Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ta druga - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 grudnia 2019
Ebook
27,00 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ta druga - ebook

Amelia i Anastazja są jak ogień i woda, a światy, w których żyją, to galaktyki odległe o lata świetlne. Pierwsza to spokojna, obowiązkowa lekarka i dobra żona szanowanego prawnika. Druga – postrzelona artystyczna dusza, znana i ceniona pisarka, wieczna singielka. Siostry bliźniaczki. Pierwszą uwielbiają rodzice, ponieważ spełnia wszystkie ich oczekiwania. Druga jest czarną owcą w rodzinie, a matka nazywa ją nieudacznicą bez wykształcenia i zawodu.

Pewnego dnia te dwie młode dziewczyny postanawiają zamienić się miejscami. Niedługo potem jedna z nich umiera, a druga próbuje nadal żyć jej życiem... Ale czy to możliwe, by na stałe zająć czyjeś miejsce? Co się stanie, gdy od dawna skrywane tajemnice w końcu wyjdą na jaw?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-654-6
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Ludzie kolejno składali kwiaty na świeżo zakopanym grobie. Cała ta sytuacja wydawała mi się kompletnie surrealistyczna, niczym z jakiegoś średniego thrillera. Nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko poszło zgodnie z planem. Jeszcze kilka dni temu myślałam, że to absolutnie niemożliwe… A teraz? Teraz stoję tuż przed płytą nagrobną, na której widnieją moje imię i nazwisko.

Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Ręce zaczęły mi drżeć. Przez moment miałam ochotę przerwać pogrzeb i wykrzyczeć całą prawdę, póki jeszcze miałam siłę, by to zrobić.

Niestety wiedziałam, że na to już zdecydowanie za późno. Przecież moi bliscy zdążyli się przyzwyczaić do myśli, że to ja byłam chora. Że to ja przegrałam walkę z rakiem. W końcu to mój nekrolog wisiał na tablicy ogłoszeń znajdującej się niedaleko mojego mieszkania… Nie miałam prawa winić ich za to, że uwierzyli we wszystkie te kłamstwa. Dla nich Amelia Borczewska należała już do przeszłości.

– Nastko? Zamierzasz u nas przenocować? – Głos mamy wytrącił mnie z równowagi. Nie potrafiłam już dłużej powstrzymać łez. – Nie płacz, kochanie… Amelka wolałaby, żebyś była szczęśliwa… – Jej głos się łamał, ale nadal próbowała być silna. – Teraz… Teraz przynajmniej już nie cierpi… – Dyskretnie otarła oczy chusteczką i objęła mnie ramieniem.

– Tak… Nie cierpi… – wyszeptałam i aż skuliłam się w sobie. Nie chciałam się zastanawiać nad tym, jak ona musiała się czuć, umierając jako inna osoba.

– Zostań u nas do jutra. Zamierzamy urządzić niewielką stypę ze wspominkami. Mama przygotowała tyle jedzenia, że wystarczyłoby dla całej armii. – Ojciec postanowił włączyć się do rozmowy. Było słychać, że stara się jak może, by utrzymać fasadę silnego mężczyzny. Zawsze go za to podziwiałam. Potrafił zachować spokój nawet w obliczu tragedii.

Szkoda, że już nigdy nie będę mogła mu tego powiedzieć. A przynajmniej nie jako ja.

– N-n-nie… – Zadrżałam na samą myśl o tym, przez co musiałabym przejść, gdybym się tam pojawiła. – Wracam do siebie. Potrzebuję czasu. Nadal nie wierzę, że umarła… – powiedziałam całkowicie zgodnie z prawdą. – Muszę sobie to wszystko poukładać.

Rodzice, widząc mnie na skraju załamania nerwowego, postanowili dać sobie spokój i szybko się pożegnali.

Zostałam na cmentarzu jeszcze przez ponad godzinę, rozmyślając nad swoją sytuacją. Dopiero gdy cała rodzina rozeszła się do domów, odważyłam się podejść do grobu, by złożyć na nim jeden jedyny kwiatek.

– Przepraszam, że to nie ciebie opłakują – wyszeptałam w przestrzeń. – Źle się z tym czuję, ale nie martw się. Zamierzam dotrzymać słowa.

Zostanę tobą do końca swoich dni.1.

– Mam już dość… – westchnęłam i rzuciłam książką o ścianę. Coś we mnie pękło. Po raz pierwszy od kilku dni wstałam i rozejrzałam się po pokoju. – O Boże! – jęknęłam ze zgrozą. Plastikowe sztućce i opakowania po daniach instant walały się dosłownie wszędzie.

Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zapadała się w bagnie, które sama stworzyła.

