotowywała z mamą śniadanie dla wszystkich.
– Córcia, a jak między tobą a…
Gabrysia spojrzała na matkę i lekko się skrzywiła.
– W porządku. Dogadujemy się.
– Ale nie jesteście razem?
– Mamo, proszę…
– Och, tak się wam to życie pogmatwało. Dobrze, że chociaż Zuza jakoś sobie wszystko układa.
– Martwisz się o nas, rozumiem. Ale jest OK, przysięgam. – Gabi pocałowała matkę w policzek.
– Ty zawsze byłaś szalona, ta najbardziej nieokiełznana. Ale Zosia…
– Co Zosia? – W Gabi rodził się bunt.
– Najpierw byłam zszokowana, że odeszła od Adama – wyjaśniła starsza pani. – Pamiętałam Maksa, oj, bardzo dobrze pamiętałam. Nic z tego nie rozumiałam. Niedawno Adam przyjechał do mnie i… – W oczach Janiny Skotnickiej błysnęły łzy.
– Powiedział ci?
– Tak. Ja… staram się zrozumieć, wiesz, że jestem otwarta na wszystko. Ale tyle lat. – Kobieta pokręciła głową.
– Mamo. Było mu bardzo ciężko – odparła Gabi. – Jasne, że skrzywdził Zośkę, ale sam siebie też. A poza tym mają dzieci, to chyba dobra rzecz, jaka im się przydarzyła.
– Oczywiście. Ale chciałabym, abyście były szczęśliwe.
– Myślę, że Zuza i Zośka już takie są. A i ja nie narzekam. Nie martw się, maminka. – Gabi przytuliła matkę.
Rozumiała ją, sama pragnęła wszystkiego, co najlepsze dla Dario. I wiedziała, że byłby najszczęśliwszy, gdyby jego rodzice mieszkali razem. Co więcej, nie pragnęła tego tylko ze względu na dobro dziecka. Chciała tego dla siebie. Chciała jego. Ivo. Uświadomiła sobie, że nic innego nie jest teraz dla niej ważne, tylko to, aby byli w końcu razem.
*
Tuż przed południem przyjechał Robert i razem ruszyli na lotnisko na Strachocinie. Wyjechali z Biskupina, gdzie znajdował się rodzinny dom Skotnickich, i utknęli w korku. Było to zupełnie normalne – każdy, kto mieszkał na wrocławskiej „wielkiej wyspie”, przyzwyczajał się do trudności komunikacyjnych, ale życie w tym miejscu miało swój niepowtarzalny urok i Gabi za każdym razem, gdy tu wracała, czuła, że naprawdę jest w domu. Kochała spacery do pobliskiej Hali Stulecia i Pergolę, na której teraz – w miesiącach letnich – codziennie wyświetlano widowisko „Światło i dźwięk”. Postanowiła zabrać Ivo na ten pokaz, bo wprawdzie był już kilka razy w Polsce i u jej rodziców, ale jakoś nigdy tam nie zawitali. A jeśli przyjedzie z Constanzą, no cóż. Jej też to na pewno bardzo się spodoba.
– Jak się sprawy mają? – próbował zagaić Robert.
– Z czym?
– Ogólnie. Jak twój biznes?
– Całkiem nieźle. Teraz jest najlepszy czas.
– A ty musiałaś tutaj przyjechać. – Uśmiechnął się.
– Nie musiałam, ale chciałam. No dobrze, musiałam. – Gabi też się uśmiechnęła.
– Zuzia nie mogła się już doczekać.
– Zuzia. – Pokręciła głową.
– Co?
– Zawsze, jak tak o niej mówisz, mam wrażenie, że opowiadasz o jakiejś małej dziewczynce.
Robert uniósł kącik ust.
– Ona jest moją dziewczynką. Małą Zu.
– Tak, tak, wiem. I cieszę się, bardzo.
– Ja też.
Z bijącym sercem czekała, aż dwaj najważniejsi faceci w jej życiu pojawią się w rozsuwanych drzwiach sali przylotów. I wreszcie ich ujrzała. Dario szedł obok ojca i z daleka dało się zobaczyć, że buzia mu się nie zamyka. Ivo ze spokojem odpowiadał na pytania. Tuż obok nich szła Constanza i także wtrącała się do rozmowy. Zatem znała chorwacki, bo Ivo z synem z reguły rozmawiał w ojczystym języku. Gabi wzięła głęboki wdech, aby ukryć zdenerwowanie. Robert widział zapewne, co się dzieje, ale nie komentował.
– Mamaaa! – Dario podbiegł do niej i mocno przytulił.
– Misiaczek. – Pocałowała syna w czubek głowy.
Nastąpiło powitanie, Ivo przedstawiał swoją towarzyszkę Robertowi, podczas gdy Dario opowiadał z entuzjazmem o podróży na lotnisko w Dubrowniku.
– A jak dojechaliście? – spytała Gabrysia.
– Wujek Francesco nas zawiózł. On jest taki śmieszny!
Gabi zesztywniała. Miała inne zdanie na temat wspólnika Ivo i za każdym razem, gdy słyszała jego imię, spinała się wewnętrznie, bezwiednie uruchamiając mechanizm obronny.
– To dobrze, a teraz wujek Robert zawiezie nas do babci.
– Gabi, słuchaj, ja dojadę później – wtrącił Ivo.
Dziewczyna spojrzała na niego, gdy mówił coś cicho do swojej towarzyszki.
– Dlaczego?
– Constanza za trzy godziny wylatuje do Warszawy. Ma tam kilka spraw do załatwienia. Poczekam z nią i przyjadę taksówką.
– Nie będzie jej na ślubie? – To pytanie jakoś tak samo wyrwało się Gabrysi.
– Będzie, przyleci w piątek. Zarezerwowała sobie hotel w centrum. Wiem, że w domu twoich rodziców jest dużo miejsca, ale nie chciała robić kłopotu.
– OK. – Gabi uśmiechnęła się do Włoszki, która odwzajemniła się tym samym. – To my idziemy, a tato do nas dojedzie.
Dario trochę marudził, ale Ivo wytłumaczył synowi, że musi poczekać na samolot przyjaciółki. Wkrótce cała trójka siedziała w samochodzie i jechała na Biskupin. Chłopiec grał w coś na tablecie, a Gabi milczała.
– Wiedziałaś, że z nią będzie? – spytał w końcu Robert.
Wzruszyła ramionami.
– Domyślałam się. W sumie ładnie z jej strony, że wzięła ten hotel. Dziwne, że on z nią tam nie zamieszka.
– Pewnie chce być blisko małego – odparł cicho Robert.
– Pewnie tak.
Wiele można by powiedzieć o ich pogmatwanym związku, ale jedno pozostawało pewne: syna Ivo kochał ponad wszystko i, mimo dzielącej ich odległości, był dobrym ojcem. Nie „starał się być”, ale po prostu nim był. I to też miało dla Gabi niezwykłą wartość. Może dlatego ciągle mieszkała na południu Chorwacji – aby Ivo miał bliżej do małego. A może dlatego, żeby ona była zawsze na miejscu. Gdy przyjeżdżał. Przecież zawsze mówił: „Dziękuję, że na mnie czekałaś”.