– Oj, siostrzyczko, miałaś troszkę racji, gdy pisałaś to zdanie. – Przywołałam na twarz grymas, który w zamierzeniu miał być uśmiechem. Całe szczęście nie było przede mną niczego, co mogłoby pokazać moje odbicie. – Czasem mam wrażenie, że główna bohaterka tej książki została stworzona na moje podobieństwo. Prawda, mały? – zwróciłam się do psa, który widząc, że pomału wracam do życia, dosłownie rzucił się, by wylizać mnie od stóp do głów. – Wierny kamrat z ciebie, co? Nie brzydzisz się mną, mimo że dawno się nie kąpałam. Nie jesteś nawet zły o to, że nie wychodziłam z tobą na spacery. Myślę, że zasłużyłeś na lepszego właściciela. Nastka dobrze się tobą zajmowała, a ja… – Nagle poczułam, że po policzkach spływają mi łzy.

Wspomnienia uderzyły we mnie z całą swoją siłą. Przypomniało mi się, dlaczego tak naprawdę nie wychodziłam z łóżka w innym celu niż wzięcie sobie kolejnej porcji jedzenia.

– Jej życie już wcześniej było trudne, lecz teraz zmieniło się w prawdziwe piekło. Smutne, ale prawdziwe. Bardzo kochałam twoją panią, wiesz? – Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, pies skinął swoim małym brązowym łebkiem. Zdawał się doskonale rozumieć, co próbowałam mu powiedzieć. Miałam wręcz wrażenie, że na swój sposób próbuje mi pomóc.

W odpowiedzi szczeknął jeden jedyny raz i zerknął w kierunku drzwi.

– Okej, okej… Załapałam… – mruknęłam pod nosem i postanowiłam zrobić sobie kąpiel.

Z trudem przedarłam się przez stertę śmieci, które leżały bezładnie naokoło łóżka.

– Łee! – krzyknęłam i odskoczyłam, gdy przypadkiem nadepnęłam na jakąś lepką maź. – Sprzątanie tutaj to będzie mordęga… – Przeczesałam swoje tłuste włosy palcami i wyszłam na korytarz.

Pies znów szczeknął i zakręcił się wokół moich nóg. Był tak słodki, że nie mogłam powstrzymać słabego uśmiechu.

– Masz rację, tu przynajmniej jest czysto. Nie to, co tam! – Pogłaskałam malucha po głowie i pchnęłam pierwsze drzwi po lewej. – Jak tylko się odmoczę, to z tobą wyjdę. Wystarczająco się naczekałeś – zwróciłam się jeszcze do swojego jedynego towarzysza i odkręciłam wodę. Zanim jednak weszłam do wanny, nerwowo przeszukałam szafki w poszukiwaniu maszynek do golenia i innych potrzebnych przedmiotów. Musiałam doprowadzić się do stanu przynajmniej imitującego ten z czasów, gdy żyła moja siostra.

*

Gdy wreszcie byłam gotowa, szybko wsunęłam się do wanny, modląc się, żeby woda miała idealną temperaturę. Całe szczęście okazała się być tylko odrobinkę za ciepła, więc nie miałam problemu, żeby w niej usiedzieć.

– Widzisz? Już mi lepiej… – powiedziałam w przestrzeń. – Już się zbieram. Przestaję się nad sobą użalać. Przestaję w ogóle być sobą. Amelia nie żyje… – Przez moment próbowałam być stanowcza. – Cały czas to sobie powtarzam, chociaż w mojej głowie wciąż słyszę głos mówiący, że to Anastazja opuściła świat żywych. Skoro obie są w pewnym sensie martwe, jedna dla świata, a druga dla mnie… to kim jestem ja? Amelią? A może Anastazją? – zapytałam samą siebie i zamoczyłam głowę. – Nastka pewnie by mnie zrugała za takie bezsensowne rozmyślania… – westchnęłam, zabierając się za dokładne mycie włosów. – Ha, ha! Jesteś idiotką! – zaśmiałam się sztucznie. – Nie zadręczaj się takimi rzeczami. Jesteś teraz Anastazją. Czy tego chcesz, czy nie. I powinnaś zacząć zachowywać się jak ona! – pouczyłam się jeszcze, mając nadzieję, że słowa wypowiadane na głos rzeczywiście mają jakąś moc sprawczą.

Zwierzak z ciekawością przechylił łebek i cicho zaskomlał. Widać po nim było, że się o mnie martwi. Eh… Nastka zawsze mi powtarzała, że zwierzęta rozumieją znacznie więcej, niż nam się wydaje. W ogóle uwielbiała wszelkie futrzaki. A tego malucha, który teraz, chcąc nie chcąc, został moim towarzyszem niedoli, kochała szczególnie.

Jest słodki, prawda? Nazwałam go Szczęściarz! Biedak wiele przeszedł. Zdecydowanie zbyt wiele… Tak samo jak ty. Przypadniecie sobie do gustu! – Głos mojej siostry nagle rozbrzmiał w mojej głowie tak wyraźnie, jakby stała ona tuż obok mnie.

Poczułam gwałtowny ucisk w klatce piersiowej. Zupełnie jakby moje serce postanowiło zmienić się w olbrzymią czarną dziurę pochłaniającą całą radość z życia. Nawet ciepła kąpiel, która jeszcze chwilę wcześniej dodawała mi otuchy, teraz zmieniła się w piekielny kocioł z wrzątkiem.

Wstałam i nie bacząc na to, że zalałam całą podłogę, skuliłam się pod jedną z zimnych ścian. Nie radziłam sobie z sytuacją. Byłam za słaba, żeby unieść ciężar tej tragedii. Całe moje jestestwo błagało o pomoc, jednak nikt się nie zjawił, by naprawić wyrządzone przeze mnie zło. By zmienić bieg rzeczy. By przeobrazić mnie w moją cudowną, silną bliźniaczkę…

– Boże, czemu to właśnie ona umarła!? – Mój zachrypnięty od płaczu głos wybudził mnie z letargu. – Nie mogę się tak zachowywać. Powtarzaj sobie, że to Amelia nie żyje.

Amelia, Amelia, Amelia…

Ja.

To ja umarłam.

*

Na dworze okazało się być znacznie chłodniej, niż mi się wcześniej wydawało. Naciągnęłam kaptur na głowę i przestąpiłam z nogi na nogę, czekając, aż Szczęściarz załatwi swoje potrzeby.

Pierwsze kropelki deszczu z cichym stukotem uderzały w moją nieprzemakalną kurtkę. Ten dźwięk w jakiś sposób poprawił mi humor. Niebo płakało.

Rozejrzałam się po okolicznym lesie i zaczęłam szukać pierwszych oznak wiosny. W tym roku nie było zbyt wielu przebiśniegów, ale i tak natura budząca się do życia po długim zimowym śnie była niezaprzeczalnie piękna. Aż pożałowałam, że nie mam z sobą mojego małego kajeciku, w którym zapisywałam wszystkie swoje wiersze. Nie sądziłam, że wena wróci do mnie tak szybko.

– Chociaż nie, to nie tak, że ona wróciła. Pewnie cały czas gdzieś tam była, tylko ja nie chciałam jej zauważyć – szepnęłam sama do siebie. – Co ta żałoba robi z człowiekiem.

Nagle cudowną ciszę przerwał dzwonek telefonu. Okazało się, że z przyzwyczajenia wzięłam z sobą komórkę, a że przez ostatnich parę dni cały czas była podłączona do ładowarki – działała bez zarzutu.

Z westchnieniem spojrzałam na ekran, żeby sprawdzić, kto dzwoni, i niechętnie odebrałam.

– Cześć, mamo – przywitałam się i rozejrzałam wokół, czy nie ma gdzieś jakiejś ławki, na której mogłabym sobie przysiąść. Niestety nie mogłam liczyć na takie luksusy.

– Hej, kochanie! Jak się trzymasz? Słyszałam plotki, że nie wychodzisz z domu. A wiesz, że powinnaś? Świeże powietrze dobrze ci zrobi! – Mamusia wyrzuciła to z siebie właściwie na jednym wydechu. Gadatliwa jak zawsze. – Dobrze się odżywiasz? I w ogóle co tam tak stuka?

– Deszcz – odparłam. – Jestem na spacerze ze Szczęściarzem.

– Ojej! Wracaj do domu! Zaziębisz się!

Uśmiechnęłam się nostalgicznie, słysząc zmartwienie w głosie rodzicielki. To było do niej takie podobne… Najpierw kazać mi wyjść, a potem natychmiast wracać.

– Spokojnie, już idę z powrotem… – Skręciłam w lewo, na ścieżkę prowadzącą do drogi. Nie zamierzałam na razie wracać, ale czego to się nie robi, żeby uspokoić swoją nadopiekuńczą matkę.

– To dobrze! A właśnie! Nie chciałabyś może do nas przyjechać? W niedzielę urządzamy z tatą wieczorek rodzinny. – Aż się skrzywiłam. Nienawidziłam takich imprez. – Będzie kameralnie, tylko kilka osób. Przyjedź. Przyda ci się trochę towarzystwa! Mieszkasz przecież na odludziu…

– Nie na odludziu, tylko w lesie. Bardzo blisko miasta. – Poprawiłam ją tak, jak zrobiłaby to moja siostra. Ze zdziwieniem zauważyłam, że nawet użyłam tego samego tonu.

– Ale i tak się z nikim nie widujesz! – To akurat była prawda, jednak nie zamierzałam pogarszać swojej sytuacji, mówiąc jej o tym.

– Mamo, posłuchaj. Mam do was dość daleko i wolałabym przyjechać w sobotę. – Nagle wpadłam na pomysł, jak uniknąć spotkania ze swoimi upierdliwymi krewnymi. – Wtedy przynajmniej będę mogła posiedzieć dłużej i wrócić w nocy.

– To wspaniale! Zaraz zadzwonię do wujka Krzyśka spytać, czy mogą przyjść dzień wcześniej! Pa, pa! – Rozłączyła się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Trzeba przyznać – teraz to się nieźle wpakowałam.

Szczęściarz, jakby wyczuwając mój nastrój, zaczął na mnie skakać, zostawiając ciemne ślady łapek na moich jasnych spodniach. Nie wiedzieć czemu, to nieco poprawiło mój nastrój.

– Przynajmniej ty, maluszku, jesteś po mojej stronie. – Poklepałam go po łebku. – Nie mogę ich teraz zawieść.

Zdecydowałam już, że pojadę. Oczywiście martwiłam się, że ktoś może zauważyć, że ja to nie ja, ale prawdę mówiąc, to było mało prawdopodobne. Szczególnie że zamieniłyśmy się prawie dwa miesiące temu i od tego czasu nikt nic nawet nie wspomniał o moim dziwnym zachowaniu. Co więcej, jedyna osoba, która rzeczywiście mogłaby rozpracować całą tę mistyfikację – nabrała się właściwie od razu. Jak widać, mama nie była tak bystra, jak zwykli mawiać wszyscy nasi krewni. Albo zwyczajnie chciała wierzyć w naszą szczerość.

Ludzie widzą tylko to, co chcą widzieć.

Taaa…

*

Z pewną ciekawością spojrzałam na zegar w komputerze. Była północ. I tak oto minął kolejny dzień. Kolejny ponury dzień po brzegi wypełniony tęsknotą.

Sięgnęłam po szklankę stojącą na biurku. Chciałam się napić, lecz ta okazała się pusta. Czyli piwo się skończyło. To oznaczało, że powinnam się kłaść. Szczególnie że jutro mam zamiar przejechać w sumie dwieście dwadzieścia kilometrów. Do rodziców i z powrotem… A mogłam powiedzieć, że jestem zajęta. Westchnęłam cicho. Wolałabym, żeby wszyscy zostawili mnie już w spokoju. Szczególnie że ani trochę nie mam ochoty się z nim spotkać.

Próbując odwrócić swoją uwagę od ponurych rozmyślań, zaczęłam przeglądać foldery na głównym dysku. Musiałam znaleźć ten jeden, w którym były prace Nastki. Niestety kompletnie zapomniałam, jak on się nazywał, przez co nie miałam innego wyboru niż scrollowanie w dół poprzez cały katalog. To było nieco nużące, bo na dysku mojej siostrzyczki jak zawsze panował kompletny chaos, ale nie mogłam sobie tego tak po prostu odpuścić. Wiedziałam bowiem, że nie mam prawa do dalszej wegetacji. I tak robiłam to już zbyt długo. Dopiero dzisiaj odczytałam sześć maili od redakcji, w których to ponaglano mnie, żebym dokończyła książkę. Najstarszy z nich był sprzed miesiąca… Ponoć został mi tylko ostatni rozdział. Jaka to ironia losu… Autorka właśnie dowiedziała się o tym, że prawie napisała pierwszą część trylogii. Normalnie komedia.

– O, jest! – Nareszcie dostrzegłam folder, którego szukałam. Nazywał się „W+T=MP”. Wyobraźnia plus twórczość równa się moja praca? Chyba coś w tym stylu. Nastka zawsze nadawała wszystkiemu takie dziwne nazwy. Nawet na mnie nie wołała po imieniu. „Jednorogu, idziemy gdzieś?”. W mojej pamięci jej głos pozostawał zupełnie niezmieniony. Pamiętam, że na początku bardzo złościłam się na nią za to przezwisko, ale później dotarło do mnie, że tak naprawdę było ono moim wyróżnieniem. Oznaczało bowiem, że stanowię część jej fantastycznego świata.

Uśmiechnęłam się pod nosem i kliknęłam dwa razy w plik, który musiał zawierać książkę mojej siostrzyczki. Okazało się, że miał on ponad dwieście pięćdziesiąt stron. To dość dużo, biorąc pod uwagę, że musiałam to wszystko przeczytać, żeby mieć jakąkolwiek szansę na ukończenie jej dzieła. Co więcej, to właśnie mnie przypadało napisanie kolejnych dwóch tomów powieści.

Wiedziałam, że nie mogę zawieść jej fanów… Chociaż bałam się, że dostrzegą różnicę w stylu pisania. Przecież ja nie jestem nią. Mam wykształcenie medyczne i zdecydowanie nie jestem znaną autorką fantastyki.

Nie. Teraz już nią jestem.

Westchnęłam i z ociąganiem podniosłam się z krzesła. Nie byłam śpiąca, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że przyszedł czas, abym się położyła. Następnego dnia miałam wiele do zrobienia. Nie dość, że zamierzałam odwiedzić rodziców, to jeszcze musiałam zacząć czytać „To, co przetrwało pożogę”.

– Coś czuję, że będzie ciężko… – Z cichym jęknięciem osunęłam się na łóżko, cały czas zastanawiając się nad tym, jak dalej potoczy się moje życie. Czy rzeczywiście mogę zastąpić Nastkę? Czy będę wystarczająco dobra?

Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę, mając nadzieję, że pozwoli mi to pozbyć się natrętnych myśli. Pościel nadal pachniała delikatnymi perfumami Nastki. Moimi perfumami.

Uśmiechnęłam się słabo i poczułam wszechogarniające zmęczenie.

Cały dzień walki z własną słabością potrafi wyczerpać. Teraz już to wiedziałam…

*

Rano obudziło mnie uporczywe lizanie po twarzy. Szczęściarz chciał iść na spacer. Nastka coś wspominała o tym, że ten mały futrzasty kundelek uwielbia, gdy się z nim chodzi po lesie. Ponoć korzysta z klapki zamontowanej w drzwiach tylko wtedy, gdy już nie ma innego wyjścia. A ja od jakiegoś czasu zmuszałam go do załatwiania się tylko w ogrodzie… Kiepska była ze mnie właścicielka.

– Ugh! – jęknęłam w poduszkę, po czym z trudem wygramoliłam się z pościeli. Zerknęłam na stojący na komodzie zegarek. – Jest dopiero siódma!

Szczęściarz szczeknął w odpowiedzi.

– Coś czuję, że szykuje się baaardzo długi dzień… – Z cichym westchnieniem opuściłam moje legowisko i niechętnie poszłam się szykować.

*

Od razu po przyjeździe do rodziców zauważyłam, że i tym razem mamie udało się przesadzić. W odwiedziny przyjechało prawie dwadzieścia osób. To zdecydowanie zbyt wiele, jak na „kameralne spotkanie w gronie rodziny”.

Stół uginał się pod ciężarem potraw. Normalnie Wigilia Bożego Narodzenia. Ciekawe. Ledwie pochowaliśmy Anasta… Amelię, a oni już imprezują.

– Chodź, dziecko, chodź. – Mama objęła mnie ramieniem i posadziła przy stole. Nie uszło mojej uwadze, że dzisiaj użyła swoich najdroższych perfum. Tych w kryształowym flakoniku, który od zawsze stał na najwyższej półce. Oprócz tego ubrała swoją odświętną garsonkę. Miałam ochotę jęknąć. Czy tylko ja przyszłam w zwykłych dżinsach?

– Mamo… Mieli być tylko wujkowie… – warknęłam jej na ucho, gdy tylko nadarzyła się okazja. – Gdybym wiedziała, nie przyjechałabym. – Bycie Nastką okazało się jednak cudowne. Mogłam swobodnie wyrażać swoje zdanie. Ona zawsze była wyszczekana i chodziła własnymi drogami. I to właśnie dlatego nikt niczego od niej nie oczekiwał.

Moje rozmyślania przerwał uporczywy dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam nos. Kogo jeszcze zaprosiła?

– Oooo! – Z przedpokoju dobiegł radosny pisk mamy. Miałam złe przeczucia. – Jednak jesteś! Teraz możemy zaczynać obiad!

– Obiad? Chyba raczej ucztę… – wyszeptałam pod nosem, wkładając w te słowa możliwie najwięcej jadu. Gdyby dotarły do uszu mamy, prawdopodobnie czekałby mnie jeszcze wykład, ale na szczęście słyszała je tylko ciocia Krysia, która parsknęła cichym śmiechem.

– Popatrzcie, kto przyszedł! Marian! – Mama zabrzmiała niczym mała dziewczynka, a ja poczułam, że blednę.

Tylko nie On.

– Na początku myślałem, że nie przyjdę. W końcu cały czas jestem w żałobie po mojej ukochanej małżonce. Już miałem odmówić, ale wtedy zrozumiałem, że Amelia nie chciałaby, abym wciąż się zamartwiał. Gdyby nadal żyła, pewnie kazałaby mi tu przyjść i dobrze się bawić. – Jak zwykle uśmiechał się czarująco. To był jego znak rozpoznawczy. „Uroczy” wyszczerz, tak szczery, jak żul spod Biedronki proszący o złotówkę na chleb. – Ona była taka dobra… Czemu to ona zmarła, a nie ja? – Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że nagle zmienił nastrój. No tak, przecież powszechnie szanowany pan prawnik nie może być kłamliwy, prawda?

– No, ciebie nie byłoby szkoda… – mruknęłam z niechęcią, wywołując kolejną salwę śmiechu cioci Krysi. To była jedyna kobieta w rodzinie, która również poznała się na tym draniu. – A zapowiadał się taki dobry dzień…

– Wymkniemy się koło osiemnastej. – Ciepły głos cioci połaskotał mnie w lewe ucho. – Ja też nie chcę z nim siedzieć. Dupek jakich mało.

– Masz jakąś wymówkę na podorędziu? – odszepnęłam.

– Tak, mam umówioną wizytę u lekarza. – Puściła do mnie oczko. – A ty razem ze mną. Gastrolog. Obie mamy podobne problemy z jelitami, więc uznałam, że to najlepszy możliwy powód.

– Pewnie. – Uśmiechnęłam się i zerknęłam na zegarek. Za dwie godziny będziemy mogły się zmyć. Zjedzenie pierwszego dania zajmie nam około trzydziestu minut. Potem drugie i deser, czyli kolejna godzina. Całkiem nieźle. Przy odrobinie szczęścia nie zdążę zamienić nawet zdania z tą parodią człowieka.

Wtem mama wniosła talerze oraz wazę z zupą. Czyli dzisiaj zaczynamy wcześniej niż zwykle.

Wychyliłam się zza stołu, żeby zobaczyć, czy pierwsze danie odpowiada moim gustom. Jasnoczerwona ciecz mówiła sama za siebie. Uśmiechnęłam się. Pomidorowa. Nawet nieźle. Dawno nie jadłam „prawdziwego” jedzenia. Poczułam, że ślinka napływa mi do ust i już miałam zacząć jeść, gdy w tym momencie ojciec wstał. Westchnęłam. Czyli nici z szybkiego posiłku. Najpierw będzie pogadanka. Po prostu świetnie…

– Ekhem… – Tatuś odchrząknął i pogładził się po łysinie. – Niedawno na raka zmarła moja ukochana córeczka. – Zamrugałam, słysząc to, co właśnie powiedział. Miałam nadzieję, że po prostu źle ujął myśli w słowa, ale to było mało możliwe. – Amelka była prawie idealna. Świetna lekarka. Najlepsza córka. – Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Co jak co, ale córką to byłam raczej kiepską.

– I cudowna żona. – Marian postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Poczułam, że moja twarz samowolnie wykrzywia się w jakimś nieokreślonym grymasie. Aż dziwne, jak szybko wielka miłość może zmienić się w płomienną nienawiść. – Mimo wymagającej pracy zawsze ze mną była i wspierała mnie na każdym kroku. Kochałem ją całym sercem. Wywróciłam oczami, słysząc kolejne kłamstwo. Obiecałam sobie, że nie będę się z nikim kłócić podczas tego spotkania, ale wizja starcia fałszywego uśmiechu z twarzy tego gada była coraz bardziej kusząca. Zamiana w moją siostrę była jednak najlepszym, co mnie spotkało. Mogłam robić, co chciałam, nie dbając o swój wizerunek, tak jak ona nie dbała jeszcze za życia.

– Córeczko, jak możesz?! – pisnęła mama, widząc moją minę. – To, że ty nie potrafiłaś znaleźć sobie takiego wspaniałego męża, jak Marianek Amelki, świadczy tylko o tobie!

– Ten sztywniak jest taki świetny? – W końcu mogłam parsknąć śmiechem. Przypomniało mi się, że Nastka dokładnie tak go zawsze opisywała. Sztywny dupek. Kurczę, miała rację. Żałuję, że nie posłuchałam jej wtedy, pięć lat temu, i nie rzuciłam go w cholerę. – Pan prawniczek od siedmiu boleści, który nie wie, co to zabawa, a swój sukces opiera na znajomościach? Jeśli on jest świetny, to chyba wolę być sama przez resztę życia! – Wiedziałam, że tymi słowami rozpoczynam wojnę, ale nie przeszkadzało mi to. Po trzydziestu dwóch latach w końcu postanowiłam uwolnić się od wpływu rodziców. Najwyższy czas, żebym się całkiem usamodzielniła. Nie mogłam przecież spędzić reszty życia, jedynie wykonując ich polecenia. Nareszcie zaczęłam to rozumieć… Szkoda tylko, że tak późno…

– I pewnie będziesz sama! Kto by chciał być z taką bezrobotną… bezbożnicą! – Mama najwyraźniej nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa, więc powiedziała cokolwiek, byle tylko brzmiało dobrze.

– Po pierwsze zarabiam więcej niż ty i ojciec razem wzięci. Nawet jeśli weźmiemy wasze zarobki z najlepszych czasów, nadal wygrywam – zauważyłam zgryźliwie. – Co więcej, ja zdobyłam coś, co czyni mnie nieśmiertelną. „Stawiłam sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu…” – zacytowałam Horacego. – Mam fanów na całym świecie. Moje książki przetłumaczono na wiele obcych języków. Ale co cię to obchodzi, mamo? Pisarstwo to przecież nie jest praca! Ba, to nawet nie jest hobby, tylko zwykłe marnowanie czasu!

Mama nagle się postarzała. Zawsze wydawała mi się młoda i silna. Teraz jednak zauważyłam zmarszczki, których z biegiem lat przybywało coraz więcej. Nawet te blond włosy, z których była zawsze taka dumna, teraz pokrywała farba. Jej strój również pozostawiał wiele do życzenia. Wyglądał, jakby był z innej epoki. Czar prysł. Poczułam się wolna.

Wiele lat temu to przez nią przestałam marzyć. Właśnie wtedy rozeszły się drogi moje i Nastki. Ona postawiła wszystko na jedną kartę i jej się udało. A teraz ja stałam się nią. Ze wszystkimi jej sukcesami i porażkami. Moje serce wypełniła duma. Moja mała siostrzyczka zawsze była osobą, którą chciałam podziwiać. Wybrała życie, którego pragnęłam również ja, i na koniec mi je podarowała.

Złapałam za złoty wisiorek, który miałam na szyi. Dostałam go od niej na osiemnaste urodziny. Zimny metal pod palcami sprawił, że wstąpiły we mnie nowe pokłady odwagi.

Od dzisiaj będę tobą, tak jak tego chciałaś.

– Jak możesz tak pyskować do matki?! – Ojciec ni stąd, ni zowąd postanowił włączyć się do kłótni.

– Jest tylko jedna dobra rzecz w tej rodzinie. Tata nadal broni mamy. Nawet wtedy, kiedy wie, że ona nie ma racji – podsumowałam z wyższością i nalałam sobie zupy, kątem oka zerkając na mojego eksmęża. Wpatrywał się we mnie, jakby ktoś go zaczarował. Wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że gustuje w „ostrzejszych” dziewczynach, ale nie spodziewałam się tego nagłego zainteresowania.

Ciocia Krysia wybuchła wysokim śmiechem, skutecznie rozładowując atmosferę. Uwielbiała takie dramy przy obiedzie. Jak to zwykle mawiała? Gdybym chciała popatrzeć na sztywniaków, poszłabym do kostnicy. W sumie coś w tym było. Chyba nikt nie przepadał za sytuacjami, gdy wszyscy zaczynali tańczyć wokół siebie z przyklejonymi do twarzy sztucznymi uśmiechami. Tylko kto by się do tego przyznał…

– Ekhem? – Tato odchrząknął, nie wiedząc, co zrobić. Z jego twarzy mogłam z łatwością odczytać myśli. „Obrócić to w żart? Czy dać jej burę przy wszystkich? A może udawać, że nic się nie stało?” Najwyraźniej zdecydował się na to ostatnie. – Życzę wam wszystkim smacznego – wydukał, po czym usiadł na swoim miejscu, zganiony spojrzeniem przez mamę. Pewnie skoczą sobie do gardeł, gdy tylko goście rozejdą się do domów.

*

Jedzenie zajęło chwilę. Miałam nadzieję, że po poprzedniej scenie wszyscy dadzą mi już święty spokój. Niestety.

– Jak ci idzie w pracy? – Marian zwrócił się do mnie z nonszalanckim uśmieszkiem przyklejonym do ust. To była dla mnie najgorsza możliwa wróżba. Znałam go od lat i w pełni zdawałam sobie sprawę, że akurat tego grymasu używa tylko wtedy, gdy idzie poderwać jakąś dziewczynę. Ponoć gdy się tak uśmiecha, jest bardziej atrakcyjny… czy coś. Chociaż na mnie już od dawna nie robi to żadnego wrażenia.

– Jakoś. – Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że szybko się ode mnie odczepi.

– Amelia mówiła coś o tym, że piszesz książkę… To fantastyka, prawda? – dalej próbował.

Westchnęłam.

– Taaa… Już widzę, jak ona ci o tym mówi! – parsknęłam ze złością. Nawet nie dadzą mi zjeść w spokoju, a mama właśnie nałożyła mi swojego słynnego schabowego! – Ale masz punkt za zgadnięcie gatunku. Jest tylko jeden, bo wszyscy wiedzą, co jest moją działką. Nigdy przecież nie napisałam niczego, co nie byłoby fantasy. – Mrugnęłam do niego, siląc się na uwodzicielską pozę. Z jakiegoś powodu chciałam, żeby upokorzył się jeszcze bardziej. Jak widać, wraz z imieniem odeszły również moje skrupuły.

– Ha, ha, ha, masz rację… Ostatnio nie miałem czasu na książki. Może poleciłabyś mi coś dobrego? – Jak widać, wziął mój grymas za dobrą monetę.

– Hmm… – udałam, że się zastanawiam. Wiedziałam, że zachowuję się jak dzieciak, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać. Po raz pierwszy w życiu byłam sobą w stu procentach. Dokładnie taka, jaka zawsze chciałam być. – „Żywoty cezarów” – rzuciłam tę nazwę, trzepocząc rzęsami niczym jakaś skończona idiotka.

Ciocia Krysia, która najwyraźniej przysłuchiwała się naszej wymianie zdań, prawie się udławiła ziemniakiem. W tym momencie pokochałam tę kobietę bardziej niż rodzoną matkę.

– Widzisz, kochanie… – Mamusia zwróciła się do mnie ze swoim dumnym uśmieszkiem. – Jakoś potraficie się normalnie dogadywać. Prowadzicie nawet całkiem przyjemną rozmowę.

Zamrugałam i odsunęłam się od stołu. Powtarzałam sobie, że powinnam być spokojna, bo nieznajomość tego tytułu nie znaczy jeszcze o ignorancji. Może ona po prostu lubi wszystkie opowieści o kazirodczych związkach cezarów? I nudne, przydługie, trudne do przeczytania opisy? Mało prawdopodobne. Chociaż nie niemożliwe.

– Siostrzyczko – odezwała się ciocia, ledwie panując nad śmiechem. – Myślę, że ona żartowała. Nie znam nikogo, kto polubiłby coś takiego. Wybacz, słonko… – Spojrzała na mnie z błyszczącymi oczami. – Nie chcę go zrażać do książek. Nieważne, jaki jest, to nadal tylko nieznający świata dzieciak i ta jedna lektura może go zniechęcić do czytania w ogóle.

Parsknęłam śmiechem. Trzydziestotrzylatek „dzieciakiem”. Tylko ona potrafiła powiedzieć coś takiego całkiem na poważnie.

– Spokojnie, wiem o tym – odpowiedziałam, gdy już się uspokoiłam. – Chciałam tylko, żeby się ode mnie odczepił. Dziwi mnie, że za każdym razem muszę mówić mu prosto w twarz, że go nie znoszę. To, że moja siostra za niego wyszła, nie znaczy, że ja też go lubię. Rozumiem, niektórzy ludzie są zbyt głupi, aby się domyślić, że bliźniaczki, nawet te jednojajowe, mogą mieć inne upodobania…

– Dość! – Matka trzasnęła pięścią w stół. – Taki nieudacznik jak ty…

– O, widzisz? Wracamy do punktu wyjścia. – Spojrzałam z rezygnacją w sufit. – Moim zdaniem to mamusia powinna była za niego wyjść. Szczególnie że Amelia z chęcią by ci go oddała – wymsknęło mi się.

– Co?! – Marian zamrugał ze zdziwieniem pomieszanym z wściekłością.

– Nie wiedziałeś? Zamierzała wziąć z tobą rozwód… – Postanowiłam dokończyć to, co zaczęłam. Kątem oka zerknęłam na zegarek. Nadszedł czas. – Między innymi za ten romans z koleżanką z pracy. – Wstałam, zanim ktokolwiek zdążył coś wydukać. – Z chęcią opowiedziałabym wam więcej o tej historii, którą notabene zdradziła mi sama Amelka, ale ciocia i ja mamy wizytę u lekarza. Nie możemy dłużej czekać.

– Niestety ma rację. – Ciocia ruszyła w kierunku korytarza, kołysząc się na boki ze względu na swoją pokaźną tuszę. Miała na twarzy wypieki spowodowane tym, co powiedziałam. Była szczęśliwa. Uwielbiała, kiedy wszyscy zaczynali być sobą. Tak samo zresztą, jak ja. I Nastka.

Nikt nawet nie próbował nas zatrzymać. Włożyłam swój śliczny brązowy płaszczyk i wyszłam na deszcz. To było dobre spotkanie.

Chwilę po tym, jak znalazłam się w samochodzie, dostałam SMS-a. „NIE MYŚL, ŻE TWOJE KŁAMSTWA UJDĄ CI NA SUCHO!!!!!!”. Nie musiałam sprawdzać numeru.

Oj, mamusiu, nawet nie wiesz, ile prawdy jest w tych „kłamstwach”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: